27. ,,Żegnaj ostojo"

Czytasz, daj znać

   Właściwie nie widziała bowiem żadnego innego wyjścia. Na własnej skórze nie raz przekonała się, że najlepiej czuje się wtedy gdy uszczęśliwia innych. Nie ważne było jak wiele poświęci, była gotowa od zawsze. Dla niego była w stanie zrobić wszystko!

***

Maszerując pomiędzy budynkami wioski, zmierzała do miejsca, które potencjalnie mogło odmienić jej decyzje. Minęło mnóstwo czasu od kiedy Uchiha uraczył jej zdradzić kilka szczegółów ze zwojów, jednak był to tak zwany początek góry lodowej. To właśnie teraz, już za chwilkę miała dowiedzieć się prawdy od swojego mistrza, który w żadnym razie nie mógł jej odmówić. W końcu jej to obiecał.
Stała przed drzwiami wgapiając się w strukturę drewna, nie wiedząc czemu się właściwie tak denerwuje. Przecież w gruncie rzeczy to nic wielkiego. A jednak!
Przymknęła powieki skupiając się na szybkim biciu serca, po czym nie poddając się własnemu strachowi podniosła rękę zwiniętą w piąstkę, by kulturalnie zapukać. Ona jedyna z całej ich drużyny potrafiła się w pewien sposób zachować i nawet okoliczności tegoż spotkania nie pozwalały jej, by zlekceważyć stanowisko Kakashiego.
Była gotowa, w stu procentach pewna tego, że musi usłyszeć prawdę. Tylko, że życie to pokręcona ścieżka, stawiająca pod nogami nie jedna przeszkodę. Niestety, kiedy jej nadgarstek zawisł w górze, odezwał się do niej ten jakże znajomy jej głos.

— Sakura? — nieco przejęty, baryton ledwo wydukał imię różowowłosej. Stał nieruchomo przyglądając się dziewczynie i nie dowierzał, że los ponownie dał mu okazje, by ujrzeć jej piękne, idealne lico.

Haruno już znacznie mniej zdeterminowana i pewna siebie, odwróciła delikatnie głowę w jego stronę, zachowując na twarzy całkowicie niewzruszoną minę. Było to oczywiście kłamstwo. W duchu, wewnętrzna Sakura stała sparaliżowana strachem, bojąc się, iż to co zaraz nadejdzie, może źle skończyć się dla niej i Sasuke, który niedługo miał do niej dołączyć. — Hitoshi — wydukała ledwo słyszalnie, przełykając mocno ślinę. Wraz z całkowitym obróceniem się do jego osoby, gęsia skórka pojawiła się jej na całym ciele. Czuła dosłownie każdy stojący włosek.

— Dawno cię nie widziałem. Ostatni raz chyba na ślubie Shikamaru i Temari — lekko się uśmiechnął chcąc, by dziewczyna choć w minimalnym stopniu poczuła się lżej w jego towarzystwie. Doskonale widział jak dziewczyna źle na niego reaguje, a biorąc pod uwagę, że nadal mu na niej zależało, bardzo tego nie chciał. Właściwie po przemyśleniu paru spraw, zrobiłby wszystko, by zasłużyć jedynie na jej przyjaźń, a nawet i zwykłą akceptację.

— Tak, pamiętam — złapała się za ramię, mocno się szczypiąc, jak gdyby to miałoby jej pomóc obudzić się z tego jakże niezręcznego spotkania.

— Widzę, że nie masz ochoty ze mną rozmawiać, ale w żadnym razie ci się nie dziwie. Skrzywdziłem cię, mocno i niewybaczalnie. Jestem głupi myśląc, że choć w najminiejszym stopniu miałbym jakiekolwiek szanse byś mi to wszystko wybaczyła.

— Nie, ależ skąd, mówiłam ci już, że ci wybaczyłam — posłała mu delikatny uśmiech, mrużąc przy tym te jakże duże szmaragdowe, hipnotyzujące go oczy. Czy był on szczery? Raczej nie, ale i równie wystarczający, by zalęgł się w jego sercu promyk nadziei.

— Dlaczego jesteś dla wszyskich taka miła? Dlaczego musisz być idealna, Sakura? — pełen żalu, nie skierowanego do niej, a jakby do świata, zaczął depresyjnie śmiać się pod nosem. Miał on przed sobą dziewczynę z jego marzeń, całkowicie dla niego nieosiągalną. Stracił już tyle w życiu, a ona jest kolejną.

— Nie jestem idealna — ułożyła usta w wąską kreskę, machając przecząco głową. — Właściwie nie znam dziewczyny, mającej tak wiele wad ile mam ja — uśmiechnęła się delikatnie, przypominając sobie, iż jeszcze parę lat temu była totalnie bezużyteczną, niepotrzebną kulą u nogi. Sasuke, nie zwracał na nią większej uwagi, a ona czuła się nic nie warta.
Obecnie potrafi docenić własne wartości, jest dumna ze swoich osiągnięć, ludzie dostrzegają jej talent, a Uchiha coś do niej poczuł.
    Myśląc nad swoim ukochanym, doszło do niej, że nie powinna długo rozmawiać z Hitoshim. Przecież...

   — Jesteś spięta. Pewnie zaraz będzie tu Sasuke. — dokończył jej myśl. Spostrzegając stojącą nieco poddenerwowaną Sakurę, Hitoshi szybko wyłapał co może być przyczyną. Doskonale zdawał sobie sprawę, że on i Uchiha w jednym pomieszczeniu nie równa się to z niczym dobrym. Chociaż umiałby uszanować wolę dziewczyny, jego osoba z całą pewnością wywróciłaby go z równowagi.

— Tak. Nie chciałabym, by przez to rozmowa poszła w niewłaściwym kierunku — skuliła się, przecierając dłonią jeden opuszczony kosmyk włosów.

— Co masz na myśli Sakuro? — spytał zaciekawiony. Musiał wiedzieć, jakie było jej zdanie odnośnie ich relacji. Czy teraz zawsze kiedy tylko nadarzy się okazja rozmowy, skazany będzie na wszelaki brak zaufania. Chociaż i podstawny...

— Hitoshi, przecież jesteś inteligentny, nie baw się moimi uczuciami — skierowała swój jak dotąd płochliwy wzrok na wprost jego, czekając, aż skruszeje. Niestety do tego nie doszło. Hitoshi od razu, pewnie siebie odparł.

— Nigdy tego nie robiłem - złapał za jej rękę delikatnie muskając kciukiem wierzch jej dłoni. — Po prostu chciałem byś była szczęśliwa. Chciałem, byś zawsze mogła liczyć na swojego partnera, nie musząc martwić się czy kiedyś jeszcze będziesz mogła go ujrzeć. Zależało mi tylko by wiedzieć jak się uśmiechasz.

Szybko wyrywając mu się z uścisku, drżącym głosem wydobywającym się z krtani wychripiała. — Jjjestem, jesteeem szczęśliwa.

— Skoro tak uważasz — zawiedziony jej reakcją odsunął się na bezepiczną odległość. Już za to mógł dostać od niej w twarz, a to co chciał jeszcze dopowiedzieć, mogłoby posłać go na księżyc. — Serce ma swój własny rozum, ale czasami nie warto go słuchać. Jego rady zazwyczaj skazują nas jedynie na ból, żal z jakim nie można sobie poradzić. Zawód, rozczarowanie jest tak iście ogromne, iż nasze jak dotąd racjonalne myślenie zastąpione jest prowizorycznym trwaniem we własnych niespełnionych marzeniach.

    Patrzyła na niego pełna rozczarowania, starając się zrozumieć jego gorycz. Doskonale wiedziała czemu te słowa wyszły z jego krtani, ale mimo to, nie potrafiła wyperswadować mu, że zawsze można znaleźć w sobie siłę, do lepszej tak zwanej moralnej decyzji.
    Dlatego uniosła rękę, przykładając ją do klatki piersiowej. Mocno zacisnęła materiał swojej wiśniowej bluzki po czym pewna własnych słów, odparła. — Gdybym nie słuchała serca nie wybaczyłabym i tobie, Hitoshi. To co łączy wszystkich nas, na całej planecie, to zrozumienie. Oczywiście nie jest łatwo, lecz tylko to może uchronić nas samych przed nienawiścią.

Usłyszawszy to, chłopak już nie miał zamiaru powracać do tematu jej związku z Uchihą Sasuke. Speszył się a skutkiem stała się ciągnąca niezręczna cisza. — Idziesz do Kakashiego?

— Tak, chciałabym w końcu dowiedzieć się...

— Prawdy? Długo zwlekałaś.

— Nie miałam czasu.

— Ahhh, grunt, że w ogóle. Tak, czy inaczej powinnaś porozmawiać z nim na prywatności.

Zanim zmieszana Sakura zdążyła przetworzyć jego słowa, chłopaka już nie było. Nie zdążyła się z nim nawet pożegnać, przez co czuła pewnego rodzaju rozczarowanie owym zachowaniem członka ANBU. Skierowała się do wejścia gabinetu Hokage i zapukała, wchodząc pełna werwy. Nie patrzyła na Szóstego ani przez chwilę. Poddenerwowana, a właściwie nieco podburzona po rozmowie z Hitoshim, starała się uspokoić, zasiadając naprzeciwko na jednym z wolnych krzeseł. Siedziała sztywno, bawiąc się materiałem swojej tuniki, w myślach powtarzając sobie, że pewne było, iż jeszcze go kiedyś spotka. Nie może tak na niego reagować przy każdym spotkaniu, a szczególnie nie tak, jeżeli w jej towarzystwie będzie Sasuke.

— Sakura? Więc jesteś — Kakashi zdenerwowany jej odwiedzinami, splótł ze sobą ręce, domyślając się co zaraz go czeka. Ona tymczasem jakby wyrwana z własnych myśli musiała potrząsnąć kilka razy oczami, by zrozumieć gdzie się znajduje i właściwie po co.

— Em, to znaczy, ja... jestem — przeczesała różowe kosmyki włosów, kierując swym wzrokiem wprost na oczy Hokage.

    — Szczerze mówiąc już żałuję, że odciągnęłaś mnie od tej jakże interesującej biurokracji — ulokował wzrok na porozrzucane, walające się po całym gabinecie, kartki, wskazując na podłogę, palcem.

— Kakashi sensei to nie jest śmieszne — zdegustowanej Sakurze zadgrało jedno oko. Nie dość, że Hitoshi podniósł jej ciśnienie, to jeszcze będzie musiała znosić to chore zachowanie Szóstego. Dobrze znała Hatake, ale nigdy nie była pewna, czy mistrz żartuje, czy mówi to śmiertelnie poważnie.

— Prawda to nie jest zabawne. Chociaż twoja mina już tak — uśmiechnął się pod maską.

— Kakashi sensei! — krzyknęła oburzona.

— Już, już... — pomachał kilka razy głową, mocniej opierając się na krześle. — Jesteś tu po to, by dowiedzieć się więcej o tej sprawie z Kaguyią — przytaknęła na jego stwierdzenie. — Co wiesz?

— Niewiele, dowiedziałam się jedynie, że Paznogietek to pozostałości po Shinju. Więcej Sasuke mi nie zdradził — lekko się uśmiechnęła kiedy do głowy zaczęły wpadać jej obrazy z tamtego najszczęśliwszego, a zarazem ciężkiego poranka jej życia.

— Sakura, jesteś zdolna i utalentowana. Nie raz udowodniłaś ile jesteś w stanie z siebie dać. Jednakże decyzja o niewtajemniczaniu cię w szczegóły tej sprawy wynikała z przezorności — zmarszczyła brwi dostrzegając powagę u samego Kakashiego. — Już raz zostałaś uprowadzona przez wzgląd na Sasuke. Kido wiedział w jaki sposób do niego dojść i myślę, że nie był jedyny.

— Nie rozumiem. Sprawa z Kido ma coś wspólnego z Paznogietkiem? — Rozszerzyła oczy do rozmiarów monet, nie chcąc usłyszeć, że może być to prawdą. Już i tak wystarczająco źle jest mieć świadomość, jak wiele można zniszczyć tą rośliną, a jeżeli dojdzie do handlu, żaden pokój nie będzie miał już znaczenia.

— Myślę, że nie — nieco jej ulżyło słysząc jego słowa. — Chodzi o tych poległych shinobi. W Sunagakure wynalazłaś zarówno antidotum przeciw samemu Paznogietkowi, jak i truciźnie wywołującej paraliż ciała. Niestety bardzo tego potrzebowaliśmy, właściwie nikomu innemu nie udałoby się tego dokonać, jednak jest za to pewna cena — szósty przełknął głośno ślinę siląc się na powiedzenie jej prawdy. — W zwojach, które zostały odebrane kilka miesięcy temu - rybakowi, o którym ci mówiłem, był pewien ważny dla nas zapisek, który udało się rozszyfrować rinneganem Sasuke. Mówi on o dziewczynie spowitej w róż, która może doprowadzić do rozpoczęcia walki o nowy świat oraz o zmianie czystości serca w ciemność. To ty Sakura odkryłaś to zielsko i niestety z tej przyczyny jesteś pierwszą podejrzaną osobą, która mi i Shikamaru się nasunęła do spełnienia proroctwa. Poza tym jesteśmy już pewni, że ktoś z Konohy jest wtyką, ktoś kto się koło ciebie kręcił.

    — To jakaś bzdura. Kakashi-sensei, proroctwo? Wierzysz w te brednie? Zresztą ja nie jestem jakaś wyjątkowa! — oburzona zaczęła machać przecząco głową. To nie mogła być prawda! To oznaczało, że zaraz po odnalezieniu zwojów została wysłana do Suny, by odkryć antidotum, na Paznogietka, a gdy wróciła chcieli ją od tej sprawy odciągnąć, przez wzgląd przez jakieś domysły. To nie fair!

— Przykro mi Sakura, ale tak postanowiliśmy. Potrzebowaliśmy w razie czego analiz, antidotum, jednak twoja rola na tym się kończyła, szczególnie, że Sasuke od początku trzymał nad tym piecze. Cieszyłem się również, że Naruto tak ochoczo chciał udać się z wami do Suny, miałem wysłać z tobą inną obstawę, ale ta też była dobra. — uśmiechał się zza maski przypominając sobie o ich ostatniej wspólnej misji.

   — Ale teraz już wiem i za nic nie pozwolę, żeby wasz strach miał przeszkodzić mi w odszukaniu zdrajcy, który rozprzestrzenił informacje o Paznogietku.

   Kakashi znowu zrobił się bardzo poważny, splatając ze sobą ręce opierające się na biurku. Mężczyzna rozumiał jej myślenie, a także wiedział doskonale o jej planach z Sasuke, których nie akceptował. Nie chciał stracić w swoim życiu już nikogo. Nie swoją pierwszą i ostatnią drużynę. — Sakura, ja wiem, że chcesz z nim wyruszyć, ale twoja podróż z Sasuke równa się z wystawieniem cię jako przynęty dla owych fanatyków, czczących to całe zielsko.

    — Czczących Paznogietka? W jakim celu?! Fakt, rozumiem że Paznogietek może zostać wykorzystany jako broń przeciwko światu, ale czczenie go równa się z kultem czczenia Kaguyi.

    — Bardzo możliwe, że nadal wierzą iż powróci. A ty, ta o której jest kilka zapisków możesz być bardzo ważna w tej farsie. Co gorsze pomyśl, jak wielkie miałoby to dla nich znaczenie.

    — Nie opuszczę go. Wyruszam razem z nim — twardo zwróciła się do Kakashiego kładąc mocno rękę na biurku, jak gdyby chciała tym zaakcentować, że nie pozwoli się zamknąć w klatce.

   — Sakura, nie zabronię ci, ale jeżeli proroctwo się wypełni będziemy musieli w najgorszym wypadku...

— Wiem.

***

  Gdyby nie fakt, że Sasuke ją wystawił, mogłaby zasiedzieć się w biurze Kakashiego do samego wieczora. Rozmowa ciągnęła się kilka godzin i nie prowadziła do niczego konkretnego, jak do ponownego wyrażenia zdania Sakury. Szósty uległ, jej namową, ale jasno dał jej znać, że jeżeli proroctwo naprawdę się wypełni sam będzie musiał ją unicestwić, kosztem złamanych serc wszystkich jej przyjaciół i Sasuke. Ona zaś pewna, że do tego nie dojdzie, zaczęła rozmyślać nad kwestią zdrajcy, który mógł sprzedać informację o Paznogietku. Wkurzona na cały przebiegający dzień, nie zamierzała wracać do domu. Musiała wiedzieć, czy przypadkiem jej domysły nie są wyssane z palca.

Żegnaj ostojo, dowiem się, czy to ty!

✉️ Od: Olsaki

Jak podobał się rozdział? 🤪

Bardzo proszę o zagłosowanie i wyrażenie swojego zdania! ❤️

Buziaki, wasza Olsaki 🥰

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top