04. ,,Wisiorek z jarmarku."

Ichiraku Ramen - dawniej mała budka serwująca ulubione jedzenie blondyna i zarazem miejsce na myśl, o którym wracała fala przeróżnych, miłych wspomnień. Dziś, chociaż ostał się panujący tam klimat, lokal w żadnym razie nie przypominał już tego samego miejsca. A to dlatego, iż ten niegdyś zwykły, drewniany barek mający swoich ,,starych", stałych klientów, przeistoczył się w restaurację z prawdziwego zdarzenia, przyciągającą niemałe tłumy.

Szczerze powiedziawszy dziewczyna nie pamietała kiedy ostatnio tam była, dobrze się bawiąc. Zwykle na każde zaproszenie odmawiała mówiąc, że ,,dziś" pracuje bądź nie ma czasu, co oczywiście pośrednio było prawdą, ale i też świetną wymówką, by mieć spokój przed natrętnymi przyjaciółmi. Przełykając mocno ślinę momentalnie posmutniała. Nigdy nie przepadała szczególnie za ramen, ale ta zupka już na zawsze będzie miała dla niej dosadniejsze znaczenie.

On ją kochał...

W ten dziwny i niezrozumiały sposób...

Jedząc zawartość miski za miską, za każdym razem na jego twarzy pojawiał się ten jakże ważny dla niej uśmiech. Spojrzenie zazwyczaj tężało, a to niezgrabne machanie łyżką ją rozśmieszało, wywołując ciepło na sercu. Było sielankowo, jakby bez żadnych problemów, które nieustannie kręciły się wokół jej osoby zaraz po tym, gdy znów musiała mierzyć się z bezwzględną rzeczywistością.

Brakuje jej tego...

— Widzisz tam coś ciekawego? Czy po prostu lubisz ramen. — Patrząc się na określony punkt wzbudzający ciekawość u Haruno, chłopak nie omieszkał się zachichotać pod nosem, swoim barytonem. Dziewczyna stała dosłownie jak kłoda od kilku minut, nawet nie mrugając.

— Nie przepadam. — Odparła stłumionym głosem marszcząc brwi scalające się w jedną kreskę. Ramen z całą pewnością nie zaliczał się według niej do tych lepszych dań, jednak mimo wszystko nie mogła stwierdzić, że go nie lubi. Mówiąc źle o tej zupce to tak jakby obrażała samego Uzumakiego. — Ale, Naruto tak. — Naruto, właśnie... Jakieś dziwne przeczucie w podświadomości mówiło jej od kilku minut, że powinna wejść i zobaczyć, czy aby na pewno go tam nie ma. Przecież chciała go zobaczyć! Tęskniła i to cholernie! Dlaczego więc się hamowała? Swój wolny czas zazwyczaj spędzał właśnie tutaj, ciesząc się zadowolonymi kupkami smakowymi, także prawdopodobieństwo spotkania go w tymże lokalu, było bardzo duże. Wystarczyło zrobić tylko parę kroków...

— Uzumaki Naruto? — Zaciekawiony i zarazem lekko zdziwiony chłopak przypatrywał się bystro jej rozmarzonej twarzy, czekając, aż oświeci go informacją, skąd zna tego jakże  rozpoznawalnego przez wszystkich ,,bohatera wioski". Oczywiście z tego co było widać na pierwszy rzut oka dziewczyna musiała utrzymywać z nim kontakt od dawna, a to wzbudzało u niego iście ogromną ciekawość.

Od dawna...

— No tak, oczywiście. — Przytaknął podnosząc kącik ust do góry. Już wiedział, wszystko zaczęło mu się układać w głowie niczym jak w posegregowanych szufladkach w głównej bibliotece Konohy. Za swoją naiwność i bezmyślność skarcił się w duchu, machając z niedowierzania głową. Przez cały ten czas nie miał pojęcia, aż do teraz, iż miał przyjemność spędzania czasu z jedną z uczennic samego Hokage.

— A znasz jakiegoś innego Naruto? — Odwróciła się już w jego stronę, nieco się z niego podśmiewając.

— Nie. — Zaprzeczył.

— No więc właśnie. — Ruszyła się ze swojego miejsca postoju łapiąc się z tyłu za dłonie, ostatecznie tym samym rezygnując z zajrzenia do środka Ichiraku. Hitoshi udał się od razu za nią, dotrzymując jej kroku. — Jutro go zaproszę na obiad, ucieszy się. — Przechyliła delikatnie głowę uśmiechając się sama do siebie. Oczywiście powinna zająć się jutro nadrabianiem zaległości w pracy, ale Naruto i ona nie widzieli się od tak dawna, iż Sakura tym razem tak łatwo nie zrezygnuje. Za bardzo go teraz potrzebuje.

A tak swoją drogą, jutrzejszy dzień będzie znacznie lepszy i odpowiedniejszy. Nie dość, że ma być słonecznie, to przede wszystkim nie będzie tak zmęczona, jak dzisiaj, po całej tej nużącej i długiej podróży. Intuicyjnie na myśl o wyczerpaniu i pracy, przejechała dłonią po swoim karku, zahaczając przy tym nieumyślnie o odsłaniający się srebrny łańcuszek.

Mieniąca się różowa zawieszka wnet przyciągnęła jego zaciekawione oko. — Ładny.

— O czym mówisz? — Wypowiedź wyrwana z kontekstu... Nie domyślając się, o co może mu chodzić, Sakura złapała się pokrzepiająco za ramię, zerkając lekko w górę na jego spokojne i opanowane lico. Taki właśnie zazwyczaj był. Wprawdzie nie można uznać, że nic go nie obchodziło, ale jego mimika twarzy nie była wysoce rozwinięta, przez co w pewnym sensie przypominał jej o nim...

— Łańcuszek. — Stwierdził wskazując palcem na jej długą szyję.

Speszona dziewczyna lekko się zarumieniła schodząc spojrzeniem z jego postury. Właściwie sama nie rozumiała swojej reakcji na ten dziwny gest. Niby to nic wielkiego, jednak miała wrażenie, iż w tym wszystkim było jakby za dużo niepotrzebnego spoufalania się. — Nic w nim nadzwyczajnego. — Wykrztusiła przez zaciśnięte gardło, patrząc się na piaszczystą ścieżkę, tak w razie czego, gdyby nogi postanowiły zrobić jej małego psikusa.

— Wręcz przeciwnie. — Zaprzeczył kręcąc głową. Nie uważał tak. Zawieszka, choć może nie była krzykiem najnowszej mody ani biżuterią najwyższej jakości, przykuwała wzrok, a przede wszystkim... — Pasuje do ciebie. — Wypowiedział końcówkę myśli na głos.

Słysząc to złapała za metalowy sznurek, przyglądając się zawieszce należącej tak na dobrą sprawę do jej ojca. Nie było w niej nic zachwycającego.

Zwykły kiczowaty medalik...

[...]

Zadowolony Naruto nie mógł się powstrzymać, by nie zacząć jakże długiej opowieści o zmianach, zachodzących w wiosce. Odtwarzał Sasuke wszystko, krok po kroku, a on o dziwo słuchał cierpliwie nie wykazując przy tym szczególnego braku zainteresowania. W głównej mierze patrzył się w miskę mało lubianego przez siebie ramen, od czasu do czasu przytakując głową. Możliwe, że chciał chociaż w jakimś najmniejszym stopniu dowiedzieć się, co tak naprawdę go ominęło, albowiem było tego sporo. Związki ich przyjaciół, nowe aspiracje pochłaniające ich zabiegane życie i przede wszystkim wejście w dorosłość. Każdy miał swoją własną, nietypową historię. Jednak temat tej najważniejszej powracał prawie co dziesięć minut, wywołując w niebieskich oczach Naruto pewne rozmarzenie.

— Ty i potomkini klanu Hyuga. — Hinata -oczywiście ją pamiętał, lecz tylko i wyłącznie jako nieśmiałą dziewczynę z ich rocznika posiadającą kekkei genkai. Gdyby nie to, szczerze powiedziawszy, chyba nie przykułby nigdy do niej szczególnej uwagi na lekcjach w Akademii. Co tu dużo mówić, wśród swojego środowiska była prawie niezauważalna. Niczym się nie wyróżniała, a brak jakiegokolwiek zainteresowania Sasuke jej osobą był ewidentnym aspektem, by nigdy nie dostrzegł żadnych jej interakcji z Uzumakim. — Zawsze myślałem, że podobała ci się Sakura. — To co innego! W dzieciństwie blondyn miał na jej punkcie ,,lekkiego bzika", a później... No cóż, zbliżyli się do siebie tak bardzo, że do dziś Sasuke nie mógł tego zrozumieć. Ale przecież minęło tyle lat, a on w tamtym czasie nie był nimi szczególnie zainteresowany.

— Wiesz... W końcu zawsze była śliczna. Ale to była tylko głupia dziecięca fascynacja, nie miłość, Sasuke.

Miłość?

Tak dobrze mu znane określenie i tak bardzo niepojęte, odległe doznanie. Czy to właśnie czuł teraz Uzumaki do członkini tego jakże szlachetnego klanu? Jeżeli tak, Sasuke był pewien, że jeszcze przyjdzie mu za to gorzko zapłacić. Miłość to wyżerające człowieka uczucie, które zawsze sprowadza się jedynie do cierpienia i bólu skrytego za ciemnością, odbierającego człowieczeństwo... — Teraz już to wiem. Dopiero teraz jestem naprawdę zakochany. — Zakręcił pałeczkami kilka okrążeń w zupie. — Zresztą nasza wspólna przyszłość z Sakurcią nigdy nie miałaby prawa bytu. Ona zawsze szczerze kochała tylko ciebie, pomimo...

Język mu nawijał tak szybko, iż chyba nie zauważył, na jaki niebezpieczny grunt właśnie wszedł, Sasuke od razu mu przerwał. — To bez znaczenia.

Uchiha nie był głupcem, miał tę cholerną świadomość, jakimi ta dziewczyna darzyła go uczuciami, lecz wypierał to, nie będąc jeszcze gotowym na szczerą rozmowę ani z Uzumakim, ani tym bardziej z nią. Było na to zdecydowanie za wcześnie. Czując, jak obraz dziewczynki wiecznie się nim przejmującej napływa mu do umysłu, zmrużył świecące się mu oczy. Smutek i jej cierpienie, w dodatku spowodowane przez niego. Tak, był winny, nie ma co ukrywać nawet i przed samym sobą. Zranił ją, a właściwie nadal ranił, nie mogąc dać jej tego, czego oczekiwała.

On był nikim. Ona była... Była za wartościowa i czysta, by mógł odebrać jej wewnętrzną pogodę ducha z jaką każdy ją kojarzył.

Umyślnie wpatrzony w jedzenie blondyn nie powstrzymał tego, co cisnęło mu się na język. Początkowo w ogóle w rozmowie nie nawiązywał do Haruno, ale teraz słuszność, jaką nakazywało mu serce, musiała ujrzeć światło dzienne, będąc jej to winnym. — Wiesz, jesteśmy żałosnym i ciekawym bytem, Sasuke. Do zmiany może prowadzić wiele dróg. Najważniejsze jednak w tym wszystkim jest to, by znaleźć taką, która pasuje do nas. Mam wrażenie, że ty swoją już odnalazłeś. Jesteś tutaj ze mną i nawet nie wiesz, jak się bardzo z tego cieszę. — Blondyn nie mogąc długo wytrzymać z miną poważnego mówcy, tak jak to przystało na Uzumakiego wyszczerzył swoje białe zęby, przekazując światu nieco więcej pozytywnej energii. — Czekaliśmy na ciebie, zdawaliśmy sobie sprawę, że twój powrót nie będzie szybki, ale warto było mieć nadzieję... — I tu właśnie ów czar szczęścia prysł. Uśmiech zniknął, a troska, jaka wparowała na jego twarz, zmieniła nie tylko jego ton głosu, ale i też całą atmosferę. — Ona bezustannie o tobie myślała. By pozbyć się tej zadręczającej tęsknoty, zapracowywała się. Pewnie nie wiesz, otworzyła zakład Psychoterapii Dziecięcej. Stworzenie oddziału, który miał specjalizować się w dbaniu o kondycję psychiczną małych pacjentów, Sakura zaproponowała zarządowi około 3 lata temu. Pół roku po zakończeniu Wielkiej Wojny Shinobi. Pomagała dzieciom wyzbyć się samotności po stracie bliskiej osoby. Mam wrażenie, że chciała uchronić te dzieci przed tym, co przeżyliśmy w dzieciństwie my. Cały swój czas spędzała w szpitalu, lecząc chorych i siedząc przy tych maluchach. Prawie jej nie widywaliśmy. — Naruto przetarł sobie oczy. — Ach, jakiś czas przed moim ślubem ktoś zaczął atakował ważnych ludzi w państwie. Pamiętasz może tę sytuację? Miało to związek z tym twoim klonem. Tym Kido, który się za ciebie podszywał.

— Pamiętam. — To było tak dawno... Ale jak mógł o tym zapomnieć. W końcu to z jego winy ją porwano, uważając ją za jego słabość. Sama idea pomysłu biorącego pod uwagę odebranie mu kogoś bliskiego, była względem tych idiotów nawet i godna pomyślunku. Nie można zaprzeczyć, że mimo wszystko Haruno się dla niego liczyła, a wyrządzenie jej krzywdy miałoby dla niego znaczenie. Przecież byli przyjaciółmi. Tylko, że ci debile nie mieli za dużo oleju w głowie. Uważali ją za słabą, a to ich zgubiło.

— Właśnie wtedy dzięki tobie była szczęśliwa. Wiedzieliśmy, że to ty jej pomogłeś wybić tamtych skrytobójców. — To prawda, zawrócił, ale tylko i wyłącznie, by rozprawiając się z tymi psycholami, przeprosić ją za swój błąd, do którego nie powinno dojść. Więcej nie musiał robić. Wierzył w nią, ufał, że poradzi sobie z tym całym Kido sama, pokazując jak wielkie pokłady siły w niej drzemią. Mógł dla niej zrobić w tamtym czasie jedynie tyle. — Cała ta misja miała naprawdę dobry skutek. Swoim wyczynem naprawdę ją uszczęśliwiłeś. Z jej twarzy nie znikał uśmiech przez kilka tygodni. Ale to było tylko chwilowe, czas leciał, a rok później Sakurę pochłonęła praca. Dla nas przestała mieć czas.

— To chyba oznacza, że robi to, co lubi. — Odstawił zimną miskę z ramen, przytakując Ayame, iż może zabrać od niego talerz. Na więcej tej cieczy nie miał ochoty. Stracił już całkowicie apetyt, zupełnie nie rozumiejąc dlaczego.

— Czy ty się słyszysz, Sasuke? Powiedziałem, że jest nieszczęśliwa, dattebayo. — Naruto zmarszczył brwi, lekko się denerwując. — Brakuje jej ciebie, a ty nadal traktujesz ją jak przedmiot. Czemu tak w ogóle nigdy nie dałeś jej szansy? Ona potrafiła ci wybaczyć wszystko. Przecież ty chciałeś ją nawet zabić... Dziewczyna przez twoją cholerną zemstę przepłakała wiele dni. A ja nie mogłem patrzeć na jej ból. — Wieczny smutek i ta tęsknota... On ją rozumiał, znał to uczucie i za nic nie mógł przypatrywać się tej cierpiącej zieleni oczu dziewczyny, wyrażających wszystko, co siedziało jej w sercu. Starał się jak najczęściej ją wspierać, szczególnie po tym, jak dziewczyna naprostowała mu drogę do uczuć Hinaty, lecz jej decyzja i z góry założone kryterium podejścia do sprawy czekania na Uchihę, odsunęła ich od siebie, tworząc niezrozumiały dystans. — Sasuke, JA, JA ci nie każę jej pokochać, nie, ja chcę tylko, byś jej nie skrzywdził ponownie. Chcę, byś tym razem choć trochę się postarał. Bądź obecny w jej życiu, bądź dla niej przyjacielem. Ona tylko tego pragnie.

— Ja... To... — Wychrypiał, patrząc się w nieokreśloną przestrzeń, głośno wzdychając z bezsilności. Nie wiedział, on naprawdę nie wiedział, czy przypadkiem swoją obecnością nie zniszczy tego, co w niej ceni...

— Sasuke, wiesz co powinieneś zrobić. — Naruto podniósł miskę rękami, przełykając ostatnie kilka łyków zupy. — Musisz tylko zrozumieć, co tak naprawdę czujesz, reszta przyjdzie sama. — Uśmiechnął się do kruczowłosego, po czym w porywach zwrócił się do córki szefa Ichiraku. — No, także dla mnie jeszcze raz miso-ramen z ciasteczkami Naruto! Ayame!

— Robi się! — Wykrzyknęła brunetka salutując.

****

Zmęczenie Kakashiego w końcu odniosło swój namacalny skutek. Atmosfera panująca w zakurzonym, obleganym stertą dokumentacji gabinecie była bowiem tak błoga, iż mężczyzna zasnął na kilku przeglądanych ostatnio raportach. Zapadł niemalże od razu w głęboki sen, nie zastanawiając się nad grubymi konsekwencjami, które przyszły niedługo potem. Brutalność! Zero kultury! Jego idylla została zakończona wraz z mocnym zatrzaśnięciem za sobą drzwi. Reagując na hałas kopiujący ninja od razu podniósł głowę z biurka, starając w popłochu zrozumieć, co się dzieje.

— Kakashi- sensei, — Zdegustowana różowowłosa założyła rękę na biodro. — Czy nie powinieneś aby pracować? Mamy dopiero dwudziestą, a ty już się obijasz. — Nabrała do płuc więcej powietrza. Do dziś nie wie, czy aby na pewno Kakashi był odpowiednim kandydatem do tak poważnego stanowiska jak Szósty Hokage. To już nie pierwszym raz, kiedy przyłapuje go na lenieniu się...

— Sakura. — Zmęczenie, jakie po podniesieniu swojej głowy, ogarnęło go całego było oczywiście wynikiem niedospania. Brakowało mu odpoczynku i jakiegoś większego rozluźnienia w postaci ,,dobrej książki", przez co umysł konsekwentnie wolno przetwarzał mu dane. Widział ją, słyszał, ale jeszcze nie przyjął do wiadomości, co oznaczał jej powrót i co czeka go za parę chwil...

— Spodziewałeś się mnie później? Przecież droga do Suny nie jest długa... — Weszła w głąb pomieszczenia, przepuszczając tym sam stąpającego za nią chłopaka.

— Tak, ale... — Oparł swój policzek na dłoni, zasłaniając sobie szarą burzą kosmyków nieprzytomne jeszcze oczy. Złapał się drugą ręką za nasadę nosa, starając się wydukać z siebie więcej niż niesklejone w pełni zdanie, co wydawało się praktycznie niemożliwe.

— Nie możesz się wysłowić Kakashi-Sensei. — Podniosła palec wskazujący w górę, pouczając swego mistrza. — Ile razy ci mówiłam, produktywna praca równa się więcej pożytecznego czasu dla siebie, shanaroo. —  Podchodząc do jego biurka, wyjęła jeden ze zwojów, w którym ukryty był stworzony przez nią flakonik z lekarstwem. Tracąc na swojej srogości, odwróciła się na moment w stronę członka ANBU, który stał pod ścianą, po czym zyskując pełną powagę, skrzyżowała wzrok z mistrzem. — Nie mogę powiedzieć, że całkowicie się udało stworzyć odtrutkę, ale przynajmniej mamy coś na rozpoczynającą się przedwczesną fazę.

Nie musiała mu już niczego tłumaczyć, wszystkiego dowiedział się od Kazekage. I chociaż, jak dało się zauważy,ć Haruno nie była zadowolona z rezultatów, on był z niej dumny. — Sakura, spisałaś się, ale... nie dostałem od ciebie żadnej informacji o powrocie. Dlaczego mnie nie zawiadomiliście? Zaczynaliśmy się martwić...

— Niepotrzebnie, był ze mną Hitoshi. — Posłała  chłopakowi ciepły uśmiech. — Woleliśmy w razie czego zachować więcej dyskrecji. Ostatnio zbyt wiele dokumentów ginie w podróży. Zresztą byłam pewna, że Gaara przekaże ci wiadomość. — Zmrużyła oczy, czekając na jego odpowiedź. Zdawała sobie sprawę, że mogła zrobić źle, ale w takim przypadku liczyła na solidną naganę.

— Tak było. — Westchnął zrezygnowany. — W porządku, dobrze zrobiliście. — Nie mając siły na reprymendę, która powinna mieć miejsce, odpuścił im, machając kilka razy niespiesznie ręką.

Iskrzące się ogniki w jej zielonych oczach opanowała monstrualna złość na samego mistrza. — Nieprawda! — Wykrzyczała grubym, potężnym głosem. —  Nic nie jest w porządku i ty o tym wiesz. — Miała ochotę coś rozwalić, wyżyć się fizycznie, byleby w końcu to się skończyło... By w końcu Kakashi traktował ją tak, jak powinien, niczym Kunoichi z prawdziwego zdarzenia, a nie jak pokrzywdzoną dziewczynkę, nie radzącą sobie z problemami...

— Sakura...?

Zaniepokojony jej wybuchem skrytobójca, ruszył kilka kroków, gdyby w razie czego musiał zainterweniować, broniąc Szóstego. Był w szoku. Kompletnie nie rozumiał, co w nią wstąpiło.

— Masz rację. Lepiej usiądź. — Poważny siwowłosy nakazał jej ruchem ręki zasiąść na krześle. — Hitoshi, proszę wyjdź.

****

Po zjedzeniu pięciu misek z ramen, co było bardzo słabym wynikiem blondyna, Uzumaki stwierdził, że musi przejść na dietę. Wydęło mu brzuch, a żeby przejąć w przyszłości rolę samego Hokage, należało trzymać pewien fason, nawet jeśli miałoby to oznaczać wielkie poświęcenie. Ograniczenie węglowodanów stanowczo powinno być jednym z nich. Dlatego, by nie pozwolić odejść czarnowłosemu po tak krótkim czasie, zadecydował o przejściu na znacznie wyższy poziom.

Sake!

To był bardzo dobry pomysł, by uczcić powrót starego przyjaciela. Uzumaki nie przewidział tylko jednego. Sasuke to osoba prawie że niepijąca, co oznaczało wypicie przez niego znacznie większej ilości alkoholu niż zakładał...

Było bardzo późno, a blondyn ledwie przytomnie pokładał zaślinioną głowę na ladzie. To ewidentnie oznaczało koniec ich miłego, ale i męczącego spotkania. Uchiha pomógł swojemu towarzyszowi wstać ze stołka barowego, przytrzymując go jedyną zdrową ręką na swoich barkach. Pijany Uzumaki nie sprzeciwiał się, pozwalając mu się prowadzić. Pomachał jeszcze tylko ,,trzeźwo" na pożegnanie Ayame i wyszedł wraz z potomkiem sharingana, przechodząc jakiś nieodległy dystans swoimi plączącymi mu się nogami. Wraz z uderzeniem rześkiego powietrza chłopak wzdrygnął się, odczuwając gęsią skórkę.

— Zabierzesz mnie do domu? — Wymamrotał pod nosem odurzony Naruto, czując jak zmęczenie bierze nad nim górę, zamykając mu doszczętnie oczy.

Uchiha, choć w pewien sposób czuł ciężar odpowiedzialności za Uzumakiego, za nic nie wiedział, gdzie on teraz mieszka. Blondyn już nie kontaktował, a że zasypiał mu na ramieniu, jedynym rozwiązaniem było zabrać go do mieszkania Sakury, choć jak się domyślał, sprawi mu to jutro wiele kłopotów i zbędnych tłumaczeń żonie. Kruczowłosy chciał się właściwie od razu tam przenieść, lecz jego uwagę przykuł mały szczegół w postaci dziwnego wypiętrzenia pod jego butem. Przejeżdżając nogą po piaszczystej powierzchni drogi, wzniecając przy tym nieco kurzu, zauważył, iż nadepnął na różowy łańcuszek z zawieszką w kształcie kwiatka. Nie wyglądał na drogocenny, przypominał bardziej zwykły jarmarkowy wisiorek, który mimo wszystko przyciągał oko swoją prostotą. Zapewne gdyby miał drugą rękę i trochę więcej luzu, podniósłby go, przyglądając mu się bardziej wnikliwie z racji tego, iż w pewien sposób z czymś mu się kojarzył. Skończył jednak na samej analizie marszcząc czoło, stwierdzając, iż i jemu sake w nieznaczny sposób uderzyło do głowy. To głupie... Ulokował wzrok na nieprzytomnego już posiadacza Kuramy. Widząc jego nędzny widok, nie mógł powstrzymać mocnego wydechu irytacji, łapiąc go trochę mocniej z racji tego, że zaczynał mu się zsuwać. Nie marnując więcej bezsensownie czasu, skumulował zasoby chakry, chcąc zastosować tę jakże przydatną w wielu przypadkach  technikę czasoprzestrzenną, która nie raz uratowała mu życie. Oczywiście wypadałoby używać jej do wznioślejszych celów, ale czy udzielona pomoc przyjacielowi nią nie jest? Wraz z iskrzącym się w ciemności rinneganem przed chłopakami zaczął pojawiać się mały spiralny portal, który tak jak szybko się pojawił, rozwinie prędko znikł. 

Ten jakże znajomy delikatny głos, niczym powiew wiosennego szumiącego wiatru, sprawił, że zamarł, rozszerzając w wyniku szoku swoje oczu. Gwara miejska wnet ucichła i jedynym słyszalnym dźwiękiem dochodzącym mu do uszu było rozszalałe bicie serca, które z każdym uderzeniem waliło mu w klatce piersiowej dwa razy mocniej, odbierając dopływ powietrza. Odrętwiały porażeniem niezidentyfikowanego mrowienia na ciele, starał się uparcie nie wyrażać żadnych emocji na twarzy, nie zdradzając tym samym, jak wielkie znaczenie miało to spotkanie. Nawet i mu się to udawało, lecz był to bowiem jedynie zarys oszustwa swoich własnych odczuć płynących wraz z zagłębieniem się w soczystą zieleń oczu.

✉️ Od Olsaki:

I jak? Zawiedzeni, czy zaciekawieni? ;p
Przykro mi, ale potrzymam was w niepewności.
Nie jestem z tego rozdziału zadowolona, ale, by wstawić go jeszcze w tym tygodniu, pisałam go na lotnisku.

Uwaga! Nie jest sprawdzony! Zrobię to za tydzień, bo dzisiaj już nie mam na to siły...
Wybaczcie...

Nie oszukując was, wiem, że nie dam rady wstawić przyszłego rozdziału na przyszłą niedzielę. Będę potrzebowała więcej czasu. Wiem, że to spory odstęp czasowy, ale biorąc pod uwagę, że ostatnio wyrzucałam rozdziały co trzy miesiące to mamy chyba jakiś sukces! (4 rozdziały w dwa tygodnie!)

Tak w ogóle to bardzo mi miło za wasz odzew pod poprzednim rozdziałem. Może to i głupie, ale to dla mnie naprawdę dużo znaczy.

Dajecie mi motywację bym pisała dla was dalej, bym wykreowała coś lepszego...

Bez was to opowiadanie by nie powstało.

DZIĘKUJĘ!

PS. Czekam na falę krytyki! ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top