Rozdział 10 | 5424 słów
Jimin
Kolejnych kilka dni chodziłem z szerokim uśmiechem na ustach, nie mogąc się doczekać spotkania z Min Yoongim. Przez zajęcia w szkole muzycznej oraz jego obowiązki nie mieliśmy czasu, by zobaczyć się i porozmawiać na osobności na temat planowanej przez niego wystawy. A prosił mnie, bym w niej uczestniczył! Nie znałem szczegółów, ale na pewno chciał pokazać coś mojego! Tylko ciekawe, czy zgodzi się, by to było związane z moim głównym kierunkiem... No nic, czas pokaże!
Tyle się działo w międzyczasie - prezentacja, projekty i spotkania Tae z Hoseokiem, że nawet nie zdążyłem opowiedzieć o tym mojemu przyjacielowi. Ale Taehyungie wiedział doskonale, że coś między mną, a naszym prowadzącym będzie. Chyba. Bo chyba nie tylko ja się w nim zakochałem, a on odwzajemniał moje uczucia... Musieliśmy tylko być z tym bardzo ostrożni. Spędzając czas sam na sam w jego gabinecie, nie raz słyszałem piękne komplementy, które najpierw skupiały się na moich pracach, a z czasem na mojej osobie. Chłonąłem każde jego słowo, spragniony jednak także dotyku, którego mi nie dawał. To trwanie w niepewności między tym, co dostawałem, a tym, czego pragnąłem, było na swój sposób ekscytujące.
Dopiero pod koniec tygodnia, na jednym z nudniejszych wykładów z kaligrafii, kiedy nawet robienie notatek było zbyt trudne, aby nad nimi nie zasnąć, miałem okazję porozmawiać szeptem z Tae. Ale to on zaczął temat, bo ja nadal próbowałem skupić się na monotonnym tonie prowadzącego.
- Idziesz po wykładach? Wiesz gdzie... - wyszeptał, a ja od razu poczułem lekki rumieniec i kiwnąłem głową z uśmiechem.
- Mam dzisiaj zrobić z nim coś nowego - zdradziłem i tak jak sądziłem, Tae nachylił się jeszcze bardziej, zainteresowany.
- Co takiego?
- Nie zdradził mi szczegółów, ale to dotyczy czegoś związanego z jego wystawą.
- Oo, Minnie. To naprawdę fajna okazja do promowania i pokazania swojego talentu. Gratulacje - powiedział cicho, niezwykle podekscytowany, łapiąc moją dłoń i ściskając ją. - O ile to będzie tym, co zakładamy.
Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo nagle poczułem dotyk na kręgosłupie, który na chwilę mnie zmroził. I to w paru miejscach, w dość regularnych odstępach. Zaskoczony odwróciłem się, patrząc prosto na Jeona, który najwyraźniej postanowił urozmaicić sobie wykład żartami ze mną.
- Co tam? - zapytałem spokojnie.
- Nic, nic, nie przeszkadzajcie sobie papużki. Miałeś jakiegoś włosa na koszuli - stwierdził i wrócił do swojego tableta.
What the...?
Odwróciłem się przodem do prowadzącego i próbowałem znów skupić na wykładzie. No dobra, na rozmowie z Tae, bo gościa nie dało się słuchać.
- W każdym razie - cokolwiek to będzie, na pewno będzie super - powiedziałem cicho, wracając do przerwanego wątku.
Na tym jednak zakończyliśmy rozmowę, bo do naszych uszu dobiegły słowa "to jest ważne do państwa zaliczenia", więc chcąc nie chcąc wzięliśmy się za notowanie. I przez kolejnych dziesięć minut panowała względnie leniwa cisza, przerywana tylko biadoleniem profesora i stukaniem rysikami po kartkach lub tabletach, gdy poczułem wibrację na ręce, informującą mnie o powiadomieniu w telefonie. Zerknąłem na tarczę, a widząc, że Jeongguk coś chce, wyjąłem telefon i sprawdziłem wiadomość.
W pierwszej kolejności moim oczom ukazał się digitalowy rysunek, przedstawiający mnie, siedzącego tyłem, ale lekko z profilu i bez koszulki. A moje plecy, podobnie jak w rzeczywistości, wzdłuż linii kręgosłupa zdobiły różne fazy naturalnego ziemskiego satelity. Dopiero po tym zobaczyłem wiadomość: "Czemu księżyc?".
Czułem, że rumienię się lekko, a moje serce nieco przyspieszyło z niepokoju. Po sytuacji z Christianem jakoś nie było mi komfortowo patrzeć na to. Starałem się jednak nie okazywać tego. Choć w mojej głowie pojawiła się myśl, że może Jeon wie o mojej przeszłości i chce mi w ten sposób dokuczyć, zaczynając od tak niewinnej rzeczy? A może zwyczajnie jestem nieco przewrażliwiony...
"A czemu nie? Jest piękny. Skup się na wykładzie, a nie mnie rozbierasz w swojej główce"
"Widzę ten jeden, wystający księżyc. Rozprasza mnie, Park Jimin. Każ mu przestać, bo zaczynam tęsknić za resztą jego faz :)))"
"Daj mi swoją bluzę, to założę kaptur i nie będzie widać"
Usłyszałem cichy śmiech za sobą. Kompletnie nie spodziewałem się jednak, że zaraz poczuję materiał na moich plecach. Odwróciłem się do Jeongguka, który siedział w samym podkoszulku i chyba specjalnie napinał mięśnie.
- Ale oddajesz po wykładach, bo mam na sobie tylko żonobijkę - szepnął, nachylając sie do mnie.
Założyłem tę bluzę, w sumie całkiem zadowolony, bo było mi dość zimno. Aule nie nagrzewały się tak, jakbym sobie tego życzył, a moje koszule były nieco za cienkie na te warunki.
"Mam nadzieję, że zdąży przejść Twoim zapachem mmmmm"
CO ZA PERVERT.
Poprawiłem kaptur tak, by zasłaniał mój kark, nie dając mu możliwości dalszego gapienia się na fragment mojego tatuażu.
"Podam ci nazwę perfum, to sobie kupisz, a nie będziesz kombinował"
"Czy istnieją perfumy o zapachu Park Jimina? Raczej nie. Proszę je najpierw wypuścić na rynek. Chociaż... Nie, nie na rynek. Zrobić tylko dla mnie 🙂 Nie będę się z nikim dzielił"
Ponownie odwróciłem się i pokazałem gestem, by się do mnie nachylił, co o dziwo grzecznie zrobił.
- Czy dostanę za to w ryj? - zapytał rozbawiony, ale nie zamierzałem zrobić nic bardziej drastycznego, niż danie mu pstryczka w czoło.
- Nie wiem, czy oddam tę bluzę. Jest idealnie ciepła - odparłem cicho.
Chłopak zaśmiał się, nadal pochylony do mnie.
- Chcesz, żebym się zamienił w sopel lodu na motorze? Kto ci wtedy będzie dokuczał na tej uczelni? Zanudzisz się beze mnie Park Jiminnie - mruknął, zaczepiając palcem mojego kolczyka. - Ooo - dodał nagle, łapiąc za swój tablet.
Coś na nim podotykał i pokazał mi ekran, na którym znów byłem ja, ale tym razem przodem, z nieco odwróconą w bok głową. Od obojczyka po szyję za uchem widniał tatuaż przedstawiający klucz ptaków.
- Fajnie by ci pasowały - powiedział, pokazując na te rysunkowe zdobienia. - Ale za bardzo widoczne, co?
Mimowolnie zerknąłem na Tae, który też się do nas odwrócił, a na widok rysunku skrzywił się, nijak tego nie komentując.
- Chyba zacznę się martwić, że masz jakąś obsesję na punkcie mojego ciała - odparłem nieco żartobliwie, choć w mojej głowie panował lekki stan alarmowy. - Następny, jaki będę robił to zwiędła róża na łydce - dodałem, w sumie bez powodu. Bo nie miałem faktycznie takiego zamiaru, a jednak coś wewnątrz mnie kazało mi to powiedzieć. Przed oczami widziałem dokładnie wzór, o jakim śniłem od dłuższego czasu, a który był dla mnie zupełnie niezrozumiały.
Jeon wyraźnie zastygł na chwilę i zaraz zaczął przerzucać obrazki zapisane na swoim urządzeniu, by pokazać mi to, o czym myślałem. Moja osoba z dokładnie takim kwiatem na ramieniu. Dosłownie dokładnie takim. To było przerażające.
- Widziałeś jak to rysowałem, co? - zapytał, a ja spiąłem się, bo może faktycznie widziałem i podświadomie moja głowa to zakodowała? - Ale w sumie rysowałem to głównie w domu... i trochę na przerwie na tańcach - dodał, a ja nieco niepewnie pokręciłem głową.
- Nie, nie widziałem tego. Po prostu śni mi się taka róża od jakiegoś czasu - przyznałem, nim zdążyłem się ugryźć w język. BO PO CO MU TO POWIEDZIAŁEM?!
Jeon nie zdążył nic odpowiedzieć, bo usłyszeliśmy głośne chrząknięcie. Odwróciłem się przodem do prowadzącego i okazało się, że zarówno on, jak i wszyscy we wcześniejszych rzędach, gapią się na nas.
- Ostatnie rzędy. Czy ja wam przeszkadzam? - zapytał nieco zły profesor, na co od razu wstałem i ukłoniłem się głęboko, przepraszając. Bo chyba faktycznie w pewnym momencie nie zachowywaliśmy się zbyt cicho.
- No w sumie przeszkadzasz - mruknął Jeon za moimi plecami.
Kiedy przestaliśmy być w centrum uwagi, dostałem jeszcze jedno powiadomienie, które odczytałem już na smartwatchu: "Czyli wniosek jest jeden: ROBIMY SOBIE WSPÓLNY TATUAŻ BESTIEEEEE".
Usłyszałem jeszcze, jak młodszy chichra się za moimi plecami, ale nic już na to nie powiedziałem.
Na koniec wykładu oddałem Jeonggukowi bluzę, choć nieco niechętnie się z nią rozstawałem. Była ciepła, ale też naprawdę ładnie pachniała. Do czego ciężko mi się było przyznać przed samym sobą. Nie miałem czasu tego rozważać, bo oto czekało mnie spotkanie z Min Yoongim.
Pokonałem korytarze dzielące mnie od tak bardzo upragnionej osoby, jakbym leciał niesiony na wielkich skrzydłach. Moje serce biło tęsknie za jego widokiem. Ale na szczęście nie musiałem już dłużej czekać, bo oto zatrzymałem się przed gabinetem 903 i grzecznie zapukałem.
Doktor Min jak zawsze zaprosił mnie do środka i uśmiechnął się na mój widok. Zaprosił mnie także, bym usiadł. Tym razem, o dziwo, miałem zajęć stołek, który zwykle był jego miejscem. A to on siadł przed stolikiem, z przygotowanym szkicownikiem oraz zestawem ołówków i węgli.
- Jak ostatnio ci wspomniałem, Jimin, jestem w trakcie szykowania się do wystawy moich prac. Chcę ją zatytułować "Face". Od dłuższego czasu zbierałem materiały, które chciałbym przedstawić w galerii, jednak ciągle brakowało mi czegoś wyjątkowego. Takiej wisienki na torcie. Ale w końcu ją znalazłem. Chciałbym zaproponować ci zostanie moim modelem. A konkretnie - by twoje usta posłużyły mi za model. Masz tak kształtne, idealne wręcz wargi, których jeszcze nigdy nie widziałem, że szkoda by było nie pokazać ich światu. Pragnę je narysować i dodać do mojej wystawy jako jedną z najważniejszych prac. Jeśli nie będziesz chciał - nie zdradzę nikomu, kto mi służył za model, ale jeśli się zgodzisz, to chętnie je podpiszę. To od ciebie zależy. Zgodzisz się więc zostać moim modelem?
Z jednej strony nie wiedziałem, czy tego chcę. Trochę w mojej głowie zapalała się czerwona lampka, przypominająca mi o sytuacji z Christianem, ale... Przecież to było coś innego. On chciał rysować tylko moje usta. Wydawało się to całkiem niewinne, ale było w tym coś... intymnego.
Pan Min dał mi czas do zastanowienia, więc kilka minut siedzieliśmy w ciszy, bym mógł przemyśleć tę propozycję. W końcu jednak moja uczuciowa strona przeważyła, nie chcąc rozczarować starszego, pokazując tym samym, że jest dla mnie ważne, aby jego wystawa odniosła sukces. Zgodziłem się więc i zaczęliśmy pierwszą sesję.
Przeniosłem się na wygodniejszy fotel, co zaproponował mój obiekt westchnień, bym czuł się komfortowo, a następnie siedziałem grzecznie nie ruszając głową, ani nie zmieniając wyrazu twarzy bez konkretnych poleceń. Nie widziałem, co dokładnie działo się na kartce, ale po jakiejś godzinie pokazał mi w końcu kilka układów moich warg, które tak jak czułem wyglądały... Kusząco. Już dawno nie czułem się tak seksownie.
Zaczęliśmy rozmawiać o tym, co udało mu się naszkicować i jakie jeszcze miałby pomysły na kolejne ułożenia, a ponieważ obaj byliśmy tym podekscytowani w pewnym momencie jego kciuk dotykał moich warg, by sprawdzić ich miękkość. Nawet nie wiem kiedy jego palce został zastąpiony przez usta.
Serce waliło mi potwornie szybko, aż wszystko mi zawirowało. Pragnąłem, by ta chwila trwała wieczność.
I wtedy usłyszałem, jak otwierają się drzwi.
Jeongguk
Od tamtego dziwnego „wspomnienia", nie mogłem się opędzić od myśli o Park Jiminie. Ciągle zaprzątał mi głowę. Już nie tylko samym swoim pięknym głosem, którego miałem ochotę słuchać codziennie. I obawiałem się, że to może już podchodzić pod jakąś głupią obsesję. Do tego na punkcie chłopaka?!
Dlatego starałem się wszystkie moje myśli przenieść na papier. No, trochę papier, ale głównie na ekran mojego tabletu, którego pamięć powoli wypełniała się rysunkami Park Jimina. Te jego księżyce to już mi się po nocach śniły, za bardzo skupiając na sobie moją uwagę. Ale musiałem przyznać, były ładne. I pomysłowe. Zwłaszcza w takim miejscu. A widząc jak jeden z nich zaczepia mnie na ostatnim wykładzie, mówiąc: „Narysuj mnie, Jeongguk, narysuj!", oczywiście musiałem to zrobić, zaraz chwaląc się moim kolejnym dziełem. A z racji tego, że moja „obsesja" wiązała się z praktykowaniem rysowania ludzkiego ciała, łączyłem przyjemne z pożytecznym.
I tak nudny wykład zleciał. Ja zaplanowałem sobie nowy tatuaż u mojego ziomka, skoro Jimin już mi chciał podkraść fajny design, a po pogaworzeniu jeszcze chwilę z całą paczką pod aulą, pożegnaliśmy się, chcąc już iść każdy w swoją stronę. Iii... to miał być spoko dzień. A przynajmniej tak się zapowiadał. Ale nie, po co, gdzie taaam. Bo nagle otrzymałem znienawidzone powiadomienie: Nowa ocena w e-dzienniku uczelni.
No dalej, zepsuj mi humor, śmiało.
- Rysunek - mruknąłem, doskonale wiedząc, co to oznacza. Bo przecież ten chuj musiał się na mnie uwziąć.
TRÓJA?!
ZNOWU?!
NO JA PIERDOLE!
- Ja pierdole - powtórzyłem, tym razem na głos, zaciskając dłoń na telefonie.
Nie sądziłem, że tyle ćwicząc i tak się starając będę miał problem z tymi podstawowymi, praktycznymi przedmiotami. Malarstwo, rysunek, a nawet rzeźbę powinienem zawsze zaliczać co najmniej na czwórę! Bo moje ręce i umysł już doskonale wiedziały, co mają robić. Nie po to ćwiczyłem tyle po nocach, odpuszczając sobie trening i taniec na rzecz malarstwa, aby teraz jakiś śmieć oceniał rysunki, nad którymi siedziałem po naście godzin na TRÓJĘ. I to nie była nawet kwestia jakiejś walki o dobrą średnią, bo to akurat miałem gdzieś. Wkurzała mnie ta jego arogancja i chęć pokazania, że skoro z nim zadarłem to będzie mnie męczył przez kolejne lata nauki tutaj. A na to nie zamierzałem pozwalać!
Już raz lub dwa miałem okazję znaleźć się w pokoju, w którym prowadził konsultacje, dlatego wiedziałem gdzie się kierować. Po drodze zacząłem wyszukiwać zdjęcie tego rysunku, które oczywiście miałem w telefonie, tak w razie czego. I dziękowałem sam sobie, że jednak cyknąłem temu fotę, bo teraz mogłem zapytać co mu tu kurwa nie pasuje?! Znowu zresztą!
Szybko tam dotarłem, nawet nie zamierzając pukać. Bo skoro on tak ze mną pogrywał, to ja też zamierzałem.
Otworzyłem drzwi z impetem, kierując w jego stronę zdjęcie rysunku ze słowami:
- Z jakiej racji to jest praca na TRÓJE, PANIE MIN? - Nie krzyczałem. Ale powiedziałem to dość DOSADNIE, aby załapał, że przesadził i jak mnie teraz wkurzy jeszcze bardziej to możliwe, że oberwie (przypadkiem) w zęby.
Ale przez moją złość i to nagłe wbicie, bez ocenienia sytuacji, nie zauważyłem co tutaj zastałem. A te blond włosy przecież poznałbym już wszędzie, tyle razy je ostatnio malując/szkicując. Zresztą, w tym momencie to nie na włosach powinienem skupić swoją uwagę. Bardziej na... ustach, które nie wiedzieć czemu i jakim cudem jeszcze przed sekundą znajdowały się na tych Mina.
Co się tu odpierdala?!
Zaraz, zaraz, zaraz...
Szybkie łączenie wątków. Min Yoongi, Park Jimin. Prowadzący i student. Młody, wredny prowadzący i... potrzebujący dobrych ocen student.
Ahaaaaa, tak to działa. Gdybym wiedział...
Zaśmiałem się na to wszystko kpiąco, kręcąc głową. Opuściłem telefon, bo teraz nie było sensu w ogóle poruszać tematu mojego rysunku. Wolałem poruszyć inny.
Park Jimin zdążył już odsunąć się od Mina na bezpieczną odległość. Zwiesił głowę, jakby było mu tego żal albo się wstydził. I powinien.
Ale zanim zdołałem cokolwiek powiedzieć, to Min miał czelność się odezwać.
- Jeon Jeongguk. Kultura wymagałaby chyba innego zachowania? - Profesorek starał się brzmieć na spokojnego, ale nie kupowałem tego lekko drżącego tonu głosu. Zresztą, na razie mnie on w ogóle nie interesował, bo mój wzrok zawiesił się na Park Jiminie, nagle pełnym udawanej pokory. Nie byliśmy razem, a jednak... poczułem coś na kształt zdrady. Może to przez fakt z kim się całował? A nie, że w ogóle się całował?
- Już wiem jak sobie załatwiasz takie oceny - mruknąłem do niego, pełnym zniesmaczenia i pogardy tonie. Ale zasługiwał na to. Skoro zachowywał się tak z FACETEM i do tego z PROFESOREM, aby mieć później piątkę w indeksie.
Ciekawe z kim jeszcze się zabawiasz, żeby mieć dobre oceny na dwóch kierunkach.
Pf!
Olałem go już, woląc zwrócić się do Mina, aby wykorzystać tę ich nieciekawą sytuację. Bo skoro Park Jimin mógł robić takie rzeczy poprzez łóżko, to dlaczego ja nie mógłbym ich teraz poszantażować? A raczej Min Yoongiego?
- Wpisuje pan piątkę i niczego nie widziałem. Inaczej postaram się, aby to dotarło nawet do rektora - oznajmiłem mu, obojętnym i znudzonym tonem, jakby mi to latało i powiewało. - Gdyby to była dziewczyna, pewnie miałby to gdzieś. Ale z chłopakiem... Na pewno już pan tu nie popracuje. I to nie jest szantaż. Chcę po prostu ocenę na jaką zasługuje KAŻDA moja praca - podkreśliłem, bo w sumie była to prawda. Starałem się, a on po prostu tego nie doceniał. Nieważne, czy siedziałbym nad danym rysunkiem godzinę, czy tydzień, i tak wpisze mi tróje, bo raz przy nim podniosłem głos...
Aha, czyli może już przy tamtej kłótni go posuwał! A ja śmiałem podnieść głos i rękę na jego chłoptasia. Ale pojeby!
Park Jimin w końcu stąd uciekł, a ja zacisnąłem automatycznie dłoń, mając ochotę w coś przypierdolić. Ale jeszcze nie teraz. Musiałem poczekać na decyzję Mina.
Facet chwilę się z tym ociągał, chyba rozważając moje słowa. Ale ostatecznie raczej nie wpadł na jakieś dobre rozwiązanie, bo sięgnął po laptopa, aby coś na nim chwilę poklikać. I pik, powiadomienie.
Od razu zerknąłem na telefon, otwierając e-dziennik.
Piąteczka! No!
Uśmiechnąłem się na to, przenosząc powoli zadowolony wzrok na Mina.
- Nie było sprawy. Liczę tylko, panie Min, na sprawiedliwe oceny w przyszłości - podkreśliłem, aby to nie była tylko jednorazowa sytuacja. Bo kolejnych trój z rysunku nie chcę już oglądać. Nie po tylu godzinach pracy.
Na tym zakończyłem moje nagłe konsultacje. Akurat wyszedłem z gabinetu, kiedy Park Jimin znikał już powoli na końcu korytarza.
Nie potrafiłem pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia. Rozczarowania? Niepokoju? Nienawiści?
A może to po prostu obrzydzenie? Bo Park Jimin nie dość, że okazał się dziwką, to jeszcze gejem.
Musiałem wyładować moją frustrację, resztę dnia spędzając na intensywnym treningu. Prawie przy tym rozniosłem osobę, z którą sparowałem, ale dzięki temu trochę ochłonąłem.
Na drugi dzień Park Jimin się nie pojawił. A Kim Taehyung posyłał mi nienawistne spojrzenia, jak zwykle zresztą, więc to akurat nie było nic nowego.
Dopiero kolejnego dnia blondyn w końcu przyszedł. Wyglądał tak, jakby chciał się wtopić w otoczenie, ubierając tym razem dość casualowy strój - jeansy i beżową koszulkę. Ale nie ze mną te numery. Myślał, że ot tak odpuszczę TAKĄ SPRAWĘ?
Od razu do niego podszedłem, mając ochotę skomentować ten jeszcze jeden dodatkowy element jego całego outfitu - czyli maseczkę.
I tak jak im obiecałem, nikt się o niczym nie dowie, dlatego pochyliłem się tak, aby sięgnąć do jego ucha, szepcząc:
- Lepiej zasłaniać te wary-obciągary. Dobra decyzja, mordo. - A mój wzrok starał się tuż po tym natrafić na jego oczy, aby spojrzeć na niego groźnie, bo przez jego akcję wróciliśmy do punktu wyjścia. - Idę do kibla - rzuciłem, już do chłopaków. - Bo się zaraz porzygam - dodałem, posyłając jeszcze ostatnie spojrzenie Jiminowi, po czym faktycznie stąd odszedłem, bo nie byłem w stanie na niego patrzeć.
Po moich słowach Jimin już się nie pojawił. Ani na kolejnych zajęciach, ani kolejnego dnia. Nie pojawiał się cały tydzień. A choć Taehyung tłumaczył to „chorobą" Jimina, ja wiedziałem swoje. Jednak tak jak obiecałem - milczałem jak grób. Nie mówiąc o tym co się wydarzyło, a tym bardziej jak się po tym wszystkim czułem. Ale moje wcześniejsze podejście do Parka nie pasowało do mojego obecnego podejścia do niego... Zwłaszcza, gdy ktoś martwił się tą jego chorobą, a ja kazałem mu przestać pierdolić, bo to jest mało ważne, tak samo jak sam Jimin.
I oczywiście jako pierwszy pękł z tym Hoseok. Bo gdy kupowałem sobie kolejnego energola tego dnia, postanowił do mnie podejść i zagadać:
- JK, coś się stało? Wydawało mi się, że twoje wkurwy na Parka są już za nami. A twoje ostatnie zachowanie jest jakieś takie... pasywno-agresywne.
- Park sobie u mnie znowu przejebał - podsumowałem to wszystko, idealnie opisując. Liczyłem, że to mu wystarczy i da mi spokój. Ale nie z Hoseokiem takie numery...
- Czym tym razem? Wydawało mi się, że już całkiem dobrze się dogadujecie. Wręcz jak stare małżeństwo.
Prychnąłem na to od razu, zaciskając zęby.
- No właśnie, zacząłem go traktować jak członka naszej ekipy. A on odpierdala coś takiego... Powiem ci tak, Hoseok - zacząłem, otwierając już kupionego energetyka. I dopiero po wzięciu dość sporego łyczka kontynuowałem. Oczywiście ostrożnie, tak jak im obiecałem: - Mam swoje zasady, jak każdy. A Park Jimin złamał jedną z nich. Nie spodziewałem się tego po nim. I z tego co widzę, on też nie jest z tego zbyt dumny. Inaczej chodziłby normalnie na zajęcia. I nie zdradzę ci o co chodzi, bo nie jestem sześćdziesioną - podkreśliłem, znów wlewając w siebie tę chemię. Ale ostatnio potrzebowałem jej nawet więcej niż zazwyczaj. Ciekawe czemu...
Hoseokowi jednak nie wystarczyło takie wyjaśnienie.
- Złamał jedną z twoich zasad? Daj spokój, na pewno nie zrobił tego świadomie.
- Świadomie. I nic go nie usprawiedliwia, Hoseok. Z czasem pewnie ochłonę, ale na razie mam jeszcze na niego lekkiego nerwa - oznajmiłem, mrużąc lekko oczy na samo wspomnienie tamtego incydentu i mojej złości w tamtej chwili.
Postaliśmy tak chwilę. Chłopak musiał chyba przetworzyć te informacje. A kiedy w końcu pogodził się z moją wersją i tłumaczeniem, westchnął.
- Ok, ufam, że naprawdę masz powód do złości i mam nadzieję, że się to wyjaśni.
Pokiwałem na to głową, wracając z nim do reszty paczki, aby oderwać się od tematu Parka.
Jak gdybym w ogóle był w stanie to zrobić... Pf.
Jimin
W ciągu kilku dni po kilka razy przechodziłem od stanu "mam to wszystko gdzieś" po "jestem największym rozczarowaniem moich rodziców" i z powrotem. Leżałem w łóżku, płacząc głośno, by po chwili walić pięściami w poduszkę. A wszystko przez Zjebona.
Gdyby Zjebon nie wlazł do gabinetu...
Już godzinę po tamtym wydarzeniu otrzymałem wiadomość od Mina, proszącego, bym zapomniał o propozycji bycia modelem do rysunku na jego wystawę i abym więcej nie przychodził do niego na indywidualne zajęcia. W jednej sekundzie moje serce zostało złamane na części, które potwornie bolały.
Gdyby Zjebon nie powiedział tych wszystkich rzeczy...
Jak on w ogóle śmiał pomyśleć, że pieprzę się z wykładowcami za oceny?! Więc jego zdaniem nie mam w ogóle talentu?! Owszem, wiedziałem, że Min daje mi lepsze stopnie, jednak nie miałem na to żadnego wpływu! W dupie z tymi ocenami, ja chciałem uwagi tego doktora! A teraz już za późno...
Gdyby nie pierdolony komentarz Zjebona na mój temat...
WARY-OBCIĄGARY?! KURWA MAĆ.
Niech spierdala, nie zamierzam tego wysłuchiwać.
Taehyung nie był w stanie wyciągnąć mnie z mieszkania, usprawiedliwiając przed znajomymi chorobą. A ja miałem czas, by opłakać złamane serce i zwymyślać Jeona na czym świat stoi. Koniec. Nienawidzę go i nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Dopiero pod koniec tygodnia ogarnąłem się na tyle, by pójść do mojej szkoły muzycznej. Nie byłem w stanie pokazać się na uczelni, jednak śpiew pomagał mi z trudnymi emocjami. Podobnie jak gra na skrzypcach (które prawie połamałem, tak ostro przelewając uczucia na instrument), więc nie chciałem darować sobie tego wyjścia. Miałem tylko nadzieję, że to nie jest dzień, kiedy Zjebon ma tam zajęcia. Ale na wszelki wypadek ubrałem się tak, by maksymalnie zamaskować zarówno blond włosy, jak i twarz.
PIEPRZONY DUPEK BĘDZIE MI KOMENTOWAŁ MOJE USTA. MIN JE KURWA POTRAFIŁ DOCENIĆ. A TEN... TEN IMBECYL PEWNIE BY JESZCZE CHCIAŁ, ŻEBY JAKAŚ DZIEWCZYNA MIAŁA TAK ŁADNE WARGI JAK MOJE I BY MU OBCIĄGAŁA. PEWNIE FANTAZJUJE O NICH DUPEK PIERDOLONY I DLATEGO TAK ZAREAGOWAŁ.
Sam siebie nakręcałem złością, idąc na zajęcia. I tak jak przypuszczałem, śpiew pozwolił mi to wszystko z siebie wyrzucić. Niestety, kiedy odchodziła złość, pojawiał się smutek.
Wracałem już nie bunkrując tak bardzo mojego wyglądu, pozwalając, by mroźne powietrze szczypało moje policzki i uszy. Może naprawdę się rozchoruję i nie pójdę kolejny tydzień na uczelnię. Chyba powinienem zrezygnować z malarstwa. Każde następne zajęcia z Minem będą przecież jakąś katorgą. A rysunek na pewno nie jest jedynym przedmiotem, jaki mam z nim przewidziany do końca studiów...
Miałem wrażenie, jakby nad miastem zapadła noc dużo szybciej niż zwykle, dlatego postanowiłem skrócić sobie drogę do akademika, korzystając z kilku przejść między budynkami. Nie były to zbyt przyjazne miejsca, ale jakoś do tej pory wszystko było w porządku. Więc czemu tym razem miałoby być inaczej? Zresztą, jestem facetem, a nie dziewczyną, którą nawaleni o tej porze faceci mieliby zaczepiać.
No i trochę się przeliczyłem. Bo chcąc wejść w kolejną ciemniejszą alejkę, wpadłem prosto na jakiegoś typka. Na tyle dużego, by nawet się nie zachwiał przez to zderzenie. A ja niestety wylądowałem na czterech literach.
- O, a panienka co tu robi?
Co za zjeb.
Podniosłem głowę, trochę wystraszony, a trochę chcąc pokazać, że nie jestem dziewczyną, więc mogą dać sobie spokój z wszelkimi głupimi tekstami.
- Stary, to nie żadna panienka, tylko jakiś pedałek. Patrz jaki pizdowaty.
O kurwa.
Dobra, to są zjeby do kwadratu. Trzeba uciekać.
Wstałem szybko i nieco się kłaniając i mamrocząc przeprosiny chciałem wycofać się na główną ulicę, ale ten drugi, bardziej chuderlawy, ale widocznie zaczepny, złapał mnie szybko.
- Dokąd to? Może sobie pogadamy?
Czułem, że nie jestem w stanie wydać z siebie ani jednego słowa. W mojej głowie przebiegło milion myśli na temat tego, co mogą mi zrobić tylko dlatego, że w ich opinii nie reprezentowałem się wystarczająco męsko.
Może jak mnie zmuszą do robienia sobie loda, to odgryzę jednemu penisa i drugi spierdoli?
Myślałem gorączkowo, jak się ratować, kiedy usłyszałem za sobą głos, który z jednej strony mógł być ratunkiem. A z drugiej ewidentnie należał do Zjebona, więc może się okazać, że jeszcze będzie kamerzysta tego jakże wspaniałego festiwalu upokarzania mnie. Zresztą, nawet nie chciałem wiedzieć, jakim cudem znalazł się właśnie w tym miejscu. Śledził mnie, czy był to czysty przypadek - chuj mnie to. Był teraz albo moim wybawicielem albo przekleństwem.
- Panowie, spokojnie. Po co te nerwy? - zapytał radośnie, zrównując się z nami.
- JK? - zapytał ten chudzielec, który nadal mnie przytrzymywał.
No tak, przecież tacy patusiarze na pewno oglądają, jak inni patusiarze dają sobie po mordach za kasę.
- Jeon Jeongguk z High MMA? - zapytał drugi, wyraźnie podekscytowany.
- No taa - odparł jakże elokwentnie Zjebon.
- Siema stary. - Ten byczkowaty od razu podszedł zbić sztamę ze swoim pseudo idolem. - To twój kumpel? - zapytał, wskazując na mnie.
Wóz albo przewóz.
- Można tak powiedzieć. Z mojej paczki znajomych. Ale niezbyt się kumplujemy.
Czyli chyba jednak będę potrzebował wizyty w szpitalu. Może przy okazji zrobię sobie nowy nos.
- To dobrze. Bo taki trochę spedalony.
Moje i Zjebona oczy na chwilę się spotkały. Nie wiem, co w nich wyczytał, ale przez ten kpiący uśmiech miałem ochotę jemu odgryźć penisa. I wsadzić mu go do gardła.
- No w sumie taaa - stwierdził.
Ty chuju. Znowu.
Nagle Zjebon złapał mnie za łokieć i wyraźnie chciał do siebie przysunąć, jednak chuderlaczek mu na to nie pozwolił.
- Chwila, JK. Skoro się nie kumplujecie, to może pokażemy twojemu koleżce, jaki powinien być prawdziwy facet? Tak wiesz, dla zasady - zaproponował, ale zaraz uśmieszek na jego parszywej gębie zrobił się jeszcze bardziej chory. - A może to nie wcale twój koleżka, tylko facet, hm? - zapytał i zarechotał obrzydliwie.
Jeongguk wzruszył na to ramionami, jakby taki "zarzut" całkowicie po nim spłynął.
- Skoro twierdzisz, że to mój facet, to chyba muszę bronić "mojego faceta" - stwierdził i nagle przywalił typkowi prosto w nos. Aż krew się polała, a nim ktokolwiek zorientował się, co się dzieje, Zjebon przywalił drugiemu prosto w brzuch z łokcia, dodając jeszcze mocnego kopa w łydkę.
- Chodź, damo w opałach - powiedział tylko i pociągnął mnie za sobą. Wypadliśmy z alejki i szybko dobiegliśmy do zaparkowanego przy chodniku motoru. Jeon wcisnął mi kask do rąk i już wsiadł, by odpalić maszynę. Nie myślałem za dużo, mając do wyboru wizytę w szpitalu po pobiciu lub potencjalną wizytę w szpitalu przez rozbicie się na motorze. Jednak ta druga opcja dawała chyba większą szansę na przeżycie w mojej sytuacji, dlatego założyłem kask i wsiadłem na maszynę, obejmując mocno Zjebona w pasie, by mnie nie zgubił na jakimś zakręcie.
Zatrzymaliśmy się po kilku minutach, parę przecznic dalej. Serce waliło mi jak oszalałe, a przez czas jazdy zszedł ze mnie cały bojowy nastrój, przynosząc tylko przerażenie. Bo jak blisko byłem dzisiaj realnie od pobicia? A może nawet od samej śmierci?
Kiedy maszyna zatrzymała się przy chodniku, zsiadłem, stając na mocno trzęsących się nogach. Zdjąłem kask i niemal wcisnąłem go w ręce Jeona, kłaniając się nieco niezdarnie.
- Dziękuję - wymamrotałem. Bardzo chciałem usiąść na jakiejś ławce, by się pozbierać w sobie. A jeszcze lepiej w jakiejś ciepłej kawiarni, gdzie poczuję się bezpieczny i będę mógł napić się czegoś ciepłego. A najlepiej, gdybym się teleportował już do swojego i Tae pokoju i po prostu zwinął w kulkę na łóżku.
- No czekaj. - Zjebon miał chyba inny plan, bo zsiadł z motoru i ze schowka wyjął drugi kask z jakimś głupim akcentem w postaci króliczych uszu. Wyciągnął go w moją stronę.
- Mieszkasz w akademikach, no nie? Wsiadaj - rozkazał, a ja mocno się zawahałem, patrząc, jak ponownie odpala maszynę.
Ale to nadal była chyba najbezpieczniejsza opcja. I najszybsza, by znaleźć się już w mieszkaniu. Dlatego zająłem znów miejsce za kierowcą i starałem się już go tak kurczowo nie obejmować, jednak chłopak sam poprawił mój chwyt, wyraźnie woląc, bym mu nie zleciał w trakcie jazdy.
Podróż nie trwała zbyt długo, a kiedy zobaczyłem znajome budynki, poczułem, jak robi mi się nieco lżej na sercu. Znów zsiadłem z maszyny i oddałem króliczy kask. Nogi nadal miałem jak z waty.
- Żyjesz? - zapytał Jeon, zdejmując swoją ochronę z głowy. - Czemu się szlajasz po takich miejscach? - dodał z wyrzutem.
Choć jakaś część mnie chciała mu rzucić w twarz "a spierdalaj", to jednak uratował mnie dzisiaj. Pomimo tego, jak mnie wcześniej potraktował. Mógł mnie olać i cieszyć się z rozwalenia mi twarzy. Bo pewnie takie miał zdanie o moim byciu homo, że sam by mi szczękę przestawił. Jednak w mojej głowie na pierwszy plan wysunęły się te wszystkie przerażające myśli "co by było, gdyby...?", przez co jedynie skuliłem ramiona, patrząc pod nogi.
- Chciałem skrócić sobie drogę... - mruknąłem. - Dziękuję.
- I co, gdybym na ciebie nie natrafił? Chłopie, ostrożniej. Czasami nie warto sobie "skracać drogi" - pouczał mnie, jakbym był jakimś małym dzieckiem. A ponieważ chciałem jak najszybciej stąd uciec, nie zamierzałem się w żaden sposób bronić.
- Będę pamiętał, obiecuję...
- Taehyung jest w domu?
- Nie wiem... chyba tak - mruknąłem, nie rozumiejąc, skąd to pytanie.
- To zadzwoń i się upewnij.
Kompletnie zbity z pantałyku wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer mojego najlepszego przyjaciela.
- Taehyungie? Jesteś w domu? - zapytałem, gdy tylko odebrał. Jednak, jak można się było tego spodziewać, spędzał czas w pracowni z Hoseokiem. Więc w zasadzie nie był zbyt daleko, ale no... był zajęty. - Ok, dzięki.
Rozłączyłem się i zawahałem. Co powinienem odpowiedzieć Jeonowi?
Postanowiłem jednak być szczery. Tylko dlatego, że mnie uratował.
- Nie ma go... - powiedziałem powoli, ostrożnie spoglądając na niego.
- To teraz masz dwie opcje. Albo mnie wpuszczasz do siebie, bo widzę w jakim jesteś stanie. Albo gdzieś podjedziemy i posiedzimy chwilę razem.
Zadrżałem na samą myśl, że miałbym z nim teraz siedzieć w mieszkaniu. Bo nieważne, jakie miał w tej chwili intencje. Nieważne, że mnie ochronił przed patusami. Po prostu nie chciałem mu pokazać, jak bardzo mi z tym wszystkim ciężko.
- Poradzę sobie... nie musisz się mną przejmować...
Jeon zaczął się rozglądać, a ja chciałem wykorzystać okazję, by ukłonić się i zwiać. Jednak drugi raz tego wieczora mi się to nie udało. Chłopak prawie objął mnie ramieniem i poprowadził do najbliższej ławki, gdzie kazał mi usiąść. Nieco skulony patrzyłem, jak zdejmuje kurtkę i zarzuca ją na moje ramiona. Nie mogłem się nadziwić, jak wiele twarz ma ta osoba.
- Lepiej żebyś nie był teraz sam. To dość traumatyczne przeżycie - powiedział spokojnie, opierając się o tę ławkę.
Czy on naprawdę ma jakieś uczucia? Mało tego - czy on wie, co to EMPATIA?
Mimo tych wszystkich myśli lekkiego szoku, nadal drżałem ze strachu przed tym, do czego na szczęście nie doszło. I chyba faktycznie potrzebowałem chwili wyciszenia. Siedziałem więc i wdychałem zapach perfum Jeona, który budził we mnie tak wiele skrajnych emocji.
- Dlaczego mi pomagasz? Przecież gardzisz mną... - powiedziałem w końcu cicho, patrząc na swoje dłonie przez łzy, które zaczęły się gromadzić w moich oczach.
Uczucia, które się we mnie nagromadziły, nie były spowodowane już tylko tą niebezpieczną sytuacją. To było coś głębszego. To były te same emocje, które towarzyszyły mi, kiedy miałem styczność z Christianem. Ile razy fundował mi taki rollercoaster, najpierw będąc moim ukochanym chłopakiem, który się mną opiekował, a po kilku godzinach urządzał mi prywatne piekło? Dlaczego Jeon robi mi dokładnie to samo?
- Płacz, jeśli tego potrzebujesz, niczego nie będę oceniał i ci wypominał - powiedział spokojnie, a łzy jak na zawołanie pociekły po moich policzkach. - A co do gardzenia - mogę gardzić, ale teraz nie jest to ważne.
- Jeśli... jeśli wrócę na uczelnię... nie powiesz nikomu? - zapytałem cicho.
W sumie Taehyung niczego mi na ten temat nie powiedział. I chodziło mi tu o wszystko - o to, że Zjebon dowiedział się, że jestem gejem oraz że widział mnie całującego się z naszym prowadzącym. A nawet o to, że gdyby nie on, to możliwe, że nie dożyłbym jutrzejszego ranka.
- Nie jestem sześćdziesioną - mruknął oburzony. Cokolwiek to znaczyło. - Jak powiedziałem, że nie powiem, to nie powiem.
Pokiwałem głową, ale nie byłem w stanie na niego spojrzeć. Zapach otulającej mnie kurtki jednocześnie koił serce i zachęcał do dalszego płaczu. Po kilku minutach miałem tego dość, chcąc znaleźć się jak najdalej od niego. Wstałem więc i zdjąłem jego własność, oddając mu ją.
- Nie będę ci już zajmował więcej czasu.
- Posiedź tyle, ile potrzebujesz. Chyba, że wolisz już pobyć sam?
Kiwnąłem głową, nadal unikając jego spojrzenia.
- Chcę po prostu wrócić do domu.
- Ok, to idź. Narka, Park Jimin.
Oddaliłem się jak najszybciej, prosto do akademika. Stojąc przed windą odwróciłem się i zobaczyłem przez szklane drzwi Jeona, który nadal mnie obserwował. I kto wie, czy nie zwiałbym na klatkę schodową, gdyby winda się zaraz nie otworzyła.
Wsiadłem do niej i zacząłem głośno płakać. Teraz, kiedy zostałem sam, wszystkie emocje uderzyły ze zdwojoną siłą, siejąc prawdziwe spustoszenie w moim sercu.
Czy mnie do reszty popierdoliło, by pozwolić sobie na ponowne przeżywanie tego horroru?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top