07. ,,Bo wiem, ile to znaczy"

Gdy nadeszła piąta rano Sasuke byłże niemal całkowicie wyspany, gotowy na wędrówkę, którą żył przez ostatnie lata. Rzeczywistość była jednak brutalna i w żadnym razie nie miała nic wspólnego z jego dotychczasowym życiem. Chociaż jest to wyolbrzymianie, Sasuke został skazany na pewnego rodzaju udrękę, w postaci zbyt dużych oczekiwań do jego osoby. Gdyby miał wybierać bez wahania zamieniłby te tortury psychiczne na fizyczne. Towarzyszące oczekiwania były o wiele  gorsze, gdyż nie wiedział czy im sprosta. Usilnie teraz wręcz pragnął ucieczki, spokoju, samotności, a to w żadnym razie nie wchodziło w rachubę.

,,Chcę byś tym razem choć trochę się postarał. Bądź obecny w jej życiu, bądź dla niej przyjacielem, ona tylko tego pragnie"

Dwa zdania, ale jak mocno absorbujące jego uwagę umysłu. Sasuke nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Był skołowany i to tak, jakby przez bardzo długi czas nie schodził z karuzeli. Rozmowa z Naruto, przebywanie czasu z Sakurą i cała ta tajna misja, z jaką tu przybył, wszystkiego było za dużo. A to ,,wszystko" było dla nich...

Mocno spragniony podniósł się z kanapy, by już w następstwie nalać sobie wody z kranu do szklanki. Potrzebował jak najszybciej ugasić pragnienie i pomyśleć co dalej. Odwrócił się plecami do blatu, a pod lekkim kątem, zwrócił wzrok ku dziewczynie, która miarowo oddychała, tuląc się do poduszki. Z oddali słyszał nawet jej leciutkie pojękiwanie. Najwidoczniej śniło się jej coś dobrego, na co lekko się uśmiechnął. Po przełknięciu kilku łyków, odstawił szklankę do zlewu i wrócił na miejsce swojego spoczynku. Zgiął rękę wkładając ją pod głowę po czym zaczął patrzeć się w przestrzeń sufitu. Wiedział, że za nic już nie uśnie, lecz nie chciał obudzić swojej przyjaciółki, mając na uwadze, że powinna się mocno wyspać po wczorajszym dniu, a właściwie w gruncie rzeczy po wieczorze, który zapewne i dla niej musiał być cholernie psychicznie wykańczający.

Zakochując się człowiek wierzy, że spotkał miłość na całe życie - na zawsze. Z tym uczuciem łączą się przecież takie uczucia jak chociażby przywiązanie, czułość, troska, a w zawodzie Shinobi to duża słabość, co można potwierdzić choćby i tą całą sytuacją z Kido. Zagadką było dla niego skąd te stany emocjonalne towarzyszyły jego przyjaciółce, ale ważniejsze pytanie brzmiało, dlaczego, pozwalała sobie na cierpienie, które się z tym łączyło? Dużo łatwiej było z niego zrezygnować, dał jej aż nadto powodów, by nie było warto angażować się w uczucia, które nigdy nie mały uzasadnienia. Jakąkolwiek większą więź na miarę romansu, ciężko sobie było nawet wyobrazić. Zresztą nie tylko on tak uważał, prawdopodobnie cała hałaśliwa gromadka. Ona jednak nie poddała się, mimo świadomości, że wszystkie jej próby będą daremne. Niestety, prawda była taka iż choćby stawała na głowie, rezultat z góry skazany był na porażkę, bowiem nie ona była w tym wszystkim ważna. To Naruto skupiał całą jego uwagę. Jakkolwiek to nie brzmi, tak właśnie było.

Tymczasem to Sakura jest teraz tą, która niezaprzeczalnie jest w jego głowie najczęściej. Listy od Naruto, w których opisywał życie w wiosce, najczęściej zawierały połowę treści odnosząc się jedynie do Sakury. To dzięki temu wiedział, że miał do czego wracać. Nadal w niego nie zwątpiła, nadal chciała odzyskać przyjaciela. Problemem było jednak to, że jemu również na tym zaczęło z czasem zależeć. Chciał wrócić do nich, do niej. Nigdy wcześniej nie interesowała go płeć żeńska, w dodatku marzył o tym by odbudować klan, ale nie z kobietą, do której może czuć silne przywiązanie. Tymczasem, dzień przed powrotem miał erotyczny sen z Sakurą w roli głównej, co w jego mniemaniu mocno naruszyło pewną strefę. A teraz? Teraz dzieli ich tylko tekturowa ściana i słyszy jej oddech. Przerąbana sprawa.

Tuż po jego rozmyślaniu nagle usłyszał, że różowowłosa zaczyna się ruszać. Wystraszył się tak jakby dziewczyna przyłapała go na nieczystych myślach. Machinalnie, z szybkością światła zamknął oczy, przekręcił policzek na poduszkę i czekał na dalszy ciąg wydarzeń. Kunoichi zaczynała się szykować, co oznaczało, że najwidoczniej jej dzień właśnie się zaczynał. W myślach Sasuke od razu pojawiło się jedno, czemu tak wcześnie? Czemu?! Cholera!

Dokładnie słyszał, jak Haruno zaczęła wchodzić cicho na paluszkach do salonu, a następnie poczuł jej oddech na swoim policzku i kawałku ust. To było inne niż wszystko co dotychczas zaznał. Przyjemne, ciepłe, a co gorsza tak podobne do tego co wydarzyło się w tym śnie. Przez jakiś czas mu się przyglądała, a on wcale nie narzekał, wręcz przeciwnie, chciał by ta chwila trwała jak najdłużej, by mógł czuć te bliskość, to bezpieczeństwo? Niestety ku jakiemuś rozczarowaniu, dziewczyna odeszła. Po jakby cichym jęknięciu wyszła zostawiajac go w tej niecodzienności samego. Sasuke niemalże od razu otworzył oczy wstając do pozycji siedzącej, a przy tym soczyście zaklnął na głos — Kurwa!

****

Podchodząc do drzwi zakładu, serce zaczęło jej szaleć, jakby chciało wylecieć z klatki piersiowej. Po całym ciele czuła fale przepływającego szczęścia, ale w głębi również i pewien idiotyczny strach. Nie miała pewności, czy dzieci nie będą miały jej za złe jej długiej nieobecności, która dla niektórych pacjentów mogła być zawodem i kolejnym poczuciem utraty, o którym trzeba będzie na pewno rozmawiać przy prywatnej terapii. Ciągnąc za klamkę zakładu wiedziała, że nie będzie łatwo. Jej obecność tutaj, znaczyła nie tylko walkę o dzieci i ich zdrowie, ale i też zajmowanie się biurokracją, której równie jak Taundade-sama i Kakashi-sensei, nie znosiła. Po takim czasie, jaki spędziła w Sunie, była pewna że wszystkiego się mocno nazbierało. Stąpając cicho, krok za krokiem rozglądała się uważnie, nikogo początkowo nie dostrzegając. W całym Zakładzie nie zauważyła ani jednej pielęgniarki, czy tez innych pracowników, w tym recepcjonistki, która zaczyna zwykle prace o 6 rano. Było to podejrzane. Natychmiast poczuła pewną dezorientacje i pewnego rodzaju konsternację rzutując na jej bojowe przygotowanie.

Miała nawet i dobre przeczucie, bowiem wnet ktoś się na nią rzucił, jednak nie w akcie ataku, a mocnego uścisku. Na ramionach dziewczyny zawisła jej podwładna - Yuki.

— Tak dawno pani Haruno nie widziałam! —  Dziewczyna zaczęła delikatnie szlochać z radości mocząc sukienkę Sakury.

— Przepraszam za moją długą nieobecność. Gdzie są wszyscy współpracownicy? Wszystkie dzieci nadal śpią? —  Spytała speszona, delikatnie zdejmując czternastolatkę z własnej postury.

— To pani nie wie? — Młoda podwładna otworzyła ze zdziwienia szeroko usta, a sama różowowłosa zmarszczyła brwi, nie mając kompletnie żadnego pojęcia do czego dziewczyna zmierza. — Dzisiaj mamy małe przedstawienie. Starsze dzieciaki od tygodni przygotowywały dla najmłodszych historię o bohaterze Naruto. — Kąciki ust Sakury momentalnie uniosły się do góry, na tak przyjemną wiadomość. Była pod wrażeniem swoich wychowanków, którzy widzieli w swoich oczach jej najlepszego przyjaciela jako postać o lwim sercu. Osobę dającą nadzieję i wiarę w lepsze jutro. Sakura była przepełniona dumą. — Wszyscy pracownicy od samego rana przygotowują scenę w świetlicy. A dzieci śpią jeszcze jak susełki.

— Rozumiem, kogo to pomysł?

— Panienki Ino oczywiście.

— Czasem ta baba potrafi wymyślić coś pożytecznego. — Sakura zaczęła się ironicznie śmiać, czego młodsza dziewczyna nie zrozumiała, a sytuacja zrobiła się mocno niezręczna. — Oj nieważne, w takim razie Yuki, arigato. — Poklepała młodą dziewczynę po ramieniu i odeszła zmierzając do swojego gabinetu.

Dzień dobry Pani doktor - Usłyszała od pielęgniarek, przechodząc kolo świetlicy, gdzie robota rzeczywiście robiła wrażenie. Zerknęła dumnie i odpowiedziała wszystkim na powitanie, po czym nie przedłużając dłużej szczęśliwie dotarła do swojego ukochanego miejsca - biura. Zamaszystym ruchem zamknęła drzwi odcinając się od reszty zakładu, a następnie z szafki wyjęła swój nieco zakurzony kitel. Ku jej zdziwieniu tak jak zapewnił ją Kakashi pomoc Ino i Shizune była niezastąpiona. Papierologii widocznej na biurku, wcale dużo nie było. Dosłownie kilkanaście starych dokumentów, które musiała podpisać osobiście. Jednak karty pacjentów od tamtego czasu uległy dużej zmianie, a historie ich chorób musiała znać doskonale, dlatego pierwsze co zrobiła to zajęła się ich przeglądaniem, mocno sycząc z niechęci.
W dodatku w głowie miała całkowicie co innego, mimo iż starała uspokoić swoje myśli. Jego twarz musiała chwilowo zniknąć z głowy dziewczyny, dając jej szanse na spokojną pracę. Za nic nie mogła sobie z tym poradzić, mimo wielu prób skupienia. Nie, kiedy nie miała pewności, kiedy Sasuke zamierza odejść. Gdy nie było go przy niej nabierała obaw.

****

— Sasuke, co cię sprowadza? Czyżby twoja wizyta miała związek z pewną dziewczyną o niezwykłym kolorze włosów? Hmm? — Pełen dobrego humoru Kakashi zaczął od razu droczyć się ze swoim uczniem. Co jak co, ale uwielbiał on romansy, szczególnie te o podboju wybranki, gdy ta gra niedostępną. W tym przypadku jest raczej odwrotnie, ale kto wie, może i Sasuke będzie chciał zdobyć kiedyś serce Sakury.

— Dziś chyba za dużo naczytałeś się tych swoich bzdetów. — Odpyskował natychmiast chcąc ukrócić te błazenadę. Jeszcze tego by mu brakowało, by Kakashi dolewał oliwy do ognia.

— Nie udawaj, że nie robi to na tobie wrażenia, nawet mi byłoby mocno niezręcznie. — Sasuke miał naprawdę dość jego bezsensownego gadania, które tylko i wyłącznie miało go podburzać. Wiedział doskonale, to była gra. A on nie mógł sobie pozwolić na przegraną.

— Powinno, bo to twoja wina Kakashi, radzę ci byś przestać wściubiać nosa w nie swoje sprawy i dać zarówno mi jak i Sakurze spokój.

— Hmm? Tak, powinienem, ale przydałoby mi się co nieco od tego życia — Odparł pokrótce wzruszając ramionami. Zauważył jednak, że Uchiha nie był samolubny, zasugerował by i Sakurze dać spokój, brawo. — Co jak co, ale wasza relacja jest tak ciekawa jak książki Jiraiy. A wszystko skomplikuje się jeszcze bardziej, gdy dowiesz się, że Sakura jest poniekąd zamieszana w ową sprawę Konohy i Sunogakure.

Chłopakowi od razu wyostrzył się wzrok, posyłając mistrzowi nieme pytanie. Swoją drogą czuł się jak w jakiejś noweli, której reżyserem jest właśnie były mistrz.

— Jej wizyta w Sunie miała na celu stworzenie odtrutki na Paznogietka. Udało się jej wydobyć 5 flakoników, ale tylko na przedwczesną fazę. W Konosze posiadamy tylko jeden flakonik, dla bezpieczeństwa, ustaliłem z Kazekage, by pozostały w dobrym ukryciu.

— Czemu wysłałeś akurat ją? Nie mógł tego zrobić jakiś medyk z Suny? — Wściekle zapytał nie będąc zadowolonym, że dziewczyna miała styczność z tą brudną sprawą. — Niepotrzebnie ją naraziłeś.

— Dobrze wiesz, że jest najlepsza w tym co robi, ponadto, Sakura miała styczność z Paznogietkiem już o wiele wcześniej niż ty czy ja, właściwie to ona nadała temu nazwę szukając w starych archiwach jakichś informacji na temat tejże rośliny. Chciała pomóc dzieciom w swoim zakładzie, niestety przyczyniła się prawie do zabójstwa jednego z nich.

Sasuke od razu rozszerzył oczy do rozmiarów monet cofając się o krok od mistrza. — Zabójstwo? — Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. — Sakura.

Hokage pokiwał głową w akcie potwierdzenia. — Bo widzisz, ta roślina, ma w składzie cząsteczki materii odpowiadające za regenerację organizmu. To dlatego dobrze działała na komórki mózgowe dając korzystne rezultaty w sferze ukojenia. Dla Sakury wydawało się to idealnym lekarstwem, które mogła wykorzystać w swoim Zakładzie. Po czasie zaczęło działać negatywnie...

— Rozumiem — Chłopak był pewien, że dziewczyna obwinia się do dzisiaj. — Czy ona wie o tym, że to właśnie ja zajmuje się tą sprawą?

Zaprzeczył machając głową. — Nic a nic, nie wie nawet, że to ty pomogłeś nam odebrać je z wioski Trawy. Wolałbym by narazie tak zostało, wiem że gdy się dowie będzie chciała w tym uczestniczyć. Przepowiednia wspominała o destrukcji, zmianie czystości serca w ciemność pustki kobiety spowitej w róż.

— Myślisz że to Sakura.

— Jestem pewny.

****

Brzdące właśnie kończyły swoje przedstawienie. Sakura, stojąc w progu drzwi, oglądała finał opowieści, jakim było uhonorowanie Naruto tytułem Hokage. Łezka się kręciła w oku chyba wszystkim na sali. Nieważne, że nie widziała ich występu od początku, zaczęła momentalnie bić jak najgłośniej brawa. Jej maleństwa od razu skierowały małe główki na nią i zaczęły się cieszyć. — Sakura! Sakura wróciła! — Kolejno do niej podbiegały i łapały ją za cokolwiek się dało, byle by być jak najbliżej niej. Dziewczyna była przeszczęśliwa. Dlatego ze skrzatami spędziła prawie całe popołudnie na zwykłej rozmowie, odpuszczając sobie tym samym wizytę u Naruto. Dopiero, gdy dowiedziała się, która jest tak naprawdę godzina, pojęła, że musi wracać czym prędzej do pracy. Bezzwłocznie przetransportowała się do szpitala, gdzie sprawowała funkcje głównego medyka. Było to bardzo nieprzyjemne, jednak konieczne. Swoimi umiejętnościami przewyższała wszystkich innych przez co skazana została na więcej obowiązków. Jeżeli chodzi o biurokracje, na jej nieszczęście tutaj było o wiele gorzej niż w zakładzie. Papierów skumulowało się multum, a ich treści nie rozumiała prawie w ogóle. Aż miała ochotę się zapłakać, w końcu w domu czekał na nią Sasuke. Siedząc jak na skazaniu czytała dokument za dokumentem. Stempel tu, to tam i tak czas zleciał do osiemnastej. Po całej tej robocie czuła jak jej zmęczone od czytania oczy, przymykały się bez jakiejkolwiek zgody. Miała na dzisiaj już dosyć. Marzyła o ponownym zobaczeniu Sasuke, o uścisku i o tym by w końcu miała pewność, jakie są jego plany.

****

Słońce powoli zaczęło zachodzić już za wysokie drzewa, odbijając przy okazji pozałamywane promienie w wodzie. Niebo zmieniło swą barwę z pomarańczowej na mocną czerwień przeplatając barwy różu i fioletu. Było przepięknie, można wręcz powiedzieć, że idyllicznie. Maszerujący Sasuke już jakiś czas temu dostrzegł siedzącą na pagórku kunoichi z leżąca przy niej pełną pożywienia reklamówką. Wcześniej w ogóle nie pomyślał, że zostali skazani na jedną parę kluczy i dziewczyna prawdopodobnie nie miała jak się dostać do swojego własnego mieszkania. Przeklął w duchu i siebie i Kakashiego, którego nadal obwiniał za taki obrót spraw z miejscem zamieszkania.

— Sakura — Podszedł do siedzącej na trawie dziewczyny, przyglądając się jej mieniącej od zachodzącego słońca licu. Była spokojna, zadumana i jakby lekko nieobecna, co od razu zasugerowało mu, że rozmowa, którą zaraz zaczną nie będzie należała do najłatwiejszych. Zapowiadało się na to, że przyszedł w końcu czas pewnych wyjaśnień. Nie wąchając się jednak, mimo wszystko, przysiadł się do niej, podkurczając jedną nogę do brzucha, opierając łokieć na kolanie, a następnie odwracając głowę w stronę rzeki Naka. Nie chciał patrzeć jej w oczy, najzwyczajniej w świecie miał obawy. Można by pomyśleć, że to niemożliwe, ale uczucia nigdy nie były dla niego proste, zarówno w zrozumieniu, jak i wyrażaniu. Oczy Sakury miały te dziwną moc, że nie dało się im oprzeć. Były przesiąknięte emocjami i uczuciami, dawały przeświadczenie ciepła, troski, wszystkiego czego nie chciał, a przynajmniej tak sobie wmawiał, bo dzisiejsza poranna sytuacja świadczyła o czymś zupełnie innym.

—Sasuke-kun, pięknie tu, prawda? — Wypowiedziała jego imię z czułością, po czym skinęła głową posyłając chłopakowi promienne, szczęśliwe spojrzenie. — Chciałam mieć takie miejsce gdzie będę mogła wracać i napawać się widokami. Często patrząc w niebo wyobrażałam sobie, że jestem gdzieś na drugim krańcu świata, razem z tobą.

Sasuke nigdy nie miał takich wyobrażeń. Podróż była jego odkupieniem, nie przyjemnymi wakacjami, dlatego nigdy nie brał pod uwagi, by Sakura mogła mu towarzyszyć. Oczywiście w jakiś dziwny pokręcony sposób starał się zrozumieć dlaczego tak bardzo chciała spełnić wizje wspólnej podróży, jednak ta jej obsesja, była szczególnie niepokojąca, gdy weźmie się pod uwagę bardzo ważną dla niego kwestie.— To dlatego wybrałaś akurat miejsce, gdzie kiedyś żył cały klan Uchiha.

Dziewczyna niemalże od razu wzdrygnęła się, pokazując mocne zszokowanie na twarzy ową insynuacją — O.. nieee, niee, to nie tak. — Zaczęła niemalże natychmiast zaprzeczać, nie chcąc by jej ukochany Sasuke uznał ją za mocną wariatkę. — Ta okolica należała do jednych z tańszych, biorąc pod uwagę przeszłość oraz oddalenie od centrum wioski, nie wiem sama. Uznałam, że będzie to dobry wybór, taki na start, resztę pieniędzy włożyłam w swój zakład. — Smutnie patrzyła na zapatrzonego na zachód słońca chłopaka. Nic nie mówił, nawet nie drgnął, nie silił się na odpowiedź, która mogła w jakiś sposób wyrazić jego zrozumienie. — Sasuke-kun, czy jesteś na mnie zły? — Dodała markotnie.

Głęboko westchnął przymykając na chwile oczy. — Nie, klan Uchicha był splamiony krwią i nienawiścią. Chyba właśnie dlatego wolałabym, żebyś mieszkała gdzie indziej. — chociaż trochę mu to zajęło w końcu się odważył, wbił w nią swój magnetyzujący wzrok, przypatrując się jej nieustannie zmieniającej się mimice twarzy. Wystarczyła chwila, a smutek zniknął, kąciki ust niemalże od razu zaczęły formować się w uśmiech pełen radości oraz czegoś na kształt ulgi. Wyglądała jakby wszystkie troski nagle zniknęły.

Co było powodem? Przez umysł Sakury przeszła jedna niedorzeczna myśl. Czy Sasuke w jakiś sposób się o nią martwił? Czy to możliwe że nie chciał by ogarnęła ją nienawiść? By została sobą?

— Sasuke-kun uważam, że najważniejsze jest by patrzeć tu i teraz. Nasza przeszłość miała wiele skutków, ciągnęła za sobą wiele złych decyzji, jednak, to właśnie one doprowadziły nas do tego gdzie jesteśmy teraz. A jesteśmy tu razem, patrząc w niebo. Czasem modre, czasem pomarańczowe, czasem czerwone, dlatego, że wszystko się zmienia, czy tego chcemy czy nie. — Założyła kosmyk włosów za uchem będąc dumną z wypowiedzi. Wewnętrzna Sakura miała nadzieję, że w jakiś sposób Sasuke zrozumie w końcu, że nie powinien winić się za to co stało się w przeszłości, a skupić się na ich relacji, która cegiełka po cegiełce nareszcie zaczęła się odbudowywać. Tak przynajmniej czuła.

Sasuke nie wiedział jak ma zareagować. Serce mu zadrgało wywołując ciepło z jakim rzadko ma przyjemność się mierzyć, jednak poczucie winy nadal w nim siedziało i za nic nie chciało ustąpić.

  — A więc powiedz mi Sasuke-kun — Poważnie zaczynajac z lekką nadzieją w głosie przeszła do pytania, które męczyło ją przez cały dzień. — Co planujesz, zostaniesz na długo?

Za sprawą jej mocno zielonych, błagających,  dużych tęczówek, jak i jej oczekiwań, wiedział, na jaką odpowiedź liczyła. W dodatku te piękne oczy przenikały całą jego duszę, przez co miał wrażenie, że w tym właśnie momencie dziewczyna rozczytuje z niego wszystko, jak z otwartej księgi, w tym również tajemnice, których nie może jej zdradzić. Był to stan dla Sasuke niepojęty, nie wiedział jak ona to robi nie posiadając żadnego kekkei genkai w oczach.

Odwróciła swoją głowę w stronę rzeki przerywając ich kontakt wzrokowy, który Sasuke w jakiś dziwny sposób się podobał. Już wczoraj zauważył jak bardzo lubi, gdy dziewczyna się w niego mocno wpatruję. Gdy wykazuje nim pewne zainteresowanie.

— Czyli nie na długo... — Wymamrotała otępiałym, smutnym głosem, jakby do samej siebie. Chciała być twarda, chciała mu udowodnić, że jednak umiała pogodzić się z losem i tym, że Sasuke nigdy nie przestanie podróżować, chronić ich, w końcu to jego droga. Jednak z każdą wizją odchodzącego znów chłopaka, chciała się jej jedynie płakać. Dlatego słone krople od razu zaczęły jej napływać do oczu, mimo wszelkich prób walki.

— Sakura, jest wiele niejasności, wróciłem do Konohy, gdyż to moja misja. Zależy ci na konkretnej odpowiedzi której dać ci nie mogę. Jednak nie martw się, bo wiem ile to znaczy. — Sam nie był pewny czy aby na pewno to rozumie, myślał o tym cały dzień. W dodatku przyznał się do swojej misji wiedząc jakie będzie miało to skutki. Zależało mu jednak, by jej nie rozczarować i nie patrzeć znów na ten płacz, za który znów obwiniać mógł tylko i wyłącznie siebie.

Sakura wtem się do niego ponownie odwróciła i chyba patrzyła na jego osobę z lekkim niedowierzaniem. Po zaledwie kilku sekundach znowu zaczęła się uśmiechać, jednak tym razem stanowczo łagodniej, myśląc o znaczeniu jego słów.

— Misja? Rozumiem. — Zapanowała chwilowa cisza, zdająca się być uzupełnieniem danego momentu. Chłopak widział, że bardzo chce wiedzieć,  miała do tego prawo, jednakowoż przecież Konoha to jej dom, a on był jej przyjacielem, który miał przed nią sekrety.

— Sasuke-kun, chyba należą mi się wyjaśnienia, jednak wiedz, że poczekam tyle ile trzeba.  — Gwałtownie wstała i zaczęła się otrzepywać z poprzylepianych do stroju kawałków trawy. Podniosła reklamówkę z jedzeniem i spokojnym głosem odparła — Chodź Sasuke-kun. Jestem przerażająco głodna... — Powoli zaczęła od niego odchodzić chcąc udać się do domu. Chwila konsternacji i już wiedziała, że nie wejdzie, znowu. — Sasuke-kun, ty masz klucze — Przyłożyła palec do ust śmiejąc się ze swojej pamięci, która w wiosce jest niezwykle szanowana, ale ostatnio ją dosyć często zawodzi. Sasuke z uśmiecham spojrzał jeszcze na moment na rzekę i ruszył ku niej ciesząc się w duchu, że tym razem jej nie zawiódł.

,,Bo wiem ile to znaczy"

I jak się podobał rozdział? :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top