Rozdział 9 | 3399 słów

Jimin

Ten cały Jeon chyba jednak nie był taki zły. Najwyraźniej mieliśmy bardzo zbliżone poczucie humoru, co pozwoliło mi poznać go w nieco innym świetle. No i serio miał talent artystyczny, co widziałem w jego pracach na zajęciach, czasem mu zazdroszcząc, z jaką łatwością za pomocą pędzla, rysika, czy ołówka zmieniał kreski i maźnięcia w ciekawe dzieła. Oczywiście te dobre strony nie wymazywały jego głupich, infantylnych zachowań, które miały miejsce na początku roku akademickiego. Ale mogłem zostawić je na drugim planie, jeśli miał być tak zabawny, jak w czasie tego nietypowego spotkania.

W drodze do akademika, moja mama oczywiście wypytała mnie o tego tajemniczego kolegę, o którym wcześniej jej nie wspominałem. Ale kiedy opowiedziałem jej, czym Jeongguk się zajmuje zawodowo, nie była zbytnio zachwycona, stwierdzając, że to nie jest jednak zbyt dobre towarzystwo. Wolałem więc nie mówić jej, że należeliśmy do jednej paczki, bo za bardzo by się martwiła, że sprowadzi mnie na złą drogę. Ale umówmy się - nie potrzebowałem Jeona do bycia niegrzecznym.

Po powrocie do mieszkania zdążyłem jeszcze opowiedzieć Tae o tym, kogo spotkałem na przyjęciu, jednak wolałem skupić się na opisaniu pyszności, jakie miałem okazję podjadać. Trzeba mieć priorytety w życiu.

Może zamówię sobie w końcu ten catering pudełkowy, to codziennie będę miał coś dobrego.

W każdym razie - poszliśmy z Tae spać, a następnego dnia z samego rana otrzymałem wiadomość od doktora Mina, bym przyszedł do jego gabinetu na chwilę przed zajęciami, bo chciał mi coś powiedzieć. Dlatego z szybko bijącym sercem z radości udałem się tam i usłyszałem wieści, przez które moje policzki spłonęły rumieńcem. Dziękowałem starszemu, kłaniając się głęboko, po czym wróciłem do Tae, który stał już z Hoseokiem i resztą paczki. Nie mogłem jeszcze podzielić się z nim dobrymi wieściami, dlatego stałem po prostu obok z uśmiechem. Nie trwało jednak długo, by dołączył do nas Jeon. Znów miał włosy zaczesane w swoją standardową kitkę, a liczne kolczyki wróciły na swoje miejsce. Ze wszystkimi przywitał się sztamą, nawet posyłając mi zadowolony uśmiech. Wow, chyba drugi raz w życiu widziałem, by nie krzywił się na mój widok.

- Boże, chłopaki, co ja przeżyłem. Federacja wyciągnęła mnie na imprezę sztywniaków. Musiałem udawać grzecznego i ułożonego bamboszka - poskarżył się od razu, na co prychnąłem rozbawiony.

- Trochę kultury ci nie zaszkodzi - zauważyłem, posyłając mu uśmiech.

- Na szczęście już się skończyło, znowu mogę być niekulturalny - uznał z zacieszem, po czym uderzył Yu w ramię i tyle wystarczyło, by obaj zaczęli walczyć na żarty. Do tego stopnia, że w końcu Yugyeom wylądował na podłodze, a Jeon sprzedał mu klapsa.

Ehhhh nie ma to jak poważni, dorośli ludzie na poważnej uczelni.

- I położony rzezimieszek. Który następny? Mr. Kreweta? - zapytał Jeongguk, trzymając gardę. Nic jednak nie zdążył zrobić, bo Yu znów uwiesił mu się na ramieniu.

Ten mały cyrk trwał dopóki nie przyszedł profesor Lee, by otworzyć aulę wykładową, a ponieważ było to tak ciekawe, jak robienie prania, to zająłem się rozmową z Tae i Hoseokiem. A raczej bardziej się im przysłuchiwałem, bo rozmawiali o ceramice, którą nadal w wolnej chwili tworzyli. Niedawno starszy podarował nawet Tae własnoręcznie zrobioną tackę na biżuterię, która zdobiła teraz parapet okna, by mój przyjaciel mógł na nią odkładać ulubione pierścienie. To było tak urocze, że aż mu zazdrościłem! Ale oczywiście cieszyłem się razem z nim, bo zasługiwał na szczęście jak nikt inny.

Tylko no kurde, niech w końcu dookreślą, kim dla siebie są, no!

Wracając jednak do tu i teraz - weszliśmy na aulę i zajęliśmy nasze w miarę stałe miejsce, co oznaczało, że po mojej lewej siedziały urocze papużki, a ja rozłożyłem się swobodnie z rzeczami. Nie minęło jednak dużo czasu, bym poczuł, jak ktoś złapał za płatek mojego ucha. I musiałem mocno się powstrzymać przed wydaniem jakiegokolwiek dźwięku, bo to było moje wrażliwe miejsce! Szybko domyśliłem się jednak, kto ma takie głupie pomysły i oczywiście nie myliłem się, widząc szczerzącego się Jeongguka.

- Co tam? Znowu się zgubiłeś w notatkach, czy w moich oczach? - zapytałem cicho, ale zupełnie swobodnie, wiedząc już, że mogę sobie przy nim pozwolić na takie żarciki. Co potwierdził cichym śmiechem.

- Oooo krewetkowy chłopaku, utonąłem w tych oczach jak ocean... tylko... zanieczyszczony... bo masz brązowe przecież... więc... - zaczął, nieco się gubiąc w tej swojej jakże poetyckiej wypowiedzi. - A patrz jaki fajny obrazek namalowałem, nie pierdziel - dodał i pokazał mi ekran swojego tableta. Rysunek w kreskówkowym stylu przedstawiał mnie w stroju przypominającym krewetkę. Coś, jak idole czasem nosili na koncertach, zwłaszcza w Japonii. - Mamy Eda, teraz jeszcze Edda - dodał, wskazując na siebie, a następnie na Yu. - I Eddie i będzie komplet.

Nie wiedziałem, jak mam to skomentować, więc po prostu pokręciłem głową z uśmiechem i wróciłem do swoich notatek.

Przez dłuższy czas miałem spokój, a sam Jeon jeszcze tylko raz mnie zaczepił, by pokazać ukończony rysunek. Ale ten wykład nie skończył się zwyczajnym "mogą już Państwo iść". Profesor Lee wymyślił sobie, że podzieli nas na grupy, które zrobią prezentację na kolejne spotkanie. I zaczął czytać nazwiska z listy, a ponieważ wpisywaliśmy się na nią, już się ucieszyłem, że razem z Tae szybko to ogarniemy. I o zgrozo - rozdzielono nas! Mało tego - dostałem jakże wspaniały skład ostatniego rzędu do pomocy w zadaniu. Jeongguk, Han, Jennie i Yugyeom. No po prostu dream team...

Wysłuchałem uważnie, czym mamy się zająć (a przypadło nam malarstwo akwarelowe) i zanotowałem wszystkie punkty, jakie powinniśmy zawrzeć w naszym wystąpieniu, po czym odwróciłem się do członków mojej przymusowej grupy.

- Kiedy możemy się spotkać? - zapytałem spokojnie, patrząc na nich uważnie.

No, kto się pierwszy wykruszy?

- Ja odpadam - powiedział natychmiast Yu, z założonymi za głową rękami i na pełnej wyjebce. - Mogę prezentować.

- Ja też mogę prezentować - dodał szybko Jeongguk.

No i bingo. Zawsze się znajdą tacy, co chcą iść po najniższej linii oporu. I jakoś mnie nie dziwiło, że akurat ci dwaj reprezentowali tych leniwych.

Na szczęście nie byłem jedynym niezadowolonym z ich postawy. Jennie wzięła sprawy w swoje ręce, i to dość dosłownie, bo zaraz jednemu i drugiemu przyłożyła w łeb.

- Zrobimy losowanie, kto prezentuje - zadecydowała. - Możemy się spotkać u mnie. Może jeszcze dzisiaj, żeby było z głowy?

Han kiwnął głową, Jeongguk westchnął ciężko, a Yu jęknął, ale zgodzili się na tę propozycję. Choć po ich minach czułem, że to spotkanie nie będzie zbyt owocne.

- Dobrze. Podzielimy się pracą, ale jakby co, to jestem dobry w researchu, mogę naszykować wszystko, co potrzeba, a potem ktoś to zbierze w prezentację.

- Noo. Jimin przygotuje, Jen i Han posklejają, a my z Yu zaprezentujemy. I już - podłapał od razu Jeon, a Yugyeom go natychmiast poparł:

- Podoba mi się ta opcja.

Obaj zbili piątkę, dumni ze swojego cwanego planu, ale Jen była nieustępliwa.

- Wszyscy się na to zgadzają? - zapytała, spoglądając na mnie i na Hana.

- Ja nie chcę prezentować, więc tak - potwierdził chłopak. Ja również kiwnąłem głową.

- Postaram się maksymalnie pojutrze podesłać wam wszystko.

- I załatwione. - Jeon już zdawał się triumfować nad wizją gotowego zadania.

- Mimo wszystko można się spotkać, żeby wspólnie zapoznać z tematem - upierała się dziewczyna, a ja bardzo starałem się nie przewrócić oczami. Bo nie wyobrażałem sobie, byśmy w takim składzie naprawdę zajęli się prezentacją. Nie chciałem jednak robić sobie kolejnego wroga w postaci jej osoby, dlatego zgodziłem się.

- Tak, spotkajmy się i przegadajmy to dokładnie. Godzina wystarczy? - upewniłem się, spoglądając zwłaszcza na Yu, który uniósł kciuk w górę.

Oby nie trzeba było dłużej, naprawdę...


Jeongguk

Na kolejnym nudnym wykładzie zdążyłem wkręcić się w tworzenie kreskówkowych postaci całej naszej paczki. A z racji tego, że taki styl był najprostszy ze wszystkich, zwłaszcza z odpowiednim programem, już planowałem pobawić się podobnie w domu, mając ciekawe zajęcie w przerwie między studiami a tańcem. Bo stety lub niestety, wieczorem czekały na mnie jeszcze zajęcia, a tuż po nich trening, bo już musiałem spiąć tyłek i regularnie ćwiczyć, skoro w lutym miała być kolejna gala MMA.

Jednak profesorek nudziarz postanowił zepsuć mi plany, wymyślając sobie jakąś prezentację grupową. Jakbym w ogóle miał na to czas i ochotę. I gdyby nie fakt, że wylądowaliśmy w grupie z Jen, która potrafi postawić wszystkich do pionu, i Park Jiminem, czyli naczelnym kujonkiem chyba całego naszego roku, bylibyśmy głęboko w dupie. A tak to na szybko znaleźliśmy w tym wszystkim swoje role. I wszyscy byli zadowoleni. Zwłaszcza ja z Yu. Bo dzięki temu nic nie musieliśmy robić. A prezentowanie przed całym kierunkiem... chillera. Jako ENTP nie miałem z tym żadnego problemu. Nawet jak prowadzący zada jakieś pytanie, coś się zawsze wymyśli. W końcu to kreatywny kierunek, nie ma na wszystko konkretnych odpowiedzi.

Kolejne zajęcia jakoś zleciały. Tak jak na wykładach, pozaczepiałem trochę Park Jimina. A to chwaląc się kolejnym jego rysunkiem (tym razem w nieco innej wersji - tej z weekendowego wydarzenia, czyli w czerwonym garniturze), a to rzucając mu jakiś sucharek, po którym mogłem oglądać jak przewraca oczami, próbując się dalej skupić na zajęciach. Lub wysyłając mu jakieś głupie memy, którymi non stop wymienialiśmy się z Yu. Chyba... polubiłem tego naszego nowego ziomka z paczki. I nie traktowałem już jak zło konieczne na tej uczelni. Bo w sumie... nie miałem tu innej osoby, z którą mógłbym w ten sposób pożartować. Poza tym... jego ładna buźka przyciągała moją uwagę. Może to przez to dziwne uczucie, pojawiające się w momentach deja vu? Albo po prostu zaczynałem tworzyć za dużo jego rysunków!

Po zajęciach ruszyliśmy do mieszkania Jen. Nasza kumpela nie mieszkała daleko. Jej dziani rodzice postarali się o to, aby miała blisko na uczelnię. A dzięki temu mieliśmy fajną miejscówkę na szybkie spotkania na alko po zajęciach.

I choć dzisiejsze spotkanie było w ramach projektu od profesorka, to przecież nie mogło się obyć bez jakiegoś piwka. Dlatego po drodze skoczyliśmy z Yu do sklepu, zaopatrując nas.

A kiedy trafiliśmy już do tego fancy bloku z ochroniarzem, jakimiś kodami i innymi blokadami, już od wejścia zacząłem żartować do Jimina, że tutaj trzeba ściągać buty jeszcze przed blokiem, aby niczego nie ubrudzić. Wiedziałem, że tego nie łyknie, ale przynajmniej się pośmialiśmy.

Mieszkanie Jen było równie fancy. Biało, wszystko na wysoki połysk, z delikatnymi, beżowymi dodatkami. Oślepłbym tutaj, zwłaszcza przy moim trybie życia i codziennych dwóch-trzech godzinach snu.

Osadziliśmy się w przestrzennym salonie. No, przynajmniej ci co zamierzali faktycznie pracować nad tą prezentacją. Bo Yu uciekł do kibelka, a ja poszedłem szukać Mr. Wafflesa, który był białym persem Jen. Lubiłem go męczyć i później słuchać narzekań Jennie. Ale takie sprytne, cwane stworzonka aż się o to prosiły!

Najpierw musiałem go dobrze poszukać, bo skurczybyk zawsze się przede mną chował. Jednak kiedy już go namierzyłem, pozamykałem wszystkie drzwi, aby był zmuszony z nami siedzieć.

W międzyczasie towarzystwo zdążyło zająć się dzisiejszym tematem. Jen przyniosła jakieś przekąski, a Han i Yu otworzyli sobie po piwku. Dlatego szybko do nich dołączyłem, nie chcąc zostać w tyle.

I tak rozpoczęło się nudne biadolenie Jen, Jimina i Hana, wraz z posyłaniem sobie znudzonych spojrzeń z Yu. Jednak kiedy Mr. Waffles postanowił wskoczyć na zajmowaną przeze mnie kanapę, zaraz go porwałem na kolana, zaczynając bawić się jego uszami. Choć szybko wpadłem na nieco inny pomysł, łapiąc jego łapki, żeby zacząć nimi zaczepiać rękę dyskutującego z Jen Jimina.

Obserwowałem uważnie jego twarz, która przez dłuższą chwilę pozostawała na to obojętna. W końcu jednak nie wytrzymał, odwracając się w moją stronę, na co oczywiście liczyłem.

- Nie męcz biednego kota, tylko jak chcesz buzi, to po prostu powiedz - wypalił, a mnie początkowo z laczków wyjebało. Bo takiego tekstu się nie spodziewałem! Ale to na plus, oczywiście, bo właśnie chciałem sobie z nim trochę pożartować.

- Daj kiteczkowi buzi, bo już się niecierpliwi - oznajmiłem mu niewinnym tonem, podnosząc nieco Mr. Wafflesa, choć robiąc przy tym dzióbek, który czekał na jego całusa.

Blondyn to podłapał. I z dość poważną miną zaczął się do mnie przybliżać. No dobra, takiego ruchu się po nim nie spodziewałem! I to akurat nie było na plus?! Ale... skoro nie było na plus, to dlaczego moje oczy skupiły się w tym momencie tylko i wyłącznie na jego pełnych ustach? Niejedna dziewczyna mogła mu ich pozazdrościć. Na pewno... dobrze się je całowało...

Hmmm...

Dopiero pstryczek w nos, sprezentowany mi przez zbliżającego się do mnie chłopaka, odciągnął mnie od tych dziwnych myśli.

- Ej, bez gejozy mi tu - wypalił jeszcze oburzony Yu, który miał na temat homo takie samo zdanie jak ja.

WIĘC DLACZEGO DO CHOLERY POMYŚLAŁEM O CZYMŚ TAKIM?!

POJEBAŁO MNIE?!

Musiałem się szybko z tego wybronić. A najlepszą obroną jest atak! Zwłaszcza w TAKICH sytuacjach.

- No nie?! Od tego eventu taką bajere do mnie wali! - poskarżyłem się, starając brzmieć na wiarygodnie oburzonego, kiedy spojrzałem na zniesmaczonego Yu. Choć nie chciałem też, żeby Jimin się obraził, więc do niego po prostu zaczepnie się uśmiechnąłem, puszczając w międzyczasie Mr. Wafflesa, który zaczął podgryzać moje palce, abym go tylko uwolnił z mojego uścisku. - Ojjj Park Jimin, ale z ciebie ziółko - dodałem, a mój palec zaraz tyknął go gdzieś pod żebrami, aby nieco ukarać za takie zachowanie.

Chłopak tylko na to prychnął, niezbyt się przejmując zarówno tą akcją, jak i moją „karą". Wiadomo, dla niego ważniejsza była nauka od takich wygłupów.

- Wracając do tematu - powiedział, znów prosto do Jen i Hana, którzy jako jedyni z nim dyskutowali. Po czym kontynuowali swoje zanudzanie.

Przez kolejną godzinę po prostu wymęczyliśmy z Yu Mr. Wafflesa. Popiliśmy, powyjadaliśmy trochę fancy serów Jennie z lodówki. I pogrzebaliśmy jej w barku, oglądając nowe whiskey jakie dostała od adoratorów z wyższych sfer lub po prostu sobie kupiła. Staraliśmy się nie przeszkadzać grupie kujonków, zabawiając nasze leniwe umysły, potrzebujące jakiegoś ciekawego zajęcia, a nie dyskusji, przy której zasypiały.

Park Jimin w końcu się stąd zawinął. Tak samo jak Han. Jednak to nie oznaczało końca spotkania. Były jeszcze piwka do wypicia i kilka tematów do obgadania. W końcu zbliżał się sylwester, więc trzeba było już coś zaplanować. A opcji było kilka. Czy to jakaś wysepka, impreza u znajomej Jen, wylot za granicę, Jeju, Incheon, dom Jacksona, albo Seul i jakiś klub.

I już chcieliśmy się za to zabierać, ale siadając na kanapie mój tyłek trafił na coś twardego. I tym razem nie był to penis Yu, cieszący się na mój widok, a czyjś porntfel?!

- Ooo, ale trafiłem. Jackpot! - Zacieszałem, od razu otwierając tę nietypową zdobycz. Po samym designie ciężko było coś stwierdził. Porntfel sam w sobie był zbyt uniwersalny, aby przypisać go do Hana czy Jimina.

- Pokaż! - Yu od razu się do mnie dokończył, a Jen zaczęła na nas narzekać, bo wiedziała, że chcemy tam trochę grzebnąć.

I już po samych zdjęciach, znajdujących się w środku, mogliśmy się domyślić do kogo należy. Bo kto inny z naszego towarzystwa, oprócz swoich rodziców, miałby jeszcze Kim Taehyunga w porntfelu? Noooooo... może Jen. Ale jeszcze nie na tym etapie.

- To jego matka. Poznałem ją na tamtym evencie. Choć w sumie... podobny jest bardziej do ojca - mruknąłem, porównując go do obu rodziców, których widzieliśmy na zamieszczonych zdjęciach.

Dali mu same najlepsze geny. I po co? Żeby mi w głowie mieszać?

Oczywiście zerknęliśmy sobie na karnety jakie posiadał, bo może czymś go poszantażuję. Do pieniędzy nie zaglądaliśmy, bo to nas niezbyt interesowało. A po wszystkim uznaliśmy, że jako osoba z najlepszą kondycją powinienem go dogonić i mu go oddać, żeby nie panikował.

Zebrałem się zaraz, przywdziewając tylko kurtkę i buty i już za nim gnałem.

I na szczęście łatwo wyłapać tak jasny kolor włosów, pośród tych wszystkich, smętnych brązów. Chłopak chyba aż tak się nie spieszył, bo zauważyłem go gdzieś na końcu ulicy, mogąc bez problemu dogonić.

- Park Jimin! - wydarłem się, ale... nic mi to nie dało. A raczej dało - uwagę wszystkich ludzi przede mną, poza Jiminem.

Westchnąłem, przyspieszając kroku, aby zaraz nie zniknął mi w jakiejś alejce.

Krzyknąłem jeszcze kilka razy, ale bez powodzenia. W końcu się poddałem, po prostu do niego dobiegając. Choć widząc słuchawki w jego uszach, zrozumiałem, czemu ignorował moje nawoływanie.

I już go chciałem złapać za biodro i trochę wystraszyć, albo od razu wziąć na ręce, udając, że go porywam, gdy chłopak gwałtownie skręcił, prosto na schody prowadzące do jakiegoś budynku.

Rozpoznałem go. Należał go naszej uczelni. Studenci mieli w nim swoje pracownie. Ja jednak preferowałem robić wszystko w domowych warunkach. Zwłaszcza, że zazwyczaj pracowałem w środku nocy lub nad ranem.

Chłopak zniknął w końcu w budynku. A ja pokonałem szybko resztę schodków, już się nie ociągając. Kiedy znalazłem się w środku... znów mogłem posłuchać tego syreniego śpiewu. Bo Park Jimin podśpiewywał sobie jakąś piękną melodię, a jego głos roznosił się po pustym korytarzu, trafiając prosto do mojej spragnionej jego głosu osoby.

I znów z mojej głowy uciekły wszystkie myśli. Był tylko on i jego głos, za którym podążałem. Jak marynarz, nawoływany przez syrenę.

Dopiero kiedy chłopak zniknął za jakimiś drzwiami, zatrzymałem się, otrząsając z tego.

To było... dość intensywne. Wow.

Dałem sobie kilka razy po mordzie. I dopiero po tym wszedłem do pomieszczenia, w którym zniknął. Iiii... oj, wiedziałem kiedy wejść. Wiedziałem! Bo akurat natrafiłem na Park Jimina bez koszulki! I może akurat to nie było samo w sobie ciekawe, a raczej... tak przypuszczałem? Ale mój wzrok wyłapał coś ciekawego. W sumie dość łatwo było to wyłapać, bo różne fazy księżyca, wytatuowane wzdłuż jego kręgosłupa przyciągały uwagę.

Wyglądało to... naprawdę ładnie. I pasowało do jego osoby i postury.

Aż miałem ochotę podejść do niego i przejechać po tych księżycach palcami.

Albo językiem...

WTF?!

Chłopak w końcu mnie zauważył, reagując na mnie tak, jak większość zareagowałaby na lampiącego się na siebie typiarza. Lekko podskoczył, wystraszony, od razu wyjmując z uszu słuchawki.

- A ty co tu robisz?

Lampię się. Podziwiam. Słucham. I takie tam...

Mój wzrok nadal krążył sobie po jego nagim ciele, specjalnie lub niespecjalnie pod nasze flirty:

- Przyszedłem po tego buziaka, skoro przy reszcie taki się z ciebie wstydniś zrobił. Ale skoro już się zaczęliśmy rozbierać... - stwierdziłem, chowając na razie porntfel do tylnej kieszeni, aby zabrać się za ściąganie mojej skórzanej kurtki. Posłałem mu przy tym nieco zadziorny uśmieszek, czekając na jego reakcję.

Blondyn posłał mi na to po prostu kpiący uśmiech, o dziwo nie kontynuując naszych żarcików.

- Ta, jasne. Jeon Jeongguk robi COKOLWIEK z innym facetem - stwierdził zamiast żartować, co mnie nieco zaskoczyło, ale i zmartwiło. Bo skąd nagle taki tekst?

Choć... czy sam nie byłem lepszy? Skoro pierwszym co przyszło mi na myśl po takim stwierdzeniu było: „Z facetem może nie. Ale z tobą tak".

Dlatego szybko założyłem tę kurtkę z powrotem, wyrzucając te myśli z głowy.

- No żarcik, wiadomo. Ale widzę że pasuje ci moje imię i nazwisko. Jednak lubisz dłuuuugie rzeczy, hm? - rzuciłem, wyciągając już jego porntfel, którym lekko pomachałem. - Grube wziąłem. I kartę na siłownię też. Przyda się - oznajmiłem, zacieszając szeroko. Oczywiście nie było to prawdą, bo nic mu tam nie ruszaliśmy. Ale jak zawsze chciałem się z nim trochę poprzekomarzać.

Chłopak jeszcze tylko zarzucił na siebie jakąś inną, nieco zniszczoną koszulkę, którą zapewne zakładał do malowania. A ja miałem dzięki temu okazję przyjrzeć się nie tylko jego torsowi, ale i kolejnej dziarce, tym razem na żebrach.

„Never mind"? Co ty jeszcze skrywasz, Park Jimin? A niby taki grzeczny chłopak...

Blondyn przewrócił oczami, kierując się w końcu w moją stronę. A po drodze rzucił jeszcze kolejnym tekścikiem:

- Kup sobie za to coś ładnego, baby boy.

Moja ręka automatycznie wylądowała w górze, aby tak od razu mu tego nie dawać.

Patrzyłem na niego z góry, nie przestając się do niego cieszyć.

- Wolę kupić coś ładnego dla ciebie, kitten - stwierdziłem, a te kilka niepozornych słów przywołało jakieś... wspomnienie?

„I've loved you, I love you, and I will always love you. No matter what, kitten"?

„Kitten"...

I... te... oczy... Wpatrujące się we mnie z miłością.

A tamto uczucie... Nigdy czegoś takiego nie czułem. Przy nikim...

Chyba obaj na chwilę odpłynęliśmy. Nasze oczy nie mogły się od siebie oderwać. Były nieco zszokowane, ale i pełne niepewności i smutku.

Dlaczego... go... kochałem? Kocham?

Nieee... Przecież dopiero się z nim pogodziłem.

Nigdy go wcześniej nie znałem...

Nie rozumiem...

Jimin jako pierwszy się z tego otrząsnął. Odchrząknął, korzystając z mojej opuszczonej już ręki, aby odebrać swój porntfel.

- Dzięki, że go przyniosłeś. Muszę zabrać się do pracy - stwierdził, a ja nie zamierzałem go już przed tym powstrzymywać. Bo o co tu do cholery chodziło?!

- Byłem... ci winny przysługę za ten tablet. Na razie, Park Jimin - rzuciłem tylko, po czym machnąłem ręką na pożegnanie i już stąd zwiałem.

Tamto wspomnienie było tak wyraźne, jakby faktycznie kiedyś miało miejsce. Jakbym faktycznie kiedyś wyznał mu miłość.

- Chyba powinienem spróbować się wyspać, bo mi ewidentnie odpierdalaaaa - mruknąłem sam do siebie, jak na oszołoma przystało. Przez co ziomek, który akurat mnie mijał, objechał mnie wzrokiem.

A spierdalaj typiarzu.

Uciekłem stąd w końcu, nadal mając niezły mętlik w głowie. Jednak postarałem się o tym zapomnieć, skoro to tylko mój zmęczony organizm płatał mi figle i na pewno nie miało to żadnego związku ze mną i Park Jiminem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top