Fire in the rain.

Będzie dużo zmian perspektywy, więc się nie pogubcie, haha.
Powodzenia,  ponad 6k słów <3

Chapter XVIII

Jimin

Jak się czułem? Beznadziejnie.

Do wieczora właściwie nie opuściłem łóżka, cały czas wtulając się w ciało starszego. Tylko przy nim potrafiłem w miarę nie myśleć o Jungkooku, dlatego naprawdę nie wiedziałem, jak dziękować mu za to, że został na noc. I choć, i tak wieczorem znów się popłakałem, w jego czułem się bezpiecznie. Wiedziałem, że jednak jest ktoś, kto mnie kocha i komu na mnie zależy.

Rano nie miałem siły iść do szkoły. Nie potrafiłem iść tam i tak po prostu usiąść z nim w ławce. Rana na moim sercu była jeszcze świeża, a ja nie byłem w stanie na nowo jej rozdrapać, spoglądając mu w oczy. Po tym, co mi zrobił.

Ostatecznie zostałem w domu, wciskając mamie jakąś tanią wymówkę, choć tak naprawdę wiedziałem, że kobieta wie, że nie jest to powód tego, dlaczego nie chcę iść do szkoły. Naprawdę byłem jej wdzięczny, że nie drążyła i pozwoliła mi po prostu to przeczekać. Byłem w końcu bardzo dobrym uczniem i jeden dzień nieobecności nie mógł sprawić mi wielkich problemów.

Chan niestety musiał się zebrać rano do szkoły. Tłumaczył to sprawdzianem z koreańskiego, ale obiecał, że wróci do mnie zaraz po szkole. I wrócił, razem z całą naszą paczką.

Taehyung, Jisung, Felix, Kai, Changkyun, Kihyun i oczywiście Chan zamknęli mnie w grupowym uścisku. Naprawdę ich kochałem, a wsparcie jakie mi dawali było niezastąpione.

Popołudnie spędziliśmy w moim salonie, wpychając w siebie pizzę. Chłopcy starali się mnie pocieszyć i momentami naprawdę im to wychodziło. Były chwile, w którym zapomniałem o Jungkooku i zaczynałem się śmiać, i uśmiechać razem z nimi.

Nadal czułem się źle, ale podczas spotkania z przyjaciółmi udało mi się wyzbyć kującego uczucia w sercu. Aż do czasu, gdy mój telefon zawibrował.

• • •

Jungkook

Nigdy nie myślałem, że z takiego powodu popłyną po moich policzkach łzy. Łkałem cicho w samochodzie, nie wiedząc co mam teraz zrobić.

Z początku chciałem ponownie wcisnąć pedał gazu i czym prędzej pojechać do blondyna. Chciałem go przeprosić i powiedzieć, że nie jest sam, że jednak i ja coś do niego czułem.

Ale coś mnie blokowało. Wstyd.

Dlatego wytarłem łzy rękawem i z szybko bijącym sercem, opuściłem samochód. Czułem się, jakbym odkrył nowy kontynent. Ba, do mnie dotarło coś znacznie większego.

Miałem wrażenie, jakby eksplodowała we mnie bomba nadziei. Rzuciłem się w stronę mojego domu.

Jimin nie potrafił opuścić moich myśli. Teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo go zraniłem. Nie wiedziałem jednak, jak mam to odkręcić.

W mojej głowie dudniły jego słowa. Podświadomość podpowiadała mi, że blondyn nie przebywał teraz sam, a wiedziałem, że czekałby mnie wielki wpierdol od takiego Chana. Dlatego wpadłem na jeden pomysł.

Wieczór spędziłem oglądając film, o którym wspomniał Jimin. Dwójka bohaterów — Dylan i Jamie zostali przyjaciółmi z przywilejami. Ich relacja opierała się na seksie i chyba wiedziałem, co na myśli miał Jimin mówiąc, że nie chce być jak oni. W czasie filmu dziewczyna poznaje innego chłopaka i razem z Dylanem postanawiają zakończyć swój dziwny związek. Mężczyzna okazał się jednak zwykłym chujem. Mimo wszystko Dylan zaprosił dziewczynę do swoich rodziców do Los Angeles, jako swoją przyjaciółkę. Tam dochodzi jednak między nimi do kolejnego zbliżenia, a Jamie ma wrażenie, że jednak łączy ich coś więcej. Wszystko się wali, gdy przypadkiem słyszy rozmowę Dylana z jego siostrą, gdzie chłopak mówi siostrze, że nic nie czuje do Jamie. Postanawia ona wrócić do Nowego Jorku, a wtedy chłopak zdaje sobie sprawę, że łączy go z nią coś więcej, niż tylko seks.

Kiedy o dwudziestej trzeciej skończyłem oglądać produkcję, chciałem wykrzyczeć światu, że wyciągnąłem z filmu jeden morał.

Wszystko miało happy end i chciałem, by i tak skończyła się nasza historia.

Początkowo planowałem przeprosić go w szkole, bo w końcu byliśmy wtedy na siebie skazani, ale kiedy blondyn nie pojawił się w niej, musiałem obmyślić inny plan. Musiałem przyznać, że ławka na angielskim wydawała się niezwykle pusta, gdy obok mnie nie widziałem twarzy Jimina.

Może pisząc do niego w sprawie projektu zachowałem się, jak zwykły dupek, ale nie miałem pojęcia, jak doprowadzić do kontaktu z niższym.

Chciałem w końcu skończyć ten dziwny układ w inny sposób, niż zrobił do Jimin. Chciałem, by był moim chłopakiem. I choć nie wiedziałem, jak to zrobić, wiedziałem, że tak zakończę nasze sobotnie spotkanie.

• • •

Jimin

Sobotni poranek przyszedł jednak zdecydowanie za wcześnie. Właściwie, to nie wiedziałem, czemu zgodziłem się na to spotkanie. Byliśmy świeżo po kłótni, a na zrealizowanie projektu mieliśmy jeszcze ponad tydzień.

Tej nocy wymusiłem, by został ze mną Kai. Miał w końcu do mnie dosłownie dwa kroki, a ja nie potrafiłem zostać sam, bo wiedziałem, że wtedy nie obejdzie się bez łez, a niestety Chan musiał wrócić do domu.

Kai od zawsze był dla mnie, jak drugi kuzyn. Odkąd Jongho się wyprowadził, bywał u nas niż mój prawdziwy kuzyn. Dorastał razem ze mną i nigdy nie czułem tego roku równicy między nami. Byłem mu naprawdę wdzięczny, za to, że został ze mną i wysłuchiwał moich żali.

Wraz z południem pożegnałem młodszego i zacząłem przygotowywać się do spotkania. Stanąłem przed szafą, nie wiedząc, co dalej ze sobą zrobić. Coś podpowiadało mi, że powinienem wyglądać lepiej, niż zwykle, ale z drugiej strony chciałem przyjść tam w mojej największej bluzie i pokazać mu, jak spędziłem ostatnie dwa dni — leżąc w łóżku i płacząc. 

Ostatecznie ubrałem się w delikatny, błękitny sweter. Chan zawsze mówił, że wyglądałem w nim bardzo krucho i delikatnie. Błękit sprawiał, że moje blond włosy wyglądały na jeszcze jaśniejsze, a cera jeszcze bledsza. Zapakowałem do plecaka podręcznik i zeszyt z angielskiego oraz inne potrzebne rzeczy, po czym wyszedłem z domu, i ruszyłem w kierunku przystanku autobusowego.

Dotarłem do parku i ruszyłem w kierunku alei, przy której umówiłem się z chłopakiem. Zauważyłem go siedzącego przy jednym ze stolików, które ustawione były pod wielkim dębem.

Znowu poczułem ścisk w sercu, a oddech przyspieszył.Z każdym krokiem miałem wrażenie, że zemdleję lub ucieknę przez strach, jaki mnie ogarniał.

Jednak kiedy dotarł do niego dźwięk moich kroków, uniósł głowę i uśmiechnął się, jakby nic się nie stało. Podszedłem do stolika i rzuciłem plecak na ławkę, spoglądając na niego.

— Hey, Jimin — przywitał się miło, a na dźwięk jego niewzruszonego głosu, miałem ochotę się rozpłakać.

— Cześć — fuknąłem pod nosem. Wyciągnąłem z plecaka potrzebne mi rzeczy i dopiero wtedy odważyłem się spojrzeć mu w twarz. Uśmiechał się niewinnie, a jego przystojna twarz doprowadzała mnie do szału. 

Dzisiejszy projekt miał dotyczyć pytania się o drogę w miejscach publicznych, toteż miałem nadzieję, że nie zajmie nam to dużo czasu, bo wiedziałem, że z każdą minutą w jego towarzystwie mogło być tylko gorzej.

— Mam pomysł — oznajmił, podsuwając mi pod nos jakąś kartkę. — Możemy popytać przechodniów po angielsku o drogę  i zobaczymy ile z nich da nam rade pomóc — zaproponował.  — Będzie przy tym niezła zabawa.

Tak Jungkook, bo w tym momencie myślę właśnie o zabawi z tobą.

— Mhm — mruknąłem.

— No to chodź — rzucił, po czym wstał i wyciągnął rękę w moim kierunku. 

Wywróciłem oczyma i schowałem z powrotem swoje rzeczy. Wstałem, nie korzystając z pomocy szatyna, po czym podążyłem za nim. Chłopak chwycił mój nadgarstek, najwyraźniej chcąc mnie pociągnąć w wybranym przez niego kierunku, jednak wyrwałem rękę z jego uścisku, po prostu idąc za nim i wpatrując się w jego plecy.

Byłem tam tylko fizycznie, bo moje myśli błąkały się gdzieś indziej. Chciałem stamtąd zniknąć, znaleźć się jak najdalej od niego. Skrzywdził mnie, a teraz bez problemu ciągał mnie po parku, jakby nic się nie stało, jakby moje serce nie bolało właśnie przez niego.

— Tamta kobieta wygląda na dobry cel — wtrącił, dyskretnie wskazując na młodą kobietę z wózkiem. 

— Jak uważasz — rzuciłem bez emocji.

Chłopak kiwnął głową, po czym ponownie ruszył przed siebie. Jednak po chwili się zatrzymał, przez co prawie na niego wpadłem. Wyciągnął przed siebie dłoń, a ja zrównałem się z nim. Wpatrywał się w dłoń, jakby czegoś wyczekiwał.

— Co ty robisz? — parsknąłem.

— Pada — odparł. — Kapnęło mi.

Prychnąłem, z powrotem ruszając w kierunku kobiety, która zaczęła się oddalać. Jednak zatrzymałem się, gdy poczułem, jak ciesz spada na moją skórę.

Nie minęło pół minuty, a wielkie krople wody zaczęły spadać z coraz to większą gęstością. Odwróciłem się w stronę chłopaka, spoglądając na chodnik, który pokrywał się ciemnymi krokami coraz szybciej.

— Leje — poprawiłem go, a on zagryzł delikatnie wargę.

— Chodź — nakazał, szybko łapiąc mój nadgarstek.

Tym razem nie zaprotestowałem, podążając za nim. Deszcz zerwał się nagle. Zauważyłem, że szatyn ciągnął mnie w stronę niewielkiej altanki, która w tym momencie wydawała się najlepszym schronieniem. Jednak zanim tam dotarliśmy, mój wełniany sweter zdążył już nasiąknąć wodą,

Jak teraz na to spojrzeć, to faktycznie zbierało się na deszcz. Było ciepło, ale chmury krążyły po niebie od samego rana. Jednak przyjemna aura była zwodnicza i nikt ze spacerowiczów przebywających w parku nie spodziewał się tej nagłej ulewy.

Kiedy dotarliśmy do altanki, przełożyłem telefon, który dotąd trzymałem w kieszeni spodni, do plecaka, sprawdzając czy nie zamókł mi żaden ważny przedmiot. 

Moje ciało zaczęło drżeć. Od zawsze byłem przewrażliwiony na punkcie mokrych ubrań, które przylegały do mojego ciała, a w połączeniu z moją niską odpornością na zimno, nie dziwiłem się, że zacząłem niekontrolowanie drżeć. A Jungkook chyba jak na złość to zauważył.

— Zimno ci? — zwrócił się do mnie, przeczesując ręką wilgotne włosy. 

Kiwnąłem niepewnie głową, przyglądając się kropelkom wody, które spływały wzdłuż jego żuchwy. Wyglądał jeszcze przystojniej niż zwykle, co doprowadzało mnie do szału. Podszedł jeszcze bliżej, po czym ściągnął swoją dużą, czarną bluzę. Wprawdzie materiał również padł ofiarą deszczu, ale był stanowczo grubszy i cieplejszy od mojego swetra. Ale coś mnie blokowało, by ją tak po prostu od niego przyjąć.

— Weź — powiedział, podając mi bluzę. — Będziesz chory — westchnął, kiedy zaprzeczyłem ruchem głowy.

— Nie chcę, sam się przeziębisz — bąknąłem, odpychając jego rękę.

— Mam dobrą odporność, a ty się cały trzęsiesz — mruknął, na siłę rzucając mi bluzę. — Ubieraj — rozkazał.

Moje ruchy były niepewne. Bałem się tego, co zrobię, gdy ogarnie mnie jego zapach. Wiedziałem, że znów mu ulegnę, że znów się poddam. Jednak mimo to wciągnąłem na siebie jego wielką bluzę. Sięgała mi ona połowy ud, a rękawy zwisały bezwiednie z moich rąk. Dźwięk deszcz, który obijał się o chodnik, dudnił w mojej głowie, podczas gdy mocne, męskie perfumy Jungkooka atakowały moje nozdrza.

Znów uderzyło we mnie wszystko, co przeżyłem z szatynem. Zrobiło mi się słabo i zachwiałem się, wpadając na Jeona. Jednakże jego dotyk na moich ramionach spowodował jeszcze gorszy atak paniki.

— Zostaw mnie! — krzyknąłem, zataczając się w tył. 

Po raz kolejny w ciągu tych kilku dni moje oczy zaszły się łzami. To było dla mnie za dużo, nie mogłem znowu się poddać. 

— Prosiłem cię... — szepnąłem łamiącym się głosem. — Byś mnie nie dotykał, byś mnie zostawił, ale ty nadal mnie ranisz. Ja nie daję rady, Jungkook... — jęknąłem.

— Jimin, proszę cię, posłucha-

— Nie, Jungkook! Nie popełnię znów tego samego błędu! — wrzasnąłem i nie zważając na panującą ulewę, wybiegłem spod dachu. 

Naciągnąłem na głowę kaptur jego bluzy. I pewnie znowu bym uciekł, szargany emocjami, zostawiając go za sobą, gdyby w ostatnim momencie nie dotarły do mnie te cztery słowa, zagłuszane przez deszcz.

— Jestem tym pieprzonym gejem!

Jungkook

Szargały mną emocje. W zasadzie, to nie wiedziałem, co robię. Nie potrafiłem patrzeć, jak odchodzi, jak znowu przeze mnie płacze. Musiałem coś zrobić, coś powiedzieć.

Dając mu bluzę kierowałem się rozsądkiem, ale gdy wpadł w moje ramiona poczułem, że chcę go mieć przy sobie, nie sprawiając mu przy tym bólu.

Nie mogłem się jednak dziwić temu, że chłopak postrzegał to inaczej. Chciałem go przeprosić, ale nie wiedziałem jak. Ale gdy blondyn znowu wybuchł, uciekając na deszcz, zdałem sobie sprawę, że muszę zrobić cokolwiek. Teraz albo nigdy.

I właśnie dlatego krzyknąłem za nim to, co pierwsze przyszło mi na myśl.

— Jestem tym pieprzonym gejem! — wrzasnąłem.

Blondyn zatrzymał się. Nie odwrócił się, jednak wiedziałem, że słuchał. Nie zwracając uwagi na ulewę, ruszyłem przed siebie.

— Może nie do końca, bp raczej bise... — zacząłem się plątać. — Ja chciałem... Cię przeprosić. Za to, co zrobiłem. Ja... Myliłem się — Stanąłem tuż za nim.

Niższy odwrócił się w moim kierunku. Jego oczy świeciły się od łez, a mokre włosy kleiły się do czoła. Wyglądał niczym niewinny anioł. Co ja mówię, Jimin był zesłanym na ziemię aniołem, a ja tego ta długo nie zauważałem.

— Wiem, że cię krzywdziłem. Jesteś piękny, delikatny i wyjątkowy, a ja kierowałem się chujem i moją reputacją. Po tym, co ci zrobiłem powinienem paść przed tobą na kolana i przepraszać  W tym momencie liczył się dla mnie tylko Jimin. Miałem w dupie to, że padał deszcz, który przemaczał nas do suche nitki. Nie obchodziło mnie to, że ktoś mógł się nam przyglądać, czekając pod jakimś drzewem, aż ulewa minie. — Przepraszam, naprawdę — wziąłem głęboki wdech, robiąc krok w jego stronę. — Jimin, czy zostaniesz moim chłopakiem?

Słowa te uciekły z moich ust przerywane ciężkimi oddechami. Jego usta delikatnie się rozchyliły, a czas jakby się zatrzymał. Jedynym, co w tamtym momencie się dla mnie liczyło, był Jimin. Nie deszcz, który moczył nasze ciała, nie zimno, które ogarniało mnie przez brak bluzy, nie to, że ktoś mógł się nam przyglądać z obrzydzeniem. Cała moja uwaga była skupiona na jego pięknej twarzy, która trwała w zadziwieniu.

— Jimin, powiedz coś — szepnąłem, robiąc jeszcze jeden krok, przez co wzrok blondyna spoczął na mojej klatce piersiowej. Położyłem dłoń na jego podbródku, nakierowując spojrzenie niższego na moją twarz. Nie mogłem znieść tego milczenia, jakim mnie katował. 

Wyraz jego oczu był nieodgadniony; zawsze dostrzegałem w nich jego emocje i swego rodzaju mikrokosmos. Byłem przyzwyczajony do tego, że w oczach niższego tonęło się bez końca,bez ucieczki. Dało się z nich czytać, jak z otwartej księgi, jednak teraz nie widziałem w nich nic, kompletną pustkę. I to sprawiało, że traciłem nadzieję. Teraz docierało do mnie, jak bardzo go zraniłem.

— Minnie, naprawdę przepra-

Jednak moje ostatnie słowo zginęło w jego ustach, które przycisnął do tych moich. Z początku zastygłem w miejscu, zdziwiony jego nagłym ruchem. Ale po chwili dotarło do mnie, że właśnie dostałem drugą szansę, której nie mogłem zmarnować.

Wiedziałem, że chłopak musiał wspiąć się na palce, by bez problemów muskać moje usta. Przeszedł mnie gorący dreszcz, który sprawił małą ulgę mojemu wychłodzonemu ciału. 

Jego usta były mokre, wilgotne od deszczu. Smakowały wanilią, która w całości kojarzyła mi się tylko z nim. Wszystko, co związane z Jiminem było słodkie i waniliowe. Usta, pomadki, mydła i szampony czy też nawet świeczki, które poustawiane były na biurku w pokoju siatkarza.

Ułożyłem jedną dłoń na talii niższego, przyciągając go do siebie. Tak bardzo brakowało mi jego bliskości. Drugą zaś wsunąłem pod kaptur, pocierając szyję Parka. Ciało wysyłało mi sprzeczne sygnały. Z jednej strony marzłem na deszczu, a z drugiej płonąłem od środka. Jego obecność i ciepło ust sprawiały, że coraz przechodziły mnie kolejne dreszcze.

Było mokro, ale to tylko mnie nakręcało. Woda ściekała z naszych ciał, mocząc przy tym ubrania.

Ten pocałunek był stanowczo inny. Muskałem z czułością usta młodszego, pocierając kciukiem jego zimną skórę. Targały mną emocje, przeżywałem coś wielkiego. Czułem się, jakbym miał zaraz eksplodować. Świat wokół wirował i rozmywał się, podczas gdy trzymałem go w ramionach. Maleńkie dłonie nastolatka schowane były w rękawach bluzy i zawieszone na mojej szyi. Wilgotne włosy kleiły się do mojego czoła.

Z każdym ruchem ust napierałem na niego mocniej, przejmując całkowitą kontrolę nad pocałunkiem. W końcu wtargnąłem językiem pomiędzy jego wargi, rozpoczynając swego rodzaju bitwę.

Świat kręcił się w tym momencie tylko wokół nas. Byliśmy jak słońce, jak centrum układu słonecznego, jednakże moja radość była o wiele większa, niż jasność tej gwiazdy.

W końcu jednak oderwał się od mnie. Oparł głowę o moją klatkę piersiową, wtulając się w białą i mokrą koszulkę. Deszcz jakby znowu zaczął przeszkadzać, drażniąc moją skórę.

Blondyn uniósł delikatnie głowę, krzyżując ze mną spojrzenia. I teraz widziałem w jego oczach to, czego szukałem wcześniej. Mój mały świat, gwiazdy, drzewa, wodę, niebo — wszystko mieściło się w jego cudownych oczach, w które mogłem wpatrywać się godzinami.

Uśmiechnął się uroczo, jeszcze mocniej wtulając się w moje ciało. Znów lgnął do mnie, jak moja prywatna koala, a ja musiałem przyznać, że naprawdę mi tego brakowało.

— Szkoda tylko, że tyle musiałem przepłakać, byś to zrozumiał — mruknął, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.

— Jiminnie, ja naprawdę cię przepraszam — odparłem szybko, czując dziwny niepokój w sercu.

— Skończ już z tym przepraszam, wybaczam ci — zaśmiał się, a ten piękny uśmiech znów zagościł na jego twarzy. — I tak, zostanę twoim chłopakiem.

• • •

Niestety ta piękna i magiczna aura zniknęła dość szybko, gdyż deszcze przypomniał nam o sobie. Miałem naprawdę dobrą odporność i wiedziałem, że takie wychłodzenie raczej na mnie nie odbije, ale widziałem, jak ciało Jimina drżało mimo dwóch warstw odzienia. A jako, że od parku bliżej było do mojego domu zarządziłem bezapelacyjnie, że to właśnie tam udamy się w pośpiechu. Że też akurat dzisiaj postanowiłem iść piechotą.

Kiedy dotarliśmy do mojego domu, byliśmy już całkowicie przemoczeni. Woda nas ściekała, jednak mimo to byłem szczęśliwy i spełniony. 

Jimin stwierdził, że w zasadzie i tak nikogo nie ma u niego w domu, a że lało, nie było sensu tam wracać. I szczerze cieszyłem się z tego, bo choć zaproponowałem mu, że mogę go odwieźć jeśli chcę, liczyłem na to, że zostanie, a ja będę mógł spędzić z nim więcej czas i nadrobić wyrządzone mu krzywdy.  Byliśmy tu poniekąd uziemieni, a moich rodziców jak zwykle nie było. 

Weszliśmy na górę, a ja podszedłem do mojej szafy, by wyciągnąć z niej suche ciuchy dla nas obu. Jimin wyglądał naprawdę uroczo w mojej wielkiej bluzie, jednak mimo wszystko wygrzebałem dla niego jakieś mniejsze ubrania sprzed dwóch lat, które i tak za pewne będą dla niego za duże, bo od zawsze kochałem chodzić w dużych i czarnych rzeczach. Podałem mu ubrania, uśmiechając się przy tym. Siedział na skraju mojego łóżka, wpatrując się w moją sylwetkę

— Zrobię ci ciepłą kąpiel, chodź — zaproponowałem, wyciągając rękę w jego kierunku. Chwycił ją i wstał, a ja pociągnąłem go w stronę mojej łazienki. I to nie ta,że nie wpuszczałem tam nikogo.

Kiedy drzwi się za nami zamknęły przytuliłem go mocno. Nadal byłem ubrany w mokre ciuchy, tak jak i on, jednak przebrać chciałem się dopiero, po zapewnieni mu komfortu. Nadal go tuląc, poprowadziłem go do tyłu, tak że usiadł na brzegu wanny. Stanąłem nad nim, ujmując jego twarz w dłonie. 

— Zaraz wracam — mruknąłem, po czym szybko opuściłem łazienkę, biegnąc w kierunku tej należącej do rodziców. Podkradłem mydło mamy, bo ono o wiele bardziej pasowało do Jimina, niż te, których używałem ja, po czym wróciłem do mojego chłopca. 

Nadal siedział na skraju wanny, trzymając na kolanach moje ubrania. Wyglądał tak, że miałem ochotę trzymać go w ramionach bez końca, tulić, całować i mówić, jak piękny jest. Podszedłem do niego i odkręciłem ciepłą wodę, po czym wrzuciłem do wanny jakieś dziwne olejki zapachowe matki. Jimin jest ważniejszy, a jej je odkupię. Wanna napełniała się wodą, podczas gdy ja ponownie stanąłem przed blondyna. Uniósł głowę, gdyż w tej pozycji znacznie nad nim panowałem, a ja objąłem go delikatnie.

— Rozbierz się i umyj, a ja lecę się przebrać — powiedziałem czułym głosem, głaszcząc jego plecy. Pochyliłem się i złożyłem delikatny pocałunek na jego czole. 

Chlupot wody odbijał się od ścian pomieszczenia. Wpatrywałem się w te jego magiczne oczy, uśmiechając się przy tym ze szczęścia. Chciałem się odsunąć i wyjść z pomieszczenia, by w spokoju mógł się umyć, jednak nie dane mi było tego zrobić.

— Zostań — szepnął nieśmiało, zaciskając palce wokół mojej ręki, która dotąd spoczywała na policzku mojego aniołka. Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. — Zostań ze mną — powtórzył pewniej.

Jimin

Moje policzki płonęły, a moje serce zaczęło mocno obijać się o żebra. Spoglądał w moje oczy, doszukując się jakiegokolwiek zwątpienia, niepewności, jednak nie mógł znaleźć nic. Chciałem tego, nie bałem się. Wpatrywałem się w niego, oczekując jego reakcji.

— Minnie, nie powstrzymam się, jeśli tu zostanę — odparł łagodnie, uśmiechając się pogodnie. Rozumiałem, że bał się powtórzyć ten sam błąd. Jednak tym razem, byłem całkowicie pewny swoich uczyć i wiedziałem, że nie są one jednostronne.

— Chcę tego — odpowiedziałem pewnie. — Proszę, zostań ze mną — dodałem, układając dłonie na jego klatce piersiowej. 

Pochylił się i ostrożnie pocałował moje usta. Moje serce dudniło i miałem wrażenie, że eksploduję z nadmiaru emocji. Działo się właśnie coś niezwykłego, coś czego wcześniej nie przeżyłem.

Oddałem pocałunek, sięgając ku krańcom jego koszulki. Chciałem pociągnąć ją w górę, jednak szatyn widząc moje nieporadne poczynania, odsunął się na chwilę, śmiejąc się przyjaźnie. Ściągnął z siebie mokrą koszulkę, a moim oczom ukazała się jego naga klatka piersiowa.  Nie chciałem się wycofać.

Jego dłonie znalazły się na mojej talii. Wsunął je pod sweter i bluzę, które miałem na sobie. Przeszły mnie dreszcze, spowodowane jego dłońmi błądzącymi po mojej gołej skórze. Przesunął je ku górze, podwijając przy tym moje ubrania. Chwycił z ich brzeg, szybko ściągając je ze mnie. Stanął pomiędzy moimi nogami, chwytając mnie w talii. Nasze postury strasznie się różniły; szatyn miał szerokie ramiona i dobrze wyrobione mięśnie brzuchy. Ja z kolei byłem szczupły, a mój brzuch idealnie gładki. Chłopak podniósł mnie i podrzucił, dzięki czemu oplotłem go nogami w pasie. Przylgnąłem do jego ciała, wdychając jego cudowne perfumy. Ucałował moje ramię, zasysając się na nim. 

Mój tyłek wylądował na szafce, która stała obok umywalki. Szybko odnalazłem usta szatyna, znów do nich przylegając. Ten pocałunek był o wiele bardziej chaotyczny, niż ten, który przeżyliśmy w parku. Całował mnie z narastającym pożądaniem, które wzrastało również i we mnie. Nie chciałem się wycofać, pragnąłem tego i wiedziałem, że Jungkook mnie nie skrzywdzi.

Dłonie wyższego spoczywały na wcięciu mojej talii, zaczynając ją masować. Moje z kolei powędrowały ku sprzączce jego paska. Wyjątkowo bez większych problemów odpiąłem klamrę, po chwili rozpinając również guzik i rozporek. Przerwałem pocałunek, spoglądając w jego oczy.

— Jiminnie, jeśli nie chcesz, możemy to teraz przerwać — mruknął szybko, przemieszczając dłonie na moje plecy. Zawsze tak robił, starając się mnie uspokoić.

— Nie chcę tego przerywać — odparłem. — Po prostu, um... Mógłbyś się na chwilę obrócić?

Jakoś nie potrafiłem zrobić tego, gdy się na mnie patrzył. Na szczęście wyższy uszanował moją prośbę i z rozczulonym uśmiechem wyszytym na twarzy, odwrócił się w stronę drzwi. Zeskoczyłem z szafki, po czym sam zsunąłem z siebie swoje jeansy razem z bokserkami. Odrzuciłem je na podłogę, po drodze ściągając również swoje skarpetki. Stałem za nim całkowicie nagi i ten fakt mnie zawstydzał. Może nigdy nie miałem jakiś większych kompleksów związanych z moim ciałem, jednak pierwszy raz byłem postawiony w takiej sytuacji. Bałem się go zawieść, wydawało mi się, że nie będę dla niego zbyt dobry.

Kiedy wszystkie moje ciuchy wylądowały już na podłodze, a ja zebrały się w sobie, sięgnąłem ku krawędzi spodni odwróconego do mnie tyłem Jeona. Zsunąłem je w dół razem z bokserkami, a kiedy i on stanął przede mną nagi, oparłem głowę o jego plecy. Moje oddechy były coraz szybsze, a podniecenie zaczęło przejmować nade mną kontrolę.

— Już — szepnąłem, a po chwili poczułem, jak szatyn obrócił się w moją stronę. Objął mnie, przyciągając moje nagie ciało do swojego. Czułem go całym ciałem; to jak biło jego serce i jak zimna skóra zlewała się z moją. Przez chwilę po prostu trwaliśmy tak w uścisku, nadzy, stojąc na środku łazienki. 

— Na pewno? — zapytał,a ja uniosłem głowę.

— Na pewno — potwierdziłem.

I w ty momencie poczułem, jak jego dłonie zjeżdżają niżej, wzdłuż moich boków i pośladków. Jęknąłem cicho w skórę nad jego obojczykiem. Chłopak oderwał się ode mnie, a wtedy ujrzałem go w pełnej krasie. Zagryzłem dolną wargę, obserwując, jak kroczy ku wannie. Wszedł do środka, zanurzając swoje ciało w wodzie i zakręcając kran. Ułożył się w niej, zawieszając na mnie swój wzrok. Skanował dokładnie moją sylwetkę; czułem jak przechodzi z moich szczupłych nóg wzdłuż dość szerokich bioder i wcięcia w talii aż po moją twarz. To był moment, w których dobitnie poczułem się nagi, a policzki zalały się mocnym różem.

— Chodź tu do mnie — rzucił niskim tonem, przez co przeszły mnie ciarki. Niepewnie ruszyłem przed siebie, po chwili również wchodząc do wody. Zanurzyłem się w wodzie, czując jak ciepło koi moje wychłodzone ciało.

Ułożyłem się na drugim końcu wanny, podkurczając swoje nogi jak najbardziej mogłem. Potrzebowałem chwili, by opanować szalejące we mnie emocje i przyzwyczaić się do tej sytuacji. W końcu nie kąpałem się codziennie w jednej wannie z moim chłopakiem. Właśnie — z moim chłopakiem. To brzmiało tak bajkowo, nierealnie. 

Czułem na sobie wygłodniałe spojrzenie Jeona, który siedział naprzeciw mnie. Jego pozycja wyrażała to, że w tej sytuacji czuł się o wiele pewniej niż ja; nogi szatyna były bardziej rozchylone, jego sylwetka rozluźniona, a twarz zarazem wyrażała podniecenie, jak i spokój. Ja zaciskałem kolana jak najmocniej potrafiłem, bojąc się zejść wzrokiem niżej wzdłuż torsu Jeona. Moja wstydliwa natura przejmowała nade mną kontrolę i nie  mogłem na to nic poradzić.

Wiedziałem jednak, że nie siedzę tam po to, by tylko wpatrywać się w twarz wyższego. Zamknąłem oczy i uniosłem się trochę. Po omacku wdrapałem się na kolana Jungkooka. Mój oddech znacznie przyspieszył. Objąłem rękoma szyję szatyna, wtulając się w niego i opierając głowę na jego ramieniu. Woda sięgała mi mniej więcej bioder, co sprawiało, że czułem jeszcze większe podniecenie. 

Po chwili poczułem, jak usta koszykarza zaczynają znaczyć ścieżkę wzdłuż mojej już i tak pokrytej drobnymi kropelkami potu szyi. Przeszły mnie ciarki, dlatego odruchowo chciałem przysunąć się jeszcze bliżej niego. Nieświadome otarłem się o jego stojącą już męskość, czym wywołałem pomruk przyjemności starszego. Jego dłonie, dotąd mocno zaciskające się na mojej talii, zjechały w dół. Ułożył je na moich pośladkach, tym razem wywołując mój cichutki jęk. Zaskomlałem, znów poruszając się na jego kolanach i ocierając się o jego penisa.

Kolejna fala gorąca zalała mnie od środka, gdy jego palce zbliżyły się do mojego wejścia. Zaczęła do mnie docierać powaga tej sytuacji i to, do czego dążyliśmy. Wtuliłem się w ciało ciało szatyna, przymykając powieki i owiewając ciepłym oddechem jego wilgotną szyję. Rozszerzył delikatnie moje pośladki, palcem wskazującym zaczynając masować pierścień mojej dziurki. Jego przyrodzenie wbijało się w mój brzuch, a ja sapałem ciężko w jego skórę.

— Z początku możesz czuć się dziwnie, ale potem będzie przyjemnie — szepnął wprost do mojego ucha. Drażnił końcówką palca skórę w tym wrażliwym miejscu, sprawiając, że z moich ust wylatywały ciche westchnięcia.

— Wiem — odparłem, po chwili sapiąc ciężko. 

Szatyn uniósł gwałtownie brwi. Odsunął mnie delikatnie, spoglądając w moje oczy. Ups, chyba wpadłem.

— Mówiłeś, że... — zaczął, a kąciki jego ust powędrowały ku górze.

— Jezu, to był jeden jedyny raz — przerwałem mu natychmiast. Czułem, jak moje policzki piekły, dlatego chcąc uniknąć jego przenikliwego spojrzenia, oparłem czoło o jego ramię. — Byłem młody i głupi, a wszyscy moi znajomi wmawiali mi, że prędzej czy później wyląduję na dole. No więc postanowiłem sprawdzić, jak to jest...

Zapadła niezręczna cisza, podczas której wpatrywałem się w kafelki na ścianie za plecami szatyna. Bardzo ładnie się komponowały...

— Jesteś uroczy — stwierdził, śmiejąc się melodyjnie. Tym razem to ja uniosłem jedną brew, z powrotem spoglądając mu w twarz.

— Siedzimy nago w wannie, a ty mi mówisz, że jestem uroczy?  — prychnąłem, chociaż również się uśmiechnąłem. 

— Jesteś uroczy w każdej sytuacji — rzucił. Pochylił się, składając pocałunek na moim ramieniu. Przeszły mnie dreszcze, a stojący już penis drgnął, gdy szatyn znów zaczął drażnić moje wejście.

— Och — jęknąłem. Zassał się mocniej na mojej skórze, przez co mocniej poruszyłem się na jego udach. Czułem, jak ocieram się przyrodzeniem o jego podbrzusze, wywołując kolejne fale dreszczy.

— Powiedziałeś, że siedzimy w wannie — szepnął, odrywając usta od mojej skóry, zagryzając się na płatku ucha. — Nie sądzisz, że trzeba to zmienić?

— Mhm —mruknąłem, a już po chwili mogłem poczuć, jak opuszek palca wyższego wsuwa się powoli w moje ciało.

Z początku poczułem się bardzo dziwnie. I choć wcześniej tego doświadczyłem, nadal było to dla mnie coś nowego. Delikatnie napierał końcem palca, widocznie chcąc, bym się rozluźnił i poczuł komfortowo.

Powoli zanurzał palec coraz głębiej, całując z czułością moją szyję. Dłonie miałem oparte o jego ramiona, a głowę spuszczoną. Oddychałem szybko, mimo wszystko nie potrafiąc rozluźnić swoich mięśni.

— Cii — szepnął Jungkook. — Rozluźnij się — dodał, całując moje usta.

Odwzajemniłem pojedyncze muśnięcie, po czym oparłem głowę o jego czoło.Jego spojrzenie było przepełnione czułością. Patrząc w jego oczy, wiedziałem, że mogłem czuć się bezpiecznie. Tym razem to ja musnąłem jego usta, czując, że moje mięśnie na reszcie się rozluźniły.

— Jest okey — odpowiedziałem, kiwając nieznacznie głową. Drugą rękę szatyn ułożył na mim policzku, gładząc go kciukiem. Jego uśmiech roztapiał moje serce, sprawiając, że nie miałem już żadnych wątpliwości.

Dokładnie czułem każdy jego ruch. Starał się poruszać delikatnie swoim palcem wskazującym, jednak z każdym ruchem coraz mocniej zagryzałem wargę. Miałem świadomość, że musiałem po prostu przetrwać to rozciąganie, jednak nie niwelowało to bólu, jaki wtedy odczuwałem.

Jednak po paru minutach ból był coraz mniejszy, a zaczęła zastępować go przyjemność. Z moich ust zaczęły uciekać ciche jęki, dlatego skinąłem głową, nakazując starszemu dołożyć drugi palec.

I choć z początku syknąłem z bólu, poszło o wiele szybciej niż z pierwszym i już po chwili doszedł trzeci. Przyznaję, że wtedy potrzebowałem naprawdę dużo czasu, by się przyzwyczaić, bo ból był okropny. Wierciłem się, starając się znaleźć pozycję, w której zniknąłby dyskomfort. Jednak z każdym ruchem mocniej nabijałem się na jego palce, przyprawiając się o kolejne fale bólu.

— Minnie, nie musisz się spieszyć — zapewnił mnie Jeon. Pokręciłem głową, znów poruszając biodrami, przez co syknąłem cicho.

— Jest okey — odparłem, choć tak naprawdę ból rozrywał mnie od środka.

— Przecież widzę, że nie jest okey — mruknął stanowczo, wyciągając z mojego wnętrza jeden palec. — To ma być przyjemne.

— Będzie — rzuciłem. 

Szatyn pokręcił jedynie głową, po czym pocałował moją szyję. Zaczął znaczyć ją kolejnymi malinkami, poruszając przy tym dwoma palcami. 

— Skup się na mnie — szepnął, ponownie dokładając trzeci palec. — Na moich ustach.

Po tych słowach złączył nasze usta, drugą ręką przytrzymując mnie w talii. Chlupot wody towarzyszył naszym mlaśnięciom, które uciekały spomiędzy naszych ust. Ból powoli ulatywał, kiedy wyższy starał się odciągnąć moją uwagę, całując moje usta. Wszystko wokół przestawało mieć znaczenie, gdy miałem go przy sobie w takim wydaniu. Dla tego było warto to przecierpieć.

Jęknąłem w jego usta, wyginając plecy delikatnie w tył. Nadal wyczuwałem poświatę bólu, bo halo, byłem facetem i miałem właśnie w dupie trzy palce, jednak zaczynało to przeradzać się w przyjemność. Poruszyłem biodrami, nabijając się na jego palce i jęcząc przy tym. Na twarzy koszykarza pojawił się zwycięski uśmiech.

— Wyglądasz pięknie w takim stanie — stwierdził. — Rozanielony, a to dzięki mnie. Z twoimi pulchnymi wargami rozchylonymi z przyjemności i wilgotnymi włosami klejącymi się do czoła. Jesteś przepiękny, Jiminnie — szepnął. Z każdym jego słowem przymykałem powieki coraz bardziej, czując się coraz bardziej błogo. — Chodźmy do sypialni — zaproponował, szepcząc to tuż przy moim uchu.

Kiwnąłem głową, choć tak naprawdę nie miałem ochoty w tym momencie przerywać. Jęczałem cichutko, kręcąc biodrami, jednak wiedziałem, że nakręciłem Jungkooka na coś innego. I może, jak nazywali to moi przyjaciele — byłem wielką nieskalaną dziewicą — jednak byłem też ciekawski i wyczytałem w necie to, co potrzebowałem. A taka pozycja na pewno nie była dobra na pierwszy raz. 

Dlatego uniosłem się, przez co ogarnęło mnie dziwne uczucie pustki. Stęknąłem, opuszczając wannę, która zapełniona była stygnącą już wodą. Jungkook zrobił to od razu po mnie, po chwili opatulając mnie puchatym szlafrokiem. Zawiązał pasek wokół mojego pasa, patrząc na mnie z góry. Pociągało mnie to, jaką przewagę nade mną miał. Dobra, to jednak od dawna oczywiste było, że będę na dole i tego chyba nikt nie zmieni.

Chłopak zarzucił na siebie błękitny szlafrok, po czym bez ostrzeżenia chwycił mnie w pasie, przerzucając przez ramię. Pisnąłem, podczas gdy szatyn skierował się w stronę wyjścia z łazienki. A kiedy znaleźliśmy się w jego sypialni, położył mnie na łóżku i zrzucając z siebie szlafrok, zawisnął nade mną. Rozwiązał puchowy sznurek, po czym rozchylił materiał odzienia, przez co znów ujrzał moje nagie ciało w pełnej okazałości. Godzina wprawdzie nie była późna, jednak przez panującą za oknem burzę i zasłonięte rolety, w pokoju panował półmrok. Pochylił się  i przycisnął usta do mojego nadal wilgotnego przez kąpiel ciała. Zaczął tworzyć ścieżkę pocałunku wzdłuż mojej piersi, aż do podbrzusza, na którym się zatrzymał, zasysając się na tej wrażliwej skórze. Jęknąłem głośno, odruchowo podciągając nogi.

— Teraz będziesz mój — szepnął, odsuwając się ode mnie. — A ja twój. I obiecuję ci, że teraz cię już nie skrzywdzę.

Po tych słowach wstał, podchodząc do szafki, która znajdowała się obok jego szafy z ubraniami. Wyciągnąłem spod swojego ciała szlafrok, odrzucając ją na bok. Kiedy szatyn wrócił do mnie, trzymał w dłoni małe pudełeczko z bezzapachowym lubrykantem. Przełknąłem ślinę, podczas gdy on ponownie nade mną zawisł.

— Musisz przeżyć tą chwilę — poinstruował mnie, wylewając dużą ilość płynu na swoje palce. Poczułem, jak znowu wkłada je do mojej dziurki, rozprowadzając tam żel. Kiwnąłem głową, zagryzając wargę i obserwując, jak nawilża również swojego penisa. — Gotowy?

— Jak nigdy — odparłem, uśmiechając się.

I taka była prawda. Nie mogłem znaleźć kogoś lepszego, z kim chciałbym to zrobić. Chciałem tego, pragnąłem go, jak nikogo innego. 

Po chwili jednak moja rozanielona twarz ponownie pokryła się bólem, gdy poczułem, jak szatyn przystawia główkę swojego penisa do mojego wejścia. Zagryzłem wargę, zaciskając mocno powieki. Dobra, to faktycznie boli tak jak mówili.

Stęknąłem, zaciskając palce na białej pościeli jego łóżka. Szatyn pochylił się, z czułością czułością całując moje czoło. Wsunął się jedynie odrobinę, cały czas głaszcząc kciukiem skórę na moim policzku. 

— Ciii — uspokajał się.

— Daj mi chwilę — wydukałem.

Chłopak muskał delikatnie mój policzek, czekając na jakiś mój znak. Czekał na mnie, nie posuwał się dalej. A gdy ból w miarę ustał, uniosłem biodra do góry, pokazując mu, że może wsunąć się głębiej.

Kolejne centymetry szły opornie, jednak w końcu wsunął się do końca, znów odczekał chwilę, pozwalając mi wyzbyć się bólu. Widziałem, jak stara się zapanować nad swoimi emocjami, by tylko nie sprawić mi bólu; skupiał się na mojej osobie, pomijając swoje potrzeby.

Minuty mijały, a w końcu ból w większości zniknął, zamieniając się jedynie w dziwne uczucie rozciągnięcia. Kiedy spojrzałem mu w oczy, chcąc przekazać mu, że jestem gotowy, odnalazł na pościeli moją zaciśniętą dłoń, splatając razem nasze palce nad moją głową.

Pierwsze pchnięcia wykonywał mozolnie, nie chcąc sprawić mi niepotrzebnego bólu. Po chwili przestałem zagryzać wargę, zatracając się w jego hipnotyzującym spojrzeniu. Ocierał się o mnie mokrym ciałem, wchodząc głębiej i głębiej.

W końcu z moich, jak i jego ust zaczęły uciekać jęki, które odbijały się od ścian sypialni. Było ciemno i mokro, a blogi stan zaczął ogarniać mnie środka.

— Jaki ty jesteś ciasny — jęknął.

Z każdym pchnięciem jego tępo się zwiększało, razem z częstotliwością naszych jęków. Westchnięcia, sapnięcia i jęki opuszczały nasze usta raz za razem.

Wpatrując się w jego oczy wiedziałem, jak dużo przeszedłem, by się tu znaleźć. Ile łez, ile uśmiechów, czasu i bólu kosztowało mnie to, by być przy nim, jako ktoś więcej. Widziałem w jego oczach, że dla niego też nie była to łatwa decyzja, że musiał czuć się zagubiony. Ale teraz, z czułością wbijając się we mnie w coraz szybszym tempie, zdawał się nie pragnąć niczego więcej, jak bycia przy mnie. Może było to jednak tylko moje odczucie, bo właśnie tak się wtedy czułem. Wiedziałem, że nie chcę być nigdzie indziej niż przy nim.

W pewnym momencie szatyn zmienił kąt, pod którym wchodził w moje ciało, a mnie jęknąłem najgłośniej tego wieczoru. Było to niespodziewane, nagłe, przez co uniosłem biodra, wychodząc mu na przeciw.

— Tam! — pisnąłem i od tego momentu szatyn uderzał tylko w tamto miejsce.

W pokoju rozbrzmiewały jedynie nasze jęki i odgłosy odbijających się o siebie ciał, jednak my nie potrzebowaliśmy nic więcej. W jego oczach widziałem o wiele więcej, niż byłby w stanie mi powiedzieć. Bo cisza jest prawdziwym językiem człowieka, jednak trzeba się umieć nią posługiwać.

Nie potrzebowałem już wiele, by znaleźć się na szczycie. Ciągłe uderzenia w moją prostatę sprawiały, że nie widziałem już nic, poza przystojną twarzą Jeona. I kiedy szatyn wysunął się całkowicie, po chwili wchodząc aż do samego końca, jęknąłem przeciągle i wygiąłem plecy w łuk. Silny orgazm przeszedł przez moje ciało, wprawiając mnie w dreszcze, które czułem całym sobą; od ramion aż po koniuszki palców. Biała ciesz zalała mój brzuch, jednak chłopak nie zwolnił tempa, nadal się we mnie poruszając.

Również nie potrzebował dużo, by dojść z moim imieniem na ustach. Poruszał się jak najdłużej, starając się przedłuż swój, jak i mój orgazm. Czułem, jak lepka ciecz zalewa mnie od środka.

W końcu jednak opadł na mnie, sapiąc ciężko. I moje usta opuszczały ciężkie oddechy, chociaż podczas tego stosunku tak naprawdę nie robiłem za wiele. Czułem się błogo, jakby nic nie potrafiło zakłócić mojego szczęścia. Wyższy w końcu wyszedł ze mnie, opadając na materac tuż obok mojego ciała, a ja poczułem, jak sperma zaczyna wylewać się z mojej dziurki. Nadal czułem, że byłem bardzo rozciągnięty i jak nieprzyjemne było to uczucie, gdy w środku nie znajdowało się nic.

Potrzebowałem dłużej chwili, by uspokoić swój oddech i buzujące we mnie emocje. Niesamowitym było dla mnie to, że doszedłem bez dotykania; orgazm nadszedł od środka. Leżeliśmy obok siebie, wpatrując się w sufit, choć w mojej głowie nadal widniała twarz dochodzącego Jungkooka.

Po paru minutach, kiedy zacząłem w końcu normalnie oddychać, poczułem, jak szatyn porusza się i obejmuje mnie ramieniem. Wyłapując jego przekaz, wtuliłem się w jego wilgotne ciało, zatapiając nos w jego piersi.

— Przepraszam — wyszeptał w moje włosy. — Przepraszam — powtórzył łamiącym się głosem.

Uniosłem się, spoglądając w oczy wyższego. Wyglądał na zmieszanego i unikał mojego spojrzenia.

— Właśnie przeżyłem z tobą wspaniały pierwszy raz, a ty mnie przepraszasz? — uświadomiłem mu, jak postrzegam tą sytuację.

— Byłem dupkiem. Boję się, że znowu cię skrzywdzę, że nie dam rady, że znów cię zawiodę. Wtedy, w te sali, liczyłeś na to, że zareaguję inaczej, ale tak nie postąpiłem. Zdałem sobie sprawę z tego, co do ciebie czuję za późno, a ty wybaczyłeś mi. Teraz boję się, że znów tak postąpię,  tym razem nie wybaczysz mi błędu.

Uśmiechnąłem się, po czym złożyłem delikatny pocałunek na jego ustach.

— Sam to powiedziałeś — szepnąłem. — Teraz ja jestem twój, a ty mój — przypomniałem. — A więc nie pozwolę ci już teraz odejść.

I'll be there for you, but you got to be there for me too — zacytował jedną z moich ulubionych piosenek. — To ta piosenka sprawiła, że zrozumiałem, co czuję. Jimin, nie zawiodę cię już.

Tego wieczora nie uroniłem już żadnej łzy, zasypiając w ciszy w ramionach mojego chłopaka. Mojego chłopaka — te dwa słowa nada do mnie nie docierały.

...........................

[6485 słów]

Niespodzianka! Mam nadzieję, że się wam podobało <3

Ten rozdział jest dłuższy niż moje one shoty, lol.

Przepraszam za nie poprawione błędy, ale nie chciało mi się już tego poprawiać. Wybaczcie.

Mam do was pytanie: jak myślicie, kto pierwszy wyzna drugiemu z nich miłość? Jimin czy Jungkook?

Jak widzicie, w tej części doszło do stosunku pomiędzy jikookami i chcę zaznaczyć, że nie będę zaznaczać zadnym znakiem rozdziałów ze smutami. Sori not sori, ale w opisie wyraźnie napisane jest smut.

Do następnego,

~ Altrey


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top