I can't sleep in new places.
Nie płacę za leki na cukrzycę.
Love, Altrey
Chapter XI
Jimin
To, co działo się w następnych dniach można było nazwać prawdziwymi cichymi dniami.
Październik zaczął się już na dobre, a moje urodziny i wyjazd mamy zbliżały się wielkimi krokami.
Przez pierwszy tydzień nie odzywałem się do Jungkooka i moich przyjaciół. Czułem się źle, a moi przyjaciele, jak na złość nie potrafili się zachować. Jeździłem z nimi do szkoły, siedziałem na stołówce i grałem na treningach, jednak odzywałem się jedynie, kiedy musiałem. Jedynym wsparciem wtedy był dla mnie mój dwa lata młodszy kuzyn, który jak na złość mieszał ponad godzinę drogi od Seulu.
Z Jungkookiem było jeszcze gorzej. Od pocałunku w sali nie zamieniłem z nim ani słowa, do czasu, gdy szatyn zagadał mnie w sprawie projektu, którego kolejny etap był wyznaczony na poniedziałek, 9 października.
Byliśmy umówieni na sobotę, a jako, że z nim musiałem się pogodzić, postanowiłem zrobić to również z moimi przyjaciółmi. Dlatego w piątek przeprosiłem ich za moje zachowanie, tłumacząc im, że właściwie nie jestem zły, tylko zbyt bojaźliwy, by im to powiedzieć. Wszystko skończyło się zbiorowym przytulasem i ich grupowymi przeprosinami. Tłumaczyli, że tak naprawdę wina leżała po ich stronie. Jednak ja i tak czułem się źle z tym, że tak zareagowałem. Byłem zły na siebie, że w ogóle pozwalałem Jungkooka od tak mnie całować, gdy tylko miał na to ochotę.
W zasadzie, to od czasu naszego pierwszego pocałunku, czułem się, jakbym był pozbawiony radości życia. Robiłem wszystko automatycznie, śmiałem się, gdy musiałem, a uśmiech nie gościł już na mojej twarzy tak często, jak było to do tej pory. Czułem się, jakby coś mi odebrano, zastępując to czymś niezrozumianym, do czego nie było instrukcji. A zdawało mi się, że nie rozumiałem tego nie tylko ja, ale i moi przyjaciele, którzy nie potrafili mi pomóc.
— Może ty się po prostu w nim zakochałeś? — zapytał Chan, kiedy wpadł do mnie w piątkowy wieczór.
Czy zakochałem się w Jungkooku?
Brzmiało to niedorzecznie. W końcu znałem go od tak wielu lat, więc czemu miałbym poczuć do niego coś więcej dopiero teraz? A może ja wcale nie byłem zakochany. Może po prostu chciałem wierzyć w to, że Jungkook nie pocałował mnie, bo miał taką zachciankę. Byłem zbyt naiwny i to sprawiało, że marzyłem o tym, by należeć do kogoś. By mieć kogoś, komu zależałoby na tobie bardziej, niż przyjaciołom.
W piątek dowiedziałem się również, że nie mogę liczyć na przyjaciół w sprawie noclegu w moje urodziny, bo choć wszyscy byliśmy umówieni do pizzerii, tak żaden nie mógł przyjąć mnie pod swój dach na te dwie noce.
— Jiminnie, wiesz, że w czwartek śpi u mnie kolega z klasy — taką odpowiedź dostałem od Kaia, do którego właściwie miałbym najbliżej. Spałem tam też niejednokrotnie, dzięki czemu wiedziałem, że jego mama przyjęłaby mnie z otwartymi rękoma.
— Przecież mówiłem ci, że zaraz po naszym wyjściu jadę na weekend do babci — tak tłumaczył się Tae.
— Sorry stary, sam mam remont. Przeprowadzamy się do domu babci, bo ona nie daje już sobie sama rady. Przecież ci mówiłem, nie? — taka wiadomość napłynęła ze strony Jisunga.
— Mam szlaban za to, że upiłem się z Hanem po naszych urodzinach. Wybieraj, albo twoje urodziny, ale mogę cię gościć przez jedną noc — powiadomił mnie ze smutkiem Felix.
Jednak najbardziej bolała odpowiedź Chana.
— Jiminnie — mruknął, podchodząc do mnie, kiedy wieczorem przesiadywał w moim pokoju. — Wiesz, jacy są moi rodzice — westchnął, na co kiwnąłem głową. Wiedziałem, jacy byli. Nietolerancyjni. — Naprawdę chciałbym ci pomóc i przygarnąć cię do domu na te trzy dni, ale nie mogę. O ile ja mogę robić co chce, dzięki czemu mogę się z tobą przyjaźnić, tak oni cię do domu nie wpuszczą. Naprawdę mi przykro — Blondyn podszedł do mnie. Siedziałem na skraju swojego łóżka, przez mój wzrok znajdywał się obecnie na jego torsie. Chłopak przytulił mnie, a ja ukryłem twarz w jego bluzie. — Ale wiesz, że cię kocham, prawda? Akurat tego po nich nie odziedziczyłem i cieszę się z tego, bo jesteś najwspanialszą i najbardziej uroczą istotą, jaka chodzi po tej ziemi, i uważam, że jestem szczęściarzem, bo cię poznałem.
Straszy wtulił twarz w moje włosy, a na zacisnąłem piąstki na jego bluzie. Z moich oczu mimowolnie poleciały słone łzy, choć na moich ustach zagościł uśmiech, wywołany słowami białowłosego.
— Też cię kocham, Chan — szepnąłem, przyciągając go bliżej siebie.
Mój szloch stawał się coraz głośniejszy, przez co nastolatek oderwał się ode mnie. Przykucnął naprzeciw mnie, układając swoje dłonie na moich policzkach, które były wilgotne od łez.
— Ale czemu płaczesz? — zapytał, wycierając kciukiem moje łzy. Uniosłem wzrok, spoglądając na niego z uśmiechem i samemu ścierając własne łzy rękawem bluzy, którą miałem na sobie.
— Bo gadasz bzdury, Channie — bąknąłem, chcąc znów go przytulić.
— Nie dziwię się, że Jungkook na ciebie leci — westchnął, składając pocałunek na moim czole.
I choć Chan niesamowicie poprawił mi humor, tak kwestia mojego noclegu nadal pozostawała zagadką. Cieszyłem się, że został na noc. Śpiąc w jego objęciach nareszcie poczułem to, czego brakowało mi przez ostatnie parę dni. Nie był to kontakt cielesny czy pożądanie. Była to braterska miłość i wsparcie, jakim stanowczo dzielił się ze mną blondyn.
Miałem jeszcze dwie opcje. Mogłem zostać na te trzy dni w domu, jednak bez możliwości korzystania z łazienki lub pojechać na ten czas do kuzyna. Jednak za tą drugą opcją nie przemawiały trzy fakty. Po pierwsze, nie posiadaliśmy z mamą samochodu, więc musiałbym wybłagać ciocię Sunmi, by po mnie przyjechała, bądź targać się tam pociągiem, czego nie brałem pod uwagę, bo nie znosiłem samotnie podróżować. Po drugie, musiałbym opuścić dwa dni w szkole oraz czwartkowy trening, a jako, że pierwszy mecz był już za chwilę, nie byłoby to zbyt rozsądne. I choć kocham mojego kuzyna, tak po trzecie musiałbym wtedy zrezygnować z spotkania z przyjaciółmi, których mimo wszystko stawiałem nad chłopakiem. Dlatego też przygotowywałem się na tą pierwszą opcję i mycie zębów w zlewie, a samemu wpychaniu się do łazienki Hueningów.
Jednak nie spodziewałem się tego, że wybawienie nadejdzie stamtąd, skąd nadeszło.
W sobotę, zgodnie z ustaleniami, stawiłem się pod domem Jungkooka. Szatyn nalegał, by umówić się u niego, bo miał podobno idealne materiały do wykonania kolejnego projektu. Nie protestowałem, bo zawsze zwalniało mnie to ze sprzątania pokoju. O podwózkę również nie musiałem się martwić, bo Chana zawsze dało się na to naciągnąć.
Praca szła nam wyjątkowo szybko i klarownie, przez co już po godzinie udało nam się wszystko skończyć. Jako, że byłem umówiony z Chanem na za godzinę, szatyn zaproponował mi kakao, z którym później usiedliśmy w wielkim salonie. Wywiązała się pomiędzy nami luźna rozmowa, podczas której przypadkiem wypadł temat mojego noclegu.
— Ale jak to nie masz, gdzie spać? — spytał, wbijając we mnie te swoje typowe, jungkookowe spojrzenie.
— Normalnie — fuknąłem, odstawiając pustą już szklankę po kakale na stół. — Moja mama jedzie w delegację i mamy remont łazienki, więc muszę się wynieść z domu. A że akurat wszyscy moi znajomi są w tym czasie zajęci, to nie mam gdzie spać. Co w tym niezrozumianego, Jungkook? — zapytałem, na co szatyn wzruszył ramionami. — Chyba będę zmuszony wydać moje oszczędności na pokój w jakimś motelu — westchnąłem, upadając na miękkie poduszki, leżące na kanapie.
— Śpij u mnie — zaproponował Jungkook, a ja spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Miałem wrażenie, że jego propozycja nie była zbyt przemyślana.
— Al-le? — zająkałem, będąc zaskoczonym jego słowami.
— Krasnal, nie masz gdzie spać, a ja nie mam serca z kamienia, więc proponuję ci nocleg. Decyduj się, póki nie zmieniłem zdania — mruknął.
Zareagowałem dziwnie, nawet jak na mnie, bo rzuciłem się w stronę szatyna, po czym zamknąłem wyższego w uścisku.
— Dziękuję ci, Jungkook — dodałem, a chłopak oddał uścisk.
— Nie ma za co — odparł, nadal będąc zaskoczonym moim ruchem.
I właśnie w ten sposób znalazłem się przed jego domem w czwartek, o siódmej rano. Był to dzień w którym obaj mieliśmy rano trening, dzięki czemu nie obawiałem się o to, że chłopak mnie nie zawiezie.
Zadzwoniłem w dzwonek, który znajdował się przy furtce, a po chwili zza drzwi wyłoniła się jego głowa.
— Wchodź, jest otwarte — krzyknął, po czym znikł za drzwiami.
Byłem nieco obładowany torbami, przez co musiałem kombinować, jak przejść przez ciasną furtkę. W końcu na plecach spoczywał mój plecak, pełny książek na dwa dni, na jednym ramieniu torba ze strojem siatkarskim, a na drugim druga torba, w której miałem schowane ciuchy na następne dni, jak i ważne rzeczy, między innymi szczotkę do zębów, mydło czy moją poduszkę.
Kiedy w końcu znalazłem się w środku, grzecznie ściągnąłem buty i rozejrzałem się w poszukiwaniu chłopaka.
— Jungkook? — zawołałem, nie widząc go nigdzie wokół.
— Tu jestem! — odparł, a ja skierowałem się za jego głosem, dzięki czemu dotarłem do kuchni.
Chłopak siedział przy blacie i zajadał szybko płatki. Choć był w ubraniach, mimo wszystko wyglądał, jakby dopiero co wstał. Jego włosy były roztrzepane, a oczy miał podkrążone.
— Hey — przywitałem się i podszedłem do niego.
— Cześć — odpowiedział, nie przestając jeść śniadania. — Sorry, trochę zaspałem. Skończę jeść, pokażę ci, gdzie jest pokój gościnny i możemy jechać.
• • •
Tego dnia na szczęście kończyliśmy razem, dzięki czemu szatyn miał mnie zabrać samochodem i w tą stronę. Rano miałem już okazję poznać osobiście Lusię, a wysiadając z samochodu z Jungkookiem, miałem wrażenie, jakby każdy nas obserwował.
Poranny trening był strasznie wykańczający, gdyż był w końcu już przedostatnim, przed meczem. Na szczęście wszystko wychodziło mi już lepiej, przez co nie obawiałem się o swoje miejsce w pierwszym składzie.
Obawiałem się trochę tego, że Jungkook ma plany i będzie musiał gdzieś wyjść. Miał w końcu zapewnić mi nocleg na te dwie noce, a nie rozrywkę.
Czekałem na niego przy samochodzie, gdyż koszykarz powiedział, że musi załatwić jeszcze coś z osobami z jego drużyny. Nie protestowałem i posłusznie czekałem, przez co zgarnąłem masę złowrogich spojrzeń od napalonych lasek ze szkoły. Czasem bawiło mnie to, w jaki sposób rzucały się one na Jungkooka. Jakby szatyn był szybko wyprzedzającym się towarem w popularnym sklepie.
Korzystając z nieobecności szatyna, zadzwoniłem do swojego ukochanego kuzyna, który o ironio miał urodziny dzień przede mną.
Szatyn przyszedł po jakiś dziesięciu minutach. Bez zbędnych ceregieli, wpuścił mnie do środka samochodu i odjechał w stronę swojego domu. Atmosfera zdawała się być bardziej napięta, niż wcześniej, tak jakby nikt z nas nie wiedział, co powinien teraz uczynić.
— Masz jakieś plany na dzisiaj? — zapytałem w końcu, ściszając przy tym muzykę, gdyż zaczynała mnie irytować. Jungkook zdecydowanie ma beznadziejny gust muzyczny.
— No — mruknął pod nosem, nie odrywając wzroku od jezdni.
— Ouu — jęknąłem. Czyli jednak moje złe przypuszczenia się spełniły.
— W końcu mam gościa, to muszę się nim jakoś zająć — dodał, a ja miałem wrażenie, że się przesłyszałem. Wbiłem w niego przerażone spojrzenie, na co chłopak zaśmiał się melodyjnie. — Nie w taki sposób, zboczeńcu.
Byłem pewny, że moje policzki oblały się różem. Reszta drogi minęła nam w niemiłej ciszy, która została przerwana dopiero w środku, kiedy chłopak odezwał się do mnie, pytając o obiad.
— Możemy zamówić pizzę czy coś — zapytał, a ja kiwnąłem głową.
— Może być pizza — mruknąłem, nie odstępując chłopaka na krok. Czułem się tam dość nieswojo, przez co nie chciałem zostać samemu.
Szatyn skierował się w stronę salonu, a ja podążyłem za nim. Odpadł na sofę, od razu się na niej rozkładając z wyciągniętymi nogami, z kolei ja usiadłem na drugim końcu, nadal czując się niepewnie. Rzucił w moją stronę pilota, który najwyraźniej musiał wcześniej spoczywać gdzieś koło niego, wyciągając przy tym z kieszeni telefon.
— Włącz netflixa i wybierz coś, a ja w tym czasie zadzwonię po pizzę — zapowiedział, a ja ponownie kiwnąłem głową. Szatyn zgodnie z jego słowami, zajął się zamawianiem pizzy, dlatego ja też podjąłem się przeznaczonemu mi zadaniu. Nie było to coś strasznie trudnego, gdyż każdy telewizor działał przecież analogicznie.
Podczas, gdy chłopak rozmawiał przez telefon, udało mi się włączyć urządzenie oraz samą aplikację. Nie wiedziałem, jakie filmy lubi Jungkook, dlatego przez dłuższy czas przeglądałem propozycje wystawione przez stronę.
— Ej, Jungkook, jaki film mam włączyć? — spytałem, choć chłopak nadal rozmawiał przez telefon.
— Nie wiem, cokolwiek, komedię — burknął. — Przepraszam pana bardzo, to tylko mój... przyjaciel.
Te słowa wywołały na moich ustach szeroki uśmiech. Awansowałem ze znajomego z klasy.
Ponownie przeniosłem wzrok na ekran i przeszedłem w kategorie. „Komedie dla nastolatków" — ta kategoria wydała mi się wręcz idealna. Nie mając ochoty na zbędne szukanie, wszedłem właśnie w tą kategorię i wybrałem pierwszy film z góry.
Nastolatek zakończył rozmowę, po czym również przeniósł spojrzenie na telewizor.
— Zamówiłem jedną z szynką i serem, a drugą hawajską — oznajmił, a ja już postanowiłem, że tej drugiej nie tknę. — Co to? — zapytał, kiedy na ekranie pojawiły się pierwsze sceny.
— Nie wiem — mruknąłem, wzruszając ramionami. Ponownie wziąłem pilot do rąk, by sprawdzić nazwę filmu. — Alex Strangelove.
— Ouu — jęknął zaskoczony. — A to nie jest gejowska komedia?
— Nieee, czemu? — odparłem, będąc przerażony tym, co według jego słów włączyłem. — Włączyłem cokolwiek. Tak, jak chciałeś.
• • •
— Że to niby nie jest gejowska komedia? — fuknął, kiedy podczas balu doszło do zbliżenia pomiędzy tytułowym bohaterem, a Elliottem.
Dwa kartony po pizzy leżały na środku stołu. W jednym z nich spoczywały jeszcze dwa ostatnie kawałki pizzy, jednak ten drugi pozostał całkowicie pusty. Teraz, po ponad godzinie oglądania durnej komedii, czułem się już nieco swobodniej, dlatego leżałem rozwalony na sofie. Mój brzuch był pełny, przez co nie miałem na nic ochoty. W tym czasie zdążyło się już nieco ściemnić, przez co w pomieszczeniu panował półmrok. Obróciłem się na brzuch, dzięki czemu moje spojrzenie przeniosło się na półleżącego Jungkooka, który powoli siorbał colę ze szklanki.
— W zasadzie, to była to komedia i gejowska, i hetero — odparłem, a na moje usta wstąpił uśmiech, spowodowany zwycięstwem nad Jungkookiem. W końcu Alex był nie tylko z Elliottem, ale również z Claire.
— Co robimy? — zapytał.
— Wymyśl coś — bąknąłem, obracając się z powrotem na plecy.
I długo nie musiałem czekać na to, co wymyślił Jungkook, gdyż już po chwili zauważyłem jego ślepia, tuż nad moją głową.
— Stajesz się przewidywalny, Jungkook — mruknąłem, wiedząc co zaraz nadjedzie.
Szatyn uniósł w górę brwi, a z jego ust uciekło prychnięcie. I jakie było moje zdziwienie, gdy chłopak zamiast wbić się w moje usta, podniósł się z kanapy, po czym ponownie schylił, łapiąc mnie przy tym w talii. Pisnąłem, kiedy chwycił mnie mocniej i podniósł z kanapy, przerzucając moje wątłe ciało, przez swój bark.
— Tak? — fuknął. — To też przewidziałeś? — I po tych słowach poczułem, jak porządnie uderza otwartą dłonią w mój tyłek, który w tej pozycji był w końcu pod jego nosem.
— Puść mnie, pizdokleszczu! —pisnąłem, zaczynając uderzać rękoma w jego plecy, przez co oberwałem jeszcze raz.
Nastolatek z powrotem usiadł na meblu. Posadził mnie na swoich kolanach, po czym zacisnął dłonie na mojej talii, przez co nie miałem jak uciec. Mój tyłek, który delikatni piekł, przez to, co zafundował mi szatyn, wylądował na jego kolanach.
— I co teraz, Park? — warknął, a jego dłonie wtargnęły pod moją koszulkę z motywem szkolnej drużyny.
Jego usta odnalazły te moje. Przyciągnął mnie bliżej siebie, a jego dłonie powędrowały w górę, w stronę moich łopatek. Ten pocałunek różnił się od tych, które dzieliliśmy ze sobą wcześniej; był mniej subtelny, a bardziej agresywny.
Po chwili zabawy z moimi wargami, jego usta powędrowały w dół, wzdłuż mojej szyi. Jego ręce nadal błądziły pod moją koszulką, gładząc skórę moich pleców.
— Tym razem cię nie oszczędzę, maluchu — szepnął, a jego usta mocno przywarły do mojej skóry. Jego niski ton głosu i usta, ssące moją skórę, sprawiły, że odgiąłem plecy w łuk. Nieświadomie poruszyłem się na jego kolanach, przez co wyższy mruknął gardłowo w moją szyje, na której zapewne został bordowy ślad po jego ustach.
Naprawdę nie wiem czemu, ale chyba muszę zapamiętać, że zawsze nam coś przerwie.
— Jeongguk! — od strony wyjścia rozległ się kobiecy krzyk, którzy zapewne musiał należeć do matki Jungkooka. Szatyn spojrzał na mnie ze strachem w oczach, po czym zrzucił mnie ze swoich kolan, przez co wylądowałem z powrotem na kanapie.
— Ogarnij się, szybko — pisnął, przez co przycisnąłem dłoń do świeżego śladu, obciągając przy tym podwiniętą koszulkę.
Chłopak poprawił ręką swoje roztrzepane przeze mnie włosy, po czym skierował się w stronę, skąd dobiegał krzyk kobiety. Nie wiedząc co zrobić, podążyłem za nim.
— Mama? — spytał, kiedy zza rogu wyszła niewysoka kobieta w średnim wieku. — Nie miałaś być później?
Lecz ku mojemu zdziwieniu, kobieta całkowicie zignorowała pytanie syna i minęła go, podchodząc do mnie.
— Ty prawdopodobnie jesteś Jimin — stwierdziła swoim wyniosłym głosem, na co pokiwałem jedynie głową. — Czuj się tu, jak u siebie, witamy w naszych skromnych — taa, bardzo skromnych. — Jakbyś czegoś potrzebował, to będę u siebie. Gukie, dbaj o swojego gościa — rzuciła, po czym oddaliła się w stronę schodów.
— Jeongguk? Gukie? — zapytałem, kiedy kobieta zniknęła z mojego pola widzenia.
— Nie słyszałeś tego — syknął, odwracając się na pięcie. — Wracamy do oglądania.
— Ej, nie rób ze mnie idioty — mruknąłem, doganiając chłopaka. — Z resztą i tak tego nie oglądaliśmy — dodałem z diabelskim uśmiechem.
— To moje pełne imię — fuknął, siadając na kanapie. — Ale nawet nie waż się tak do mnie mówić.
• • •
Po dwóch kolejnych filmach postanowiliśmy zakończyć nasz maraton. Jungkook zaprowadził mnie do łazienki, a ja bez zbędnych ceregieli poszedłem się myć. Po umyciu i wykonaniu wieczornej toalety, ubrany już w swoją tradycyjną piżamę, czyli krótkie szorty i za dużą koszulkę, skierowałem się do wskazanego mi przez Jungkooka pokoju, gdzie od rana spoczywały już moje rzeczy. Schowałem do torby kosmetyczkę, w zamian wyciągając z niej moją ukochaną poduszkę, bez której nie umiałem zasnąć. Podszedłem do dużego łóżka, które okazało się równie miękkie. Dochodziła dopiero północ, dlatego postanowiłem przejrzeć jeszcze wszystkie media społecznościowe.
Jednak, gdy przejrzałem wszystko, czego nie widziałem, postanowiłem sprawdzić godzinę, a widząc, że na zegarze wybiła godzina 00:00, uśmiechnąłem się pod nosem. Był 13 października. Już nigdy nie miałem być dzieckiem.
Mając świadomość, że lada moment dostane SMS-em pierwsze życzenia urodzinowe od przyjaciół, postanowiłem odłożyć telefon na bok i udać się na zasłużony wypoczynek. Nadal się uśmiechając, ułożyłem głowę na swojej poduszce i przymknąłem oczy.
Wdech, wydech, skup się na czymś przyjemnym.
Wiedząc, że na plecach nie zasnę, obróciłem się na prawy bok, ściskając w rękach kołdrę.
Wdech, wydech Jimin, nie panikuj.
Minuty mijały, a ja leżałem w ciszy, z zaciśniętymi oczami, próbując z całych sił zasnąć. Obróciłem się na drugi bok, jeszcze mocniej przytulając się do kołdry.
— Jimin, od jakiejś pół godziny jesteś dorosłym facet, nie zachowuj się, jak mała dziewczynka — mruknąłem do siebie. — No weź nie becz, debilu.
Usiadłem i przetarłem oczy brzegiem kołdry. Ciężko westchnąłem, po czym ponownie opadłem na plecy.
Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdech, wydech.
— Nie no, kurwa, tak się nie da — fuknąłem, odkopując się spod kołdry. Chwyciłem moją poduszkę.
Moje stopy zetknęły się z zimną podłogą, jednak ja zignorowałem chwilowy dyskomfort i korzystając z chwilowej odwagi, skierowałem się w stronę drzwi. Uchyliłem je i przedostałem się na równie ciemny korytarz. Starałem się stąpać, jak najciszej, by w żadnym wypadku nikogo nie obudzić. Chociaż, tak właściwie, szedłem do pokoju Jungkooka własnie w tym celu.
Stanąłem pod drzwiami, które według mojej, w końcu całkiem niezłej pamięci, miały należeć do wyższego koszykarza. I właśnie w tym momencie, cała ta chwilowa odwaga, wyparowała, a ja zdałem sobie sprawę z tego, co chciałem zrobić.
Choć w sumie to nie wiedziałem, co tam robię i z jakim zamiarem idę do Jeona. Chciałem, by ze mną pogadał? By mnie przytulił? By pozwolił mi spać w jego łóżku? Wszystko to brzmiało głupio, jak na dorosłego faceta.
Wziąłem głęboki wdech i zapukałem dwa razy do drzwi. Cichy dźwięk obijania czegoś o drewno rozszedł się po korytarzu, jednak zza drzwi nie usłyszałem odpowiedzi.
— Jungkook? — szepnąłem. Powtórzyłem swoją czynność, z takim samym skutkiem. — Raz się żyje — mruknąłem pod nosem i delikatnie nacisnąłem klamkę.
Wepchnąłem nos do powstałej szpary. Poszerzyłem ja, dzięki czemu już po chwili w środku znalazła się cała moja głowa. Mrugnąłem, rozglądając się po pokoju, czego po chwili pożałowałem.
Jungkook stał odwrócony do mnie tyłem. W pomieszczeniu również panował mrok, jednak jego sylwetka była delikatnie oświetlona przez blask księżyca, który wpadał do pokoju przez niezasłonięte okno. Jednak tym, co sprawiło, że w pośpiechu wyciągnąłem głowę z jego pokoju i równie szybko zamknąłem drzwi, był fakt, że chłopak stał tam jedynie w białym ręczniku, który opatulał jego biodra. Oparłem głowę o zamknięte już drzwi. Zacisnąłem z całej siły powieki i wypuściłem z ust nagromadzone powietrze.
— Boże, Jimin, jesteś debilem — fuknąłem i oderwałem się od powierzchni drzwi, by w pospiechu uciec do przydzielonego mi pokoju.
I własnie w tym momencie drzwi uchyliły się, a zza nich wyjrzała głowa Jungkooka.
— Jak nie odpowiadam, to chyba znaczy, by nie wchodzić — mruknął z uśmiechem, kiedy zauważył moją spłoszoną minę. — Coś się stało?
No tak, wiesz Jungkook, mam od parunastu minut osiemnaście lat, ale od dziecka mam cholerne problemy ze snem, no i nie umiem spać w nowych miejscach. Ja w ogóle nie umiem spać, więc przeszedłem tu, byś wybawił mnie z opresji. Nie, to brzmi głupio.
— Nie umiem zasnąć — szepnąłem, przytulając moją poduszkę. — Znaczy, ja w ogóle mam problemy z zasypianiem w nowych miejscach — Fakt, że jestem pełnoletni chyba mogę pominąć.
Chłopak westchnął, uchylając szerzej drzwi. Przełknąłem ślinę, widząc, że teraz szatyn przyodziany jest jedynie w bokserki.
— Chodź — mruknął, odsuwając się od drzwi. — Jakbyś przeszedł za dziesięć minut to pewnie bym spał — Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi.
Wyższy bez skrupułów skierował się w stronę swojego łóżka, na którym się położył. Nadal stałem w miejscu i dopiero, gdy szatyn poklepał miejsce obok siebie, niepewnie podszedłem do niego. Posadziłem tyłek na łóżku i położyłem poduszkę na drugim końcu, jak najdalej pod Jeona, który dokładnie obserwował każdy mój ruch, leżąc na boku, zwrócony w moją stron. Uchyliłem brzeg kołdry i wgrzebałem się pod nią, układając się plecami do Jungkooka. Przymknąłem oczy i wsłuchałem się w oddech szatyna, którego spojrzenie nadal było wbite w moje plecy.
Przysunąłem się delikatnie w jego kierunku, gdyż to jeszcze nie o to mi chodziło.
— Jeśli chcesz, bym cię przytulił, to powiedz to — szepnął.
No coś ty, Jungkook, za bardzo to zawstydzające. Zamiast tego, sam cię do tego sprowokuję.
Pociągałem poduszkę w swoją stronę i przysunąłem się jeszcze bliżej niego, przez co mój tyłek zetknął się z jego torsem, a jego oddech zaczął delikatnie drażnić moją skórę. Poczułem, jak chłopak unosi się na łokciu.
— Powiedz to, bo widzę, że do tego zmierzasz — dodał tuż nad moim uchem, przez co jego gorący oddech wywołał u mnie dreszcze. Westchnąłem, czując, jak dreszcze rozchodzą się po moim ciele.
— Przytul mnie, proszę — jęknąłem błagalnie, samemu wtulając się w jego ciało.
— Wedle życzenia, nieśpiąca królewno — dodał, nareszcie obejmując moje drobne ciało swoimi muskularnymi ramionami.
————————————————
Miał to być tylko rozdział przejściowy, a tu boom, 3.8k słów xD
Jeśli ktoś jest uważny, to zauważył, że poczyniłam tu małe przygotowania, to wprowadzenia nowej postaci.
Ostatnio pewna osoba uświadomiła mnie, że w Korei pełnoletność osiąga się z wiekiem 19 lat. Przyznaję się do błędu, jednak teraz nie ma już jak to zmienić. Także mam nadzieję, że mi wybaczycie, a opowiadanie będzie toczyło się zgodnie z polskim prawem.
A co do nowej serii... wiem, że miała być tam okładka, ale mi zniknęła, więc no xD
Pod koniec tego rozdziału wkleję Wam krótki opis, a owa seria pojawi się po następnej części tego.
4 sierpnia jadę na wakacje, dlatego w tym czasie będzie rozdziałów, bo gdy publikuję z telefonu, to wszystko się rypie.
A tu zgodnie z obietnicą można zadawać pytania do Q&A z bohaterami serii. Jak będzie dużo pytań, to pojawi się jeszcze pod następną częścią.
Do:
Jimina
Jungkooka
Kaia
Bang Chana
Hyunjina
Taehyunga
Baekhyuna
Namjoona
Mamy Jimina XD
Felixa
Hana
I kogokolwiek jeszcze chcecie z tego opowiadania, bo postaci jest duuużo. Jeśli ktoś ma pytanie związane bezpośrednio z tą serią lub innymi to może również do mnie.
A tu obiecany opis:
❝Ambicje trzeba spełniać. O marzenia można walczyć.❞
Jungkook jest studentem psychologii i ma jeden zasadniczy problem. Od kilku miesięcy jego sny odwiedza jasnowłosy chłopak, o niebiańsko pięknej twarzy, który ubarwia każdą jego noc. Ma wrażenie, że przeżył z nim już niemal całe życie, poczynając od pierwszej randki, przez nocne zabawy i nawet starość, jednak nigdy nie poznał jego imienia. Zna każdy szczegół jego ciała, a anielski głos wita go podczas każdego snu. Ciągłe życie w niewiedzy doprowadza go do szaleństwa, aż pewien wykład na studiach sprawia, że młody chłopak postanawia rozwikłać zagadkę swoich snów.
„- Nasz mózg, choć mogłoby się tak wydawać, wcale nie jest dobry w wymyślaniu twarzy. Jest za to mistrzem w ich zapamiętywaniu, a co za tym idzie, bohater twojego wczorajszego snu erotycznego mógł być losowym człowiekiem, który pięć lat temu podał ci kawę na stacji benzynowej."
Czyli gdzie Jungkook chce przestać śnić, a zacząć żyć. Ale czy chłopak z jego snów naprawdę istnieje?
࿇ fluff ࿇ smut, smut ࿇ to nie jest angst, believe me ࿇ w pierwszych częściach Jimin występuje tylko teoretycznie ࿇ top!jk ࿇
Do następnego,
~ Altrey
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top