Chapter I

Drzwi zamknięto o północy, tuż po tym gdy Pan Urie przekroczył próg. Jego ciemny płaszcz otaczał go niczym czerń nocy za witrażami a puch okalający jego twarz umacniał odczucie jakoby to sama noc wkroczyła do budynku. Echo uderzających o ziemię obcasów jego eleganckich, skórzanych butów odbijało się od ścian uderzając do uszu każdego z białych kaftanów. Skręcił w mniej uczęszczany przez ludzkie oko korytarz, biel oślepiała jego wrażliwy wzrok przyzwyczajony do o wiele gorszych rzeczy. Wychodząc z budynku do którego ledwo co wszedł od drugiej strony, znalazł się na zadbanym ogrodzie pełnym ławek, na jednej z nich zasiadał mężczyzna, wokół którego stali stróże prawa.

Wyciągnął wpierw papierosy, gęsto upchane liście tytoniu zawinięte w bletkę której filtr wsunął do ust i zapalił od drugiej strony małym płomieniem z ręcznie zdobionej zapalniczki. Następnie wyjął swoją odznakę policyjną i uniósł na widok mężczyzn.

- Jesteście wolni, chłopcy. Zajmę się tym, zawołam was jak skończę - Mruknął zaciągając się. Usiadł na ławce obok skutego chłopca, miał zaledwie szesnaście lat. Dla mężczyzny w wieku trzydziestu był to dopiero dzieciak. Jednak to Brendon jako jedyny nie dał się nabrać na te duże oczka i niewinny głosik.

- Ale... k-kim pan jest? Ja... n-nie wiem co się dzieje... - Powiedział drżąco chłopiec. Detektyw odchylił się i spojrzał w niebo. Powoli wypuścił dym z płuc patrząc jak rozpływa się w czarnej nocy.

- Nie wygłupiaj się Ross, na mnie to nie działa. Zamordowałeś pięć osób, dalej chcesz zgrywać niewiniątko? - Zapytał strzepując popiół na mokrą trawę.

- Ale sir... ja naprawdę jestem niewinny! - Odezwał się broniąco dzieciak, łzy pojawiły się w jego brązowych oczach a loki zafalowały wokół buzi.

- Stul pysk, nie mam czasu na tą grę. Pięć osób zginęło, ale szósta zaginęła. Jedyne co nam zostawiłeś, to słonecznik na telefonie gdzie było jej zdjęcie... przerażona i zakrwawiona patrzyła prosto w aparat błagając o pomoc. Na całej komórce znaleźliśmy twoje odciski palców a jednak... niestabilny psychicznie. Dobre zagranie. Psychola nie możemy zamknąć do więzienia... ale dowiodę, że jesteś winny. I całkowicie zdrowy... chociażby to miała być moja ostatnia sprawa. Znajdę tą dziewczynę a ty pójdziesz siedzieć - Warknął wstając i gasząc papierosa. - A tymczasem... do zobaczenia, morderco

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top