Me, my mind & English.
Chapter IX
Jimin
Z tego, co zaszło, zdałem sobie sprawę dopiero, gdy upadłem wykończony na moje łóżko.
Kiedy zostawił mnie ogarniętego szokiem i odszedł w kierunku swojego domu, przez dobrą chwilę nie potrafiłem się ruszyć, wpatrując jedynie w oddalającą się sylwetkę Jungkooka. Przyciskałem swoje grube paluszki do napuchniętych ust, które stały się takie po mozolnym pocałunku.
To co zrobiłem później, wykonywałem właściwie automatycznie, nawet nie myśląc o tych czynnościach. Zdałem sobie sprawę, że nie wziąłem kluczy, dlatego byłem zmuszony użyć domofonu. Nie przejmowałem się tym zbytnio, bo bądź co bądź, ale byłem na tej imprezie za zezwoleniem matki. Jak wysłuchałem jej marudzenia o tym, że ją obudziłem, skierowałem się do swojego pokoju i nie mając siły na nic więcej, zrzuciłem z siebie ciuchy, zostając w samych bokserkach. Zawsze zasypiałem w piżamie, jednak wtedy się tym nie przejmowałem. Padłem na łóżko, owijając się szczelnie kołdrą i dopiero, gdy zacząłem odpływać do krainy snów, zdałem sobie sprawę, z tego co właściwie zaszło.
Całowałem się z Jungkookiem.
Jednak ta myśl jak szybko się pojawiła, tak szybko znikła, razem z moją świadomością, gdyż zasnąłem, zapominając o reszcie świata.
Kiedy rano się obudziłem (choć porankiem tego się nazwać nie dało), poczułem rozrywający ból głowy. Zdałem sobie sprawę, że wczorajszej nocy upiłem się, jak nigdy. Walcząc z bólem, wstałem z łóżka i będąc ubranym jedynie w bokserki, powędrowałem do kuchni. Właściwie precyzyjniej byłoby powiedzieć, że doczołgałem się tam w męczarniach. Dopadłem odpowiednią szafkę i wyciągnąłem z niej tabletki. Popiłem je wodą i opadłem na kuchenny blat, trzymając się za pulsującą głowę. Skuliłem się na nim, obejmując rękoma kolana.
Nie miałem słabej głowy, dlatego nie zdziwiło mnie to, że już po chwili zaczęły do mnie wracać wspomnienia z zeszłej nocy. Po kolei przypomniałem sobie o przejażdżce motocyklem, challenge'u, moim wyżalaniu się i pocałunku. O jego miękkich ustach, pewnie całujących moje napuchnięte wargi, które nieporadnie starały się oddawać pocałunki. O jego wielkich dłoniach gładzących moje pośladki, powodując przez to moje ciche pomruki. Przypomniałem sobie o tym, jak łatwo mu uległem.
Pocałunek był jak najbardziej przyjemny, jednak przerażała mnie myśl o tym, co miałbym powiedzieć Jungkookowi przy naszym następnym spotkaniu. Nie wiedziałem, jak on zareaguje i czy nie spławi mnie podobnym tekstem, co jego poprzednik. Przerażało mnie też to, że zaczynałem coś do niego czuć, a była to najgorsza istniejąca możliwość.
Przycisnąłem czoło do kolan. Moja głowa nadal pulsowała, a nieznośny ból rozrywał ją od środka. Moje oczy same się zaszkliły, a już po chwili po pomieszczeniu rozszedł się cichy szloch. Słone łzy zaczęły spływać po moich policzkach, kończąc swój bieg na nagich udach. Przeszedł mnie dreszcz, a moje pozbawione ubrań ciało zaczęło dygotać pod wpływem zimna.
— Nie, nie, nie. Czemu ja to zrobiłem? Czemu on to zrobił? — bredziłem, a mój płacz coraz bardziej się nasilał. Próbowałem pohamować moje łzy, jednak one nadal spływały ciurkiem po moich pękatych policzkach.
Nagle do dźwięków wypełniających pomieszczenie dołączyły ciche kroki, łącząc się razem z moim płaczem.
— Jiminnie? — zza ściany rozległo się pytanie mojej mamy. — Kochanie, coś się stało?
Oderwałem swoją głowę od kolan, kierując swoje zaszklone spojrzenie w stronę wejścia do naszego salonu, który był połączony z kuchnią. Dwa pomieszczenia oddzielał jedynie blat, na którym siedziałem. Zamrugałem dwa razy, dzięki czemu obraz przed moimi oczyma się wyostrzył. Ujrzałem kobietę, która trzymała w ręku kubek, a sama przyodziana była w puchaty szlafrok. Miałem taki sam, jednak w kolorze pastelowego błękitu. Kobieta zeskanowała mnie wzrokiem, po czym rzuciła się w moim kierunku, odstawiając po drodze kubek na blat.
— Jimin... — szepnęła, dochodząc do mnie i ukrywając moje drobne ciało w swoich ramionach. Oparłem głowę o jej ramię, a łzy zamiast się pohamować, zaczęły spływać jeszcze gęściej. — Kochanie, spokojnie — uspokajała mnie, gładząc dłonią moje plecy. Chlipnąłem, przecierając dłonią policzki.
— Nic się nie dzieje — mruknąłem, odsuwając się od rodzicielki. Kobieta spojrzała na mnie z troską, po czym jeszcze raz pogłaskała mnie po głowie.
— Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć — Kiwnąłem, a ona westchnęła.
— Pijańskie wypadki i przypadki, nic wielkiego — zaśmiałem się przez łzy, brzmiąc trochę jak bełkocący robot. Ponownie otarłem policzki, po czym wstałem i podszedłem do roboczej części kuchni. Pociągnąłem nosem, urywając jeden kawałek z rolki papieru kuchennego. Oparłem się o blat, wydmuchując nos i ówcześnie wycierając łzy.
Musiałem wyglądać okropnie, gdy stałem tak przed nią z moim niemal nagim, szpetnym ciałem, napuchniętymi od płaczu powiekami i załzawionymi oczyma, roztrzepanymi od snu blond włosami, różowymi policzkami, rozchylonymi przez brak powietrza z zatkanego nosa ustami i papierem kuchennym w ręce. Nadal chciało mi się płakać, a widok matki patrzącej na mnie z żalem dodatkowo wzmagał we mnie negatywne emocje.
— Mam dobro-złą wiadomość — odparła nagle, widząc, że nie chce rozmawiać o tym, co zaszło na imprezie. — Zrobimy w końcu ten remont łazienki.
Uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc zdanie kobiety. Żyliśmy w ładnym i wyremontowanym mieszkaniu, jednak nasza łazienka pozostawała w gorszym stanie, po tym jak rok temu została zalana. Od tego czasu nie było okazji, by się nią zająć, a gdy w końcu się on pojawiał, to zawsze znalazło się jakieś ale, jak na przykład wymiana rur u sąsiada.
— Ale jadę w tym czasie na delegację do Japonii — dokończyła, wyrywając mnie z rozmyślań.
— Kiedy? — Ściągnąłem brwi, zadając jej pytanie.
— 12, 13 i 14 października — odparła, po czym westchnęła ciężko, a jej spojrzenie poleciało w dół.
— Al-le — jęknąłem.
— Wiem, że to twoje urodziny — westchnęła, podchodząc do mnie i kładąc dłoń na moim ramieniu. — Naprawdę mi przykro, ale nic na to nie poradzę, to nie ja sobie ten termin wymyśliłam. Będziemy świętować twoją osiemnastkę razem jak wrócę, a tak pójdziesz spać do jakiegoś kolegi na te trzy dni. Pójdziecie se na piwo, czy coś. W końcu będziesz pełnoletni. Naprawdę mi przykro.
— Okey — mruknąłem bez emocji.
— Ale wiesz co? — zaczęła, znów skanując moje ciało. — Nie będę pytać o to, co się stało na imprezie, ale masz mi wytłumaczyć historię tej malinki, bo doskonale widzę, że nie jest świeża — powiedziała, kładąc dłoń na mojej szyi. Automatycznie odskoczyłem w bok, po czym przyłożyłem dłoń do śladu.
— J-jaka malinka? — burknąłem, zakrywając ślad dłonią. — Poparzyłem się żelazkiem.
Kobieta uniosła w górę brwi, a jej usta opuściło prychnięcie, które było przepełnione rozbawieniem.
— Synu — zaczęła, śmiejąc się — nie wiem z kogo robisz teraz debila, mówiąc takie bzdety. Jak to zrobiłeś? Prasowałeś koszulkę na sobie?
— Niee — odparłem przeciągle, starając się wymyślić jakąś sensowną wymówkę. — Nachyliłem się nad deską do prasowania, walnąłem nogą w jej nóżkę i żelazko niefortunnie poleciało na moją szyję — Tym razem uniosła w górę tylko jedną brew.
— Stanowczo z siebie robisz debila — stwierdziła.
— Idę do siebie — westchnąłem, zbierając ze stołu butelkę wody, po czym wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do swojego pokoju.
Znajdując się już w moim królestwie, rzuciłem się na łóżko i zakryłem szczelnie kołdrą. Chciałem znów zasnąć i zapomnieć o wszystkim — o Jungkooku, o przykrej wiadomości dotyczącej moich urodzin i o innych nużących mnie pierdołach, jednak moje problemy ze snem jak zwykle dały o sobie znać. Łzy znowu zaczęły napływać do moich oczu, dlatego zerwałem z szafki telefon i wystukałem wiadomość do przyjaciela.
— Wdech, wydech, Jimin — mruknąłem, wstając z łóżka i ocierając łzy.
Podszedłem do szafy i wygrzebałem jakiś puchaty sweter, który zarzuciłem na ramiona. Na nogi wciągnąłem domowe szorty, gdyż tak, jak moja mama, uwielbiałem, gdy w domu było ciepło, dlatego od momentu pogorszenia się pogody, kaloryfery jechały w naszym mieszkaniu na okrągło.
Po jakimś czasie usłyszałem pukanie do drzwi. Zerwałem się z łóżka, na którym leżałem i pobiegłem, z celem dotarcia tam przed mamą. Kiedy uchyliłem drzwi, ujrzałem twarz przyjaciela, który wbił we mnie troskliwe spojrzenie.
— Coś ty najlepszego zrobił — mruknął, zgarniając mnie w swoje ramiona.
• • •
Jungkook
Miałem naprawdę wielki mętlik w głowie.
To, co działo się w niej od rana, wprawiało mnie w osłupienie, złość i wyrzuty sumienia, przez to, co zrobiłem. Jednak po chwili zmieniały się one w złość i niedowierzanie, że pocałowałem go, Jimina, małego skrzata, siatkarza, geja i chłopca. Ten fakt nadal sprawiał, że chciałem cofnąć to, co zaszło.
Ale z drugiej strony chciałem to powtórzyć. Znowu wbić się w jego pulchne usta, dotknąć jego pełnych pośladków i zaciągnąć się jego waniliowym zapachem. Delikatnie wypieścić jego napuchnięte od moich pocałunków wargi, po czym zassać się na jednej z nich. Chciałem znów ujrzeć ten szok na jego zaczerwienionej od wstydu buzi. To, co odczuwałem było tak sprzeczne, że naprawdę nie chciałem się w tamtym momencie z nim zobaczyć. A jak na złość, akurat tego dnia moi rodzice cudem byli w domu, przez co nie było mowy o wagarach.
Choć tak właściwie nie potrzebowałem nawet się z nim zobaczyć, by jego osoba maltretowała moje myśli. Jego śmiech rozbrzmiewał w mojej głowie z każdym kolejnym oddechem, a kiedy brałem prysznic, wystarczyło bym przymknął oczy, a jego drobna osoba już ukazała mi się pod powiekami. Widziałem go wszędzie, słyszałem go wszędzie, a tak bardzo nie chciałem. Naprawdę nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.
Poniedziałek jak na złość wiązał się z dwiema godzinami angielskiego na sam koniec lekcji. I o ile cały dzień udawało mi się unikać blondyna, tak ta lekcja miała być moim skazaniem.
Wszedłem do klasy jeszcze przed dzwonkiem, gdyż nie miałem ochoty na użeranie się z tłumem i napalonymi laskami. Rzuciłem torbę na ławkę, po czym wyciągnąłem z niej odpowiednie rzeczy. Usiadłem na krześle, a głowę oparłem na dłoniach. Nie rozumiałem, czemu panikowałem. W końcu jak kto taki, jak ja może się bać jakiegoś skrzata? Przecież zawsze mogę mu powiedzieć, że ten pocałunek nic nie znaczył, a ja zrobiłem to, co zrobiłem tylko dlatego, że byłem pijany. Ale, czy taka właśnie była prawda?
Zza otwartych drzwi nadal dobiegał rumor. Drące się pierwszaki, śmiejący drugoklasiści i rozmawiający trzecioklasiści.
Nagle w klasie rozległy się czyjeś kroki; uniosłem głowę, a mój wzrok natrafił na posturę drobnego chłopaka, który najwyraźniej miał taki sam zamiar, jak ja.
Siatkarz podszedł do naszej ławki i zrobił to, co ja chwilę wcześniej. Opadł na krzesło, po czym głośno westchnął. Przyglądałem mu się, więc doskonale widziałem, jak trzęsą mu się ręce. Jednak po chwili patrzenia w drewniany blat, brązowooki skierował swoje spojrzenie na mnie, zagryzając przy tym zęby na swojej wardze.
— Musimy — rzucił piskliwym tonem, jednak ja wciąłem mu się w zdanie.
— Pogadać, tak, wiem — odparłem razem z dzwonkiem, który wypełnił swoim dźwiękiem całą szkołę.
Sala wypełniła się uczniami, a po chwili zjawił się i pan Namjoon. Jego koszula jak zwykle była źle dopięta, a okulary delikatnie zsuwały się z jego nosa przez uszkodzone noski. Uczniowie zerwali się z miejsc, czekając na przywitanie nauczyciela.
— Mhm, hello everybody — rzucił na przywitanie, a uczniowie odpowiedzieli mu tym samym, po chwili siadając na krzesłach. Wbiłem w niego swoje spojrzenie, jednak moje myśli cały czas odlatywały w stronę blondyna, który siedział obok mnie, wzdychając co chwilę z nudy. — Today we will repeat informations about Passive Voice. I hope everybody remebers that — wytłumaczył, a jego głos rozszedł się po sali, docierając do moich uszu. Jednak jedynym, co tak naprawdę to mnie wtedy dotarło było to jedno słowo.
Passive.
Jednoznaczne skojarzenie z tym słowem spowodowało, że moje ciało przeszedł niemiły dreszcz. Wykonałem mimowolny i nieokreślony ruch, który wyglądał jakbym odskakiwał od czegoś, co niemiłosiernie mnie obrzydziło. Uderzyłem łokciem w parapet, który znajdował się po mojej lewej, zaś krzesło, na którym siedziałem, zachwiało się niepokojąco, przez co straciłem równowagę, lądując ostatecznie na podłodze, między krzesłem moim, a tym należącym do Parka. Uderzyłem głową w krzesło, a przed moimi oczami się zamroczyło.
Z jego ust uleciał cichutki śmiech, który od razu trafił w moje serce, przez co wyraz mojej twarzy nieco złagodniał. Jednak po chwili wstałem i zacisnąłem zęby, przybierając poprzedni wyraz twarzy. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Dlaczego zwykły chichot tej drobnej istotki potrafił załagodzić moją złość, które była wywołana skojarzeniem, które przeszyło moją głowę, właściwie przez jego osobę. Było to dla mnie niepojęte, a zarazem przerażające.
— JK, are you ok? — zapytał wychowawca. Jego głos rozbrzmiewał z bliżej odległości, przez wywnioskowałem, że musiał podejść do naszej ławki. Złapałem się za tył głowy, którym przy moim upadku uderzyłem o brzeg krzesła. Syknąłem, czując rosnącego guza.
— I'm fine — rzuciłem, rozmasowując obolałe miejsce.
— Nie byłbym co do tego przekonany — stwierdził stanowczo. Uniosłem głowę, wbijając moje lekko zamroczone spojrzenie w nauczyciela, który spoglądał na mnie z troską. — Jimin, idź z nim do pielęgniarki — nakazał, a mój wzrok automatycznie przeniósł się na niższego, który spojrzał na wykładowcę z wyrzutem, jednak posłusznie kiwając głową.
Uniósł się ze swojego krzesła, po czym wyciągnął rękę w moją stronę. Niechętnie przyjąłem jego pomoc i podciągnąłem się do góry. Przymknąłem oczy, czując jak kręci mi się w głowie.
Nie wyrwałem dłoni z uścisku Parka, dając mu się prowadzić w stronę wyjścia z sali. Może miałem małe problemy ze wzrokiem, jednak słuch działał idealnie, przez co doskonale słyszałem szmery nastolatków. Niech sobie smarki nie myślą, że się z króla Jungkooka śmiać będą.
Mieliśmy małe problemy z dotarciem do pielęgniarki. Raz zachwiałem się, przez co poleciałem na Jimina, który niemal runął na ziemię pod wpływem mojego ciężaru. Jednak po dobrych pięciu minutach udało nam się zejść dwa piętra w dół. Blondyn zapukał do drzwi gabinetu, a słysząc odzew, otwarł je i przepuścił mnie, samemu wchodząc na końcu.
Zawroty głowy nawet i ustały, ale iście z chłopakiem, obejmując go ramieniem, bym nie upadł, było w jakiś sensie kuszące, gdyż zastępowało mi jego śmiech, którego nie usłyszałem podczas naszej przemilczanej podróży.
— Co was do mnie sprowadza, chłopcy? — przywitała nas kobieta, na oko koło trzydziestki, która ubrana była w biały kitel. Ciemne włosy upięte miała w wysoki kucyk.
— W zasadzie, to on — mruknął Jimin, wskazując łokciem na mnie. — Uderzył się w główę. Ma zawroty głowy i musiałem mu pomóc z dojściem tu.
— Jiminnie, nie baw się w mamusię, co? — westchnąłem. Kobieta przeszyła mnie pytającym spojrzeniem, tak samo jak blondyn, który jednak postanowił zignorować moje słowa.
— Usiądź tu — nakazała kobieta, wskazując dłonią kozetkę. — Wf? — spytała, grzebiąc w jednej z szafek.
— Nie, angielski — odparłem natychmiastowo. Pielęgniarka odwróciła się w moim kierunku, posyłając mi promienny uśmiech.
— Ciekawe. Co to za angielski musiał być, że trafiłeś tutaj? What did you gay?
— C-co? — pisnąłem niemęsko, słysząc słowa kobiety. Nie zdawałem sobie wtedy jednak sprawy z tegoż że mój mózg znowu sobie ze mną pogrywa.
— What did you play? Spytałam, w co musieliście grać na tym angielskim, że znalazłeś się aż tu. Ale to chyba powinieneś wiedzieć na tym profilu — zaśmiała się, a ja rozszerzyłem oczy z zaskoczenia. Byłem przekonany, że słyszałem tam słowo "gay". — Nie wiem, może rzucaliście się brytyjskim jedzeniem? Albo oberwałeś z fal radiowych, które powstały przy konkursie pierdów po amerykańskich burgerach? Wolę nie wiedzieć.
— Spadłem z krzesła — mruknąłem pod nosem. Kobieta podeszła do mnie i zaczęła delikatnie badać dłonią wybrzuszenie z tyłu mojej głowy.
— Nie wyglądasz mi na takiego, co sobie od tak z krzesła spada. Już prędzej twój towarzysz — dopowiedziała, a jej wzrok przemknął przez zawstydzonego chłopaka, jednak po chwili wracając do mojej osoby. — No powiem ci, że nieźle przysoliłeś. Dam ci coś na ból głowy i posmaruję to jakąś maścią, i możecie wracać na lekcje.
• • •
Ból w zasadzie już ustał, a jedynym co trzymało nas jeszcze w gabinecie pielęgniarki, była jej nadmierna troska. Lecz kiedy nareszcie nas wypuściła, wyciągnąłem z kieszeni telefon i sprawdziłem godzinę. Do końca lekcji zostało grubo ponad dwadzieścia minut.
— A ty dokąd? — rzuciłem do blondyna, który od razu po opuszczeniu gabinetu, skierował się w stronę schodów, które prowadziły na ostatnie piętro.
— Na lekcję? — odpowiedział mi pytaniem, na pytanie, po czym posłał mi pytające spojrzenie.
— Chciałeś pogadać — rzuciłem, wskazując głową przeciwną stronę korytarza.
Jimin
— Chciałeś pogadać — rzucił. Głową wskazał kierunek, gdzie znajdowały się szkolne łazienki. Przełknąłem nerwowo ślinę, nie wiedząc co odpowiedzieć, by nie zabrzmiało to dziecinnie.
— Chciałem, ale nie podczas lekcji angielskiego — odparłem, stanowczo zakładając ręce na piersi.
— We can talk in English — dodał, robiąc krok w moją stronę. — Z resztą, mamy potem jeszcze jedną godzinę angielskiego, a po lekcjach idę na piwo z Baekhyunem, więc nie mam czasu. No chodź i nie marudź, nic ci się nie stanie, jak nie będziesz na jednej lekcji — bąknął, chwytając ręką mój nadgarstek i pociągając mnie w stronę łazienki.
Westchnąłem, dając prowadzić się szatynowi. Przeskanowałem wzrokiem jego sylwetkę. Miał na sobie długą, czarną bluzę, która zapinana była na zamek. Jej kaptur był równie obszerny, co sama bluza, która powiewała delikatnie przy każdym kroku koszykarza. Przy jego sylwetce, bluza ta leżała na nim idealnie, jednak gdybym to ja ubrał na siebie coś w tym stylu, wyglądałbym, jak ksiądz w sutannie. Uroki bycia niskim facetem.
Dotarliśmy do łazienki. Jungkook otworzył drzwi, które wydały z siebie głośne skrzypnięcie, po czym wtargnął do środka, ciągnąć mnie za sobą. Ten ruch sprawił, że niefortunnie wylądowałem na jego plecach, gdyż szatyn ustał, wbijając spojrzenie w dwóch nastolatków, którzy palili tytoń w rogu łazienki, będąc zapewne na wagarach.
— Wypad — warknął, a ja schowałem się za jego postacią. Dwóch chłopaków posłusznie opuściło łazienkę, po drodze posyłając mojemu towarzyszowi spłoszone spojrzenia.
Dobitnie przypomniało mi to sytuację, w której znalazłem się z Chanem, po niefortunnym treningu koszykarzy. Dwaj królowie szkoły, a ja pomiędzy nimi.
— No to mów — rzucił, odsuwając się ode mnie i stając naprzeciwko mnie.
— Mhm — mruknąłem, układając e głowie to, co mam mu powiedzieć. — Słuchaj Jungkook, chciałem ci powiedzieć, że pamiętam wszystko z soboty. I Tosię, i ten głupi challenge, i to jak mnie pocieszałeś, i... i ten pocałunek, i chciałem byś wiedział, że... — plątałem się.
— Jimin... — westchnął, robiąc krok w moją stronę. Zignorowałem jego słowa, kontynuując swoją wypowiedź.
— Byś wiedział, że to naprawdę było przyjemne, ale ja nie wiem, co mam o tym myśleć. Raz mnie nienawidzisz, a potem nagle z dupy mnie całujesz. Chcę byś wiedział, że nie chcę znów...
— Jimin! — warknął, będąc już o wiele bliżej mnie. Jednak przez mój słowotok, zignorowałem jego bliskość.
— Nie chcę znów przeżywać tego, co z nim! Chcę by ktoś obdarzył mnie prawdziwym uczuciem, a nie...
I te słowa utonęły w jego ustach, ponieważ złożył na nich motyli pocałunek. Jego dłonie wylądowały na moich policzkach. Chłopak pokręcił głową z rozbawieniem.
— Za dużo gadasz — rzucił, po czym jego bliskość mnie opuściła, a on wyszedł z łazienki, zostawiając mnie w jeszcze większym szoku, niż po ostatnim pocałunku.
I jak tu traktować go poważnie?
°°°°°°°°°°°
Hey, heey
Tak, wiem, ten rozdział był taki trochę przejściowy xD
Ale akcja nadal się toczy, więc nigdy nie wiadomo, co wyskoczy za rogiem. A ten rozdział na pozór nudny, miał bardzo ważną rolę.
Możemy przyjąć, że na potrzeby opowiadania Jimin będzie ciup niższy niż w rzeczywistości? Niech każdy zinterpretuje to jak chce, 170, 168, po prostu ciupkę niższy.
Ogólnie to zakochałam się w ATEEZ, więc spodziewajcie się tu kogoś w przyszłości. Jeden będzie na pewno. Jak ktoś chce o tych bubusiach popisać, to zapraszam.
Od jakiegoś czasu planuje zacząć pisać jeszcze drugą serię. Miała pojawić się ona po 16 rozdziale, ale jednak będzie po 12. Także pod następnym dostaniecie nazwę, a pod 11 krótki spojler. Ale nie martwcie się, nadal SS&L będzie główną serią.
Historia z żelazkiem autentyczna, sama to przeżyłam xDD
Do następnego,
~ Altrey
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top