Rozdział II - Komunikacją miejską do celu.

Kiedy zaś wyszli z domu Mateusza, ujrzeli, że przed ich domem stał czarny statek kosmiczny. Był on średniej wielkości. Od razu weszli oni do środka. Po zrobieniu tego, gdy weszli do kokpitu, ujrzeli, że pojazd prowadzony był przez, najprawdopodobniej, jednego z pracowników korporacji „Globus Corporation". Chwilę później, kiedy zauważył on Patryka i Mateusza, powiedział:

- O, już jesteście.

Po czym wystartował w kierunku Warszawy. Kiedy zaś lecieli, pilot powiedział:

- Kombinezony, które macie założyć są w klapie po prawej stronie obok wyjścia. Macie też tutaj po bilecie dobowym dwustrefowym, które kazał przekazać wam Daniel.

A następnie podał im bilety. Kiedy Patryk i Mateusz je wzięli, Patryk rzekł:

- Dzięki

- Spoko. Ja tylko wykonuję swoją robotę. – Odparł pilot.

Po tej rozmowie, Patryk i Mateusz wyszli do głównego pomieszczenia i podeszli do odpowiedniej klapy. Gdy to zrobili, Patryk otworzył ją. Po zrobieniu tego, wraz z Mateuszem wyjął po jednym z zestawów kombinezonów. Okazało się, że były to połączone spodnie i bluzka. Mimo wszystko, założyli oni go. Kiedy to zrobili, założyli również buty. Cały kombinezon był biały, z wielkim napisem „GLOBUS CORPORATION" i logiem firmy na prawym rękawie. Także dołączony do ubioru był biały, otwierany zegarek z logiem korporacji na klapce. Go zaś założyli na prawą rękę.

-, Ale nie powiesz. Stylowe są te kombinezony. – Odparł po chwili Patryk,

- No. I to zajebiste, wielkie logo. – Odrzekł Mateusz.

- No przecież ci strażnicy „Xenrano Corporation" muszą poznać, skąd jesteśmy. Przecież do tak strzeżonej korporacji nie wpuściliby zwykłych ludzi.

- W sumie może i racja.

Po tej rozmowie, zapanowała cisza. I trwała ona już przez całą drogę do stolicy Polski...


Po około trzech godzinach, dolecieli oni do Warszawy. Kiedy zaś znaleźli się nad zajezdnią autobusową koło Metra Wilanowska, pojazd, którym się poruszali, zatrzymał się na jednym z wolnych miejsc przeznaczonych dla autobusów. Kiedy już stał, otworzyły się drzwi. Widząc to, nasi protagoniści od razu wyszli na zewnątrz. Po zrobieniu tego, drzwi zamknęły się i statek kosmiczny ruszył w drogę powrotną. Zaś Patryk i Mateusz ruszyli w kierunku zejścia do metra. W czasie drogi, w pewnej chwili, gdy przechodzili obok jednej z mini restauracji typu Fast-Food, w których można było kupić kebaba, Mateusz spytał:

- A jak już będziemy wracać z „Xenrano Corporation", to wstąpimy na kebaba?

- Pojebało? Jak można jeść to gówno? Jak już chcesz zjeść jakiegoś Fast-Food 'a, to pójdźmy do McDonald 's lub do KFC. – Odpowiedział Patryk.

-, Ale kebaby są takie dobre! Nie mam nic do McDonald 's czy KFC, ale kebaby są najlepsze.

- To może pójdźmy na kompromis. Dziś pójdziemy do McDonald 's, a jutro na tego twojego kebaba.

- Dobra.

- No. I sprawa rozwiązana.

- Tak w ogóle, to, co ty tak kompromisowo wszystko ostatnio rozwiązujesz?

-, Bo ostatnio szperałem w Internecie i trafiłem na stronę, gdzie było napisane, aby różne sytuacje, np. takie jak ta, rozwiązywać za pomocą kompromisów lub dyskusji. I w sumie to nie był taki głupi pomysł.

Po tej rozmowie, na jakiś czas nastała cisza. Kiedy zaś weszli do metra i podeszli do barierek, skasowali bilety, po czym przeszli i w czasie schodzenia po schodach schowali je do kieszeni ich kombinezonów. Gdy znaleźli się na dole, podeszli do torów, nad którymi był znak „MŁOCINY" i zaczęli czekać na metro.

- Tak. Plus jeszcze jakieś godzinne opóźnienie. – Zauważył Mateusz.

- Ło panie, to nie PKP czy Intercity. To tylko metro. Ono spóźnia się maksymalnie parę minut lub sekund. – Rzekł Patryk.

- A, no fakt. Rozpędziłem się.

Po tych słowach, zaczęli dalej czekać. Około dwie minuty później, nadjechały wagony metra. Od razu, gdy się zatrzymało i drzwi otworzyły się, weszli do jednego z wagonów. Akurat los chciał, że był on najbardziej pusty, dzięki czemu znaleźli oni miejsca siedzące. Usiedli, więc i zaczęli czekać. Kiedy zaś metro ruszyło, w pewnym momencie rozbrzmiał głos z komputera, który mówił:

- Następna stacja: Wierzbno

- A co, tu wierzby rosną? – Skomentował Mateusz.

- LOL, nie. Taką nazwę ktoś wymyślił. Chociaż może i rosną. Nigdy tu nie byłem. – Odpowiedział Patryk.

Po tej rozmowie nastała cisza. Parę chwil potem, z głośnym hałasem, wagony zatrzymały się na stacji Wierzbno. Do wagonu weszło parę osób. Po paru chwilach, drzwi zamknęły się i metro ruszyło. Zaś komputerowy głos rzekł:

- Następna stacja: Racławicka

-, Jaka nazwa. Kojarzy mnie się z racuchami. – Ponownie skomentował Mateusz.

- Wiesz, mnie też. Może jakiś fan racuchów to wymyślił. – Odparł Patryk.

I znów nastała cisza. Jakiś czas później, z łoskotem wagony wjechały na stację Racławicka. Tym razem weszły może z cztery osoby. Gdy natomiast po pewnym czasie drzwi się zamknęły i metro ruszyło, z głośników ponownie wydobył się ten sam głos, który mówił:

- Następna stacja: Pole Mokotowskie

-, Ale czemu pole? Pusto tam jest? – Spytał Mateusz.

- Nie. Ale kiedyś to było faktycznie pole. Nazwa nawiązująca do przeszłości tego miejsca. – Odrzekł Patryk.

Chwilę po tej rozmowie, wagony metra wjechały na stację. Po zatrzymaniu się, tym razem wyszła jedna osoba, a weszło sześć. Gdy zaś po paru chwilach metro ruszyło, komputer ponownie rzekł:

- Następna stacja: Politechnika

- O NIEEEE! Będzie w chuj ludzi wchodzić! – Krzyknął Mateusz.

- Czy ty kurwa musisz wszystkie stacje komentować? – Spytał Patryk.

- Tak

- Ech...I z kim ja ten świat ratuję.

I po paru chwilach, metro zatrzymało się na stacji. Tym razem weszło do środka z dwadzieścia osób. Wyszło dziesięć. Następnie zaś, metro ruszyło. A głos z komputera rzekł:

- Następna stacja: Centrum. Możliwość przesiadki do pociągów podmiejskich i dalekobieżnych.

- I znów w chuj ludzi. Szczególnie tych z Dworca Centralnego. – Powiedział Mateusz.

-, Co ty. Intercity pewnie jeszcze nawet do połowy drogi nie dojechało. – Zażartował Patryk.

- Hehehe. Tak rzeczywiście może być.

Po tej rozmowie, wagony wtoczyły się na stację. Tym razem wyszło pięć osób, a weszło piętnaście. Gdy wagony ruszyły, głos z komputera rzekł:

- Następna stacja: Świętokrzyska. Możliwość przesiadki do pociągów linii metra M2.

- OMG! M2! Moja ukochana linia metra! Chodźmy tam! Chodźmy! – Skomentował Mateusz.

- Nie zesraj się z tego podniecenia. Poza tym, najpierw obowiązki, potem przyjemności. – Odrzekł Patryk.

- Eh...Może i masz rację.

I w pewnej chwili metro wjechało na stację. Tym razem wyszło siedem osób, a weszły ze dwie. Gdy zaś metro ruszyło w dalszą drogę, głos z komputera rzekł:

- Następna stacja: Ratusz Arsenał.

- Mimo iż do szkoły nie chodzę od dawna, to „Arsenał" kojarzy mnie się z książką „Kamienie na szaniec.". – Powiedział Mateusz.

- Przecież ty tego nawet nie przeczytałeś. – Zauważył Patryk.

-, Ale przeczytałem streszczenie. Szczegółowe.

- No jest się, czym kurwa chwalić. Ale w sumie ja tego też nie przeczytałem.

- No widzisz.

- A, że wtedy nie było filmu, przeczytałem byle, jakie streszczenie i dostałem cztery minus.

- No patrz, a ja pięć.

-, Bo ty to czituch jesteś.

Lecz, w czasie ich rozmowy, pociąg wjechał na stację. Na niej zaś wysiadło z jedenaście osób, a weszły cztery. Gdy zaś pociąg M1 ruszył, komputerowy głos rzekł:

- Następna stacja: Dworzec Gdański. Możliwość przesiadki do pociągów dalekobieżnych.

- A co z podmiejskimi? – Spytał Mateusz.

- One tylko z centrum jeżdżą. – Odpowiedział Patryk.

- Dyskryminacja pociągów podmiejskich.

- Podmiejskie to gówno. Równie dobrze tą odległość, co one przebywają można by przejechać samochodem. Nie wiem, po co one są.

- A jak ktoś jest bez samochodu?

- To już jego problem. Niech sobie taksówkę zamówi. Podmiejskie powinno się zlikwidować.

- ZLIKWIDOWAĆ! Hehe.

- Kurwa mać, zapomniałem, że jesteś fanem Krzysztofa Kononowicza.

Jednak i w czasie tej rozmowy, wagony metra wtoczyły się na stację. Tym razem wyszło czternaście osób, a weszło osiem. Kiedy ruszyło, komputerowy informator rzekł:

- Następna stacja: Plac Wilsona

- O M G! Czyżby to był TEN Wilson? – Spytał Mateusz.

- Kuźwa, a ty znowu oglądałeś Młodych Tytanów. Nie, nie TEN Wilson. Był taki prezydent Stanów Zjednoczonych. Tylko nie wiem, czym się zasłużył, aby mieć plac nazwany jego nazwiskiem w naszym kraju. – Odrzekł Patryk.

- Poza tym, nie powinno się czytać „Plac Łilsona", a nie „Plac Wilsona"?

- Powinno. Też nie rozumiem, dlaczego każdy czyta to tak, jak się pisze.

I znowu w czasie ich pogawędki, pociąg M1 wtłoczył się na stację. Tym razem weszły dwie osoby, a wyszło dziewięć. Gdy zaś M1 ruszyło, komputer powiedział:

- Następna stacja: Marymont

- Ło kurwa, a co to za nazwa? Marymont? Co to znaczy? – Spytał Mateusz.

- Sprawdź na Wikipedii. Ja już nie pamiętam. Ale przystanek metra mają tu ładny. Ale nie tak, jak na Placu Wilsona. – Odparł Patryk.

- No.

Jakiś czas po tych słowach, metro wjechało na stację. Tu wyszły dwie osoby, a wyjątkowo nikt nie wszedł. Kiedy zaś M1 ruszyło w dalszą trasę, głos z komputera powiedział:

- Następna stacja: Słodowiec

- Bym coś powiedział, ale ta nazwa nie daje mi żadnego pola do komentarza.

- No kurwa nareszcie. Może w końcu zamkniesz ryj. – Rzekł Patryk.

- A czy ja coś mówiłem?

- Komentowałeś nazwy każdej stacji, geniuszu.

- Oj tam, zaraz. Ja tylko urozmaicam nam podróż.

- Napierdalając ozorem prawie, co chwilę.

- Prawie. A prawie robi wielką różnicę.

Ale i w czasie tej pogawędki metro wjechało na stację. Tu wyszło z pięć osób, a weszły dwie. Gdy zaś pociąg M1 ruszył, komputer powiedział:

- Następna stacja: Stare Bielany,

- Stare? A gdzie są Nowe? – Spytał Mateusz.

- Młociny są w Nowych Bielanach. – Odrzekł Patryk.

- Serio?

- Serio, serio. Nie wiedziałeś o tym?

- Głupio mnie się tak teraz przyznać, ale nie.

Także i w czasie tej rozmowy, pociąg metra wjechał na przed przed ostatnią stację. Tu wyszło z piętnaście osób, a weszło dziewięć. Gdy metro ruszyło, głos z komputera odparł:

- Następna stacja: Wawrzyszew

- A nie powinno być WOWrzyszew? – Spytał Mateusz.

- Ten suchar był tak suchy, że aż wysuszył oceany. – Odrzekł Patryk, po czym dodał:

- A poza tym, jak ty to sobie wyobrażasz? „Następna stacja: Wowrzyszew"?

- Byłoby śmiesznie.

Po tej rozmowie, parę chwil później, metro wjechało na stację. Kiedy to nastąpiło, wyszło dwadzieścia osób, a nie wsiadł nikt. Gdy metro ruszyło, głos z komputera rzekł:

- Następna stacja: Młociny

- O. To nasza. – Odparł Mateusz.

Po tych słowach, oboje wstali i podeszli do wyjścia. Kiedy już stali, chwycili się za słup, aby nie wywalić się, gdy metro będzie hamować. Chwilę później, metro zahamowało i drzwi otworzyły się. Gdy oboje wyszli, podeszli do schodów ruchomych i weszli na nie. Następnie zaczęli czekać. Parę sekund potem, gdy już wjechali na górę, wyszli z metra i udali się do przejścia dla pieszych. Na szczęście trafili na zielone światło, więc przeszli od razu. Po zrobieniu tego, podeszli na przystanek i sprawdzili, o której przyjedzie autobus linii sto czternaście. Ówcześnie oczywiście sprawdzili godzinę. Była jedenasta. Autobus natomiast miał przyjechać za osiem minut.

- Eh. Przynajmniej się nie spóźniliśmy. – Powiedział Patryk.

- No. To najważniejsze. Im wcześniej dojedziemy do „Xenrano Corporation", tym mniejsze prawdopodobieństwo, że wyprzedzą nas Grzegorz, Laura, Dawid i Klara. – Odrzekł Mateusz.

- Miejmy nadzieję, że oni tam jeszcze nie dotarli.

- Na pewno nie. A przynajmniej miejmy taką nadzieję.

Po tej rozmowie, zaczęli czekać. O godzinie jedenastej siedem, ujrzeli autobus sto czternaście, który stał na światłach. Kiedy zaś na niego czekali, Patryk powiedział:

-, Ale ja siadam przy oknie.

- A to niby, czemu ty? – Spytał Mateusz.

-, Bo jestem zajebisty.

- No chyba cię pięty swędzą.

- Przecież sam mi to powiedziałeś.

- Kurwa

- Hyhyhy

Jednak, około minutę po tej rozmowie, podjechał odpowiedni autobus. Gdy zaś Patryk i Mateusz wsiedli do środka, znaleźli dwa wolne miejsca na podwyższeniu. Od razu Patryk usiadł przy oknie, a Mateusz obok niego. Kilka chwil potem, autobus ruszył. Zaś głos z komputera rzekł:

- Następny przystanek: Zajezdnia Żoliborz. Przystanek na żądanie.

- A najlepsze jest to, że ta Zajezdnia Żoliborz to nie zajezdnia, tylko zwykły przystanek. – Zauważył Mateusz.

- No to chyba jest logiczne. Bo jakby to była zajezdnia, to nie byłaby na żądanie. – Odparł Patryk.

- Kuźwa. W sumie i racja.

Po tej rozmowie, na jakiś czas nastała cisza. Po jakimś czasie, dało się słyszeć ten sam głos, który mówił:

- Przystanek: Zajezdnia Żoliborz. Przystanek na żądanie.

Jednak, jako iż nikt nie nacisnął przycisku „STOP", autobus przejechał przystanek. Po paru chwilach, rozległ się komputerowy głos, który mówił:

- Następny przystanek: Prozy. Przystanek na żądanie.

- Kolejny? – Rzekł Mateusz.

- To chyba dobrze. Jeśli nikt nie naciśnie magicznego przycisku „STOP", to szybciej dojedziemy. – Zauważył Patryk.

- Uważaj, bo jeszcze zapeszysz.

- O fuck. Rzeczywiście.

Lecz, po tych słowach nastała cisza. Po paru chwilach, ten sam głos rzekł:

- Przystanek: Prozy. Przystanek na żądanie.

Na szczęście, ku ich szczęściu, nikt nie nacisnął odpowiedniego przycisku, dzięki czemu autobus przejechał obok przystanku, gdyż oprócz tego nikt na nim nie stał. Zaś komputerowy głos powiedział:

- Następny przystanek: Muzealna.

- Muzealna? To tam jest jakieś muzeum? – Zapytał Mateusz.

- Szczerze to nie wiem. Ale chyba tak. Bo z dupy by tej nazwy pewnie nie dali. Chociaż w sumie...Na Kwitnącej nic nie kwitnie, a na Chomiczówce nikt nic nie chomikuje. Ani nie ma tam chomików. Więc kto wie. – Odparł Patryk.

Po tych słowach zapanowała cisza. Po paru minutach, głos z komputera rzekł:

- Przystanek: Muzealna.

Po czym autobus zatrzymał się, a drzwi otworzyły. Na przystanek wyszły trzy osoby, a weszła jedna. Po jakichś paru sekundach dało się słyszeć charakterystyczny dźwięk i drzwi zamknęły się, a pojazd ruszył. Zaś głos z komputera powiedział:

- Następny przystanek: Dzierżoniowska. Przystanek na żądanie.

- Dużo jest tych przystanków na żądanie. A poza tym, skąd ta nazwa? Coś się tutaj dzierży? – Rzekł Mateusz.

- Ty i te twoje komentarze. Nic się nie dzierży. To tak jakby na Szkolnej była szkoła. W pobliżu nie ma żadnej. – Odparł Patryk.

- Oj no, nie znasz się na żartach.

- Te twoje „żarty" to tak naprawdę suchary.

Po tej rozmowie, nastała kolejna cisza. Chwilę potem, ten sam komputerowy głos, rzekł:

- Przystanek: Dzierżoniowska. Przystanek na żądanie.

Lecz, nikt nie nacisnął przycisku „STOP" oraz nikt nie stał na przystanku, więc autobus go ominął. Kiedy zaś jechał dalej, komputerowy głos rzekł:

- Następny przystanek: Anny Jagiellonki. Przystanek na żądanie.

- Nie ma, co. Przystanek nazwany imieniem i nazwiskiem ważnej postaci, a na żądanie. – Skomentował Mateusz.

- Może po prostu tutaj mało osób wysiada i wsiada. To chyba nie wina ZTM, nie? – Odparł Patryk.

- Ich wina. Mogli tu przystanku nie robić.

-, Ale może jednak jest potrzebny, ale nie tak często.

Po tej rozmowie nastała cisza. Jakiś czas potem, przerwał ją ten sam głos, który mówił:

- Przystanek: Anny Jagiellonki. Przystanek na żądanie.

Jednak, jako iż było tak samo jak w przypadku Dzierżoniowskiej, autobus po prostu przejechał nie zatrzymując się. Zaś po chwili głos z komputera rzekł:

- Następny przystanek: Żubrowa – UKSW.

- O LOL. A to, co? Jakiś klub piłkarski? – Zapytał Mateusz.

- A ja wiem? Nie słyszałem nigdy o takim klubie. Ale w sumie skądś ta nazwa musi się brać. – Odpowiedział Patryk.

-, Bo dla ciebie poza Legią żaden inny klub nie ma prawa bytu.

- Masz coś do Legii, kurwa?

- Nie, nic.

- No ja myślę.

- To ty myślisz?!

- W przeciwieństwie do ciebie to tak.

- Oj, spieprzaj.

Jednak, po tej rozmowie, na parę minut nastała cisza. Po tym czasie, rozległ się głos z komputera, który mówił:

- Przystanek: Żubrowa – UKSW.

Po czym autobus zatrzymał się, a drzwi otworzyły. Tym razem wysiadły cztery osoby i ponownie nikt nie wsiadł. Po chwili zaś, drzwi zamknęły się i pojazd ruszył. Gdy to nastąpiło, głos z komputera rzekł:

- Następny przystanek: Młociny – UKSW.

- O, to nasz. – Odparł Patryk.

Po tych słowach, oboje wstali i podeszli do wyjścia. Kiedy tam stali, chwycili się słupa, aby się nie wywrócić podczas hamowania i czekali. Jakieś parę minut potem, dało się usłyszeć komputerowy głos, który mówił:

- Przystanek: Młociny – UKSW.

A następnie autobus zatrzymał się na przystanku i jednocześnie zajezdni, a drzwi otworzyły się. Kiedy to nastąpiło, Patryk i Mateusz wyszli na zewnątrz i ruszyli w odpowiednim kierunku. Po około minucie, doszli do długiego przejścia dla pieszych. Niestety, tu im się nie poszczęściło i musieli trochę poczekać na zielone światło. Gdy zaś to nastąpiło, przeszli na drugą stronę, skręcili w lewo i poszli na przystanek. Po zrobieniu tego, Patryk sprawdził godzinę. Była jedenasta pięćdziesiąt. Po zobaczeniu tego, podszedł do rozkładu jazdy autobusu BIS sprawdzić, kiedy przyjedzie ten, jadący do Sadowa. Okazało się, że dopiero o dwunastej osiem. Widząc to, podszedł do Mateusza i powiedział:

- Ty, jeszcze dziewiętnaście minut do przyjazdu autobusu jadącego do Sadowa. Co robimy?

- Ty tu czekaj, a ja zaraz wracam. – Odpowiedział Mateusz.

- OK

Po czym Mateusz odszedł. Nie było go około pięć minut. Kiedy zaś wrócił, dało się zauważyć, że niósł paczkę chipsów. Kiedy zaś podszedł do Patryka, spytał:

- Chipsa?

- Chętnie. – Rzekł Patryk i się poczęstował. Kiedy to zrobił, spytał:

- A co ty taki miły dzisiaj? Zwykle musiałem za tobą latać, abyś mi chipsa dał.

- Pracuję na bilet.

- Ja pierdolę. I po co ja ci to obiecałem?

-, Bo jestem fajny.

- Pojebało?

- Oj cicho.

Jednak, po tej rozmowie, zaczęli czekać na autobus, w międzyczasie jedząc chipsy kupione przez Mateusza. Po parunastu minutach zaś, ujrzeli nadjeżdżający autobus. Widząc go, Mateusz rzekł:

- Teraz ja siadam przy oknie.

- A to niby, czemu? – Zapytał Patryk.

-, Bo ty siedziałeś ostatnio.

- A, no fakt.

Po tej rozmowie, gdy autobus podjechał i drzwi się otworzyły, oboje wsiedli do środka. Kiedy to zrobili, zauważyli dwa miejsca na podwyższeniu. Od razu podeszli tam, po czym Mateusz usiadł przy oknie, a Patryk koło niego. Po chwili drzwi autobusu zamknęły się i pojazd ruszył. Lecz, tym razem nie dało się usłyszeć komputerowego głosu, który obwieściłby następny przystanek.

- No, co jest? Czemu żaden komputer nie informuje o kolejnym przystanku? – Spytał Mateusz.

-, Bo to stare autobusy, które pamiętają jeszcze rok dwa tysiące dwunasty i nie mają takich bajerów. Ale to w sumie dobrze. W końcu przestaniesz komentować nazwy. – Odpowiedział Patryk.

- Oj cicho. Ja tylko starałem się umilić nam podróż.

- Nadawałbyś się na komentatora sportowego.

- Eee...Chujowa robota.

Po tej rozmowie, zaczęli siedzieć w ciszy, w międzyczasie jedząc chipsy. Lecz, w pewnym momencie, gdy byli w połowie drogi, usłyszeli dźwięk zegarka Patryka. Od razu podniósł on klapkę. Kiedy to zrobił, ujrzał, że był to ich szef. Widząc ich, powiedział:

- No i jak? Gdzie jesteście?

- W połowie drogi do Sadowa. – Odpowiedział Patryk.

- Mmm...Nieźle. Szybcy jesteście. W ogóle to już poinformowałem szefa „Xenrano" o tym, że wysłałem im dodatkową ochronę, czyli was. Ucieszył się z tego powodu.

- Tak w ogóle, to, co my mamy zrobić z tą tubą?

- Szef „Xenrano" wam ją przekaże. A wy – strzeżcie jej jak oka w głowie.

- Spoko. Na nas zawsze możesz liczyć.

W tym momencie dało się zauważyć, że Globus szczerze się do nich uśmiechnął, a następnie powiedział:

- Dziękuję...

Co mogło znaczyć, że naprawdę mu na tym zależało. Chwilę potem zaś, Mateusz powiedział:

- Nie ma, za co. My tylko wykonujemy swoją pracę.

- Nu. – Dodał Patryk.

- Miałem szczęście wybierając was na osoby, którym powierzam ratowanie świata. No, ale dobrze. Ja już muszę kończyć. Odezwę się za jakiś czas. – Odparł Globus.

Po tej rozmowie, połączenie zakończyło się. Gdy to nastąpiło, Patryk zamknął klapkę od zegarka. Zaś dalsza droga do celu minęła w ciszy.


Po jakichś parudziesięciu minutach, dojechali oni do zajezdni wsi Sadowa. Po zatrzymaniu się autobusu i otworzeniu drzwi, wyszli oni na zewnątrz.

- No. To jesteśmy w owej wsi. Teraz ruszajmy do korporacji. – Odparł Patryk.

Następniezaś, Mateusz wyrzucił papierek po chipsach do pobliskiego śmietnika, po czym oni Patryk ruszyli przed siebie, do prawdziwego celu ich kilkugodzinnej podróży...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top