Haters gonna hate.
Szuja Minjin is back :)
Chapter XIX
Jungkook
Następnego dnia Jimin faktycznie się rozchorował.
Poranne promyki muskały jego delikatną twarz, kiedy następnego dnia obudziłem się, nadal trzymając go w ramionach. W świetle wyglądał jak niewinny anioł; złote promienie rozchodziły się wokół jego jasnych włosów, tworząc aureolę. Ogarniały też jego bladą skórę, nadając jej chociaż trochę śniady kolor. Odsłonięte ramię, na którym widniały z dwie malinki, wystawało spod białej kołdry. Jego twarz pogrążona była w spokoju; usta miał rozchylone, a powieki przymknięte z lekkością. Wtulony był we mnie całym swoim ciałem, sprawiając, że czułem się, jakbym trzymał go całego w ramionach. Był w końcu dla mnie taki drobny, taki mały i niewinny. Jego głowa spoczywała na mojej piersi, a jedna z nóg była przerzucona przez moje biodro. Leżąc niemal na moim torsie, grzał mnie lepiej, niż kołdra, którą byliśmy przykryci.
Patrząc na jego twarz, zdawałem sobie sprawę, jak bardzo go skrzywdziłem. Powoli docierało do mnie to, że miałem chłopaka. Ja, Jeon Jungkook, byłem w związku z najpiękniejszym chłopcem na tej ziemi. I choć teraz jego twarz była spokojna, a on drzemał z głową ukrytą w mojej piersi, tak widziałem, ile łez musiało spłynąć po jego policzkach, by w końcu znalazł się w tym miejscu.
Ten poranek był inny, niż te, które mieliśmy już za sobą. Choć byłem całkiem nagi, jedyne na czym się skupiałem to piękna twarz Jimina, który wtulał się we mnie, jakbym miał zaraz zniknąć. Ale nie dziwiłem się, bo przecież w ciągu ostatnich dwóch miesięcy cały czas tylko odchodziłem, zostawiałem go, gdy mnie potrzebował. I chociaż teraz leżałem ze świadomością, że go już nie skrzywdzę, nie byłem pewny, czy on jest tego świadom, czy nie żałuje tego, co się wczoraj stało. Miałem wrażenie, że od środka coś wolało, że zostając wtedy z Jiminem w łazience znowu go skrzywdziłem, a on będzie miał mi to za złe. W końcu byłem jego pierwszym i bałem się, że blondyn uzna, że to jednak nie mnie pragnął, a jego decyzja była zbyt pochopna.
Dlatego kiedy usłyszałem ciche stęknięcie, a dłoń mniejszego spoczywająca na mojej piersi, poruszyła się, postanowiłem dopilnować, by zapewnić blondynowi również wspaniały poranek. Rozluźniłem uścisk dłoni, którą zaciskałem na jego talii, uśmiechając się na widok jego ciemnych oczu. Spojrzał na mnie, a ja znów mogłem czytać z nich, jak z księgi. Wiele razy słyszałem, że oczy są zwierciadłem duszy, jednak nie wierzyłem w to, aż nie zbliżyłem się do Jimina. Wystarczało jedno spojrzenie, bym wiedział, czego pragnie, co czuje, co potrzebuje. Jego uczucia były wymalowane w tych ciemnobrązowych, niemal czarnych, tęczówkach, które teraz spoglądały na mnie. Wyglądał tak niewinnie, mimo tego, co wczoraj robiliśmy, kiedy uśmiechnął się do mnie, podciągając się nieco wyżej.
— Cześć, słońce — przywitałem się, obserwując, jak na policzkach niższego pojawiają się te słodkie rumieńce. Automatycznie przycisnął czoło do mojej piersi, a do moich uszu dotarł lekki chichot.
— Hey — odparł. Przyległ do mnie jeszcze mocniej, nadal na mnie nie patrząc.
— Nie masz się czego wstydzić, po tym, co wczoraj zrobiliśmy — zaśmiałem się, widząc, jak blondyn stara się ukryć rumieńce, które wykwitły na jego policzkach.
— Nie wstydzę się ciebie, tylko tego, jak mnie przed chwilą nazwałeś — mruknął. Poprawił się, przez co jego głowa spoczywała teraz na moim ramieniu. — Słońce, to tak pięknie brzmi — westchnął, przyciskając nos do mojej szyi.
— Teraz mam prawo cię tak nazywać — wyszeptałem, delikatnie całując jego ramię. Byłem pod wpływem jego uroku i przyrzekam, że wtedy zrobiłbym dla niego wszystko. Dosłownie.
— Mhm — mruknął. Mogłem zostać tak wiecznie, tuląc się do jego rozgrzanego ciała i trzymając go w ramionach. Czułem się błogo, jak nigdy wcześniej. Nie czułem satysfakcji, bo zaliczyłem kolejną osobę, jak to było wcześniej. Wypełniło mnie szczęście i jakiś dziwny rodzaj spokoju. Czułem, że moje sumienie nareszcie zostało ukojone, gdy wyznałem mu to, co czuję i przyznałem się to tego, kim jestem. Jednak do osiągnięcia pełni tego spokoju potrzebowałem wiedzieć jeszcze jedną rzecz.
— Minnie — zacząłem, gładząc jego bok. Chłopak mruczał cicho w moją szyję, a ja nie potrzebowałem na niego patrzeć, by wiedzieć, że jego oczy były przymknięte.
— No? — westchnął. Jego noga wsunęła się pod tą moją, sprawiając, że byliśmy jak jeden, wielki supeł.
— Żałujesz? Tego, co zaszło? — spytałem, a on uniósł się delikatnie. — Chcę tylko wiedzieć, czy cię nie skrzywdziłem, zabierając twój pierwszy raz — wytłumaczyłem, widząc zakłopotanie na jego twarzy.
— Nie — odparł. — Pod żadnym względem. Było... Bardzo przyjemnie — dodał, rumieniąc się. Boże, czy jest piękniejsza istota na tej ziemi?
Uśmiechnąłem się, wyciągając dłoń w kierunku jego policzka. Pogłaskałem jego skórę, a on mimowolnie wtulił twarz w moją dłoń.
— Cieszę się — odpowiedziałem. Chłopak znów przymknął oczy, rozkoszując się moim dotykiem. — Bałem się, że cię skrzywdziłem. Znowu.
— Nie skrzywiłeś — mruknął. — Chciałem tego i podobało mi się. Zaśmiałem się, obserwując jak na jego policzkach róż znowu się pogłębia. — No co?
— Jesteś uroczy — westchnąłem, składając motyli pocałunek na jego czole.
Jednak nim zdążyłem się nim zdążyłem się odsunąć, jego usta przywarły do tych moich, skradając z moich ust słodki pocałunek. Uśmiechnąłem się lekko, nie pozwalając mu się odsunąć. Nasze wargi plątały się w mozolnym i subtelnym pocałunku. Rozkoszowałem się mlaśnięciami, wydobywającymi się spomiędzy naszych ust i cichym westchnięciami Parka. Żaden z nas nie chciał pogłębić pocałunku; idealnie było tak, jak było.
— Musimy wstawać — mruknąłem w jego usta, na co chłopak kiwnął delikatnie głową.
Blondyn opadł na plecy, a ja wstałem. Nie bawiłem się w szukanie ubrań w szafie, wciągając ma siebie jedynie bokserki. Podszedłem do chłopaka, z zamiarem wzięcia go na ręce.
— Umm, może byś na siebie coś ubrał? — wydukał, zaciągając kołdrę aż pod samą brodę. Zaśmiałem się, odkrywając go.
— Wczoraj ci to nie przeszkadzało — stwierdziłem, a chłopak pisnął.
Ponownie ujrzałem jego ciało w pełnej okazałości, naznaczone gdzieniegdzie krwistymi śladami. Miał naprawdę piękne i pociągające ciało, a zarazem tak kruche i delikatne. Pokręciłem głową z rozbawieniem, obserwując, jak siatkarz odwraca się do mnie tyłem, skulając się na pościeli.
— To było złe posunięcie — westchnąłem, nachylając się nad nim. Przelotnie klepnąłem go w pośladek, wywołując przy tym kolejny pisk, po czym bez zapowiedzi podniosłem go.
— Jungkook! — pisnął, uderzając mnie w ramię. Mimowolnie zarzucił dłonie na mój kark, obejmując mnie i chroniąc się przed upadkiem. — Jestem całkiem nagi!
— No i co z tego? — rzuciłem, unosząc w górę brwi. Chłopak starał się oderwać ode mnie wzrok, rumieniąc się słodko. — Mi to nie przerzedza.
— A twoi rodzice? — jęknął błagalnie. Uśmiechnąłem się, otwierając mogą drzwi mojego pokoju.
— W jakiejś głupiej delegacji. Wiesz, ich częściej nie ma, niż są.
Ostrożnie zszedłem z nim po schodach, docierając do kuchni, gdzie posadziłem go na blacie. Chciałem znaleźć mu jakieś leki przeciwbólowe, bo zdawałem sobie sprawę, jak mógł się czuć po wczorajszej nocy.
— Moja tyłek — stęknął. Zostawiłem go na chwilę, kierując się na przedpokój, by ściągnąć z wieszaka jakąś swoją bluzę. Wróciłem, niosąc wielką, czarną bluzę, którą wręczyłem blondynowi.
— Załóż ją — poleciłem, sięgając ku szafce, w której znajdowały się leki.
— Z miłą chęcią — mruknął. — Gardło też mnie boli — westchnął, pociągając nosem. Wywróciłem oczami, wyciągając odpowiedni lek.
— Mówiłem, że będziesz chory — westchnąłem, nalewając do szklanki wody. Odwróciłem się w jego kierunku, podając mu lek i szklankę.
Chłopak przyjął je, dziękując skinięciem głowy, po czym połknął lek, popijając go wodą. Wyglądał tak uroczo w mojej wielkiej bluzie, która odsłaniała tylko jego nagie nogi. A kiedy odłożył szklankę na blat, na którym siedział, rozłożył ręce, uśmiechając się przy tym.
— A teraz przytul swojego chłopaka — mruknął, a ja pokręciłem głową i schowałem go w swoich ramionach. — I zrób mi śniadanie.
...
Niedzielne popołudnie spędziliśmy właściwie leżąc na kanapie, bo choć chciałem gdzieś zabrać Jimina, ten stwierdził, że boli go dupa i nigdzie nie idzie. Ja za to musiałem lecieć do sklepu bo wielką czekoladę i opakowanie chusteczek, bo jakimś czasie chłopak nie marudził już tylko, że boli go gardło, ale zaczął również smarkać jak szalony. Zawitałem też w aptece, gdzie dostałem leki na przeziębienie, gdyż pani farmaceutka stwierdziła, że nic więcej nie grozi blondynowi. A kiedy wróciłem, chłopak leżał w na kanapie ubrany w dwie moje bluzy i jakieś stare, za małe mi dresy i przykryty kocem.
Leżąc z głową na moich kolanach, oglądaliśmy jakiś serial, który wybrał mniejszy. Głaskałem jego głowę, błądząc palcami pomiędzy jego jasnymi włosami, czułem się ukojony. Poznawałem swoją drugą stronę. Nie wiedziałem, co siatkarz ze mną robił, ale sprawiało to, że potrafiłem wysiedzieć cztery godziny na kanapie tylko ze względu na niego.
— Nie dam rady jutro iść do szkoły — wzdychał, gładząc dłonią moje kolano. — Nie było mnie już w piątek, a nie mam od kogo pożyczyć zeszytów.
— Ja ci pożyczę — odparłem szybko, a chłopak obrócił się na plecy, spoglądając mnie z rozbawieniem.
— Wybacz Jungkook, ale twoje notatki są do dupy i często chodzisz na wagary — westchnął, na co zmarszczyłem brwi.
— Postaram się — dodałem. — No, jak nie ja, to kto?
— Dobra, wygrałeś — mruknął, znowu sięgając po chusteczkę. — Trzymam cię za słowo.
I właśnie tym sposobem wkopałem się w najbardziej pracowity dzień w moim życiu.
W niedzielny wieczór odwiozłem blondyna do jego domu, gdzie udało mi się na szczęście uniknąć jego matki. Pożegnałem go pocałunkiem w czoło i obiecałem, że następnego dnia przyniosę mu zeszyty. Z takim też zamiarem wszedłem w poniedziałek do szkoły.
Na przerwach wymieniałem z nim słodkie wiadomości, upewniając się, że wszystko u niego w porządku. Zdążyłem zauważyć, że Jimin potrafił być niezłą marudą, co w tamtym momencie mnie niesamowicie rozczulała, gdy pisał, że to ja jestem winowajcą kupki chusteczek, która spoczywała na jego szafce nocnej. Na pierwszych paru lekcjach ze skupieniem spisywałem notatki, starając się nawet pisać starannie. Najbardziej bałem się jednak zawieźć Jimina notatkami z angielskiego, gdyż w końcu chłopak byk nadmózgiem z tego przedmiotu i moje marne notatki mogły być dla niego niekompletne.
Podczas lunchu, który odbywał się przed angielskim udało mi się złapać na chwilę Hyunjina, który wyjątkowo nie wyglądał, jakby w jego żyłach krążyło jakieś gówno i porozmawiać z Baekhyunem, który wypytywał mnie o to, jak poszło mi z Jiminem. Oczywiście ukróciłem historię o nasze zbliżenie, jednak chłopak mimo wszystko nam pogratulował. Kiedy z mojego talerza zniknęły resztki jedzenia, przeniosłem się pod salę pana Kima, czekając już jedynie na dzwonek. Ponownie zatopiłem nos w telefonie. Może to było głupie, że tak bardzo łaknąłem kontaktu Parka, choć wiedzieliśmy się wczoraj wieczorem.
Jednak moje spokojne rozmawianie z blondynem przerwał mi znajomy głos. Uniosłem się, wbijając wzrok w dwóch stojących przede mną koszykarzy — Seungmina i Minho, którzy wpatrywali się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
— Hey, JK — przywitali się. Tak nazwali mnie właśnie w drużynie, toteż nie zdziwiło mnie, jakieś ksywki użyli w stosunku do mnie. — Idziesz z nami? Zrywamy się z lekcji — mruknął Minho.
Automatycznie pokręciłem głową, bo choć nie raz zrywałem się z lekcji, z nimi czy bez, tak dzisiaj nie mogłem i zdawałem sobie z tego sprawę.
— Nie mogę — odparłem natychmiastowo. Plecak z książkami zawisał na moim prawym ramieniu, a grzywka opadała na czoło, kiedy wpatrywałem się w jego twarz, grając dzielnego mężczyznę, choć tak naprawdę w środku czułem się dziwnie. Chciałem dotrzymać obietnicy złożonej Jiminowi, więc nie mogłem opuścić.
— Czemu? — westchnął Kim, zakładając ręce na piersi. — Bo nie chcę wierzyć, że wielki Jeon Jungkook przejmuje się nauką — Pokręciłem głową, wstydząc ciężko.
— Obiecałem Jiminowi, że zrobię mu notatki — wytłumaczyłem, poprawiając plecak, który zsuwał się z mojego ramienia. Telefon znów zawirował w mojej kieszeni, co oznaczało, że blondyn zapewne streścił mi fabułę kolejnego odcinka serialu, który wczoraj oglądaliśmy.
— Kim jest Jimin? — zapytał stojący po lewej Minho, ściągając przy tym brwi. Zagryzłem nerwowo wargę. Jednocześnie chciało mi się jednak również śmiać, gdyż w końcu nawet ja przed tym, jak zacząłem z nim kręcić wiedziałem, kim jest. Jimin był w końcu jednym z asów naszych siatkarzy i dziwnym wydawało mi się, że oni tego nie wiedzieli.
— Moim partnerem. Na angielskim, oczywiście — rzuciłem, chcąc jak najszybciej wydostać się z tej sytuacji.
— Ej, a nie tak miał na imię ten chłopak, o którym mówiła Minjin? — to pytanie uleciało z ust młodszego, Seungmina, a moje oczy dosłownie wyskoczyły z orbit.
Szybko połączyłem fakty, zaciskając mocno wargi. Zdarzyło mi się przespać z nią na paru imprezach i nigdzie poza tym. Wiedziałem jednak, że kapitanka cheerleaderek była niesamowicie zaborcza i już nie raz dawała mi sygnały, że w naszych przelotnych nocnych przygodowych widziała coś więcej. I choć za każdym razem odsyłałem ją z tą samą odpowiedzią, powtarzając, że nie bawię się w związki, i tak znowu wracała. Była piękna, to fakt, ale również niesamowicie puszczalska i zepsuta do szpiku kości. Dopiero wtedy zrozumiałem, po co nastolatka przyszła do mnie niedawno po treningu. Nie chodziło jej tylko o to,by wypytać mnie, czy kogoś mam. Ona to wiedziała i chciała mnie sprawdzić, a jeśli wierząc słowom koszykarzy, jej ofiarą musiał paść też Jimin. Czułe, jak zaczynam się gotować ze złości, jak moja twarz momentalnie czerwienieje.
Ale niestety nie tylko ja połączyłem fakty.
— Czekaj, czy ona nie mówiła, że... — zaczął starszy, spoglądając na twarz Seungmina. — O Boże... — westchnął, przerzucając wzrok na mnie. — Nie wierzyłem jej kiedy powiedziała, że jesteś pedałem, ale teraz wszystko na to wskazuje. Chryste, Jungkook, jesteś obrzydliwy, tak samo, jak ten siatkarz.
Te słowa wystarczyły, bym wybuchł. Mógł obrażać mnie, ale nie Jimina. Plecak zsunął się z mojego ramienia, lądując na ziemi, podczas gdy ja rzuciłem się na mojego kolegę z drużyny, chwytając go za ramiona automatycznie przypierając go do ściany. Młodszy odsunął się na bok, ze strachem patrząc na to, co rozgrywa się pomiędzy nami.
— Posłuchaj mnie teraz uważnie. Jeszcze raz wyrazisz się tak o Jiminie, a przyrzekam ci, że wylecisz z drużyny. Pamiętaj, że to ja tutaj jestem kapitanem — wycedziłem przez zęby. Miałem wielką ochotę przypieprzyć mu z całej siły, jednak powstrzymywał mnie jedynie fakt, że byliśmy w szkole. Puściłem jego ramiona, odwracając się na pięcie i chwytając mój plecak z zamiarem wejścia do klasy.
— Pedał — syknął.
I wtedy postanowiłem olać mój wcześniejszy zamiar, odwracając się z powrotem w jego kierunku i wymierzając mu prawy sierpowy. Jednak tak szybko, jak poczułem satysfakcje, tak szybko mnie ona również opuściła, gdy do moich uszu dotarł krzyk.
— Jeon Jeongguk! — i słysząc swoje pełne imię ulatujące z ust nauczyciela wiedziałem, że mam przejebane.
Odsunął mnie na bok, podbiegając do starszego ucznia, który upadł na ścianę. Sprawdził, czy Lee kontaktuje, po czym wysłał go do pielęgniarki razem z Kimem. Następnie dopadł mnie, chwytając moje ramię i wpatrując się w moją twarz z gniewem wymalowanym w jego oczach.
— Do sali. Natychmiast — syknął, otwierając drzwi i wpychając mnie do środka.
I gdy tylko drzwi zamknęły się za nami z hukiem, jego rozgniewane spojrzenie znów spoczęło na mnie. Czułem się jak zagubiony baranek, kiedy nauczyciel przeszywał mnie morderczym spojrzeniem. Że też akurat musiało paść na mojego wychowawcę...
— Co to do cholery było, Jungkook? — wydukał, zakładając ręce na piersi.
Jeśli pan Namjoon przeklinał, to znaczy, że jest źle. Bardzo źle. Westchnąłem, spuszczając wzrok na podłogę.
— Chce pan wiedzieć wszystko czy tylko to, dlaczego mu przysoliłem? — zapytałem.
— Taką, która wytłumaczy mi twoje zachowanie.
— A więc tak: cokolwiek sobie pan pomyśli, od dwóch dni mam chłopaka — wydusiłem, wzruszając ramionami.
— Jimin? — zapytał, a kiedy uniosłem wzrok, chcąc zapytać skąd wie, machnął ręką dodając — To widać, kontynuuj.
— A więc ten gnój — mruknąłem, czując jak znów podsyca się we mnie gniew, jednak stanowcze spojrzenie profesora sprawiło, że się poprawiłem. — A więc Minho, przepraszam, zaczął obrażać Jimina i tak jakby nie wytrzymałem.
— Jungkook wiesz, że jeśli coś się dzieje, to możesz do mnie przyjść — przypomniał, a ja wywróciłem oczami.
— Oh proszę pana, widzi pan mnie przychodzącego do pana z tekstem "Panie Kim, Minho wyzywa mnie od pedałów"? — zapytałem, a gdy zauważyłem, że go zatkało postanowiłem kontynuować. — Jimin za dużo przeze mnie wycierpiał — wytłumaczyłem. — Nie chcę znówu sprawiać mu bólu, chcę się jakoś odpłacić, chronić go.
— Jesteś dobrym chłopakiem, Jungkook — westchnął nauczyciel. — Musisz tylko panować nad swoimi uczuciami. I nauczyć się odpuszczać.
...
Jimin
Nie minęło dużo czasu, a usłyszałem dzwonek dochodzący z korytarza. Wygrzebałem się spod kołdry, wsuwając stopy okryte grubymi skarpetami w kapcie,po czym pobiegłem do drzwi, w celu otworzenia ich mojemu przyjacielowi. Jisung jak zwykle uśmiechał się przyjaźnie, trzymając w dłoni czekoladę. Na jego głowie spoczywała czarna czapka, a pierś była opatulona przez jasną katanę.
— Heeeey — przywitał się, wręczając mi czekoladę. Odłożyłem ją na garderobie, po czym przytuliłem się do starszego, układając głowę na jego ramieniu. Byliśmy niemal tego samego wzrostu, więc i jego głowa spoczęła na moim ramieniu.
— Witaj, wiewiórze — odparłem, odrywając się od chłopaka. — Co cię sprowadza w moje skromne progi? — zapytałem, prowadząc go do salonu. Regularnie bywałem u niego, a on u mnie, więc nie dziwiło mnie, że brunet rzucił się na kanapę, automatycznie biorąc do ręki pilota.
— Przyszedłem odwiedzić przyjaciela — wzruszył ramionami. — Nie mogę?
Uśmiechnąłem się, wdrapując się na kanapę. Rozciągnąłem się na jej powierzchni, kładąc stopy na kolanach Hana.
— Nawet powinieneś wpadać częściej — stwierdziłem.
— Jak się czujesz? — zapytał. — I co oglądamy?
Spojrzałem na ekran, wskazując jakąś pozycje.
— Ale psychicznie czy fizycznie?
— Tak i tak — mruknął, włączając film i otwierając czekoladę, by po chwili podać mi kawałek.
— Psychicznie bardzo dobrze, fizycznie gorzej. Mam katar, jak cholera i nadal napieprza mnie gardło i dupa — I wystarczył tylko moment bym zdał sobie sprawę z tego, co powiedziałem. Wzrok bruneta automatycznie przeniósł się na mnie; chłopak miał otarte usta, a moje policzki zaczynały piec.
— Nie żartuj! — pisnął, a ja spuściłem wzrok. — Ty nie żartujesz? O Boże, ty nie żartujesz! Jimin nie jest już dziewicą! — krzyknął, wstając z kanapy. Rzuciłem się w jego kierunku, starając się zasłonić jego usta.
— Cały blok nie musi wiedzieć — wydusiłem, widząc rozbawionego chłopaka.
— Muszę napisać to chłopakom — stwierdził, a ja miałem wrażenie, że moje oczy wylecą zaraz z orbit.
Na szczęście lub jednak nie, w mieszkaniu znowu rozległ się dźwięk dzwonka. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, kto jeszcze wpadł na pomysł odwiedzenia mnie. I wtedy mnie olśniło, widząc zmieszaną minę Hana.
— Gotowy na spotkanie z moim chłopakiem? — zaśmiałem się nerwowo, a gdy oczy chłopaka rozbłysły, ruszyłem ku drzwiom, wiedząc, że chyba nie skończę tego popołudnia w jednym kawałku.
..................
[3232 słów]
Ten rozdział to shit, I know. Dawno nie było rozdziału, I know. Na ss chatu jest reszta mojego telefonu, I know, ale nie chciało mi się usuwać. Przepraszam :(
Chciałam Was z tego miejsca zaprosić do przeczytania innej książki na moim profilu — Black & White — gdyż uważam, że jest to najlepsza moja praca. Także ten, liczę na Was.
Mam też pytanie. Jest coś, co bardzo razi Was w moim stylu pisania?
Do następnego,
~ Altrey
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top