Prolog


To bar­dzo dziw­ne, ale nap­rawdę można kochać ko­goś przez całe życie. Nieza­leżnie od te­go, jak da­leko znaj­du­je się ukocha­na oso­ba, jej wspom­nienie zaw­sze no­si się w sercu. Można oczy zam­knąć na rzeczy­wis­tość, ale nie na wspomnienia. Za­pom­nieć. Ta­kie pros­te słowo. Gdy­by część jej mózgu pot­ra­fiła od tak, po pros­tu wy­mazać in­formację bez śla­du. Tak jak za­pom­niała o dro­biaz­gach: wysłaniu życzeń, od­da­niu książki do bib­liote­ki, ku­pieniu pas­ty do zębów pod­czas za­kupów w su­per­marke­cie. Z wiel­ki­mi wy­darze­niami nie jest już jed­nak tak łat­wo. Wy­ryły się w pa­mięci na zaw­sze. Żyją w tkan­kach mózgu, pod skórą, we krwi. Zwi­nięte w kłębek, drze­mią w nieświado­mości, do cza­su, aż coś je zbudzi. Ni stąd ni zowąd wspom­nienia ożywają, wy­pełniając głowę ob­ra­zami przeszłości. Myślałam, że w miarę upływu cza­su będę czuła co­raz mniej, wspo­minała co­raz mniej, ale czymże jest wspom­nienie, jeśli nie języ­kiem uczuć, słow­ni­kiem twarzy i dni, i za­pachów, które pow­tarzają się jak cza­sow­ni­ki i przy­miot­ni­ki w przemówieniu, uk­radkiem prze­mykając się po­za samą rzecz, aż do czys­tej teraźniejszości. Mimo wszystko nie zapomniałam. O niczym i nikim, nikim kto był dla mnie ważny. Jutro wszystkie wspomnienia miały we mnie ożyć ze zdwojoną siłą, miały przypomnieć mi kim byłam, kim jestem teraz.

Spojrzałam na zegarek wyczekując, aż w końcu wybije godzina sygnalizująca koniec mojej pracy. Nie cierpiałam siedzenia za ladą, praktykowałam to już lata temu, gdy pracowałam z mamą w naszym upadłym sklepie zoologicznym. Teraz pracuję w recepcji w jednym z Londyńskich hoteli. Nie o tym marzyłam, nie tego się spodziewałam... Jednak póki co to jedyne, czego się trzymałam.

Gdy w końcu mogłam opuścić budynek, wsiadłam w samochód i udałam się w miejsce, które odwiedzam od roku dość regularnie: szkoła muzyczna. Muszę się przyznać, że nie licząc trudnego charakteru to resztę odziedziczyła po ojcu: między innymi pasję do muzyki. Gra na skrzypcach jest dla niej szczególnie ważna, ważniejsza nawet niż jeździectwo - w które też wciągnęła się jeżdżąc razem ze mną w okolicznych stajniach.

Czekała na mnie już pod wejściem. Dziewczynka podleciała do auta ubrana w uśmiech na ustach, rzuciła na tylne siedzenie pokrowiec ze skrzypcami i sama wsiadła do auta wołając radośnie:

- Hej mamuś! - ucałowała mnie w policzek jak to miała w zwyczaju .

- Jak tam dzisiaj było? - spojrzałam na córkę uśmiechając się - Przekazałaś Pani, że na przyszłych zajęciach Cię nie będzie?

- Tak, powiedziałam jej że wyjeżdżamy - spojrzała na mnie - Dlaczego tak właściwie tam jedziemy?

- Mówiłam Ci, że jedziemy odwiedzić babcię i dziadka.

- To dlaczego nie mogliśmy pojechać wcześniej? - nie odpowiedziałam jej na to pytanie.

Prawda była taka, że nie potrafiłam wcześniej się zdobyć na podróż do LA. To żałosne... Od ich śmierci nie byłam ani razu na grobie. Nie pomodliłam się, nie podziękowałam za wszystko co dla mnie zrobili. Dopiero teraz, po upływie sześciu lat zdobyłam się i podjęłam decyzję, aby to zrobić.

Zaparkowałam pod blokiem i razem z dziewczynką udałam się do naszego małego, skromnego mieszkanka. Mieszkałyśmy w centrum miasta. Moje skromne zarobki nie pozwalały na wielkie luksusy, jednak dawałam Evie wszystko co mogłam. Stawiałam głównie na rozwój jej pasji do muzyki. Jej radość z grania przypominały mi radość Michaela podczas tańca i śpiewu. Oraz jej oczy... jej oczy przypominały mi Michaela. Były tak samo ciemne, piękne i głębokie jak jego. Nigdy nie byłabym w stanie zapomnieć jego spojrzenia, które teraz na co dzień mogłam podziwiać w naszej wspaniałej córce. Jak na pięciolatkę - była wyjątkowo mądra i bystra. Potrafiła dobrze czytać z ludzi uczucia. Od razu wyczuwała smutek, gniew i radość. Swoją dobrocią i zrozumieniem potrafiła w ludziach wzbudzać na nowo nadzieje, co ze mną czyniła na co dzień. Tylko dzięki niej żyłam, oddychałam, funkcjonowałam normalnie. Dzięki niej, dla niej.

Jednak jej mądrość przekładała się również na spryt. Tym tylko była do mnie podobna - dociekała zawsze wszystkiego, o wszystko pytała, wszystko musiała wiedzieć. Zawsze mówiła to co myśli, nawet jeśli nie to chciał usłyszeć jej rozmówca. Najgorsze były pytania o ojca. Zawsze się gubiłam, nie wiedząc co jej odpowiedzieć. Powtarzałam wtedy, że los rozdzielił mnie z tatą, ale on zapewne ją bardzo kocha. Po takiej odpowiedzi na moje szczęście nie zadawała więcej pytań. Widziała ile mnie trudu to kosztuje, więc wolała milczeć. Ale jak długo to potrwa? Brakowało jej ojca tak samo, jak mnie czyjejś bliskości. Poznałam wielu ludzi w Londynie, próbowałam na nowo się zakochać i ułożyć sobie życie. Zawsze jednak kończyło się to porażką, nie potrafiłam znów poczuć tego, co czułam sześć lat temu w Ameryce. Nie dało się, po prostu.

- Eva... - zaczęłam gdy weszłyśmy do kuchni - Masz przecież wakacje, jest lato. Nie lepiej odpocząć od tych lekcji w szkole muzycznej?

- Nie ! - krzyknęła, zajmując miejsce przy stole - Wakacje są od szkoły normalnej, ale nie od grania.

- Dobrze już dobrze - uśmiechnęłam się widząc jej zapał - Zaraz odgrzeję Ci obiad, a potem marsz się pakować. Jutro rano mamy samolot, dlatego wcześniej do łóżka żebyś się wyspała.

- Dobrze. A tam też będę mogła gdzieś uczyć się grać?

- Kochanie - podeszłam do córki i spojrzałam na nią - Do LA lecimy tylko na tydzień. Odwiedzić grób twoich dziadków, oraz chcę się spotkać z jedną ważną dla mnie osobą. Polubisz Natalie.

- To ta dziewczyna, co z nią tak rozmawiasz przez telefon?

- Tak. Jest dla Ciebie jak ciocia, pokochasz ją tak samo jak ja.

- Fajnie - uśmiechnęła się - Cieszę się, że w końcu jedziemy gdzieś na wakacje.

- Ja też się cieszę - uniosłam również delikatnie kąciki ust - Wiesz, tam się wychowałam. Miło będzie pójść i znów odwiedzić tamte miejsca.

- Tęsknisz za nimi?

- Tęsknię.

- Bardzo? - spojrzała na mnie z ciekawością.

- Bardzo.

- To dlaczego tam nie mieszkamy? Dlaczego się przeprowadziłaś tutaj? - spuściłam wzrok, przypominając sobie jak wielkim tchórzem wtedy byłam.

- Tak widocznie musiało być - zamknęłam temat.

- A czy to tam poznałaś tatusia? - na to pytanie poczułam jak szklą mi się oczy.

Nie potrafiłam z nią o tym rozmawiać. Ilekroć pytała o Michaela, gubiłam się w słowach, myślach i uczuciach. Dlaczego to do cholery nie minęło? Przez te pieprzone sześć lat powinnam już dawno o nim zapomnieć, pokochać kogoś innego. Eva widząc moją reakcję posmutniała. Podeszła do mnie, przytuliła się mocno i ciuchutko szepnęła mi do ucha:

- Przepraszam mamusiu - ukucnęłam przy niej i pocałowałam we włoski, próbując się nie rozpłakać.

To w ser­cu znaj­dują się od­po­wie­dzi na py­tania, które nas dręczą. Eva zadawała ich dużo, jednak nie na wszystkie chciałam się dzielić odpowiedzią. Nie dlatego że nie chciałam, ale że zbyt wiele mnie to kosztowało. Konsekwencje moich wyborów z przeszłości spadły również na nią. Jednak ona była ode mnie silniejsza. Potrafiła wybaczać, kochać i walczyć o to na czym jej zależy. Ona się nie poddawała, nie tak łatwo jak ja. Nie ma chy­ba większe­go nie­szczęścia niż, kiedy dziec­ko jest in­te­ligen­tniej­sze od włas­nego rodzica.

***

Komentarz = to motywuje !


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top