Rozdział 4 | 3833 słowa
Jimin
Kolejny tydzień był naprawdę kiepski. Na szczęście nie pod kątem projektów, bo te udawało mi się ogarniać, czasem zarywając nieco nocki. I pomyśleć, że na trzecim roku powinni nam dać nieco luzu... Ale nieważne, chciałem dwa kierunki, to mam.
Tylko... Czy na pewno nadal tego chcę?
Zaczynało mnie już szczerze męczyć znoszenie Zjebona. Kiedy siedziałem samotnie w mojej i Tae pracowni, tworząc wizualizacje pomieszczeń, często odpływałem myślami. Już miałem do czynienia z taką osobą. Zaborczą, upartą, toksycznie zazdrosną i pełną przemocy. Tylko wtedy łączyła mnie z nim inna relacja - nie byliśmy wrogami, tylko parą.
Christian Yu owinął mnie sobie wokół palca, kiedy zaczynałem studia. Starszy o rok, cholernie przystojny, wysportowany, wytatuowany... Studiował fotografię, a ja dałem się omotać jego artystycznym wizjom. Dałem prawdziwy popis głupoty ulegając jego wykreowanej dla świata personie. Bo za zamkniętymi drzwiami był prawdziwym potworem. Wiele razy musiałem przez niego nosić długie rękawy w ciepłe dni. Awantury robił mi dosłownie o wszystko - wystarczyło, bym przypadkiem spojrzał na innego faceta w jego obecności. Nie mówiąc już o tym, jak ktoś z grupy coś ode mnie chciał, zamieniając ze mną kilka słów. Przy ludziach był spokojny, serdeczny i wesoły, ale kiedy zostawaliśmy sami słyszałem, jaką to jestem dziwką. I jak dziwkę traktował mnie w łóżku, robiąc z moim ciałem co tylko mu się podobało. A jakby tego było mało - nagrywał mnie i robił zdjęcia bez mojej wiedzy i zgody w sytuacjach intymnych. Nie tylko w czasie seksu - także kiedy byłem w łazience.
Do dzisiaj nie wiem, jakim cudem moim rodzicom i prawnikom udało się całą sprawę zatuszować, nie robiąc z tego skandalu na pół kraju. Ale było minęło. Uwolniłem się od niego, a niedługo po tym Christian wyjechał na stypendium do Francji. I krzyżyk mu na drogę.
Ze Zjebonem było niby lepiej - nie używał na mnie przemocy cielesnej, jedynie zaczepiając, jak typowy dzieciak, ale jego słowa potrafiły dość dobitnie ranić. Gdy miałem naprawdę dość wchodziłem z nim w pyskówki, które jeszcze mocniej mnie bolały, ale generalnie przyjąłem strategię ignorowania go. Póki co - efektów nie było.
W ramach odstresowania Taehyung postanowił zaciągnąć mnie na integrację, którą zaproponował ktoś z naszej grupy na Kakao. Ludzie chcieli wspólnie popić i potańczyć w jednym ze studenckich klubów. Z jednej strony nie miałem na to ochoty, ale z drugiej wiedziałem, że robienie z siebie odludka nie jest wskazane. Dlatego cierpliwie stałem przy szafie, podczas gdy Taehyungie przeglądał jej zawartość, by jak najlepiej skompletować nasze outfity.
- Może coś jaśniejszego? - wymruczał, wyciągając jedną z białych koszul, którą zaraz przyłożył do mnie, by sprawdzić, czy się nada. Ale chyba moje myśli za bardzo były wypisane na twarzy, bo jedno jego spojrzenie sprawiło, że się zmartwił. - Minnie, wolisz zostać w domu, czy coś cię trapi?
Na moment się zawahałem. Nie dzieliłem się jeszcze z przyjacielem moimi przemyśleniami z ostatnich dni. Ale chyba powinien o nich wiedzieć, bo w pewnym sensie dotyczyły również jego.
- Wiesz, chyba zrezygnuję z tych studiów - powiedziałem ostrożnie, patrząc mu w oczy.
Tak, jak przypuszczałem, Taehyung był tym zaskoczony. Od razu objął mnie i pogłaskał po plecach.
- Zrezygnujesz? Dlaczego? - zapytał, choć wiem, że domyślał się odpowiedzi.
- Jak mam się użerać z tym debilem, to chyba nie mam na to ani czasu, ani siły.
Ciężkie westchnienie naprawdę stało się charakterystycznym dźwiękiem dla mojego przyjaciela.
- Zginę tam bez ciebie, ale jeśli aż tak się uparł i nie da ci spokoju, to może faktycznie tak będzie lepiej. Chyba że zgłosimy to do sekretariatu? Na pewno muszą mieć jakiś sposób na takich cwaniaków.
- Tak, tak samo, jak miały wcześniej szkoły - zauważyłem ze smutnym uśmiechem, wiedząc doskonale, że nikogo postronnego nie obchodzą dręczone osoby. - Dam sobie czas do końca semestru. A jak to będzie trwać, to przeniosę się na coś innego.
- No dobrze, Minnie. Miejmy nadzieję, że w końcu się tym znudzi... Ale teraz o tym nie myślimy. Idziemy się wyszaleć - dodał, puszczając mnie już i uśmiechając się lekko. - To może jednak tamta biała - dodał, wracając znów do ubrań. - Tak, będzie idealna!
Wiedziałem, że Taehyungie po moich słowach wcale nie olał tematu, tylko serio się przejął, ale naprawdę nie mogliśmy teraz nic z tym zrobić. Dlatego skupiliśmy się na czekającej nas imprezie.
Biała, satynowa koszula, w połączeniu z czarnymi obcisłymi spodniami i złotą biżuterią - to stanowczo zestaw, w którym czuję się najlepiej. Tae zdecydował się na niebieską koszulę bez guzików oraz podobne spodnie, jednak za dodatki służyło mu srebro. Zaczesaliśmy włosy do tyłu, nałożyliśmy nieco makijażu i ruszyliśmy na podbój klubu.
Jak to bywa w czasie wolnym - na miejscu zastaliśmy spore tłumy. Młodzi z różnych uczelni potrzebowali się wyszaleć i odreagować czas spędzany na wkuwaniu i odwalaniu kolejnych projektów na swoje studia. Po takim czasie wiedziałem już, z jakimi kierunkami najlepiej się bawi - ci z medycyny załatwiali dobre prochy, a chemicy z politechniki tworzyli w swoich laboratoriach najsmaczniejsze drinki. Niestety dzisiaj nie zauważyłem nikogo znajomego, by załatwić sobie nieco wspomagaczy. Będę musiał odezwać się do kogoś z farmakologii.
Skoro nie było póki co innej opcji, to tuż po przywitaniu się z moją grupą, która zajęła kilka loży pod ścianą (jak się okazało mieliśmy rezerwację od tygodnia), udałem się po drinki dla siebie i Taehyunga. Niestety - minusem tego wyjścia było to, że do naszej grupy należał Zjebon. A skoro tak, to na pewno zamierzał się zjawić. I nie myliłem się, bo ledwo złożyłem zamówienie, a już moje oczy go namierzyły. Stał z Jennie niedaleko, a jego różowe włosy w świetle neonów przyciągały uwagę. Odwróciłem się plecami do niego, mając nadzieję, że jestem na tyle niski, by nie wypatrzył mnie w tłumie. Ha, chciałby...
Akurat, gdy moje zamówienie trafiło na blat, poczułem, jak czyjaś twarz zbliżyła się do mojego ucha.
- W końcu cię widzę na naszych imprezkach. Na szczęście tym razem nie ubrałeś się jak wieśniak.
Aż mną zatrzepotało ze zdenerwowania. Starałem się go zignorować i po prostu złapałem za szklanki,
- Baw się dobrze - dodał ten wkurzający głos i klepnął mnie nieco mocniej w plecy. Na pewno specjalnie, po przez to wylało mi się nieco z drinków. TAKIE MARNOTRAWSTWO!
Odprowadziłem go morderczym wzrokiem, gdy wracał do Jennie, po czym wziąłem głęboki oddech i ruszyłem z powrotem do Taehyunga. Chłopak już czuł się jak ryba w wodzie, znajdując wspólny temat o dziwo z ludźmi z paczki Zjebona. Z niemałym niedowierzaniem widziałem, jak rozmawia o czymś zawzięcie z Jung Hoseokiem, który patrzył na niego z serdecznym uśmiechem.
Co tu się wyrabia...
Usiadłem na wolnym miejscu obok przyjaciela i korzystając z okazji, że jego rozmówca odwrócił się do kogoś innego, nachyliłem się, by podzielić z Tae moim zmartwieniem.
- Już zdążył mnie namierzyć. Chyba nie zostanę tu za długo.
Tyle wystarczyło, bo Taehyung spojrzał w stronę baru. Jego oczy ciskały piorunami i pewnie, gdyby mógł, to zabiłby Zjebona samym spojrzeniem,
- Zaraz to ja go zdzielę po tej głupiej, wykolczykowanej gębie - warknął, ale w tym momencie do naszego stolika podeszła Hari, razem ze swoim chłopakiem - Soobinem. Uśmiechnąłem się, chętnie wstając, by zamienić z nimi kilka słów. Oboje byli zaciekawieni, co nowego się u mnie dzieje w związku z moim dręczycielem, ale podzielili się też ze mną ciekawą informacją, mianowicie Hari przyuważyła, że ten gówniarz chodzi na zajęcia taneczne w naszym budynku. Dlatego był tam tego dnia. Co trochę mnie uspokoiło, bo naprawdę obawiałem się, że to nie był przypadek, iż trafił wtedy pod salę, w której ćwiczyłem po godzinach.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę o nadchodzących zajęciach wokalnych, gdzie mieliśmy się zmierzyć z naprawdę wysokimi dźwiękami, po czym pożegnaliśmy się, by skorzystać z parkietu. Nie potrzebowałem partnerki, aby ruszyć między ludzi i dobrze się bawić. W pewnym momencie i tak znajdowała się osoba chętna do dołączenia do mnie. Tak było i tym razem - mogłem całkowicie zatracić się w muzyce, czując w tym otoczeniu swobodnie i naturalnie. Kiedy przymykałem oczy, do głowy przychodziły mi różne obrazy - innych klubów, które z jednej strony były mi obce, a z drugiej czułem, jakbym je znał. I jakbym w nich uporczywie kogoś szukał. Kogoś bardzo ważnego...
Z mojego zatracenia w zabawie wyrwało mnie poklepanie po ramieniu. Odwróciłem się zaskoczony od dziewczyny, z którą w pewnym momencie zacząłem tańczyć, by natrafić na jednego z chłopaków z naszej grupy. Nachylił się do mnie i poprosił, bym z nim poszedł, bo ma pilną sprawę do obgadania. Zaskoczony przeprosiłem moją partnerkę i ruszyłem z nim na skraj parkietu, skąd skierowaliśmy się wzdłuż ściany. I kiedy mijaliśmy korytarz prowadzący do toalet, poczułem mocne szarpnięcie. Wystraszony odwróciłem się gwałtownie. Moją rękę w mocnym uścisku trzymał nie kto inny, tylko Zjebon Jeongguk. Nie zdążyłem nawet nic powiedzieć, bo zaczął mnie nieco za nią szarpać, patrząc z taką wściekłością, że naprawdę zacząłem się bać.
- To co, już nie jesteście razem? Bo widzę, że twoja dziunia buja się dzisiaj z jakimś nowym fagasem - powiedział wkurzony, podniesionym głosem. I to pewnie nie tylko dlatego, bym go usłyszał w tym hałasie.
Co? Jaka moja dziunia?! KURWA, JEMU DALEJ CHODZI O HARI?! CZY JEGO POJEBAŁO?!
- O co ci chodzi?! Ta bransoletka jest moja i dobrze wiesz, skoro mnie podsłuchiwałeś po moich zajęciach muzycznych! - zauważyłem, szarpiąc nieco ręką, by spróbować wyrwać się z jego uścisku, który zaczynał być jeszcze mocniejszy, a tym samym niezwykle bolesny. Czułem, jak w moich oczach zbierały się łzy. Przecież znał mój głos. Wiele razy mieliśmy słowne potyczki. Nie połączył barwy mojego normalnego głosu ze śpiewem z tamtej sali?! Aż tak jest głuchy?!
Chyba jest, bo na jego twarzy wymalowało się zaskoczenie.
- Skąd mam to niby wiedzieć?! To ona przyszła, żeby odebrać tę bransoletkę! Po co tak kręcicie?!
- A oddałbyś mi ją?! Tylko dlatego, że to byłem ja, na pewno byś ją zniszczył! - wytknąłem, czując, jak łzy zaczynają ciec po moich policzkach. Czułem się naprawdę okropnie. Jakbym cofnął się o te dwa lata i znów miał do czynienia z Christianem. Byli do siebie podobni - to samo ostre, przepełnione agresją spojrzenie. Ta sama budowa ciała. Tatuaże na rękach. I całkowita dominacja nade mną. - Nie wiem, co ci zrobiłem, że mnie tak nie lubisz! Odpuściłem ci nawet zniszczenie szybki na moim tablecie! A ty tylko jeszcze bardziej chcesz mi dokuczyć! Zostaw mnie w końcu!
Nie wiem, co go przekonało, by dał mi spokój, ale poczułem, jak uścisk się poluźnia. Od razu wykorzystałem okazję, by od niego uciec. Ruszyłem prosto do toalety, gdzie zamknąłem się w jednej z kabin, by się uspokoić i doprowadzić do porządku. Słyszałem nieco przytłumioną muzykę, rozmowy obcych typów dotyczące jakiejś dziewczyny, którą jeden z nich chciał poderwać, ale to wszystko było tylko szumem, który mi teraz przeszkadzał. Starałem się głęboko oddychać, by uspokoić walące ze strachu serce.
Christian jest daleko. Jestem bezpieczny. Naprawdę wszystko jest w porządku.
Jeongguk
Ile błędów popełnię jeszcze w moim życiu? Bo to dochodzenie się o głupią bransoletkę, kogo by ona nie była, mogłem sobie przecież odpuścić. Dlaczego musiałem być taki uparty, aby znaleźć jej właścicielkę lub właściciela? Myślałem, że znajdę w ten sposób moją miłość życia czy o co chodziło? Przecież Park Jimin na pewno nią nie był, więc to jakiś totalny absurd. Zmarnowałem na to jedynie dużo czasu i nerwów.
To miała być fajna, chillowa bibka. Wszyscy z paczki tu byli. I w sumie nie tylko, bo zaproponowałem kilku osobom z mojej grupy tanecznej, aby odpuścili sobie klub w Gangnam i wpadli do nas. Co oczywiście chętnie zrobili, abyśmy mogli razem poszaleć, zamawiając u DJ-a nasze ulubione kawałki.
W międzyczasie latałem do baru po drinki dla siebie i Jennie, którą dzisiaj przygarnąłem pod moje skrzydło. Po prostu najlepiej nam się razem szalało i tańczyło. Z nią nigdy nie było nudno.
Narobiliśmy sobie chyba miliony fotek. W sumie nie tylko z Jen, ale i resztą dziewczyn, tak jak i chłopaków z naszej paczki. Choć wiedziałem, że zanim wrzucę je na Insta będę musiał pozmieniać sobie kolor włosów, bo to w ogóle nie była moja estetyka. Ciemny JK to jedyna wersja, którą akceptowałem. I w sumie platynowy, ale to też był niewielki wypadek przy pracy, którego już nie chciałem raczej powtarzać.
Bibka, dziewczyny, tańce, szaleństwo. Aż do momentu, w którym zobaczyłem JĄ. I w sumie JEGO. Czyli Hari... ale nie ze Smarkiem a... z jakimś innym cieniasem. I od razu zacząłem się zastanawiać, o co tu do kurwy chodzi.
Bo najpierw spotkałem się z nią. Oznajmiła, że czeka na swojego chłopaka. A później wyszła z budynku z Park Jiminem. OK. Czyli wniosek był jeden - Hari jest dziewczyną Jimina i to jej bransoletka.
Na następny dzień gadałem z Parkiem, który okazało się, że nosi jej bransoletkę. OK, można to było tłumaczyć tym, że jest jej chłopakiem. Więc podsumowując - Hari jest dziewczyną Jimina i to jej bransoletka, ale pożyczyła ją Parkowi, albo dała, cholera wie.
Z kolei dzisiaj wniosek jest jeden - W CHUJ KRĘCĄ I MNIE WKURWIAJĄ.
Dlatego nie wytrzymałem. Musiałem namówić jednego z kolesi, żeby zabrał mi Smarka z parkietu. A kiedy już do tego doszło, próbowałem wyciągnąć z niego prawdę. I ją otrzymałem. Ale w jakim wydaniu i z jaką oprawą.
Kompletnie nie zakładałem, że osobą, która wtedy śpiewała mógł być Park Jimin. Ale... pomimo tego, że było to dość dawno (jak dla mojej głowy, w której działo się po prostu za dużo) nadal doskonale pamiętałem ten krótki usłyszany fragment piosenki IVE. Iiii w sumie ten ton, ta barwa, przypominała Park Jimina. Chyba po prostu rozmawiając z nim w ogóle nie dopuszczałem takiego faktu do swojej głowy. Bo jak mógłbym... zauroczyć się w głosie FACETA?! I chcieć się z nim UMÓWIĆ?! Jeszcze z kimś TAKIM?!
A jednak widząc jego łzy i stan do jakiego go doprowadziłem moją agresją i krzykiem, znów miałem to głupie deja vu. A zdrowy rozsądek podpowiadał mi, żebym aż tak nie odpierdalał. Dlatego puściłem go, pozwalając ode mnie uciec.
Po chuj mi to wszystko było... Jebana bransoletka!
Miałem ochotę w coś przyjebać. Najlepiej w worek treningowy, bo to na nim się wyżywałem. I od czasu do czasu na oponentach. Skończyły się czasy randomowych bójek.
Na szczęście rozproszyło mnie czyjeś gwizdanie. Szybko się odwróciłem w jego stronę, a widząc rozbawionego Yu, ulżyło mi.
- No, nieźle. Żeby aż doprowadzić kogoś do płaczu? Co mu zrobiłeś? - zagaił. Ale to nie było dobre miejsce do takich rozmów.
- Chodź na faje - zaproponowałem, rozluźniając już wszystkie mięśnie, aby poklepać go zachęcająco po plecach.
Skierowaliśmy się na dwór, gdzie od razu odpaliłem gold malborasa. Jako sportowiec nie powinienem. Ale czym to się różni od e-petów, od których i tak już byłem uzależniony? Zresztą, połowa zawodników z mojej federacji chlała i paliła. Byłem młody, więc ja tym bardziej mogłem.
Podzieliłem się oczywiście z Yu. A kiedy obaj pozaciągaliśmy się już fajką kilka razy, zacząłem mu to wszystko pokracznie wyjaśniać:
- To jest jakaś pojebana sytuacja, Yu. Chłopaczek właśnie stwierdził, że dziewczyna, którą kiedyś słyszałem, to był on? Po czym się rozryczał... Chyba że... - Mój wzrok od razu padł na moją rękę, która przecież ściskała jego nadgarstek. A po alkoholu niezbyt kontrolowałem swoją siłę... - Trochę za mocno go ścisnąłem? A chuj wie - stwierdziłem na koniec, machając oglądaną przed chwilą ręką. Bo w sumie co mnie to obchodziło? To on mnie non stop oszukiwał. Mógł być ze mną szczery, a nie robić jakieś ustawki.
A ja mogłem oddać tę bransoletkę na recepcję i dać sobie spokój. I jemu...
- A co się nim przejmujesz? Mało to takich pizdeczek na świecie? - zauważył Yu, jak zawsze słusznie. Przynajmniej on w takich sytuacjach stawał po mojej stronie.
- Niepotrzebnie się w to wkręciłem. Dam mu spokój, bo jeszcze mu kiedyś niechcący przyjebię i będą problemy - mruknąłem jeszcze, znów zerkając na moją nieobliczalną rękę.
I akurat w tym momencie podbił do nas jakiś ziomeczek, którego nie kojarzyłem, co skutecznie odciągnęło mnie od lampienia się w moją rękę.
- Dżeeej kej, siema. Można fotę?
Chłopak był w podobnym wieku do naszego. I jak większość fanów High MMA wyglądał jak typowy dresik. Ale pewnie jako fan, a nie zawodnik wyglądałbym tak samo, więc nigdy ich za taki styl nie oceniałem.
- Pewa - mruknąłem tylko, zaraz ustawiając się do selki, a później do zwykłej fotki, którą zrobił nam Yu.
Dresik jeszcze chwilę ze mną pogaworzył, komentując ostatnią walkę z Kim Jonginem, z którym przegrałem przecież zakład, teraz wyglądając jak papuga. Ale byle do eventu, który miał się odbyć w niedzielę wieczorem.
Kazałem mu jeszcze kibicować mi na następnych walkach, po czym odszedł już, zostawiając mnie samego z Yu.
- No właśnie, powinienem skupić się na tym, co ważne, a nie na takich pierdołach, jak ta parówa Park Jimin - podsumowałem wszystkie swoje przemyślenia podczas tej rozmowy z fanem. Bo przecież obiecałem sobie skupiać się na moich walkach, tańcu i zajęciach na malarstwie. I oczywiście na Sayi. Bo to był największy priorytet.
A żeby odejść całkowicie myślami od ostatnich wydarzeń, wyciągnąłem telefon, podając go Yu.
- Muszę coś wrzucić na Insta, dawaj sesje - poprosiłem go, zacieszając. I zaczęliśmy naszą zabawę w fotografa i modela, choć niezbyt za tym przepadałem. Jednak bycie osobą rozpoznawalną tego wymagało.
Pozowałem trochę z fajeczką. Z uśmiechem, bez uśmiechu. Pod budynkiem, na tle ruchliwej ulicy. Oparty, na kucki. I już. Mieliśmy wystarczająco fot.
Dlatego, jak tylko wypaliliśmy faje, poprawiłem trochę potargane już przez wiatr włosy, po czym zaczęliśmy zbierać się do środka. I akurat gdy zaczęliśmy kierować się do wejścia do budynku, wyszedł blond chłopak. Oczywiście Park Jimin. Bo wszędzie bym poznał tę zniewieściałą twarz.
W sumie... skoro ma trochę kobiecy głos... i ma taką twarz...? To może... jest czymś z tych całych LGBT? Może powinienem go zapytać...?
- Miałem dać sobie spokój - mruknąłem sam do siebie, obserwując, jak chłopak specjalnie kieruje się w przeciwną stronę, aby na nas nie trafić. A w jego dłoni zaraz znalazł się e-pet.
Ohooo, a myślałem już, że to grzeczny kujonek!
A zresztą, co mnie to!
Przy barze postawiłem Yu drina za tę sesję, sobie biorąc whiskey z colą, bo najlepiej wchodziła o tej godzinie, po czym udałem się do naszej loży. I chyba nie tylko naszej, bo panoszył się w niej też ten cały nepo-model psiapsi-Smarka Kim Srehyung.
I nie spodziewałem się, że nie dość, że rozgościł się tutaj jak u siebie, to jeszcze postanowi wystartować do mnie z łapami???? Które oczywiście szybko zablokowałem, patrząc na niego wkurwiony.
- Odpierdol się od Jimina! - krzyknął, na co wywróciłem oczami.
- Spoko, to była moja ostatnia rozmowa z nim - odpowiedziałem mu tak samo głośnym tonem, aby to do niego dotarło, choć mocno obojętnym.
Chłopaczek wyglądał na zaskoczonego. Ale jego reakcja mało mnie teraz obchodziła. Jak sobie obiecałem - skupiam się na moich celach i mojej dobrej zabawie. Dlatego szybko dołączyłem do patrzącej na mnie Lisy, która tak samo jak ja, nie ogarniała tej sytuacji.
- Jebnięty - wytłumaczyłem jej na ucho, na co się zaśmiała, zaraz łapiąc za swojego drinka, którym się ze mną stuknęła.
I w sumie zdążyłem wziąć zaledwie jednego łyczka, gdy nagle coś nade mną wyrosło. W postaci Jung Hoseoka, który uznał, że oparcie się na stole tuż przede mną i górowanie w ten sposób nad moją osobą będzie zajebistym sposobem, aby do mnie zagaić?
Ale im wszystkim odpierdala...
- Chodź pogadać - stwierdził, dość poważnie, na co znów wymieniłem się z Lisą zdziwionymi spojrzeniami.
Wziąłem jeszcze tylko dwa większe łyki, dopiero po tym podnosząc niechętnie tyłek. I oczywiście znów wylądowałem na zewnątrz. A Hoseok zaczął swoje:
- Słuchaj, stary. Chyba zaczynasz trochę przesadzać. Robisz spinę w grupie swoim zachowaniem względem Parka. To już przestaje być zabawne, a jest po prostu wkurzające.
Aha. Moralizatorka. Zajebiście.
Wywróciłem na to oczami, odpalając kolejną fajeczkę, bo czułem, że bez niej przez to nie przebrnę.
- Jaką spinę w grupie? To że zacząłeś bujać się nagle z tym drugim cwaniaczkiem, nie oznacza, że ja też zacznę się z nimi bujać. Moje podejście się do nich nie zmieni. Ale jak już mówiłem Yu - mam wyjebane, nie będę już z nimi gadał. Zwłaszcza, że Park Jimin wciska mi niezłe kity.
- Póki co, to ty wciskasz sobie kit. Uparłeś się, że czymś ci podpadł na tamtej integracji przed studiami, a nie pamiętam, byś spędził z nim choćby pół minuty. Więc jako twój hyung radzę ci - przestań szukać sobie ofiar. Bo bitki i zaczepki to możesz sobie mieć w oktagonie. Jako artyści powinniśmy się wspierać w projektach, by skończyć te studia. Zwłaszcza, że praca zespołowa nas nie ominie, a po ostatniej akcji z twoimi zaczepkami Parka u Heechula, narobiłeś nam niezłego przesrywu u gościa. Dlatego weź się w garść i zachowuj jak należy.
Okay. Ja pierdole? Ale farmazony.
Początkowo byłem tym wszystkim zdziwiony, ale po chwili zastanowienia po prostu prychnąłem.
- Jak mnie ktoś wkurwia, to nie będę udawał, że wszystko jest ok, „HYUNG" - uświadomiłem go, specjalnie akcentując użyty honoryfikat. Skoro uważał, że nagle nie jesteśmy bliskimi kumplami, a „dongsaengiem i hyungiem". - I powtórzę się - mam na nich wyjebane, więc wracaj do swojego kochasia - warknąłem jeszcze, posyłając mu ostatnie wkurwione spojrzenie, po którym zaciągnąłem się fajką.
Chłopak pokręcił na to głową, wzdychając, przez co jeszcze bardziej chciałem, aby już sobie stąd poszedł. Ale on jeszcze musiał oczywiście rzucić:
- Zamiast się wściekać na cały świat, po prostu czasem zastanów się nad sobą. Wróć do nas, gdy ochłoniesz.
Przy was to chyba nigdy nie ochłonę, kopatko!
Potrzebowałem kilkunastu minut w samotności. I jeszcze z jednej fajki. A gdy już czułem, że od ilości wchłoniętej nikotyny zaraz się porzygam, wróciłem do reszty.
Oczywiście nie zamierzałem nawet patrzeć w stronę Smarków i Srehyungów. Bawiłem się tylko z Yu, Lisą, Jen i Brit z mojej grupy tanecznej. Chwilę jeszcze popiliśmy. Chwilę potańczyliśmy. A później już się trzeba było powoli zbierać. Ktoś jednak wpadł na pomysł, aby skoczyć jeszcze na karaoke. A z racji tego, że Jen bardzo tego chciała, zdradzając mi na ucho, że chce poznać bliżej Srehyunga, poszedłem z nimi.
Powsadzaliśmy tylko do taksówek wszystkie pijaczyny, które same nie dotarłyby do domu, po czym ruszyliśmy na śpiewy, które były na szczęście niedaleko. I jak się okazało, nie tylko Hoseok, Jen, Han, ja i Lisa postanowiliśmy pobiesiadować. Smark i Srehyung również tam z nami szli. Dlatego coś czułem, że dość szybko się stamtąd zmyję.
I w sumie nie myliłem się.
Chłopaki i dziewczyny trochę powyli do mikrofonów. Ja się od tego powstrzymałem, nie lubiąc takich zabaw. Przynajmniej nie w tym gronie, bo z Sayą nie takie głupoty odwalałem.
I niby nie było przy tym problemu. No nie było. Problem pojawił się dopiero, kiedy Park Jimin zdecydował się na solo występ.
Przyglądałem się ekranowi lekko zaniepokojony. I jak na złość wybrał właśnie "I am" od IVE, patrząc przy tym na mnie!
Wystarczyło kilka pierwszych słów piosenki, które zaśpiewał do mikrofonu, aby mnie znów całkowicie oczarował. To był głos, który chciałem słyszeć każdego dnia. Który będzie mnie budził o poranku i żegnał się ze mną wieczorem, tuż przed snem. Który będzie mi nucił jakieś pogodne melodie, w czasie, gdy będziemy spędzać wspólnie czas. A ja ten głos... non stop raniłem. Nieważne, czy był to chłopak, czy dziewczyna. Czy zwrócił mi chamsko uwagę albo szturchnął niechcący na jakiejś imprezie. Nie powinienem się tak zachowywać.
I może to sprawiło, że jak tylko piosenka dobiegła końca zorientowałem się, że moje policzki są mokre? Zresztą, tak jak oczy, w których czaiły się kolejne łzy?
O co chodzi?
Nie rozumiałem tego zjawiska. Bo to nie było wzruszenie, a... smutek? Wręcz nostalgiczny smutek.
Nie mogłem dłużej tu siedzieć. Zwłaszcza w takim stanie. Dlatego nie patrząc na nikogo, mruknąłem, że się zbieram, po czym opuściłem szybko wykupiony przez nas pokój. Bo nie podobała mi się ta reakcja. I te emocje. Chyba powinienem się od tego całkowicie odciąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top