Part 10
Jungkook pov. [poprawione 28.12.16]
Tym razem udało mu się mnie pocałować, a co gorsza podobało mi się to, ale pieszczota skończyła się tak szybko, jak zaczęła. Płonąłem. Chciałem więcej, ale zamiast kolejnego pocałunku otrzymałem czczą gadaninę kapitana. Naprawdę hyung? Tylko na to było Cię stać, po tym, co się wydarzyło? Teraz mogłem powiedzieć, że go polubiłem. Słyszysz serce? Tylko polubiłem. Nic więcej, a ten pocałunek kompletnie nic nie znaczył. Nic a nic. Prawda..? Oczywiście, że prawda. Skąd ta wątpliwość Jungkookie?
Kiedy Jimin założył na głowę uszy, takie same jak miałem ja, speszył się trochę. Widocznie nie polubili się tak jak ja z moimi uszami. W poniedziałek kupię mu takie lisie, żeby idealnie oddać jego charakter. Chytra zwierzyna już do końca nią pozostanie. Nawet jeśli zmieni kolor włosów, dla mnie wciąż będzie lisem.
No cóż... Zapomniałem wspomnieć o okularach. Wyglądał w nich tak, jakby się z nimi urodził. Pasowały do niego idealnie, a jednak kilka razy próbował je ściągnąć. Jeśli chciał czegoś więcej od mojej osoby, musiał działać na moich zasadach, które ustanawiałem co jakiś czas. Jedną z nich był przymus noszenia tych cudownych szkieł. Kilka razy nawet przyłapałem się na spoglądaniu w jego stronę. To nie tak, że sam chciałem. Po prostu musiałem sprawdzać, jak mu idzie.
- Wmawiaj to sobie dalej, Jungkookie — szepnęła w moją stronę siostra. - Wiem, że coś się wydarzyło w łazience. Inaczej nie spoglądałbyś na niego sto razy na godzinę.
- Jesteś głupia czy tylko udajesz? Między nami nic się nie wydarzyło. Rozmawialiśmy tylko.
Uparta dziewczyna. Szkoda, że wiedziała o mojej orientacji. Miałbym święty spokój i mógłbym sam wszystko rozwiązać. Na sto procent nie znajdowałbym się w tej sytuacji, w którą byłem teraz wplątany. Pozbyłbym się Jimina raz na zawsze i żyłbym w spokoju do końca życia.
- Jimin powiedział mi coś całkiem innego — oznajmiła zadowolona.
- Ta? A niby co? - oparłem się o blat, żeby się jej przyjrzeć.
Często w taki sposób działała, żeby wyłudzić ode mnie wszystkie potrzebne jej informacje. Nic nie wiedziała, dlatego miałem przewagę nad nią.
- Jesteś okropnym bratem — mruknęła. - Nie powiesz o tak ważnych rzeczach ukochanej siostrze.
- Masz rację, nie powiem.
I nie powiedziałem. Później dręczyła mnie przez kolejne tygodnie. Prosiłem Jimina, żeby nic jej nie mówił, bo nie miałbym życia przez kolejny rok. Oczywiście mnie posłuchał. Odkąd nosił na głowie lisie uszy, wyglądał lepiej niż z tymi króliczymi. Nie doszło między nami do kolejnych pocałunków, ale na treningach i za każdym innym razem, kiedy byłem blisko niego, czułem na sobie jego spojrzenie. Nadal nie mogłem do niego przywyknąć, ale staraliśmy się zachować przyjacielskie stosunki.
Nawet Minhyuk to zauważył, bo przecież gdybym teraz nienawidził Parka tak samo, jak na samym początku, nie urządziłbym sobie z nim wojny na ręczniki pod prysznicem, w którą włączyli się wszyscy. Zabawa na golasa naprawdę była ciekawa. Zdążyliśmy się ze sobą oswoić, także wspólne kąpiele przestały mnie przerażać. No i oczywiście zawsze miałem przy sobie żel pod prysznic. Nie chciałem powtórzyć historii z pierwszej kąpieli.
Bieg na orientację zbliżył się ogromnymi krokami. Nawet nie zdążyłem spostrzec, kiedy nagle z marca zrobił się czternasty marca. Dwudniowy survival w lesie niedaleko Ulsan. Bieg z nocką pod namiotami. Kto to wymyślił? Będę musiał spędzić noc pod jednym namiotem z osobą, która wyraźnie chce mnie zdobyć. Co jak mnie zgwałci? Przecież mój testosteron... Bałem się tej nocy jak nigdy. Nawet jeśli siedziałem obok niego w autokarze, gdy jechaliśmy do tego lasu, miałem ochotę uciec. Mogłem zająć miejsce obok Minhyuka wcześniej, a nie zastanawiać się pół godziny. W końcu to Kihyun mnie wyprzedził.
Cały pojazd był wypełniony gwarem rozmów. Każdy ubrany był na sportowo. Dresy, t-shirt i bluza z długim rękawem to podstawa. O butach do biegania już nie wspomnę. Jimin nie miał dziś okularów na nosie. Wiedziałem o jego wadzie, więc odrobinkę się obawiałem. Będę musiał się wysilić choć troszeczkę. No może trochę bardziej.
- Jungkookie, pamiętasz, jak dostawaliśmy mapę lasu z wyznaczonymi punktami? - zapytał w końcu Jimin.
- Pamiętam, a co?
- Dasz mi ją? - Wyciągnąłem arkusz z kieszeni dresów i podałem mu go. - Jeśli dobrze pamiętam, jesteśmy parą numer dziewiętnaście. Musimy zacząć od bramy z naszym numerkiem.
- Nie rozumiem, dlaczego każdy zaczyna od innej strony — pokręciłem głową.
- Żeby każdy indywidualnie odnalazł swoją drogę? Na mapie są tylko zaznaczone punkty medyczne, więc no... Nie skalecz się.
Troska w jego głosie sprawiła, że mimo woli przeszły mnie dreszcze. Jungkook, ty go tylko lubisz, pamiętasz?
- Ty też hyung. Mogłeś dziś założyć okulary.
- Nie, bo nikt nie może mnie w nich zobaczyć. Wyglądam wtedy okropnie.
- Według mnie jest zupełnie odwrotnie.
Dlaczego nie mogłem ugryźć się w język? Co się stało, to się nie odstanie, ale jego spojrzenie było... Nie potrafiłem tego określić. Zbyt wiele w nich zobaczyłem. Przede wszystkim szczęście. Pewnie liczył na coś więcej od naszego pocałunku, ale to było tylko dla rozejmu. Tak, tylko dla tego się poddałem. Tylko i wyłącznie dlatego.
Kogo ja oszukuję? Czułem się wtedy jak w niebie. Będę musiał się pogodzić ze swoimi uczuciami, chociaż to naprawdę trudne, bo rozum wciąż walczy. Skubany dobrze wiedział, że Jimin ma małego, ale co ma rozmiar do całej reszty? To już zagadka nie do rozwiązania.
- Mam je w plecaku — mruknął.
- Co masz w plecaku, hyung? - zapytałem, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi.
- Okulary.
No tak, przecież o nich rozmawialiśmy. Wstałem, żeby zdjąć jego plecak z półeczki nad nami.
- Wyciągnij je — nakazałem.
-Ty to zrób. Jeszcze je połamię i tyle z tego będzie. Naprawdę ich nie lubię.
- Lisy powinny widzieć swoją zwierzynę z daleka.
- Po co mam widzieć coś, co jest daleko, skoro moja zwierzyna siedzi tutaj? - wskazał na mnie z zadziornym uśmiechem.
Zbliżyłem się do niego i ściszonym głosem odpowiedziałem:
- Uważaj hyung, bo ta Twoja zwierzyna może zrobić Ci krzywdę.
- Moja zwierzyna? Uważasz, że jesteś mój?
Czy on musiał być taki uszczypliwy? Usiadłem na miejscu, tym samym oddalając się od Parka najdalej, jak tylko mogłem.
- Gdzie one są?
- W przedniej kieszeni w etui.
Otworzyłem wskazaną kieszeń i wyciągnąłem czarne pudełko, po czym mu je podałem. Kiedy je założył, uśmiechnąłem się szeroko. Wyglądał w nich tak uroczo... Znaczy. Normalnie. Tak. Normalnie. To idealne słowo, które oddaje jego osobowość. Chociaż często był nienormalny. To jaki w końcu był? Chytry... Był chytrym lisem. Wiewiórki były zbyt niewinne, żebym mógł określać ich mianem tego oto osobnika. Nawet jeśli jego rudość zmywała się z każdą kolejną kąpielą.
- Musisz odnowić kolor, hyung. Jutro wracamy do domu, więc w sobotę idziesz do fryzjera.
- Mamy pracę, Jungkookie. Od kiedy mam etat u Twojej mamy nie chcę opuszczać...
- Daj spokój. Pogadam z mamą.
- Okej.
Było w nim coś dziwnego. Coś, co nie pozwalało mi już być wrednym względem jego osoby. Musiałem szybko odkryć co to takiego.
***
Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, musieliśmy odnaleźć swój start. Pożegnawszy się z przyjaciółmi z drużyny, ruszyliśmy w wyznaczonym kierunku. Każdy, kto zauważył Jimina i jego okulary szeptał coś do kolegi bądź koleżanki obok. Był aż taki popularny? I w ogóle okulary były aż takie złe? Przecież uro... Normalnie w nich wyglądał.
- Hyung — szturchnąłem go łokciem w żebra, kiedy zauważyłem jego wyraz twarzy. Był zawstydzony. - Przecież mówiłem, że dobrze w nich wyglądasz. Moja opinia Ci nie wystarcza?
- Nie bardzo - mruknął.
Chamsko.
- Widzę naszą linię startową! - zawołałem, zauważywszy flagę z naszym numerem. Byliśmy oddaleni od przeciwników o jakieś sto pięćdziesiąt metrów. Naszym zadaniem było dotrzeć do serca lasu, zabrać pistolet z flarą i wystrzelić ją. Żeby było ciekawiej, musieliśmy zaliczyć sześć punktów kontrolnych, do których prowadziły ukryte strzałki. Dziwne były te zasady.
- Powiedziałbym, że fajnie by było się przebiec, ale wiesz... Mam namiot na plecach — wskazał kciukiem za siebie. - Nie chciałbym go połamać.
- Rozumiem hyung. Mamy jeszcze dziesięć minut do ogłoszenia startu.
- Musisz być czujny.
- Wiem, wiem — przerwałem mu. - Strzałki same się nie znajdą, ale dobrze, że masz okulary. Nie będę musiał sam ich szukać.
- Jasne — uśmiechnął się, patrząc przed siebie.
Jego twarz ładnie prezentowała się z profilu. Okej głupie myśli, idźcie sobie. To nie jest pora na bezpodstawne chwalenie hyunga. Naprawdę.
Kilka minut później dotarliśmy na miejsce. W moim plecaku były latarki i arkusz, na którym miały znaleźć się pieczątki z punktów kontrolnych no i jeszcze śpiwór. Ubrania na zmianę? Nie było na nie miejsca, więc no... Dzień bez higieny? Obrzydlistwo, ale trzeba temu nadać jakąś nazwę.
- Święto lasu — powiedziałem do siebie.
- Co święto lasu?
Spojrzałem z przestrachem na Jimina.
- No ten... Dzień bez wieczornej kąpieli to będzie święto lasu. Obchodzę to święto pierwszy raz...
- Pedant — zaśmiał się starszy. - Ale rozumiem Cię. Higiena to podstawa. Także ten... Nie pobrudź się.
- Jasne — westchnąłem. Nagle coś mi zaświtało w głowie. - Hyung, jak spróbujesz się do mnie dobrać w nocy, to nie oszczędzę sobie pięści.
- Nie bierz mnie za zboczeńca. Przecież wielokrotnie widziałem Cię nago. Po co mam się do Ciebie dobierać, hm?
- Nie ważne.
Głupie myśli. To przez tego głupiego lisa tak wariowałem.
Kiedy rozległ się okropny dźwięk, sygnalizujący start, zrobiliśmy pierwsze kroki w lesie, całkowicie skupiając się na tym, co mieliśmy robić.
Może nie będzie aż tak źle?
Przybyłam do was z kolejnym rozdziałem! Pisanie zajęło mi półtorej godziny, więc jeśli mi się uda, napiszę jeszcze dziś kolejny rozdział, a jak nie to zobaczymy się po świętach, bo mama odbiera mi laptop :')
Do następnego!
I tak na wszelki wypadek - Wesołych Świąt! c:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top