Rozdział 24 | 3661 słow
Jimin
Mój ostatni semestr na uczelni mijał z zawrotną szybkością. Może to przez intensywną pracę z Tae nad naszym projektem zaliczeniowym, który nabrał takich kształtów, o jakich marzyliśmy. Były modelki i modele, stroje, miejsce zaprojektowane i ozdobione dokładnie tak, jak sobie wymarzyliśmy - jakby ktoś wyjął z kart baśni magiczny las - a także drobne elementy przygotowane przez Hoseoka ze szkła, jak korony i skrzydła, czy ceramiczne kubki w kształcie grzybów, które również dla nas stworzył. No dobra, bardziej dla Tae, ale projekt był przecież wspólny, prawda? Jeongguk też pomógł - namalował kilka obrazów przypominających zdjęcia, jakie robiłyby wróżki, gdyby żyły w naszych czasach. Miały uświetnić miejsce, w którym odbędą się dyskusje przed wydarzeniem i muszę przyznać, że wyglądały niesamowicie. Choć oberwał za jeden obraz, którego postać oczywiście dostała moją twarz. Takie cuda musiały zostać w jego pracowni, podobnie jak reszta kolekcji "Park Jimin".
Wracając jeszcze do Hoseoka i Taehyunga - ich relacja była piękna i kryli się z nią naprawdę dobrze. Dla reszty wyglądało to tak, jakby byli bardzo bliskimi przyjaciółmi, ale tylko ja wiedziałem o ich miłości. Serio tylko ja - nawet Jeongguk nie został poinformowany. Nie było w tym żadnej logiki, ale nadal uważał, że "facet z facetem to ble". On chyba naprawdę jest orientacji "parkjiminowej". Ale na pewno jeszcze się nauczy, że miłość, to po prostu piękne uczucie, nieważne, jakiej płci jest druga strona.
Innym powodem do radości był mój staż, który skończył się po trzech miesiącach. Dzięki mojemu projektowi, firma zdobyła bardzo dobry kontrakt, co zaowocowało zatrudnieniem mnie, zwiększeniem pensji i lepszymi warunkami pracy. A na tym mi zależało, bym mógł swobodnie wykończyć moje mieszkanie. Znalazłem się nawet na zdjęciu na Instagramie naszego biura, jako wyróżniony pracownik, z czego szalenie się cieszyłem.
No i co najważniejsze - mój związek z Jeonggukiem rozkwitał. Na uczelni widywaliśmy się rzadko i tylko w czasie wyjść ze znajomymi mogliśmy spędzić czas razem na mieście, bez ryzyka zrobienia mu problemów. Ale w weekendy, a czasem też w środku tygodnia, widywaliśmy się w jego pokoju, mogąc bezkarnie się przytulać, całować i kochać. Lubiłem ten czas, kiedy byliśmy razem, dużo rozmawiając, śmiejąc się i grając w kolejne gry na jego konsoli. Raz nawet zaszaleliśmy i zrobiliśmy płótno z mojego ciała. Jeongguk męczył mnie przez długie godziny pędzelkami, dbając o każdy szczegół swojego dzieła, a ostatecznie zgodziłem się na zrobienie mi zdjęcia w takim stanie. Terapia, na którą uczęszczałem od wielu miesięcy, dawała rezultaty, pozwalając mi zostawić za sobą niewygodne wspomnienia.
I chyba moje życie zrobiło się zbyt piękne. Bo musiał do niego wrócić ON.
Znalezienie mnie na pewno nie było dużym wyzwaniem, w końcu nadal bywałem na naszej wspólnej uczelni. Jednak kiedy go zobaczyłem na kampusie, przez chwilę zabrakło mi powietrza. Wyglądał dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy widziałem go po raz ostatni. Nawet ubrania miał dokładnie te same, co na pewno nie było przypadkiem. Jego cała postura mówiła mi, że całkowicie nade mnę dominuje - i fizycznie i psychicznie, co wcale nie pomagało mi w zachowaniu spokoju. Z trudem łapałem oddech, podczas gdy Christian zbliżał się do mnie ze swoim cwanym uśmieszkiem.
- Miło cię widzieć, Jiminnie. Tęskniłeś? Bo ja bardzo. Ale nie martw się, już jestem znów przy tobie i tym razem nie pozwolę ci tak łatwo odejść. Pora, byśmy do siebie wrócili po tak długiej przerwie.
Jeszcze przez kilka minut słuchałem, jak wspomina nasz związek i widziałem rozkosz, z jaką wbija w moje serce niewidzialny sztylet, przekręcając go kilkukrotnie. Przez cały ten czas nie mogłem z siebie wydusić ani słowa, zbyt sparaliżowany strachem. Ale nie zrobił nic ponad to - zostawił mnie ze słowami "niedługo znów się spotkamy". A kiedy odszedł, nogi się pode mną ugięły i usiadłem na chodniku, nie mogąc się pozbierać. Wyjąłem telefon i w przypływie paniki, pierwszą osobą, do której odważyłem się napisać, był Tae.
"Christian wrócił"
Choć wiedziałem, że mój przyjaciel jest na zajęciach, odpisał mi natychmiast.
"Co? Co on tu robi?! I co od Ciebie chciał?!"
"Stwierdził, że pora, byśmy do siebie wrócili"
"Chyba oszalał! Niech go tylko spotkam, to mu wszystkie kudły powyrywam! Minnie, bądź ostrożny, dobrze?"
"Zaraz oszaleję. Nie wiem, co robić. Boję się iść do mieszkania, by mnie nie śledził"
"Może idź lepiej do Jeongguka?"
"NIE MA GO Z TOBĄ NA SALI? CHRISTIAN JUŻ GO ZNALAZŁ?!"
"Do domu Jeongguka, Minnie. I proszę, bądź spokojny. Pójść z Tobą?"
"Nie wiem. Boję się po prostu... Może zaczekam na ciebie i niego pod waszą salą"
"Zaraz kończymy, więc chodź do nas"
Ledwo dałem radę podnieść się na nogach, które były jak z waty. Krok za krokiem szedłem w stronę sali, czując, jakby wszystko wokół mnie się rozmazywało i dziwnie zwolniło. W głowie ciągle brzmiały te straszne słowa, zapowiadające wielkie kłopoty.
Nie wiem, jak dotarłem pod odpowiednie drzwi, ale skuliłem się przy nich, czekając na zakończenie zajęć. Nie siedziałem za długo, a pierwszym, który opuścił pomieszczenie, był mój przyjaciel. Od razu rzucił się do mnie, by mocno przytulić. Głaskał moje plecy i szeptał uspokajające słowa, które niestety nie miały teraz żadnej mocy.
- Coś się u kujonków odwaliło? - Głos Jeongguka jak zawsze w sytuacjach publicznych był żartobliwy. Podszedł do nas, ale byłem zbyt przerażony, by grać swoją rolę kumpla w towarzystwie.
- Christian tu był - powiedziałem cicho, patrząc mu w oczy, choć nie puszczałem mojego przyjaciela. Czułem się tak, jakby był jedyną kotwicą trzymającą mnie w rzeczywistości.
- Tutaj? - Młodszy przymrużył oczy, sycząc ze złości przez zęby. Widać było, że wkurwił się jak diabli. - Przyszedł do ciebie?
Pokiwałem głową, chowając twarz w ramieniu Tae.
- Rozmawiał z tobą? Powiedział, po co wrócił i gdzie się zatrzymał?
- Powiedział tyle, że pora, byśmy znów byli razem.
- Co do kurwy???? Zajebie tego śmiecia. Przypilnujesz Minniego, co? - poprosił Tae, po czym szybko się od nas oddalił, kombinując coś z telefonem.
Tego się właśnie najbardziej obawiałem. Porywczy Jeongguk i jego brak zrozumienia konsekwencji działań to prosta droga do jeszcze większych kłopotów!
- Powstrzymajmy go - poprosiłem, pociągając nosem. Złapałem dłoń Taehyunga i pociągnąłem go za sobą. - Jeon Jeongguk! Poczekaj!
Jednak moje nogi nadal nie odzyskały pełnej stabilności, dlatego mój przyjaciel dotarł do mojego chłopaka jako pierwszy.
- Nic nie rób. Tylko wszystko pogorszysz - zauważył, łapiąc młodszego, jednak ten wyrwał rękę z jego uścisku i spróbował nas wyminąć.
- Jeongguk, proszę! Nie tego teraz potrzebuję! - błagałem, czując, że mam już łzy w oczach. - Proszę, porozmawiajmy...
Wokół nas zrobiło się małe zamieszanie, ale ludzie na tej uczelni chyba już doskonale znali nasze akcje i stwierdzili, że znowu mamy jakąś dramę. To dobrze, lepsze ich głupie domysły, niż poznanie przez nich prawdy.
Więcej nie musiałem dodawać. Jeongguk olewając całe otoczenie, pociągnął mnie za przedramię prosto na parking, gdzie wsiedliśmy na jego motor i ruszyliśmy do jego piwnicy. Dopiero tam otrzymałem to, czego najbardziej pragnąłem - jego ramion i kojącego dotyku, który zdjął nieco strachu z mojego serca.
- Przepraszam... przepraszam za całą tą sytuację - wyszeptałem, mocząc jego koszulkę tymi kilkoma łzami, które nie zdążyły zastygnąć na moich policzkach.
- To nie twoja wina, Mimi, tylko tego szmaciarza. Chcesz na razie u mnie zostać? Będziesz tu bezpieczny.
- Boję się wrócić do siebie, by nie ściągnąć go do Tae. Ale boję się też, że tutaj dotrze... a nie chcę, byś musiał się z nim spotkać... Nie chcę, byś narobił sobie problemów przez niego.
- Czym ty się martwisz? Przecież mówiłem, że jak tu wróci, to go za wszystko ładnie rozliczę - stwierdził całkowicie poważnie, zabierając mnie na kanapę. Usiadłem, zwijając się zaraz w kulkę, podczas gdy Jeongguk wrócił do telefonu, pisząc na nim bardzo agresywnie.
- Jeonggukie... Boję się, co on może zrobić. Moje zdjęcia i nagrania... on na pewno nadal je ma... co, jeśli je wykorzysta? - zapytałem, nie mogąc się pogodzić z tym, że przeszłość nadal wisi nade mną ciemnymi chmurami.
- To pójdzie za to siedzieć do pierdla. A jak nie, to pójdzie do piachu. - Jego nadal poważny ton był mocno niepokojący.
- Możesz... mnie jeszcze przytulić? - poprosiłem, nie tylko potrzebując jego bliskości, lecz także przytrzymania go w miejscu przed robieniem głupot.
Telefon od razu wylądował na poduszce, a młodszy usiadł przy mnie. Nim jego silne ramiona mnie otoczyły, otrzymałem kilka pocałunków, złożonych na moich policzkach i czole.
- Wszystko jest ok. Nie pozwolę temu śmieciowi cię więcej skrzywdzić, Mimi - zapewnił bardzo pewnym tonem.
Przesunąłem się na jego kolana, aby było nam wygodniej, ale także, by nieco go uziemić przed dalszymi działaniami. Bo choć bardzo potrzebowałem jego wsparcia, jako mojego ukochanego, to szczerze przerażało mnie, że groźby Jeongguka mogę nie kończyć się tylko na słowach.
- Pójdę jutro do prawnika. Może uda się załatwić sądowy zakaz zbliżania się...
- Jutro? To chodźmy w tej chwili.
Pokręciłem na to głową. Musiałem skłamać, co przyszło mi ciężko, bo nie chciałem mówić nieprawdy mojemu ukochanemu. Ale tak będzie lepiej. Potrzebowałem najpierw przemyśleć sprawę, a Jeon musiał ochłonąć. Nasz prawnik był praktycznie na zawołanie, więc pojechanie do niego jutro nie stanowiło problemu.
- Dzwoniłem do niego, gdy czekałem na was pod salą i ma termin na jutro. Chcę iść do tego, który już raz nam pomógł w sprawie Christiana.
- Dobra. Ale jak to nic nie da, to ja się nim zajmę.
Wtuliłem twarz w jego szyję. Pragnąłem się nagle skurczyć, aby ukryć cały w jego ramionach, które mogły mnie ocalić przed koszmarami.
- Przepraszam, że moja przeszłość nie daje nam spokoju.
- Aj, nie przepraszaj już. To nie są rzeczy, na które masz jakikolwiek wpływ. To on powinien cię przepraszać. Na kolanach. I wypierdalać stąd jak najdalej - stwierdził.
Cóż, nie mogłem się nie zgodzić. A mimo tego czułem wyrzuty sumienia. Bo jak długo moje traumy i koszmary będą się za mną ciągnęły, burząc szczęście, które chcieliśmy razem budować?
Jeongguk
A jednak. Śmieć miał czelność tu powrócić. Chyba się nie spodziewał, że Jimin będzie miał już kogoś innego. W dodatku silniejszego, sprytniejszego i mściwego. Bo od razu uruchomiłem kilka moich kontaktów planując albo mord, albo mocne obicie jego głupiej mordy. Na razie się jednak jeszcze przed tym powstrzymałem, dając działać prawnikowi Jimina i czekając na rozwój sytuacji. Poza tym musiałem się upewnić co do miejsca jego pobytu, aby mój plan był idealny, pozwalając mi się dzięki temu od tego wywinąć. Takie akcje niestety potrzebowały czasu. Ewentualnie poświęcenia. A z racji tego, że już na jednego człowieka miałem zamiar się poświęcić, dodatkowo na tego śmiecia na razie nie mogłem.
Na szczęście panował względny spokój. Wszystkie moje uszkodzenia po walce szybko się goiły, jak zwykle zresztą. Na uczelni bywało nudno bez Jimina, ale jakoś leciało. Mogłem też w końcu powrócić na zajęcia z tańca, pomagając w kilku coverach i występach. Saya była na szczęście grzeczna, nie zmuszając mnie do zbyt częstych wizyt w jej szkole. Więc mogłem odetchnąć. Jako tako... Bo mimo wszystko musiałem pozostać czujny w przypadku tego śmietnika Christiana.
Mimi spędzał u mnie większość wolnego czasu, dlatego powydzielałem mu szafki i regały, w które mógł się powprowadzać. Jak i ile tylko potrzebował, aby przychodził na noc. Dlatego w sumie zamiast zachowywać się jak zwykła para, byliśmy bardziej jak małżeństwo. Ale to może przyzwyczajenie z poprzedniego życia? Cholera wie. Bo kiedy ja udałem się na szybkie zakupy spożywcze, aby uzupełnić naszą lodówkę, starszy zajął się w tym czasie małą przeprowadzką i porządkami. Nie miałem nic przeciwko temu, żeby grzebał w moich rzeczach. W moich rzeczach, w moim telefonie... Nie miałem tam nic do ukrycia. Przynajmniej przed nim. A przyda się to poogarniać po takim czasie...
Po powrocie szybko powrzucałem zakupione produkty do szafek i lodówki w kuchni, licząc, że jak przyjdzie Saya to jakoś to ładnie ułoży. Bo moje nogi już mnie rwały do Minniego, dlatego zaraz przeszedłem do pokoju, od razu przytulając go od tyłu, aby poczuć przy sobie to moje ukochane, drobne, ciepłe ciało.
Dałem mu buziaka gdzieś w głowę w ramach przywitania, bujając nami lekko. Jednak szatyn tak długo nie wytrzymał, zaraz się do mnie odwracając, aby przytulić. Ale no właśnie, „szatyn"! Bo już nie był moim uroczym blondynkiem. I w sumie nie miałem nic przeciwko temu, bo w brązowych włosach wyglądał równie słodko i uroczo, czyli tak jak uwielbiałem. Zwłaszcza z grzywką!
- Co dobrego kupiłeś? - zapytał, kiedy już się do mnie odwrócił, posyłając mi uroczy uśmiech.
- Nic na co miałbym teraz ochotę - rzuciłem od razu, jak zawsze dumny z mojego flirciarskiego tekściku. Dodatkowo moje usta zaraz przykleiły się do jego szyi, składając na niej mokry pocałunek, bo uwielbiałem smakować jego skórę. Oczywiście byle by nie była wypsikana perfumami, bo wtedy... nie był to za dobry smak.
- Ach tak? A co, nie było mleka bananowego w sklepie? - zażartował sobie, śmiejąc ze mnie. I oczywiście mógłbym to ładnie pociągnąć, ale wolałem tak szybko nie schodzić na te tematy, dlatego po prostu pokręciłem na to głową, rozbawiony, powtarzając to jego „mleko bananowe".
- Po prostu nie było tam Park Jimina - zauważyłem nieco nadąsanym tonem, a moje zęby chętnie kąsnęły tę gładką skórę na jego szyi. Na szczęście bez obecnie zbędnych perfum. Zaraz jednak zmieniłem nieco temat, chcąc dopytać o tę jego mini przeprowadzkę. - Ogarnąłeś jakoś? - Wskazałem na szafę, a sam skierowałem się do biurka, na którym czekał na mnie nieskończony projekt na jedno z zaliczeń u Mina. I tak jak polubiłem ostatnio rysować, tak na jego zajęcia nadal tego nienawidziłem.
- Tak. Myślę, że pomieszczę się ze swoimi rzeczami. Ale przy okazji poukładałem trochę twoje. Nie zdziw się jednak, jeśli zobaczysz mnie w swojej koszulce - stwierdził mi nagle i choć miałem ochotę zacząć przez to wychwalać jak wygląda w tych koszulkach, uwielbiając jak jego drobne ciało w nich ginie, a niektóre z nich sięgają mu nawet do ud, wolałem się z nim podroczyć.
- Hmmm... Pięć wonów za każdą minutę noszenia tak zajebistych koszulek - poinformowałem go, zacieszając. A choć moja ręka złapała na chwilę ołówek, jakoś niezbyt się rwałem do kontynuowania tego rysunku... - Będę pilnował i liczył - ostrzegłem go jeszcze, nadal się do siebie szczerząc, choć moje oczy były już utkwione w tym rysunku...
A jebać! W nocy się dokończy!
I już się odwracałem w jego stronę, poklepując swoje uda.
- Chodź tu dzidzia - zaprosiłem go, rzucając kolejnym uroczym określeniem, które wpadło mi do głowy.
- Dzidzia? - Mimi powtórzył je, śmiejąc się na to, ale grzecznie do mnie przyszedł, siadając mi na kolanach.
- Tak, moja dzidzia - podsumowałem to, zadowolony z mojej pomysłowości, choć tym razem nie miałem ochoty tego wyjaśniać. Po prostu to do niego pasowało, zwłaszcza przy tym siadaniu na moich kolanach.
Zacząłem go specjalnie huśtać na kolanach jak małe dziecko, obejmując w pasie, aby mi nie spadł. I dopiero po chwili takiej zabawy i nacieszenia się jego bliskością, rzuciłem:
- I co, Mimi? Jakoś da się żyć z tym okropnym Jeon Jeonggukiem, hm?
- No jakoś daję radę. Choć nie jest łatwo - stwierdził rozbawiony, jednak jeszcze tylko przez chwilę, bo zaraz spoważniał, kolejne słowa wypowiadając dość niepewnie i ostrożnie: - Jeongguk... jesteśmy już trochę czasu ze sobą, prawda? Czy... ufasz mi?
Oho. Co się odjebało????
Od razu starałem sobie przypomnieć czy może nie ukryłem w szafie jakichś zwłok... Oczywiście jakiegoś kota czy czegoś! Ale... po co i kiedy niby miałbym na to czas i ochotę?
- Nooo... pewnie, że tak. Ale do czego dążysz? - zapytałem, równie powoli i ostrożnie, trochę żałując, że siedzimy w takiej pozycji, przez co nie mogę oglądać jego twarzy, nie wiedząc, co się święci.
Jimin jednak zaraz mi to ułatwił, bo wraz z kolejnym pytaniem się do mnie odwrócił.
- Chciałbyś mi coś powiedzieć? Czymś się podzielić? - Jego głos brzmiał na nieco... zmartwiony? A wraz z jego nagle głaszczącą mnie po włosach dłonią, aż zmarszczyłem lekko brwi, nie ogarniając.
- Nie wiem... Podpowiedz, czym powinienem się podzielić, bo chyba masz coś konkretnego na myśli?
Co takiego zobaczył? I czy w ogóle zobaczył? Czy to tylko jakieś domysły? Ale... ODNOŚNIE CZEGO?
Byłem zielony. Może słabo łączyłem wątki ze zmęczenia. A może nie było się o co martwić, bo to zwykłe nieporozumienie?
Mimi zaraz jednak zaczął mi wszystko wyjaśniać, nadal będąc przy tym mocno niepewnym i nieco spiętym:
- Przepraszam, nie chciałem grzebać w twoich rzeczach, ale rozsypały się listy z pudełka... - wyznał, przygryzając przy tym wargę. I choć w innych okolicznościach zaraz bym to skomentował, ładnie wykorzystując, tak teraz... aż pobladłem.
Listy...
- Przeczytałeś? - zapytałem, na razie jeszcze spokojnie. Bo fakt, nie miałem przed nim niczego do ukrycia... poza tą jedną rzeczą, o której najwidoczniej zapomniałem.
- Kilka tak. Przepraszam - mruknął, kuląc się przy tym nieco, jak gdybym miał na niego zaraz o to wybuchnąć, opieprzając. Ale nie zamierzałem.
- Nie jestem zły, że mnie okłamałeś. I proszę, nie bądź zły na mnie. Chcę, żebyś pamiętał, że jestem twoim partnerem i zależy mi na twoim dobru. Jeśli mogę tobie i Sayi jakoś pomóc, to wiesz, że zrobię co mogę. Tak, jak ty mi pomagasz - dodał szybko, przez chwilę nie pozwalając mi nic więcej powiedzieć i jakkolwiek tego skomentować. Ale to dobrze, bo po wysłuchaniu go mogłem na to wszystko trochę inaczej zareagować, zbierając myśli.
Listy... Te cholerne listy...
Odwróciłem wzrok na bok, marszcząc przy tym brwi, bo one zawsze przywoływały to, czego chciałbym się pozbyć raz na zawsze. Ze swojego umysłu i życia. Tak samo jak z umysłu i życia Sayi... Zwłaszcza, że ten śmieć, nasz patologiczny ojciec, nawet siedząc w więzieniu zadręczał mnie listami. Saya o nich nie wiedziała. W sumie nie chciałem, aby ktokolwiek o nich wiedział, bo akurat z tym chciałem sobie poradzić sam.
- Tu w sumie nie ma w czym pomagać, Jiminnie. Tak jak mówiłem, dla mnie on nie żyje. A te jego wypociny wepchnę mu w ten jego parszywy ryj jak wyjdzie, żeby się nimi udławił - mruknąłem, już lekko wkurwiony, napinając przy tym nieco mięśnie, bo miałem już zaplanowany ten moment. Moją zemstę idealną. Za mnie, za mamę, za Sayę.
Mimi widząc mój stan przytulił mnie dość ostrożnie, chyba obawiając się, że byłbym w stanie cokolwiek mu zrobić. Ale akurat o to się nie musiał martwić. W jego ramionach zawsze chętnie się znajdę. Zwłaszcza, gdy jego dłoń znów zaczęła mnie głaskać uspokajająco po włosach.
- Jesteś w stanie powiedzieć mi... dlaczego tam trafił?
Chyba... w końcu powinienem? Chociaż Jiminowi.
Bo fakt, wszystkim wokół od zawsze mówiłem, że zarówno matka, jak i ojciec nie żyją. Nawet Saya w to wierzyła. I chciałem aby tak pozostało.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek powiedziałem ci to wprost, ale ojciec pił i nas lał - zacząłem, a mój wzrok nadal wpatrywał się gdzieś w ścianę. - Matkę, mnie, Saye. Starałem się ich jakoś bronić, ale sam byłem mały... Miałem na to za mało siły... - wyznałem, do tej pory będąc o to na siebie zły. Dlatego w dorosłym życiu nie zamierzałem być słaby fizycznie, będąc zawsze gotów bronić moich najbliższych. - W końcu wrócił tak uchlany, że zabił matkę. On trafił do pierdla, my do wujostwa... a teraz wysyła te pomyje - podsumowałem to wszystko, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły. Zwłaszcza, że już tak krótkie wyznanie przywołało wszystkie wkurwiające mnie wspomnienia.
Minnie wysłuchał mnie w ciszy, non stop głaszcząc po włosach. I dopiero kiedy wszystko mu już opowiedziałem odezwał się do mnie:
- Postaramy się więc, by już nigdy nie pojawił się na waszej drodze - stwierdził, na co pokiwałem po prostu głową, nie chcąc temu zaprzeczać, choć wiedziałem swoje. Wiedziałem, jak to wszystko będzie wyglądać... Ale tego Jimin nie mógł wiedzieć. Nikt nie mógł tego wiedzieć.
Chwilę tak posiedzieliśmy, pozwalając mi się uspokoić i zapomnieć o tej przykrej przeszłości. Zwłaszcza, że wolałem znów skupić się na mojej radosnej teraźniejszości z tak pięknym i kochanym chłopakiem jakim był Park Jimin.
Usadziłem go sobie na kolanach tak, jak siedział wcześniej, aby przysunąć się z nim do biurka. Złapałem za jedną z kartek A4, na których sobie bazgrałem w międzyczasie i odwróciłem ją na drugą stronę, prezentując mu jego kilka takich samych podobizn, choć z różnymi kolorami włosów. Mimi ostatnio trochę eksperymentował. Miał niewielki incydent z rudym, który... nie przypadł mi do gustu. Po prostu był jakiś taki drapieżny, nie jak mój Mimi. A resztę kolorów właśnie chciałem mu opisać, pokazując swoją perspektywę.
- Blond jest najlepszy. Brąz też słodki. Co do reszty... jeszcze nie wiem - wyjaśniłem, pokazując kolejno na ołówkowego Jimina z blond włosami, pomalowanymi kredkami, następnie tego brązowego, a na koniec krążąc ołówkiem nad rysunkowym Jiminem z niebieskimi, zielonymi, różowymi, pomarańczowymi, żółtymi, srebrnymi i białymi włosami.
Ładna i szybka ucieczka od tematu? Oby, oby, oby!!!
Chłopak początkowo zwrócił uwagę na jeden z tych jaskrawych kolorów, który również jakoś skupiał na sobie mój wzrok. A był nim oczywiście niebieski, którego Jimin zaraz delikatnie dotknął.
Nie skomentował tego na razie, bo chyba nie mieliśmy już po co. Zapewne tak samo on, jak i ja kojarzyliśmy go w tym kolorze z poprzedniego życia.
- A oryginalnie mam czarny. Może do tego powinienem wrócić? - stwierdził mi nagle, co przecież nie było prawdą?Moja ręka skupiła się na niebieskowłosym Jiminie, dorysowując mu to, co zawsze pojawiało się w moich snach. Kolczyk w brwi i w wardze.
Tamten Park Jimin był chyba niegrzecznym kociaczkiem...
- Nie, Mimi, oryginalnie masz blond. Przecież urodziłeś się blondynem, nie ściemniaj - rzuciłem żarcikiem rozbawiony, zaraz dając mu całusa gdzieś w bok głowy.
I już myślałem, że za to oberwę albo będzie kontynuował ten żart, zwłaszcza gdy nagle się do mnie odwrócił. Ale szatyn zarzucił tylko ręce na moją szyję, posyłając mi uśmiech.
- Zostaw rysunkowego mnie, skoro masz prawdziwego na kolanach.
- Ok! - Od razu to podłapałem, szybko wymieniając ołówek na grubszy i mocniejszy, aby tak jak zrobiłem to rysunkowemu Jiminowi - dorysować mu na twarzy ołówkowy kolczyk w brwi i w wardze. - Zająłem się - zauważyłem, dumny ze swojego dzieła. Choć to oczywiście nie był koniec... - Gdzieś jeszcze narysować? - rzuciłem, a wolną dłonią już podciągałem jego koszulkę, stęskniony za widokiem jego ciała, chcąc też trochę się z nim podroczyć. Bo ołówek zaraz wylądował w jego uroczym pępku, a następnie na... jednym i drugim sutku.Tu to dopiero by było. Ale bym je wtedy męczył!!!
Trochę się na nie zapatrzyłem, bo dopiero wystawienie języka przez Jimina było w stanie oderwać mnie od ich widoku. Wystawienie języka... ale z jaką miną! Jakbym zaraz miał się mu na niego spuścić!
- Ahaaa - mruknąłem na to, jeszcze tylko przez chwilę ignorując to, co podpowiadał mi mój umysł, bo trzymany ołówek już wycelował w ten piękny języczek. - Tam też narysować? Czy po prostu wypieścić? - rzuciłem, ale na tym zakończyłem to droczenie, bo te śliczne sutki i ten śliczny język aż się prosiły o pieszczoty!
Dlatego zaraz, zarówno moje dłonie, jak i język i usta zaczęły działać, znów wywołując miliony moich ulubionych dźwięków z ust Jimina. Mogłem ich słuchać godzinami, jak zwykle męcząc go tak długo, jak tylko mi na to pozwolił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top