Rozdział 1
Po opuszczeniu LA nauczyłam się kilku ważnych rzeczy: pielęgnować swoje marzenia. Trzymać się swoich ideałów. Maszerować śmiało według muzyki, którą tylko ja słyszałam. Wielkie biografie powstają z ruchu do przodu, a nie oglądania się do tyłu. Najlepiej nie planować nic. Nie przewidywać tysiąca możliwych opcji. Darować sobie myślenie o tym, co będzie - od życia i tak dostaniemy akurat to, czego kompletnie się nie spodziewamy.
Spojrzałam na siedzącą obok mnie córkę, opartą głową na poduszce. Przez pierwsze chwile lotu nie mogła oderwać wzroku od okna samolotu, podziwiając świat z góry. W końcu zmęczenie wzięło górę i zasnęła, a ja miałam okazję pomyśleć nad tym wszystkim. Wiem, że nie będzie mi łatwo się odnaleźć tam na nowo, mimo że mój pobyt nie potrwa długo. Dom rodziców sprzedany od dawna. Natalia zaproponowała, abym zatrzymała się z Evą u niej w mieszkaniu, które kupiła 2 lata temu. Przyjęłam jej propozycję, gdyż nie chciałam zostawać w hotelu. Miałam w LA wiele spraw do załatwienia. Chciałam koniecznie odwiedzić stajnię Maxa, by móc chociażby zobaczyć co słychać u moich wierzchowców. Pojechać na plażę, która kiedyś wiele dla mnie znaczyła, a może wciąż wiele znaczy?
- Jesteśmy? - Eva poruszyła się nieznacznie przecierając zaspane oczka - Długo jeszcze? Kiedy będziemy na miejscu?
- Jeszcze trochę. Śpij, obudzę Cię jak wylądujemy.
Ucałowałam dziewczynkę we włoski, a ona ponownie wtuliła się w poduszkę zamykając oczka. Trudno mi było uwierzyć, że minęło już 6 lat. Pamiętam wszystko, jakby było wczoraj. Od wyjazdu nie widziałam się z Natalią ani Maxem ani razu - utrzymywałam z nimi jedynie kontakt telefoniczny. A Michael? Myślę, że nie pamięta już nawet mojego imienia. Obserwowałam jego karierę dzięki mediom. Nagrał kolejną płytę, która odniosła ogromny sukces. Wybrał się w trasę koncertową, która również wiele wniosła do jego życia. Cieszyło mnie, że się rozwija i brnie coraz to wyżej. O to mi chodziło, po to właśnie odeszłam. Brukowce trąbiły coś o naszym rozstaniu, jednak nikt tak naprawdę o tym nic nie wiedział. Przecież nawet sam Michael nie miał pojęcia co się między nami tak naprawdę stało. Podobno od 3 miesięcy jest w związku z Lisą Marie Presley. Czy mnie zabolała ta wiadomość? Poniekąd. Jednak w głębi serca cieszyłam się, że w końcu odnalazł szczęście u boku kogoś innego. Minęło tyle lat... I tak długo zwlekał z zaangażowaniem w kolejny związek. Nie jestem w stanie ocenić ani jej, ani ich relacji. Nauczyłam się nie wierzyć gazetom i temu co mówią w TV. Tak czy siak pragnęłam teraz tylko jego szczęścia. Wierzę, że odnajdzie je u boku Lisy. Zasługuje na to.
***
Gdy tylko opuściłyśmy budynek lotniska, od razu zauważyłam Nat stojącą przy zapewne jej nowym samochodzie. Na mój widok uśmiechnęła się i podleciała do nas z prędkością światła witając się radośnie.
- Hej, jestem Natalia. Ty pewnie jesteś Eva? - ukucnęła przy dziewczynce wyciągając do niej rączkę.
- Tak - odparła lekko zawstydzona - Miło mi w końcu Panią poznać. Mama mi dużo o Pani opowiadała.
- Oj nie Paniuj mi tylko tutaj! Jestem Nat, a jeśli chcesz możesz mówić do mnie Ciociu. W sumie jesteśmy prawie jak rodzina, tylko taka niebiologiczna - przyjaciółka spojrzała na mnie uśmiechając się - Tak się cieszę, że w końcu wpadłaś na stare śmieci - wstała i uścisnęła mnie z całej siły.
- Na pewno nie będzie problem, że zostaniemy na ten czas u Ciebie? Jeśli coś...
- Przestań, nawet tak nie mów. I tak siedzę większość czasu sama w tym mieszkaniu. Tom ma co chwila wyjazdy służbowe, a uwierz mi, że pusty dom to nic fajnego.
- Wiem o czym mówisz - posmutniałam - To jak? Jedziemy?
- Jasne! Chodźcie, pewnie jesteście zmęczone po podróży.
Droga do mieszkania Nat na szczęście nie była długa. Rozmawiałyśmy w aucie, głównie na temat tego jak nam się mieszka i żyje w Londynie, oraz powypytywałam ją o jej nowości z życia, zwłaszcza o Toma - jej nowego chłopaka. Widziałam po przyjaciółce, że korci ją temat Michaela, jednak wiedziała, że przy Evie jest to temat zakazany.
Musze przyznać, że mieszkanie Natali robiło wrażenie. W sumie nie dziwiłam się - nigdy nie miała problemów finansowych, mogła sobie pozwolić na wszelkie wygody i luksusy.
- Tutaj będzie Twój pokój, a obok Evy - otworzyła drzwi do jedenej z sypialni.
- Ale możemy mieć z Evą wspólny pokój, nie rób sobie kłopotu.
- Żaden kłopot! My z Tomem mamy swoją sypialnię, a i tak zostanie jeszcze jeden wolny pokój. Czuj się jak u siebie i przestań marudzić - puściła mi oczko i udała się do kuchni.
Położyłam swoją walizkę na łóżku i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dominowała tutaj biel i błękit. Jasne barwy ożywiały pomieszczenie, tak samo jak wielkie okno, przez które widać było piękną panoramę LA. Przeszłam do pokoju obok, gdzie zastałam córeczkę otwierającą torbę ze swoimi rzeczami.
- Pomóc Ci? - podeszłam do dziewczynki otulając ją delikatnie od tyłu.
- Nieeeee... Sama się rozpakuję. Jestem już duża - zaśmiałam się na te słowa i pocałowałam ją w czubek głowy.
- Dobrze, to w takim razie ja pójdę przygotować nam coś do zjedzenia.
Wyszłam z pokoju przymykając drzwi i udałam się do kuchni, gdzie krzątała się Nat. Już chciałam otworzyć lodówkę gdy rzuciła:
- Spokojnie, zaraz przyjedzie pizza. Mam braki w lodówce, więc nawet nie otwieraj bo się przerazisz - zaśmiałyśmy się równocześnie - Eva w pokoju?
- Tak, rozpakowuje swoje rzeczy - usiadłam na krześle - I jak Ci się mieszka tutaj?
- Świetnie! Od dawna już miałam w planach wyprowadzić się od rodziców. W końcu jestem na swoim, nikt nade mną nie stoi, robię to co mi się podoba.
- Ale pracujesz u ojca w firmie?
- Tak, dobra fucha a przynajmniej wiem, że mnie nie zwolni - puściła mi oczko - A teraz Ty...- Usiała na krześle na przeciwko mnie.
- Co ja?
- Planujesz się z nim widzieć?
- Nie mam pojęcia o kim mówisz - udawałam głupa, nie chcąc zaczynać tematu Michaela.
- Oj już nie udawaj. Evy nie ma, więc możesz mi co nieco powiedzieć.
- Nie kontaktowałam się z nim i nie zamierzam. On ma swoje życie, ma kobietę z którą jest szczęśliwy. Ja tutaj przyjechałam dla rodziców i dla Ciebie. Za tydzień wracam, nie mam w planach nawet myśleć o nim, a co dopiero oglądać - rzuciłam najpoważniej jak potrafiłam.
- Serio myślisz, że jest z nią szczęśliwy? - spojrzała na mnie przenikając mnie wzrokiem - Nie masz pojęcia ile razy przyjeżdżał do mnie po Twoim odejściu, błagał aby się dowiedzieć gdzie jesteś. Miśka on cierpiał, nigdy nie widziałam by ktoś tak bardzo cierpiał.
- Wyszło mu to na dobre - syknęłam niezadowolona tematem rozmowy - Dzięki temu zrobił karierę o jakiej marzył.
- On marzył o Tobie.
- Przestań - odwróciłam wzrok - Dobrze się stało.
- Wiem, że sama w to nie wierzysz. A Eva? Mogłaby mieć kochającą rodzinę, kochających się rodziców...
- Dość - wstałam od stołu i podeszłam do okna próbując zatamować cisnące się do oczu łzy - On nauczył się żyć beze mnie, ja też się tego nauczę.
- Przepraszam - podeszła do mnie i przytuliła mocno - Nie chciałam Cię zdenerwować. Po prostu boli mnie kiedy widzę jak bardzo się kochacie, cierpicie osobno... W sumie aż wam zazdroszczę... Chciałabym, żeby kiedyś ktoś tak na mnie czekał, że z tej wielkiej tęsknoty nie mógłby zasnąć.
- To nic przyjemnego.
- Ja nie wierzę i tak w ten jego cudowny związek z Lisą.
- A jednak tak jest. I bardzo dobrze - przetarłam oczy rękoma.
- Wiesz... Kiedy tak patrzę na Evę to widzę w niej czystego Michaela. Ma jego oczy, jego spojrzenie. Ciężko pomylić to z czymkolwiek innym.
- Wiem - uśmiechnęłam się w duchu - Codziennie gdy na nią spoglądam widzę w niej Michaela - zmieniłam temat - A Tobie jak się z Tomem układa?
- Świetnie. Trochę mało czasu mamy dla siebie przez jego ciągłe wyjazdy, ale jest cudowny. Myślę, że w końcu znalazłam swoją bratnią duszę.
- Ciesze się, że jesteś szczęśliwa - uniosłam lekko kąciki ust - Pójdę sprawdzić jak idzie Evie.
- Jasne, pizza zaraz powinna przyjechać, więc nie za długo.
- Jasne - rzuciłam i udałam się do pokoju, gdzie była moja córeczka.
Uchyliłam drzwi i zauważyłam jak siedzi na parapecie przy oknie, zapatrzona w widok za szybą. Weszłam cichutko i usiadłam obok niej z drugiej strony parapetu.
- Pięknie tutaj - wyszeptała nie odrywając wzroku - Kiedy pojedziemy do dziadków?
- Dzisiaj chciałabym przejść się sama jeśli pozwolisz. Natalia z Tobą zostanie. Ale za to jutro po obiedzie pojedziemy razem na cmentarz do babci i dziadka - pogłaskałam ją po głowie - A potem pójdziemy na spacer. Co Ty na to ?
- Tak! - rzuciła radośnie.
- Rozpakowana?
- Chyba tak.
- To chodź, zaraz powinna być pizza.
- Mamuś... - zatrzymała mnie nim zdążyłam wyjść z pokoju.
- Tak?
- Mogę napisać list do babci i dziadka? Dałabyś go dzisiaj im jak pojedziesz.
- Oczywiście kochanie - poczułam jak szklą mi się oczy - Ale nie lepiej, żebyś sama jutro im go zostawiła jak pojedziemy?
- Nie, chciałabym aby dostali go dzisiaj. Myślisz, że tam wśród aniołków dadzą radę przeczytać? Albo przeczytaj im! Usłyszą, jeśli im przeczytasz?
- Na pewno, i na pewno bardzo się ucieszą, że mają taką kochaną wnuczkę - pocałowałam ją w czółko, czując jak wali mi serce - A teraz chodź, musisz coś zjeść.
***
Gdy przekroczyłam bramy cmentarza poczułam jak uginają mi się nogi. Bałam się tam iść, po prostu bałam. Przez sześć lat nie byłam tu ani razu. Jak można być tak okrutnym i niewdzięcznym dzieckiem?
Cmentarz większości z nas przypomina szachownicę. Niektóre pola są zaniedbane, albo wręcz leżą odłogiem. Kto by sobie zawracał głowę nagrobkami – czy też miłościami, które pod nimi spoczywają? Nawet nazwiska zatarły się w pamięci. Inne groby pozostają jednak ważne, choć byśmy niechętnie się do tego przyznawali. Odwiedzamy je często – prawdę mówiąc – zbyt często. Nigdy nie wiadomo, jak się będziemy czuli po wyjściu z cmentarza: czasem będzie nam lżej, czasem ciężej na duszy. Nie sposób przewidzieć w jakim nastroju będziemy wracać do domu teraźniejszości.
Gdy znalazłam się przy grobie, poczułam pierwsze łzy spływające mi po policzku. Ścisnęłam w dłoni mocniej kopertę, w której był list od mojej córki. Przysiadłam na ławce i spojrzałam na przedmiot, delikatnie wyjmując z niego zapisaną kartkę. Chwilę się zastanawiałam, lecz w końcu zaczęłam czytać na głos, łamiącym się głosem:
Droga Babciu i Dziadku
Chyba nic tak nie podnosi na duchu, jak niespodziewane słowa płynące z ust osoby, której byśmy o to nie podejrzewali. Nie podejrzewacie, bo się nie mogliśmy poznać. Strasznie chciałabym was poznać. Chciałabym móc składać wam życzenia na Dzień Babci i Dziadka, wysyłać kartki na święta. Szkoda, że nie mogę.
Mamusia bardzo was kocha, ja również was bardzo kocham mimo, że się nie znamy. Myślę, że gdybyście mogli również byście mnie pokochali. Wczoraj przed snem długo o was myślałam. Tak bardzo chciałabym się do was choć raz przytulić, posłuchać marudzenia, pokłócić się o jakąś błahostkę. Byłam kiedyś przekonana, że to się nigdy już nie zdarzy, jednak przyszliście do mnie we śnie, uśmiechnięci i przytuliliście mówiąc: Jesteśmy tutaj.
Wiem, że tam na górze jest wam dobrze i nade mną czuwacie. Nade mną i nad mamusią. Ona również bardzo za wami tęskni.
Jutro przyjdę tutaj razem z mamusią, obiecuję.
Kocham was bardzo,
Proszę, wy też mnie kochajcie.
Eva
Gdy skończyłam czytać zalałam się łzami. Nie zwracałam nawet uwagi, że ludzie przechodzący chodnikiem obok dziwnie się na mnie patrzą. Zakryłam twarz w dłoniach, nie mogąc opanować emocji. Tak jak myślałam - wszystko wróciło.
- Mamo... Tato... - zaczęłam przecierając łzy, jakbym naprawdę miała nadzieję, że mnie słyszą - Nie radzę sobie bez was. Nauczyliście mnie prawdomówności i kultury, a teraz przez to nie potrafię odnaleźć się w dzisiejszym świecie. Przepraszam, jeśli nie byłam córką jaką sobie wymarzyliście. To za mało powiedzieć, że za wami cholernie tęsknię... Pogubiłam się strasznie, a was nie ma... A tak bardzo was potrzebuję - ciągnęłam przez łzy - Oddałabym wszystko, za tą jedną ostatnią rozmowę.
Znów zaniosłam się płaczem. Położyłam na grobie kwiaty, a między łodygi wsadziłam kopertę od Evy. Nie wiem ile jeszcze siedziałam tam w milczeniu, aż w końcu podniosłam się i odeszłam. Musiałam powiedzieć to wszystko, aby mieć czyste sumienie. Jutro przyjadę z Evą, jednak ona nie może widzieć mnie w takim stanie, nie może. Musze być silna dla niej, tylko ja jej pozostałam.
***
Tak jak każdego piątkowego wieczoru, wybrałem się na cmentarz. Naciągnąłem okulary mocniej na nos, spoglądając ukradkiem na moich ochroniarzy, idących blisko na wypadek niespodziewanych sytuacji. Odwiedzałem Państwa Evans regularnie co tydzień, a przynajmniej się starałem, jeśli praca mi nie krzyżowała tych planów. Byli niesamowitymi ludźmi, którzy nie zasłużyli by odejść tak szybko. Mieli jeszcze dużo rzeczy do zrobienia, jednak jak widać Bóg rozplanował to dla nich inaczej.
Szedłem chodnikiem, aż w końcu zatrzymałem się przy grobie. Zdjąłem okulary i spojrzałem na kwiaty leżące na pomniku. Wydawały się świeże, za świeże. Nie mogły mieć więcej niż jeden dzień. Kto je tutaj zostawił? Zdziwiło mnie to, gdyż nikt poza mną, Natalią i Maxem nie odwiedzał tego grobu na cmentarzu. A nigdy ani Nat, ani Max nie kupowali kwiatów, jedynie zostawiali zapalone znicze. Ukucnąłem przy bukiecie i dojrzałem między liśćmi coś, co przykuło moją uwagę. Był to list, zaadresowany do... Babci i Dziadka? Może nie powinienem, jednak bez namysłu otworzyłem kopertę. Był to liścik napisany ewidentnie dziecięcą ręką. Zacząłem czytać, coraz bardziej pogrążając się w lekturze. Co to wszystko miało znaczyć? Kto to zostawił? Co się dzieje? "Jutro przyjdę tutaj razem z mamusią, obiecuję." - przeanalizowałem te słowa kilkakrotnie. Wstałem chowając kopertę z listem do wewnętrznej kieszeni munduru. Spojrzałem na jednego z moich ochroniarzy i rzuciłem:
- Odwołaj jutrzejsze spotkanie. Mam inne plany na ten dzień.
***
Komentarz = to motywuje !
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top