Part 22

Jungkook pov.

Wyprawa do hurtowni odbyła się troszkę dziwnie. Czułem w sobie swego rodzaju ogień, który zdawał się szaleć, gdy tylko spoglądałem na mojego chłopaka. Nie wyznałem mu miłości w dość poetycki sposób ani też nie robiłem tego w jakimś romantycznym miejscu. Wyznałem to w prosty sposób, choć nawiązanie do Iron Man'a nie było mądrym wyjściem. W każdym razie czułem się dobrze, chociaż nie wypadało teraz śmiać się z Jimina, a ciekawe epitety same cisnęły mi się na usta, jak to miały w zwyczaju. Musiałem się wyzbyć niektórych nawyków, no i zachowywać się tak, jak zwykle w szkole. Nasz związek miał pozostać naszą słodką tajemnicą.

Praca w piątek i sobotę pozwoliła nam na mały wypad w niedzielę gdziekolwiek. Na początku byłem temu przeciwny, bo mama musiałaby sama pracować w kawiarni, a to mi się nie uśmiechało. Przyrzekłem sobie, że będę jej pomagał tak długo, jak trzeba będzie. Junghwa jednak o wszystkim wiedziała. Powiedziała, że mamy prawo do wspólnego szczęścia. Czułem się przez to jak małe, delikatne dziecko. Przynajmniej raz mogłem z tego skorzystać, szczególnie, że moja siostra zaoferowała pomoc mamie w niedzielę, chociaż to ona miała zaplanowane spotkanie z przyjaciółmi z drużyny łuczników.

Może rzeczywiście przesadza? Życie to nie bajka i warto było zachować jakieś realia, które miały przypominać mi o tym, że to nie sen.

Te myśli musiałem odłożyć gdzieś na bok, bo teraz miałem przeżyć chwile szczęścia. Jimin zaprosił mnie... w sumie, to sam nie wiem gdzie. Powiedział, że przyjdzie po mnie, więc jedyne co mi pozostało to ubrać się jakoś sensownie. Termometr za kuchennym oknem wskazywał dobre siedemnaście stopni. W końcu mogłem ubrać tenisówki wiedząc, że nogi mi nie zmarzną. Do czarnego obuwia wybrałem ciemne dżinsy, które zresztą uwielbiałem. Do tego biała koszula, która była odrobinę za duża, ale prześwitywała, więc musiałem dodatkowo ubrać pod nią białą koszulkę. Nie chciałem by ktokolwiek widział co pod nią skrywam. Gdy byłem już gotowy stanąłem przed lustrem, by dokonać ostatnich poprawek. Grzywkę ułożyłem równiuteńko na czole przy pomocy grzebienia, jednak nie pasowało mi to do ubioru. Przygryzłem dolną wargę, żeby moim narzędziem pracy zrobić nieznaczny przedziałek bardziej po prawej stronie. Po kilku próbach mi się udało. Jedynie guziki przypięte po samą szyję mi przeszkadzały, dlatego odpiąłem dwa - więcej nie mogłem z powodu koszulki. Z szafki szuflady, która znajdowała się w biurku wyciągnąłem paczkę miętowych gum w drażetkach. Wrzuciłem sobie do ust dwa białe prostokąciki, a resztę paczki schowałem do kieszeni w spodniach.

Westchnąłem cicho, odblokowując telefon. Jimin miał przyjść dopiero za piętnaście minut. Przecież tyle nie wytrzymam. Na pewno nie. Położyłem się na swoim łóżku i przymknąłem na chwilę oczy. Często zastanawiałem się jak będzie wyglądał nasz pierwszy raz, ale dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, jakim napalonym dzieciakiem jestem. Nawet szesnastu lat nie ukończyłem, a już marzyłem o takich przyjemnościach, które były przeznaczone dla dorosłych. Kiedy moje myśli same brnęły przez dobrze znane mi tereny umysłu, musiałem cofać się i myśleć o czymkolwiek innym. Na przykład o Iron Man'ie i komiksach, które niebawem miałem dostać czy też o bieganiu, które kochałem tak bardzo, jednak jako, że Jimin stał na samej górze mojej piramidy ważności, zaraz obok ukochanego sportu, nie sposób było odwrócić uwagę od tych niegrzecznych myśli.

Gdy tylko usłyszałem dzwonek do drzwi, zerwałem się z łóżka i pobiegłem do przedpokoju, by otworzyć wrota przed moim księciem z bajki. No może przesadzam, ale właśnie tak się czułem.

- Cześć Jungkookie, jestem odrobinę wcześniej, ale nic się nie stało, prawda?

- Oczywiście, że nie. - uśmiechnąłem się, zakładając buty.

- Gdzie ci tak spieszno? - zapytał kręcąc głową.

- Nie wiem, ty mi powiedz. - założywszy buty, wyprostowałem się i poprawiłem koszulę, która trochę się podniosła. Miałem chwilę na przyglądnięcie się Jiminowi. Na nosie miał okulary, skórzana kurtka i biała koszulka bez nadruku idealnie komponowała się z czarnymi dżinsami oraz białymi air force'ami.

- To niespodzianka, - wyszczerzył się. - gotowy?

- Poczekaj jeszcze - sięgnąłem po kurtkę z dżinsu, którą kiedyś dostałem od taty. Podobno chodził w niej w młodości. Los chciał, że znów była na topie, a ja po prostu ją lubiłem. Włożyłem ją szybko i zabrałem klucze z szafki na buty. - Teraz już tak.

Wyszedłem z mieszkania i musnąłem szybko usta chłopaka na przywitanie. Nie dałem mu niczego kontynuować, bo musiałem zamknąć drzwi. Kiedy upewniłem się, że wszystko z nimi okej, odwróciłem się do Jimina.

- Wyglądasz... Jakoś tak inaczej niż zwykle - zmierzył mnie wzrokiem.

- Bo dzisiaj się postarałem. Nie podoba ci się?

- Podoba mi się wszystko, co związane z tobą - wzruszył ramionami - Idziemy?

- Idziemy.

Nie musiał tego w tak bezpośredni sposób ująć, choć wciąż nie określił, czy w tym konkretnym stroju wyglądałem dobrze. W drodze do tego tajemniczego miejsca wpadliśmy na watę cukrową, którą robił miły dziadek przy ręcznie robionej maszynie. Niebieski puch rozpływał się w moich ustach i barwił język na niebiesko. Sprawiło mi to taką radochę jak nigdy, szczególnie, że Jimin pobrudził sobie usta. Gdybyśmy nie szli drogą pełną ludzi, na pewno do wyczyszczenia tego użyłbym swoich ust. Niestety taka opcja była niedopuszczalna. Szliśmy więc do nieznanego mi miejsca rozmawiając o wszystkim i o niczym. Najbardziej spodobał mi się temat o jedzeniu. Dowiedziałem się, że Jimin uwielbia ciasto truskawkowe mojej mamy, co raczej nie było tajemnicą, ale ciekawostką było to, że nie przepadał za ryżem z przyprawami, które barwiły go na żółto. Nie wiedział jak to się nazywało, ja w sumie też, ale ostatecznie doszliśmy do porozumienia.

W końcu dotarliśmy przed ogromny budynek, w którym mieściło się kino. Domyśliłem się, że należało do jego rodziców. Nie sądziłem jednak, że akurat to kino prowadzą. Lubiłem tutaj przychodzić z moją siostrą na różne animacje Disney'a lub innych, podobnych wytwórni. Teraz tylko wystarczyło pomyśleć, na co chce mnie zabrać? Przez myśl przeszło mi kilka propozycji, ale nie mogłem być niczego pewien.

Uradowany wszedłem do budynku u boku chłopaka, który kierował się od razu na piętro, gdzie znajdowały się sale kinowe. Nawet nie szedł po bilety, tylko po prostu już za rękę pociągnął mnie za sobą do sali numer sześć. Na ekranie ponad drzwiami nie było napisane, jaki film będzie tutaj emitowany, co podwójnie mnie zaskoczyło. Gdy weszliśmy na schodki między fotele, Jimin pomachał do kogoś za szybą, za którą stał projektor. Światła zgasły, więc czym prędzej zajęliśmy najlepsze miejsca.

- Musiałem się nieźle naprosić rodziców, żeby móc to włączyć dla ciebie. - szepnął tuż przy moim uchu, wywołując przyjemne dreszcze na moim karku.

- W takim razie co to jest? - zapytałem nieco zdziwiony.

- Sesja z superbohaterami, - uśmiechnął się, co nawet w tym półmroku zauważyłem - czyli zobaczymy obie części Avangers na ekranie kinowym.

- Naprawdę?! Jesteś niesamowity! - wtuliłem się w niego i zacząłem całować po twarzy w podzięce. Druga część wyszła niecałe pół miesiąca temu, więc było mi naprawdę miło, szczególnie, że mieliśmy całą salę dla siebie.

- Wiem, - ucałował moje usta. - ale teraz musisz się na chwilę odsunąć. Zaraz przyjdzie moja mama z popcornem i colą. Chciała poznać mojego przyjaciela, więc powiedziała, że sama się pofatyguje.

- Jasne, oczywiście. - odsunąłem się szybko i zdjąłem, przeszkadzającą mi, kurtkę.

Jak na zawołanie, kilka chwil później, pojawiła się starsza kobieta, około czterdziestki. W sumie to w niczym nie przeszkadzała, bo na ekranie co jakiś czas zmieniały się reklamy, więc tylko wstałem i ukłoniłem się nisko.

- Więc to ty jesteś Jungkookie, - uśmiechnęła się, odkładając duże pudełka z prażoną kukurydzą i kubki z napojem - miło mi Cię poznać.

- Mnie również pani Park - odwzajemniłem uśmiech i usiadłem z powrotem.

- Oj dobra, Jimin, nie patrz tak na mnie. Już idę. Miłego seansu wam życzę.

Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.

- Miła kobieta. - szepnąłem do Jimin'a.

- Masz zupełną rację. Może ma kilka wad, ale gdyby ich nie miała, to nie byłaby taką cudowną matką, chociaż czasem się przepracowuje.

- Z moją jest podobnie. Takie już są matki, kiedy chcą dobrze dla swoich dzieci. - wzruszyłem ramionami.

- Znów masz rację. - zaśmiał się - Idziesz do mnie na kolana? Teraz już nikt nam nie przeszkodzi.

- A mogę? -spojrzałem na niego pytająco.

- Czemu nie. - usiadł wygodnie i poklepał się po udach. - No chodź.

Po chwili zastanowienia usiadłem na nim i wtuliłem się w niego tak, by nie przeszkadzać mu w oglądaniu. Chwyciłem za pudełko popcornu i zacząłem jeść. Właśnie zaczynał się film, który widziałem tak wiele razy. Dopiero później miałem zobaczyć najnowszą część, ale nie przeszkadzało mi to. Cieszyłem się, że Jimin potrafił załatwić coś tak niebywałego. Nigdy nie zapomnę tej randki. Pierwszej randki.

A jednak udało mi się napisać rozdział! To zasługa mojego pana z lekcji zawodowych (informatycznych), bo dał mi dwie godzinki na pisanie xD Jak wróciłam do domciu tylko dokończyłam, dopisując kilka słów i już B) W każdym razie znowu uderzyłam mocno w opisy, co chyba widać. Zdałam sobie sprawę, że najlepiej mi się pisze po tym, jak przeczytam kawałek książki B) Polecam Alicję w krainie zombi. 

Dziękuję mojej nowej edytorce _death_dreams_. Przydatna jest jej pomoc, bo ja nie zawsze wychwytuje wszystkie swoje błędy. 

Do następnego~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top