Part 12

Jungkook pov. [poprawiony 28.12.16]

Pocałunek... Dlaczego się na niego zgodziłem? Przecież miałem gdzieś jego uczucia, prawda? Prawda? Oczywiście, że tak... Co z tego, że sam pogłębiłem to, co delikatnie zaczął starszy? Po prostu zapragnąłem więcej, niż sądziłem. Czy wszystko tak boleśnie musiało tracić sens? Znaczy...

Zepchnąłem z siebie hyunga i wyszedłem z namiotu, wkładając wcześniej buty. Musiałem się przewietrzyć. Nawet jeśli postąpiłem niewłaściwie, potrzebowałem świeżego powietrza. Było trochę chłodno, ale to nic. Za chwilę wrócę.

Tylko co ja powiem Jiminowi? Przecież wyznał mi miłość. Nie mogłem go tak po prostu odrzucić. To jest... Mogłem, ale nie chciałem..? Dlaczego nie chciałem? Był przecież tylko kapitanem i powoli stawał się przyjacielem, nawet jeśli sam się wpraszał w moje życie, uderzając wprost w serce.

Najpierw to ja muszę ochłonąć. Nie chciałbym go urazić w jakiś sposób. Wejdę tam i powiem, że ja nic do niego nie czuję i że ma zostawić mnie w spokoju, ale możemy się przyjaźnić. To naprawdę dobry pomysł. Już czułem w kościach ten święty spokój. Pójdę tylko na siusiu w krzaczki i pogadam z nim na poważnie. Bez żadnego całowania. Nie miałem zamiaru tracić przez niego zmysłów. Przecież nie pociągał mnie w ten sposób, w który powinien.. W ogóle mnie nie pociąga!

Po załatwieniu potrzeby wytarłem ręce w spodnie, bo przecież nigdzie tutaj kranu nie widziałem, żeby móc się umyć.

Zdjąwszy buty, wszedłem do namiotu. Jimin leżał na swoim posłaniu i wpatrywał się we mnie. Moje ciało miało jakąś dziwną reakcję na to spojrzenie. Niby dreszcze, ale nie dreszcze. To nic nie znaczy, prawda? Oczywiście, że nie. Przełknąłem gęstą ślinę, która zapewne taka była, bo chciało mi się pić. Odkaszlnąłem w rękę, żeby bez zbędnej chrypki móc mówić.

- Hyung — zacząłem -, teraz kiedy wiem, co do mnie czujesz...

- Brzydzisz się mnie, tak? - wtrącił niespodziewanie — wiem że tak. Nie krępuj się. Wysłucham tych wszystkich przykrych słów.

Patrzyłem na niego oniemiały z rozwartymi ustami. Czy właśnie miałem zamiar go zranić? Odpowiedź była prosta: TAK. I to zupełnie świadomie. Dlaczego byłem takim debilem? Przez wzgląd na własną wygodę chciałem skrzywdzić Jimina, jedyną osobę, która zwróciła na mnie uwagę w trochę inny sposób. Spoglądając na jego twarz, wiedziałem, że przygotowuje się na najgorsze. Czy byłem potworem, by powiedzieć mu to, co planowałem? Nie... Nie wiem.

- Nie brzydzę się Ciebie, hyung. To nie był zwykły pocałunek i ty dobrze o tym wiesz. Ja... Chciałbym częściej smakować to uczucie, które we mnie buzowało. Chcę częściej smakować Twoich ust, ale — zatrzymałem się, szukając odpowiednich słów, które nie sposób było ułożyć w złożoną całość.

- Ale..? - patrzył na mnie pełen nadziei.

- Ale musisz na mnie zaczekać — westchnąłem, siadając na swoim śpiworze. - Nie chciałbym popsuć wszystkiego tak o. No i muszę się przygotować na wszystko — powiedziałem znacząco, co chyba od razu zostało przyjęte z delikatnym uśmiechem.

- Nawet nie odpowiedziałeś na moje wyznanie, a już myślisz o sprawach łóżkowych?

- Ty powinieneś się do tego przygotowywać. Nie ja będę na dole.

- Po pierwsze znów zakładasz, że będziemy razem, tym samym dajesz mi nadzieję. Po drugie kto powiedział, że będziesz dominował?

- Masz małego — oznajmiłem z wrednym uśmieszkiem.

- Czy to coś zmienia? W razie czego nie będziesz się krztusił... Tak bardzo.

Wytrzeszczyłem na niego oczy. Czułem, że moje policzki płoną. Nie musiał tego mówić. Myślałem, że jakoś zniszczę jego ego. Efekt był całkowicie odwrotny. Nie mogłem patrzeć na ten jego uśmieszek. Wywoływał u mnie rumieniec, ale też złość.

- Też mi coś — prychnąłem, kładąc się na boku przodem do ścianki namiotu. - Dobranoc.

- Dobranoc, Kookie — odpowiedział niskim tonem, którego nigdy nie słyszałem. Od razu przypadł mi do gustu. Może Jimin hyung nie jest taki zły, na jakiego wygląda. - W końcu nie każdy lis jest groźny — szepnąłem do siebie.

- Nie każdy królik jest tchórzliwy — wtrącił.

Jeju, jak on mnie wkurzał. Nawet w spokoju na głos nie można myśleć.

Po upłynięciu dobrych kilkunastu minutach zrobiło mi się chłodno. Naprawdę musiało tam tak wiać? Co chwila słyszałem coś uderzającego o namiot. Mogłem być pewien, że to patyki, ale to jednak nie wystarczało. Nie mogłem zasnąć. Odwróciłem się na drugi bok, chcąc sprawdzić, czy śpi. Chwilę mu się przypatrywałem. Nie widziałem żadnych oznak, które świadczyły o tym, że nie odpłynął do krainy marzeń.

Teraz przysunę się do niego, ale tylko trochę. Potrzebowałem trochę ciepła, a grzejników tutaj nie mieliśmy. Jak tylko wrócę do domu, powiem wszystko mamie, a ona zgłosi gdzieś te wszystkie niewygody, jakie zapewniła mi szkoła. Szczególnie spanie w jednym namiocie z napaleńcem, który mówił o krztuszeniu się jego... Konikiem polnym, bo ogierem nazwać go nie mogłem. Ciekawe czy używał pęsety przy siusianiu.. Nah, nieważne. To była chamska myśl. Aż taki to ten konik nie był, ale warto czasem się pośmiać.

Chwilę później przysunąłem się do niego i zwinąłem się w kulkę. Jednak położyłem się za blisko, bo czułem na włosach jego miarowy oddech. Kiedy byłem pewien, że zasnę niezauważony, cała nadzieja prysła, gdy starszy mnie objął, przysuwając do siebie.

- Było mówić, że Ci zimno — wychrypiał. Chyba go obudziłem, czy coś.

Wolałem mu nie ujawniać tego, że zrobiłem to całkiem świadomie. Najwyżej rano odskoczę od niego z krzykiem, udając, że to on mnie do siebie przytaszczył. To będzie idealne. Tymczasem mogłem rozkoszować się jego ciepłem. O tak, tego mi było trzeba.  

Hej~ Nie spodziewaliście się mnie, nie? B) Jestem zajebistym ninją. Pamiętajcie o tym xD

Przychodzę do was z krótkim rozdziałem, ale za to bardzo treściwym B) Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo ja się trochę śmiałam pisząc to xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top