Touch me, please.
Chapter XII
Jimin
Kiedy moja świadomość wróciła, poczułem ciepło. Ogarniało mnie zewsząd, rozpalając mnie od środka. Nadal byłem wtulony w jego tors. Jego ramię obejmowało mnie w talii, a jego duża dłoń spoczywała no mojej unoszącej się klatce piersiowej. Jego ciepły oddech głaskał skórę na moim karku.
Po raz pierwszy czułem się przy nim bezpiecznie. Nie miałem wrażenia, że chciał mnie tylko wykorzystać, bo w końcu wczorajszej nocy nie zainicjował żadnego zbliżenia. Jednak przyjął mnie i pozwolił mi zasnąć w swoich ramionach. Poczułem, że docenił moje potrzeby, a mojej osoby nie zlekceważył. Nawet nie zważałem zbytnio na fakt, że nadal nie powiedziałem mu o moich urodzinach. Cieszyłem się po prostu miłym porankiem, który nie był dla mnie codzienności.
I może cieszyłbym się dalej, gdyby coś nie zaczęło nieprzyjemnie wbijać się w mój tyłek. Poruszyłem się, chcąc zlikwidować dyskomfort, przez co Jungkook przycisnął mnie mocniej do swojej piersi. A było tak miło, gdy spał.
— Nie ruszaj się, bo będzie tylko gorzej — mruknął, a jego dłoń zjechała wzdłuż mojego boku, aż po nagie udo, które zostało przyciśnięte do jego ciała.
— Czy tobie właśnie stanął? — zaśmiałem się, starając odwrócić się tak, bym mógł zobaczyć jego twarz.
— Co w tym śmiesznego, jestem facetem, ty mimo że wyglądasz jak słodka kluska, też masz na pewno poranne wzwody — fuknął. Jako, że ta pozycja nie była zbyt wygodna, obróciłem się na plecy, wyrywając się przy tym z jego uścisku i uwalniając swój tyłek. — Z resztą, co się dziwisz, jak całą noc przyciskałeś tyłek do mojego przyjaciela? Tyłek to tyłek — burknął.
Chłopak zawisł nade mną, przez co jego oddech znów owiał moją skórę. Wlepił we mnie swoje spojrzenie, przez co na moje policzki wlały się dorodne rumieńce.
— Uroczo wyglądasz przez sen — mruknął, nachylając się nad moimi ustami. — Śliniłeś się i gadałeś coś o Chanie w krainie kangurów. No... A potem jęczałeś moje imię — dodał, wbijając się w moje usta.
Zaskoczony nie oddałem jego ruchów, a jedynie przymknąłem powieki, rozkoszując się jego wargami, które delikatnie drażniły te moje. Szatyn ogarnął włosy z mojego czoła, po czym ułożył dłoń na moim policzku. Nieświadomie oddałem pocałunek, przez co wyższy zaczął napierać językiem na moją wargę. Kiedy szatyn przygryzł ją, stęknąłem cicho, przez co chłopak się odsunął.
— Jungkook, bo wiesz — mruknąłem, odwracając od niego spojrzenie, bo jego ślepia nadal były za blisko moich. — Tak jakby mam dziś urodziny.
Jungkook
— Jungkook, bo wiesz — mruknął, po czym odwrócił wzrok od mojej twarzy. — Tak jakby mam dziś urodziny — oznajmił, a moje brwi uniosły się w górę.
Usiadłem na jego biodrach, przez co blondyn skrzywił się lekko. Dobra Park, to jest 66 kilo czystych mięśni.
— Ale, że dziś? — zapytałem głupio, a nastolatek pokiwał głową na znak odpowiedzi. — Osiemnaste?
— No... — szepnął, jednak ja już mu przerwałem.
— Osiemnaste urodziny w piątek trzynastego, kurde Jimin, jesteś szczęściarzem — zaśmiałem się, dopiero wtedy zdając sobie sprawę z pewnego faktu. — Ej, ale czemu mi wcześniej nie powiedziałeś?
Jego policzki zalały się czerwienią, a on się uniósł, przez co teraz jego twarz znalazła się bliżej mojej.
— Nie widziałem potrzeby — odparł, kładąc głowę na moim ramieniu.
Zszedłem z jego bioder i usiadłem obok, rozchylając ramiona. Chłopak spojrzał na mnie pytająco, na co przewróciłem oczami. Usiadłem po turecku, tworząc swojego rodzaju gniazdko.
— Jezu, no chodź tu — bąknąłem, a on niechętnie wdrapał się na moje nogi.
Objąłem go, a po chwili i on wtulił się w moje ciało, kładąc głowę na moim ramieniu. Wplotłem dłoń w jego jasne kosmyki, a drugą położyłem na jego plecach.
— Wszystkiego najlepszego, krasnal — szepnąłem, składając delikatny pocałunek na jego szyi. — Dobrych ocen, szczęścia, fajnego chłopaka i takich tam — dodałem, składając kolejny na jego obojczyku.
— Dziękuję — odparł, drżąc pod moim dotykiem.
— Dzisiaj nie masz treningu, nie? — zapytałem, jeżdżąc nosem wzdłuż jego szyi. Blondyn drgnął, zaciskając dłonie na mojej koszulce.
— Mhm — mruknął, przyciskając policzek do mojego karku.
— To świetnie — oznajmiłem, na co chłopak odsunął się lekko ode mnie. — Ja mam po lekcjach, więc pójdziemy sobie wcześniej na urodzinową kawę, hm? — zaproponowałem, na co blondyn pokiwał entuzjastycznie głową. — A to dokończymy wieczorem — dodałem, składając pocałunek na jego policzku.
• • •
Niewielka kawiarnia znajdowała się dwie ulice od szkoły i dość często wpadłem tam przed lekcjami. Jako, że byliśmy w jednej klasie, to zaczynaliśmy lekcję o tej samej godzinie. Zebraliśmy się nieco wcześniej, dzięki czemu mieliśmy jeszcze sporo czasu na spożycie napoju.
Szklana witryna ukazywała puste stoliki. Przy kasie stało parę osób, które spiesząc się do pracy, postanowiło zawitać do kawiarni. Zapach różnorakiej kawy unosił się w powietrzu. Pomieszczenie było urządzone w prosty sposób, ale elegancki i ładny.
Chłopak wszedł uradowany do środka, od razu spoglądając na menu, które wisiało na ścianie, za kasą. Miałem wrażenie, że widzę w jego oczach uradowane iskierki, które świeciły się, gdy śledził wzrokiem nazwy napoi.
— Karmelowe Cafe Latte z podwójnym mlekiem, bitą śmietaną i podwójnym cukrem — oznajmił, kiedy w końcu dostaliśmy się do kasy, przez co spojrzałem na niego z zaskoczeniem. Przecież w tej kawie było więcej cukru, niż ja jadłem go przez tydzień, nie wspominając już o jej cenie. — Spokojnie, zapłacę — dodał, widząc moją minę.
— No chyba cię coś — fuknąłem, odsuwając chłopaka na bok. — Jeszcze poprosimy czarną bez cukru, obie na jeden rachunek, dziękuję — zwróciłem się do dziewczyny, która po tym, jak zapłaciłem, zajęła się przygotowaniem naszych kaw. — Są twoje urodziny, no to płacę.
Chłopak posłał mi uroczy uśmiech, po czym odwrócił się, ukrywając swoje rumieńce. Skoro wcina tyle cukru, to ja się nie dziwię, że jest taki urokliwy.
Dziewczyna przygotowała napoje, po czym podała je nam, dołączając słomkę do tego Jimina. Wyszliśmy ze sklepu i skierowaliśmy się w kierunku bocznej uliczki. Musiałem tam zaparkować, by nie zapłacić za parking. No cóż, lenistwo się szerzy.
Maszerowaliśmy wzdłuż witryn sklepów, które o tej godzinie dopiero się otwierały. Co jakiś czas obok przyjeżdżał samochód, którego właściciel zapewne się gdzieś spieszył.
— Jak ja kocham mieć na dziewiątą — zagaił w pewnym momencie Jimin, po raz kolejny przykładając usta do słomki. Widziałem, jak jasnobrązowa ciesz przepływa przez słomkę, kończąc w ustach blondyna. — Piątki są cudowne. Nie dość, że mamy na dziewiątą, to mamy dziś prawie same humanistyczne lekcje no i nie mam treningu!
— Mów za siebie — fuknąłem. — My zapieprzamy przed rozpoczęciem sezonu.
— Hello, panie przemęczony, ale to ja zaczynam sezon w poniedziałek — odparł, posyłając mi poważne spojrzenie. — Z resztą nie przesadzaj, ty masz zwalony piątek, a ja poniedziałek. W sumie, to nie wiem co gorsze.
— Czekaj, już w poniedziałek? — zapytałem, będąc zaskoczonym tą informacją.
— Noo — mruknął, ponownie siorbiąc kawę. — Ja rozumiem, że grasz w innej drużynie, ale trochę głupio nie wiedzieć, kiedy zaczynamy sezon. Tym bardziej, że spędzasz czas ze wspaniałym libero drużyny, Parkiem Jiminem idealnie rozgrywającym — dodał, wypinając dumnie pierś.
— Chyba Jiminem zapatrzonym w siebie — odparłem, a on spojrzał na mnie z mordem w oczach.
— I kto to mówi? — syknął.
— Weź się tak nie bulwersuj, przecież żartuje. Wszyscy wiemy, że Jiminek to słodka kluska, która stara się być dumnym zawodnikiem — I za te słowa oberwało mi się w ramię. — Dobra, dobra, przyjdę, tylko o której?
— Poniedziałek o dziewiętnastej — odpowiedział, a jego wzrok błądził po budynkach, które mijaliśmy, zmierzając ku samochodowi. — Czekaj, czy to są... — mruknął, wbijając spojrzenie w jeden ze sklepów. — Pluszaki?! — wrzasnął, rzucając się w kierunku witryny. Jego wysoki głos sprawił, że odskoczyłem na bok, wbijając w niego zdziwione spojrzenie.
Podszedłem do niego, śledząc wzrokiem jego poczynania. Blondyn wpatrywał się w szybę, skanując po kolei wszystkie urocze maskotki, które były wystawione na wystawie.
— Czy ty aby na pewno jesteś osiemnastoletnim facetem? — zapytałem, kiedy chłopak pokazał palcem wielkiego pluszaka, który leżał na stole, wgłębi sklepu.
— Osiemnastoletnim tak, facetem może niekoniecznie, raczej nieogarniętym psychicznie chłopakiem — odparł, śmiejąc się dźwięcznie. — Kocham pluszaki. Są urocze, słodkie, miękkie, można się do nich przytulić, gdy nie mogę spać, mówiłem, że są urocze? — zaśmiał się, przenosząc te rozanielone spojrzenie na mnie.
I w tym momencie nie wytrzymałem.
Jego lekko rozchylone usta błyszczały od kawy, którą cały czas sączył. Rozwiane włosy opadły mu na czoło, przysłaniając jego czekoladowe oczy. Delikatne rumieńce odznaczały się na jego jasnej skórze, a uśmiech dodawał blasku jemu całemu.
— Boże, jaki ty jesteś uroczy — stwierdziłem, będąc jakby w jakimś amoku.
Chłopak jakby zastygł w miejscu, przestając się śmiać. Jego usta ułożyły się w nieme „co?", jednak nie dałem mu tego wypowiedzieć, przyciskając usta do jego warg.
Ten pocałunek był inny.
Nie kierowało mną porządnie i miałem wrażenie, że zrobiłem to w pełni świadomie. Całowałem go czule, a nie namiętnie. Powoli i dokładnie, tak, że chłopak nadążał za moimi ruchami. Nie ułożyłem dłonie na jego pośladkach czy biodrach, a objąłem go nimi, zamykając w szczelnym uścisku. Chłopak położył swoje maleńkie rączki na mojej klatce piersiowej, zapewne czując, jak przy każdym muśnięciu unosi się ona delikatnie w górę i w dół.
— Pedały — fuknął jakiś przechodzień, przez co oderwałem się od spłoszonego Jimina.
Chciałem rzucić się w kierunku tego człowieka i odpyskować coś mniej kulturalnego, jednak powstrzymała mnie dłoń Jimina, zaciskająca się na moim nadgarstku.
— Odpuść — poprosił, głosem bez emocji. — Czasem tak jest lepiej — dodał, spuszczając głowę.
• • •
Wszędzie odbijały się odgłosy odbijania się gumowych piłek o drewniany parkiet. Ćwiczyliśmy właśnie dwutakt z wyminięciem i próbą odbioru. Stałem przed Chanyeolem, czekając, aż brunet rozpocznie biec w kierunku kosza, pod którym się znajdowałem. Za nim stało jeszcze parę chłopaków, a reszta ćwiczyła pod drugim koszem. Puścił mi oczko, po czym ruszył w moim kierunku. Spróbowałem go zatrzymać, jednak udało mu się mnie wyminąć. Okey, przyznaję się, gram jako atakujący, więc odbiór piłki czasem mi nie wychodzi. Jednak kiedy nastolatek rzucił piłkę, zebrałem ją przed nim.
— Chan 1, Jungkook — Zerknął na chłopaków, którzy stali pod naszym koszem. — 5.
— Czyli po staremu — mruknąłem, podrzucając piłkę do góry. — A ja przecież jestem atakującym — zaśmiałem się.
— Nie przechwalaj się, wygrywasz bo Baek i inni grają tam — rzucił, wskazując ręką na drugą grupę.
— Pff, ale ja i tak jestem kapitanem — fuknąłem, a brunet poklepał mnie po ramieniu.
— Przerwa, wy szczury boiskowe — mruknął trener Min.
Podszedłem do ławki i rzuciłem się do butelki wody. Napiłem się, po czym chwyciłem mój ręcznik i otarłem nim czoło.
W pewnym momencie zdałem obie sprawę, że w zasadzie to nie ustaliłem nic z Jiminem. W końcu miał urodziny i kończył wcześniej, dlatego chwyciłem telefon, chcąc napisać do blondyna, ale jak się okazało, chłopak mnie wyprzedził.
Jimin
Uśmiechnąłem się, obracając na pięcie. Większość czekała już w pizzerii, gdzie Chan załatwiał już nam posiłek. W końcu kapitan miał urodziny na początku października, więc postanowiliśmy świętować je razem. Ja czekałem pod szkołą z Taehyungiem. Godzina zakończenia treningu się zbliżała, a my staliśmy na schodach szkoły, która o tej godzinie była zasadniczo pusta. Świeciły się jedynie światła hali, na której nadal grali koszykarze.
— Nie rozumiem, jak mogłeś go zaprosić — żachnął, zeskakując ze schodka. Ja maszerowałem w górę po obrzeżach schodów.
— Czułem taką powinność — odparłem, stając na szczycie. — Ooo, patrz — mruknąłem, czując jak telefon wibruje mi w kieszeni. — Moje dziecko dzwoni — wytłumaczyłem, widząc kontakt kuzyna. — Cześć, cwelu — przywitałem się.
— Hey, stary byku — zaśmiał się, a ja byłem pewny, że uśmiecha się w ten specyficzny dla niego sposób. — Czy mój mały kuzynek naprawdę ma już osiemnaście lat?
— Nie przesadzaj, jestem od ciebie dwa lata i jeden dzień starszy, ty szesnastoletni smarkaczu.
— Co nie zmienia tego, że jesteś mały — zaśmiał się, a ja prychnąłem pod nosem. — Wszystkiego najlepszego Minnie, dużo hajsu, szmalu, pieniędzy, mówiłem hajsu? Znajdź sobie tego swojego męskiego mężczyznę, bo każdy wie, że jesteś wiecznym uke. Wszystkiego, wszystkiego, wszystkiego najlepszego, kochany.
— Dzięki, smarku — podziękowałem, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
— Tęsknię za tobą — westchnął. — I za czasami, gdy mieszkałem w Seulu.
— Ja też, uwierz mi — mruknąłem. Taehyung posłał mi znudzone spojrzenie, na co wystawiłem język. — Jeśli cię to pocieszy, to zostały dwa miesiące do świąt. A tym razem nasza kolej.
— Taa, Parkowie nareszcie razem — rzucił. — Już się cieszę widząc tą wizję babci i wujka Lee, kłócących się o to, która drużyna wygra Champions League. Zapaleni kibice.
— Też jestem kibicem, ale siatkówki — zaśmiałem się i mogłem przysiąc, że młodszy wywrócił oczami.
— Ty i ta twoja siatkówka — westchnął.
Wtem w drzwiach szkoły stanął Jungkook, Hyunjin, Baekhyun i Chanyeol. Jego czarne włosy przyklejały się nieco do czoła. Dłonie miał wsunięte w kieszenie dużej bluzy drużyny koszykarskiej. Obrzucił wzrokiem przestrzeń przed szkołą, a jego spojrzenie zawisło na mnie.
— Muszę kończyć — mruknąłem niechętnie. — Do usłyszenia, Goguś.
— Do usłyszenia, Minnie.
Popatrzyłem na Jungkooka, który żegnał się właśnie ze swoimi przyjaciółmi. Tae szturchnął mnie w ramię, prychając cicho. Rozłączyłem się, chowając telefon do kieszeni.
— Ale gdy ja mówię do ciebie Minnie, to mam przejebane — burknął.
— Możesz Jiminnie — Uśmiechnąłem się, mierząc wzrokiem Jeona, który zmierzał w naszym kierunku. — Minnie jest zarezerwowane dla mojej rodziny.
Jego przyjaciele zeszli w dół schodów, a on podszedł do nas. Rozczochrał moje włosy, po czym posłał pusty uśmiech Tae. Oh, czyżby Jungkook starał się zrobić dobre wrażenie?
— Cześć, mały — przywitał się, kładąc dłoń na moim ramieniu. — I... — zawahał się, zerkając na Kima. — Taehyun?
— Taehyung — syknął.
— Miło cię widzieć — odparłem. — Chodźmy — dodałem, a inni skinęli głową.
Jungkook objął mnie delikatnie ramieniem, przez co Tae przeszył mnie wzrokiem. Ruszyliśmy w dół schodów.
— Gdzie jest ta pizzeria? — zapytał.
— Niedaleko, możemy pójść piechotą — odparłem.
— Spoko, zawiozę nas, w końcu jestem samochodem — zaśmiał się, wskazując ręką na Lusię. — W końcu ja nie wróciłem jeszcze do domu.
Szatyn wsiadł do samochodu, a ja ruszyłem w stronę drzwi od strony kierowcy, jednak zostałem przytrzymany przez Tae, który chwycił moje ramię.
— Mały? I od kiedy ten dupek cię obejmuje? — fuknął, ściskając moje ramię, przez co cicho syknąłem.
— Nie przesadzaj, Tae — stęknąłem, odsuwając się od niego. Poprawiłem włosy i chwyciłem klamkę. — I nie bądź wredny, bo nawet Jungkook stara się być miły — dodałem.
— Że ja niby jestem wredny? — charknął, wyrzucając ręce w powietrze.
— Tak — odparłem podirytowany. — Dąsasz się gorzej niż Chan, a to on ma wojnę z Jeonem — prychnąłem, wsiadając do samochodu. Jungkook posłał mi pytające spojrzenie, zapewne widząc mój rozzłoszczony wyraz twarzy. Po chwili rozległ się trzask drzwi, a z tyłu wsiadł Tae.
— Nawet nie spytam o co poszło — westchnął, zapalając silnik.
• • •
Jungkook
Czas mijał w zadziwiająco miłej atmosferze.
Rozmawialiśmy swobodnie, zapychaliśmy się pizzą. Miałem wrażenie, że raz na zawsze zapamiętam imiona przyjaciół Jimina: Chan, Taehyun, Jimung, Felix, Heuning Kai, Kihyung i Changgyun. Albo Changkyun?
Nawet udało mi się porozmawiać z Chanem o samochodach. Wszystko szło jak po maśle, nie licząc Tae, który wpatrywał się we mnie z chęcią mordu.
Nawet Chan starał się mnie tolerować
Uśmiechał się, odzywał kulturalnie i omijał temat, który poróżnił nas raz na zawsze. Nigdy nie zapomnę, jak ten chuj porysował mi Lusię. Może w zamian za to, że stłukłem mu szybę, gdy grałem w kosza przed szkołą, ale i tak zrobił to z premedytacją.
Wypiliśmy za solenizantów i zaśpiewaliśmy im sto lat. Naprawdę nie wierzyłem w to, jak miło spędzałem z nimi czas.
Po Jiminie też było widać, że jest szczęśliwy. Jego piękny uśmiech nie schodził z jego twarzy, razem z różem, który zamieszkał na jego policzkach. Śmiał się, żartował i rozmawiał, popijając to swoje piwo smakowe.
W pewnym momencie rozmowa zeszła na tor poniedziałkowego meczu. Starałem się ich słuchać, ale moje myśli odlatywały w nieco innym kierunku, kiedy pozostali rozmawiali o rozgrywaniu setów i innych takich.
Wpatrywałem się w Jimina, który z zaangażowaniem śledził to, o czym opowiadał Chan. Wszyscy byli skupieni na słowach kapitana, więc stwierdziłem, że co mi tam i postanowiłem trochę zagrać na nerwach blondyna.
Ułożyłem dłoń nieco ponad jego kolanem, a on spojrzał na mnie ukradkiem, jakby nie chcąc nikomu poznać, że nawiązałem z nim kontakt cielesny. Powrócił spojrzeniem do białowłosego, a ja przesunąłem rękę trochę w górę. Widziałem, jak blondyn zagryza wargę, kiedy bezwiednie zacisnąłem dłoń na jego udzie. Jednak ja nie przestawałem, sunąc dłonią jeszcze wyżej. Kiedy owinąłem palcami jego czułe miejsce, chłopak westchnął, przyciągając spojrzenia innych.
— Pamiętasz, że obiecałem ci, że dokończończymy, to, co zacząłeś? — szepnąłem tuż przy jego uchu, dzięki czemu słyszał to tylko on. Czułem, jak pod wpływem moich słów, chłopaka przyszły dreszcze.
— Muszę do łazienki — pisnął, po czym poderwał się z krzesła i pobiegł w kierunku pomieszczenia, sprawiając, że wszyscy siedzący przy naszym stoliku wbili w niego wzrok.
To będzie miły wieczór.
Jimin
Kiedy uciekłem do łazienki, właściwie nie wiedziałem co zrobić.
Stanąłem przed lustrem i wbiłem spojrzenie w swoje odbicie. Stałem tam z rozchylonymi ustami i różowymi policzkami. Oddychałem ciężko, nie wiedząc co począć.
Jęknąłem cicho, widząc do czego na dole doprowadził. Oblałem twarz zimną wodą i opanowałem jakoś swoją sytuację, po czym wróciłem na salę z niewinnym uśmiechem.
I choć przez resztę spotkania bałem się trochę tego, co ma nadejść po nim, tak jednocześnie nie mogłem się tego doczekać.
Dlatego nie dziwiło mnie, że kiedy po skończonym spotkaniu siedzieliśmy w jego samochodzie, Jungkook spoglądał nam mnie na każdym świetle, podczas gdy ja wpatrzony byłem w jego ostrą szczękę.
— Moich rodziców nie ma w domu — mruknął, kiedy stanęliśmy pod jego domem, po czym posłał mi spojrzenie, które mówiło samo za siebie. Uśmiechnąłem się niewinnie i wysiadłem z samochodu.
Chłopak doskoczył do mnie i objął mnie w talii. Między nami dało się wyczuć napięcie, podczas gdy szatyn prowadził mnie w stronę domu. Dłoń delikatnie zacisnął na mojej talii, podczas gdy ja szedłem w przód nieco speszony. Dotarliśmy do drzwi, a chłopak odszukał w plecaku klucze i otwarł dom.
I gdy tylko drzwi się za nami zamknęły, zostałem do nich przyszpilony. Przywarł ustami do moich warg, od razu poruszając nimi energicznie. Jego dłonie zacisnęły się na moich pośladkach, przez jęknąłem cicho, rozchylając wargi, dzięki czemu jego język wtargnął do mojej jamy ustnej. Jego język gładził moje podniebienie, a ja wplotłem dłonie w jego ciemne kosmyki. Podskoczyłem i owinąłem nogi wokół jego bioder, a szatyn zacisnął dłonie pod moimi pośladkami, przyciągając mnie do swojego ciała.
Wtuliłem się w jego pierś, podczas gdy szatyn zaczął całować moją szyję. Zassał się na niej, przez co jęknąłem, szarpiąc delikatnie za jego bluzę.
Chłopak lekko mnie podrzucił, po czym niosąc mnie, skierował się w stronę schodów.
Nie minęła chwila, a znaleźliśmy się w jego pokoju. Zostałem położony na jego łóżku, a on zawisł nade mną.
— Jungkook? — mruknąłem, kiedy ten całował moją szczękę.
— Mhm? — odparł, jedynie na chwilę odsuwając się od mojej skóry.
— Dla czego my dążymy? — zapytałem, nie wiedząc co wydarzy się tego wieczoru.
— Do czego tylko chcesz — oznajmił, po czym wyprostował się. Usiadłem, gdyż nie wiedziałem, co robi koszykarz, który po chwili usiadł na górnej części swojego łóżka, rozchylając ramiona. — Chodź tu, maluchu.
Niepewnie przysunąłem się do niego na czworaka, po czym usiadłem naprzeciw niego. Ten zamknął mnie w uścisku i odwrócił tyłem do siebie. Jego dłonie znów wylądowały na mojej talii, a mój tyłek zetknął się z kroczem wyższego. Stęknąłem cicho, czując, jak przyrodzenie chłopaka wbija mi się w moje tyły.
— Rozluźnij się — szepnął, wsuwając dłonie pod moją koszulkę. Ponownie ułożył usta na mojej szyi, zaczynając ją gryźć, całować i ssać. Jęknąłem, odchylając głowę do tyłu i kładąc ją na ramieniu wyższego.
Jego dłonie gładziły moje podbrzusze, zataczając kciukami małe kółeczka. Przyjemne uczucie rozchodziło się po moim ciele. Miałem ochotę olać to, jak wyglądała nasza relacja i oddać się w całości poczynaniom szatyna.
Jednak kiedy jego palce dobrały się do mojego rozporka, zamarłem, przestając cicho mruczeć.
— Rozluźnij się — powtórzył, nadal składając delikatnie pocałunki na mojej szyi. Rozpiął moje spodnie, po czym je delikatnie zsunął, przez co zadrżałem, oddychając ciężko. — Dotykał cię ktoś już kiedyś? — zapytał, zaczynając masować moje krocze.
— Nie — jęknąłem, zagryzając zęby na mojej wardze, gdyż takie dźwięki nie były przeze mnie pożądane.
— A chcesz, bym ja to robił? — szepnął tuż przy moim uchu, po czym włożył jeden palec za materiał moich bokserek. — Hmm, Jiminnie? — dodał, kiedy przez dłuższą chwilę milczałem.
— Nie wiem — odparłem, mocniej odchylając głowę i przyciskając policzek do jego skóry.
— To nie jest odpowiedź — rzucił, napierając dłonią na mojego członka. — Tak czy nie?
— No tak! — pisnąłem, nieświadomie się o niego ocierając. Mógłbym przysiąc, że na jego twarzy pojawił się ten jego typowy, jungkookowy uśmiech.
— Dobry wybór, mały — mruknął, po raz ostatni całując moją szyję, po czym jego dłoń wtargnęła do moich bokserek.
Jęknąłem, czując jak jego długie palce owijają się wokół mojego niedużego penisa. Z początku powolne ruchy jego dłoni doprowadzały mnie na skaj przyjemności. Mruczałem cicho, rozkoszując się jego dotykiem.
Kiedy narzucił trochę szybsze tempo, moje mruknięcia przerodziły się w jęki. Jungkook niby robił coś, co robiłem już nie raz, ale jego dotyk potęgował we mnie odczucia.
Jego oddech drażnił moją szyję. Jungkook jedną ręką mnie onanizował, a drugą nadal gładził moją talię.
Nie potrzebowałem już wiele by dojść, dlatego nie zdziwiło mnie, gdyż jęknąłem jeszcze głośniej, a mnie całego ogarnął błogi stan. Ciepła ciesz wylała się na dłoń Jungkooka, a ja opadłem na jego plecy, lekko sapiąc.
— Dziękuję — mruknąłem, starając się na niego spojrzeć. Obróciłem się i złożyłem pocałunek na jego policzku. — To było przyjemniejsze, niż jak robi się to samemu — zaśmiałem się, wtulając w jego tors.
— Nie ma za co — odparł. — A teraz wybacz — mruknął, odsuwając się ode mnie i kierując się w stronę łazienki, która połączona była z jego pokojem.
— Czekaj, a ty? — zapytałem nieco zakłopotany. — Nie powinienem się jakoś odwdzięczyć?
— Innym razem — odparł, wyciągając z szafy czyste bokserki. — Dam sobie radę, a ty leć się myć — polecił. — Widzimy się później, no chyba, że chcesz spać sam — Uśmiechnął się, a ja automatycznie zaprzeczyłem głową.
........................
A więc no, liczę, że zaspokoił Was ten rozdział. (3470 słów)
Wyjeżdżam dziś na wakacje więc niestety przez dwa tygodnie nie będzie rozdziałów. Nie wiem też czy będzie wifi, więc zobaczymy co z moją aktywnością później. Zapewne coś nabazgram (w tym I rozdział nowej serii) więc po powrocie coś opublikuję, a wracam 18.08.
Q&A wstawię jednak pod następną częścią, a tym czasem jeszcze raz zaganiam to zadania pytań pod poprzednią częścią, haha.
Zapraszam też na moje dwie nowe prace, smuta — 24 Hours i komedię — Książę Dżemin i sztuka kochania.
Do następnego,
~ Altrey
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top