I don't want them to know the way I loved you

TAEHYUNG

Pocałunek był subtelny, acz tak roztapiający, iż czułem się jak rozpływająca kluska leżąca na chmurce. Motylki nie tłoczyły się już tylko w moim brzuchu, zaś rozlały się po całym ciele. Odczuwałem także przyjemne dreszcze i dziwny spokój, gdy tylko odsunęliśmy się od siebie i mogłem wciąż ujrzeć twarz starszego z bliska. 

 Y-yoongi hyung..  Wydukałem. Przez chwilę obawiałem się okrzyczenia, lub przyszpilowania mnie spojrzeniem do podłogi, jednakże Min był bardzo spokojny. Obawiałem się tego nawet bardziej niż uderzenia w twarz czy zakończenia naszej znajomości. Starszy był po prostu najbardziej straszny, gdy wydawało się, iż nic nie ciąży mu na ramieniu. Chciałem go przeprosić, później jednak zmieszałem się i tylko pokręciłem głową, szukając odpowiedniej reakcji na sytuację jaka miała miejsce. Mężczyzna natomiast ponownie mnie zaskoczył.

— Ahhh, spokojnie, Taehyung-ssi. 

Otworzyłem szeroko oczy, zaraz podnosząc się z podłogi.

 Spokojnie?! Odbiło mi chyba!

 Jesteś zabawny.  Zaśmiał się, ukazując pierwszy raz od dłuższego czasu swój prawdziwy dziąsłowy uśmiech.  Chciałem ci powiedzieć, że muszę to wszystko przetrawić.

— Przetrawić? Coś ci leży na żołądku?  Przekrzywiłem głowę.

 Nie nie nie.  Zaprzeczył, krzyżując ramiona na torsie.  Muszę poukładać sobie w głowie i sercu co tak naprawdę czuję. Nie smuć się tylko z tego powodu; twój pocałunek dał mi sporo do myślenia.

Czuję, że zemdleję.

JUNGKOOK

Czasy w których spokojna atmosfera panowała pomiędzy każdym z nas były tak odległe, iż ledwie sięgałem do nich pamięcią. Jednakże nie mogę ukryć, zabawnie było mieć szansę aby ujrzeć jak każdy ze starszych dostaje świra, kiedy sam wcinam kolejne opakowanie prażonych wodorostów. I nie zrozumcie mnie źle - kochałem ich, ale gdy odbicie palmy przeszyło nawet oczekiwania Namjoona i Seokjina razem wziętych, był to powód, aby się bać.

O, siema Jeonggukie. Co u ciebie? Spytałem sam siebie, gapiąc się w lustro. Tak wyglądały ostatnimi czasy moje towarzyskie pogawędki. Z jednej strony mi to odpowiadało, lubiłem przestrzeń i zdystansowanie; tak samo w kwestii podejmowania decyzji czy wyboru anime jakie miałem zamiar obejrzeć, jednakże po miesiącu stało się to całkiem przybijające. 

Wyciągnąłem z reklamówki jakiś ramen z kimchi i kilka ulubionych dodatków. Chciałem sobie zagrzać coś przyjemnego i może włączyć stream, aby porozmawiać z armys? Nie byłem do końca pewien, jednakże zabawa w hotelowego Gordona Ramseya zaczynała sprawiać mi większą przyjemność niż spanie, granie, spanie, tańczenie oraz spanie i pracowanie. Może powinienem zostać kucharzem? Może powinienem...

Moją cudowną ciszę zakłócił Jimin, który ewidentnie nie nauczył się pukać. Mało mnie nie wystraszył, chociaż udawałem, że wszystko jest w jak największym porządku.

— Siemka, Jeonggukie. — Żachnął się, zajmując miejsce obok mnie. Westchnąłem tylko, próbując nie ubrudzić łóżka makaronem.  — Coś ty taki nie w sosie?

— Zaraz ty będziesz w sosie. — Wyburczałem, wsysając makaron.

— Kąśliwy Jeongguk. — Udawał zastanowienie. — Co się stało?

Jimin był strasznie upierdliwy, jednak szczerze martwił się o mnie i musiałem stoczyć potężną batalię z swoim mózgu, żeby niczego mu nie powiedzieć. Z całego tego zamyślenia złamałem jedną z pałeczek. Poprzysiągłem sobie przez to, iż następnym razem zapakuję ze sobą metalowe i nie będę musiał pluć drzazgami na odległość kilku skoczni. Było to trudne, szczególnie kiedy małe cząsteczki drażniły moje podniebienie, a zapijanie ich litrami wody nie pomagało kompletnie. Park podrzucił mi jakąś puszkę sody z automatu i dopiero po niej, mogłem na spokojnie odchrząknąć.

— Czuję, że się gapisz, hyung.

— Ja? — Spojrzałem na niego unosząc brew.

— Tylko my jesteśmy w tym pokoju. 

Park kręcił nosem jeszcze przez dłuższą chwilę. Raz po raz otwierał buzię chcąc coś powiedzieć, zaraz jednak powrotnie ją zamykając. Nie zamierzałem tego jakoś długo ciągnąć, wiedziałem, że w końcu się wyspowiada jednak kupowanie czasu kochanemu Taehyungowi było dla mnie kluczowe. Poza tym mogłem podrażnić mojego hyunga, a ostatnimi dniami jest to moim ulubionym zajęciem. Bardziej gryzł mnie od środka fakt, iż pomagałem osobie w której się zadurzyłem, aby spełniła swoje marzenie i poszła w ramiona kogoś innego. Chyba stwierdzenie o puszczaniu kogoś wolno, kiedy kochamy tę osobę weszło mi za bardzo do głowy. Muszę przestać oglądać te amerykańskie komedie romantyczne, bo niedługo skończę jako depresyjny królik wcinający opakowanie lodów za opakowaniem, leżąc na materacu cały dzień i noc. 

— Albo wykrztusisz to z siebie, albo ja to zrobię. — Mruknąłem w końcu, wyrzucając puste opakowanie po jedzeniu do kosza. Nie zwracałem uwagi na starszego, chcąc znaleźć moją ulubioną parę dresów i przygotować się powoli na soundcheck. Omijałem już zbyt dużo ćwiczeń oraz przygotowań przed koncertami, a to wprowadzało mnie jedynie w głębszą depresję. Powinienem się przebadać.

— Ty wiesz wszystko, prawda? 

Stanąłem w miejscu, czując jak przechodzą mnie ciarki. 

— Zależy o czym mówimy. 

— Oh no nie udawaj. Wiesz o Taehyungu i Yoongim hyungu, prawda?

Cholera jasna mać, czemu każdy dzień musi być poświęcony tej dwójce?! 

— Co dokładnie o nich wiem? — Wydukałem, zaciskając pięść na bluzie, którą znalazłem w pierwszej lepszej walizce. Nawet nie byłem pewien, czy należy do mnie.

— Chcę po prostu mieć pewność, że nie stoję nikomu na drodze, a wiem, że ty wiesz. Rozmawiałem ostatnio z Hoseok hyungiem, ale dalej mam wrażenie, że wszystko co mówiliśmy to jedne wielkie bujdy na resorach. — Mmm, satoori. Musiałem aż przewertować sobie wszystko co powiedział w głowie, bo naprawdę siedzenie zbyt długo w Seulu zrobiło mi papkę językową.

— Wciąż nie wiem o co chodzi.

Park westchnął.

— Co się z tobą dzieje ostatnio, co? — Jimin podszedł do mnie, kładąc rękę na moim ramieniu. Byłem bliski pęknięcia, naprawdę bardzo blisko. 

— Mam zbyt dużo na głowie. Tylko tyle..

— Jungkookie?

— Jimin! — Uniosłem się. — Ja naprawdę mam serdecznie dosyć waszych problemów miłosnych i przyjacielskich. Mam tak dosyć do cholery, że chciałbym mieć już kurwa święty spokój! Nie wiem, Taehyung i Yoongi nie są razem, jak se chcesz to se próbuj mam to gdzieś! 

Park odsunął się ode mnie, chyba nie wiedząc co powiedzieć. Ja byłem zdecydowanie zbyt wściekły i przepełniony rozżaleniem, aby panować nad językiem. Wybuchłem z jednej strony nie czując się źle z tego powodu, a z drugiej kiedy emocje zaczynały później opadać złapałem się za głowę. 

— Przepraszam. — Wymruczał cicho. Odwróciłem się w jego stronę i już chciałem coś powiedzieć jednak ten mi przerwał. — Idę zrobić coś czego pewnie nie powinienem, ale może to co zrobię ułatwi ci twój problem, Ggukie.

Po prostu wyszedł, rozumiejąc, iż potrzebuję być sam. Zajęło mi to dłuższą chwilę, jednak gdy tylko dotarło do mnie to co Jimin miał na myśli. Zaraz rzuciłem się w stronę telefonu, żeby poinformować o tym Taehyunga. 

Moje serce wciąż biło się z uczuciami. Z jednej strony chciałem, aby im się udało, a z drugiej aby Jimin zdążył w porę i im przeszkodził.

Stałem nad przepaścią.

YOONGI

Zdecydowanie zbyt dużo działo się w przeciągu ostatnich kilku tygodni. Mieszanie pracy z uczuciami nigdy nie powinno się łączyć, jednakże przez te wszystkie sytuacje i ich natłok mialem w głowie kompletny mętlik. Byłem również pewien, iż nie jestem jedynym który z tego powodu cierpi. Z jednej strony wszystko się układało, a czas powolnie płynął czasem wrzucając nam pod nogi drobne sprzeczki, jednakże jednego dnia spadła lawina i nie byliśmy w stanie się spod niej wyciągnąć.

Krocząc w stronę chłopaków, byłem w stanie głębokich myśli. Ledwo wymijałem pracowników BigHitu, tancerzy szykujących się do występu, zaś ręce musiałem schować do kieszeni. Było mi dziwnie zimno, jednakze wewnątrz serca w końcu poczułem spokój jakiego potrzebowałem. To było to. 

Mój upragniony spokój.

— Yoongi hyung! — Usłyszałem za sobą, udając się w stronę schodów prowadzących na scenę. Zatrzymałem się po czym obróciłem w stronę zadyszanego Jimina. Zmarszczyłem brwi, obawiając się, iż stało się coś poważnego. W końcu nie wszyscy byli na arenie, a znając Jeongguka mógł zadławić się jakimś wodorostem czy inną przekąską. Chociaż po chwili namysłu było to co najmniej głupie. Po co miałby tu przyjeżdżać, aby powiedzieć mi coś takiego?

— Hm? — Mruknąłem, krzyżując ramiona na torsie.

Park potrzebował chwili zanim zaczął mówić. Zdecydowanie przebył maraton. Nie byłem pewien tylko czy zamiast użyć samochodu, po prostu przybiegł na stadion na nogach.

— Przepraszam, że tego nie zauważyłem, albo udawałem, że nie widzę. 

Ponownie.. słucham?

— Jiminnie, wszystko w porządku?

Park pokręcił szybko głową. 

— Chciałbym, żebyśmy spróbowali.

Moje serce zaczęło bić super szybko w tamtej chwili, jednak Taehyunga zdecydowanie się zatrzymało. Członkowie zawsze uważali, że to ja mam idealne wyczucie czasu, jednakże w tamtym momencie przeszło to na młodszego. Byłem pod ścianą. 
Obiecałem mu, że przemyślę to co jest i może być pomiędzy nami, naprawdę czułem się dobrze kiedy mnie pocałował; jednakże w tamtym momencie mu je złamałem. 
Patrzyłem się prosto w jego oczy i czułem się, jakbym rozmawiał o tym właśnie z nim. 

I jak głupi się zgodziłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top