Rozdział 6 | 4900 słów

Jimin

Trochę bałem się pójść na uczelnię.

Przez resztę niedzieli, gdy powoli trzeźwiałem, uświadamiałem sobie coraz mocniej, w jakim stanie może być Jeon Jeongguk po tej imprezie. Bo mogłem się założyć, że na pewno nie jest zadowolony z poznania prawdy. Tylko w takim razie, co mnie czeka? Pobije mnie? Upokorzy przy całym kierunku, jak nie całej uczelni? Zwyzywa na czym świat stoi? Co może mi tak naprawdę grozić?

Nie chciałem już obarczać moimi zmartwieniami Taehyunga, który martwił się własną skomplikowaną sytuacją z Jung Hoseokiem. Choć jak dla mnie, nie miał za bardzo czym. O ile facet na niego nie nakrzyczał (bo jednak całej rozmowy telefonicznej nie znałem), to raczej nic złego się nie stało. Chyba że Taehyungie naprawdę liczył na to, że między nimi będzie coś więcej. Bo w sumie ciężko było wyczuć, jakie są intencje Junga. Mogłem tylko mieć nadzieję, że nie planuje wykorzystać mojego przyjaciela do jakichś swoich ukrytych celów. Ale gdyby chciał się na nim wybić, to chyba nie prosiłby o wyprostowanie sprawy z tym postem? Sam już nie wiem...

To za dużo zmartwień na moją skacowaną głowę...

Przez resztę niedzieli zamulałem nad swoim projektem na rysunek. Doktor Min kazał nam narysować jakiś przedmiot z różnych perspektyw, a ja nie mogłem się zdecydować, co to mogłoby być. Nie powinno być zbyt skomplikowane, ale też niezbyt proste, by nie było, że idę na łatwiznę. Pan Min dał mi do zrozumienia, że jest pod wrażeniem mojego nieco nieoszlifowanego talentu do rysunków i zapraszał mnie na indywidualne spotkania w pracowni, by pokazać dodatkowe techniki, które mogą mi się przydać nie tylko przy zaliczeniu przedmiotu, ale przede wszystkim w późniejszej pracy. Podzieliłem się z nim moim planem na tworzenie obrazów do każdego zaprojektowanego wnętrza, a on słusznie zauważył, że czasem rysunek będzie bardziej odpowiedni, nadając się do klasycznie urządzonych pomieszczeń. Przecież takie gabinety z regałami pełnymi książek w twardych, ciemnych oprawach będą się idealnie komponować na przykład z narysowanymi schematami jakichś urządzeń. Dlatego na tych indywidualnych konsultacjach korzystałem z wiedzy doktora jak tylko mogłem. Poza tym spędzanie z nim czasu było dość miłe. Choć pan Min na zajęciach sprawiał wrażenie oschłego i sztywnego, w rozmowach sam na sam opowiadał z dużą pasją o technikach rysowania i nawet kwestia doboru grubości ołówka brzmiała w jego ustach fascynująco.

Ostatecznie wybrałem kubek z długopisami na mój obiekt i wykonałem wstępne szkice, które i tak miały być gotowe dopiero na koniec tygodnia. A myśląc o panu Minie, tego wieczora jakoś łatwiej zasnąłem.

Następnego poranka obudziłem się dość spokojny, ale wystarczyła minuta, bym zaczął panikować. Potwornie ociągałem się z zebraniem i wyjściem, przez co Tae ciągle mnie poganiał. Ale ostatecznie zdążyliśmy na pierwszy wykład, pojawiając się na sali niemal równo z rozpoczęciem zajęć.

Serce waliło mi jak oszalałe, gdy przeskanowałem wzrokiem całą aulę i ku mojej radości odkryłem, że Jeona dzisiaj nie ma! Jego znajomi żywo o czymś dyskutowali pochyleni do siebie, jednak zaczapkowanego chłopaka nigdzie nie było. Wyjąłem więc mój tablet i z radością zabrałem się za notowanie najważniejszych kwestii.

Pod koniec wykładu byłem już święcie przekonany, że Zjebon po prostu zrezygnował ze studiów, za bardzo wstydząc się przed znajomymi, którym opowiadał o "tajemniczej syrenie", by się tu zjawić. Niestety Jung Hoseok, który dołączył do mnie i Tae na przerwie, wyprowadził mnie z błędu. Zapytałem go o jego znajomego i uzyskałem informację, że ta cała federacja, dla której walczył różowowłosy, organizowała wczoraj jakiś event przed walką, więc Zjebon musiał na niej być do późna. A wszyscy jego koleżkowie ekscytowali się jakimiś "dymami", które zaszły między zawodnikami. Moja nadzieja na spokojne życie zgasła.

Kiedy rozsiedliśmy się na ćwiczeniach z rzeźbiarstwa, słuchając instrukcji Pani Dany oraz wyjmując potrzebne nam narzędzia do dzisiejszego zadania, drzwi do sali otworzyły się dość gwałtownie, a na widok wchodzącej do środka osoby o mało nie stanęło mi serce z przerażenia. Gdyby nie szybka reakcja Tae, to spadłbym ze stołka.

Przez dobrych kilka sekund byłem przekonany, że na salę wszedł Christian Yu. Odsłonięte rękawy tatuaży, czarne ubrania, przydługie ciemne włosy upięte w niewielką kitkę i wyraźnie zarysowana klata pod nieco opiętym t-shirtem. A kiedy uświadomiłem sobie, że patrzę na Zjebona, który po prostu zmienił kolor włosów, nie wiedziałem już, czy czuję się spokojniejszy, czy wcale nie. Bo czy on, czy Christian - każdej z tych osób nie chciałem widzieć.

Jeon Jeongguk podszedł do prowadzącej i wręczył jej karteczkę, która miała być jakimś usprawiedliwieniem jego spóźnienia, po czym szybko zajął miejsce obok Hoseoka. A ponieważ ten siedział przy Tae, a ja tuż za moim przyjacielem - był niebezpiecznie blisko.

- Pozamiatane, JK - stwierdził radośnie Yugyeom, zbijając z nowoprzybyłym sztamę.

- Dobre dymy były - dodał Jackson, równie wyszczerzony.

- Dobrze panowie, proszę nie robić zamieszania - upomniała ich prowadząca, ale widać, że kobieta hamowała uśmiech i była zbyt łaskawa dla zachowania Zjebona. Pewnie tak samo, jak masa innych dziewczyn, leciała na niego. Baby mają słabość do tego typu.

Wróciliśmy do przerwanego tłumaczenia zadania, jednak nie dane mi było skupić się na instrukcjach, bo mimowolnie moje uszy wolały usłyszeć, co Jeon ma do powiedzenia. Czy zamierzał jakkolwiek tłumaczyć się przed znajomymi z sobotniego zachowania? Tae mówił, że płakał na karaoke.

Może ktoś inny też to zauważył?

W międzyczasie mój przyjaciel nachylił się do mnie.

- Klaun się w końcu przefarbował - stwierdził, a ja tylko kiwnąłem głową.

- Widziałem, jak ci prawie zęby wybił - powiedział cicho Hoseok, szturchając swojego kumpla. - Federacja wstawi nowe?

- Ha, buliliby za to grube milionki - odparł zadowolony Jeon. Z rozmów na przerwie zrozumiałem, że był jakiś moment tego głupiego eventu, gdy przeciwnik Zjebona próbował go uderzyć, pomimo, że to miała być tylko jakaś konferencja, a nie pokaz walki. - Ale Massimo dał radę, dobrze pilnuje twarzy ich federacji. A ty co? Balowałeś w nocy z jakąś pięknością? - zapytał, gdy Hoseok ziewnął potężnie. Już na przerwie zauważyliśmy z Tae, że chłopak miał potwornie podkrążone oczy.

- Nie, robiłem zamówienia. Mam masę roboty dzięki Taehyungowi - wyjaśnił rozbawiony, a ja natychmiast uniosłem oczy na mojego przyjaciela. Widziałem, jak jego plecy się spinają. Miałem ochotę pieprznąć Jungowi w łeb za takie słowa.

CZY ON NIE WIE, ŻE MÓJ TAE TAE MOCNO SIĘ PRZEJMUJE TĄ SYTUACJĄ?!

- Ale nie narzekam. Cieszę się, że mogę posiedzieć w pracowni - dodał jeszcze, co nieco go ratowało przed moim gniewem.

- Dzięki Taehyungowi? - Jeon był wyraźnie zaskoczony tym wyjaśnieniem i zerknął na mojego przyjaciela, przez co uświadomiłem sobie, że zbyt otwarcie się w niego wpatruję, dlatego skupiłem wzrok na omawianym przez panią Dan przykładzie rzeźby na slajdzie. - A co zrobił, że masz przez niego dużo roboty?

- Zareklamował mnie na Insta - Jung znowu ziewnął, a ja nie mogłem zignorować skulonej postaci przyjaciela przede mną. Szturchnąłem go lekko i nachyliłem się bardziej w jego stronę.

- Nie martw się - poprosiłem cicho, samemu będąc niespokojnym o niego.

- Staram się nie martwić, ale to nie jest łatwe, Minnie. Namieszałem - stwierdził ze smutnym uśmiechem.

- On na pewno nie ma ci tego za złe - zapewniłem i prawie kolejny raz miałem zawał, gdy zorientowałem się, że tuż obok mnie stoi Zjebon!

WIDZIAŁ, ŻE PODSŁUCHUJĘ ICH ROZMOWĘ! ZARAZ MNIE O...

Jednak chłopak zupełnie mnie zignorował. Nachylił się tylko do siedzącej obok mnie Jennie.

- Jen, pożycz tego wariata - powiedział, wskazując na jedno z narzędzi, które leżało na moim stoliku.

Dziewczyna z uśmiechem wyciągnęła do niego rękę, w której trzymała potrzebne mu dłuto. Taehyung również zainteresował się tym, co się dzieje, więc odwrócił się do nas. Widziałem więc, jak Jennie również w jego stronę posyła milutki uśmiech.

Oj, czy tu się tworzy jakiś wielokąt miłosny?

Jeon też był najwyraźniej zaskoczony, że dziewczyna nie poświęciła mu pełnej uwagi, ale szybko wrócił do swojego stanowiska i zajął się zadaniem.

Co tu się odjebuje?

Znów szturchnąłem przyjaciela, by nieco się do mnie pochylił. Zjebon Zjebonem, ale muszę uspokoić najbliższą mi osobę w tym pomieszczeniu.

- Tae, przecież na przerwie podszedł do ciebie i gadał normalnie. Nie martw się na zapas.

- Ale jest przez to przemęczony, Minnie - powiedział cicho, dłubiąc swoim dłutem w wosku, z którym dzisiaj pracowaliśmy. - Nie jestem w stanie przestać myśleć o tym fakcie.

Znowu wstrzymałem oddech, bo tym razem Jeon znalazł się w moim polu widzenia, zatrzymując tuż przy Tae.

- Kim Taehyung, podaj Jen jak możesz - powiedział, wręczając mu pożyczone narzędzie, po czym wrócił na swoje miejsce.

Przyjaciel miał na twarzy wymalowane wielkie WTF, odwracając się do mnie kolejny raz.

- Podasz jej, Minnie? - poprosił, przekazując mi dłuto, które oddałem właścicielce.

- Też masz wrażenie, że dzieje się coś dziwnego? - zapytałem, całkowicie zbity z tropu.

Tae wstał na moment, by podejść bliżej i szepnąć mi na ucho:

- Pewnie się wstydzi po tym, co się stało w sobotę.

- Mówisz o tym jego płaczu? - odszepnąłem, również prosto w jego ucho. - Więc postanowił mnie ignorować?

Bo póki co wyglądało to tak, jakby Jeon Jeongguk chciał po prostu zapomnieć o moim istnieniu. Jakbym był niewidzialny. Co było naprawdę... FANTASTYCZNE!

Po pierwszym szoku zacząłem się z tego szczerze cieszyć! To mogła być dla mnie najlepsza opcja pod słońcem! Żadnych docinek, bicia, upokorzeń! Po prostu stałem się bezimienną częścią tłumu, który go mimowolnie otacza!

- Chyba tak - potwierdził, posyłając mi lekki uśmiech, wyraźnie tak jak ja zadowolony, że choć jeden problem się rozwiązał.

- Cóż za piękny dzień. A wracając do Hoseoka - idziesz z nim do pracowni prosto po zajęciach, nie?

- Tak, wolę mu jak najszybciej pomóc. Choć ciekawe, jak mi to wyjdzie...

- Nie zrozum mnie źle, ale on chyba wcale nie liczy na to, że mu pomożesz. Pewnie chce tylko spędzić z tobą czas - podzieliłem się z nim moimi myślami, bo naprawdę Jung zachowywał się, jakby chciał mi przyjaciela poderwać.

Taehyung siedział już praktycznie bokiem do mnie i przez dłuższą chwilę znęcał się na wosku przed sobą. W końcu jednak nachylił się.

- To nasz nowy kolega z kierunku. To normalne, że chce spędzać z nami czas, aby nas lepiej poznać, Minnie.

NO NIE WIERZĘ W TEGO CZŁOWIEKA.

- Oj nie piernicz. Mam odświeżacz w sprayu do ust. Chcesz? - zapytałem, chcąc go mentalnie nastawić na to, że w pracowni Junga może się COŚ wydarzyć.

- Skupmy się lepiej na zajęciach - wymamrotał, a wyraźny szok na jego twarzy świadczył o tym, że naprawdę nie rozważał takiej opcji.

- Jeśli chcesz, to mam też gumki.

Chyba trochę za bardzo się ośmieliłem to skomentować, bo Tae już do końca zajęć się do mnie nie odwrócił. Widziałem tylko jego czerwone uszy, które świadczyły o zawstydzeniu.

W końcu ćwiczenia dobiegły końca i mogliśmy opuścić pracownię pełną woskowych dziwactw, ukończonych w przeróżnym stopniu. Ledwo jednak przekroczyliśmy drzwi sali, a dołączył do nas Jung.

- Jak tam? - zapytał z radosnym uśmiechem.

Trzeba działać, Jimin. Dla dobra Tae.

- Dobrze. Taehyungie trochę się martwi o tę jego pomoc - powiedziałem całkowicie swobodnie, co wyraźnie zaskoczyło naszego kolegę.

- Serio? Dlaczego?

- Bo nie miał jeszcze do czynienia z ceramiką.

Hoseok natychmiast przeniósł wzrok na mojego przyjaciela i uśmiechnął się tak ciepło, że niejedno serce z lodu by stopił.

- Nic się nie martw, to nie jest takie trudne. Ale będziesz miał za zadanie malować już gotowe wyroby, ok?

Taehyung był wyraźnie zaskoczony, że powiedziałem coś takiego, jednak dzielnie starał się zachować spokój.

- Tak, właśnie miałem proponować, że lepiej, abym zajął się malowaniem - zgodził się z lekkim uśmiechem, zerkając szybko na mnie z małymi piorunkami w oczach.

Jednak jego uwagę przykuł trzymany w dłoni telefon, który wydał z siebie dźwięk charakterystyczny dla powiadomienia na Kakao.

- Zaraz wrócę - powiedział odczytując wiadomość i skierował swoje kroki w stronę stojącej niedaleko Jennie, która wyraźnie na niego czekała.

Ok, trzeba działać pewniej. Bo jak nie, to zmienię nowoshippowany pairing HoTae na TaeJen.

- No dobra, pogadajmy sobie jak mężczyzna z mężczyzną. Jeśli skrzywdzisz mojego przyjaciela, to nakopię ci do dupy - powiedziałem bardzo poważnie, wpatrując się z uwagę w Junga, by ocenić jego zachowanie.

Spodziewałem się, że zacznie się bronić i zaprzeczać, by miał jakiekolwiek zamiary, ale na szczęście się myliłem! Chłopak nieco nerwowo się zaśmiał, zarumienił i zaczął niespokojnie bawić włosami z tyłu głowy.

Czyżby jednak był zainteresowany moim przyjacielem w ten romantyczny sposób?! HURA!

- Jasne, będę na niego uważał, jak na oryginalną, chińską porcelanę - zapewnił, a ja stwierdziłem, że to chyba znaczy, iż będzie go traktował należycie.

- I bardzo dobrze - pochwaliłem, posyłając mu uśmiech pełen aprobaty. - Trochę to przerażające, jak bardzo Tae jest znany, co? - dopytałem, chcąc jeszcze zbadać jedną kwestię.

- Przerażające nie, ale sam się sobie dziwię, że nie skojarzyłem wcześniej jego twarzy, bo widziałem jedną kampanię z jego udziałem - stwierdził, ale było to tak neutralne, że w sumie nic mi to nie dało. - W ogóle może wybierzecie się z nami i naszą ekipą w środę na kręgle?

- Ja nie mogę, mam zajęcia z wokalu. Ale Tae na pewno chętnie dołączy.

- Super.

Jung spojrzał w stronę Taehyunga i Jennie, którzy nadal o czymś rozmawiali. Dziewczyna kręciła włosy na palcu, wyraźnie próbując jakichś babskich sztuczek.

A kysz od niego, ja tu załatwiam Tae kogoś ciekawego!

- Tak w ogóle sorry za Jeongguka - powiedział nagle Hoseok. - Jest nieco...

- Wiem i rozumiem - zapewniłem, przerywając mu szybko. Lepiej nie rozmawiać o nim za długo, by nie przyciągnąć nieszczęścia. - Taki typ po prostu musi mieć ofiarę.

Znów spojrzeliśmy w stronę Taehyunga, który wręczał właśnie Jennie jeden ze swoich zeszytów, ale naszą uwagę zwrócił jak zawsze kolorowy pan Kim Heechul.

- Zapraszam, zapraszam, moje perełeczki, zagłębimy się dziś w wasze umysły, wyciągniemy z nich kreatywne pomysły! - zawołał radośnie jeszcze nim zdążył otworzyć pracownię.

Zaśmiałem się na to, podziwiając tego człowieka za jego siłę entuzjazmu i ruszyłem do środka, dołączając do mojego przyjaciela.



Jeongguk

Plan był prosty - olewać Park Jimina. Bo już się wystarczająco zemściłem. A kolejne problemy i kombinowanie nie było mi potrzebne. Miałem wystarczająco wypełniony grafik. Zwłaszcza gdy po imprezie czekał mnie niewielki event w High MMA, podsumowujący poprzednie walki i zapowiadający kolejne.

Troszeczkę dymów, przepychanek, potyczek słownym i ostatnie godziny z tym przesadnym różem na głowie. Bo właśnie do tego wydarzenia musiałem paradować z tymi włosami, dając mojemu poprzedniemu oponentowi satysfakcję z lekkiego upokorzenia mnie. Ale czy to było upokarzające? Skoro nadal wyglądałem w nich dobrze? Może trochę grzeczniej, ale nadal dobrze.

Jednak ten krótki event zakończył moją męczarnię związaną z edytowaniem niektórych zdjęć, aby nie mieć Instagrama wypełnionego różowymi kłakami. W końcu mogłem je przefarbować, wracając do mojego brązu, który zdecydowanie lepiej do mnie pasował. I do charakteru i urody. Dlatego tuż po evencie zjawiłem się u jednej ze znajomych fryzjerek, którą poznałem dzięki zajęciom tanecznym. Bo wszyscy tancerze z mojej grupy właśnie ją polecali do udanych metamorfoz.

I w końcu czułem się komfortowo, nie musząc nosić żadnych czapek, po prostu związując włosy w ładnie wystylizowaną kitkę, o co jeszcze zadbała moja fryzjerka, bo domyślałem się, że później nie będzie już tak ładnie ułożona. No chyba że Saya się nią zajmie. Ona, jak każda kobieta, miała w tym wprawę.

Zwolnionko sobie załatwiłem, zjawiając się dopiero u pięknej pani Kim na zajęciach z rzeźbiarstwa. I aż żałowałem, że nie wyrobiłem się wcześniej, bo na te zajęcia zawsze chętnie będę przychodził, tak jak zresztą większość chłopaków z roku. Bo pani Kim była hot, hot, HOOOT MILF-ik.

Los chciał, że kolejne zajęcia nie były już tak fajne i przyjemne. Bo oczywiście było to malarstwo, z tym pokręconym świrem Heechulem. Na przerwie jeszcze zdążyłem z ziomkami przegadać cały event, który oglądali. Bo choć niektórzy z nich nie byli fanami MMA, odkąd zaczęli się ze mną kumplować, oczywiście się nimi stali, chcąc mnie wspierać i śledzić moją tymczasową karierę.

Pożartowaliśmy trochę, powygłupialiśmy się, wymieniając lekkimi ciosami i omawiając techniki niektórych chwytów w parterze, po czym już musieliśmy wchodzić do tego wariata. Tym razem usiadłem z dala od Park Jimina, nie chcąc znowu wylądować z nim w grupie. Ale świrusek miał inne plany, obwieszczając nam nagle wszem i wobec:

- Nie, nie, nie, kochani, siadamy tak jak ostatnio.

No pojebie mnie zaraz! Nie będę siedział z tą kluchą!

Heechul klapnął swoim dupskiem na krzesło, zaczynając grzebać w przygotowanych dla nas materiałach, a ja musiałem to na szybko przemyśleć.

Rozwiązanie było jedno - znaleźć mordeczkę o podobnej estetyce do mojej. Dlatego szybko złapałem Hana, wysyłając go do Park Jimina, na co się zgodził, bo było mu to obojętne. A sam schowałem się za nieco wyższym chłopakiem, aby ten pawian mnie nie dojrzał i nie stwierdził, że coś mu tu nie pasuje. Oczywiście zająłem miejsce przy Minie, która była ładną blondynką, od razu akceptując mnie jako swojego dzisiejszego partnera.

I już myślałem, że mój plan się powiódł. Heechul sprawdził na szybko listę, wytłumaczył dzisiejsze, równie dziwne zadanie, po czym dał nam działać.

Jednak wystarczyło, że się na chwilę poniósł, a jego wzrok padł na Jimina. Szybko starałem się ukryć za płótnem, ale to nic nie dało...

- Frymuśny pan z kolczykami. Pomylił pan miejsca. Zapraszam do pana z blond włosami.

Ja jebie?! Po co?!

Wynurzyłem się powoli zza płótna, patrząc morderczym spojrzeniem w jego stronę.

- Dzisiaj lepiej, żebym siedział z koleżanką - oznajmiłem mu, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Bo sprzeciw tutaj nie wchodził w grę!

- Nie, nie, nie. Zaburza to nasz artyzm. Musi pan siedzieć tutaj - stwierdził mimo wszystko, pokazując tą swoją krzywą łapą na Hana, który siedział przy Smarku.

No kurwa nooooooooooooooooo...!

Wstałem, choć mało delikatnie. A z racji tego, że wszyscy obserwowali tę scenę, siedząc w ciszy, odgłos szurającego krzesła rozniósł się po sali. Miałem ochotę nim rzucić w Heechula, ale mordercze spojrzenie tym razem wystarczyło.

Han zaraz tu przywędrował, wracając do Miny, a ja niechętnie klapnąłem tyłkiem przy Parku.

- Więc nie obiecuję, że cała moja farba znajdzie się jedynie na fartuchach lub płótnie - ostrzegłem Heechula, krzyżując ręce na torsie i wzruszając ramionami. Bo ignorowanie ignorowaniem, ale jak mnie Park czymś wkurwi, to różnie to się może skończyć.

Ale tego świra przecież to nie obchodziło! Gdzieżby, nawet się z tego ucieszył:

- Idealnie! Emocje, emocje, to jest ważne kochaniutki.

Zerknąłem w stronę siedzącej niedaleko Lisy, której posłałem cierpiętnicze spojrzenie. Dziewczyna się tylko na to zaśmiała, pokazując mi „hwaiting" i serduszko z palców, po czym już skupiliśmy się na dzisiejszym zdaniu. Początkowo jeszcze musieliśmy poobserwować na rzutniku co Heechul ma nam dzisiaj do zaprezentowania. I w sumie gdyby nie jego dziwaczność, to faktycznie lubiłbym te zajęcia, bo oprócz rysowania, malowanie pochłaniało mnie równie mocno, czasami całkowicie odcinając od świata. A to zawsze było na plus.

Chłop sobie trochę pobiadolił, a ja nie zmieniałem mojej pozycji. Niech Park sobie dzisiaj maluje co chce, mało mnie to obchodziło.

Jednak wystarczyło, że przygotował się do malowania, zakładając fartuch i związując włosy, co niestety widziałem kątem oka, i już się musiał do mnie odezwać:

- Po prostu zróbmy to zadanie i dalej możesz udawać, że nie istnieję - zaproponował, wyciskając już farby na paletę.

Wywróciłem na to oczami, pokazując mu na to kciuk w górę i pokazując na płótno, dając tym samym wolną rękę.

Chłopak zabrał się więc w ciszy do malowania. A ja powoli, powoli, z niczym się nie spiesząc zacząłem się przygotowywać do dodania na koniec czegoś od siebie. Najchętniej dużej ilości krwi i jakichś potworów, które będą zżerały wszelkie wróżki i jednorożce w tej „szczęśliwej krainie", wymyślonej przez Heechula jako motyw dzisiejszych zajęć i obrazu.

Mogłem sobie w międzyczasie poobserwować inne współpracujące pary. Niektórzy dzielili się płótnem na pół, łącząc swoje wyobrażania dopiero pośrodku. Inni wspólnie malowali wszystkie elementy, po prostu dzieląc się jasną i ciemną paletą kolorów. A ja i Park... byliśmy z tym mało kreatywni, ale przynajmniej moja ręka na koniec wszystko uratuje.

Miałem jeszcze chwilę, aby pogrzebać w telefonie, korzystając z nieuwagi Heechula, bo po wstawieniu fot z dzisiejszego eventu, musiałem poczytać komentarze na Instagramie. Zresztą, musiałem też odpisać kumplowi, który wyciągał mnie na nieco inne wydarzenie, dla fanów motoryzacji. A dzięki temu wiedziałem, co będę robił w weekend. I choć byłem skupiony tylko i wyłącznie na telefonie i odpisywaniu kumplowi, to coś mnie nagle tknęło, aby spojrzeć w bok. W dodatku w stronę Park Jimina. I chyba dobrze, że to zrobiłem, bo moja ręka była na tyle szybka, aby złapać sztalugę, która leciała w stronę jego głowy. Najwyraźniej niektóre typki z grupy były na tyle nierozgarnięte, aby nie zauważyć, że leci im sztaluga. Zresztą razem z obrazem, który też im uratowałem.

Nie wiedzieć czemu wkurwiło mnie to niesamowicie. Odepchnąłem tę sztalugę w ich stronę, patrząc na nich groźnie.

- Może trochę ostrożniej, co? - warknąłem. I tym razem typki ją złapały, o dziwo to potrafiąc?! To w jaki sposób zaatakowali nią Jimina?!

Myślałem, że raczej nikt nie zwróci na to uwagi, a jednak w sali zapanowała cisza. I mogłem tylko usłyszeć komentarze kilku dziewczyn:

- Wooo. Jak w jakiejś dramie!

- Aż mam gęsią skórkę.

A z racji tego, że nadal patrzyłem w stronę tych typiarzy, mogłem przy okazji zobaczyć też reakcję Jimina, który powoli odwrócił się w moją stronę, zszokowany. I tym razem nie uciekałem od niego wzrokiem, patrząc w oczy właściciela niebiańskiego głosu.

- Hm... dzięki - mruknął, zaraz wracając do malowania. Jednak mój wzrok nadal pozostał na jego twarzy, dlatego mogłem zauważyć, jak jego policzki robią się nieco czerwone. - Dodasz coś od siebie? - zapytał tuż po tym, przesuwając się nieco na bok. A że mój mózg nadal skupiał się na całej tej dziwnej sytuacji, nie załapałem, o co chodzi.

Obserwowałem jedynie, jak blondyn odwraca głowę do tyłu, chyba patrząc na konkretną osobę. A ten gest pomógł mi się otrząsnąć z tego dziwnego stanu zawieszenia.

Pojebało mnie. Ale to przecież nic nowego.

- Pomyślałem o martwym jednorożcu, w tej niby szczęśliwej krainie - dodał jeszcze, skoro się nie odzywałem.

I dopiero, kiedy w końcu przeniosłem wzrok na nasz obraz, obserwując cały ten bajkowy krajobraz namalowany przez Jimina, dotarły do mnie dodatkowo te wszystkie szepty w sali. Bo dziewczyny chyba przeżywały ten magiczny moment.

Magiczny... My ass...

Pojebany i dziwny, a nie.

Dobra, skupiamy się na obrazie, a nie uratowaniu Park Jimina.

Martwy jednorożec byłby spoko. Ale do tego może... jakiś stwór?

- I zjadający go leśny potwór - podzieliłem się z nim moim pomysłem, zacieszając, bo w głowie już miałem wizję przerażającego stwora, który wyciąga sobie serce jednorożca i zjada ze smakiem. A to były zdecydowanie moje ulubione klimaty.

Krew, morderstwo, potwory i GORE. Mmmm.

Jimin to zaakceptował, mówiąc, że to fajny pomysł, dlatego mogłem zabrać się do roboty.

Przysunąłem się, łapiąc za moją paletę i zabierając się za sprawne namalowanie martwego jednorożca. Ostatnio nie malowałem ich zbyt często, ale dużo tutoriali na Youtube'ie dla początkujących uczyło rysować konie, więc proporcje mniej więcej znałem, sprawdzając je palcami, aby akurat przy końcu zajęć czegoś nie spieprzyć.

Biały jednorożec, o blond grzywie i tego samego koloru rogu, szybko pojawił się w centrum tego pięknego krajobrazu. Cały jego brzuch był rozerwany, a wnętrzności, które miałem już w malutkim palcu, wypadały z niego trochę na trawę, a trochę po prostu zwisały na rozerwanej skórze. Potworek z rogami i ciemnymi, szkieletowymi skrzydłami, wylądował tuż na nim, smakując sobie długie jelito, a jego czerwone oczy patrzyły prosto na nas, jakby chciały nam powiedzieć: „Patrz jakie mam pyszności, zazdrościsz, co?".

Mój partner (NA ZAJĘCIACH Z MALOWANIA OCZYWIŚCIE! BROŃ BOŻE NIC INNEGO!) zajął się w międzyczasie wykończeniem niektórych elementów w bajkowej części naszego krajobrazu. Za wszelką cenę nie chciałem mieć styczności z jego ręką, dlatego manewrowałem przy tym obrazie jak tylko mogłem.

- No, to jest sztuka - podsumowałem to, kiedy mój stworek był już idealnie dopracowany. A że chciałem trochę zniesmaczyć moich ziomków, zaraz zrobiłem mu zdjęcie, wysyłając je na naszą grupę na Kakao, o nazwie: „Pokój wytrzeźwień", podpisując moją fotkę: „Ktoś głodny? ( ˘▽˘)っ♨".

Wszyscy zaraz zaczęli ją lajkować albo wysyłać zniesmaczone emotki. Niektórzy skomentowali, że to mój typowy rysunek, z czym nie mogłem się nie zgodzić. Ale jednak gore to prawdziwa sztuka!

I zauważyłem, że nawet Park Jimin ją polajkował, będąc dodany od imprezy do Pokoju Wytrzeźwień, razem zresztą z Kim Taehyungiem. Oczywiście przez Hoseoka, ale nie chciało mi się już o to sprzeczać.

Nie zostało nam jednak zbyt wiele czasu, więc musieliśmy zacząć współpracować.

Odłożyłem telefon, zmieniłem pędzelek na cieńszy, podebrałem jeden z jasnych kolorów Jiminowi i zabrałem się za te latające wróżki i motylki, dodając im więcej detali.

Pracowaliśmy szybko i sprawnie. Do tego na tyle, aby wyrobić się w sam raz, kiedy Heechul podniósł swój kuper z krzesła, kierując prosto do nas.

No on nas sobie upatrzył, jak nic!

Facio popatrzył chwilę na nasz obraz, a zaraz po tym na nas. Wyciągnął jakieś swoje wnioski i w końcu się odezwał:

- Bardzo ekspresywnie, panowie. Widzę wokół was złotą aurę. Wolność, siła, mądrość, emocjeee. Bardzo dobrze, perełki - stwierdził, a jego łapa ośmieliła się przenieść na moje włosy, pacając mnie lekko po głowie.

WTF?!

Chłop na szczęście udał się zaraz po tym dalej, a ja udałem, że strzepuję jego rękę z obrzydzeniem, bo miałem ochotę to zrobić, ale pewnie wtedy bym sobie u niego przejebał.

Posłałem zniesmaczone spojrzenie Jiminowi, postanawiając podzielić się z nim moimi przemyśleniami. No bo z kim?

- Obłąkaniec. Cholera wie, czego wcześniej dotykał - mruknąłem, patrząc za nim. A z mojej twarzy nie znikał ten sam wyraz mocnego zniesmaczenia, bo facet był jakiś taki obślizgły.

- Przy takich szaleńcach nigdy nie wiadomo - stwierdził na to, mój nieco rozbawiony partner. - Kto wie, co będzie robił w tej sali do tych obrazów - dodał, zabierając się już za sprzątanie.

I musiałem sam przed sobą przyznać, że to była miła odmiana... Rozmawiać z nim tak luźno i bez negatywnych emocji. Emanowała od niego wtedy całkowicie inna energia. Taka, która mnie wręcz przyciągała, a nie odpychała.

- Do naszego pewnie będzie się zajadał kiełbą. I kto wie, czy nie jakiegoś innego prowadzącego - zauważyłem, rzucając idealnym żarcikiem, śmiejąc się przy tym złowieszczo, ale na tym skończyłem nasze gdybania, dołączając do sprzątania.

Szybko uwinęliśmy się z wymyciem wszystkiego przy zlewie i zaraz wróciliśmy do naszego obrazu, przenosząc go do strefy ze schnącymi pracami. A kiedy zaczęliśmy się już pakować, Jimin znów się do mnie odezwał.

- Dziękuję.

Tego się nie spodziewałem. Ale to było miłe słowo, które tak samo, jak te usłyszane od niego poprzednio, wpłynęło na mnie pozytywnie.

Nie chciałem jednak gdybać, za co mi dziękuje. Może za inne nastawienie do jego osoby? Za ratunek przed atakiem sztalugi na niego?

- Spoko, stary. Wiem, że współpraca ze mną to sama przyjemność - uznałem, decydując się na tę opcję. Posłałem mu jeszcze szeroki uśmiech, po czym już ode mnie uciekł, kierując się do swojego ziomka Kim Taehyunga.

Pomogliśmy jeszcze niektórym ślamazarom się zebrać i mogliśmy powoli wychodzić z zajęć. I nie spodziewałem się, że tuż po opuszczeniu sali moje oczy natrafią na moją chudzinkę, jak zwykle w czarnych baggy spodniach, takiej samej kurtce i czarnych, wysokich butach, aby choć trochę dodać sobie centymetrów. I byłem jej wdzięczny, że grzecznie założyła zarówno bucketa na głowę, jak i maseczkę na twarz, aby nie rzucać się w oczy. Oczywiście w oczy innych, bo w te moje od razu się rzucała. A że szedłem z ziomeczkami, nie chcąc im niczego tłumaczyć, zagadałem do niej nietypowo:

- Co ty tu robisz kobieto?! Uchodzę za singla, nie możesz się tak pojawiać - oznajmiłem jej, uśmiechając się przy tym szeroko, bo jej widok zawsze mnie uspokajał. To była jedna z rzeczy, nad którymi pracowałem. Aby nie być nadopiekuńczym. Opiekować się, oczywiście, ale nie przesadnie. Musiałem rozumieć, że ma swoje życie, w którym powinienem ją chronić, jak to jej starszy brat, ale nie wchodzić buciorami w jej prywatne sprawy.

Przytuliłem ją, pacając lekko po głowie. I choć Saya miała na sobie buty na koturnie, niezbyt jej to przy mnie pomagało, bo i tak jej głowa lądowała przy mojej klacie.

Oczywiście zaraz dostałem za taki komentarz w głowę, kiedy już mnie od siebie odepchnęła.

- Głuuuuuuupek. W końcu się przefarbowałeś - zauważyła, a jej palce wystartowały do mojej grzywki, którą ładnie ułożyła mi fryzjerka. Ale najwyraźniej była już nieco potargana, bo Saya trochę ją naprawiła. A przynajmniej chciała, bo nieco uciekłem przed tymi jej bladymi palcami.

- Weź nie dotykaj, bo pan Cheetosowe Palce je macał - zażartowałem znowu, zacieszając. A żeby zrozumiała co mam na myśli, zerknąłem jeszcze w stronę sali, z której wychodzili ostatni studenci z mojej grupy, a w której nadal kręcił się Heechul.

Saya załapała o co mi chodzi, bo już jej o nim mówiłem. Jednak nie zdążyła tego skomentować, bo krzyknął do mnie nadal czekający na mnie Yu. Zresztą nie sam, bo Han i Jennie też z nim byli.

- Kook idziesz z nami, czy na bajerę? - zapytał, a ja jeszcze nie chciałem wyprowadzać go z błędu. Jak przyjdzie na to pora to to zrobię. Ale nie teraz.

- Muszę się zająć brzydkim kaczątkiem - oznajmiłem rozbawiony, wystawiając nieco język do Sayi. Oberwałem za to w brzuch, specjalnie się przy niej nie broniąc, bo jej chuderlaczki nie były mi w stanie nic zrobić. Zresztą, ona mnie mogła bić do woli.

Zaśmiałem się na to tylko, machając już do ziomali, którzy również się ze mną pożegnali, kierując już do wyjścia. A ja zarzuciłem rękę na ramiona Sayi, którą ona zaraz chętnie złapała, zaczynając maltretować. I mogliśmy również ruszyć do wyjścia, choć z drugiej strony, bo od niej zaparkowałem motorek.

- A ty nie powinnaś siedzieć nad lekcjami? - zauważyłem, bo patrząc na porę, dopiero co skończyła lekcje.

- Posiedzę u ciebie.

- Mogłaś tam od razu pojechać?

- Wolałam zobaczyć przystojnych studenciaków - wypaliła, a mi się lekko krew zagotowała, co pewnie mogła poczuć, gdy moja ręka nieco się zacisnęła.

No chyba żart!

- Ej, ej, ej, hola, hola. Żadnych fagasów w moim wieku. W ogóle ŻADNYCH fagasów.

- Pfff - prychnęła na to, a moje brwi od razu się uniosły.

- Co „pfff"? - dopytałem, mając nadzieję, że niczego z tym nie kombinuje. Bo ja jej dam! Dostanie szlaban do końca życia i się skończy!

- Pfff. - Znowu prychnęła, do tego prosto w moją twarz.

A za takie zagrania od razu złapałem za jej bucket, zakładając go sobie na głowę.

- Nieee, teraz będę miała cheetosową czapkę! - zauważyła, na szczęście rozbawiona. Ale to jedynie wywołało mój złowieszczy śmiech.

Nie pozwalałem jednak, aby tak łatwo odciągnęła mnie od tematu szkoły, dlatego zaraz do niego powróciłem. W końcu jej edukacja również była moim priorytetem. Bo nawet jeśli chciałem jej zasponsorować prywatną uczelnię, musiała wziąć się do nauki.

Ględziłem jej o tym aż do dojścia do mojego motorka. A po ubraniu jej kasku z króliczkowym etui, które oczywiście kupiłem jej na złość, założyłem również swój kask, po czym mogliśmy ruszyć na jakiś obiad, a później do mnie, aby zmusić ją do lekcji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top