26. ,,Siła zawarta w spojrzeniu"
Ile by teraz dała, by móc ponownie leżeć beztrosko w jednym łóżku z Uchihą. Jeszcze kilkanaście godzin temu tak właśnie było, a teraz?! Teraz cała rozdygotana stara się sprostać narzuconym odpowiedzialnościom, za jakie zostanie pociągnięta jako zastępca ordynatora.
Jest padnięta, osłabiona, ale za nic nie może pozwolić sobie choćby i na chwilę wyczekiwanej przerwy. Wprawdzie nie jest w tym wszystkim całkowicie sama, gdyż może liczyć na pomoc pozostałości swojej kadry, Shizune, a przede wszystkim Tsunade, która zaraz po uwolnieniu się, ogarnęła z tego istnego piekła tyle, ile się dało. Patrząc jednak na wyniki strat to wciąż za mało.
Niestety, nie wszyscy lekarze jakimi Sakura dysponuje, potrafią panować nad chakrą. Oczekiwania, jakie można kierować w ich stronę, kończą się jedynie na oczyszczeniu, zaszyciu czy tudzież obandażowaniu ran. Nie dość, że zajmuje im to multum czasu, to i jeszcze na dodatek zużywają nadmiar potrzebnych zasobów, których praktycznie już nie ma. Właściwie to co tu owijać w bawełnę, wszystko się spaliło.
Sakura ciężko westchnęła, starając się wytrzeć ręką spływające mozolnie po jej czole kropelki potu. Stojąc nad jej dobrą koleżanką z pracy męczyła się jak nigdy dotąd. To był naprawdę ciężki przypadek, zajmujący jej już około godzinę leczenia. Liczne poparzenia, w tym i twarzy oraz złamana kończyna dolna, która została przygnieciona w czasie jej ucieczki, bezsprzecznie odciśnie piętno w jej życiu. Chociaż nogę dało się uratować, niewątpliwie będzie musiała chodzić na długą rehabilitację, zanim osiągnie pełną sprawność. Może kilka lat...
Ze zmęczonych wyblakłych ślep różowowłosej poleciało kilka łez. Biedactwo! Ta dziewczyna jest taka młoda... Kunoichi zaciągnęła się ociężale powietrzem. Nie dość, że owa dziewczyna wzbudzała w niej wszystkie najgorsze wyrzuty, pobudzając jej serce do niemiłosiernych skurczy, to i jeszcze przebijała się do jej umysłu, zarzucając Sakurze jej nieodpowiedzialność. Haruno nieodparcie miała wrażenie, że to co się dzisiaj wydarzyło, to jej wina. W końcu gdyby nie zaspała możliwe, iż zauważyłaby, że dzieje się coś niepokojącego w szpitalu, bądź wyprowadziła w czasie ucieczki paru pacjentów, oszczędzając im cierpienia i blizn. Byłaby tam. Mogłaby chronić swoją ukochaną placówkę.
Zapatrzona jedynie w światełko szczęścia, jakim została naświetlona w postaci swojej największej miłości, straciła panowanie nad rozsądkiem, tym co odpowiednie, popełniając błąd, który na zawsze pozostanie w jej pamięci. Tak bardzo jest na siebie wściekła. Tak bardzo ma ochotę coś rozwalić. Tak bardzo...
Tak bardzo, iż wewnątrz czuje się złamana i rozdarta. Bo pomimo swojej niekompetencji, gdzieś tam w najgłębszej części swoich najskrytszych pragnień, Sakura czuła się spełniona. Jej marzenie się spełniło. Przecież do kwintesencji i potrzebnych zasobów szczęścia brakowało tylko tego...
Właśnie z tej racji, ujrzawszy walącą się ścianę straciła jakąkolwiek zdolność racjonalnego myślenia. Jej najlepszy przyjaciel, jej największa miłość...
Że niby miała to stracić? W jednym ułamku sekundy?
NIE!
Oni mieli plan! Plan, który za sprawą nagłego runięcia ściany został jedynie przeciągnięty w czasie. Nawet ogień, choć znany jako silny żywioł, w żadnym razie nie powstrzymał dwójki shinobi, znanych ze swojej „boskości". Forma susanoo jakby automatycznie wystrzeliła, chroniąc ich przed niechybną śmiercią. Początkowo Naruto chciał przytrzymać ścianę dając szeroki popis Kyuubiemu, ale nie było mu to dane. Reakcja Sasuke była znacznie szybsza, odbierając Uzumakiemu radość z jakiegokolwiek popisu swojego działania.
Po tym całym rumorze zrobili to, co było ich głównym założeniem. Wparowali w głąb tego istnego gorącego piekła, chroniąc się tą "fioletową tarczą" i dotarli do jakże masywnych drzwi od prosektorium, które z oczywistym hukiem wyleciały z zawiasów przy pomocy rasengana Uzumakiego. Po wszystkim wyciągnęli chroniących się tam ludzi z pomocą klonów blondyna i zabrali w bezpieczne miejsce.
Do płonącego budynku przyjaciele mieli okazje jeszcze kilka razy włazić za sprawą odnajdywania przez Hinate żywych form życia, lecz z każdym następnym ich wejściem myśli Sakury zaabsorbowane już były tylko pacjentami. Reszta nie miała znaczenia, aż do teraz.
Skończyła. Owinęła jej kruche ciało bandażem i podała jeszcze małą dawkę narkozy. W innych okolicznościach lekarka mogłaby liczyć na opiekę na jaką zasługuje. Niestety, straty są tak duże, że jedyne co w danym momencie Sakura może jej zaoferować, to leżanka w opuszczonym budynku, który przez jakiś czas zastąpi szpital oraz parę leków wyciągniętych z zapasów. Nic więcej.
Po zabiegach, jakie wykonała, ruszyła do oddziału A, którym zajmowała się Tsunade wraz z Shizune. Dochodziła już niemal trzecia rano i nie zapowiadało się, żeby na tym się skończyło. I bez tego pożaru kobiety miały w szpitalu istny Armagedon. Teraz za sprawą braku kadry oraz ponownego nawrotu pacjentów, pracy będą miały więcej przynajmniej o połowę.
Tak też i było, co nie tylko potwierdziły przeprowadzone analizy, ale i też brutalna rzeczywistość.
[...]
Po tygodniu życie wracało do pewnego stabilnego porządku, ale zarówno u Shizune, jak i u Sakury owy efekt odbił się na ich kondycji zdrowotnej. Lekarki jak to zwykle starały się wykrzesać z siebie jak najwięcej, co miało swój namacalny oczywisty skutek. W pewnym momencie zasoby chakry po prostu się skończyły, a razem z tym jak dotąd nieugięty pracoholizm.
Wioska nie miała wyjścia. Wielka potrzeba medykamentów, a przede wszystkim kadry, skłoniła Hokage do poproszenia o pomoc Wioskę Piasku, która, tak jak na to liczył, bez większego wahania była skłonna do jej udzielenia.
Dni uciekały w zawrotnym tempie. Po kilkudniowej przerwie Haruno wracała do zdrowia, odzyskując siły. W tym samym czasie wioska, tak szybko jak tylko się dało, zaczęła przygotowywać projekt nowego szpitala oraz wdrażać go w realizację. Obecnie była to sprawa priorytetowa. Placówka miała zostać udoskonalona i powiększona, przez co Hokage został wkręcony w podpisywanie niekończącej się ilości dokumentacji, którą ciągle przynosił mu Shikamaru, który wraz z Temari musieli przełożyć miesiąc poślubny.
Dni na okrągło spędzał w gabinecie, dyskutując o sprawach wybrania jednego z lepszych gruntów na szpital, a sprawa Paznogietka, dotychczas tak ważna, została oddalona w jego przypadku na dalszy tor.
Nie mając innego wyjścia wszystko zostawił w rękach osoby Sasuke. Mając na myśli WSZYSTKO, również i Haruno, która pod pretekstem zbyt słabej kondycji zdrowotnej została bezwarunkowo wysłana na urlop.
Właśnie w tenże oto sposób decyzja wyruszenia w podróż zmieniała swój dotychczasowy charakter...
Chłopak nadal miał wątpliwości, nadal uważał, że jej miejsce jest w wiosce, nadal kurczowo trzymał się przekonania, że z nim nie zazna całokształtu rodzinnego szczęścia. W dodatku po tym, co między nimi zaszło, nie wyobrażał sobie, by Sakura znowu miała na niego czekać latami. Z jej porzuceniem łączyło się złamane serce.
Decyzja nie była w żadnym razie łatwa, ale czas naglił tak niemiłosiernie, że ostatecznie trzeba było coś zadecydować.
Sasuke leżał na łóżku, ślepo wgapiając się w biały tynk sufitu. Słuchał hałasów obijanych garnków dochodzących z kuchni i czekał cierpliwie, aż jego życiowa partnerka, sama nie wytrzymując swojej niepohamowanej ciekawości, skieruje się krokami do miejsca, w którym powinna teraz być, a powinna być przecież tutaj, razem z nim. W tym o to łóżku.
Z każdą mijającą sekundą nabierał coraz to większych wątpliwości. Oddychał ciężej, a serce mając swoje zdanie, narzucało mu cień prawdy, z jaką rozum nie chciał się pogodzić. Wewnętrznie kotłowało się w nim wszystko, czego dotąd zaznał na nowo. Co przeżył w wiosce, w rodzinnym domu, którego unikał od kilku lat. A było tego sporo. Bo czy kiedykolwiek można było uznać, że przyjdzie mu spędzać czas na zwykłym leżeniu, które w owej sytuacji było czymś znacznie normalnym. Przecież przez tyle lat tułał się po świecie, nie zaznając takich luksusów.
Założył za głowę ramię, po czym dając upust męczącym go rozważaniom, zacisnął zęby. I to właśnie wtedy, jakby wyczuwając, że coś jest nie tak, Sakura stanęła w progu bacznie lustrując jego twarz.
— Wszytko w porządku Sasuke-kun? Nie chcę ci przeszkadzać, ale przygotowałam dla nas obiad i... — założyła kosmyk włosów za ucho, a swym wzrokiem powiodła na podłogę, jakby bała się jego reakcji. — I pomyślałam, że to doskonała, okazja by spędzić ze sobą trochę czasu — z nerwów zaczęła bawić się palcami.
Bez żadnego słowa Uchiha powstał z łóżka, wymijając kobietę, z którą miał więcej problemów niż myślał, że będzie mieć, a następnie zasiadł przy stole, zdumiony wkładem pracy, jaki Sakura włożyła w ich posiłek.
— Nie będę ci tłumaczył, że postępujesz głupio — różowowłosa zasiadła naprzeciwko czarnowłosego, ciężko wzdychając.
Od dłuższego czasu dało się wyczuć, że coś ich trapi, oboje wiedzieli do czego to dąży, ale żadne z nich nie chciało psuć tego, co się między nimi zrodziło.
— Sasuke-kun, ja tu dłużej nie mogę być. Nie wytrzymam tej bezczynności i ciszy, jaka panuje między nami — dziewczyna skuliła się w swoich ramionach, po czym nie chcąc dłużej siedzieć w tej ciążącej ciszy, zerwała się z krzesła i wybiegła z domu pełna łez.
Beznamiętny Sasuke siedział w tym samym miejscu, znowu ślepo się wgapiając w jeden punkt, którym był wazon ze stokrotkami. Naprawdę nie chciał do tego doprowadzić, chciał by wszystko potoczyło się inaczej, ale za nic nie potrafił skłonić swojego języka do jakiejkolwiek mowy.
Dopiero wraz z minięciem pełnej godziny postanowił w końcu zdać się na odwagę. Sakura nie powinna tak przez niego cierpieć. Musiał jej poszukać, co jak się okazało, w żadnym razie nie było trudne.
Dziewczyna siedziała na uboczu rzeki, patrząc szklistymi oczami na odbicia światła wody. Sasuke, musząc wytłumaczyć jej kilka swoich decyzji, dołączył.
—Przepraszam — odrzekł bez krzty poczucia winy.
— Za co? Za co mnie przepraszasz Sasuke-kun? — kunoichi dobrze wiedziała, że w rzeczywistości jego przeprosiny w tym wypadku nie są w żadnym razie szczere. On udawał, chcąc pozbyć się poczucia winy, do jakiego nigdy by się nie przyznał.
— Za wszystko.
Jak to zwykle, wyrozumiała Sakura złamała się i przyznała mu rację, nie chcąc pogarszać sytuacji. — Nie musisz, rozumiem cię doskonale. Na twoim miejscu też bym nie chciała ze mną być. To ja powinnam przeprosić, za bardzo naciskałam — dziewczyna odwróciła się od niego zrywając strzępek trawy.
Czarnowłosy zaskoczony jej uwagą potrząsnął kilka razy głową, zaprzeczając jej słowom — mylisz się Sakura. To nie tak... Po prostu potrzebowałem czasu, musiałem dać go sobie nieco więcej, bo jestem tchórzem.
Ostatni wyraz wywołał na twarzy Haruno niemałe zdziwienie. Można znaleźć wiele określeń, pasujących do charakteru Uchihy, ale nigdy miano tchórza mu się nie należało, o to, to nie, wręcz przeciwnie! Tego była pewna! — Nie mów tak Sasuke-kun, przecież to nieprawda — nieśmiało uśmiechnęła się w jego stronę.
— A jak określisz mężczyznę, który boi się reakcji kobiety? Ja nazwałbym go tchórzem.
Dziewczyna nie mogła powstrzymać się przed lekkim chichotem. — Ja nazwałabym go wrażliwym. To dobra cecha. Czemu tak się tym przejmujesz?
— Bo ja Sakura... — Uchiha schylił głowę w dół nie chcąc widzieć reakcji dziewczyny.
— Sasuke-kun, co leży ci na sercu?
— Muszę w końcu wyruszyć — dziewczyna dobrze wiedziała, że do tego dojdzie, a jednak ciągle miała cichą nadzieję, że to jeszcze nie będzie pożegnanie.
— Rozumiem — wytarła jedną ręką spływającą ciecz i podniosła głowę obserwując powolne poruszanie się chmur. — W końcu to twoja droga Sasuke-kun.
— Nie Sakura. Nie rozumiesz.
— Sasuke-kun, przecież wiesz, że tym razem nie dam ci odejść. Rozumiem. Rozumiem jak wiele poświęcasz by świat po którym stąpamy był choć trochę lepszy. Rozumiem jak bardzo zależy ci na odkupieniu win chociaż sam uważasz, że nigdy ci się to nie uda. Rozumiem twoje powody i przyczyny. Rozumiem, ciebie, ale ja nie chcę być już sama. Dlatego właśnie mam zamiar wyruszyć z tobą.
— Sakura, ja nie wiem, kiedy będę mógł wrócić. Nie chcę, żebyś przeze mnie rezygnowała ze swojego życia.
— Już dawno z niego zrezygnowałam. Chcę być tylko przy tobie Sasuke-kun — nie licząc się z reakcją chłopaka, Kunoichi złapała go delikatnie za rękę, przesyłając mu nie tylko swą determinację, ale i czułość, o jakiej chłopak myślał ku zgorszeniu do samego siebie od kilku dni. Nie można zaprzeczyć, że coraz bardziej podobało mu się to całe zbliżanie, choć starał się z tym walczyć i ukrywać przed samą Sakurą.
— Nawet jeżeli znowu będzie to trwało cztery lata, ja cię nie zostawię.
Chwytając się za ręce, siedzieli na trawie patrząc, jak powoli na nieboskłonie słońce zachodzi za linię horyzontu, rzucając na świat ciepłą, pomarańczową gamę kolorów. Sakura była pewna, że ich rozmowa się skończyła pozostawiając za sobą podjętą decyzję, ale była widocznie w błędzie, bo po dłuższej ciszy Sasuke powrócił do tematu.
— Każda decyzja, jaką podejmuje się w życiu, wpływa na naszą przyszłość. Zależność między wyborami, a ich skutkiem może wywoływać strach. Bo choć może się wydawać, że słusznie postępujemy, gdzieś tam daleko na końcu ścieżki droga się rozwidla. Trzeba wybrać nowy kierunek, zapominając o starym. Wyzbywając się wszystkiego co dotąd było ważne.
To zaledwie chwila.
Nowy kurs.
Patrz na dzisiejszy dzień, a zaczniesz żyć. Sasuke.
Sakura oniemiała, patrzyła się prosto w jego oczy, nie rozumiejąc, co to wszystko znaczy, a tym bardziej, czemu Sasuke wypowiadając te słowa lekko się uśmiechał.
— Przed całym tym zamieszaniem z pożarem, śnił mi się brat. Obudziłem się z tymi słowami na ustach, patrząc się jak miarowo oddychasz. Nic już nie było takie samo. Nie chciałem się przyznać, ale teraz to rozumiem. Gdybym odszedł, złamałbym nie tylko twoje serce, ale i swoje. Ja chciałem, żebyś wybrała mnie Sakura. Chciałem, żebyś wyruszyła ze mną, choć narażam tym i siebie i ciebie.
— Więc ustalone Sasuke-kun! Wyruszamy razem! — Sakura zerwała się z ziemi, dumnie się uśmiechając. W końcu wygrała z jego rozterkami.
✉️ Od: Olsaki
No i powolutku zbliżamy się do końca 🫣
Bardzo proszę o zagłosowanie i wyrażenie swojego zdania! ❤️
Buziaki, wasza Olsaki 🥰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top