25. ,, Ogień? Nie, to Ogień"
Czytasz, daj znać!
Daremne było szukanie niezapalonych doszczętnie płomieniami korytarzy. Wokół nie było żadnego wolnego punktu zaczepienia do wydostania się. Ani jednego przejścia, którym dałoby się uciec. Nadzieja, jak zawsze ulotna i teraz odbierała resztki wiary w ratunek. Krzyki i szloch odbijały się początkowo echem, ale z czasem, wraz z dymem odbierającym tlen, i te jakby obumierały. Obserwatorzy i ratownicy obawiali się najgorszego. Nikt z nich nie zasłużył na taki los, nikt nie powinien umrzeć w takich okolicznościach. Nie w tym miejscu.
[...]
Kto by pomyślał, że dzień po ślubie ich przyjaciół, Sakura i Sasuke sami staną na wysokości zadania, zbliżając się do siebie, jak nigdy dotąd. Ich wspólna, złączona w jedno istota, poznała się już na tyle skrupulatnie, iż Haruno i Uchiha choć różni, stali się drugą częścią siebie. Połączyli się już na zawsze, nierozerwalnie.
Dziewczyna, dokładnie owinięta pierzyną, jakby nie zdawała sobie jeszcze sprawy, jak wiele osiągnęła, porywając się na poranny wybuch własnych żądz. Oto i ona, równie jak jej przyjaciele, zyskała to, o czym marzyła przez całe swoje życie. Jej punkt docelowy, mierzący ku przyszłości, wydawał się nierealną do zrealizowania mrzonką, jednak, pomimo niemożliwego, nareszcie tam dotarła. Sasuke w końcu się jej poddał, otwierając na nią swoje serce.
Zaspane i klejące się od ropy oczy otwierały się powolutku, ukazując jej widok, za jaki mogłaby chyba dźgnąć się prętem w brzuch. Miłość jej życia mocno ją obtulała, przyciskając do swej ciepłej, obszernej piersi, w którą wpadła niczym małe dziecko. Sakura nie dowierzała. Serce załomotało na tyle silnie, iż czuła, że zaraz może jej wyskoczyć. Przez ciało przeszły ją przyjemne dreszcze, a organizm zapragnął jeszcze raz poddać się dzisiejszej przyjemności, jakiej mogła zakosztować wraz ze swoim najdroższym.
Miała ochotę od razu zacząć go całować. Nieważne, że jeszcze spał. Łaknęła jego cudownego zapachu, smaku tychże mieszających jej w głowie ust oraz magii, jakiej doświadczała wraz z obdarowywaniem jej tym nieziemskim gestem. Czuła się po ich miłym poranku tak podniecona, że nic nie było jej w stanie zatrzymać. Odchyliła głowę i ...
Zrobiła to! Szybko i bez przemyślenia.
Wprawdzie owy dopust nie można do końca nazwać tym pocałunkiem, jakiego pragnęła, gdyż, jak wiadomo, lekkie muśnięcie w policzek za nic nie oddawało tego samego poczucia stanu euforii, co wraz z aktem połączenia się tych jakże miękkich ust. Jednak tenże całus w istocie rzeczy wystarczył, by jej niepohamowana wyobraźnia wewnętrznej Sakury zaczęła działać, na pełnych obrotach.
Nie mogąc dłużej wytrzymać tego przepełniającego ją uczucia, zdjęła delikatnie trzymającą ją rękę i przekręciła się by móc wyjsć z tego karkołomnego więzienia dla jej rozpalonego serca. Jako, iż chciała to zrobić prawie że niezauważalnie i nieodczuwalnie, starała się z całych sił, aby jej postura wypełzła jak najbardziej subtelnie, przy czym i też powoli. Nie udało się! Nawet nie zdążyła dojść do skrawka łóżka, a wylądowała na poprzednim miejscu. Podnosząc wzrok do góry, odnalazła wgapiającą się w nią czarną jak smoła tęczówkę chłopaka, która, choć ciemna, jasno jej przekazała, że popełniła błąd.
— Chciałaś mnie zostawić — zaspany, jeszcze zachrypnięty głos, brzmiał naprawdę groteskowo, zważając, iż chłopak przyjął minę zatwardziałego antagonisty.
— Myślałam, że śpisz Sasuke-kun — wydukała, patrząc się z zachwytem na sens swego życia, pod którego spojrzeniem czuła się niczym bezbronna dziewczynka.
— Ty też jeszcze mogłaś — zanurzył nos w jej gęstych włosach, nieco zaciągając się ich wiśniowym zapachem. Wystarczyło mu tylko tyle, a spragniony nowymi doznaniami, jakimi, jako mężczyzna, mógł nareszcie w pewien sposób się pochwalić, przewrócił ją na plecy i spojrzał głęboko w oczy. Nie miał odwagi pytać, jak się czuje po ich porannej zabawie. Głęboka zieleń jej oczu przemawiała do niego jednak na tyle, że w pewien sposób odpowiedź nasuwała mu się sama, oczywiście w pełni go satysfakcjonując. W jakiś swój szalenie pokrętny sposób myślenia, nareszcie doszedł do wniosku, że przyniósł jej trochę radości. — A właściwie powinnaś.
— Powinnam? — odsunęła się od niego przytrzymując kołdrę na wysokości szyi. — Nie rozumiem Sasuke-kun — naprawdę nie rozumiała. Miała wrażenie, że chłopak gra z nią w jakieś podchody.
Sasuke nie mógł odciągnąć od niej oczu. Była taka piękna, a co ciekawsze seksowna. Czemu wcześniej tego nigdy nie dostrzegał?
Oparł się o zagłówek łóżka i wyciągnął rękę, aby już po chwili nakreślić na jej jedwabistym ramieniu parę szlaczków. Niczym jak jakiś zahipnotyzowany, nie mógł się oderwać od tej czynności. Jeżeli tak właśnie działa ten cały seks, Uchiha nie może praktykować tego za często. Ma to zbyt niepokojące skutki. Przecież on się tak nie zachowuje!
— Jeżeli ci powiem, która godzina, myślę, że możesz rozwalić dom — na jego irracjonalny wymysł, który swoją drogą przedstawił jej poważnym brzmieniem strun głosowych, dziewczyna zaśmiała się tak głośno, że musiała przyłożyć dłoń do ust, by w razie czego nie splunąć śliną. Przed jej oczyma pojawił się scenariusz takiej kolei rzeczy i nie warto było bowiem ryzykować, gdyby rzeczywiście kilka kropel miało ulecieć na pościel. Rozwalić dom?! Bzdura! — Gdybyś nadal spała miałbym szansę wytłumaczyć Piątej, iż dziś w pracy się nie zjawisz.
Sakura oprzytomniała z tego dziwnego stanu uniesienia tak szybko, iż to, co było ważne dla niej dosłownie chwilę temu, straciło jakiekolwiek znaczenie. Świadomość własnej nieodpowiedzialności wywołała w niej panikę, pozostawiając w pokoju echo przekleństw i wyzwisk skierowanych do siebie. Szafa prawie że się rozwaliła, przy jej gorączkowym przeszukiwaniu ubrań. Wszystkie jej działania działy się w tak zawrotnym tempie, iż wydawałoby się, że dziewczyna zamieniła się w maszynę wyćwiczoną do zabijania tego, co napotka na drodze.
Sasuke, by uciszyć swego gorączkowego potwora, musiał powstać, aby następnie, podczas jej porywistego ubierania się w bieliznę, które nie przynosiło pożytku, pomóc jej. Złapał za zapięcie stanika i choć pozornie mogłoby się wydawać, że nie będzie w stanie go zapiąć jedną ręką, zrobił to tak sprawnie, jakby robił to od wielu lat. Odwrócił do siebie jej drobną czerwoną posturę, po czym spojrzał w jej piękne, zaspane jeszcze oczy.
Jedna noc, a właściwie poranek, a tyle się zmieniło. Widząc ją, nadal nie mógł w to uwierzyć. Nadal nie potrafił przyjąć do wiadomości, co się między nimi wydarzyło i jak cholernie mu z tym poczuciem dobrze. Czy tak powinno być? O nie, z całą pewnością.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że pomimo wiedzy i świadomości, jak wielkim błędem będzie ten ich "ciekawy upust emocji", nie mógł sobie za nic go odmówić. Mógłby to kwestionować, ale jaki miałoby to sens? Przecież to znowu byłoby życie w iluzji, zaprzeczające wszystkiemu, co w głębi duszy czuł. A czuł! I to tak cholernie intensywnie, że wszystko, do czego przez ostatnie lata dążył, przestawało mieć sens. Teraz potrzebował tylko jej, chciał tego czego ona, choć jak wiadomo, przysporzy to multum problemów, od których już na samą myśl zaczynała go boleć głowa. Jednak jak miał sobie z nią poradzić? To, co ich połączyło, nie zaczęło się wraz z powrotem do wioski. Owa więź, której nadal nie potrafił sprecyzować, zaczęła się kształtować wraz z ich zwykłymi dziecięcymi drobnymi gestami. Zwykłe wymawianie jej imienia od lat przyprawiało go o gwałtowne drgania serca. Interakcje takie, jak chociażby jej lekki dotyk, pozostawiał przez jakiś czas ślad w pamięci. A jeżeli chodzi o jej irytujący sposób bycia, prawdę mówiąc od zawsze mu się podobał. Czy to nie aby jakieś idealizowanie tej dziewczyny? W końcu nigdy nie brał na poważnie żadnych interakcji, jakie względem nich zachodziły. Może, może sobie to wszystko wymyślił, ale...
Ona była, jest i będzie dokładnie tym czego potrzebuje. Jest jego powietrzem. Jest tą jedyną, która już na zawsze będzie połączona z nim uczuciami... Chyba oszalał!
Zdecydowanie! Pozwolił sobie na zbyt wiele...
— Uspokój się — założył jej opadający kosmyk włosów za ucho, na co ta zareagowała rumieńcem zapierającym mu dech w piersiach. Choć Sasuke nie był pewny, czemu się zawstydziła, bo to mógł być efekt jego działania, ale i też tego, iż stał naprzeciwko niej całkiem nagi, podziałało to na niego, jak nigdy wcześniej.
By jakoś rozluźnić napięcie seksualne, które odczuwała z każdą ulatującą sekundą, chciała coś powiedzieć. Słowa, jakie padły z jej ust, jednak stanowczo mu się nie spodobały. — Boję się, że mogę przez ciebie już nie wrócić, Sasuke-kun. Miałyśmy z Mistrzynią Tsunade zająć się dzisiaj inwentaryzacją Zakładu, a przez moje spóźnienie, może mnie zabić.
— Sakura! Przestań tak mówić! — zmarszczył brwi przymykając powieki.
Ta od razu zrozumiała swój błąd. — Sasuke-kun, to tylko żart, tak się mówi. Nie martw się, nie zamierzam się stąd tak szybko ulotnić — przyłożyła do jego policzka swą malutką dłoń, a następnie objęła go w pasie.
Nie pomyślała, a powinna. Sasuke nie zna się na żartach, a ten, jaki powiedziała, w jego sytuacji nie był wcale śmieszny. Chociaż po prawdzie, mimo tak ostrego tonu, nawet jego reakcja ją usatysfakcjonowała, a to z prostego powodu. Okazuje się, że jest dla niego równie ważna, co on dla niej.
— A przynajmniej nie gdzieś daleko, bo teraz muszę już właściwie biec — posłała mu uśmiech pełny jej najszczerszej miłości. — Dzisiaj pracowity dzień. Jak wiesz po pracy muszę jeszcze udać się do Kakashiego, mam nadzieję, że jeszcze o tym pamiętasz.
— Tak - skwitował, po czym odszedł łapiąc w rękę swe majtki.
Sakura, nieco już uspokojona, dostrzegła, iż zapał z jakim wstał Sasuke jakby ostygł. Stał się taki ponury jak zwykle...
Czyżby się obraził?
— Wiesz, dziękuję Sasuke-kun — złapała się za ręce, przybierając na twarzy różową maskę.
— Hmpf, za co? — spytał mrużąc oczy, przy zapinaniu spodni.
— Dzięki tobie czułam... — już chciała mu opisać cały szereg reakcji, jakich doznała dzięki spełnieniu dzisiejszego poranka, ale to, co ujrzała, przeraziło ją niemal natychmiast, mrożąc krew w żyłach. — ... ogień — rozszerzyła oczy zastygając w bezruchu niczym skała.
Sasuke zamarł równie jak ona, słysząc jej bezpośrednie wyznanie, które bezapelacyjnie go zadowalało, choć równie pod naciskiem znaczenia tegoż słowa i nieco przeraziło. Ta dziewczyna i on to już nie to samo, co wczoraj. Jak widać, ich tematy rozmów zmierzają w innym kierunku niż dotychczas. — Czułaś ogień?! —dziedzic sharingana, prawie że się nie zachłysnął, powtarzając jej słowa.
Dziewczyna trawiła z dobre trzydzieści sekund to, co powiedział, a gdy dotarło do niej o czym Sasuke mógł pomyśleć, zapragnęła zapaść się pod ziemię. Chciała to wszystko szybko sprostować, lecz język mimowolnie odmawiał jej posłuszeństwa, jąkając się nad wyraz. — Coo, nie! Znaczy, ten, tego, no, pali się!!
Momentalnie Sasuke odwrócił się w stronę, w którą Sakura wpatrywała się z trwogim przerażeniem. Szybki zryw i już był przy oknie, patrząc na masywny czarny dym rozprzestrzeniający się po kilkunastu uliczkach Konohy.
Sakura, nie myśląc dłużej, szybko założyła kilka ostatnich ubrań i wybiegła na balkon, by tuż po chwili znaleźć się na dachu swego mieszkania. Sasuke dołączył do niej minutę pózniej.
Obydwoje stali, wpatrując się w obraz palącego się budynku, który to dla Haruno, nie oszukując się, był drugim domem.
— To szpital. Mój szpital — za nic nie mogła opanować swego drążącego głosu. Zamknęła oczy czując grozę na samą myśl, o pacjentach. — To się nie dzieje!
Chłopak patrzył w tym samym kierunku, co ona, widział to, co ona, ale w żadnym razie nie czuł w danej chwili tego, co ona. Nie wykazywał choćby i krzty emocji, jakie targały Sakurą. Jak zwykle zachowywał zimny spokój, analizując przyczynę zaistniałych okoliczności. On zawsze umiał racjonalnie myśleć.
Bo po prawdzie, na to co się wydarzyło, przecież nie mieli wpływu, stało się. Jako shinobi mogą mieć jedynie swoją rolę, udzielając pomocy.
— Chodź! — złapał Sakurę za rękę i nie chcąc gubić się we mgle dymowych oparów, aktywował swego rinnegana. Pózniej już potoczyło się wszystko znacznie szybciej.
Po dotarciu na miejsce mieli okazję ujrzeć przeraźliwy widok, jaki Sakurze niemalże natychmiast odebrał zdolność racjonalnego myślenia.
Wszędzie dym, gruz, opadający kurz, a co najważniejsze poparzeni, zakrwawieni ludzie, którzy czekali na pomoc, siedząc na ścieżkach nieopodal.
Budynek był już w opłakanym stanie i nic raczej nie było w stanie go uratować. Dla ludzi jeszcze była szansa. Mogli żyć! Wystarczyło jedynie zacząć się brać ostro do pracy.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła siebie i mimochodem nasunęło jej się pytanie - ale jak? Skąd wziąć personel, który sprawnie przeprowadzi akcję ratunkową, skoro lekarze sami potrzebują pomocy. Patrząc trzeźwo na zaistniałą sytuację, tylko ona i Tsunade mogły w pełni wykorzystać swoje zdolności. Jak jednak znaleźć ją w tym całym zgiełku?! Gdzie ona jest?!
Z oddali dochodziły krzyki Uzumakiego, którego, przez gromkie hałasy otoczenia, niestety za nic nie było słychać. — Sasuke! Sakura-Chan! Sakura-Chan! — dopiero wraz z przekroczeniem połowy dystansu został zauważymy przez dziewczynę.
— Naruto! — krzyknęła, bezzwłocznie biegnąc w jego stronę.
— Sakura-Chan, co za szczęście! — spanikowany chłopak schylił się, biorąc kilka haustów powietrza, które ze względu na unoszący się, duszący dym, nie przekazały organizmowi należytej ilości tlenu. — Jak się wydostałaś?! Przez główne wejścia nie ma szans się dostać dattebayo. Mieliśmy właśnie...
Nie słuchając go, Sakura przeszła od razu do konkretów. W owej sytuacji liczyło się dla niej tylko uczucie przerażenia, jakie odczuwała wraz ze spojrzeniem na jej ukochany budynek oraz poszkodowanych owego incydentu. — Naruto, ja, ja, potrzebuję Tsunade!
Blondyn odwrócił się w jej stronę i zacisnął zęby, czując wzbierający się w nim gniew. Choć to absurdalne, z perspektywy Sakury wyglądało to tak, jakby to właśnie przez nią Uzumaki się spiął. — Sakura-Chan, ona jest w środku. Kilka osób znajduje się w prosektorium. Hinata nieustannie przeczesuje teren szpitala.
— Prosektorium?! — wraz z usłyszeniem tych jakże dobrych informacji, dosyć znacznie można było zauważyć na jej twarzy zmianę. Nie była to wprawdzie ulga, ale coś, co w pewien sposób mogło się z tym równać. — Tam ściany są grube i solidne. W dodatku główne metalowe drzwi... — wymiana zdań między przyjaciółmi nie trwała aż nazbyt długo. Sasuke im przerwał. Oczywiście jego twarz nie mówiła jej niczego, ale Sakura dałaby sobie rękę uciąć, iż jego ostry ton nie jest wynikiem zamartwiania się o uwięzionych w szpitalu ludzi. Czy to możliwe, żeby był zazdrosny o - Naruto?! A właściwie o ich brak zainteresowania NIM?
— Naruto! Nie ma czasu na gadanie?! Musimy iść! — opanowany Sasuke po wydaniu polecenia w stronę Uzumakiego, zwrócił się do całej zesztywniałej dziewczyny, potakując prawie że niezauważalnie głową. Na nic więcej nie mogła liczyć. Odwrócił się od niej i w czasie jego biegu zdołała jeszcze usłyszeć jak woła. — Szybciej!
Wprawdzie w oddali mogła jeszcze dostrzec sylwetki swoich przyjaciół, zabierających się za akcję ratunkową, ale nie przypatrując się jakoś szczególnie ich posturom, ginącym w kurzowej mgle, sama zabrała się do roboty. Nie myśląc jakoś szczególnie, pierwsze, co zrobiła, to podbiegła do znajomej lekarki starającej się pomóc mężczyźnie, którego, swoją drogą, Sakura miała okazję przyjmować na nocnym dyżurze. Obejrzała jego ciało i wydała parę rozkazów, będących typową formułką, znaną każdemu, kto miał styczność z Haruno Sakurą.
Na szczęście rok temu kadra pracowników szpitala miała kilka pomocnych staży, przygotowujących do owych przypadków specjalnych. Dzięki temu dziewczyna nie musiała tracić czasu na niepotrzebne tłumaczenia. Mogła działać, skupiając się na najważniejszym.
W trybie natychmiastowym aktywowała Byakugō no In. Chcąc zapewnić rannym dostatecznie szybką pomoc, wykonała kilka pieczęci, przywołując do siebie Katsuyu.
Zaledwie po chwili naprzeciwko niej stanął ogromny ślimak, który za każdym razem, kiedy zostawał przywoływany, wiedział, że nie bez powodu. — Sakura?!
Różowowłosa przymknęła powiek i dała sobie chwilę na zebranie psychicznej, wewnętrznej siły. Dobrze wiedziała, że tylko będąc w pełni świadomą swoich decyzji oraz pewną własnych działań, można dać z siebie wszystko. — Czcigodna Katsuyu, dokonaj samopodziału. Potrzebuję cię, bezzwłocznie musimy zacząć leczenie!
— Tak jest! — z jakże dużego ślimaka w przeciągu kilku sekund nie zostało nic, a nic. Zwierze zaczęło przyjmować formę wielokrotności swoich wersji, zabierając się za leczenie leżących na ziemi poszkodowanych, którzy nawet za cenę poparzeń, woleli przeskakiwać przez płomienie. W odróżnieniu od pozostałych, znajdujących się w budynku, teraz mają większą szansę na przeżycie.
Sakura, kontrolując akcję, starała się skupiać na chakrze, jednak nie mogła spocząć jedynie na tym. Swym wzrokiem badała teren, szukając przede wszystkim Shizune, która mogłaby w jakiś sposób jej przedstawić rzutujący wynik strat.
Niestety, marne były jej starania. Po zawaleniu się lewej ze ścian budynku, ogień wybuchł ze zdwojoną siłą. Sakurze nic się nie stało, jedynie lekki podmuch żaru dosięgnął jej policzków. Jeżeli chodzi o innych, nie mogła mieć pewności.
Znowu! Znowu to uczucie przerażenia powróciło i to ze zdwojoną siłą. Albowiem to właśnie w tamtą stronę pobiegli Uchiha i Uzumaki.
✉️ : Od Olsaki
Hej, będzie mi bardzo miło jak zagłosujesz lub napiszesz komentarz 🥰
Buziaki, wasza Olsaki ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top