Rozdział 19 | 3918 słów

Jimin

Moje mieszkanie, które rodzice kupili kilka lat temu, bym miał gdzie mieszkać po studiach, wymagało jeszcze sporo pracy. Ale stanowiło jedyne miejsce, które przyszło mi do głowy, byśmy mogli czuć się swobodnie, a przy okazji, bym mógł mu pośpiewać, co było moim planem na naszą pierwszą randkę. Doskonale pamiętałem te jego nie-żarty, w których nazywał mnie syreną oraz grudniowy event, kiedy mój głos zdawał się go czarować. I nie myliłem się, bo widząc zachwyt w jego oczach podczas słuchania każdego słowa wydobywającego się z moich ust, miałem wrażenie, jakbym przejął całkowitą kontrolę nad jego sercem.

To, co czuł, na pewno nie było jednostronne. Jego zachowanie, słowa, a nawet strój sprawiły, że marzyłem już o znalezieniu się w tych silnych ramionach. Dlatego, kiedy w końcu zająłem miejsce na materacu i pojawiła się szansa na czułości - zamierzałem z niej w pełni skorzystać. Jego wargi były tak przyjemne w dotyku, nawet pomimo tej małej ranki, a wielkie dłonie przyciągnęły mnie jak najbliżej. Czułem, że kręci mi się w głowie od tego uczucia. Jakby cały wszechświat był nieważny, bo ja miałem jego centrum tuż obok.

Wiedziałem jednak, że nie możemy sobie jeszcze pozwolić na nic więcej. Choć potwornie tego pragnąłem, nie powinniśmy spać ze sobą na pierwszej randce. Nie z Jeon Jeonggukiem, który mógł zmienić zdanie o mnie za pięć minut. Bo ta pewność jego uczuć względem mnie... Chyba jeszcze nie do końca temu ufałem. Bo mogłem być tylko jego chwilową fanaberią. Eksperymentem, który przeprowadza moim kosztem. Ale... czy dałby radę grać te wszystkie uczucia wymalowane na jego twarzy?

Inna sprawa, że potwornie martwiłem się o te jego wszystkie rany, jakie zostawały mu po treningach przed walką. Nie potrafiłbym się skupić na przyjemnościach, widząc jego poobijane, posiniaczone ciało. Dlatego bardzo niechętnie, ale dość stanowczo, odsunąłem młodszego, kładąc ręce na jego torsie.

- Nie idźmy z niczym dalej - poprosiłem spokojnie.

Wyraźne zaskoczenie odmalowało się na twarzy Jeongguka.

- Ajjj, Mimi... - jęknął i dał mi jeszcze dwa szybkie cmoknięcia. - Przecież wiesz, że to nie moje klimaty i najpierw musimy pogadać co i jak. Z niczym się nie spieszymy - stwierdził.

Dostałem jeszcze kilka buziaków, to w usta, to w policzki, a na koniec dość blisko nosa, gdzie przez brak makijażu było widać moje piegi. Nie sądziłem, że ten mały defekt mojej urody tak bardzo przypadnie do gustu Jeonggukowi. Coś, co było moim małym kompleksem, wyraźnie dla niego stanowiło przyjemny dla oka dodatek.

- No spokojnie, spokojnie, każdy po kolei dostanie - wymruczał i dalej skupiał się na dawaniu mi tych buziaków, w czym mu nie przeszkadzałem, ciesząc się z tak uroczej interakcji z nim.

Kto by podejrzewał tego pierona o tak słodkie zagrania.

Ale skupiłem się jeszcze na jego wcześniejszych słowach i dopiero teraz to do mnie dotarło.

- Och... no tak, powinienem nieco cię wprowadzić, jak to wygląda między facetami. Ale bardziej chodziło mi o to, byś najpierw wyleczył te wszystkie rany.

Fakt, przecież Jeongguk nie miał wcześniej chłopaka i być może nie przywykł jeszcze do myśli, że może wylądować w łóżku z osobą tej samej płci. Nawet jeśli całe jego ciało się do mnie rwało, musiała to też zrozumieć głowa. A przede wszystkim, jak sam zauważył - powinniśmy najpierw poważnie porozmawiać o sprawach łóżkowych.

Chłopak jednak nie do końca wysłuchał mojej prośby. Przeniósł się tak, by klęczeć nade mną, a ja patrzyłem oczarowany, jak ściąga skórzane rękawiczki, które stanowiły część jego dzisiejszego, gorącego outfitu. W tej pozycji, robiąc tak niepozorne gesty, zdawał się być moim panem i władcą. A to mnie cholernie kręciło.

- Park Jiminnie, przecież miałeś się nimi nie przejmować. A co do seksu - nawet nie oglądąłem żadnego pornosa, żeby się wdrożyć, bo jednak nadal yikes. Nie zrozum mnie źle. Nadal nie pociąga mnie żaden facet, poza tobą. Chyba jestem po prostu orientacji Park Jimin - stwierdził, pochylając się, by dać buziaka w moje roześmiane usta.

- No proszę. Czyli jestem tak sexy, że nawet hetero chłopców sprowadzam na złą drogę? Chyba potraktuję to jako moją supermoc - stwierdziłem rozbawiony. Zresztą, naprawdę czułem dzięki temu, że mam podbudowaną samoocenę.

- Tak, Park Jimin, ty cholero jedna - zgodził się rozbawiony, mówiąc nieco przez zęby i zaczął łaskotać mój bok. - I jeszcze specjalnie uwiódł typowego prawilnego chłopaka z przedmieścia. Aj tyy...

Nie chciałem się Jeonggukowi przyznawać, ale naprawdę nienawidziłem łaskotania mnie. Miałem głupi odruch, gdzie po początkowej fali śmiechu, pojawiał się krzyk, a z oczu zaczynały płynąć mi łzy. Zwykle interakcja z nim była krótka, więc nie pojawiała się ta nietypowa reakcja, jednak tym razem było inaczej. W momencie, gdy śmiech przerodził się w płacz, jego palce natychmiast zaprzestały takich działań.

- Wszystko ok? - zapytał niepewny, przestając się śmiać złowieszczo.

- Tak - zapewniłem, przecierając oczy z uśmiechem. - Po prostu to w pewnym momencie boli. Nie chciałem cię wystraszyć, przepraszam.

- Boli? - W jego oczach pojawiło się niezrozumienie, choć zaraz to zniknęło, bo wyraźnie skupił się na czymś innym. - Ze łzami wyglądasz równie pięknie. Oj, Park Jimin...

Jeongguk opadł nieco niżej i choć czułem, że nadal większość ciężaru swojego ciała opiera na rękach i nogach, to jednak mogłem go poczuć i przytulić. Uśmiechnąłem się, czując, jak składa buziaki na mojej szyi, mrucząc coś między nimi niezrozumiale. Nie potrwało to za długo, bo dwa szybkie ruchy i już to ja leżałem na Jeonie, a dwa kolejne i siedziałem okrakiem na jego brzuchu.

- Nie siadaj niżej, bo jeszcze wystraszysz się moich ośmiu centymetrów - powiedział, wystawiając język, a ja zaśmiałem się rozbawiony.

Dłonie Jeongguka sięgnęły pod moją koszulę, aby wylądować na moim pasie, a kciuki gładziły skórę wolnymi, uspokajającymi ruchami.

- Masz jeszcze pełniejsze usta po naszych pocałunkach. Hooooooot - stwierdził tak niesamowitym tonem, oblizując przy tym wargi, że zrobiło mi się gorąco. - Nie wiem, czy ci już o tym wspominałem, ale kurwica by mnie wzięła, gdybyś zaczął się umawiać z tym całym Namjoonem, Park Jiminnie. Umiałem kozaczyć, dopóki byłeś wolny - przyznał niespodziewanie, kręcąc głową na samego siebie.

- Wiesz, że po twoim wtargnięciu na naszą randkę, Namjoon stwierdził, że mnie lubisz? Broniłem cię, że wcale nie, że po prostu jesteś głupi i lubisz mi robić na złość. Ale Namjoon stwierdził, że, choć mnie polubił, to woli nie wchodzić ci w drogę. Wiesz, jaki byłem zły? - zapytałem, tykając lekko jego nos.

Młodszy zaśmiał się radośnie.

- Bystry chłopak. Wyczuł samca alfa i się wycofał - uznał z szerokim uśmiechem. - Ojj, Jeon Jeongguk, jak ty zawsze wiesz co zrobić, żeby wyszło na twoje, mądry chłopaku - pochwalił samego siebie i pogłaskał się po głowie.

Przesunąłem się tak, by ponownie wylądować na materacu i położyłem się wygodnie, by nasze twarze były na równi.

- Cwaniak jesteś i tyle - podsumowałem, kiedy jego ręce objęły mnie, przyjemnie głaszcząc jeden z boków.

- Cwaniak, kombinator, ale za to jaki fajny facet - uznał, śmiejąc się ze swojego narcystycznego żarciku. - Czuję... że po naszym spotkaniu odpadnie mi dzisiaj ręka... Od malowania oczywiście - dodał szybko, posyłając mi nieco niegrzeczny uśmiech, a ręka chłopaka przesunęła się po mojej koszuli z boku na brzuch, a następnie tors.

Ty cholero, nie rozpalaj mnie, bo ciężko przy tobie utrzymać kontrolę nad ciałem...

Uśmiechnąłem się, ale szybko ukryłem twarz w jego szyi, aby nie widział, jaką mam minę.

- Kiedy dokładnie masz tę walkę?

- Za dwa tygodnie - odpowiedział, nie zaprzestając tych przyjemnych wędrówek dłonią. - Chcesz mi pokibicować na arenie? I przyjść na afterek?

To mnie nieco zaskoczyło. Nie sądziłem, że będzie chciał zaprosić mnie na coś takiego. Wizja oglądania, jak ktoś go bije, nieszczególnie przypadła mi do gustu, ale powinienem być dobrym prawie-chłopakiem. Dlatego uniosłem się, by móc spojrzeć mu w oczy.

- Mogę?

- No jak nie, jak tak - zapewnił z uśmiechem. - Do narożnika cię nie wezmę, bo wolę się nie rozpraszać bliskimi mi osobami, ale na trybuny jak najbardziej.

Pokiwałem głową i przez chwilę milczałem. Jednak w końcu postanowiłem podzielić się z nim moimi wątpliwościami.

- Nie wiem, czy dam radę na to patrzeć. Ale przyjdę.

- Spokojnie, ja będę cały. Mój przeciwnik za to skończy z połamanym nosem - ostrzegł, demonstracyjnym ruchem uderzając w powietrze.

- Wierzę, że jesteś najlepszy - zapewniłem, dając mu szybkiego buziaka w policzek.

- Widziałeś, jak rozbroiłem tamtych gnojów. Na chillkuuu - uznał. Ale ja nie byłem tego aż tak pewien. Bo tamci faceci, przed którymi mnie uratował, po pierwsze zostali zaskoczeni, a po drugie nie byli profesjonalnymi fighterami. W przypadku walki w tym całym oktagonie, ringu, klatce, czy jak to się tam nazywa, miał za przeciwnika drugiego, doświadczonego zawodnika MMA. A to budziło we mnie duży niepokój.

Chłopak chyba zauważył moje zmartwienie, bo chciał odwrócić moją uwagę, łapiąc mnie za nos delikatnie.

- To co, mówisz, że gdybym nie był poobijany, to byś mnie wymęczył, tak? Co byś mi najchętniej zrobił? - dopytywał z łobuzerskim uśmiechem, a niegrzeczna dłoń znów zaczęła krążyć w celach badawczych.

Tak chcesz się bawić?

Przysunąłem się tak, by szepnąć mu prosto do ucha.

- Dowiedziałbyś się, jak sprawny mam język i jak niegrzeczne są moje usta.

Poczułem, jak jego palce nieco zaciskają się na moim biodrze.

Wyobraź to sobie, Jeon Jeongguk. A potem wspominaj o tym caaaaaaałą noc.

- Naprawdę odpadnie mi dzisiaj ręka przez ciebie, Park Jimin. A na razie chodź tu do mnie z tym językiem - wymruczał, ponownie przyciągając mnie do pocałunku. Długiego, mokrego i jakże przyjemnego.

Resztę wieczoru spędziliśmy na pocałunkach, śpiewaniu, robieniu zdjęć i rozmowie o tym, jak wyglądają przygotowania do jego walk. Jednak nadszedł czas, niedługo przed północą, gdy musieliśmy wracać. Niechętnie się z nim żegnałem, machając mu jeszcze przed budynkiem akademika, po czym poszedłem do siebie czując, jakby moje ciało lewitowało kilka metrów nad ziemią, przepełnione szczęściem.





Jeongguk

Chyba już naprawdę dawno nie byłem aż tak szczęśliwy. Na razie tylko nasze randkowanie miałem w głowie. Ciężko było oderwać się od telefonu, na którym ciągle wisiałem pisząc z Jiminem. Ale chyba nie ma co się temu dziwić, skoro robiliśmy do siebie tak długie podchody.

Egzaminy egzaminami, ale nie potrafiłem się na nich skupić po naszej pierwszej randce, dlatego zaraz umówiłem nas na kolejną. Tym razem w moim mieszkaniu. I miałem nadzieję, że pomimo jego doświadczeń z tym chujem Christianem, zaufa mi na tyle, aby po pierwsze się z tego nie wycofać, bojąc, że mogę mu zrobić krzywdę lub zaplanować podobne upokorzenie go, a po drugie nie uciec, kiedy zobaczy w jakim dokładnie miejscu znajduje się to mieszkanie. Bo na pewno nie każdy byłby gotowy na spędzanie drugiej randki w piwnicy. I choć, tak jak wspominałem, wolałem bardziej emocjonujące wyjścia, czy też randki, na przykład w ekstremalnym parku rozrywki, na bungee, czy nawet na basenie, z Jiminem jeszcze nie chciałem tak kombinować. Raczej obaj woleliśmy ograniczyć się do spotkań w zamkniętych i prywatnych pomieszczeniach, gdzie możemy być po prostu sobą. I przede wszystkim nie musimy ograniczać dotyku! A przecież moje łapska nie mogły się od niego oderwać! W sumie nie tylko łapska, bo usta nawet bardziej, nie mogąc się już doczekać, aż zwiedzą o wiele więcej zakamarków ciała Jimina. Ale powoliii, spokojnieee, aby z niczym nie szaleć. Bo tak jak wspomniał na pierwszej randce - nie powinniśmy się z niczym spieszyć. Zwłaszcza po tym, co ze mną przeszedł. I po dość niepewnym statusie naszej relacji. Bo choć wiedziałem, że moje serce pragnie tylko jego, nie mogłem być pewien, że on czuje się z tym w stu procentach komfortowo, a zwłaszcza, że on czuje do mnie to samo. Musieliśmy się lepiej poznać i upewnić o swoich uczuciach. Nie słowami, a czynami. I choć na naszej pierwszej randce na pewno dobrze z tym wypadłem, bo przychodziło mi to przy nim dość naturalnie, czas pokaże, czy wszystkie nasze strony - te lepsze i te gorsze, jesteśmy w stanie tolerować i kochać.

I już po dwóch dniach od naszej pierwszej randki w jego mieszkaniu, zaprosiłem go do mnie. Najpierw oczywiście zaproponowałem, aby odebrać moją gwiazdę z zajęć wokalnych. A z racji tego, że ostatnio mocno się wystroiłem, dzisiaj postawiłem na nieco luźniejszy look. Nadal w moim techwearowym stylu, ale już bez tylu pasków i uprzęży. Włosów również przesadnie nie układałem, decydując się związać je w kitkę, którą słyszałem, że Jimin też u mnie lubi.

Dlatego teraz czekałem na niego przy moim motorze, bawiąc się specjalnie przyozdobionym dla niego kaskiem. Ten mój na razie zdjąłem, wieszając na rączce mojego sprzętu.

A widząc, jak w końcu wychodzi moja śpiewająca gwiazda, ciesząc mnie swoim widokiem, przygotowałem dla niego kask.

- Zmieniłem etui - zakomunikowałem na wstępie, prezentując mu tę pluszową nakładkę z uszami rudego kotka. To właśnie z takim ubarwieniem tego zwierzaka mi się kojarzył. Zwłaszcza, że podobnież koty tej maści były nieco psotne.

- No chyba ty w nim pojedziesz - stwierdził na to, mimo wszystko śmiejąc się przez ten mój pomysł.

Ale skoro mu tak nie pasował...

- Wolisz jednak królika? - I już sięgałem do siedzenia, pod którym włożyłem poprzednią nakładkę. Ale ten różowy królik aż za bardzo pasował mi do mojej siostry. Więc nie może być. - Tamtym wkurzam Sayę. Tym będę ciebie - uświadomiłem go, nie mając zamiaru zmieniać już zdania. A moje ząbki standardowo zaczęły się do niego suszyć.

Podałem mu ten kask, który, pomimo tych początkowych narzekań, grzecznie założył, zaraz mi się w nim prezentując.

- I jak? - zapytał.

A z racji tego, że to była idealna okazja do lekkiego podroczenia się z blondynem, z zacząłem po prostu poruszać ustami, niczego przy tym nie mówiąc.

- Co? - Chłopak oczywiście zaraz ściągnął ten kask, a ja znów zacząłem do niego zacieszać.

Ha, wstępne droczenie się zaliczone!

- No nieeee, już mnie nie słucha. Oj Park Jiminnie - zacząłem narzekać, oczywiście nadal się przy tym szczerząc, dzięki czemu na pewno zaraz poznał, że po prostu się z nim droczyłem. - Zakładaj kask, kotek, i jedziemy - dodałem, uznając, że nie ma co marnować wspólnego czasu. Zwłaszcza że chciałem jak najszybciej prawidłowo się z nim przywitać. A w miejscu publicznym nie mogliśmy tego zrobić.

Pomogłem mu z tym kaskiem, zapinając go bezpiecznie. Pogłaskałem go jeszcze po tym etui, znów się do niego ciesząc. A kiedy sam również zabezpieczyłem swoją głowę kaskiem, wskoczyliśmy na mój motor. Jeszcze tylko upewniłem się, że chwyt Jimina wokół mojego pasa jest wystarczająco mocny, miziając go przy tym po dłoni, i już ruszyliśmy do mojego domu.

W sumie nie mówiłem mu jeszcze gdzie i jak dokładnie mieszkam. Mogłem mieć tylko nadzieję, że jakoś to zaakceptuje, ewentualnie w ogóle nie będzie mu to robić różnicy.

Piętnaście minut drogi i byliśmy na miejscu. Sam nie musiałem wchodzić przez główne wejście. Miałem dostęp do bramy garażowej, którą otworzyłem z pomocą telefonu, a stamtąd mogłem przejść prosto do mojej piwnicy.

Zaparkowałem jeszcze tylko przy Mustangu Mingyu i Range Roverze jego rodziców, które bez problemu mogłem również pożyczać. Jednak zazwyczaj ich nie potrzebowałem, woląc poruszać się motorem.

Ściągnąłem kask, chowając go pod siedzenie. A ten od Jimina powiesiłem na rączce. Na razie o nic nie dopytywał, czekając grzecznie, poprawiając włosy.

- Motor, metro czy samochód? Chyba motor najsprytniejszy, co? - zagaiłem, dumny z tego środku transportu.

- Najprzyjemniejszy, bo mogę cię bezkarnie tulić - stwierdził, widząc w tym swoje korzyści. Ale fakt, sam też chętnie wykorzystałbym taką okazję do poprzytulania go, dlatego zazdro.

- Ahaaaaa, rozumiem, rozumiem. A przy naszej pierwszej jeździe ledwo mnie trzymałeś - przypomniałem mu tamto feralne zdarzenie, przy którym musiałem ratować go od dwóch ulicznych patusiarzy. No normalnie jakby przewidzieli w tamtym momencie naszą przyszłość. Bo teraz Jimin faktycznie był moim chłopakiem? Był? Czy nie? Zobaczymy w sumie...

Oczywiście musiałem jeszcze zarzucić jakimś żarcikiem, bo nie byłbym sobą. Dlatego przysunąłem się z ustami do jego ucha, szepcząc mu:

- Mam kotki w piwnicy, chcesz zobaczyć, chłopczyku?

Wyszczerzyłem się do niego, starając wyglądać przy tym jak lekki oszołom. A do tego akurat nie musiałem się jakoś przesadnie starać. Hehe.

Jimin zaśmiał się na to, szturchając przy tym ramieniem, choć dorzucił jeszcze do tego krótkie: „Kretyn". I ach, jak ja uwielbiałem te nasze urocze przydomki, które na siebie wymyślamy.

Zachichotałem jeszcze złowieszczo, w końcu mogąc złapać go za rękę, aby poprowadzić do zejścia do piwnicy.

- Mieszkam w piwnicy, jak na psychopatę przystało - zapowiedziałem mu, włączając światło. A kiedy zeszliśmy już po schodach i znaleźliśmy się w niewielkim korytarzu, prowadzącym do wszystkich pomieszczeń, zacząłem tłumaczyć mu, co się kryje za każdymi drzwiami. - Łazienka, pracownia, mała kuchnia, tam są jakieś klamoty, a tu jaskinia samca alfa - wyjaśniłem, przy ostatnim prężąc się dumnie. Choć oczywiście zaraz się na to zaśmiałem, otwierając drzwi do tej mojej jaskini.

Tutaj już nic nie komentowałem. Bo w sumie sam wszystko widział. Komputer, TV z konsolą, narożnik, szafa, szafki, moja mała lodóweczka, a w drugiej części moja domowa siłownia. I w sumie tyle. Bez szału. A jednak mina Jimina wyrażała mocne zaskoczenie. Możliwe, że faktycznie spodziewał się tutaj betonowych ścian i podłogi, materaca do spania i jakiejś jednej szafki. W końcu wspomniałem, że to piwnica, a nie mini mieszkanie? Chyba... Już sam nie pamiętałem, jak mu to opisywałem.

- Muszę przyznać, że masz lepiej ogarnięte mieszkanie niż ja - stwierdził, nieco przy tym rozbawiony.

- Niby tak... ale to w sumie jeden pokój, a nie mieszkanie. Do tego u kumpla - zdradziłem, a śledząc wzrokiem mój pokój natrafiłem na jakąś samotną skarpetę, leżącą sobie przy narożniku. Nie był to jakiś niezwykły widok, bo fakt, byłem lekkim bałaganiarzem. Ale doskonale pamiętałem, że przy jednej z naszych rozmów Jimin przyznał, że sam też nie jest niewiadomo jakim czyściochem, więc raczej nie będzie go to aż tak męczyć. W przeciwieństwie do Sayi, która za każdym razem wyzywała mnie od syfiarzy.

Złapałem zaraz tę skarpetkę, gniotącą ją nieco, aby utworzyć z niej kulkę. A dzięki temu mogłem nią idealnie wycelować na jeden z foteli, uśmiechając się po tym, jak gdyby nigdy nic, do Jimina.

- Starałem się tu ogarnąć - usprawiedliwiłem się, bo co jak co, ale na randeczkę musiałem posprzątać. A ta skarpetka pewnie sama mi wywędrowała z szafy. Ojj, trzeba na te pieruny uważać. - Jak coś ci się napatoczy to za fotel - poinstruowałem go, śmiejąc się przy tym, a moja ręka znowu złapała jego dłoń, prowadząc go na narożnik. - Czuj się jak u siebie, Mimi. Możesz oglądać co chcesz, tylko jak znajdziesz jakiegoś podejrzanego grzyba... Lepiej go nie ruszaj - poprosiłem, zacieszając, bo choć raczej Saya dbała o to, aby nic mi się tu nie zalęgło, nigdy nie można być w stu procentach pewnym, że coś się gdzieś nie czai, czyhając na nasze zdrowie. - Piwko, whiskey, jakiejś wody? Ja niestety już pić nie mogę. Ale po walce damy w palnik - zapewniłem, uśmiechając się do siedzącego już grzecznie chłopaka, podchodząc przy tym do lodówki, aby coś z niej dla niego wyciągnąć.

- Piwo poproszę - zdecydował, rozglądając się po moim pokoju. W międzyczasie ściągnąl kurtkę, odkładając ją na bok. - Wieki nie grałem na konsoli. Zagramy sobie? - zaproponował, gdy jego wzrok padł na sprzęt znajdujący się pod telewizorem stojącym na szafce.

Podałem mu już piwko, jednak... nie bardzo chciałem się zgadzać na tę jego propozycję, bo co innego miałem teraz w planach.

- Jak dasz mi całusa - przedstawiłem mu mój warunek, siadając przy nim i obejmując. A moja twarz chętnie przysunęła się do jego policzka, wpatrując w tę śliczną buźkę.

Dzisiaj nie oderwę od ciebie wzroku. Znowu. Ale jesteś... przepiękny, chłopaku.

- Jak zaczniemy od pocałunków, to już nic nie będziemy robić. Proponuję, że ja sobie usiądę tutaj - zaczął, pokazując na miejsce przy zgięciu narożnika. - A ty sobie siądziesz między moimi nogami, opierając się o mnie i będziemy sobie grać - stwierdził, zadowolony z siebie. - I może sobie pogadamy, lepiej się poznamy i w ogóle...

Westchnąłem na to ciężko, bo taki pomysł miał aż za dużo minusów.

Poważne rozmowy, lepsze poznawanie siebie, brak całusów i przytulania...

- Cały dzień myślałem o jego ustach, a ten mi jeszcze całusa nie chce dać - mruknąłem zrezygnowany do siebie, rozpoczynając tym mój na szybko zaplanowany teatrzyk. Opadłem przy tym ciężko plecami na oparcie narożnika, zsuwając się nieco, a moja głowa powędrowała ku górze.

Biedny, załamany Jeonggukie, co?

Westchnąłem ciężko raz jeszcze, choć jak to bywało z moją głową, zaraz pojawiło się w niej inne, znacznie ważniejsze pytanie. Dlatego szybko powróciłem do poprzedniej pozycji, a moja dłoń wylądowała na jego udzie.

- Aleeee czy te nóżki mnie pomieszczą? - zapytałem, dość dwuznacznym tonem, bo fakt, w mojej głowie pojawiła się nieco inna aktywność od siedzenia między nimi.

Pogilgotałem go delikatnie po kolanie, oczywiście tym razem z tym nie przesadzając, skoro już wiedziałem, jak Mimi na to reaguje, kiedy robię to zbyt długo.

- Mógłbyś się zdziwić, jak jestem elastyczny. Może kiedyś pokażę ci, jak robię szpagat - uznał, pobudzając tym moją wyobraźnię. I TO JAK! - No chodź po tego buziaczka - dodał na szczęście tuż po tym. A ja chętnie wyrwałem się do tych usteczek.

Były nadal tak samo miękkie i przyjemne jak dwa dni temu. A całe moje ciało tak samo na niego zareagowało, wręcz szalejąc, lgnąc do niego. Przy każdym muśnięciu i każdym otarciu się o siebie naszych języków. Choć jak tylko zacząłem się przy tym rozkręcać, Jimin nagle mi zwiał w kąt tego narożnika.

- Dawaj pady i gramy - stwierdził ot tak, rozsuwając nieco nogi, przygotowując je, abym usiadł między nimi na podłodze.

NO NIE! NO NIEEEEEEEEEE...

Mruknąłem, bardzo, bardzooooo niezadowolony. Bo nie chciałem teraz z nim grać, chciałem się nim nacieszyć, całując godzinami! Ale może jeszcze nie czuł się na tyle pewnie. Dlatego nie mogłem z tym na niego naciskać.

- No dobraaaaaa - mruknąłem, a mój język zajął się jeszcze dokładnym oblizaniem moich warg. - Nic się nie może zmarnować - wytłumaczyłem moje działanie, smakując sobie jeszcze mojego pysznego Jiminka. Zaśmiałem się przy tym złowieszczo, uśmiechając po tym rozbawiony, aby nie brał tego na poważnie i mi czasem nie zaczął panikować, że serio jestem jakimś psychopatą.

Zebrałem się z narożnika, zabierając oba piloty i dwa pady, po czym zająłem grzecznie miejsce między jego nogami.

W sumie... nie jest to aż takie złe. Mam przy sobie takie ślicznoty.

Ucałowałem jedną jego nóżkę, a potem drugą, tuląc je przez chwilę do siebie. Oczywiście wolałbym, aby nie były ukryte pod spodniami, ale znów - nie chciałem mu jeszcze tego proponować.

- Dobra, zaczynamy. Ale ostrzegam, nie jestem typem chłopaka, który da ci wygrać, bo się umawiamy - podkreśliłem, podnosząc po tym lekko głowę do góry, posyłając mu szeroki uśmieszek. A zauważając, że piwko, które mu wcześniej podałem nadal leży przy nim na kanapie, złapałem je, otwierając i podając mu, aby trochę się dzięki niemu wyluzował i zrelaksował. - Proszę, bo się odwodnisz - stwierdziłem elokwentnie, jak gdyby piwerko faktycznie nawadniało nasz organizm. Yhymmmmmm...

Włączyłem TV i konsolę, zaraz wchodząc w jej menu. Miałem wykupionych już sporo gierek. Głównie na spotkania ze znajomymi. W sumie rzadziej dla siebie, bo nie miałem na to aż tyle czasu.

- Skakanki, wyścigi, bijatyki? Bo w RPG chyba nie uderzamy? Zanudzimy się. Zresztą, mnie one nudzą. Skakanki są najlepsze! - podkreśliłem, podekscytowany, bo w sumie z nimi miałem najlepsze wspomnienia, zawsze najbardziej się przy nich ekscytując lub... wkurwiając. - Yu ostatnio ponabijał mi takie rekordy... Ugh. Trzeba przebić dziada - dodałem, nieco z tego faktu niezadowolony, bo ostatnio siedział tu pół nocy i rypał w Geometry Dash.

- RPG jest dobre pod rozmowy, bo można zwiedzać wirtualny świat. Ale skakanki? W sensie co? - dopytał, co szybko mu sprecyzowałem:

- Zręcznościówki. 3D najlepsze - zauważyłem, przeklikując już kilka gierek, czekając na decyzję Jimina, żeby nie było, że wybieram coś pod siebie. - A jeszcze co do RPG, to wolę zwiedzać realny świat, a nie ten wirtualny. I gadać z prawdziwymi NPC, a nie tymi w grze - dorzuciłem jeszcze do tego tematu o RPG-ach, bo jednak akurat do tego typu gier trzeba było mieć dużo cierpliwości albo po prostu zajawki, której mi brakowało. - To co, skakanka na początek?

- W porządku. Ale nie dawaj mi forów, bo inaczej nie dam ci buziaka - ostrzegł, a to było moją dodatkową motywacją, aby z nim wygrać.

Włączyłem w końcu jedną z gier ze skaczącymi po świecie 3D ludzikami.

- Pouczysz się najpierw, żeby był wyrównany poziom, hm? - zaproponowałem, włączając jeszcze samouczek, po czym podałem mu na razie pada, bo dzięki temu będę mógł zająć się w sumie tymi ślicznościami przy mnie. Dlatego znów objąłem jego chude nóżki, przytulając się do jednej z nich, obserwując ekran telewizora, aby coś mu w razie czego podpowiadać.

Gierki, gierki, pitu, pitu, a później już tylko moja usta i jego usta! Do końca randki! I będzie idealnie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top