Rozdział 26 | 5562 słowa
Jimin
Chyba jeszcze nigdy nie czekałem tak bardzo na koniec jakiejś imprezy. Już miałem daleko gdzieś afterek i szlajanie się po klubach, kiedy w mojej głowie zakiełkowała wizja gorącej nocy z moim chłopakiem, której przedsmak miałem w toalecie. Bardzo starałem się wysiedzieć prawie do końca imprezy, by jak gdyby nigdy nic pożegnać się z rodzicami, udając, że wracam do akademika, a w rzeczywistości jechałem prosto do piwnicy mojego ukochanego. Niestety nie obyło się bez krótkiej rozmowy z mamą, która nie była szczególnie zadowolona partnerem, jakiego wybrałem na mojego towarzysza życia. Kazała mi się dobrze zastanowić, czy to odpowiednia osoba dla mnie, ale naprawdę nie miałem co do tego wątpliwości. Jeon był całym moim światem.
Jeongguk miał się zjawić nieco później, ale nie stanowiło to problemu, gdyż miałem już klucz, mogąc zaczekać na niego na narożniku, milion razy kombinując, w jakiej pozycji go powitać. Ale wystarczyło, bym grzecznie siedział, bo gdy młodszy wszedł już i tak nic nie było ważne. Liczyły się tylko nasze usta, pragnące ciągłych spotkań, ciała, potrzebujące swojej bliskości oraz szepty, zapewniające o uczuciach. I nie wiem, czym aż tak go pobudziłem, ale męczył mnie naprawdę długo, ciągle i ciągle chcąc kolejnego orgazmu. Niewyżyty królik...
Dlatego rano, kiedy obudził mnie zapach kimchi tuż pod nosem, jęknąłem, czując też ból w dolnych partiach ciała. Po trzecim analu tego wieczoru (nie licząc spotkania w toalecie) uciekałem pośladkami do poduch, chroniąc moje wejście przed tym chłopakiem o złotej kondycji, który namówił mnie jeszcze na zabawy oralne. A teraz chyba chciał mnie udobruchać dobrym jedzonkiem.
- Dzidzia, wstawaj - radosny głos Jeona tylko mnie przeraził. Bo co, jeśli on nadal ma ochotę?!
Mimowolnie otworzyłem usta, aby zjeść nieco kimchi.
- Nie mam siłyyyyyyyy... - jęknąłem, przeżuwając pyszności.
- To leż, chętnie pokarmie mojego pisklaka - zapewnił, wyjmując z trzymanej miseczki nieco makaronu, który nawinął na pałeczki, podmuchał i znów mi podsunął. No jaki on jest kochany! Ale i tak dzisiaj już mojej dupy nie dostanie.
- Nie moja wina, że mnie tak wczoraj nakręciłeś... Zresztą, jak tylko wyjdziesz z łóżka znowu się zacznie... Zwłaszcza, jak założysz którąś z moich koszulek - uprzednił mnie zadowolony. W dodatku specjalnie odłożył miseczkę i zacisnął dłoń na moim udzie.
Mówiłem. Niewyżyty królik.
- Chyba boję się momentu, w którym razem zamieszkamy... nie będę mógł wstawać z łóżka lub krzesła, bo będziesz miał za łatwy dostęp do moich pośladków - zauważyłem, czekając na kolejny kęs jedzenia.
- Dobrze sobie zapamiętałem i wziąłem do serca to: "Możesz mnie brać z zaskoczenia" - wyjaśnił, znów mnie karmiąc.
- No właśnie widzę... - jęknąłem, przeżuwając kawałek jajka. - Może któregoś razu spróbowalibyśmy się zamienić?
Od razu zauważyłem czujność wymalowaną na jego twarzy.
- W jakim sensie?
- Noooo... To ty byłbyś na dole - wyjaśniłem, starając się uroczo uśmiechnąć. Jeśli w ten sposób go zniechęcę, to może da mi spokój tego poranka.
Młodszy oczywiście wywrócił na to oczami.
- A jesteś w stanie mnie chociaż podnieść, Mimi? I zdominować? Będąc taką moją małą dzidzią? - zapytał, znów sięgając do mojej nogi.
- Może i nie uniósłbym, ale zdominować - kto wie?
- Dobrze, możesz próbować, nie zabraniam - stwierdził o dziwo, podsuwając mi znów pałeczki pod nos.
Chwila... Naprawdę się na to zgodził? Czy mnie wkręca i da mi jeszcze bardziej do pieca za takie próby?
Dobra, zmieńmy temat, by mu przygasić temperament.
- Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej o urządzaniu mieszkania. Ale tak pomyślałem, że możesz tam zamieszkać z siostrą... - zacząłem ostrożnie, poruszając przy okazji ważny dla mnie temat.
Jednak po moich słowach zauważyłem, że mój ukochany nie bardzo wie, o co mi chodzi.
- No w moim mieszkaniu. Mógłbyś ją zabrać od wujostwa - podsunąłem.
- Jimin, ale to twoje mieszkanie...?
- No i co? Ja jeszcze mogę poczekać i coś wynajmować. A ty więcej zaoszczędzisz na studia dla Sayi.
- Nie, nie, nie. Nie przesadzaj, Mimi. Jeszcze ze dwie walki i coś już ogarnę.
- Co dokładnie? Jaki masz plan?
- No mieszkanie. Dla mnie i Sayi. Wydzielone tak, żebyśmy oboje mieli trochę prywatności. Zwłaszcza ja i ty - wyjaśnił pokrótce, posyłając mi zadziorny uśmiech. Choć nie sądziłem, byśmy mogli żyć sobie tak swobodnie z nastolatką za ścianą, jak obecnie. Ale jej dobro było najważniejsze i doskonale to rozumiałem.
- Ale po co masz za coś płacić, skoro moje stoi nieużywane?
- Muszę mieć coś na własność, żeby wziąć ją pod swoją opiekę - wyjaśnił, wybijając mi wszystkie argumenty z ręki.
No tak. O czymś takim jak prawo nie pomyślałem. Ups...
- Och... Nie wiedziałem... - wymruczałem, czując, że się rumienię, bo serio walnąłem głupotę. - To... jak inaczej mógłbym wam pomóc?
- Wychowując ją ze mną, Mimi. Może przemówisz jej do rozumu w niektórych sprawach. I proszę się zabrać za tę sypialnie w swoim mieszkaniu, to będziemy mogli tam też wpadać - zauważył z radosnym uśmiechem.
- Jeszcze dwa miesiące i będzie gotowa. Muszę odłożyć kasę z wypłat, by zrobić. Ale już chyba wiem, jak ją wykończę - przyznałem, otwierając po tym usta, by dał mi jeszcze trochę jedzonka.
Naszą miłą chwilę przerwał mój telefon, który zawibrował na stoliku obok narożnika. I olałbym to zapewne, gdyby zaraz po tym nie zabrzędzał znowu. I znowu. I znowu.
Chyba stało się coś ważnego.
Wyciągnąłem rękę i chwyciłem urządzenie. Zmarszczyłem brwi widząc obcy numer, ale otworzyłem wiadomość. I aż zrobiło mi się gorąco, a zaraz po tym mega zimno z przerażenia.
Nie byłem w stanie patrzeć na to, co wyświetlało się na moim ekranie. Nawet słowa nie mogłem z siebie wydusić.
Telefon wypadł mi z ręki, gdy wszystkie najgorsze wspomnienia uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą.
To koniec.
- Co się stało? - zapytał Jeongguk, ale nie byłem w stanie wydusić słowa.
On wrócił i znów namieszał w moim życiu.
Jeongguk
Zapowiadało się na fajny poranek po aktywnej nocy. Nawet zdążyłem zmajstrować jakieś śniadanie, aby udobruchać Jimina, którego możliwe że trochę za bardzo wymęczyłem tymi kilkoma orgazmami. Ale nie moja wina, że mnie na siebie nakręcił... po prostu będąc... sobą... Nooo... niezbyt miałem na to jakieś wytłumaczenie. Ale stwierdzenie, że za bardzo mi wczoraj parkjiminował powinno być wystarczające. W końcu wystarczy na niego spojrzeć!
I wszystko nagle postanowił zniszczyć nam ten zjebany kutas, który nie wiem po kiego chuja tu wrócił! Ale ja już mu wyrzucę z głowy takie stalkowanie, zastraszanie i męczenie naszej dwójki. Zwłaszcza Jimina! Bo kiedy wziąłem od szatyna jego telefon, mogłem zobaczyć zdjęcia naszej dwójki, przytulającej się wczoraj w tamtej łazience, wysłane z obcego numeru. Wyglądały jak jakieś screeny z monitoringu... ale w łazienkach przecież nie ma monitoringu. Nawet w tych w drogich hotelach. Dlatego odpowiedź szybko nasunęła się zarówno Jiminowi, jak i mnie. I pozwoliłem swoim palcom działać, odpisując na te próbujące zastraszyć nas screeny.
„Zajebię cię śmieciu!"
- Co za zjebany szmaciarz - warknąłem, wpatrując się w te trzy wysłane Christianowi słowa.
NIE POPUSZCZE MU! DOIGRAŁ SIĘ!
- Jaki ja jestem głupi! Idiota! - Mimi zaczął mi sam siebie karcić. Ale za co? Jak to wszystko wina tego śmietnika zajebanego!
Młodszy skulił się w kącie narożnika, osłaniając głowę rękoma. Wiedziałem, że mnie teraz potrzebuje, abym go choćby przytulił, ale akurat dostałem odpowiedź na mojego SMS-a.
„Od kiedy tak ostro, Kurczaczku? Chyba nie muszę mówić, że pora, byś przestał zabawiać się z innymi."
UTKAJ KURWE, KIEPIE!
„TO TY JESTEŚ TEN 'INNY' FRAJERZE ZAJEBANY" - machnąłem jeszcze na szybko, po czym uznałem, że na razie wystarczy tych uprzejmości.
- Dobra, koniec tego dobrego - mruknąłem wkurwiony, od razu kierując się po mój telefon, który wcześniej walnąłem gdzieś na biurku.
Już po tym pierwszym naprzykrzaniu się Jiminowi przez tego zjeba, zacząłem wstępnie działać w tym kierunku. Siedząc w takim świecie miałem swoje kontakty. Oczywiście niezbyt z nich korzystałem, woląc się nie mieszać w niektóre sprawy, aby nie zepsuć mojego życiowego planu, ale teraz nie było innej opcji.
Wyszedłem z pokoju z oboma telefonami. Z tego mojego zadzwoniłem do jednego z szemranych ziomali, aby zdradził mi co i jak w związku z Christianem, bo miał mi powyciągać na jego temat kilka informacji. A ten Jimina wykorzystałem do podania ziomalowi numeru, z którego pisał do niego Christian, aby upewnić się, że to on, i aby sprawdzić jego lokalizację. Na koniec zadzwoniłem jeszcze do Taehyunga, zlecając mu natychmiastowy przyjazd do mnie, bo Jimin go potrzebuje. Nie chciałem zostawiać go samego, a taka sytuacja niestety wymagała ode mnie wyjścia z domu i szybkiej reakcji.
Po wszystkim wyciszyłem oba telefony, chcąc porozmawiać na spokojnie z Jiminem. Dlatego kiedy wróciłem do pokoju, położyłem je na biurku, ekranami do dołu, a sam poszedłem przytulić nadal zwijającego się w kącie narożnika Jimina.
- Uciszymy go, spokojnie Mimi. Nie pozwolę mu ponownie zjebać ci życia - zapewniłem szeptem, chętnie go do siebie przygarniając, kiedy objął moją szyję, chcąc się we mnie szczelnie wtulić.
- Jeongguk, nie możesz się w to angażować. Nie możemy ryzykować... - stwierdził, dość... płaczliwym tonem, a to już sprawiało, że moje pięści się zaciskały, chcąc obić mordę tego szmaciarza Christiana... - Powinniśmy na jakiś czas przestać się spotykać - walnął nagle, ale nie przywiązałem do tego większej wagi, bo to było tylko głupie biadolenie pod wpływem emocji.
- I co to da? Mimi... Teraz tym bardziej potrzebujemy swojego wsparcia. A ja potrzebuję zająć się nim tak, jak na to zasługuje - oznajmiłem twardo, gdy moja dłoń głaskała go po plecach, starając się zapewnić choć trochę pocieszenia i komfortu. Ale przecież w takich sytuacjach on jak zawsze musiał być równie uparty co ja, bo zaraz nieco się ode mnie odsunął, patrząc mi w oczy tymi swoimi, załzawionymi.
- Nie znasz go. Nie zrozumiesz. Niepotrzebnie zaszkodzi twojej karierze. Bezpieczniej będzie, jeśli nie będziemy się na razie widywać, zaufaj mi. Nie dawajmy mu dodatkowych dowodów. Gdyby chodziło tylko o mnie... mam plan B. Ale tu chodzi o ciebie. O twoją karierę. A dodatkowo o bezpieczeństwo twojej siostry - uznał, ale to również się na razie nie liczyło.
- Nie, nie, nie, Jimin. Nie zgodzę się na takie głupoty. Zostań dzisiaj tutaj, ja to ogarnę - rzuciłem, jeszcze na chwilę ściskając delikatnie jego ramię, po czym wróciłem do odłożonych wcześniej telefonów, podnosząc oba. - Zabiorę go na razie, ok? Nie chcę, żebyś mi tu siedział i świrował. Dzwoniłem do Tae, niedługo przyjedzie - podzieliłem się z nim moim planem, z którego na pewno nie był zadowolony. Tak jak ja z tego, na który padł on...Nie zamierzałem jednak wyjść stąd z jego telefonem bez jego zgody. Mogliśmy mieć do swoich telefonów swobodny dostęp, ale to nie oznaczało, że zmieniły one swoich właścicieli. Ten Jimina nadal był Jimina i nie chciałem mu go ot tak ukraść.
Chłopak objął się rękoma, znowu kuląc. Przez chwilę nic nie mówił, po prostu wpatrując się w część kanapy przed sobą.
- Oddaj mi telefon - powiedział w końcu, a ja znów zadziałałem instynktownie, ponownie odkładając oba urządzenia, aby zaraz do niego wrócić, mogąc szczelnie przytulić, głaszcząc kciukami gdzieś po plecach.
Chłopak na szczęście nie zaczął mnie od siebie odganiać, niezadowolony z mojego planu. Zamiast tego postanowił wyjaśnić co dokładnie zamierza:
- Potrzebuję skontaktować się z prawnikiem.
- Na razie prawnik nam nie pomoże. Lepiej jak rozwiążemy to na własną rękę, Mimi - podkreśliłem, starając się brzmieć łagodnie, bo jednak głos starszego nadal lekko drżał, znów bliski łez.
- Wcale nie. Potrzebuję prawnika, by być krok przed nim. Twoje załatwianie przez znajomych skończy sie tym, że go pobiją i tylko kłopotów narobią.
Aha. No i co z tego?
- A załatwianie przez prawnika w czym pomoże? Znowu uciszą sprawę i nie poniesie żadnych konsekwencji? - zauważyłem, już trochę wkurwiony, bo jednak nie potrafiłem pozostać spokojny przy takiej sytuacji.
- Wolę, by wyciszyli tę sprawę. Jemu i tak nic nie zrobią. Ma za dużo kasy.
Zajebiście w chuj. W dupie mam jego kasę.
- Ale ja mu zrobię - podkreśliłem, stanowczo, odsuwając się już od niego.
- Co mu zrobisz? Pobijesz go? - stwierdził, a jego ton nie brzmiał już tak łagodnie jak jeszcze przed chwilą. Jimin też się wkurwił, ale nie na zjeba Christiana, tylko na mnie? - Chcesz skończyć za kratami?
- Chcę żeby on skończył w szpitalu. Albo na cmentarzu - warknąłem, marszcząc brwi i znów zaciskając lekko pięści.
Przez chwilę obaj milczeliśmy, pogrążeni w swoich myślach i złości. Ale Jimin w końcu uznał, że to idealny moment, aby czymś mi dopierdolić, więc palnął:
- Nie chcesz taki być, Jeongguk. Nie chcesz zostać swoim ojcem.
Powiedział to dość cicho i ostrożnie, ale sam wydźwięk takiego zdania był wystarczający, abym od razu posłał mu początkowo zszokowane spojrzenie. To miał być temat nieporuszalny? To, że przypadkiem dowiedział się o szczegółach mojej przeszłości, którymi nie miałem ochoty się z nikim dzielić, nie uprawniało go do wyciągania takich brudów w tak napiętych momentach.
Nic już nie powiedziałem. Oddałem mu jego telefon, po czym wstałem i stąd wyszedłem. Teraz już tylko miałem ochotę załatwić to bez kombinowania. Pozbyć się Christiana, pozbyć się mojego ojca i tak jak zauważył Jimin - wylądować w pierdlu.
Na szczęście mój szemrany ziomal do mnie oddzwonił, ustalając miejsce spotkania, gdzie mieliśmy omówić wszelkie szczegóły tej akcji. Dzięki czemu odciągnął mnie od popełnienia morderstwa. Przynajmniej na razie...
Jimin
Nie mogłem tu zostać.
Po pierwsze - Christian miał dowody, które mogą zniszczyć życie Jeongguka. Gdy zobaczyłem zdjęcia, na których razem z moim ukochanym jesteśmy w hotelowej toalecie, gdzie wyraźnie widać, jak się tulimy oraz wchodzimy i wychodzimy z jednej kabiny, czułem, jakby ziemia osuwała mi się spod nóg. Panika, jaka narosła w mojej głowie była wręcz przytłaczająca. A to dało mi drugi powód, dlaczego nie mogłem zostać u Jeongguka - przez cały ten stres nie potrafiłem zachować zdrowego rozsądku i z moich ust padły słowa, które nigdy nie powinny. Bo choć bałem się, że porywczy Jeon może nieświadomie pójść w ślady swojego ojca, to powiedzenie tego głośno tylko pogorszyło sprawę.
Najszybciej jak mogłem, zebrałem swoje rzeczy i nie zważając już na ból w ciele, opuściłem piwnicę. Nawet nie wiedziałem, dokąd mam się kierować. Chaos w mojej głowie spowodował, że pozwoliłem działać sobie całkowicie automatycznie. Najpierw napisałam do Tae z informacją, żeby nie przyjeżdżał, potem zadzwoniłem do prawnika, prosząc o spotkanie jeszcze dzisiaj. Wsiadłem w metro, które miało mnie zawieźć w inną część miasta, gdzie mieszkali moi rodzice, to na nich musząc znów polegać. Przyznanie się do tego, co zrobiliśmy z Jeonggukiem wczorajszego wieczora nie było dla mnie aż tak przerażające, jak wizja tego, co mogłoby się stać mojemu ukochanemu, gdyby jego fani dowiedzieli się o naszym związku.
Moi rodzice zagotowali się ze złości na sam fakt, że Christian wrócił i znów mi grozi, ale dopiero na spotkaniu z prawnikiem przeżyli szok, dowiadując się, co dokładnie się wczoraj wydarzyło. Prawnik zapytał mnie, czy mam podejrzenia, jakim cudem kamera znalazła się w tej łazience, a ja musiałem przyznać się, że to nie był pierwszy raz, gdy byłem w tym pomieszczeniu, by się zabawić. Podobnie jak teraz Jeongguk był zapraszany na różne eventy z powodu swojej pracy, tak dawniej Christian towarzyszył mi na takich wydarzeniach, zatrudniając się jako fotograf dla różnych portali. To on namówił mnie do pierwszego numerka w takim miejscu, dokładnie w tej samej łazience. I robiliśmy to regularnie przy takich okazjach. Kiedy się do tego przyznawałem, w mojej głowie na nowo odgrywały się sceny z jednego z takich spotkań. Prosto z tej łazienki musiałem iść do taksówki, która zabrała mnie do mieszkania Christiana, bo ten nie dość, że zniszczył mi ubranie, zachowując się jak dzikie zwierze, to jeszcze pozostawił okropne ślady na mojej szyi przez zbyt mocne podduszanie. Najwyraźniej wierzył, że "stare nawyki" pozostają i skorzystał z okazji, by założyć kamerę w rogu tej łazienki. Zdjęcia wskazywały na to, że musiała być tam kratka wentylacyjna, gdzie sprzęt został ukryty...
Po tym spotkaniu zgodziłem się z rodzicami, bym został u nich przez jakiś czas. Poprosiłem Tae, by w wolnej chwili przywiózł mi kilka rzeczy z naszego akademika, bo absolutnie nie chciałem wychodzić, bojąc się, że Christian może się czaić za każdym rogiem. Wpędził mnie w ciągłe poczucie zagrożenia, jak dawniej.
Choć wiedziałem, że tak będzie lepiej, to jednak serce mnie bolało na myśl, że Jeongguk od rana się do mnie nie odezwał. Kilka razy zaczynałem pisać do niego wiadomość, by upewnić się, iż nie robi czegoś głupiego, ale za każdym razem kasowałem to, czując się winny za słowa, które ode mnie usłyszał. Wiedziałem, że muszę go przeprosić, jednak za radą mojego najlepszego przyjaciela, poczekałem do następnego dnia, by nieco ochłonął.
"Przepraszam. Nie powinienem był tak mówić. Proszę, wybacz mi."
Długo czekałem na jakąkolwiek odpowiedź i już zastanawiałem się, czy wszystko z nim w porządku i czy nie powinienem zadzwonić, gdy w odpowiedzi otrzymałem emotkę z obrażoną miną.
Czyli chyba jest bezpieczny.
"Możemy porozmawiać?"
"Moooooooożeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee...my"
Raz kozie śmierć.
Drżącym palcem nacisnąłem ikonkę słuchawki i przyłożyłem telefon do ucha. Jeon odebrał od razu, ale nie odezwał się ani słowem. Słyszałem tylko jego oddech.
Odwagi, Jimin.
- Naprawdę przepraszam, Jeongguk... Nie powinienem był tego mówić, ale nie wiedziałem, jak mam ci przemówić do rozsądku... - zacząłem ostrożnie, czekając na jego reakcję. Znowu spotkałem się z ciszą i już miałem coś dodać, gdy usłyszałem niezadowolone westchnienie.
- To i tak nic przecież nie dało.
- Wiem. Tylko niepotrzebnie cię wkurzyłem. Przepraszam.
- Nie powinniśmy być w takich momentach przeciwko sobie, Jimin - zauważył słusznie, za co jeszcze mocniej czułem się winny. - Gdzie jesteś?
Na moment zawahałem się. Powinienem mu powiedzieć, bo jaki jest sens w ukrywaniu się przed ukochanym. Ale Christian wiedział, gdzie mieszkają moi rodzice. Gdyby zrobił nam dodatkowe zdjęcia...
- W bezpiecznym miejscu - powiedziałem w końcu, co znów spotkało się z wymowną ciszą. - Jeongguk, nie powinniśmy się teraz widywać - dodałem, czując, jak stres ściska mi gardło.
- Bo??? - Jego wkurwiony ton sprawił, że nieco się skuliłem.
- Bo może zrobić nam jeszcze więcej zdjęć! Chcesz, żeby trafiły do internetu i zobaczyła to twoja federacja i twoi fani?
- AHA. I z racji tego, że ten śmietnik nam grozi, to powinniśmy przestać się spotykać, tak? Ale masz myślenie, Jimin...
- Nie chcę z tobą zerwać. Chcę, abyśmy ograniczyli swoje kontakty do czasu, gdy sprawa się wyjaśni - wytłumaczyłem, starając się zejść z tonu, by nie uznał mojego wybuchu za jakiś atak na niego.
- Dobra. To dzisiaj się wyjaśni.
Czułem, że blednę.
- C... Co niby zamierzasz zrobić? Jeon Jeongguk, nie waż się robić nic głupiego.
- Już powiedziałem. Zniknąłeś, więc niczego nie zrobiłem. Ale dzisiaj już nie odpuszczę.
- Jeongguk, błagam - jęknąłem. - Proszę cię, nie zbliżaj się do niego.
- Skoro zdecydowaliśmy, że rozwiązujemy to na własną rękę, a nie wspólnie, to dlaczego mam cię posłuchać? - zapytał z wyrzutem.
- Nie rozwiązuję niczego na własną rękę, tylko przez prawnika.
- To to samo.
- Wcale nie. Ja się nie narażam na nielegalne działania.
- No tak, tylko skupiasz się na działaniach, które chuja dadzą.
- A co twoje działania mają dać?
- Zamknąć mu mordę.
- Kosztem twojej przyszłości?
- Jeżeli dzięki temu da nam spokój, to tak.
Naprawdę brakowało mi słów. Działania Jeongguka były całkowicie dla mnie nielogiczne. Bo co mi po tym, że zrobi krzywdę Christianowi, jak przez to nie będziemy już mogli być razem? Co mi po tym, że mój prześladowca zniknie z mojego życia, skoro jednocześnie utracę najważniejszą dla mnie osobę?
- A co z twoją siostrą? - zapytałem, łapiąc się jedynej deski ratunku, która pojawiła się w mojej głowie.
- Znowu to robisz...
- No, słucham?
- Odezwę się, jak już to ogarnę, Jimin.
Dźwięk zakończenia połączenia zabrzmiał w moich uszach jak zapowiedź katastrofy. Oczywiście młodszy już ani nie odebrał ode mnie, ani nie odpowiadał na żadne wiadomości. Nie mogłem też ruszyć się z domu, by go przed czymkolwiek powstrzymać, bojąc się pogorszyć sytuację.
Błagam, niech ten szalony chłopak nabierze trochę rozumu!
Jeongguk
Jimin uciekł, trudno. Wolał się schować i zdać na prawników, którzy gówno dadzą. Ok, nie będę ingerować w jego plany. Ale w takim wypadku on nie powinien ingerować w te moje, zwłaszcza szantażem emocjonalnym i wywlekaniem jakichś brudów z przeszłości. Bo nadal byłem na niego zły, ale tę złość wolałem przelać na osobę, na którą już zacząłem polować z moimi szemranymi ziomalami.
Zdążyliśmy ustalić gdzie ten frajer lubi przesiadywać i gdzie pojawia się regularnie. A jedna z drogich seulskich restauracji była właśnie takim miejscem. Dzięki temu wiedzieliśmy na co postawić. Dlatego, kiedy już przechwyciliśmy jego rozmowę podczas zamawiania ubera, aby wrócić z tej restauracji do domu, mój ziomek zamienił się miejscem z zamówionym przez Christiana kierowcą, podprowadzając mu samochód i przyjeżdżając tam jako on. I tak jak zaplanowaliśmy - wywiózł go na obrzeża Seulu, koło opuszczonych hangarów, przy których na szczęście nigdy nie kręciła się żadna ochrona, dzięki czemu wiedziałem, że mogę się z nim tutaj trochę pobawić.
Czekałem już na miejscu z kolejnym moim ziomkiem, wypatrując samochodu wiozącego tego śmiecia. A kiedy w końcu wyłonił się zza budynku, zgasiliśmy palone pety, zaczynając kierować się na środek pustego placu.
Już wcześniej wyznaczyliśmy sobie zadania, dlatego kiedy samochód się zatrzymał, mój ziomek wyciągnął szarpiącego się Christiana za bety, zabierając mu telefon. Popchnął go do przodu, aby odszedł od samochodu, po czym wsiadł do niego, odjeżdżając. A ja zostałem sam na sam z tym śmieciem.
Zapierdolę cię teraz!
- I co śmieciu? Najpierw wyrwać ci szczękę czy jaja? - zapytałem, udając spokojny i łagodny ton, choć moje ręce już się szykowały do ciosu.
W końcu mogłem się przyjrzeć temu śmieciowi z bliska. Niby nie różnił się ode mnie posturą, ale na pewno nie miał aż takiego doświadczenia w walce i aż tak wyćwiczonych mięśni. I fakt, wyglądaliśmy podobnie, ale jego twarz zdradzała jego wiek, podchodzący już pewnie pod trzydziestkę, a ja nadal wyglądałem jak młody bóg. Także 2:0 dla mnie.
Frajer skrzyżował ręce na klacie, próbując udawać pewnego siebie, ale doskonale wiedziałem, że pewnie sra już pod siebie.
- Jimin nie byłby aż tak głupi, aby cię do mnie wysyłać. Mam rację? - stwierdził, a swoim tonem też starał się nie zdradzać emocji, które zapewne w nim buzowały.
- Nie masz racji, zjebie - warknąłem, bo już na wstępie postanowił mnie wkurwić, za co zaraz otrzymał karę, wymierzoną przez mój prawy sierpowy, prosto w jego nochal.
Śmieć się tego nie spodziewał, przez co zszokowany krzyknął, łapiąc się za uszkodzony fragment twarzy, zalewając już pięknie czerwoną farbą.
Co za pizda, ja jebię?
Rozbawiło mnie to. Bo niby taki groźny goryl, a jeden cios i już piszczy jak baba. Oczywiście zaraz nieco się wycofał, w obawie o kolejny cios, chcąc utrzymać bezpieczną odległość. Ale czy w ogóle tu taka była dla niego? Nie. Wszędzie go dopadnę.
Szmaciarz próbował jako tako zatamować to krwawienie, uśmiechając się przy tym pod nosem.
- No proszę. Jesteś taki sam jak ja. Widzę, że Jimin nadal lubi tych z ciężką ręką.
- Zamknij ryj, śmietniku. Nie siądziesz mi na psyche takim pierdoleniem. To jest ostrzeżenie, żebyś się od nas odpierdolił, bo inaczej przy naszym kolejnym spotkaniu urwę ci łeb - zapowiedziałem, warcząc już na niego, bo nie ma co ukrywać emocji, zwłaszcza że zapewne doskonale wiedział, iż naprawdę mam ochotę rozgnieść mu łeb.
- Ciekawe. Zobaczymy, kto będzie górą w tym starciu. Jeszcze się przekonasz, że Jimin wróci do mnie z podkulonym ogonem.
Aha?
- Ciekawe po co. Żebyś mu znowu ubliżał i go lał, śmieciu? - zauważyłem, bo przecież ich relacja tylko na tym polegała.
- Dokładnie tak. Bo on to bardzo lubi - stwierdził, uśmiechając się złośliwie, a ja już stawiałem w jego stronę krok, po którym zadziałem znów pod wpływem emocji i słów tego frajera.
Mocny low kick w łydkę, znów prawy gdzieś w jego szczękę, kolanko w brzuch, kiedy trochę się odgiął do tyłu, mocne pchnięcie i debil leżał już na ziemi, z wykrzywioną z bólu mordą.
- Śmieć powinien leżeć na ziemi. Tu jest twoje miejsce - oznajmiłem mu, spokojnie, pocierając prawą rękę, aby rozmasować ból w dłoni po spotkaniu z jego szczeną.
Miałem ochotę jeszcze na niego napluć i zgnieść mu butem głowę, ale musiałem się przed tym powstrzymać, bo inaczej faktycznie mogę już nigdy nie zobaczyć Jimina, lądując w pierdlu.
- Daruj już sobie ten pokaz siły. Mówiłem, że jesteś podobny do mnie i tylko to udowadniasz - zaczął mruczeć pod nosem, choć przez krew, która spływała mu do ust trochę mamrotał.
Kucnąłem przy nim, łapiąc go za bety i bez problemu unosząc trochę do góry, bo teraz mógłby ważyć nawet 200 kilo, a i tak adrenalina buzująca w mojej krwi umożliwiła mi taki manewr.
Przez chwilę przyglądałem się po prostu tej obitej mordzie, która prezentowała się... idealnie. Jeszcze tylko chętnie uszkodziłbym mu oczodoły i złamał nos, bo teraz niestety był jedynie obity.
- Radzę ci spierdalać z powrotem do Europy. Jeszcze raz spróbuj skontaktować się ze mną albo z Jiminem, to tak jak mówiłem - zajebię cię. Rozumiesz?! - warknąłem, szarpiąc nim, wpatrując się z nienawiścią w jego oczy.
- Oczywiście - stwierdził sarkastycznie, ale już chuja mnie obchodziły jego słowa. Bo tak jak zapowiedziałem - przy kolejnym spotkaniu dostaje po prostu kosę w brzuch i będzie po wszystkim.
Na koniec zasadziłem mu po raz ostatni w twarz, po czym upuściłem go z powrotem na beton, dając jeszcze kopa i kierując się do czekających na mnie ziomali. Oddali mi telefon tego szmaciarza, w którym wyjęli już kartę sim. I zaraz ruszyliśmy z powrotem do Seulu, zostawiając go na pastwę losu.
Niech go coś zeżre, albo zajebie jakiś psychopata. Skoro ja się przed tym powstrzymałem...
Na drugi dzień dowiedziałem się, że chyba jakoś wrócił do domu. I to nie od niego, a od jego prawnika, od którego otrzymałem pismo, oczywiście będące pozwem. Federacja też je otrzymała, z racji tego, że byłem ich zawodnikiem i koreańskim sportowcem mieszanych sztuk walki. Ale wyjebane jajca za nich. Nie zastraszy mnie w taki sposób.
Dopiero kiedy na moim telefonie ujrzałem „dzwoni Dzidzia <3", od razu odebrałem, gotowy na kolejne przeeeeeemiłe słowa od ukochanego...
- Tak?
- COŚ TY DO CHUJA NAJLEPSZEGO NAROBIŁ?! JAKI POZEW?! - wyskoczył mi od razu, na co miałem ochotę westchnąć ciężko, bo przecież niczego innego się nie spodziewałem. Christianka na pewno pochwaliła się tym co mu zrobiłem, jak na pizdę przystało.
- Aha. No, ja też cię kocham, dzięki, że o mnie pamiętasz - oburknąłem, niezadowolonym tonem, bo nie takich rozmów z Jiminem się teraz spodziewałem.
- Jeongguk, czyś ty oszalał?! Prosiłem cię, byś nic nie robił!
- A ja cię oczywiście nie posłuchałem. Bo czemu miałbym?
- BY W WIĘZIENIU NIE SKOŃCZYĆ! A NAWET JEŚLI NIE, TO CHCESZ POŚWIĘCIĆ CAŁĄ KASĘ, KTÓRĄ ZBIERAŁEŚ DLA SIEBIE I SAYI NA PROCESY SĄDOWE? NAPRAWDĘ JESTEŚ TAK BARDZO... - zaczął, ale nie dokończył. Może i dobrze, bo jeszcze bardziej by mnie tym wkurwił. A już wystarczająco mocno zaciskałem dłoń na telefonie.
- Tak bardzo osobą, która jest w stanie cokolwiek zrobić w twojej sprawie? A nie tylko wszystko usunąć i udawać, że nic się nie wydarzyło, kiedy ten śmieć spieprzył ci psychikę?! - dokończyłem za niego, wkurwiony. Bo skoro on nie potrafił walczyć o swoje, ja musiałem robić to za niego. Zwłaszcza, że teraz sprawa dotyczyła już naszej dwójki, bo to jednak nasze zdjęcia posiadał ten frajer. - Jebie mnie to, czy wyląduję w pierdlu. A nawet jeśli, to wtedy ten szmaciarz wyląduje pod ziemią, tak jak obiecałem - oznajmiłem, niczego przed nim nie ukrywając.
- Jeongguk... - Jimin zszedł w końcu z tonu, do tego na tyle, abym nie słyszał już jak bardzo jest wkurwiony, a po prostu załamany, zaczynając mi płakać. - Ja potrzebuję ciebie. Nie jego śmierci. Chciałbym po prostu móc być z tobą szczęśliwy. Nie zależy mi na tym, by on dostał to, na co zasłużył. Chciałbym po prostu być z tobą...
Od razu złagodniałem, również schodząc z tonu. I choć uderzyło to prosto w moje serce, nie zamierzałem zmieniać zdania.
- Mimi... - zacząłem, musząc jednak wziąć przed tym głęboki oddech, aby też zaraz się tu nie rozpłakać, bo... już mi go brakowało. Chciałem go przytulić i pocałować, poczuć po prostu przy sobie, zobaczyć znowu jego uśmiech... Ale przecież ja go od siebie nie wygoniłem, to on ode mnie uciekł, wymyślając swój głupi plan trzymania się z dala ode mnie. - Teraz to on nam stoi na przeszkodzie. Zwłaszcza, że przez niego ode mnie uciekłeś - zauważyłem, znów wytykając mu tę głupią decyzję. Nawet głupszą od tej mojej.
- W końcu zniknie. A my będziemy mieć spokój. Boję się jednak, że teraz może być za późno.
- Taaa, a później znowu by wrócił. Mimi, mnie żadnym pozwem nie nastraszy. I ty też masz przestać się bać. On ma pieniądze, ale pieniądze go przed wszystkim nie uchronią i na pewno po spotkaniu ze mną to zrozumiał - oznajmiłem, pewny swego. Bo takie typki mogły udawać, że mając wszystko pod kontrolą, ale wczoraj przekonał się, że niczego nie ma. I że w każdej chwili może dostać kulkę w łeb. Więc czy mu się to opłacało?
- Widzę, że cokolwiek powiem, ty już okopałeś się w swojej twierdzy. A skoro tak, to usłyszymy się niedługo. Kocham cię - rzucił, po czym się rozłączył, a ja jeszcze chwilę sterczałem z tym telefonem, pozwalając w końcu, aby i po moich policzkach popłynęły łzy.
Jimin
Stałem pod Hotelem N z zaciętą miną. To tutaj wszystko miało się skończyć.
Po otrzymaniu kolejnej wiadomości od Christiana, w której "pochwalił mi się", jak pięknie urządził go Jeongguk i co zamierza z tym zrobić, myślałem, że oszaleję. Zadzwoniłem do mojego ukochanego w przypływie wściekłości, że zrobił coś tak głupiego. Ale skoro zachował się w ten sposób, ja musiałem podjąć się jeszcze większego szaleństwa.
Przed telefonem Christian wysłał mi wiadomość, która była dla mnie całkowicie jasna, nawet jeśli nie napisał, o co mu tak naprawdę chodzi.
"Oczywiście mogę wycofać ten zarzut, ale pod warunkiem, że spotkasz się ze mną w sobotę i pogadamy. Wolałbym co prawda dzisiaj, ale muszę na razie siedzieć w szpitalu przez te wszystkie rany, które twój facet mi zafundował. Byliśmy tak długo razem, nie chciałbyś powspominać tamtych pięknych czasów? Wróciłem tutaj, bo chciałem cię odzyskać, ale skoro układasz sobie życie z innym... Proszę tylko o rozmowę, byśmy mogli się po niej raz na zawsze pożegnać. Obiecuję, że więcej nie pojawię się w twoim życiu. Daj mi upewnić się, że jesteś z nim szczęśliwy, bym mógł zamknąć nasz wspólny rozdział."
Przekaz był dla mnie jasny. To nie było spotkanie, by sobie "porozmawiać". Wiedziałem, czego on będzie chciał, za długo go znałem. Zamierzał mnie wykorzystać, a ja nic nie mogłem z tym zrobić, jeśli chciałem, by milczał. I tylko wiara mi pozostała w to, że faktycznie da sobie po tym spokój.
W razie czego, zawsze pozostawał mi plan, który stworzyłem przy poprzedniej walce z Christianem. Jeśli moje zdjęcia wyciekną, w Korei nie mam już czego szukać. Stanę się jedynie powodem do wstydu dla moich rodziców. Dlatego zamierzałem udać się do Europy, do Norwegii, gdzie miałbym zacząć wszystko od zera. Tam raczej nikt by mnie nie znał i nie szukał, a ja mógłbym szkolić się w skandynawskim wystroju wnętrz. Jakoś to będzie. Moi rodzice być może odetną się ode mnie całkowicie, zbyt zawstydzeni całą sytuacją. Ale co najgorsze... będę musiał zniknąć z życia Jeongguka, by nie być dla niego ciężarem. Może jakoś się wyłga z tych zdjęć. Może też wyjedzie... Nie chcę być powodem, przez który zawali sobie życie.
W czasie rozmowy z Jeonem podjąłem decyzję, dlatego wysłałem wiadomość, że zgadzam się na spotkanie, a w odpowiedzi otrzymałem informację, że miejsce i godzina zostaną mi przesłane w sobotę rano. Christian chciał jeszcze doleczyć rany, które zadał mu Jeongguk, ale to tylko odwlekanie nieuniknionego.
Przez kolejne dni Jeongguk się nie odezwał. Ja również milczałem, bojąc się, że przyznam mu się do tego, co zamierzam zrobić. Coraz mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że to jedyna słuszna decyzja. Wolałem zostać na resztę życia jego dziwką, niż narażać mojego ukochanego na zniszczenie mu życia. Jeongguk był dla mnie ważniejszy, niż ja.
W sobotę otrzymałem zapowiedzianą wiadomość na godzinę przed spotkaniem. Wyszedłem z mieszkania rodziców i udałem się do hotelu, który Christian wskazał. Miałem do pokonania naprawdę spory kawałek i ledwo się wyrobiłem.
Kiedy stałem już pod budynkiem, cała odwaga zaczęła mnie powoli opuszczać, a dodatkowo pojawiły się liczne wątpliwości. Bo co mogło mnie tak naprawdę czekać? Wydawało mi się, że jestem psychicznie gotowy na to, ale teraz strach był silniejszy. Wyjąłem telefon i po chwili intensywnego myślenia napisałem do Tae.
"Jeśli za godzinę nie wyślę żadnej wiadomości, to ostatnie miejsce, w jakim byłem, to Hotel N, pokój 303"
Dobra, to brzmiało jak bicie na alarm. Ale chyba liczyłem na to, że mój przyjaciel ruszy z ratunkiem. Bo może... Gdyby faktycznie coś mi się stało, to policja złapie Christiana? Oby. A póki co... Pora wejść do środka.
Mężczyzna czekał na mnie w holu przy recepcji. Przywitał się ze mną z szerokim uśmiechem, zapewniając, że bardzo się cieszy z mojej wizyty i od razu zabrał mnie na górę. Starałem się zachowywać naturalnie, by nie zarzucił mi prób poinformowania personelu, że coś jest nie tak. Nawet w pokoju utrzymywał swoją maskę milutkiego, kochanego chłopaka. Czekało na nas jedzenie, które zamówił wcześniej. Jednak mój ściśnięty ze stresu żołądek nie był w stanie pozwolić mi na przełknięcie czegokolwiek. Na szczęście Christian nie naciskał na to, bym jadł, więc chyba... nie nafaszerował niczym tych rzeczy?
Siedziałem sztywno na kanapie, patrząc, jak starszy je i słuchałem opowieści o tym, co się u niego działo przez okres przebywania we Francji. Trwało to może ze dwadzieścia minut, gdy w końcu przeszedł do rzeczy. Przesiadł się z fotela na kanapę, a jego ręka od razu powędrowała na mój bok, przysuwając mnie do niego.
- Może zamiast wspominać, po prostu odtworzymy nasze wspomnienia? - zapytał z cwanym uśmiechem, oczywiście nie czekając na odpowiedź.
Starałem się za wszelką cenę wyłączyć myślenie, bym nie skupiał się na krzywdzie, jaką mi robił. Jego ręce szybko pozbawiły mnie wszystkich ubrań, a usta zaczęły znaczyć skórę na ramionach i szyi. Nie czułem ani odrobiny przyjemności, jedynie strach i obrzydzenie. A mimo tego nadal tam byłem, sprzedając własne ciało w zamian za bezpieczeństwo Jeongguka.
Kilka razy oberwałem w twarz. Christian nie lubił, gdy byłem cicho, zmuszając mnie do wydawania dźwięków pełnych rozkoszy, której za grama nie było w czasie tego stosunku. Ból, jaki czułem, jego gwałtowność i brak jakiegokolwiek poszanowania mojego ciała sprawiły, że czułem się, jakby mnie rozrywał. Jeszcze nigdy, żaden nasz seks nie był aż tak okropny. Czułem łzy, spływające po moich policzkach, kiedy jego penis wbijał się we mnie na siłę, robiąc jeszcze więcej szkód. Kolejny raz dostawałem w twarz, by zaraz tracić oddech przez zbyt mocno zaciśniętą dłoń na gardle.
Przez krótką chwilę miałem nadzieję, że umrę. I chyba moja prośba została wysłuchana, gdyż w pewnym momencie poczułem, jak Christian wbija mi igłę w rękę.
A potem nastała ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top