Rozdział IV.
Po rozmowie i akcji z Tord'em,minęło już 30 minut...Ridgwell dalej rozmyśla jak to mogło się stać?Dlaczego to zrobił?Po co tego dokonał?Skąd miał ten skalpel?Dlaczego to było takie przyjemne?Thomas,ma jakiegoś pacjenta o imieniu Patrick,ale nie może się skupić na sesji.Cały czas po jego głowie krążą te same pytania...
-Haloooo-Piskną Patrick...
-A tak,tak.Już zapisuję,a jeżeli mogę spytać to co mówiłeś?-Spytał się zmieszany szatyn.
-Czy pan mnie w ogóle słuchał?-Spytał się roześmiany zachowaniem czarnookiego.
-Po pierwsze,mów mi Tom.A po drugie to...Się trochę zamyśliłem.-Wyrecytował Thomas.
-Zdążyłem zauważyć-Rzekł dalej śmiejąc się Pat.
-Ehh...Na czym skączyliśmy?-Spytał się poważnie Ridgwell.
-Jeszcze nawet nie zaczęliśmy-Po raz kolejny pacjent szatyna,wybuchł śmiechem.
-Em...No tak!-Przyznał rację chłopakowi, który miał nawet długie włosy,po czym dodał-To jak masz na imię?
-Patrick-Powiedział brązowo włosy.
* * * * * * * *
Po kilku sesjach Thomas miał przerwę,więc postanowił wyjść z gabinetu i się przejść.
Gdy Tom przechadzał się po budynku,
zauważył rogacza siedzącego na szarej kanapie.
Postanowił do niego podejść...
-Em...Hej,możesz-Ridgwell spojrzał na swój granatowy zegarek-za godzinę przyjść do mojego gabinetu?
-A co?Chcesz powtórzyć tą akcję?-Spytał się karmelek z błyskiem w oczach.
-Co?!...Ugh...Oczywiście,że nie!-Zaprzeczył Thomas kłamiąc,ponieważ bardzo chciał to powtórzyć.
-Na pewno?-Upewnił się szarooki
-Tak,na 100.000.000%.Chce tylko z tobą porozmawiać-stwierdził czarnooki.
-O czym?-Spytał już poważny Tord.
Tom,zignorował to pytanie i poszedł w swoją stronę,nawet już nie spoglądając na szarookiego.
* * * * * * * *
Po godzinie,Tom skończył swoją ostatnią sesję i czekał na "mordercę",który go wcześniej pocałował.
Do gabinetu wszedł Mike z Tord'em.
-Chciałeś z nim pogadać?-Spytał się podejrzliwie Mike.
-Tak,zostawisz nas samych?-Spytał się Thomas.
-Pewnie-Powiedział Mike,po czym wyszedł z pomieszczenia.
Tord usiadł na krześle,na przeciwko Thomas'a,a czarnooki szybko wstał i przypiął karmelka do krzesła,by się więcej nie uwolnił.Po czym usiadł na swoje miejsce.
-Myślisz,że to przyjemne?-Spytał się surowo rogacz.
-Nie,ale nie mam wyboru-Wydukał czarnooki.
-Właśnie,że masz-Uśmiechnął się szeroko Tord,ze smutkiem w oczach,
który próbował ukryć.
-Dlaczego to zrobiłeś?-Spytał się Thomas z zachrypniętym głosem.
-"To"?-Spytał się dziwnie Tord-To znaczy co?
-Dlaczego mnie pocałowałeś?-Spytał się Thomas bez żadnej emocji.
-To takie trudne?-Spytał Tord przewracając oczami.
-W zasadzie to tak-Powiedział Tom ironicznie,po czym wstał i zbliżył się do rogacza.Chwycił go za podbródek i delikatnie pocałował.Tom starał się go bardziej go pogłębić.
Gdy Tom usłyszał kroki oderwał się od "ślicznego" rogacza i szybko usiadł na swój fotel, po chwili do środka wszedł Jake i zabrał ze sobą rogacza,ale karmelek zanim zniknął uśmiechnął się,ale nie tak szaleńczo jak to ma w nawyku,zrobił normalny leciutko krzywy,lecz piękny,naturalny uśmiech i wyszedł.
* * * * * * * *
Tom był już w domu.Pił swój ukochany trunek i siedział na łóżku.
Myślał,że jest nie normalny,ponieważ zakochał się w mordercy ze zrujnowaną psychiką,a on sam jest jego psychiatrą.Po kilku minutach Tom wypił całą butelkę alkoholu, zamknął oczy i zasnął.
:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:
Thomas zauważył całą zakrwawioną podłogę,ale zorientował się że krew nie była jego...
Czarnooki wstał po czym ujrzał Tord'a z krwawymi plamami i ze skalpelem w rękach całym we krwi,a obok niego leżała jakaś kobieta (również we krwi)wyglądało to na to,że była zabita.Chwilę po tym rogacz "przeteleportował"się do czarnookiego,po czym go namiętnie pocałował.
:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:-:
Tom obudził się,o 4.37 po czym już nie zasnął...
To był tylko sen...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top