Rozdział 20 | 4160 słów
Jimin
Pierwsza randka z Jeonggukiem była tak przyjemnym doświadczeniem, że prawie skakałem z radości, kiedy niemal natychmiast zostałem zaproszony przez niego na kolejną. Tym razem w jego mieszkaniu (czy jak się okazało - piwnicy), co z jednej strony znów nieco mnie zasmuciło, a z drugiej wiedziałem, że tak musi być. Bo dużo bardziej wolałbym się z nim wybrać gdzieś na miasto, ale na to mogliśmy sobie pozwolić tylko w charakterze kumpli i to najlepiej z paczką znajomych u boku, by się pilnować.
Nie ma co narzekać. Najważniejsze, że możemy być sam na sam.
Chętnie wysłuchałem instrukcji do prostej gry, w której mieliśmy się zmierzyć. Znaczy prostej graficznie, bo szybko okazało się, że sama rozgrywka wymaga ode mnie trochę skupienia i refleksu. Ale to tylko pozwoli na więcej radosnych emocji.
- Przyznam, że jestem pod wrażeniem tego miejsca - powiedziałem, kiedy samouczek dobiegł końca. - Ale tylko wynajmujesz, tak? Dlaczego w piwnicy? To dość... nietypowe - zauważyłem.
Z jednej strony miałem w głowie wyobrażenie, że tak jest po prostu taniej. A z drugiej... to miejsce wcale na tanie nie wyglądało! Zwłaszcza z tym sprzętem... Skoro Jeongguk miał pieniądze na takie gadżety, to chyba mógłby sobie pozwolić na inne miejsce?
- Bo jestem pająk piwniczak - zażartował młodszy, pokazując tatuaż pajęczaka na lewej ręce, wydając przy tym syczący odgłos.
Nachyliłem się, by pocałować go we włosy.
- Tego pająka się nie boję.
- Tu jest po prostu bezpieczniej i chłodniej, czyli idealnie dla takich pająków jak ja - powiedział i pod żartem starałem się znaleźć prawdziwy powód. Bo niestety Jeon miał tendencje do żartowania w momentach, kiedy chciałem znać prawdę, bez owijania w bawełnę. - Poza tym mam tu niedaleko do Sayi. A ona do mnie, gdyby chciała się kimnąć u brata.
- Masz bardzo dobrą relację ze swoją siostrą - zauważyłem.
- E tam dobrą, staram się po prostu, żeby była dobra. To nastolatka, wiesz jakie one potrafią być... - powiedział, wzdychając ciężko na samą myśl. - Ostatnio na przykład ma fazę na dbanie o swoją skórę... To oczywiście i moją męczy. Pewnie nadal mam na plecach ślady po wyciskaniu NIEISTNIEJĄCYCH pryszczy - poskarżył się, kręcąc głową na "absurdalne wymysły" swojej siostry. - Dobrze, że twarz mam obitą, to jej nie mogła dotykać. A ty Mimi? Masz rodzeństwo? Bo nie pamiętam, żebyśmy o tym gadali.
- Nie. Jestem rozpieszczonym jedynakiem - przyznałem z uśmiechem. - Moi rodzice mają ze mną wystarczająco problemów, by mieli się zdecydować na drugi kłopot. A tak na poważnie - przez ich zwiedzanie świata nie mieli czasu na więcej.
- Ty problemem? - Jeongguk odchylił nieco głowę, aby spojrzeć na mnie. - Taki aniołek? To w sumie masz chill, nie musisz się męczyć ze starszą siostrą lub bratem, albo zajmować młodszymi.
- Niby tak, ale czułem się trochę samotny jako dzieciak - wzruszyłem ramionami. - A teraz się z tego cieszę. Masz tylko młodsza siostrę? Opowiesz mi więcej o swojej rodzinie?
Na dłuższą chwilę zapanowała cisza, przerywana tylko dźwiękami z gry. Czułem, że postawiłem krok na grząskim gruncie. Ale jeśli miało coś między nami być, nie uciekniemy od lepszego poznania się i trudnych dla nas tematów. Tak się buduje relacje oparte na szczerości i zaufaniu.
- W sumie... mamy tylko siebie. Od dłuższego czasu. Saya jeszcze mieszka u ciotki i wujka, ze względu na swój wiek. Ale wiadomo jak to jest... Oni mają swoje dzieci i to nimi się zajmują. Dlatego to ja zajmuje się Sayą... - przyznał w końcu. Słyszałem, jak waży każde słowo. Był przy tym poważniejszy niż zazwyczaj. - A walki mi z tym pomagają. Już rozumiesz, dlaczego nie mogę ich sobie odpuścić.
Zrobiło mi się smutno. Nie chciałem wysnuwać zbyt daleko idących wniosków, jednak odnosiłem wrażenie, że Jeongguk musiał mimo wszystko dorosnąć szybciej, niż był na to gotowy.
- Och... A... nie możesz jej zabrać? By mieszkała z tobą? - zapytałem ostrożnie.
- Zbieram na to. Ale zbieram też na jakieś porządne studia, żeby chociaż ona wyszła na ludzi. A wiesz, jakie to są koszty, Jiminnie... - przyznał z westchnieniem. - Ale powoli, powoli i dam radę.
- A na jakie studia będzie iść? - zapytałem, od razu szukając w głowie alternatyw, jak mogę im pomóc.
Oczywiście opcja "chcę się dołożyć" nie wchodziła w grę. Nie dlatego, że nie chciałem. Po prostu znałem już Jeongguka na tyle, by wiedzieć, że nigdy by się nie zgodził na takie wsparcie. Szczególnie, że dopiero zaczęliśmy się spotykać. Nieważne, jak bardzo czułem się już do niego przywiązany, cichaczem planując resztę naszego wspólnego życia.
- Czy możemy jej ogarnąć jakieś stypendium? Moja mama zna się na takich rzeczach, dużo działa charytatywnie. Wtedy nie musiałbyś się aż tak martwić.
Poczułem, jak jego wielka dłoń głaszcze moją łydkę, a usta złożyły pocałunek na kolanie.
- I w tym problem, Mimi. Ona nie wie, co chce robić, bo "w sumie lubi to, w sumie lubi też tamto, ale i tamto siamto jest spokoo i sama nie wieee" - powiedział tonem, który miał chyba imitować niezdecydowaną nastolatkę. - Mam nadzieję, że uda mi się popchnąć ją w stronę jakiejś medycyny. Jest bystra. Jak jej się zachce... Wyłożę jeszcze trochę kasy na korki i może coś z tego będzie. Ale to moje plany, a jak to w końcu będzie, to nie wiadomo.
- Kurczę... To bez takiego konkretu może być ciężko o źródło finansowania - przyznałem, chociaż odnotowałem w pamięci, by porozmawiać z mamą na ten temat. Odruchowo podrapałem się przy tym w kark, jak zawsze, gdy się nad czymś zastanawiałem, przez co moja postać w grze spadła z jakiejś platformy. - Ups. A... co z waszymi rodzicami? - zapytałem ostrożnie i szybko dodałem: - Oczywiście, jeśli nie chcesz, nie musisz mi jeszcze nic mówić.
Znów na dłuższą chwilę zapadła cisza i już miałem przeprosić i wycofać to pytanie, gdy Jeon się odezwał.
- W wielkim skrócie - nie żyją. I nie współczuj mi Mimi, bo mieć takich rodziców, jakich my mieliśmy... to już lepiej nie mieć ich w ogóle - powiedział cicho.
Widziałem tylko czubek jego głowy, więc nie miałem okazji przeanalizować jego wyrazu twarzy. Dało się jednak słyszeć, że poruszyłem bardzo trudny temat, dlatego nachyliłem się i ponownie ucałowałem jego włosy na pocieszenie.
- Dobrze. Przepraszam, że zapytałem.
- Nic się nie dzieje.
Jego ręka objęła moją nogę. Nie miałem nic przeciwko temu, ciesząc się z każdej najmniejszej interakcji z nim.
- Dobra, pogadaliśmy o głupotach, czas na rozgrywkę - powiedział, skupiając się już na wirtualnym świecie.
Przez kolejnych kilkadziesiąt minut głośno śmialiśmy się, wygłupialiśmy i ekscytowaliśmy, przechodząc kolejne poziomy. Dawno nie czułem się tak komfortowo i swobodnie, jak w tej piwnicy. To naprawdę źle brzmi.
Po takim czasie obaj leżeliśmy w narożniku, trochę już zapominając o grze, a skupiając się na sobie nawzajem. Bez słowa sięgaliśmy swoich ust, smakując warg, które pragnęły ciągłego kontaktu. Moja dłoń sięgnęła do włosów Jeongguka, przeczesując je delikatnym ruchem, by się nimi nacieszyć. Widziałem na Instagramie jego dawny look z krótszą fryzurą i przyznam, że też wyglądał dobrze. Ale te dłuższe włosy... No po prostu sexy. Chyba, że się śmiał. Wtedy po prostu wyglądał uroczo, nawet w tych wszystkich kolczykach i z tatuażami.
Jeongguk nie pozostawał mi dłużny w dotyku, jednak jego ręka wylądowała pod moją koszulką, badając księżyce na kręgosłupie. Dotyk był tak subtelny, a zarazem cholernie rozgrzewający, że pragnąłem być jak najbliżej niego.
- Pamiętasz, jak jakiś czas temu zapytałem cię, na czym my w ogóle stoimy? - zapytałem cicho, patrząc w te czekoladowe oczy, w których kryło się tyle niewypowiedzianych uczuć. - To chciałbym usłyszeć tym razem odpowiedź niewymijającą.
Jeongguk uniósł nieco głowę i uśmiechnął się.
- No jak to? Przecież to ja czekam na oceny randek i odpowiedź. Ja już się zadeklarowałem w szpitalu.
Poczułem, że się rumienię. Czyli chyba... Jesteśmy już parą? Nie, potrzebuję konkretniejszej ocpowiedzi.
- Oceny randek? - zapytałem, rozbawiony tym stwierdzeniem. - To raczej się nie doczekasz. Ale jeśli bym powiedział, że chcę... spróbować być razem, to przyjmiesz to jako odpowiedź?
- No ok... Możemy "spróbować", ale... jesteś mój Park Jimin, dobra? I nikogo więcej - wymruczał i przyciągnął mnie do siebie tak, by ukryć twarz w zagłębieniu mojej szyi. Przytuliłem go i znów gładziłem po włosach.
- Tylko pod warunkiem, że ty też będziesz tylko mój - szepnąłem, czując, jak serce mi wali.
- Ja jestem bez właściciela, możesz mnie przygarnąć - zaśmiał się w moją koszulkę.
- No to cię przygarniam mój kitten - oznajmiłem, używając słowa, które dziwnie przywoływało kojące nie-wspomnienia.
Jeongguk zaśmiał się na to.
- Kitten - powtórzył, a moje serce zalało uczucie nostalgii. - Ale oceny randek cię nie ominą... Ale to może jak już skończymy drugą randkę? Bo skoro zaprezentowałeś mi się ostatnio jako piosenkarz, to ja może powinienem jako tancerz? Hmm? - Jego ton od razu się zmienił we flirt, przez który nie mogłem powstrzymać niegrzecznych myśli.
- Taaaaak? A czy ten taniec zawiera elementy pozbywania się ubrań?
- Jeżeli takie preferujesz, to jak najbardziej.
O. M. G. TAK.
Poczułem, że moje policzki zalewa rumieniec, ale nie zamierzałem się wstydzić moich pragnień. Nie przy nim.
- Achhhhhh... Dlaczego nie jest już po walce... - zacząłem marudzić. - Nawet nie wiesz, jak mnie nosi, by być jak najbliżej ciebie.
Jeongguk roześmiał się na moje stwierdzenie, po czym z zadowolonym, a wręcz cwaniackim uśmiechem, dał mi szybkiego buziaka w policzek, po czym podniósł się i ruszył do szafy. Po drodze szukał czegoś w telefonie i zaraz z głośnika ustawionego na biurku dało się słyszeć piosenkę "Shut up and listen" Nicholasa Bonnin i Angelicci. Patrzyłem uważnie, jak młodszy wyjmuje z szafy kurtkę, którą zarzuca na siebie i zasuwa zamek. Na jego głowie wylądowała też czapka z daszkiem, która nieco zasłoniła mu oczy. Lekko rozchyliłem usta z zachwytu, gdy Jeon zaczął powolnym krokiem wracać do mnie, poruszając się w rytm piosenki. Jednocześnie subtelnymi ruchami zaczął rozsuwać zamek dopiero założonego ubrania. Patrzyłem jak zahipnotyzowany, czując się chyba podobnie jak Jeongguk, kiedy mu śpiewałem. Chyba włączę w mój repertuar piosenki w takim klimacie, by go jeszcze bardziej zadowalać.
W każdym razie - młodszy poruszał swoimi biodrami, a jego dłonie wysuwały pasek ze spodni.
Jakbym oglądał fuck boy'a z Instagrama, tylko to jest miliard razy lepsze! Bo to MÓJ Jeongguk!
Czapka zniknęła zaraz za paskiem i kurtką, a ja poczułem, jak robi mi się ciasno w spodniach. Te ruchy, to spojrzenie... I ta powoli podnosząca się koszulka... Dlaczego widok gumki od bokserek jest tak seksowny?!
Już myślałem, że zabraknie mi tchu, kiedy piosenka nagle dobiegła końca, a materiał koszulki znów zasłonił ten cudowny abs.
NO NIE.
- Oj oj oj oj oj, moja kochana widownio, jednak nie pora na koszulkę. Dziękuję za obejrzenie mojego występu - powiedział rozbawiony młodszy, kłaniając się.
Koniec? To się jeszcze okaże.
Jeongguk
Oczywiście musiałem jakoś urozmaicić naszą randeczkę, skoro liczyłem na zebranie najwyższych not od jednoosobowego jury, którym był mój Mimi. A solowy pokaz erotycznego striptizu był do tego idealny.
Kurteczka zrzucona, czapka zrzucona, pasek również, a nawet PRAWIE koszulka. Ale akurat przy tym musiałem się z nim trochę podroczyć. Bo to by było za łatwe. Poza tym wolałem, aby to jego koszulka została zdjęta, a nie moja. Co możliwe, że zaraz uda mi się ugrać? Bo jednak po tych wszystkich poważnych tematach, poruszonych przez Jimina, których w sumie się spodziewałem, prędzej czy później, czas na trochę ciekawej rozrywki.
Otrzymałem od niego gromkie brawa. I znów mogłem oglądać jego śliczny uśmiech, na dłuższą chwilę zawieszając wzrok na jego szczęśliwych oczach.
- Panie kochany, dopłacę do tego występu! - stwierdził, a skoro tak... to od razu poszedłem po tę odrzuconą na bok czapkę, podchodząc z nią do blondyna.
- Co łaska - oznajmiłem, również posyłając mu szeroki uśmieszek, klękając przy nim. A z racji tego, że w czasie tego mojego fuckboyowego tańca wpadłem na kolejną fajną aktywność, wyciągnąłem do niego wolną rękę, z drugiej pozbywając się już czapki, która wylądowała gdzieś za mną na podłodze. - Chcesz ze mną zatańczyć, Mimi? - zaproponowałem, bo w sumie tak samo jak solowe występy, uwielbiałem też te z partnerką albo partnerem. Nawet bardziej. Zwłaszcza z Jiminem! - Ty śpiewasz, ja prowadzę? - dodałem jeszcze, nieco to urozmaicając. Bo taniec z nim i słuchanie przy tym jego śpiewu będzie przecież najlepszym połączeniem.
- Nie jestem najlepszy w tańcu, więc uważaj na stopy - rzucił, ale na szczęście podniósł się z kanapy, łapiąc grzecznie moją rękę.
- Ja w towarzyskim też nie. Ale śmiało po mnie deptaj, Park Jimin, to będzie zaszczyt - zażartowałem, ciesząc się do niego. Choć... czy to był żart? Może nie do końca? Możeeeeee faktycznie spodobałaby mi się taka aktywność? Oczywiście tylko wtedy, gdy w grę wchodzi mój Mimi.
Dałem mu jeszcze tylko szybkiego buziaka w polik, po którym już został przyciągnięty blisko mojego ciała. Jedna moja dłoń wylądowała gdzieś u dołu jego pleców, a drugą złapałem tę jego. Całkiem luźno, bo to nie miał być jakiś taniec sztywniaków.
- Zaśpiewaj nam coś ładnego, moja syreno - poprosiłem jeszcze, prosto do jego ucha. A kiedy blondyn również mnie objął, przytulając się do mojego ciała, rozpoczęliśmy nasze powolne pląsy do jego pięknego głosu.
Jiminnie wybrał piosenkę, którą mniej więcej kojarzyłem. Prawdopodobnie była również od IVE. I zgadywałem, że nazywała się „Mine", po właśnie tym słowie, ciągle powtarzanym w refrenie.
A skoro przy „I am" się w nim zakochałem, to przy tak uroczej balladzie jak „Mine" zakochałem się w nim po raz kolejny! Bo na pewno nie drugi. Możliwe, że... miliardowy?
Pobujaliśmy się trochę, a na koniec znów dałem mu buziaka w policzek, szepcząc po tym tuż do jego ucha:
- Mój prześliczny. - I oczywiście nie mogłem się powstrzymać, zwłaszcza widząc te śliczne oczy z bliska, aby nie pocałować go po raz kolejny, tym razem prosto w usta. - Teraz już ci pozwalam ocenić randki - rzuciłem, kiedy już nacieszyliśmy się tą pieszczotą. A żeby jeszcze troszeczkę podbić moje noty, wziąłem go na ręce, przenosząc na kanapę, jak na księcia przystało. A ja, jako jego służący zająłem miejsce na podłodze. Ale to było po prostu idealne miejsce, aby podeprzeć podbródek na jego brzuchu, widząc stąd wszystko to, co chciałem. Czyli jego buzię.
- Hmmmm... przyznam, że takich randek jeszcze nie miałem. Więc nie mam za bardzo punktu odniesienia. Pierwszą oceniam 10/10, no bo ja organizowałem, wiadomo. A dzisiejszą na 9/10, bo striptiz był niepełny - uznał, o dziwo! Ale w sumie... no powinienem zrozumieć. Nie ma ABS-ów, nie ma dyszki.
- Aha! - Uszczypnąłem go gdzieś w udo, lekko oburzony, choć w nieco żartobliwym tonie. - Tooo... sam mnie rozbierz i będzie 10/10? - zaproponowałem, bo to na pewno brzmiało o wiele lepiej. I dla mnie i dla niego.
Klęknąłem od razu, posyłając mu niegrzeczny uśmieszek, bo teraz miał mnie w idealnej pozycji do rozbierania.
Blondyn uniósł się nieco na kanapie, aby sięgnąć do mojej koszulki. Choć jak tylko podniósł ją do góry skupił się nie na tym co trzeba. Bo zaczął przyglądać się mojemu, specjalnie napiętemu brzuchowi, z zaniepokojeniem...
- Ktoś tu chyba potrzebuje terapii pocałunkowej - stwierdził, rozglądając się po moich przeróżnych tatuażach, przez co wpadłem na pomysł:
- Róża na pewno jej potrzebuje - uznałem, wskazując właśnie na nią. A sam kontakt z tym rysunkiem przywodził na myśl dziwne wspomnienia i uczucia, przez co znów musiałem się z nim podzielić kolejną teorią na temat tych naszych różnych doświadczeń związanych z jakimiś niewytłumaczalnymi zjawiskami. - Może... to był symbol naszej miłości? Z poprzedniego życia?
Jimin przyglądał się tej róży przez chwilę, zaraz nieco pochylając, aby ją ucałować, co w tym miejscu było niezwykle przyjemne i HOOOT.
To teraz może troszeczkę niżej? Hehehe.
- Być może. To gdzie powinienem ją zrobić? - zapytał, a jego usta złożyły kolejnego całusa, tym razem gdzieś przy obojczyku.
- No właśnie??? Już dawno powinna gdzieś tu być - zauważyłem, przejeżdżając palcem od jego klatki piersiowej aż po brzuch, bo to właśnie w tych rejonach ją widziałem. - Musiałbym... obejrzeć i to rozplanować - dodałem, wpadając na kolejny GENIALNY pomysł typowego cwaniaka Jeongguka.
I co? UDAŁO SIĘ! Bo Jimin zaraz się trochę odsunął, aby sięgnąć po swoją koszulkę, zrzucając ją z siebie. Choć jak tylko to zrobił, jego usta po tych dwóch początkowych całusach na moim torsie, postanowiły przenieść się na wargi.
I czy zamierzałem narzekać? NAWET NIE BYŁO TAKIEJ OPCJI.
Jednak na razie ograniczyliśmy się do krótkiego pocałunku, bo moje dłonie były zbyt wyrywne, zaraz przenosząc się na jego barki, przejeżdżając aż od nich, przez jego tors, prosto do brzucha, a oczy chciały to sobie poobserwować. To dzieło sztuki jakim było ciało Park Jimina.
Nie wytrzymałem i musnąłem ustami fragment jego skóry, gdzieś między obojczykiem a szyją. W dodatku dość zachłannie, ale po prostu tak na mnie działał.
Nasza obecna pozycja nie była zbyt wygodna, dlatego przenieśliśmy się tak, abym siedział na kanapie, a Jimin na moich udach, gdzie kontynuowałem te pocałunki. Od fragmentu, który już ucałowałem, przez szyję, aż do podbródka. Ręce mojego ukochanego w tym czasie zaciskały się na moich włosach, dzięki czemu wiedziałem, że chyba sprawiam mu tą pieszczotą przyjemność. A te moje... cóż, nie były aż tak grzeczne, jak te Jimina. Bo kiedy usta w końcu dorwały się do jego warg, moje palce początkowo zaczęły krążyć po jego plecach. A po jakimś czasie zaczęły też zahaczać o gumkę od jego bokserek, zapewne chcąc się dostać w tamte rejony.
Odrywaliśmy się od swoich ust tylko na chwilę, aby zaczerpnąć powietrza. A przy kolejnym takim sekundowym odsunięciu, Jimin westchnął mi prosto w usta, szepcząc po tym:
- Chyba posuwamy się za daleko.
I początkowo uznałem to za głupotę, bo przecież grzecznie się całowaliśmy... a to co robiła w tym czasie moja dłoń to już inna bajka.
Musnąłem jego usta jeszcze kilka razy, w końcu się od niego odrywając na dłuższą chwilę. Moja głowa oparła się o zagłówek, oczy na chwilę przymknęły, a oddech starał się unormować.
- Bo nie mogę z tobą, Park Jimin. Siedzisz mi tu, wyglądasz uroczo, a moja głowa tylko kombinuje, jak się tu do ciebie dobrać. Ewentualnie to zasługa tych moich ośmiu centymetrów w spodniach - rzuciłem rozbawiony, zacieszając do niego. Bo nie miałem żadnych kompleksów, żeby tak sobie żartować. Zwłaszcza przy nim.
Patrzyłem mu w oczy, dzieląc się tym wszystkim, a on postanowił to wykorzystać. Pierunek jeden. Bo nagle przeniósł się z moich ud tak, aby wylądować tuż na kroczu. I na początku myślałem, że na tym się to zakończy. Ale Jimin miał chyba inne plany, bo nagle zaczął się o mnie ocierać. Do tego z niegrzecznym uśmieszkiem na ustach!
Od razu na to jęknąłem, a moja głowa z powrotem wylądowała na zagłówku, bo DAMN. Taki widok przed sobą, przy tak cholernie przyjemnej stymulacji?!
Zaraz jednak powróciłem do poprzedniej pozycji, bo chciałem mieć go przy tym na widoku, mogąc rozkoszować się dodatkowo jego oczami, ustami... całą śliczną twarzą. Wyobrażałem sobie przy tym, jakby to nie było zwykłe ocieranie, a po prostu unosił się i opadał na moim penisie, wzdychając i jęcząc mi przy tym.
To na pewno cholernie podniecający i piękny widok!
W dodatku na tyle, aby mój oddech znów przyspieszył, a dłonie zacisnęły się na jego plecach, trzymając go blisko. I tyle mi wystarczyło. Chwila stymulacji. Bo przy Park Jiminie nie potrzebowałem za dużo.
Chłopak był nieco zaskoczony, kiedy westchnąłem mu po raz ostatni w usta, a moje oczy na chwilę się przymknęły. Zapewne spodziewał się, że jestem jakimś rekordzistą w dochodzeniu i takie tam... Ale nie w tej chwili. Kilka sekund i koniec.
Jimin wtulił się we mnie, pozwalając rozkoszować tą przyjemnością.
- Moje kochanie - szepnął tylko, przy moim uchu, składając jeszcze na nim krótki pocałunek.
Potrzebowałem chwili, starając się ponownie unormować oddech. I dopiero kiedy to osiągnąłem, zaśmiałem się krótko na to wszystko.
- Oj Park Jimin, patrz co ty ze mną robisz - mruknąłem, szczęśliwy. Bo jeszcze żaden mój orgazm nie był tak... pełen pozytywnych uczuć. Ale z moim przeznaczeniem i miłością życia przecież musiał tak wyglądać.
- A co z siedmioma centymetrami mojego Jiminniego? Też się mogę nimi zająć? - zaproponowałem, bo moja ręka już się do tego rwała, przenosząc z jego pleców gdzieś na podbrzusze.
- Daj sobie chwilę i bardzo chętnie na to pozwolę.
Uśmiechnąłem się na to, jednak moja dłoń już tam pozostała, miziając jego skórę.
- W sumie razem mamy piętnaście. To całkiem sporo - kontynuowałem ten żarcik, szczerząc się przy tym do niego.
- A skąd wiesz, że ja mam akurat siedem? Może mam dziesięć? - stwierdził, chyba też chcąc się ze mną podroczyć.
- Nieee, na pewno nie więcej ode mnie. Porównywałem ci nasze palce - przypomniałem, a uśmieszek nie schodził mi przy tym z warg.
Jimin prychnął rozbawiony, chyba nie wierząc w moją NAJLEPSZĄ NA ŚWIECIE teorię palca wskazującego.
- To się nie przekłada - podkreślił, a jego usta złożyły delikatny pocałunek gdzieś na moim czole. Gdy te moje ucałowały jego policzek.
- To może sprawdzimy? - rzuciłem, oczywiście nadal w żartach. I już myślałem, że się na to zaśmieje i zmieni temat, jednak blondyn podniósł się nagle z moich ud, stając przed kanapą.
- No to się rozbieraj.
- Jaaa? - dopytałem, rozbawiony. - To ciebie musimy rozebrać, Park Jimin - zauważyłem, zaraz przysuwając się do jego nóg, aby moje palce zahaczyły o górę jego spodni. Oczywiście czekałem grzecznie na jego zgodę, patrząc na niego z dołu z ładnym uśmieszkiem.
- Śmiało - zachęcił mnie, a jego dłoń przeczesała moje lekko już mokre od potu włosy. Ale nie moja wina, że Park Jimin sprawia, że hetero faceci się przy nim pocą!
Szybko zabrałem się za rozpinanie i rozsuwanie tych spodni. I nie zwlekałem z ich ściągnięciem, patrząc na niego dopiero, kiedy nadszedł czas na pozbycie się z niego bokserek. Posłałem mu niewielki uśmieszek, który miał być zapowiedzią kontynuowania przeze mnie tego żarciku. Bo jak tylko bokserki dołączyły do spodni, postanowiłem pobawić się w eksperta, układając na dłoni jego penisa, którego zaraz zacząłem mierzyć palcem wskazującym.
Był podobnej wielkości do mojego. Więc też było to jakieś dwanaście-trzynaście centymetrów. Czyli GIT I WYSTARCZAJĄCO!
I w sumie na razie tylko na tym się skupiłem, nie mając okazji ani ocenić moich uczuć na widok penisa zamiast waginy, ani zwrócić uwagę na jego grubość czy cechy szczególne.
- No i co?! Mówiłem! O centymetr krótszy - stwierdziłem po tym, zadowolony z siebie. Bo musiałem trochę jeszcze z tego pożartować.
Ale nie czekałem już na odpowiedź Jimina. Za bardzo pragnąłem to jego zobaczyć, jak dochodzi dzięki mnie.
Miałem już w głowie początkową pozycję. Przesunąłem się znów do zagłówka kanapy, instruując go, aby klęknął po obu stronach moich ud. A kiedy grzecznie to zrobił, jedna z moich rąk objęła go na wysokości pośladków, rozkoszując się ich miękkością, którą miałem ochotę zbadać też ustami i zębami, ale oczywiście innym razem... A druga dłoń przeniosła się na jego penisa, zaczynając się na nim poruszać. Uśmiechnąłem się przy tym do niego, obserwując, jak zaraz odchyla głowę do tyłu, a jego zęby zagryzają dolną wargę.
- Nie weźmiesz go do ust? - wymruczał mi jeszcze, wzdychając przy tym, bo najwyraźniej było mu dobrze.
- Oj Park Jimin - skomentowałem to tylko w taki sposób, bo nie chciałem psuć momentu, przypominając mu, że jeszcze niedawno brzydził mnie seks z facetami, a co dopiero robienie loda. Wszystko powoli i po kolei, małymi kroczkami...
Nie mogłem nie przyłączyć do tego wszystkiego mojego języka, który zaraz zajął się tą ładnie wystającą kością biodrową, zaczynając ją muskać. Pozasysałem się tu i tam, smakując jego skórę w tych okolicach. I musiałem przyznać, że była nawet lepsza niż ta na szyi!
Ojjj będę odwiedzał bardzooooooo często te rejony.
Moja dłoń nie zaprzestawała w tym czasie swoich działań. A oczy zerkały na niego co jakiś czas, ciekawe tych pięknych widoków jakie mi serwował. Bo serwował, i to mega podniecające!
Jimin, w przeciwieństwie do mnie, potrzebował dłuższej chwili. A kiedy w końcu mi doszedł, chciał abym się odsunął, chyba bojąc się, że mnie ubrudzi, ale po prostu nakierowałem strumień prosto na jego brzuch, tworząc tam małe dzieło sztuki.
Uśmiechnąłem się do niego, zadowolony, przygarniając jego ciało do siebie. Wycałowałem szczęśliwy jego głowę, po prostu tam gdzie trafiły moje usta.
I dopiero jak chwilę odsapnął, gdy moja dłoń głaskała jego plecy miarowo, odezwałem się szeptem, aby nie psuć tej chwili:
- Może zostaniesz na noc? Rano cię podrzucę pod akademik - zaproponowałem, choć ostrożnie, bo nadal nie mogłem być pewien, że ufa mi na tyle, aby zechcieć tu ze mną zostać.
- Jeśli mogę, to chętnie - odpowiedział jednak, mrucząc mi gdzieś w ramię. A ja byłem dzięki tej informacji najszczęśliwszy! Bo zauważyłem, że noce z nim... były lżejsze. Może nadal w głównej mierze bezsenne, ale mniej samotne.
- Dobra, to trzeba nadmuchać materac. Możesz spać na kanapie, ja się kimnę na nim - zakomunikowałem mu, poważnym tonem.
Oczywiście go tym zaskoczyłem, bo chyba nie załapał żarciku.
- A to nie zmieścimy się na kanapie?
- Nooo jak to? Tak razem spać? - zauważyłem, udając oburzenie, ale zaraz zaśmiałem się krótko, nie chcąc tego ciągnąć. - Chill, rozłożę ją, pomieścimy się. A w łazience znajdziesz wszystko, o czym tylko zamarzysz. Saya wymieniła moje siedem w jednym na jakieś sto produktów, także z tym też chill. Ale co do majtek. - Przy tym aż musiałem zjechać dłonią na te pośladki, przez które znowu zaczął mi stawać... - Nie mam tak dużych, nie wiem czy pomieścisz w moich te piękne poduszeczki - mruknąłem, macając delikatnie zarówno jeden, jak i drugi.
NO DZIEŁO SZTUKI!
- Nie martw się. Najwyżej pójdę bez - stwierdził, zadowolony z siebie.
Yhymmm, już cię tak puszczę, uważaj! Już, już!
Na szczęście szybko zmienił ten temat, obejmując moją szyję ramionami i dając mi buziaka.
- Zmieniam ocenę randki na 12/10 - oznajmił. A taka nota jak najbardziej mnie zadowoliła!
- Haaaa! - krzyknąłem, szczęśliwy. - Wygrałem. Jeszcze jeden buziak? W nagrodę? - zaproponowałem, bo nawet jeżeli moje usta bolały już od pocałunków, tych od Jimina nie miałem dosyć. NIGDY.
Chłopak oczywiście zaraz dał mi tego buziaka. A po tak przyjemnych orgazmach mogliśmy już tylko posiedzieć, pogadać i pograć jeszcze na konsoli, chillując sobie resztę wieczoru. A kiedy już się położyliśmy, jego obecność sprawiła, że zasnąłem naprawdę szybko. I może jak zwykle na dość krótko, ale naprawdę spokojnie i przyjemnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top