Rozdział 11 | 3704 słowa

Jeongguk

Jednak postawiliśmy na Jeju. Na wyjazdy za granicę musielibyśmy wydać za dużo kasy, a Seul był za prosty i za nudny na sylwestra.

Dziewczyny się wszystkim zajęły, jak zwykle będąc najlepiej zorganizowane. Wynajęły piętrowy domek, abyśmy się wszyscy pomieścili. Bo oprócz mnie, Yu i Jen, jechali również Hobi, Jackson, Youngjae, Han, Lisa, Rose, Jisoo, a także Park Jimin i Kim Taehyung, skoro należeli do naszej paczki. A z racji tak wyjątkowej imprezy, nie zamierzałem rzucać do Parka już żadnych zgryźliwości, zwłaszcza po ostatniej akcji. Jakoś... nie potrafiłbym. Widząc znowu jego łzy i znowu czując ten sam ból w sercu, niepokój i strach, nie chciałem być powodem wywołującym u niego takie uczucia. Nieważne, czy bujał się w Min Yoongim czy nie, czy się lizał z nim albo z innym fagasem. Nie mogłem się tak zachowywać. Bo później to do mnie wracało ze zdwojoną siłą.

Niestety jedyny wolny lot do Jeju, który udało się zarezerwować dziewczynom był o dość późnej porze. Dlatego wiedzieliśmy, że jak tylko dolecimy, porozdzielamy pokoje i pójdziemy spać, dopiero od jutra rozpoczynając zwiedzanie i imprezowanie. Bo specjalnie zarezerwowaliśmy domek na dwa dni, aby jeszcze przed sylwestrem trochę pokorzystać z atrakcji tej wyspy.

Na razie starałem się po prostu ignorować Taehyunga i Jimina, skupiając na reszcie znajomych. A z racji tego, że razem z Yu i Jacksonem byliśmy naczelnymi „zabawiaczami" ekipy, pajacowaliśmy już od samego spotkania na lotnisku.

Dopiero po dotarciu do wynajętego domku, zacząłem czuć lekki niepokój, głównie związany z posiadaniem współlokatora. Ale skoro to miały być tylko dwie noce, pocieszałem się, że jakoś dam radę.

Nasz „domek" okazał się być willą. A z racji tego, że to Jen organizowała nocleg, w ogóle się temu nie dziwiliśmy. Sauna, basen, spora przestrzeń w salonie i kuchni, a do tego sześć dużych sypialni. Co prawda niektóre z łożami małżeńskimi, ale na tym starałem się teraz nie skupiać. Choć jakby się tak zastanowić... to możliwe, że Jennie specjalnie je wybrała. Zwłaszcza, gdy po obejrzeniu wszystkiego zwołała nas z powrotem do salonu, aby przedstawić swój plan:

- Przygotowałam karteczki - oznajmiła na wstępie, wyciągając z torby plastikowe opakowanie. Uniosła je nieco, pokazując jego zawartość, którą były małe, poskładane karteczki. - Losujemy swoich partnerów do pokoju. Żeby nie było zgrzytów - stwierdziła, co z racji tego, że wśród nas nie było jeszcze stałych par, w sumie mogło być w miarę mądre i logiczne. Jednak patrząc na to z drugiej strony... jak trafię na Parka albo Kima...

Oj, Jen, nie przemyślałaś tego...

Dziewczyna zaczęła podchodzić randomowo do ludzi z naszej ekipy, wybierając szóstkę szczęśliwców, która miała wylosować swoich współlokatorów i od razu numer pokoju, do którego trafią.

- Jak wylosujecie siebie, to wymieniamy - zaznaczyła jeszcze, na co Yu od razu się oburzył, musząc wymienić swój los. I miałem nadzieję, że tym razem trafi na mnie, co byłoby najbezpieczniejszą opcją. Razem z wylosowaniem przeze mnie Hoseoka albo Hana, z którymi byłem równie blisko.

Ale nie... Przecież jak już wspominałem - karma do mnie powoli wraca.

Jennie szczęśliwa capnęła Taehyunga, to z nim lądując w pokoju. Nawet nie komentowałem jak bardzo SUS to było... Jackson natomiast trafił na Youngjae. Hobi na Hana, Yu na Lisę, Rose na Jisoo, a Park Jimin... popatrzył przerażony w moją stronę, trzymając swoją karteczkę.

Pięknie. Zajebiście.

Blondyn próbował jeszcze poprosić swojego przyjaciela o ratunek, ale wiadomo, Jennie im na to nie pozwoliła, już trzymając Taehyunga pod rękę i ciągnąc go do ich pokoju.

Dobra, wyjebane.

Posłałem po prostu Parkowi porozumiewawcze spojrzenie, pokazując mu ręką, aby prowadził.

To tylko dwie noce. Przecież nie muszę z nim siedzieć non stop w tym pokoju.

Podreptaliśmy na górę z walizkami. A wchodząc do naszego pokoju obaj zatrzymaliśmy się w tym samym miejscu.

Taaa... dwie noce, ale... z łożem małżeńskim??????!!!!!

Lekka przeginka.

Chyba myśleliśmy podobnie, bo po szybkiej analizie tej sytuacji, blondyn odezwał się jako pierwszy, proponując rozwiązanie tej niezbyt komfortowej sytuacji:

- Pójdę spać w salonie - mruknął, po czym od razu zaczął się stąd wycofywać.

A ja nie zamierzałem go zatrzymywać, rzucając tylko: „Dobry pomysł", po czym przeniosłem swoją torbę podręczną na łóżko, kładąc walizkę na razie gdzieś przy ścianie.

Bo co niby miałem na to powiedzieć?

„Nie, zostań, bardzo chętnie się z tobą prześpię?"

Znaczy... „będę spał", a nie „prześpię"?!

Wtf.

Albo się poświęcę i to ja pójdę do salonu? Ewentualnie zaproponuję komuś małą wymianę współlokatorów? Chyba byłem na to zbyt zmęczony po dzisiejszym treningu i locie. Zresztą, przecież nie będę się zawsze poświęcał. Nic mu się nie stanie, jak się tam przeniesie.

I już się zabrałem za wyciąganie kosmetyczki i gaci z walizki, gdy drzwi do pokoju znów się otworzyły. I o dziwo nie stanął w nich Jimin. A raczej nie stanął w nich sam Jimin.

Jackson wprowadził go za ramię do środka, sadzając na łóżku, a Youngjae chyba mu asystował. Ewentualnie pilnował wyjścia, aby blondyn im nie uciekł.

- W końcu zadbacie o bliższe relacje, Jimin - stwierdził jeden z nich, a ja po prostu stanąłem z gaciami i kosmetyczką w ręku, obserwując tę sytuację.

- No właśnie. W czym problem? Wszędzie są takie same łóżka i nikt nie narzeka. Siedź tu z Kookiem, może się w końcu dogadacie - dodał Youngjae, nadal stojąc w drzwiach do pokoju.

- A ty - zaczął znowu Jackson, odchodząc od Jimina, aby oczywiście podejść do mnie, celując przy tym palcem prosto w moją klatę.

Trąciłem go, rozbawiony, nie pozwalając się dotknąć.

- Ja, Jeon Jeongguk - przedstawiłem się, specjalnie, aby trochę go podenerwować, skoro był aż tak poważny.

- Ty, człowieku-rozpierducho, masz być grzeczny - dokończył, patrząc na mnie uważnie.

Oj, chłopaki, chłopaki.

Zaśmiałem się na to, klepiąc Jacksona po ramieniu, żeby się niepotrzebnie nie zamartwiał.

- Spokooo - zapewniłem go, przecież nie mając zamiaru rozrabiać.

- Noo, to bawcie się chłopaki - rzucił jeszcze Youngjae, puszczając oczko do nadal siedzącego na łóżku Jimina, po czym w końcu obaj się stąd zabrali, zostawiając naszą dwójkę samą.

I nastała cisza.

No to ten tego...

Na razie postanowiłem ewakuować się do łazienki. Starałem się nie myśleć o tym, jak to będzie wyglądać. Po prostu skupiłem się na szybkim ogarnięciu swojego ciała do snu. A z racji tego, że popołudniu miałem trening i brałem już prysznic, opukałem się tylko tu i tam, umyłem zęby oraz twarz i byłem gotowy do spania.

Jimin zdążył się w tym czasie przenieść z jedną z poduszek na niewielki fotel przy małym stoliku. Choć jak tylko opuściłem łazienkę, podniósł się z niego z przygotowanymi już rzeczami (zapewne piżamą i kosmetyczką), po czym wyminął mnie szybko, znikając w łazience. A jak tylko drzwi od niej się zamknęły, westchnąłem ciężko.

Zajebista atmosfera. Bardzo komfortowa...

Ech...

Rzuciłem na drugi fotel dzisiejsze ubrania, na razie nie mając ochoty ich składać i chować. Na to będzie czas jutro albo pojutrze. Na razie zająłem się powyciąganiem najważniejszych rzeczy, takich jak ładowarka, tablet, telefon, czy e-pet. I wystarczyło, abym tuż po tym odblokował tablet i natrafił na jeden z ważniejszych dla mnie folderów, a to nieprzyjemne uczucie od razu wróciło.

I co ja mam robić? Hmm?

Mój palec wylądował na poliku jednego z moich rysunków. Rysunków blond chłopaka o oczach równie smutnych, co jego prawdziwa wersja.

Kiedy Jimin opuścił w końcu łazienkę, siedziałem już na łóżku, zajmując się kolejnym moim rysunkiem. Tym razem jakiegoś potworka, pędzącego na motorze, aby odciągnąć swoje myśli od... niektórych spraw.

Zerknąłem na niego, trochę odruchowo, a trochę z ciekawości. Chłopak, w przeciwieństwie do mnie, miał na sobie piżamę, a nie same luźne spodenki. Niebieską, do tego w uroczym, świątecznym motywie, z jakimiś małymi, białymi kropeczkami i świątecznymi czapkami. I aż miałem przez to ochotę zapisać obecnie tworzony rysunek i zająć się kolejnym, powracając do mojej jakże monotematycznej obsesji.

Obserwowałem go chwilę, czekając co zrobi. A kiedy po odłożeniu swoich rzeczy udał się na ten wcześniej przygotowany fotel z poduszką, w końcu się odezwałem:

- Kładź się tu i nie świruj.

- Nie będę cię stawiał w jeszcze bardziej niezręcznej sytuacji - stwierdził cicho i skulił się na tym fotelu. Nawet jego drobne ciało nie było w stanie zmieścić się na tak małym meblu, dlatego nie zamierzałem odpuścić.

- Jakiej?

- Byś musiał spać w jednym łóżku z gejem - wyjaśnił, uciekając wzrokiem na bok.

Wiedziałem, że to na pewno nie jest dla niego łatwy temat, skoro w Korei był on wręcz zakazany. A przynajmniej wśród osób starszych i większości tych młodych. Bo każda taka dyskusja kończyła się na: „to wynaturzenie, to nie powinno istnieć". Ale nie wiedziałem dokładnie jak postrzegał to Park Jimin. Czy jego najbliżsi wiedzą? Czy był kiedyś jeszcze z jakimś innym facetem oprócz Mina? I choć miałem ochotę poznać odpowiedzi na te pytania, teraz na pewno nie byliśmy w położeniu do poruszania takich tematów. Ale to nie oznaczało, że odpuszczę sobie mój plan.

- No w sumie yikes. Ale bo to mało tu gejów... Mogłem trafić na Yu, który by mnie macał pod kołdrą. To chyba gorsze - zauważyłem, próbując w ten sposób zażartować, aby choć trochę rozluźnić atmosferę. Ale jak się mogłem tego spodziewać, taki „żarcik" nie był w stanie wymazać wszystkiego, co zrobiłem jemu, a on mi.

Chłopak oczywiście w dalszym ciągu nie miał zamiaru się ruszyć. A tym bardziej jakkolwiek mi na to odpowiedzieć. Dlatego po przetarciu zmęczonych już oczu i odłożeniu tableta, ostrzegłem go:

- Masz dziesięć sekund.

I rozpoczęło się odliczanie. Skrzyżowałem ręce na torsie, patrząc na jego nadal skuloną osobę. Czekałem, mając nadzieję, że sam się stamtąd ruszy. Ale kiedy doszedłem do jedynki i nic się nie stało, westchnąłem ciężko.

No ok, uparty człowieku.

Podniosłem się, kierując do tego fotela. Chłopak w końcu na mnie spojrzał, nieco wystraszonymi oczami.

Noooo...? Może się jednak podniesiesz?

Liczyłem na to, powoli zbliżając. Ale kiedy blondyn pozostał w tym samym miejscu, byłem zmuszony złapać go za przedramię, aby zachęcić do wstania.

I nic. Opór.

No dobra, nie będę się z tobą siłował.

Bo zamiast siłowania wolałem po prostu złapać go za obie ręce i podnieść, a tuż po tym przeciągnąć pod łóżko. Jeszcze tylko podniosłem kołdrę, aby go pod nią wrzucić, przykryłem, zgasiłem światło, przerzuciłem do niego tę poduszkę z fotela, i do spania.

I pewnie gdyby nie mój notoryczny brak snu, połączony z dzisiejszym treningiem i lotem, leżałbym jeszcze godzinami, obawiając się, że gdy zasnę mogę odwalić jakąś manianę, na przykład w postaci tulenia się do niego albo innych, dziwnych, nocnych interakcji. A tak to padłem prawie od razu, nie mając ani sekundy na niepotrzebne zamartwianie.

Jednak tak jak to zwykle bywało - po szybkim zaśnięciu, nastąpiło tak samo szybkie przebudzenie. Bo w moim śnie znów tonąłem w gęstej, gorącej krwi, gubiąc oddech. W prawdziwym życiu nie mogłem na to pozwolić, dlatego moje szybko bijące serce zaraz mnie z tego wybudziło.

To nie było nic nowego. Po prostu codzienne koszmary i codzienne zmartwienia, z którymi jako dziewiętnastoletni chłopak wiedziałem, że nie powinienem się zmagać. Ale przecież nie miałem prawa wyboru. Ktoś musiał mieć przejebane życie, żeby ktoś inny miał jak w bajce.

Jimin na szczęście nadal spał, grzecznie skulony na swojej połowie.

Zabrałem tylko elektryka i szlafrok, uciekając na balkon. Wiedziałem, że do łóżka już nie wrócę, całkowicie się rozbudzając. Mogłem tylko znów powrócić myślami do moich koszmarów, tych realnych lub sennych, czując, jak po moich polikach spływają łzy.

Byłem całkowicie pochłonięty myślami, nie mając pojęcia, ile minęło czasu od mojego wyjścia na balkon. Ale w pewnym momencie do moich uszu dotarł dziwny dźwięk, jakby coś w pokoju upadło.

Od razu podszedłem do drzwi balkonowych, zwłaszcza gdy tuż po tym hałasie usłyszałem jęknięcie.

Ktoś tu przylazł?

Uchyliłem drzwi, natrafiając wzrokiem na leżącego na podłodze Jimina.

Upadł? Ale jak i dlaczego?

- Co ty odwalasz? - zapytałem, nawet nie spodziewając się, że mój głos będzie aż tak zachrypnięty i wymęczony.

I pomimo lekkiego zaskoczenia i nie ogarniania tej sytuacji, szybko do niego podszedłem, pomagając mu wstać.

- Zrobiło mi się zimno... - wytłumaczył, podnosząc się z moją pomocą. - Palisz?

- Taa - przyznałem, jeszcze nie puszczając jego przedramienia. A korzystając z uchylonych drzwi balkonowych i księżyca, który choć trochę oświetlał nasz pokoju, zabrałem Jimina na brzeg łóżka, sadzając go na nim. - Nie złamałeś sobie niczego, co?

- Nie, tylko huku niepotrzebnie narobiłem. Jest ok. Ubiorę się cieplej i też pójdę zapalić - stwierdził, dlatego od razu poszedłem zapalić nocną lampkę, aby znowu się nie wywalił.

Nie miałem nic przeciwko jego towarzystwu, ale wyszedłem czym prędzej na balkon, aby dotrzeć pozostałości po łzach, nie chcąc, aby Jimin oglądał mnie w takim stanie.

Chłopak zaraz do mnie dołączył, przynosząc swojego e-papierosa, a czując słodką truskawkę, wyciągnąłem ten swój w jego stronę.

- Wymiana? - zaproponowałem, skupiając wzrok na jego elektryku, licząc, że nie będzie patrzył na moje oczy. - Mam mix owocowy.

Blondyn chętnie się ze mną wymienił. A kiedy obaj spróbowaliśmy nowych smaków, niestety wyszedł z propozycją, której nienawidziłem słyszeć:

- Chcesz pogadać?



Jimin

Gdyby ktoś mi powiedział kilka tygodni wcześniej, że razem z paczką, do której należy Jeon Jeongguk polecę na Jeju, by świętować zakończenie starego roku, to jak nic bym go wyśmiał. Bo dlaczego miałbym chcieć spędzać z nimi czas?

A no dlatego, że Taehyung bardzo chciał być blisko Jung Hoseoka. Więc nie mogłem ich zostawić samych. Ktoś musi zadbać, by mój przyjaciel miał bezpieczny pierwszy stosunek z facetem.

I tak oto wylądowaliśmy na Jeju, gdzie wynajęliśmy sobie cały dom. Ale przecież to by było zbyt proste, gdyby wszystko było dobrze. Bo zapominanie o zasadzie ograniczonego zaufania odbiło mi się czkawką - nie pomyślałem, by wypowiedzieć się w sprawie wybranego miejsca, zakładając, że ci ludzie są normalni. A NIE SĄ. Bo tylko oni mogli wpaść na to, by wybrać domek z sypialniami, w których są podwójne łóżka.

Aż zacząłem się zastanawiać nad tym, czy nie namówić Tae, by spierniczać stamtąd i wynająć cokolwiek innego w jakimkolwiek hotelu. No ale wielkimi krokami zbliżał się sylwester, więc wszędzie obłożenie było pełne. A nie po to lecieliśmy taki kawał, by teraz wracać... Dlatego z bólem serca zgodziłem się na spędzenie dwóch nocy w jednym pokoju ze Zjebonem. To wspólne łóżko mnie drażniło, ale ostatecznie nie zamierzałem protestować (zbyt długo) przed przeniesieniem się na nie, bo na fotelu bym się połamał do rana. Gdyby sam mi tego nie zaproponował (a przy okazji nie przeniósł jak worka ryżu), poczekałbym, aż pójdzie spać i sam się tam przeniósł.

Jednak wygląda na to, że nie dane mi było wyspać się w spokoju. Poczułem, jak robi się coraz chłodniej, co skutecznie wybudziło mnie z całkiem przyjemnego snu. I miałem ochotę pierdolnąć Zjebona poduszką, bo kto normalny sypia W GRUDNIU przy otwartym oknie?! Nie zastałem go jednak obok mnie, dlatego wstałem i ruszyłem w kierunku źródła zimna, uświadamiając sobie, że to nie okno, a drzwi balkonowe. Podszedłem więc ostrożnie do zasłony i wyjrzałem na zewnątrz. A widząc Jeona, po którego policzkach spływały łzy, złagodniałem i chciałem dyskretnie wrócić do łóżka.

Ale jakiś debil wpadł na pomysł, by po drodze postawić niewidoczny z tej perspektywy podnóżek, o który przyłożyłem jak ostatnia łamaga.

I tak, splotem wydarzeń, stałem właśnie na balkonie obok Jeona, wymieniając się elektronicznym papierosem. Zapowiadało się na to, że to dobry moment na oczyszczającą atmosferę rozmowę. Może było nam jednak potrzebne takie spotkanie. Rozmowy na balkonie przy papierosie mają w sobie jakiś taki vibe, że łatwo przychodziło bycie szczerym.

- O czym niby? - zapytał Jeon, kiedy spróbował już mojego truskawkowego olejku.

- Wyglądasz... bardzo smutno. Wiem, że nie jestem w top dziesięć twoich ziomków, ale umiem trzymać język za zębami, jeśli chcesz się wygadać - powiedziałem spokojnie.

- Ty też nie wyglądasz zbyt dobrze, Park Jimin - stwierdził, szybko odbijając od siebie piłeczkę. - A przecież ci obiecałem, że będę siedział cicho. Więc o co chodzi?

Uśmiechnąłem się smutno, patrząc w dal. Miał rację. Przez ostatnie dni nadal nie czułem się dobrze. Nawet jeśli nie bałem się już chodzić przez niego na uczelnię, to jednak uczęszczanie na rysunek było wyjątkowo trudne.

- Raczej nie chcesz słuchać o moim złamanym sercu - zauważyłem, zaciągając się tym egzotycznym smakiem.

- Przez Mina? - Niezadowolenie w jego głosie było banalnie łatwe do wychwycenia.

- Nie chce mnie już widzieć - wyjaśniłem. Z jednej strony nie chciałem mu o tym mówić. Bo może będzie miał głupią satysfakcję, że mi rozwalił małe marzenie. A z drugiej czułem silną potrzebę usprawiedliwienia się przed nim. Z którą ewidentnie przegrałem. - I wiem, że myślisz sobie, że dawałem mu dupy dla ocen. Ale to był nasz... pierwszy pocałunek. A ja naprawdę miałem nadzieję, że coś między nami będzie. Bo w końcu był ktoś, przy kim nie czułem się jak gówno - wyznałem ciszej, znów się zaciągając.

Z mojej lewej dotarło ciężkie westchnienie.

- Park Jimin, Park Jimin - wymruczał karcąco. - Jest wiele... wielu facetów, przy których nie będziesz się czuł jak gówno. Ale może lepiej nie obieraj sobie na obiekt swoich uczuć wykładowcy, co? Ja też chętnie bym zbajerował Kim Dane, ale to nie fair. Nie chce jej robić problemów. A ty Minowi narobiłeś. Co by było, gdyby wszedł wam wtedy ktoś inny? Na przykład jakiś prowadzący? Chłop by już nie mógł znaleźć nigdzie roboty, mając łatkę tego "sypiającego ze studentami geja".

Spiąłem się na jego słowa. Bo w jego oczach to było takie proste i logiczne. Ale w ogóle nie brał pod uwagę moich uczuć, które sprawiały, iż tak oczywiste schematy myślenia całkowicie nie miały racji bytu.

- Nie myślałem o tym... w ogóle nie sądziłem, by do czegokolwiek doszło. Myślałem, że to on będzie tą rozsądną stroną. A to on to zainicjował. Naprawdę pomyślałeś, że wszystko, co osiągnąłem na uczelni to efekt tego, że dawałem dupy na prawo i lewo? - spojrzałem w końcu na mojego rozmówcę, naprawdę rozczarowany jego postawą względem mojej sytuacji. - Chyba to mnie boli równie mocno, co odrzucenie przez Mina. Wiem, że dawał mi lepsze oceny, niż powinienem dostać, ale nie prosiłem o to. Na wszystko ciężko pracuję.

- Nie. Założyłem, że "dawałeś dupy"... - zaczął, mocno akcentując te dwa słowa - ...tylko Minowi. Skoro moje oceny są tak chujowe, a twoje nie. Ale to pewnie dlatego, że przed jego pierwszymi zajęciami mieliśmy ostrą spinę. Bo jak ja śmiałem krzyczeć na jego... dziubusia - dodał nieco kąśliwie, ale rozbawiony wymyślonym przez siebie określeniem.

- Teraz to już i tak nieważne - zauważyłem, odwracając się i opierając plecami o barierkę. Dzięki temu wypuściłem z płuc ten sztuczny dym nad siebie, tworząc przyjemną chmurkę. - Serio mam wary-obciągary? - wypaliłem, bo nie mogłem przestać myśleć o tamtym przytyku. PRZECIEŻ TAK MI SIĘ PODOBAŁY MOJE USTA! DLACZEGO ZNISZCZYŁ W MOICH OCZACH COŚ, CO WCZEŚNIEJ UWAŻAŁEM ZA MÓJ ATUT?! - Co to w ogóle za tekst?

Chłopak roześmiał się, ewidentnie nie spodziewając tak nagłego ataku z mojej strony.

- No przecież są większe niż takie, które zazwyczaj mają faceci. Ale jak to się nazywa... masz ten... no tę... Noo, wysil się mózgu - wymruczał, wyraźnie szukając słowa. A ja czekałem, czym mi jeszcze dopieprzy. - Andro-ge... niczną... androgeniczną urodę, o - wydusił w końcu z siebie, jednocześnie ścierając z czoła niewidzialny pot. - Chyba koniec myślenia na dzisiaj, przegrzał mi się mój mózg zadymiarza - uznał niezwykle z siebie dumny.

Prychnąłem na te słowa i przewróciłem oczami. Nigdy tak na siebie nie patrzyłem. I chyba nawet mnie to nieco zakuło. Czy teraz będę przez niego szukał kobiecych cech w mojej urodzie? Naprawdę coś więcej niż usta miałem zbyt... zniewieściałe?

- No dobra. Ja z siebie wszystko wyrzuciłem - powiedziałem po kilku kolejnych buchach, kiedy cisza między nami zaczęła się przedłużać.

- To dobrze. Polecam się jako terapeuta. 30 tysięcy wonów za tę sesję - powiedział, wyciągając od razu rękę w moją stronę z zadowolonym wyrazem twarzy.

- Tak tanio? No proszę, gdybym wiedział, to bym się szybciej zapisał. Jeśli chcesz tu jeszcze pomarznąć, to śmiało. Ja wracam - uznałem, widząc, że raczej nie ma co liczyć, by się przede mną otworzył. Ale najwyraźniej naprawdę potrzebowałem rozmowy, odsłaniając się przed nim aż za bardzo. Wyraźnie zmęczenie robiło swoje i traciłem czujność.

Oddałem papierosa właścicielowi i odzyskałem swojego, po czym wróciłem do środka, zrzucając już kurtkę, po czym szybko wszedłem do pościeli, która niestety zdążyła stracić swoją przyjemną temperaturę. Dlatego nakryłem się dodatkowo bluzą, która była dość ciepła i pozwoliła mi szybko przywrócić odpowiednie ciepło do snu.

Jeszcze przez chwilę patrzyłem w stronę drzwi balkonowych, jednak nie mogłem dostrzec mojego chwilowego współlokatora, który być może znowu płakał. Ale nie było to moim zmartwieniem. Nie byłem dla niego osobą, której mógłby zaufać i zrzucić nieco ciężaru ze swoich barków. Tak miało najwyraźniej zostać.

Następnego ranka obudziłem się w pustym łóżku i przez chwilę próbowałem przypomnieć sobie, co tu robię. Jednak wspomnienia z nocnej rozmowy szybko wróciły. Tak samo, jak widok płaczącego Jeona.

Najwyraźniej nawet on ma jakieś uczucia.

Zebrałem się z pościeli i poszedłem do łazienki, sprawdzając po drodze telefon, na którym czekała wiadomość od Tae.

"Dałeś jakoś radę, Minnie? Wszystko w porządku?"

"Jeszcze żyję. Bardzo jestem spóźniony?"

"Niee, dlaczego? Jest przed ósmą. My się już ogarniamy powoli. Dopiero wstałeś?"

"Tak. Niedługo dołączę"

Zapukałem do łazienki, by upewnić się, że nie wparuję Jeonowi, kiedy stawia klocka, a kiedy nabrałem pewności, że w środku jest pusto, wszedłem tam, by wziąć szybki, pobudzający prysznic. I trochę, by się ogrzać, bo lekko w nocy zmarzłem.

Kiedy stałem przed walizką, zastanawiając się, co powinienem założyć, podskoczyłem wystraszony, słysząc miauczenie. Najpierw pomyślałem, że w tę zimną noc przez otwarty balkon wlazł jakiś kot, ale okazało się, że to tylko tablet Jeona. Mimowolnie zerknąłem na wyświetlacz, gdzie na pasku powiadomień zobaczyłem kilka miniaturek jego ostatnich rysunków. I nieco ścisnęło mnie w żołądku, gdy zorientowałem się, że na każdym jestem ja.

Mówiłem, że ma jakąś obsesję na moim punkcie. Po prostu mi zazdrości, ot co.

Dłuższą chwilę zajęło mi przygotowanie się do zejścia do jadalni, a kiedy gotowy do rozpoczęcia nowego dnia stawiłem się na śniadanie, okazało się, że byłem ostatni. Wszyscy siedzieli już przy stole i jedli przygotowany posiłek. Pospiesznie zająłem wolne miejsce obok Tae.

- Dzień dobry wszystkim - przywitałem się, sięgając pałeczkami do najbliższej miseczki.

- Śpiąca królewna w końcu do nas zawitała - Jackson siedzący po mojej drugiej stronie od razu to skomentował, szturchając mnie lekko w ramię.

- Chyba powietrze na Jeju mi służy, by porządnie pospać.

- Albo to partner pokojowy, huh? - zapytał, ruszając głupio brwiami.

Uniosłem spojrzenie i popatrzyłem na Jeongguka, który zupełnie się mną nie przejmował, pogrążony w rozmowie z Yu.

- Kook jest tu ze mną od piątej, więc nie wymyślaj, Jackson - powiedział spokojnie Han, podsuwając mi miseczkę z wodorostami. - Wyspał się, bo spał sam, a nie. W przeciwieństwie do nas.

- Good point.

- Jak tam Minnie? - zapytał ciszej mój przyjaciel, nachylając się do mnie, biorąc przy okazji ogórki nieco bliżej siebie.

- Dobrze. Aż nie chce się stąd wyjeżdżać... to co mamy w planach dzisiaj?

Reszta natychmiast podłapała moje pytanie i zaczęliśmy się dzielić planem na zwiedzanie. O dziwo była to dość aktywna grupa, która nie zamierzała się alkoholizować od dziesiątej rano. Zaczniemy uderzać w procenty o dziesiątej wieczorem, a póki co WYCIECZKA!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top