Rozdział 27 | 2300 słowa
Jeongguk
Informacja jaką otrzymałem od Taehyunga była niedorzeczna.
„Jimin jest z Christianem w Hotelu N, w pokoju 303"
Nie pojmowałem tego. W jaki sposób? Dlaczego? Czy to Christian go porwał? Czy to Jimin był na tyle głupi, aby się z nim spotkać? Ale skoro powiadomił o tym Taehyunga, to raczej było to zaplanowane.
Oczywiście nie trzeba mi było tego dwa razy powtarzać. Ten szmaciarz zapewne chciał się zemścić, bo co innego, więc nie rozmyślałem nad tym długo. Od razu wsiadłem na motor, pędząc pod sprawdzony wcześniej adres.
I niestety znów musiałem trochę przekombinować, aby w ogóle dostać się do tego pokoju. Łapówka nie wchodziła w grę, bo recepcjonista wyglądał na takiego z poprawnych. Więc po prostu jakoś mu przemknąłem, szybko dostając się do odpowiedniego pokoju. Pokoju w którym... nie zastałem już Christiana. Był w nim jedynie Jimin.
Chwilę wpatrywałem się w ten niewiarygodny obrazek. Jego nagie, nieprzytomne ciało. Z tak wieloma uszkodzeniami, z których sączyła się krew. Zamarłem, nie potrafiąc się ruszyć, zwłaszcza gdy moje oczy skupiły się na strzykawce, leżącej na pościeli obok jego ciała. Strzykawce, którą już kiedyś przy nim widziałem.
Wspomnienie, które nagle do mnie powróciło było równie bolesne, jak obecny widok. Bo tak go właśnie straciłem, przez resztę życia pogrążając się w pustce. Życia, które w sumie było równie krótkie, jak to jego. Bo wraz z tymi kilkoma wspomnieniami z jego śmierci, powróciło do mnie wspomnienie z mojego samobójstwa...
Ale to już było i na pewno się NIE POWTÓRZY.
Ruszyłem do niego, mrugając szybko, aby pozbyć się zbierających w moich oczach łez.
- Jimin. Jiminnie. Słyszysz mnie? - Dopadłem do ciała, ujmując delikatnie jego twarz w dłonie, licząc, że może jest po prostu pod wpływem narkotyków, które nie odcięły jego świadomości.
Ale niestety jego uszkodzona przez tego śmiecia twarz była bezwładna, poddając się działaniom moich rąk.
Zaraz przeszedłem do badania jego funkcji życiowych. Szyja, nadgarstek, oddech. I na szczęście pomimo moich trzęsących się dłoni mogłem stwierdzić, że wszystko jest w porządku.
Dopiero kiedy to Taehyung do mnie dołączył, wezwał pomoc, o czym w ogóle nie pomyślałem, zbyt skupiony na tym, do czego tutaj doszło.
W szpitalu dowiedzieliśmy się, że Mimi wyjdzie z tego, po prostu potrzebując kilku dni odpoczynku, detoksu i kilku miesięcy gojenia ran.
Na razie nadal był nieprzytomny, odpoczywając po kilku zabiegach. A choć nie opuszczałem jego boku, uparcie pozostając przez następne dni na sali, miałem różne myśli. Bo jak to pielęgniarka zdradziła rodzicom Jimina (bo oczywiście mnie nie chciała), to był gwałt. A wiążąc to z wiadomością, którą zobaczyłem już po wszystkim na telefonie Jimina, na pewno wiedział, co go czeka. I jak miałem to odbierać? Może Jimin z naszego poprzedniego wcielenia też coś takiego odwalił? I może dlatego umarł, a ja właśnie dlatego popełniłem samobójstwo?
Nie odzywałem się do nikogo. Ani do Tae, ani do rodziców Jimina, którzy się przy nim kręcili, czekając na jego wybudzenie. Ja również na to czekałem, by upewnić się, że wszystko z nim ok. I aby po wszystkim, tak jak sobie zaplanowałem, udać się za Christianem i powiesić go za jaja. Dosłownie. Ewentualnie przywiązać go za jaja do mojego motoru i przeciągnąć tak przez cały Seul.
Mmm... To byłoby piękne.
Szatyn wybudził się dopiero na drugi dzień, mrucząc coś niezrozumiałego do Tae. Chłopak, który tak jak ja, siedział przy nim non stop, zaraz złapał go ostrożnie za dłoń, głaszcząc po niej.
- Minnie? Jak się czujesz? - Brzmiał na dość mocno przejętego. Zresztą, moje serce też tak zareagowało, od razu zaczynając bić nieco szybciej, z obawy lub szczęścia, że w końcu widzę, jak mój ukochany się porusza.
Taehyung od razu sięgnął po przycisk wzywający pielęgniarkę. A ja po prostu ich obserwowałem, nie ruszając się z miejsca.
- Jest w porządku - zapewnił Mimi, a słysząc jego głos w końcu pozbyłem się tego nieprzyjemnego ciężaru z serca. Bo już wszystko było z nim w porządku. W końcu.
Rodzice Jimina zaraz zaczęli robić tu raban, rozpaczając nad tym wszystkim. Pielęgniarka wezwała policjantów, którzy poprosili wczoraj, aby się do nich odezwać, kiedy już Jimin się wybudzi, mogąc złożyć zeznania. Trochę na nich czekaliśmy, a kiedy już dotarli, razem z prawnikiem Jimina, zostawiliśmy ich samych w sali, udając się przed nią.
Przez ten czas ani razu nie nawiązałem kontaktu wzrokowego z ukochanym, a tym bardziej nie zamieniłem z nim słowa. Bo niby nie było to jego winą, ale... było jednak jego winą. Wiedział, z czym to się wiąże i czym się może zakończyć. I dlatego jeszcze nie potrafiłem wrócić do tego, co było między nami. Nie potrafiłem go przytulić i ucałować, ciesząc się z jego wybudzenia.
Po opuszczeniu sali, musiałem jeszcze dodatkowo natrafić na dziwne stwierdzenie matki do ojca Jimina, w którym zaproponowała, aby ograniczyć mu kontakt z Taehyungiem, a już zwłaszcza ze mną.
No rozkurwi mnie zaraz...
- A z tym pojebanym Christianem to ograniczyć mu kontaktów nie potrafiliście? - warknąłem, patrząc po tych dwóch niby mądrych dorosłych, którzy wpadli właśnie na jeden z kolejny debilnych pomysłów.
- Jeongguk, musisz zrozumieć, że to wyjątkowa sytuacja i tak będzie lepiej dla was obu - wytłumaczyła jego matka, na którą popatrzyłem jak na wariatkę, którą zresztą najwyraźniej była.
- A w czym mu to pomoże? Może do izolatki go wpierdolcie od razu? - zaproponowałem, dorzucając im kolejny genialny pomysł, z którego pewnie też chętnie by skorzystali.
- Hamuj słownictwo, młody człowieku. Gdyby nie ty, Jimin siedziałby w domu i przeczekał, aż sprawa z Christianem się rozwiąże - wtrącił się ojczulek, tak samo inteligentnie to sobie wszystko tłumacząc.
- No oczywiścieeee. Bo ja mu zaproponowałem tak genialny pomysł.
- Gdybyś się w to wszystko nie mieszał, nie podejmowałby głupich kroków, by ci ratować tyłek.
Aż ją miałem ochotę palnąć w ten głupi łeb. Zresztą, nie tylko ją, bo i ojczulka, za to równie zajebiste myślenie.
- W jaki niby sposób mi "uratował tyłek", bo czegoś tu chyba kurwa nie rozumiem? Dobra, Taehyung, spierdalam, weź pilnuj Jimina - zwróciłem się jeszcze do Tae, widząc, że rozmowa z nimi nie ma sensu.
Poklepałem go jeszcze po ramieniu, ignorując jego próby zatrzymania mnie, bo byłem tu na razie zbędny. Zresztą, byłem na razie zbędny w jego życiu, skoro we wszystkim i tak pomogą mu jego wspaniałomyślni rodzice i jego zajebiste decyzje.
Jimin
Naprawdę mogłem podejrzewać, że tak się to wszystko skończy. Aż dziwne, że w ogóle przeżyłem. Byłem głupi i naiwny wierząc, iż Christian zachowa się choć trochę fair. Na szczęście napisałem do Tae, który rozsądnie powiadomił Jeongguka. Choć bardzo bałem się konsekwencji mojego działania.
W szpitalu nie spędziłem za dużo czasu, będąc wypisanym już następnego dnia po przebudzeniu. Ale wtedy musiałem przejść przez prawdziwą awanturę. Moi rodzice stracili do mnie cierpliwość i postawili mi jasne ultimatum - albo wracam na stałe do domu, zrywam kontakt zarówno z Jeonggukiem, jak i Taehyungiem, albo zostaję odcięty od ich kasy i mam sobie radzić sam, nie tylko finansowo, ale także z ewentualnymi problemami w przyszłości. Było mi cholernie przykro, że doszło do takiej sytuacji, ale nie mogłem zdecydować inaczej. Zabrałem wszystkie swoje rzeczy i razem z Tae przeniosłem wszystko do mojego mieszkania, które już miało nie stać puste. Długo jeszcze siedział u mnie, pocieszając jak na najlepszego przyjaciela przystało. Ale ja miałem jeszcze jeden problem na głowie...
- Jeongguk ze mną zerwał, prawda? - zapytałem cicho, gdy siedzieliśmy przy stole, pijąc herbatę.
- Nie? Dlaczego? Jest po prostu zły. Ale przejdzie mu - zapewnił od razu Taehyung.
Odkąd się obudziłem w szpitalu, w ogóle się do mnie nie odezwał. Choć byłem potwornie zawstydzony i zdawałem sobie sprawę, że jest na mnie wściekły, miałem nadzieję, iż będzie w stanie zrozumieć moje decyzje. Niestety jego pasywno-agresywna postawa była dla mnie równie bolesna, jakby mnie uderzył w twarz.
- Tak myślisz? Ja nie wiem, czy bym sobie wybaczył - przyznałem cicho, czując, jak kolejny raz tego dnia napływają mi łzy do oczu. - Zrobiłem mu świństwo. Nawet, jeśli z dobrą intencją.
- Minnie... przecież wiemy, że to i tak nie zmieniłoby zdania Christiana... Musisz z nim po prostu porozmawiać - zauważył Tae, starając się mówić maksymalnie łagodnym tonem.
- Myślisz, że teraz...? - zapytałem, mocno niepewny tego pomysłu.
- Może lepiej jutro? Jak już trochę ochłonie?
- Dobrze...
W końcu zostałem sam w mieszkaniu, które teraz wydawało mi się dziwnie puste i nieco obce. Przyzwyczajony do zasypiania przy boku Jeongguka, tej nocy kręciłem się po materacu, nie mogąc zmrużyć oka. Ciągle biłem się z myślami, zastanawiając, czy Jeon jest w stanie w ogóle mi wybaczyć. I naprawdę bałem się poznać odpowiedź. Dlatego następnego dnia dopiero koło południa sięgnąłem po telefon, by wybrać jego numer.
Niestety słyszałem tylko sygnał połączenia.
Przepłakałem kolejne minuty i dopiero pół godziny później ponownie zebrałem się na odwagę, by do niego zadzwonić. Tym razem odebrał, a nim zdążył cokolwiek powiedzieć, odezwałem się szybko:
- Jeongguk... możemy spotkać się i porozmawiać? - poprosiłem, a głos drżał mi lekko ze strachu.
- No chyba musimy? - odpowiedział. Jego ton sugerował złość, która w każdej chwili była gotowa wydostać się na powierzchnię.
- Możemy się spotkać? Nie chciałbym omawiać tak ważnych spraw przez telefon.
- No taa...
- Jestem w moim mieszkaniu. Chcesz przyjechać?
- Mogę przyjechać. Gdzieś za pół godziny. Na razie.
Kolejne trzydzieści minut było istną katorgą, tak samo, jak dzisiejsza noc. Chodziłem z kąta w kąt, starając się jakoś poukładać sobie w głowie wszystko, co miałbym mu powiedzieć. Ale naszykowałem także klucz do jego garażu, by mu go oddać, w razie gdyby chciał... się rozstać.
W końcu usłyszałem dzwonek do drzwi, więc z szybko bijącym sercem poszedłem otworzyć. Jeongguk miał tak obojętną minę, jakby za wszelką cenę starał się ukryć przede mną jakiekolwiek emocje. Co tylko bardziej napędzało mój strach. Zaprosiłem go cicho do środka i zaprowadziłem do kuchni, bo to było jedyne miejsce, gdzie mogliśmy na czymś usiąść. Nie chciałem zabierać go do sypialni, gdzie miałem cenne wspomnienia naszego spotkania z początku związku. Choć w tamtym miejscu chciałbym, byśmy byli tylko szczęśliwi.
- Chcesz coś pić? - zapytałem, nerwowo bawiąc się dłońmi. Nie byłem pewien, jakie miejsce powinienem zająć, więc ostatecznie osunąłem się na krzesło postawione prostopadle do tego, które on zajął.
- Nie. Gadajmy - powiedział twardo.
- Dobrze. Ja... na początek chciałem cię przeprosić za moje zachowanie. Powinienem być mądrzejszy i wiedzieć, że nie można mu ufać i że spotkanie z nim tak, jak tego chciał, niczego nie rozwiąże. Narobiłem tylko problemów - przyznałem, bardzo ostrożnie dobierając słowa. Nawet nie chciałem używać imienia tego dupka, czując coraz większy wstręt do niego. A także do samego siebie, że kiedykolwiek pozwoliłem mu się dotknąć.
- Już lepiej było, jak nic nie robiłeś, Jimin. Mogłeś przy tym pozostać. Doskonale wiedziałeś do czego jest kurwa zdolny... - Z każdym kolejnym słowem jego ton delikatnie się podnosił, ale sam się w tym zorientował i wziął głęboki wdech, zaciskając przy tym pięści, by się opanować. Ale słabo mu wyszło, bo zaraz wybuchnął. - Mogłeś tam kurwa umrzeć! I mnie zostawić?! Tak jak poprzednim razem?!
Z lekkim niedowierzaniem spostrzegłem, że w oczach młodszego zebrały się łzy.
- Jak poprzednim razem? - zapytałem niepewny.
- Jak poprzednim razem - powtórzył z wyrzutem. - Tak mnie właśnie zostawiłeś w poprzednim życiu, czy chuj wie, co to było. Widziałem to, kiedy zobaczyłem cię nieprzytomnego na łóżku - powiedział, zaciskając powieki. Szybko ukrył twarz w dłoni, bardzo źle znosząc to wszystko.
Może to była prawda. Może naprawdę mieliśmy wspomnienia z naszego poprzedniego wcielenia. A ja... Zraniłem go wtedy i zraniłem go tym razem. Najwyraźniej moim przekleństwem było to, że sprawiałem ból osobie, która znaczyła dla mnie tak wiele.
Przez chwilę się wahałem, ale widząc jego odwróconą głowę i drżące ramiona, podniosłem się i podszedłem do niego. Ostrożnie objąłem go, przytulając do swojego brzucha i torsu, na co na szczęście mi pozwolił, chwilę później obejmując mnie w pasie, by mocno przytulić. W moich oczach zebrały się łzy.
- Nie zostawię cię. Jeśli... nie chcesz ze mną zerwać... bo ja z tobą nie chcę... to przysięgam, że nigdy cię nie zostawię - powiedziałem cicho, drżącym tonem.
- Nie wiem, Jimin... Jestem na ciebie cholernie zły.
- Jeśli... potrzebujesz przerwy ode mnie, to też zrozumiem.
- Zajebię Christiana i wrócimy do normalności - powiedział, a ton, który przy tym miał zabrzmiał tak niedbale, jakby komentował dzisiejszą pogodę. Aż się bałem cokolwiek na to odpowiedzieć.
Stałem tak jeszcze przez chwilę, głaszcząc jego ramiona i włosy. Nasze ciała były tak idealnie dobrane do siebie, jakbyśmy byli częścią jednej całości.
- Jak się czujesz? - zapytał Jeongguk po jakiejś minucie.
- W miarę stabilnie.
- Nie za szybko cię wypisali?
- Nie, nic mi nie będzie. Tutaj też mogę odpoczywać.
- Bez opieki?
- Nie potrzebuję opieki lekarzy. Muszę tylko uważać na swoje tyły przez jakiś czas.
Młodszy uniósł głowę, by spojrzeć na mnie z niezrozumieniem. A ja na moment się zawahałem, bo możliwe, że o tym nie wiedział... W końcu lekarze przekazywali informacje o moim stanie rodzicom, a nie Jeonggukowi.
- No... bo rozerwał mi nieco wyjście... - przyznałem cicho, całkowicie zawstydzony koniecznością przyznania się do tego. - Więc trochę będzie boleć, a gojenie się potrwa.
Miałem wrażenie, jakby oczy Jeona nieco pociemniały.
- To tym bardziej powinieneś zostać w szpitalu.
- To nie pierwszy raz... więc wiem, jak wygląda gojenie się - przyznałem, jeszcze bardziej zmieszany. Bo niestety to nie był jedyny przypadek, kiedy Christian był brutalny, chcąc seksu, podczas gdy ja nie miałem na niego ochoty.
- Popierdolone... - mruknął, puszczając mnie. Od razu zabrałem ręce. Czułem się, jakby ta informacja dołożyła kolejne cegiełki do muru, który zaczął się budować między nami. - Lepiej już pójdę.
- Poczekaj. - Kiedy tylko Jeongguk wstał, złapałem go za ramię. - Chciałbym wiedzieć, na czym stoimy. Jesteśmy razem, zrywamy, czy robimy przerwę? - zapytałem niepewnie.
Nawet na mnie nie spojrzał, gdy odpowiedział cicho "nie wiem".
- Więc... zróbmy sobie przerwę... byś mógł wszystko przemyśleć... - powiedziałem równie cicho, bo głos zaczął mi się łamać. Cofnąłem rękę, nie chcąc go dłużej przytrzymywać, skoro wyraźnie chciał ode mnie uciec. Jednak złapał mnie za nią mocno.
- Nie. Jesteśmy razem, ale... mamy ciche dni, dobra? - powiedział w końcu, na co zamknąłem oczy, kiwając głową.
Przez chwilę staliśmy tak, wyraźnie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Ale nagle poczułem jego usta na moim policzku. Nieco dłuższy buziak był ostatnim, co od niego dostałem. Bo kiedy przekroczył próg, opuszczając moje mieszkanie, znów byłem całkowicie sam z moimi myślami, które przytłaczały do tego stopnia, bym spędził resztę dnia na płaczu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top