Rozdział 14 | 5975 słów
Jeongguk
Nasze szaleństwa na Jeju na szczęście obyły się bez większych urazów. Nie licząc jakichś niewielkich otarć lub skaleczeń podczas wędrówek po wyboistych terenach w czasie zwiedzania. Najważniejsze, że nikt się nie posprzeczał, nie zwyzywał lub pobił. A trochę się tego jednak obawiałem lądując w pokoju z Parkiem. I oczywiście nie miałem tu na myśli siebie, a raczej jego, gdyby uznał, że znowu mu dokuczam i ma tego dosyć. O dziwo do niczego takiego nie doszło. A nawet mógłbym stwierdzić, że nasza relacja trochę się poprawiła. Przynajmniej z mojej strony, po tym, co robiłem z nim po pijaku. O czym rozmawialiśmy, jak otwarcie flirtowaliśmy i w jakie strony zawędrowały moje myśli w tamtym momencie... Raczej nie potrafiłbym się na niego gniewać. Teraz pragnąłem go tylko i wyłącznie malować, będąc skłonny zapełnić jego rysunkami całą moją pamięć na tablecie.
Raczej nikt z nas nie chciał tak szybko powracać do tej szarej, seulskiej codzienności. Żałowałem, że nie możemy zostać na Jeju znacznie dłużej. Choćby jeszcze z tydzień. Bo teraz czekał mnie konkretny zapierdol. W lutym czekała mnie walka, więc musiałem już zacząć pilnować diety, aby zbić nieco wagę. A przy tym ćwiczyć co najmniej dwa razy dziennie wszystkie mięśnie na sztangach, ławkach i wyciągach. Miałem to szczęście posiadać tę moją małą, domową siłownię, więc chociaż do tego nie musiałem non stop kursować po Seulu, marnując przy tym czas. Niestety na treningi, na które obiecałem sobie chodzić prawie codziennie, za wyjątkiem dni, w których byłbym za bardzo obity, musiałem już przedzierać się przez pół Seulu. Ale wiedziałem, że będzie warto. Bo wygrana = większa gaża. A większa gaża = więcej oszczędności na mieszkanie i studia Sayi.
W styczniu, oprócz przygotowań na walkę, czekała mnie też sesja, co wydawało się nawet gorsze. Bo choć tych praktycznych przedmiotów AŻ TAK się nie obawiałem (choć lekki strach był, bo cholera wie co ten stary dziad, Min Yoongi, wymyśli), to reszty już niestety tak. Ale co nie dopowiem to dowyglądam, tak? Jakoś da się radę, nie ma co się zamartwiać.
Kolejnym styczniowym zmartwieniem okazała się moja kochana siostrzyczka Saya, która odwaliła niezłą manianę. Liczyłem, że pamięta, jak dotrzeć na moją uczelnię. I którym wejściem się do niej dostanie. Ale najwyraźniej pamiętała o tym tylko wtedy, gdy chciała sobie pooglądać innych studentów. Tym razem pech chciał, że wpadła prosto na Min Yoongiego, nieświadomie go zwyzywała, po czym rozwaliła mu pół gabinetu. NICE. Widać, że moja krew! I choć początkowo byłem na nią trochę podkurwiony, oczywiście jak zawsze trzymając przy niej nerwy na wodzy, tak po dłuższym przemyśleniu bardzo dobrze zrobiła. No bo... gdybym wiedział wcześniej, że jest zdolna do takiej rozpierduchy, od razu bym ją do niego posłał, żeby miał małą nauczkę za ośmielenie się zadzierania ze mną i stawiania mi tak niskich ocen! I CAŁOWANIA PARK JIMINA, CO JUŻ W OGÓLE BYŁO MOCNĄ PRZESADĄ! No i znów powróciłem do tematu Jimina... Ale jak mógłbym tego nie robić?
Pierwszy tydzień po powrocie był intensywny. Już zaczynałem chodzić z milionem siniaków. Najwięcej miałem ich jednak na łydkach i udach, trochę na ramionach, bo na uderzenia na twarzy byłem za szybki dla moich oponentów, zwłaszcza na zwykłych sparingach. Oczywiście to nie wykluczało ich całkowicie, bo musiałem też ćwiczyć moje reakcje na uderzenia w twarz. A to już w pierwszym tygodniu zaowocowało lekkim rozcięciem przy wardze, siniakiem na lewym policzku i lekko spuchniętym (na szczęście jeszcze nie przekrwionym!) okiem. O rękach nie wspominałem. Bo nawet pomimo zabezpieczeń i rękawic, zawsze mocno je obijałem. Dlatego knykcie też były pouszkadzane. I gdybym nie okładał ich w domu lodem, zapewne niezbyt mógłbym malować. A przecież to było moim priorytetem.
Na którymś z kolejnych wykładów, zanim jeszcze zająłem miejsce mój wzrok znów przykuły te jasne, zawsze ładnie ułożone włoski. Skierowałem się w ich kierunku, ignorując patrzących na mnie Yu i Jacksona, którzy czekali aż zajmę przy nich miejsce. Jakoś nie miałem dzisiaj ochoty na biadolenie o głupotach. Bardziej interesowało mnie co u Jimina. Dlatego to przy nim zająłem miejsce, wyciągając od razu tablet i rzucając plecak na podłogę. Nie odezwałem się specjalnie, będąc ciekawy jego reakcji.
Chłopak początkowo po prostu na mnie spojrzał. Przyglądał mi się chwilę, chyba analizując to dziwne zjawisko.
- Aż tak ci oczy spuchły, że nie widzisz, gdzie siadasz? - Na szczęście brzmiał na rozbawionego, raczej nie będąc na mnie zły o zakłócanie jego pozytywnych wibracji tymi moimi, piekielnymi.
- Dobrze siadam. Z tyłu zajęte - skłamałem oczywiście, zwłaszcza, że chłopaki przecież specjalnie trzymali dla mnie miejsce. I oczywiście nie dałem mu okazji na sprawdzenie tego, woląc odstawić mały teatrzyk, odpowiadający na jego pytanie: - Ale weź na wszelki wypadek zerknij, bo chyba coś mi do oka wpadło - dodałem, dość poważnie. A kiedy przysunąłem się bokiem mojej twarzy do tej jego, zacząłem mrugać szybko okiem, jak gdyby faktycznie coś mi do niego wpadło. Ale to nie było „coś", a „ktoś"! Dlatego szybko rzuciłem jeszcze: - A nie, to tylko Park Jimin wpadł mi w oko. - Uśmiechnąłem się do niego szeroko, wystawiając końcówkę języka, zadowolony z mojego żarciku.
Jimin za to zareagował na niego przewróceniem oczami, zaraz powracając do swojego tableta. Najwyraźniej wolał się skupić na wykładzie, w czym nie zamierzałem mu przeszkadzać. Przynajmniej na razie.
Przez chwilę obaj zajęliśmy się naszymi tabletami. I choć sama jego obecność u mojego boku już sporo dawała, po kilkunastu minutach zaczęło brakować mi jakichkolwiek interakcji, dlatego zerknąłem na jego tablet, aby się upewnić, że notuje. A widząc jakiś projekt pomieszczenia, od razu zagadałem:
- Już nie kujonkujesz?
- Nie mam czasu. Robię projekt na rekrutację - stwierdził, jednak to nie była dla mnie wystarczająca odpowiedź.
- Do czego?
- Do biura projektowego. Oferują staż na projektanta wnętrz.
- Yhymmm. No w sumie trzeba się już powoli wkręcać do roboty. Przynajmniej w twoim wieku, ahjussi - zażartowałem, posyłając mu kolejny szeroki uśmiech, na który znów nie odpowiedział żadną pozytywną reakcją. - Ja mam jeszcze czas poleniuchować - zauważyłem, jak gdybym właśnie nie zapierdalał, przygotowując się do walki. Ale to w sumie nie była praca, a idealna sposobność na rozładowanie nagromadzonej energii.
A skoro Jimin był dzisiaj nie w humorze, obrałem sobie za cel wywołanie na jego twarzy uśmiechu. Dlatego zaraz odpaliłem nowy projekt na tablecie, zaczynając tworzyć. Tym razem nie rysunek, bo zapewne nimi jest już zmęczony. Wiedziałem, że chłopak na szczęście tego nie podejrzy, bo ostatnio zainwestowałem w folię prywatyzującą, więc osoba obok mnie nie miała szans zobaczyć co tam takiego cuduję.
I może tego co cuduję nie miał szans zobaczyć, ale moje obite ciało już tak, nagle zaczynając mu się przyglądać. Od odbitych, czerwonych knykci, po te niewielkie siniaki i uszkodzenia na twarzy. I znów knykcie, moje ręce i z powrotem twarz. Jak gdyby analizował jak ogromnym pojebem jestem, aby aż tak dać się uszkadzać.
- Mmmm? Chcesz coś do tego dołożyć? - spytałem go w końcu, lekko rozbawiony, bo może właśnie taki miał zamiar, po tych wszystkich sytuacjach ze mną...
- Przykro się patrzy na ciebie w takim stanie - stwierdził jednak, przez co nieco się zawiesiłem. I choć początkowo chciałem odpowiedzieć na to poważnie, do głowy przyszedł mi mały flircik, którego nie mógłbym nie wykorzystać w tym momencie!
- Przykro? - powtórzyłem, powoli przysuwając się do jego ucha, aby kolejne słowa już wyszeptać: - Kilka pocałunków na pewno zdziałałoby cuda.
I to dosłownie!
W sumie nawet jeden od ciebie i byłbym uzdrowiony!
Oho, jednak za dużo ciosów na łeb... Odwala mi...
- Jeongguk... nie mów mi takich rzeczy, bo pomyślę, że serio tego chcesz - odpowiedział na to, niby takim samym żartobliwym tonem jak ja, choć w jego oczach widziałem inne uczucie, ale nie chciałem teraz tego komentować. Zwłaszcza, że mój mały prezent był już gotowy!
- Jaki to model? - dopytałem jeszcze, wskazując na jego tablet. A kiedy podał mi dokładną wersję, czyli oczywiście najnowszą, jak na banana przystało, szybko znalazłem jego urządzenie pośród wszystkich innych, wysyłając mu ten prezencik.
Zaraz uwiesiłem się na jego ramieniu, czekając aż go odbierze. A kiedy na pasku powiadomień wyskoczył mu plik do odebrania od „Jeongguk najlepszy fighter", znów zacząłem zacieszać. Chłopak bez słowa go otworzył, a ja mogłem pokorzystać z naszej bliskości, będąc nieco rozczarowany znów zakrytymi piegami na jego policzku.
Kiedyś sam mu zmyję ten makijaż i w końcu będę mógł je sobie oglądać ile będę chciał. Ugh!
Przynajmniej zamiast piegów miałem jego przyjemny zapach. Męski, jak na faceta przystało, ale i taki... czysty, jiminowy.
Razem zaczęliśmy oglądać moje podesłane mu dzieło. I tym razem był nim mały gif, stworzony z kilku screenów. Na pierwszym znajdowało się kilka kółeczek z przypisanymi im zajęciami i pytaniem tuż nad nimi:
Co JK najbardziej lubi?
ㅇ MMA
ㅇ rysu rysu malu malu
ㅇ densy
Drugi był taki sam, wyświetlając się niedługo po pierwszym. Ale za to ostatni posiadał jeszcze czwartą opcję, którą był: „PJM ❤". I oczywiście to ona była na nim zaznaczona.
Cieszyłem się nad jego ramieniem, dumny z mojego dzieła i pomysłowości. A raczej zerżnięcia trendu z tiktoka, którym męczyła mnie uzależniona od niego Saya. Bo sam nie miałem czasu na takie głupoty.
Jedyną reakcją, jaką tym uzyskałem, było szybkie zerknięcie Jimina w moją stronę. I już się miałem na niego obrażać lub wymuszać na nim jakiś „pocałunek" w żartach za tak ładny prezent, ale chłopak najwyraźniej postanowił stworzyć tego swoją wersję. Bo pokombinował chwilę rysikiem i zanim zdążyłem doczytać, co tam wypisał, przesłał mi gotowe dzieło.
ㅇ Projektowanie wnętrz
ㅇ Śpiewanie
ㅇ Jedzenie
ㅇ Jeon Jeongguk
I tym razem to nie opcja „Jeon Jeongguk" była zaznaczona. Bo jak się mogłem spodziewać specjalnie zaznaczył coś innego. A dokładniej opcję „jedzenie".
- No nieeee... - mruknąłem cicho, rozczarowany tym. I choć się tego spodziewałem i wiedziałem, że to żart i tak zrobiło mi się smutno, bo chyba liczyłem, że choć w żartach wykona w moją stronę taki uroczy gest... Jednak nie dawałem tego po sobie poznać, łapiąc za telefon i kontynuując nasze żarciki, udając tym razem, że wystosowuję post do anonów na jednym z portali:
- Kochany reddicie, kolejny crush dał mi kosza, jak się po tym pozbierać? - powiedziałem, dość dramatycznie i teatralnie, znów licząc na choćby niewielki chichot ze strony Jimina. Ale znów cisza... przerwana jedynie szybkim napisaniem czegoś przez blondyna na jego tablecie i podesłania mi tego.
Był to rysunek jedzenia, a dokładniej jakiejś miski z makaronem w kreskówkowym stylu, z dopiskiem:
„Jeśli crush ci podpowiada, że lubi jedzenie, to DAJ MU JEDZENIE"
Aaaa, okaaaaaaaaaay, już się robi!
Odłożyłem tablet, zaraz sięgając do mojego walniętego gdzieś plecaka. I cóż... co ja tam miałem... w sumie niewiele... Dlatego wyciągnąłem energola, kierując go w stronę Jimina, a moja ręka już wylądowała w moich włosach, drapiąc lekko głowę przez ten niepewny ruch.
- To też się zalicza do jedzenia?
Chłopak posłał mi na to spojrzenie pełne politowania, jakby chciał mi powiedzieć: „Ty debilu, ale z ciebie nieogar". Ale co miałem na to poradzić! Tylko takie cuda przy sobie nosiłem.
- Chcesz iść na obiad na stołówkę? - zaproponował zamiast tego, a ja od razu załapałem, o co mu z tym chodziło. I cóż, tym razem musiałem to zgonić na zbyt małe doświadczenie w proszeniu dziewczyn na randki.
- Idziemy. - Od razu się zgodziłem, uśmiechając szeroko i wyciągając rękę, będąc gotowy na tę „randkę" choćby tu i teraz! Choć doskonale wiedziałem, że to nie będzie randka. Raczej... nigdy...
Jedyną jego odpowiedzią na moje wyrwanie się, było pstryknięcie mnie w czoło. Na szczęście delikatne, bo jednak te rejony też miałem już lekko poobijane.
- Zrób dla nas notatki z wykładu - poprosił jeszcze, po czym chciał już powrócić do swojego projektu. Ale po co robić notatki, jak za ładny uśmiech wyciągnę je od Lisy albo Jisoo. Poza tym miałem ważniejsze zajęcie na dzisiejszy wykład.
- Nie mogę, muszę dokończyć demona z 903. - A tuż po tych słowach przekręciłem tablet w jego stronę, aby mógł ujrzeć jeden z moich niedokończonych rysunków. A ten debil Min Yoongi, w płomieniach, z ogonem i rogami idealnie pasował na dzisiejsze popołudnie. Może nawet kiedyś przez przypadek załączę ten rysunek w jakimś mailu do niego. Upsssssssss.
Jimin jednak nie zareagował na to tak jak zakładałem. Posmutniał, odwracając wzrok z powrotem na swój tablet. A widząc taką reakcję ja również powróciłem do tego rysunku bez słowa. Tyle że... teraz już nie potrafiłem go kontynuować. Bo co to oznaczało? Że przecież nadal cierpi po tamtej sytuacji. Bo Min Yoongi nadal mu się podoba. A ja... go tylko wkurwiam non stop.
Chyba takie moje zadanie... Trudno...
Zacząłem coś bazgrać, nawet nie bardzo wiedząc co dokładnie. I nawet nie wiedziałem kiedy, ale wykład dobiegł końca, a wszyscy na auli zaczęli się zbierać do wyjścia. Dlatego ja również wyłączyłem tablet, zabezpieczając go etui i wrzucając do plecaka. I nie spodziewałem się, że podczas zasuwania go dotrze do mnie głos Jimina:
- To na co masz ochotę?
Czyli jednak idziemy?! Nie obraził się?! Gitówa!
Wykorzystałem tylko sytuację przeciągania się przez chłopaka, zaraz tykając go palcem tuż pod pachą. Chłopak zgiął się na to lekko, co oczywiście mnie ucieszyło. Jak na diabła przystało.
Zesłano mnie na ziemię, abym dokuczał wszystkim śmiertelnikom! A tym bardziej Park Jiminowi! Mvahahaha!
- Muszę zejść do siedemdziesięciu ośmiu kilo, więc zobaczę, ile mam na dzisiaj wyliczone kalorii - podzieliłem się z nim, bo raczej jeszcze nie wspominałem mu o mojej diecie. Ale jak mus to mus.
- No dobra. To sprawdzaj.
Wszedłem w odpowiednią apkę na telefonie, w której rozpisywałem co i jak, według zaleceń trenera i dietetyka. I choć miałem wypisane niektóre dania, wiedziałem, że nie znajdę ich w naszej stołówce. Więc będę musiał pokombinować.
- Coś z ryżem, ale bez sosu... Chyba nabiorę po prostu warzyw, żeby nie odwalić maniany. Bo jak nie zrobię wagi to mi odejmują za to z gaży - wyjaśniłem, zarzucając już plecak na ramię. A widząc jak psiapsi Jimina w postaci Kim Taehyunga coś mu biadoli na ucho, wywróciłem oczami, wychodząc z rzędu.
To co? „Nie idź z nim, bo może to pułapka i chce cię skrzywdziiiiiić, Minnieee"?
Stałem tam cierpliwie, machając ręką na Yu i resztę, którzy mnie do siebie wołali przy wyjściu z auli. Grzecznie się posłuchali i poszli beze mnie, a ja znów przeniosłem wzrok na te papużki nierozłączki.
Ojjjjj, jak mi go nie puścisz, to pożałujesz, Kim Taehyung. Ostrzegam.
Na szczęście w końcu, nieco zrezygnowany Park Jimin, podszedł do mnie, zostawiając Taehyunga z Hoseokiem, z którym skierował się do drugiego wyjścia z auli. A ja uśmiechnąłem się pod nosem, ciesząc małym zwycięstwem.
Ha, tym razem z tobą wygrałem, Kim Taehyung! Twój Minnie jest mój! Przynajmniej na te kilkanaście minut przerwy...
- To proponuję stołówkę w G3, tam jest bar sałatkowy - stwierdził blondyn, jak już się zrównaliśmy, kierując razem do wyjścia.
A skoro wygrałem, to musiałem mu o tym lekko napomknąć, oczywiście nie mówiąc tego wprost:
- Może być. To co, Park Jimin, oficjalnie jesteśmy BFFs? - rzuciłem, rozbawiony, a moja ręka sama wystartowała, aby go objąć. Po prostu aż ją do niego rwało, a taki dotyk łatwo było wytłumaczyć.
- Niestety, ten tytuł należy do Tae.
- Ok. To my jesteśmy... E... T... F... ETF w trzy sekundy, o - wymyśliłem, śmiejąc się na ten wymyślony, super skrócior. I niestety klątwa Kim Taehyunga chyba na mnie ciążyła, bo zapomniałem, że mam obite ramię i nie mogę obejmować Park Jimina! Dlatego musiałem uciec z ręką, masując delikatnie jeden z mięśni.
Ciężkie życie fightera. Nie pomaca sobie...
- ETF? - dopytał o to, ale nie zamierzałem ot tak podawać mu rozwiązania.
- Rozszyfruj.
- Eeeeee Trochę Friends?
Aaaa, ok, też by było!
Zaśmiałem się na to, już postanawiając mu to zdradzić, bo zaraz wpadnie na jakieś „Ej Ty Frajerzyno", czy inne takie...
- Enemies to... fuckers - rzuciłem żarcikiem, szybko się odsuwając, bo nie wiedziałem, czy może za to nie oberwę. Ale Jimin chyba był na to za spokojnym i delikatnym człowiekiem, dlatego byłem bezpieczny. - Friends, friends - poprawiłem się zaraz, żeby nie psuć między nami atmosfery. Skoro w ogóle zgodził się ze mną zjeść!
Niestety na korytarzu był spory tłum, więc nie mieliśmy sposobności do rozmowy. Szedłem po prostu za tymi jasnymi kosmykami, jak zawsze jak zaczarowany. A kiedy trafiliśmy w końcu na stołówkę, zaczęło się grzebanie w jedzeniu.
Ryż. Warzywa. Dużo warzyw, bo to zdrowe i niezbyt kaloryczne. Iiiii... gotowane mięso. Bez sosu...
Bleh. Muszę sobie coś zamawiać. Albo robić w domu, bo długo tak nie pożyję.
W końcu nabraliśmy sobie jedzenia, siadając przy jednym z wolnych stolików. A widząc, ile różności nabrał Park Jiminnie, uniosłem zdziwiony brwi. Bo myślałem, że to był żarcik?
- Czyli naprawdę kochasz jedzenie - zauważyłem, przyglądając się tym kopcom kreta.
- Oczywiście. Ale nie zamierzam zjeść teraz wszystkiego - zdradził, zaraz sięgając po drugą torbę, z której wyjął plastikowe pojemniki. Poprzekładał do niej większość jedzenia, zostawiając całkiem normalną porcję, którą faktycznie będzie w stanie zjeść. - Będę siedzieć do późna w pracowni i wolę mieć coś na później - doprecyzował, odkładając już te pojemniki, aby w końcu zająć się jedzeniem. - Smacznego - rzucił jeszcze.
Ahaaa... Czyli będzie dziś w pracowni? Ciekawe, ciekawe...
- Już myślałem... Gdzie ty byś to pomieścił... - zauważyłem, unosząc nieco tyłek, aby podejrzeć jego sylwetkę, która przecież była tycia tycia. Jednym palcem bym go przecież podniósł. Hmmm... W sumie chciałbym. Bardzo chętnie bym to zrobił... - Nawzajem, nawzajem - dodałem, żeby oderwać się od tych rozpraszających mnie myśli. Ale już zaczynałem się do tego przyzwyczajać. Cóż, od takich uczuć nie da się tak łatwo uciec. - To nad czym będziesz pracował? Projekt do obłąkańca? - zagaiłem, zabierając się już za szamę.
- Nie, nad moją pracą dyplomową. Mam już sporo gotowe, jeśli chodzi o koncepty, ale ogarniam teraz materiały i zamawiam co potrzeba na wielki dzień.
- Na drugi kierunek? To chyba cięższe od malarstwa. Więcej myślenia i kombinowania. Co zaplanowałeś? Projektujesz cały dom czy jak coś takiego wygląda? - dopytałem, bo w sumie byłem ciekawy. Chciałem wiedzieć, czym się tak naprawdę interesuje. Jakie ma hobby, jakie dokładnie plany... Tak szczegółowo, a nie wybiórczo, jak do tej pory. Chciałem też bardziej poznać jego kreatywny umysł, jak to kolega z tego samego kierunku.
Chłopak zaczął mi zdradzać szczegóły tego projektu. A dokładniej pokazu mody, który miał stworzyć razem z tamtym swoim ziomem Kim Taehyungiem. Opowiadał to z prawdziwą pasją i zapałem. A ja nie mogłem przestać się patrzeć to na jego oczy, to na jego usta, słuchając tego delikatnego, dźwięcznego głosu.
Ech, Park Jimin. Owijasz mnie wokół swojego palca.
Rozmawialiśmy o tym wszystkim chwilę. Dopytywałem o niektóre szczegóły, ciekaw doboru kolorów i niektórych elementów. A zwłaszcza ich dziwnych nazw, z czego oczywiście musiałem sobie trochę pożartować. A na koniec rzuciłem moim standardowym tekścikiem:
- To gdybyś potrzebował jakiegoś siłacza, żeby coś przenieść i tak dalej, to wiesz... Call me. - Specjalnie naprężyłem przy tym prawą bułę, dając jej buziaka na odległość, po czym oczywiście się roześmiałem.
- Ty się skup, żeby cię nikt nie połamał przy najbliższej walce.
- Nie połamie - zapewniłem go, bo nawet nie było takiej opcji! - Jeszcze dwie waleczki z tymi bamboszkami i idę po pas. W piątek mam konferencję, będziesz oglądał? - zapytałem, bo w sumie jeszcze mu o tym nie wspominałem, a chętnie bym go wkręcił trochę w mój świat. Lekko pojebany, ale przynamniej ciekawy i pełen dymów!
- Jeśli znajdę czas - stwierdził obojętnie, wzruszając ramionami.
- No ej, teraz musisz wspierać swojego nowego kumpla - rzuciłem jeszcze, a widząc kątem oka, jak Jen zmierza w naszą stronę, miałem ochotę ciężko westchnąć.
Musisz? Nie widzisz, że jestem na stołówkowej randce z uczelnianą pięknotą????
- Gdzie to się ogląda?
- Podeślę ci link - zapewniłem go jeszcze, kiedy Jen już do nas dotarła, siadając obok. - Co tam? - rzuciłem, siląc się na neutralny ton, choć miałem ochotę ją zamordować w tej chwili.
To Yu i reszta wiedzieli, żeby sobie odpuścić i dać mi pomęczyć Park Jimina, a ta mi tu uniemożliwia zaloty!
I tak rozpoczęliśmy jakiś nudny temat o najnowszej ploteczce dotyczącej naszej prowadzącej od inglisza. Jimin nie chodził z nami na języki, mając przepisaną ocenę, czego w chuj mu zazdrościłem, bo szlag mnie trafiał z tym babskiem.
Miałem tylko nadzieję, że chociaż dzisiaj w pracowni będzie sam. I będę mógł znów wypytać go o najdrobniejsze szczegóły z jego życia.
Jimin
Potrzebowałem spokoju, aby móc skupić się na moim projekcie. Z jednej strony kusiło mnie skorzystanie z pewnego wyjątkowego miejsca, by się zaszyć i odciąć od świata. Ale z drugiej - Taehyungie ostatnio rzadziej bywał w naszej pracowni, więc mogłem mieć tam pełen spokój. No i... trochę liczyłem na to, że ktoś mnie odwiedzi.
Jeongguk zaczął robić prawdziwy chaos w mojej głowie. Wiedziałem, że zachowywał się okropnie względem mnie. Wiedziałem, że nasze "zaprzyjaźnienie się" może być tylko chwilowe. A mimo wszystko było w nim coś, co sprawiało, że moje serce pragnęło jego uwagi. Czy to przez te dziwne przebłyski podobne do déjà vu, które pokazywały mi masę radosnych chwil, jakie (w moich fantazjach) z nim przeżywałem? Czy po prostu ten diabeł Christian sprawił, że jestem zepsuty i pragnę tego, kto mną gardzi? Nic nie rozumiałem. Ale moje uczucia zawsze brały górę. Dlatego też stwierdziłem, że to pora wrócić na terapię. Skontaktowałem się już z moją psychoterapeutką z czasów rozstania z tym śmieciem i umówiłem wizytę. Musiałem poukładać sobie trochę rzeczy w głowie.
A póki co - skoncentrowałem się na projekcie.
W pracowni jak zawsze włączyłem moją playlistę do pracy, na którą składały się klasyczne utwory muzyki europejskiej. Od małego rodzice włączali mi je przy zabawie, więc nic dziwnego, że dobrze mi się kojarzyły - z rodzinnym ciepłem i bezpieczeństwem.
Siedziałem już ze dwie godziny nad szczegółami wystroju miejsca pokazu, kiedy nagle moją uwagę zwróciło pukanie. Spojrzałem w stronę drzwi i zauważyłem, jak w szparze pod nimi wsuwa się karteczka. Natychmiast podniosłem się i podszedłem, by przeczytać, co jest na niej napisane.
"Nie staraj się zrozumieć mojego zachowania, bo robię co mogę, aby zachować pozory".
Schowałem sobie tę dziwną wiadomość do kieszeni i otworzyłem drzwi. O mało nie oberwałem w głowę, gdy ręka Jeon Jeongguka najwyraźniej chciała ponownie zapukać.
- Park Jiminnnnnnnnn - powiedział z szerokim uśmiechem. - Jaka muza - dodał, ruszając głową do rytmu "Danse Macabre" autorstwa Camille'a Saint-Saënsa .
Serce, ogarnij się.
- Chcesz wejść? - zapytałem, robiąc mu miejsce.
- No przyszedłem, bo może jednak potrzebujesz tego mięśniaka do pomocy - powiedział, nawiązując do naszej wcześniejszej rozmowy na stołówce.
- Akurat nie, ale na towarzystwo nie będę narzekał. Rozgość się, tylko nie ruszaj nic, co należy do Tae - poprosiłem, kiedy minął mnie i od razu podszedł do ustawionych w rzędzie manekinów.
Zamknąłem drzwi i patrzyłem, jak jego plecak ląduje pod ścianą, a kurtkę zarzuca na wolne krzesło. Z zainteresowaniem przyglądał się tablicy, na której Taehyungie zaczepił rysunki swoich projektów.
- To co obecnie robisz, Park Jiminnie? - zapytał, kiedy przeniósł na mnie zadowolony wzrok.
"Nie staraj się zrozumieć mojego zachowania, bo robię co mogę, aby zachować pozory".
Pozory względem kogo, Jeon Jeongguk? Mnie, czy świata?
Wskazałem na stół, który zawalony był kawałkami materiału i paletami kolorów, a na ścianie przy nim wisiały liczne moodboardy.
- Wybieram krzesła dla osób oglądających pokaz - wyjaśniłem i poczułem się nieco głupio, bo to brzmiało tak banalnie. A dla mnie było szalenie ważne, bo nawet taki szczegół mógł być istotny przy ogólnym odbiorze pokazu Tae.
- Okay, okay, powstrzymam się od zbereźnego żarciku, który przyszedł mi przez to na myśl - powiedział, a ja przez chwilę nie rozumiałem, w jakim kontekście mógłby zażartować. Ale po chwili przyszedł mi do głowy pokaz w stylu striptizu i tańca na rurze. A skoro mamy z Jeonem tak samo zryte poczucie humoru...
Chłopak podszedł bliżej i zerknął na moje notatki.
- Ładne, estetyczne. Takie, jak ich twórca - powiedział swobodnie, a moje serce chyba zrobiło fikołka.
- Dziękuję - wymamrotałem i usiadłem przy stole, wracając do zapisanych krzeseł.
Przez kolejnych kilkanaście minut skupiałem się na przeglądaniu sklepów, które wytypowałem wcześniej i w końcu znalazłem mój ideał. Stołki wyglądały, jak pieńki drzew, dlatego wysłałem ich zdjęcie do drukarki, aby dołączyć je do mojej tablicy.
Kolejny kroczek do przodu.
W tym czasie Jeongguk siedział niedaleko mnie, pochłonięty rysowaniem. Zerkałem na niego co jakiś czas i widziałem, jak on zerka na mnie. Dlatego domyślałem się, że znów byłem obiektem jego twórczości. Chyba... nie miałem nic przeciwko temu. Dopóki nie zobaczę więcej rysunków przedstawiających moje nagie ciało. Wtedy zadbam o to, by tym razem to on miał problemy.
Po jakiejś godzinie zacząłem sprzątać mały bałagan, który zrobiłem, a kiedy ostatnie rzeczy trafiły do odpowiedniej teczki, przysunąłem do siebie laptopa, by złożyć zamówienie na wypożyczenie zapisanych rzeczy. Oczywiście mieliśmy już z Tae datę obrony, o co składaliśmy specjalne podania, by wiedzieć, na kiedy mamy być gotowi. Dlatego mogłem napisać maile do firm z prośbą o wycenę usług i wypożyczeń produktów na odpowiedni dzień.
Ale moja zmiana pozycji i ogarnięcie syfu sprawiły, że Jeon także postanowił przejść do innego zajęcia. Kątem oka patrzyłem, jak podchodzi powoli do mnie, stając za moimi plecami i opiera się jedną ręką o stół. Jego twarz wylądowała w moich włosach, więc ewidentnie zaglądał, czym się teraz zajmuję. Chociaż nie, miał inny plan, niż sprawdzanie moich działań, bo druga ręka położyła mi na ekranie kartkę.
- Zasiedziałem się - oznajmił cicho, a ja patrzyłem na rysunki, które przedstawiały moją osobę, w różnych pozach i z różnymi minami, które ewidentnie robiłem, zastanawiając się nad moim projektem. Nawet takie nieświadome dla mnie gesty, jak drapanie się po karku, zostało perfekcyjnie uchwycone.
Odwróciłem się powoli na krześle i szczerze myślałem, że to będzie znak dla Jeongguka, by się odsunął. Ale on nadal pozostawał oparty o blat stołu, przez co nasze twarz znalazły się niebezpiecznie blisko siebie.
- Pogadamy? - zapytałem cicho, zauważając, że jego oczy na kilka chwil skierowały się na moje wargi.
- Zależy o czym - powiedział ostrożnie, bacznie mnie obserwując.
- O nas - wypaliłem, jakbyśmy byli parą, która zaraz się rozstanie. - Bo chciałbym mieć jasną sytuację.
- O nas? A może pogadamy o tobie? - zapytał, w końcu się ode mnie odsuwając. Przeniósł się na krzesło tuż obok, nadal mając mnie na oku. - Jak dostaniesz tę pracę, to olejesz malarstwo, tak jak planowałeś?
- Nie wiem. Zobaczę, jakie dostanę oceny po tym semestrze i jak będzie wyglądał realnie mój plan zajęć - stwierdziłem, choć była to tylko część prawdy. Bo w zasadzie skłaniałem się ku opcji odpuszczenia sobie tych studiów. Idea zostawiania obrazów w każdym stworzonym wnętrzu już nie była dla mnie wystarczająco błyskotliwym pomysłem, by nadal brnąć w ten kierunek, a nie sprawiał mi też takiej radości, jak projektowanie wnętrz.
- Po jednym semestrze nie ma co się poddawać - zauważył natychmiast Jeon, na co miałem ochotę westchnąć.
- Dlaczego uważasz, że to poddawanie się?
- Masz jeszcze poprawki i warunki, trzeba walczyć, a nie rezygnować z kierunku przez oceny. A co do planu - skoro potrafiłeś pogodzić plan zajęć z jednego i drugiego kierunku, to z pracą też go pogodzisz
Aha? Czyli w jego odczuciu naprawdę marny ze mnie artysta, skoro wróży mi poprawki, a nawet warunki. FANTASTYCZNIE.
- A może jestem już zwyczajnie zmęczony? Dwa kierunki studiów, wokal, praca dodatkowa, a do tego ciągłe huśtawki nastroju przez ciebie? - zapytałem, chcąc nakierować temat na to, co dla mnie w tej chwili ważne. A wyjaśnienie sobie pewnych kwestii było stanowczo najważniejsze. - Na czym my w ogóle stoimy, Jeongguk? Teraz jest ok, ale zaraz znów z jakiegoś powodu będziesz mnie mieszał z błotem? Żartujemy sobie, jest fajnie, ale potem mi dojeżdżasz, bo jestem gejem. Po czym zaczynasz ze mną żartować na nowo. Zaczyna mnie to męczyć - powiedziałem spokojnie, sięgając do szuflady w stole. Wewnątrz było przygotowanych kilka skrętów, na wypadek gdybym potrzebował się wyluzować. Wyjąłem sobie jednego z zamiarem zapalenia, jednak momentalnie został on z mojej dłoni wyrwany i zgnieciony przez wielkie łapy Jeona.
- Co ty odpierdalasz? - zapytał mega wkurzony, co nie ukrywam, nieco mnie zaskoczyło. Ale tylko na chwilę, bo zaraz spochmurniałem, mając idealny przykład, jaki on jest.
- Dokładnie o tym mówiłem. Co, znowu robię coś, co ci się nie podoba i będziesz mnie gnębił?
Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami i spodziewałem się kolejnej awantury. A tu mała niespodzianka - Jeon Jeongguk nagle... złagodniał?
- Nie. Ale to akurat jest chujowe. Nie pal tego świństwa. Okay? - poprosił z jakimś dziwnym do określenia uczuciem wymalowanym na twarzy.
Wzruszyłem na to ramionami, nie widząc potrzeby składania obietnic bez pokrycia.
- Czasem potrzebuję się wyluzować.
- To idź na masaż albo pomedytuj, a nie się trujesz takim gównem.
- Myślałem, że z naszej dwójki, to ty jesteś tym niegrzecznym chłopakiem - zauważyłem, rozbawiony jego postawą. Bo z jednej strony mocno kreował się na bad boy'a, mając przy okazji masę chujowych zachowań w repertuarze, a jednocześnie taka z niego niby porządna osoba, opieprzająca mnie za używki.
Ale to nie był czas na wykłócanie się o marnowanie skrętów. Wolałem poważniejsze tematy.
- Proszę cię, powiedz mi wprost, czego ode mnie oczekujesz. Mam dość tej huśtawki - powiedziałem, mocno siląc się na spokój.
- Przypominam, że mimo wszystko jestem jako takim sportowcem - odparł, nadal całkowicie poważny. Co naprawdę było dziwne w jego wykonaniu. Zaraz jednak uciekł wzrokiem, podziwiając blat stołu. - Przecież ci obiecałem, że nie będę już dla ciebie chujem. Chcę... spędzić z tobą trochę czasu...? Sam nie wiem, czego chcę... Pamiętasz, jak mi wspomniałeś o tym "innym życiu"? Czasami, kiedy na ciebie spojrzałem albo cię dotknąłem... czułem, jakbym już cię znał albo już to z tobą przeżył... Tak jak teraz przy tym skręcie. Nigdy przecież nie wkurwiałem się na chłopaków, kiedy to oni palili, a jak ty go trzymałeś... od razu się wkurwiłem - wytłumaczył mi cicho, wzdychając po tym ciężko, a ja na chwilę poczułem ucisk w klacie. Bo dlaczego on czuł coś podobnego, jak ja?
- Wiem, że to głupie, ale też mam czasem coś takiego, co nawet ciężko zepchnąć na jakieś deja vu - przyznałem ostrożnie. - Gdy na ciebie patrzę albo powiesz coś. Gdy nazwałeś mnie "kitten"... jakbym słyszał to słowo z twoich ust tysiące razy wcześniej. I to... bardzo dziwne uczucie. Ale jak już dobrze wiesz - jestem gejem i jestem dość... emocjonalną osobą. Nie chcę, by twoje zachowanie dawało mi możliwość złego interpretowania twoich zamiarów. Dlatego proszę powiedz mi wprost - czy to są tylko żarty i mam tak je odbierać?
Wyrzuciłem to z siebie i mało nie padłem na zawał ze stresu, jaki cała ta sytuacja wygenerowała. Bo jakim cudem ja w ogóle pomyślałem o tym, by skierować takie słowa do Jeona, a co dopiero naprawdę je powiedzieć?! Chyba już całkiem odjęło mi rozum.
Musiałem poczekać na odpowiedź przez dobrą minutę, która ciągnęła się w wieczność. Moje serce szalało ze strachu, co usłyszy. Ale nic nie mogłem na to poradzić. Powiedziałem co powiedziałem, pozostało mi czekać.
- Wiesz, że jestem hetero, Jimin... Ale i tak nie potrafię ci odpowiedzieć na to pytanie. Czego ty wymagasz od dziewiętnastoletniego gówniarza? - zapytał z uśmiechem, skubiąc nerwowo palce.
Chyba nie byłem gotowy na taką odpowiedź. Myślałem, że mnie wyśmieje, a tutaj... Nie dość, że nie powiedział dobitnie, iż nasze rozmowy są jednym wielkim wylewem naszego specyficznego poczucia humoru, to jeszcze nie potrafił się dookreślić.
Ale skoro on nie był pewny, to ja musiałem być. Aby ratować swoją głowę i biedne serce.
- W porządku, już mi odpowiedziałeś. Będę to wszystko nadal odbierał jako żarty i żartami będę odpowiadał - powiedziałem cicho. - Zresztą tak będzie lepiej. Nawet gdybyś był bi czy homo, nie moglibyśmy być razem.
- Bo wolisz Mina - wypalił od razu młodszy, za co spiorunowałem go spojrzeniem.
- Nie. Bo wyglądasz i zachowujesz się jak mój eks - rzuciłem, nim ugryzłem się w język.
Szok, z jakim na mnie spojrzał wyrażał więcej, niż tysiąc słów. W końcu też był w stanie na mnie spojrzeć, bo odkąd wszedłem na ten trudny temat, uciekał wzrokiem w bok.
- Coooo?
- Taka prawda.
- Pokaż go.
- Znajdź sobie na Insta. Nie mam już naszych wspólnych zdjęć. Dprian.
Jeongguk od razu sięgnął po telefon i prawdopodobnie wyszukał sobie osobę, o której mówiłem. Widziałem, jak marszczy nos i brwi niezadowolony.
- O cholera. Ty, faktycznie. Jesteśmy trochę podobni. Ale zachowaniem też? - zapytał zdziwiony, podnosząc znów na mnie wzrok.
Zawahałem się przed udzieleniem odpowiedzi. Z jednej strony nie chciałem się z nim dzielić szczegółami mojej poprzedniej relacji. Ale z drugiej może gdyby poznał nieco informacji z mojego życia dałby mi spokój i przestał mi mieszać w głowie.
- Kiedy go poznałem... był dla mnie jak spełnienie marzeń. A kiedy zaczęliśmy być razem... - Na samą myśl zadrżałem. - Był dla mnie naprawdę okrutny. Czułem się przy nim jak gówno i byłem wdzięczny, że ktoś taki jak on w ogóle się mną zainteresował. A potem... potem narobił mi masę problemów.
Jeongguk przyglądał mi się uważnie, wyraźnie próbując wyciągnąć wnioski z moich słów.
- To stąd ta niechęć? Do rozbierania... a raczej robienia zdjęć? Czy źle łączę wątki?
- Dobrze łączysz. Nagrywał mnie bez mojej zgodny. Założył mi kamery w pokoju i łazience. Oraz u siebie, nagrywając mnie w czasie seksu. Robił mi też zdjęcia, które miały być tylko dla niego. Nie wiem, dlaczego byłem na tyle głupi, by uwierzyć, że tylko on będzie je oglądał.
Moje słowa wywołały jeszcze większe niedowierzanie na twarzy Jeona.
- To... popierdolone. Co za zjebany frajer - warknął autentycznie wkurwiony. Patrzyłem, jak znów łapie za telefon, w który zaraz zaczął agresywnie uderzać palcami. - Zaraz się chujowi pospamuje.
- Daj spokój, to było już dawno temu. Mam tylko nadzieję, że więcej go nie spotkam.
- W sumie coś z tym zrobiłeś? Twoi rodzice są chyba elitą seulską... więc pomogli ci z tym jakoś? O ile w ogóle wiedzą o twojej orientacji?
- Gdyby nie oni, być może trafiłbyś na moje zdjęcia i nagrania w sieci. Wtedy się dowiedzieli o mojej orientacji. I nie są zachwyceni, ale nie wydziedziczyli mnie ani nic. Wyłożyli sporo kasy, by zatuszować wszystko.
- To siedzi teraz ten typ w pudle?
- Nie, wyjechał na stypendium do Francji i tam skończył studia. Pewnie nadal jest w Paryżu.
- Powinien siedzieć w pierdlu. A jak nie, to niech się śmieć modli, żeby na mnie nie trafić - burknął, nadal zajęty telefonem.
Pokręciłem na to tylko z uśmiechem. W sumie było to nawet miłe, że się tak przejął. A z drugiej strony dałem mu straszną broń na mnie do ręki. Podaną wręcz na złotej poduszce.
Pokręciłem głową na to wszystko, nie mając już siły na kontynuowanie tej rozmowy. Wróciłem więc do mojego laptopa, aby dokończyć robienie zamówień. Natomiast Jeon nadal skupiał się na telefonie, prawdopodobnie robiąc burzę na koncie Christiana. Dopiero po kilku minutach, kiedy miałem wysłanego przedostatniego maila, jego dłonie znów znalazły się blisko mnie - jedna na blacie, a druga na oparciu fotela. Prawdopodobnie zrobił to po to, bym zwrócił na niego całkowicie moją uwagę. I udało mu się.
- Nie jestem taki jak on... - zaczął powoli. Odniosłem wrażenie, że ciężko mu przechodzą te słowa przez usta. - Nie mówię tego, żebyś się przede mną rozbierał i tak dalej, bo nie musisz. Po prostu wcześniej o tym nie wiedziałem. Gdybym wiedział, na nic bym nie nalegał. Rozumiem, że ludzie mają swoje granice. Sam je mam i skoro chcę, żeby inni je szanowali, to i ja szanuję granice innych - wyjaśnił, bardzo uważnie dobierając słowa. - Matko... jakbym dawał kolejny wykład Sayi - mruknął, kręcąc głową z lekkim uśmiechem. - No. Ale... chcę po prostu, żebyś nie myślał o mnie tak, jak o nim. To, jak się zachowywałem na początku... Mam problemy z agresją, to prawda. Dlatego walczę, żeby gdzieś się wyładowywać. Ale... nigdy nie podniosę na ciebie ręki i nie odjebie już takiej maniany, jak na początku. Tak, mogę się czasami zdenerwować, tak jak przed chwilą o tego skręta, ale... nie zranię cię.
Patrzyłem na niego uważnie. Coś w jego postawie, słowach i przede wszystkim oczach mówiło, że mogę mu zaufać. Tylko... czy na pewno? Christianowi też chciałem ufać przez jego początkowo piękne słowa i niewinne oczka.
- W porządku. Będę o tym pamiętał - powiedziałem cicho.
Jeszcze przez moment patrzyliśmy na siebie, ale ostatecznie młodszy odwrócił się, uznając poważne rozmowy za zakończone.
- No. Dobra. To pogadaliśmy - stwierdził, wypuszczając ciężko powietrze. - Zbieram się, bo już i tak jestem w kurwę spóźniony na trening - dodał, zerkając na swój telefon, po czym wstał. - Na razie... Mimi - dodał z uśmiechem.
Pokonał ten jeden dzielący nas krok, by poczochrać jeszcze moje włosy, po czym zebrał swoje rzeczy i wyszedł.
Westchnąłem głęboko, mając jeszcze większy mętlik w głowie. Ale nim zdążyłem cokolwiek w niej ruszyć, by to sobie poukładać, Jeon wrócił, niosąc kubeczek z kawą z automatu. Postawił ją na stole przede mną ze swoim czarującym uśmiechem.
- No, teraz już serio na razie.
- Dziękuję - powiedziałem, szczerze zaskoczony takim gestem. - Nie połam się.
- Buziak na szczęście? Żebym się nie połamał? - zapytał, zatrzymując się znowu w drzwiach i pokazał na swój policzek. Po czym zniknął, nim zdążyłem odpowiedzieć.
I znów wrócił.
Co za człowiek.
- A będziesz mi teraz śpiewał, skoro się kumplujemy? - spytał z szerokim uśmiechem.
Zaśmiałem się na to. Chyba naprawdę byłem jakąś syreną, skoro było to dla niego aż tak ważne.
- Jesteś już BARDZO spóźniony - zauważyłem.
- Ale to ważna sprawa.
- Jak będziesz grzeczny.
- Najgrzeczniejszy - zapewnił i w końcu zostałem sam.
Zamknąłem laptopa, bo nie było już sensu zabierać się za cokolwiek. Ten chłopak mnie wykończy. Mnie, moją głowę i moje serce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top