Rozdział 16 | 3958 słow

Jimin

"Nie powinienem darzyć Cię uczuciem, a jednak to robię".

Co to, do chuja, ma być?!

Aż usiadłem, tak zaczęło mnie nosić ze złości. Bo łatwo było domyślić się, kto jest autorem tych słów.

"Dlaczego chowasz się za obcym numerem, zamiast mi to powiedzieć prosto w twarz? I dlaczego nie powinieneś?"

Szybko odpisałem, choć najchętniej bym zadzwonił i go opierdolił. Ale przecież by nie odebrał. Zresztą, nawet moje pytania pozostały bez odpowiedzi. A skoro już się wkurzyłem, to wysłałem małą lawinę wiadomości.

"Boisz się po prostu?

Czy robisz sobie ze mnie żarty?

Bo akurat tym drugim jestem już zmęczony

Więc jeśli chcesz mi coś szczerze powiedzieć, to masz na to teraz szansę

A jak nie, to daj mi spokój, bo nie mam siły na anonimowego adoratora

No chyba, że próbujesz pisać do jakiejś dziewczyny, która dała ci niby swój numer. To przykro mi, że cię tak załatwiła"

Patrzyłem jeszcze przez chwilę na ekran, ale odpowiedź nie przychodziła. Wkurzony zablokowałem telefon i położyłem się znowu, mając zamiar zasnąć. Choć chyba bez czegoś na uspokojenie się nie obejdzie...

Dlaczego pisze mi takie rzeczy? Czy to jakiś kolejny durny żart?

Po kilku minutach odrzucone urządzenie zawibrowało, a moja ręka natychmiast wystartowała do niego.

"Myślisz, że żartowałbym z takich rzeczy?"

Myślę, że Jeon Jeongguk potrafi tylko żartować.

"Znam takich, którzy z poważnych rzeczy robią masę żartów"

"A może tylko żartami potrafią wyznać co naprawdę czują?"

"Każdy żart powinien mieć w końcu puentę. Inaczej staje się nudny"

"Czasami w takim środowisku to niemożliwe"

"Czyli o to chodzi? Boisz się, co powiedzą inni? Myślisz, że dla mnie fakt, że lubię facetów jest całkowicie obojętny? Że nie czuję się jak gówno i jedno wielkie rozczarowanie dla moich rodziców? Bo dokładnie tak się czuję. Każdego dnia. A mimo tego, chcę po prostu być szczęśliwy u boku kogoś, kto spojrzy na mnie lepiej, niż ja na siebie patrzę"

Kiedy wysłałem te słowa, zagryzłem wargi. Przez emocje powiedziałem za dużo. To było coś, co nadawało się do wykorzystania przeciwko mnie...

"Patrzę na Ciebie w taki sposób już od bardzo dawna. I nie mogę przestać"

Ta odpowiedź sprawiła, że się zawahałem. Bo... Może to jednak nie był Jeon. "Od bardzo dawna"? To byłoby niemożliwe. Przecież dopiero niedawno zaczęliśmy się w miarę lubić.

Poczułem gorąco, które uderzyło we mnie stanowczo za mocno. Bo co, jeśli to Min Yoongi? Może przemyślał wszystko i chce się znów spotkać? Na zajęciach niemalże mnie ignorował, a moje oceny nieco spadły. Tak było fair, rozumiałem to. Jednak... Trochę mnie serce zabolało, bo liczyłem na romans z nim...

O nie.

A co, jeśli to Christian?

Aż się zapowietrzyłem ze strachu. Przecież nie miał sądowego zakazu zbliżania się do mnie. A co, jeśli wrócił z Francji? Zablokowałem go na wszystkich społecznościówkach, więc nie byłem w stanie tego sprawdzić. Może założę fałszywe konto i upewnię się, że jestem bezpieczny? A co, jeśli pisze do mnie z drugiego końca świata?

Zawahałem się, rozważając każdą opcję, ale w końcu napisałem:

"Więc spotkaj się ze mną i powiedz mi to prosto w twarz".

"Pokazywałem Ci to przez długi czas. Nie potrafiłem być już bardziej oczywisty"

Znowu krótka analiza. Nie, chyba jednak pasuje mi to tylko do jednej osoby.

"Przecież zapytałem cię, czy chcesz czegoś więcej, to zaprzeczyłeś"

"Niczemu nigdy nie zaprzeczyłem"

W sumie racja. Nie dał mi jednoznacznej odpowiedzi...

"Spotkajmy się jutro i szczerze porozmawiajmy"

To była ostatnia wiadomość tej nocy. Godzinę leżałem, czekając na choćby pieprzone "nie", ale mogłem zapomnieć o odpowiedzi. W końcu otuliłem się szczelniej kołdrą i spróbowałem zasnąć.

Kolejną noc spędziłem na przyglądaniu się scenom, które nie miały prawa się zdarzyć. Widziałem siebie, w różowych włosach, pracującego w jakiejś księgarni, gdzie szczerzyłem się do Jeona. Widziałem, jak miotam się nocami po klubach, wyraźnie kogoś szukając. Widziałem oparzenia, które pojawiały się tuż nad moim biodrem. Widziałem też szczęście, jakie malowało się na mojej twarzy za każdym razem, gdy widziałem Jeona. Widziałem dużo, naprawdę dużo scen, przez które na jawie pewnie bym się zarumienił. Bo tak wulgarny i seksowny bywałem tylko w jednej sytuacji - kiedy trafiałem z kimś do łóżka. W moim śnie, gdzie niemal granatowe włosy wpadały mi do oczu, a ciało przyozdabiały liczne kwieciste tatuaże oraz skórzane dodatki, w tym także obroża na szyi, byłem chyba ucieleśnieniem jakichś moich fantazji. I w każdej z tych ostrych scen byłem z Jeonem, który doprowadzał mnie do szaleństwa.

Obudziłem się z samego ranka, zlany potem jak w czasie gorączki, z namiotem w spodniach i złamanym sercem. Poszedłem prosto do łazienki, by doprowadzić się do porządku. Biorąc prysznic miałem tylko nadzieję, że Tae nie musiał słuchać przez pół nocy, jak jęczę. Bo miałem ku temu sporo powodów... Nadal przed oczami miałem te wszystkie erotyczne sceny z udziałem moim i Jeona, przez co nawet zimna woda niezbyt pomagała. Dlatego nieco zawstydzony sam przed sobą, pomogłem sobie ręką, by móc wyjść spod prysznica jako tako opanowany.

Kiedy wysuszyłem się i ubrałem, poszedłem do kuchni, gdzie mój przyjaciel jak zawsze ogarniał dla nas śniadanie. Dobrze, że chociaż on potrafi gotować, bo ja bym się tylko gotowcami podstawionymi pod nos żywił.

Od razu podszedłem do niego i przytuliłem się do ciepłych pleców. Zapach smażonych jajek był nieziemsko przyjemny dla mojego pustego żołądka.

- Dobrze spałeś, Minnie? - zapytał, a ja ucieszyłem się w duchu. Chyba jednak nie wydawałem z siebie żadnych dziwnych dźwięków.

- Nie. Mam dość. Rzucam malarstwo - oznajmiłem, odsuwając się już i siadając do stołu.

Szok wymalowany na twarzy Tae nieco mnie zaskoczył. Bo po naszych ostatnich rozmowach chyba powinien się spodziewać, że to zrobię.

- Są jakieś nowe oceny? Czy to z innego powodu?

- Mam już dość tej uczelni i osób na niej. Tylko mi w głowie mieszają. Obronię pracę i spadam stąd - przyznałem z ciężkim westchnieniem.

- Osób na niej? - powtórzył i zaraz się wkurzył. - Co znowu zrobił ten skończony idiota Jeon Jeongguk?

Wiedziałem, że na mojego przyjaciela mogę liczyć, jeśli chodzi o wyrozumiałość.

- Nie wiem, czy on, czy nie Min Yoongi, ale zobacz - poprosiłem, podając mu telefon, na którym włączyłem wiadomości, jakie w nocy wymieniłem z obcym numerem.

Dałem Tae chwilę, przekładając w tym czasie usmażone przez niego rolowane omlety z jajek do miseczek, byśmy mogli usiąść do śniadania. Na stole już czekał ryż, kimchi i warzywka. Nalałem nam jeszcze herbaty i mogliśmy zajadać.

- To na pewno ten półgłówek - stwierdził mój przyjaciel, kiedy oddał mi telefon. - Przecież od początku sobie z ciebie żartuje. I może to jego kolejny głupi żart? Jak można być takim... Ugh. Wspomnij mu o tym dzisiaj i zobacz jego reakcję. Łatwo to w ten sposób potwierdzimy.

- Tak zamierzam. Ale... co, jeśli to Min? - zapytałem, znowu czując lekki smutek i rozczarowanie. - Chciałem iść krok do przodu, a oni obaj mieszają mi w głowie - poskarżyłem się. Nie zdążyłem jeszcze zdradzić Tae wszystkich szczegółów z mojego spotkania z Namjoonem. A gdy usłyszy, z jakiego powodu współlokator Hoseoka dał mi kosza, to na pewno się wścieknie.

- I może właśnie dlatego mieszają ci w głowie, Minnie. Zazdrość robi swoje. Choć w przypadku Jeona to raczej wykorzystanie sytuacji do kolejnych żartów. Chociaż... po waszych ostatnich interakcjach sam już go nie rozumiem. Niby lata tylko za dziewczynami, a jednak to tobie poświęca najwięcej czasu - zauważył, tak samo zagubiony w tym, jak ja.

Rozmawialiśmy już o tym po imprezie w sobotę - Taehyung wysnuł teorię o "końskich zalotach", jakie Jeon zdaje się stosować w moją stronę. Ale ani jemu, ani mi nie pasowało to do jego orientacji. Bo Jeongguk dał już się poznać jako przeciwnik związków homo. Więc o cholerę mu chodzi?

- Dasz sobie radę na malarstwie, masz Hoseoka, prawda? - zapytałem, chcąc już nieco zmienić temat.

- Tak, Minnie - zapewnił, choć widocznie posmutniał. Głupio mi było tak go zostawiać, ale naprawdę miałem dość tego kierunku. Przyniósł mi dużo więcej nerwów, niż było to warte. - Ale czy to cokolwiek rozwiąże? Min wykłada też inne przedmioty. A Jeon potrafi być wszędzie.

- Nie mam z Minem nic na ostatnim semestrze z wnętrz. A Jeon... jak skończę studia też już go nie zobaczę.

Serce, ogarnij się. Nie chcemy go spotykać.

- Jest jeszcze kwestia dzielenia przez was budynku do zajęć ze śpiewu i tańca - zauważył, żując kimchi.

- Zmienię szkołę.

Może...

- Albo to on powinien to zrobić, skoro to on jest tutaj problemem - uznał, znów w bojowym nastroju. - Jedz, Minnie - dodał, bo zauważył, że pomimo burczenia w brzuchu, jakoś nie mogłem zabrać się za śniadanie.

- Tak, tak - zapewniłem, a Tae od razu podsunął mi pod nos pałeczki z kawałkiem omleta. Nie mogłem odmówić, więc powoli żułem ten niewielki kęs.

- Na razie o tym nie myślimy, jemy.




Jeongguk

Myślałem, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. A przynajmniej jest na etapie względnego spokoju. A jednak nie! Bo Park Jimin znów musiał go zakłócić.

Nie zamierzałem się na niego wściekać. Nie zamierzałem nic mu wypominać. Wolałem zachować wszystko dla siebie, skoro mieliśmy być jedynie kumplami. I tylko w żartach pokazywałem mu jak to wszystko postrzegam i z kim naprawdę powinien pisać i umawiać się na tym całym Tinderze. Ale wiadomo, przecież nie chciał. Wyglądałem jak Christian, więc byłem skreślony.

Mogłem po prostu wyładowywać swoją złość na treningach. A resztę tych negatywnych emocji zostawiać na płótnie. Najczęściej nocami, kiedy jak zwykle zostałem wybudzony ze snu. Ale tak to zawsze było i tak miało pozostać. Bo leżąc samotnie, w środku nocy, w pustym łóżku, po raz kolejny uświadamiałem sobie, że całe moje życie właśnie tak wyglądało. Było puste, bez miłości, bez choć jednej bliskiej mi osoby. Wszyscy znajomi, przyjaciele, rodzina byli po prostu osobami, które pojawiały się w moim życiu co jakiś czas. I na jakiś czas. Nikt nie zdecydowałby się poświęcić dla mnie swojego szczęścia i spokoju. Może po prostu nie byłem tego warty... A może wszyscy byli na to zbyt samolubni i egocentryczni...

Nawet Saya, czy Mingyu nie byli mi tak bliscy, abym choć raz wyznał im co leży mi na sercu. Nie potrzebowali takich zmartwień. Nie potrzebowali obarczania ich cudzymi problemami. Wszyscy mieli ich wystarczająco dużo.

Dlatego kolejnej nocy leżałem w ciemności, a po mojej twarzy spływały łzy. Za dużo myślałem o przeszłości. Za dużo myślałem o dzieciństwie. O matce. O ojcu. O wszystkich krzywdach... Bałem się tego wszystkiego. Moich planów i przyszłości. Bo żyłem samotnie przez te wszystkie lata. I wiedziałem, że umrę tak samo samotnie, nie chcąc nikogo w to wszystko mieszać.

Olałem dziś uczelnię, bo zarwałem całą nockę, nie będąc w stanie usnąć choćby na chwilę. Ale tak to właśnie bywało, kiedy wpadała do mnie Saya, chcąc odpocząć od wiecznie napiętej sytuacji w jej tymczasowym domu. Dlatego malowałem przez większość nocy. Musiałem po prostu pozostać w tym trybie czuwania. I dopiero rano, po odwiezieniu Sayi do szkoły, kontynuując jeden z bardziej wymagających obrazów, przysnąłem na podłodze, w mojej małej, domowej pracowni. I choć tak jak zawsze wybudziłem się z tego snu po około dwóch godzinach, z szybko bijącym sercem i łzami w oczach, ten sen nieco różnił się od poprzednich. Może po prostu za długo malowałem ten sam obraz, chcąc stworzyć istne arcydzieło? A może to moje uczucia nie dawały mi spokoju, ciągle przywołując tę samą twarz blond chłopaka?

I znów musiałem podjąć dość impulsywną decyzję, łapiąc za telefon, aby napisać do mojego prześladowcy ze snów:

"Będziesz może dzisiaj w pracowni?"

"Będę"

"Mogę wpaść? ❤ "

"Możesz"

" 😘"

Nie mogłem tak tego zostawić. Czekała nas rozmowa. Kolejna zresztą. Która znów mogła przebiec nie po mojej myśli.

Odbębniłem trening. Podesłałem swoją część projektu na jeden z przedmiotów. Zjadłem dzisiejszą, i tę poranną, i tę popołudniową porcję kalorii. A później sterczałem przed lustrem w łazience jak debil, wkurwiając się na moje włosy, które nie wyglądały wystarczająco dobrze na spotkanie z Jiminem.

- Aha, to już mi odpierdala. No pięknie, JK.

Z kitki przechodziłem do rozpuszczonych. Z rozpuszczonych do kitki, za każdym razem próbując ją inaczej złapać. Aż w końcu pierdolnąłem tę gumkę w kąt, roztrzepując je palcami i już olewając to lustro, bo przecież nie szedłem tam wyznawać mu miłości...

A może szedłem?

NIE. NA PEWNO NIE.

Zebrałem się, wsiadłem na motor i po prostu tam pojechałem, aby dłużej nie świrować. A znów stając przed tak dobrze znanymi mi drzwiami pracowni, w głowie miałem tysiące myśli.

Come on, to nie może być aż takie ciężkie.

Zapukałem w końcu, obserwując jasne drzwi przede mną. Czułem się, jakbym zaraz miał oberwać z zaskoczenia w twarz. Ale może mi się należało? Może właśnie powinienem dostać?

Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich powód moich ostatnich problemów.

Chłopak o dziwo trzymał telefon przy uchu, więc zamiast się z nim witać, powiedziałem do niego bezgłośne: „Gadasz?", pokazując przy tym na urządzenie, aby nie przerwać mu czasem jakiejś ważnej rozmowy. Bo może to z tego stażu coś ogarniał? Albo gadał z matką albo ojcem?

Ale chyba nie trafiłem. Albo trzymał ten telefon z innego powodu. Bo zaraz po prostu westchnął, rozłączając się z kimś, widocznie rozczarowany? O ile dobrze wyłapałem tę emocję.

- Zapraszam - odezwał się w końcu do mnie, odchodząc na bok, abym mógł wejść do środka.

I jak zawsze, z lekkim rozmachem piznąłem plecak pod ścianą, a kurtkę gdzieś na nim. Możliwe, że spadła na podłogę, ale to nie było ważne.

Posłałem Jiminowi uśmiech, mimo wszystko ciesząc się, że nareszcie mogę go dzisiaj zobaczyć. Wyglądał ślicznie. Jak zawsze. Zwłaszcza w świetle powoli zachodzącego słońca. I gdyby nie ta lekko napięta atmosfera, pewnie zaraz sięgnąłbym po telefon, aby zrobić mu kilka fotek. Ale to nie czas i pora na to.

Zamiast tego zająłem jedno z krzeseł, siadając do niego tyłem, choć przodem do jego laptopa. Jak zwykle tam, skąd miałem na niego najlepszy widok, aby rysować kolejne portrety.

Ale nie dzisiaj. Dzisiaj raczej nie będę nic tutaj rysował.

- To pogadamy? - rzuciłem, wpatrując się w tego laptopa, a moje dłonie wylądowały pod podbródkiem, opierając się o stół.

Przez chwilę odpowiedziała mi na to tylko cisza. Chłopak powoli również przeniósł się na swoje stałe miejsce, przed laptopa.

- Chętnie - zapewnił, a moje oczy zaczęły badać jego postawę i wymalowane na twarzy emocje. Bał się? Był zdenerwowany? Podekscytowany? Zniesmaczony?

Co czujesz, Park Jimin? Bo ja aż za wiele. I za mocno.

- No więc? Co chcesz mi powiedzieć? - ponaglił mnie, zapewne chcąc w końcu usłyszeć prawdę. A jego postawa pokazywała, że trochę się tego wszystkiego obawiał, będąc zbyt wyprostowany i nie wiedząc, co zrobić z dłońmi, przez co trzymał je dość nienaturalnie, po obu stronach laptopa.

- Nie byłem dzisiaj na uczelni, nie wiem czy zauważyłeś - zacząłem, starając się pozostać całkowicie rozluźniony, aby nie miał podstaw o cokolwiek mnie w ogóle podejrzewać. Choć zapewne i tak podejrzewał...

- Ciężko nie zauważyć - stwierdził, na co nie mogłem się nie zaśmiać, bo doskonale wiedziałem, co ma w ten sposób na myśli.

- Naprawdę? Nikt cię w końcu nie męczył. Choć jeden dzień spokoju?

I choć moja postawa była zarówno luźna, jak i nastawiona na kolejne żarty, Jimin chyba miał już tego dosyć.

- Jeongguk. Krótka piłka. To ty do mnie pisałeś w nocy?

Ale przygotowałem się. Chyba zaczynając już też rozumieć ten telefon po otwarciu dla mnie drzwi.

Myślałeś, że mnie tak łatwo złapiesz, Park Jiminnie? Że nie przewidziałem twoich kolejnych kroków?

- W nocy? - Udałem całkowicie zaskoczonego, unosząc jedną brew i starając się wyglądać z tym dość autentycznie. A że kiedyś prawie codziennie musiałem kłamać, nie miałem z tym problemów.

Jimin przez chwilę analizował moją reakcję. I chyba... zdałem test na dobrego aktora, bo pokiwał na to głową, po prostu przyjmując to do wiadomości. Ewentualnie... robił mnie w konia i już zdążył mnie rozszyfrować? Bo czy ktoś jeszcze rzuca mu tak randomowo jakimiś dziwnymi wyznaniami? Raczej nie.

- Ok, czyli już wiem kto to. No dobra - rzucił jeszcze tylko, nagle powracając do robienia czegoś na swoim laptopie. Zapewne swojej pracy dyplomowej. Albo tego niepotrzebnego mu jeszcze stażu, przez który chce odejść z malarstwa...

Dobra, zdane raczej!

UFFFF! Ja pierdole, co za emocje!

- A co? A kto? Tinderowiec? - dopytywałem, ciekaw kogo jeszcze podejrzewał.

Może jakiegoś eks? Christiana?

Niee, raczej nieee.

Jakiegoś... innego wielbiciela? Albo wielbicielkę?

Ale przecież nigdy nie widziałem, aby ktoś się przy nim kręcił. Owszem, flirty się zdarzały, ale nic więcej?

- Nie twoja sprawa - mruknął, ściągając gumkę ze swojego nadgarstka, aby zacząć związywać nią włosy. I to był kolejny obraz godzien uwiecznienia.

Ej, skup się JK! Rozmowa! A nie lampienie się na Park Jimina.

Westchnąłem ciężko, nieco ostentacyjnie, skoro już zacząłem tu aktorzyć.

- Oj Park Jimin... to się w końcu kumplujemy czy nie?

- To, że się kumplujemy, nie znaczy, że muszę ci o wszystkim mówić. Zwłaszcza, że ty niewiele mi mówisz - zarzucił mi, ale czegoś tu nie pojmowałem. Bo przecież interakcje międzyludzkie nie wyglądały tak, że to tylko ja powinienem zadawać mu pytania. A od kilku naszych spotkań to ja go nimi zasypywałem, nie słysząc ich zbyt wiele w zamian.

- Zacznijmy od tego czy w ogóle o cokolwiek pytasz, Jimin - oznajmiłem spokojnie, nie mając mu niczego za złe. Po prostu naświetliłem mu moją perspektywę naszych interakcji. Skoro zarzucał mi, że wiem o nim tak wiele, a on o mnie nic.

- Dobrze - zaczął, nagle dziwnie zdeterminowany. Odłożył ołówek, którym coś chyba chciał zacząć rysować na kartce obok, ale moja natrętna osoba mu na to nie pozwalała. Jak zwykle zresztą. - To jak tam u ciebie i twojej dziewczyny? - rzucił, a mnie lekko powykrzywiało.

Zmarszczyłem brwi, a później czoło. Przymrużyłem jedno oko, rozglądając się gdzieś po suficie i analizując moje ostatnie interakcje.

WTF?!

- Której? - dopytałem w końcu, rozbawiony tym pytaniem. Bo przecież ani z Jen, ani ostatnio z Lisą, czy też z inną dziewczyną, w ogóle nigdzie nie byłem. Ciągle tylko treningi i treningi... No i Park Jimin. Więc może to siebie głupol miał na myśli? Ech.

- Nie wiem. Widziałem cię z różnymi. Ostatnio z jakąś szedłeś, gdy przeszkadzałeś mi w randce.

Ahaaa, teraz Saya jest moją dziewczyną. No dobra.

- I od razu założyłeś, że to moja dziewczyna? Możeeee.... to moja trenerka? Albooo... korepetytorka? - zacząłem się z nim droczyć, szczerząc się.

- Ciężko się z tobą rozmawia na trzeźwo, wiesz? - Blondyn westchnął na mnie ciężko. - Więc kto to był? - dodał, nie odpuszczając tego tematu. Ale czy Saya nie wyglądała na wystarczająco młodą, aby nie uznawać jej za moją dziewczynę? Jednak może Park Jimin na siłę jej przy mnie szukał, aby mi wytknąć, że to nią powinienem się zająć, a nie ciągle go dręczyć?

Na razie jednak wolałem się skupić na tym pierwszym jego zarzucie, bo chyba faktycznie, te nasze „T" i „F" w naszych MBTI trochę nas różniło na płaszczyźnie uczuć.

- Bo jestem za mało wylewny? Powinienem od razu wyśpiewać całą historię swojego życia? - zapytałem na początek, marszcząc przy tym lekko brwi, bo może zakładał, że komunikacja ze mną będzie naprawdę prosta. On mi wszystko powiedział, to i ja powinienem? - Może po prostu lubię być ostrożny w takich tematach? Później się posprzeczamy i wykorzystasz to co ci powiedziałem. I po co mi to, Jimin. I nie, nie mam dziewczyny. Już od bardzo dawna. Czasami po pijaku załączy mi się tryb „potrzebuję udawanej miłości", ale na trzeźwo nie mam na to ochoty, bo nie natrafiłem jeszcze na żadną dziewczynę wartą mojej stałej uwagi i mojego cennego czasu - podkreśliłem, może trochę egocentrycznie, ale po prostu stawiałem na szczęście swoje i Sayi, nie chcąc marnować czasu u boku jakiejś pierwszej lepszej loszki z ładną buźką.

A chcąc mu pokazać z kim takim byłem wtedy pod kawiarnią, podszedłem do mojego leżącego bokiem na podłodze plecaka i wyciągnąłem telefon, przechodząc za blondyna tak, jak zawsze to robiłem. Jakbym zaraz miał go przytulić od tyłu, a nie tylko coś pokazać. Ale to była fajna pozycja. Mogłem znów zanurzyć nos w jego włosach. A czując, jak jego kosmyki miziając mnie po twarzy, lekko łaskocząc, uśmiechnąłem się choć przez chwilę.

- Jak mógłbym być z moją kopią? - rzuciłem, włączając odpowiedni folder, zatytułowany: „Króliczy Piorun", co idealnie ją opisywało.

Pokazałem Jiminowi kilka jej solo zdjęć. Tych uroczych, na jakichś przyjęciach, jak i tych codziennych, mroczniejszych, z jej naburmuszoną lub wkurzoną miną. Przewinęło się też kilka selek ze mną, na których grozimy sobie pięścią lub Saya się do mnie przytula. Ale tak to właśnie wyglądało. Nasza relacja była taka sama jak całe nasze życie. Skomplikowana. Bo z jednej strony byłem jej bratem, ale z drugiej też kumplem i w dużej mierze ojcem. Musiałem się nią zajmować prawie od urodzenia, dlatego teraz faktycznie czasami traktowałem ją jak córkę. W końcu to ja musiałem finansować większość rzeczy. Dawać jej kasę na jakieś wydatki, zawozić na różne wydarzenia, czy to w szkole, czy to poza nią. A od kilku miesięcy również chodzić do jej szkoły, na jakieś spotkania, czy wywiadówki, jako jeden z jej oficjalnych opiekunów.

Dziewczyna była do mnie naprawdę podobna. Każdy mówił, że gdyby nie ta różnica trzech lat, uznaliby ją za moją bliźniaczkę. Dlatego chyba dzięki niej nauczyłem się też kochać siebie. Bo inaczej ciężko to widziałem...

Chłopak obejrzał w skupieniu te zdjęcia, które miałem nadzieję, że go uspokoją.

- Czyli siostra - stwierdził, a jego głos nie brzmiał zbyt przyjaźnie.

- Siostra - powtórzyłem to, zabierając już telefon, skoro wszystko było wyjaśnione.

- Dlaczego zakładasz, że znowu się pokłócimy? - rzucił, kiedy już skierowałem się na moje krzesło.

Ale akurat wpadła mi do głowy mała, niewinna akcja, którą musiałem uskutecznić.

- Chwila... ktoś do mnie dzwonił - mruknąłem, klikając chwilę na telefonie, jakbym faktycznie się z kimś łączył. Patrzyłem przy tym specjalnie na Jimina, chcąc zobaczyć jego reakcję.

Skoro ty badałeś mnie, teraz ja pobadam ciebie...

I akurat przyszło mu na telefon jakieś powiadomienie, ale... niezbyt się nim przejął, chyba faktycznie uznając, że to nie byłem ja.

- Ech, kobito - powiedziałem pod nosem, jeszcze chwilę aktorząc i odkładając telefon na bok, bo przecież Jimin zadał mi pytanie, na które chętnie udzielę mu odpowiedzi: - Kontynuując temat. Nie zakładam. Ale cholera wie, czy czegoś znowu nie odwalisz. A jesteś na dobrej drodze, żeby to zrobić - wytknąłem mu, patrząc na niego z lekkim wyrzutem.

- Tak? Czym tym razem? Zobaczysz, jak całuję się z Namjoonem i się zacznie gnębienie?

Nadal patrzyłem na niego takim samym, może nawet lekko zranionym wzrokiem, choć raz pokazując mu moje prawdziwe emocje. Ale co to zmieniało? Co to niby dawało? NIC.

- Co mnie obchodzi twój związek - mruknąłem prychając, a moje spojrzenie zawiesiło się na jednym z przedmiotów leżących na stole. Zmarszczyłem brwi, zły na niego, że musiał mieć takiego eks. I że musiał zacząć się umawiać z jakimś fagasem z Tindera.

- To o czym chciałeś pogadać? Myślałem, że wymyślisz coś o Namjoonie, bym się z nim nie spotykał - stwierdził. I już chciałem wypalić coś o „byciu zazdrosnym", ale przecież nie mogłem. Bo to nic nie zmieniało.

- Boooo? Jestem hetero i przez to muszę gnębić gejów? - zapytałem, niezadowolony jego myśleniem.

- Eeeee... a nie było tak ostatnio?

- Eeee... Było - zacząłem go przedrzeźniać, bo zaczął mnie wkurwiać. - Ale tylko ze względu na to, że to był wykładowca - przypomniałem mu, bo chyba źle pamiętał tamtą sytuację.

Jimin też zaraz prychnął, równie wkurwiony.

- Jeśli to tyle, to zamknij drzwi z drugiej strony - rzucił, co jak najbardziej postanowiłem zrobić!

No i to tyle z rozmowy i bycia szczerym!

Podniosłem się, specjalnie szurając przy tym krzesłem o podłogę. Posłałem mu jeszcze jedno groźne spojrzenie, po którym poszedłem po plecak i kurtkę, nawet ich na siebie nie zarzucając. I już zamierzałem wyjść na korytarz, zamknąć drzwi, po czym wejść z powrotem i przywitać się z nim jak gdyby nigdy nic, aby go oczywiście jeszcze bardziej wkurwić, ale kiedy otworzyłem drzwi, coś mi tu nie pasowało...

Po korytarzu unosił się dym, który wpadł do pracowni, jak tylko uchyliłem drzwi. W pierwszym odruchu szybko je zamknąłem, nie wiedzącz z czym mam do czynienia.

- Co się tam odpierdala? - mruknąłem, całkowicie porzucając mój głupi plan wkurzania Jimina. Skoro mieliśmy teraz poważniejszy problem.

Odrzuciłem plecak na bok, zarzucając kurtkę na głowę, aby ochraniać się nią w razie kontaktu z tym dymem. Bo nie wiedziałem, skąd on pochodzi. Może to jakiś toksyczny gaz? Albo faktycznie dym, z którego po otwarciu buchną płomienie?

Ale kiedy ponownie otworzyłem drzwi, stawiając pierwszy krok na korytarz i podglądając ostrożnie sytuację, dotarły do mnie krzyki. Jakieś pojedyncze, gdzieś na końcu budynku. I harmider, tu i tam. Źródło ciężko było określić, ale to zdecydowanie spanikowani ludzie.

A kiedy wdepnąłem w jakąś ciecz, rozlewającą się po korytarzu, wiedziałem, że najwyższa pora się stąd wycofać. I najlepiej uciekać jak najdalej!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top