Rozdział 1 | 4531 słów
Jeongguk
- Czy ja zawsze muszę się spóźniać? No dawaj, dawaj - mruknąłem do siebie zniecierpliwiony, czekając na windę, która chyba jechała z jakiegoś setnego piętra. Specjalnie, aby mnie jeszcze podkurwić. I zapewne naszą instruktorkę.
Ale tak to bywało, kiedy chciałem robić wszystko na raz. Walki, taniec, studia... A do tego jakiekolwiek życie prywatne i towarzyskie. Dlatego skupiając się zbytnio na jednej rzeczy, zawalałem drugą tak jak dzisiaj. Jednak nie wyobrażałem sobie innego życia. Lub raczej nie mogłem sobie wyobrażać, bo próbując pogodzić moje młode lata i pasje z zarabianiem kasy, niestety tak to musiało wyglądać.
MMA było głównie moim źródłem zarobku. Z początku nie czerpałem z tego żadnej przyjemności. To nie były uliczne lub podziemne walki, które mi się zdarzały za nastolatka, podczas których mogłem się rozprawić z jednym czy z drugim wkurwiającym mnie typkiem. W tak poważnej federacji musiałem postawić na treningi, trzymanie diety, czasami unikanie imprez i randomowych bójek. Cięty język i pewność siebie pomagały, jak to bywało przy takich widowiskach, więc chociaż o to nie musiałem się martwić. Jednak resztę czynników, wpływających na moją tymczasową karierę, byłem zmuszony pilnować, rozplanowując je w moim napiętym grafiku.
Studia miały być dobrym startem na obranie normalniejszej ścieżki kariery, bo nie wyobrażałem sobie toczenia walk do końca życia. W końcu to nie była zabawa. Za każdym razem wchodząc do oktagonu, musiałem liczyć się z możliwością utraty zdrowia, a nawet życia. Dlatego pójście na malarstwo, które w moim wypadku wydawało się najrozsądniejszym wyborem, miało mi pomóc w pozyskaniu wiedzy i poznawaniu technik, których moja ręka jeszcze nie znała lub nie potrafiła. A później zamierzałem trochę pokombinować. Może jako grafik, może jako malarz, wykorzystując do tego moje zasięgi na Instagramie, którego jako zawodnik MMA oczywiście musiałem stale update'ować. Choć federacje od nas tego nie wymagały, jeżeli chciałem być znany w tym świecie, lepiej się w ten sposób promować. W końcu koreańska publika uwielbiała social media.
Kolejną ścieżką, a bardziej hobby, z którego też czasami wyciągałem jakieś drobne pieniądze, był właśnie taniec. Korea stawiała na muzykę, posiadając tak dużo zespołów i solistów, którzy potrzebowali choreografii oraz tancerzy, że akurat w tę dziedzinę, z dobrymi ruchami i ładną buźką, łatwo się było wkręcić. Choć ta moja co jakiś czas była trochę obita, to między walkami chętnie pomagałem mojej grupie tanecznej i zatrudniającym nas tymczasowo agencjom, w promocjach idoli. I jak już wspomniałem - płacili nam za to grosze, ale dobrze się przy tym bawiłem. Ciągnęło mnie do tego, dlatego mimo wszystko zawsze wracałem na te zajęcia.
A dziś, jak na złość, winda nie chciała mi pomóc dotrzeć do mojej grupy, która już zapewne zaczęła te zajęcia beze mnie.
A tak starałem się znaleźć na to czas w tym tygodniu...
W końcu cholernica dotarła. Kilka osób wysiadło, a ja szybko wpadłem do środka.
Dziś nie wyglądałem zbyt spektakularnie. Musiałem ukryć moje włosy pod czapką, oczywiście taką bez daszka, aby móc w niej normalnie tańczyć. Jeszcze w domu założyłem białą bokserkę-żonobijkę, zarzucając na nią tylko oversize'ową kurtkę. Czarne dresy, jakieś sportowe buty i byłem gotowy. Zazwyczaj bardziej szalałem ze stylem, uwielbiając sporo dodatków w postaci, a to łańcuchów, a to pasków, które pojawiały się w techwearze. Ale nie na treningi walki lub tańca. Tutaj musiałem dostosować się do zajęć, a nie stroić jak model z Insta.
Zignorowałem moje wielkie, zaniepokojone oczy, na które natrafiłem w lustrze windy. Starałem się po prostu kliknąć przycisk, który zabierze mnie na odpowiednie piętro, w międzyczasie wsuwając pod czapkę jeden z wystających kosmyków moich włosów, które mnie niesamowicie irytowały. Ale cóż poradzić... Na szczęście dość szybko dotarłem na moje piętro, trzymając torbę mocno przy sobie, aby nie spadła mi z ramienia, ruszając już truchtem do odpowiednich drzwi.
Lizzy, tylko się nie wkurwiaj na mnie. Odpuść, chociaż ten jeden raaaaz...
I już dopadałem do drzwi prowadzących mnie na moje zajęcia, kiedy zorientowałem się, że...
TO NIE JEST MOJE PIĘTRO! Co ja tam kurwa naklikałem w tej windzie? Ja pierdole...
Zajebałem sobie tylko soczystego facepalma, po którym zacząłem się wycofywać z powrotem do windy. I zapewne szybko bym to zrobił, gdyby nie głos, który do mnie dotarł. Głos... anioła. Lub jakiejś syreny, bo bardziej pasował do tak magicznego stworzenia.
Jak zaczarowany ruszyłem w jego stronę. Kojarzyłem tę piosenkę, chyba należała do IVE, z którymi mieliśmy okazję kiedyś pracować. „I am"? Chyba tak się nazywała...
I tak jak piosenka sama w sobie była całkiem spoko, tak z tym anielskim głosem...
PRZECIEŻ TO BYŁBY HIT!
Nie mogłem się oprzeć, aby zbliżyć do pomieszczenia, z którego dobiegał ten syreni śpiew, zdecydowanie damski, sądząc po jego barwie.
Nie chciałem spłoszyć tej dziewczyny, dlatego grzecznie stanąłem pod lekko uchylonymi drzwiami. I złapałem się na tym, że choć przez chwilę w mojej głowie nie panował chaos. Nie czułem się przytłoczony moim życiem. Był tylko ten głos, mający najwyraźniej właściwości uzdrawiające.
Nagle mój telefon postanowił odjebać manianę, rozdzwaniając się na cały korytarz. A ustawienie starego, hałaśliwego kawałka Bad Omens na dzwonek, w tym momencie wydawało się najgorszym pomysłem.
- Cholera... - mruknąłem do siebie, szybko go wyciszając jednym kliknięciem.
Jednak było już za późno. Głos zamilkł. Zaraz mogłem usłyszeć otwieranie drzwi.
Wszedłem tam pospiesznie, chcąc ją za to przeprosić i pochwalić za taki talent, ale... dziewczyna wyparowała? A zamykające się drzwi po drugiej stronie sali, świadczyły o tym, że najprawdopodobniej uciekła drugim wyjściem.
- Ej, zaczekaj! - krzyknąłem tylko, ruszając do niego szybko.
Jednak po ich otwarciu natrafiłem na korytarz i kolejne zamykające się drzwi. Może do łazienki, może na klatkę schodową... Ale odpuściłem, nie chcąc jej straszyć lub zawstydzać. Choć po wycofaniu, mój wzrok natrafił na jakiś niewielki przedmiot, leżący na podłodze.
- To chyba jej... bransoletka?
Splot kilku czarnych rzemyków, do których przytwierdzone były zawieszki - z nutą i pędzelkiem.
- Hmmm...
Powinienem ją tutaj zostawić, aby dziewczyna mogła ją znaleźć na następnych zajęciach. Ale... chyba nie chciałem jej oddawać. Nie bez poznania tej dziewczyny. Dlatego bransoletka wylądowała na moim nadgarstku, wywołując mój uśmiech.
Znajdę cię moja syrenko, ale na razie w chuj się spieszę...!
I tak w końcu popędziłem na moje zajęcia, tym razem trafiając na odpowiednie piętro. Zebrałem niezły opieprz, ale BYŁO WARTO.
Na drugi dzień musiałem zebrać moje wymęczone mięśnie na pierwsze zajęcia w tym semestrze. Nie obawiałem się studiów, bo wiedziałem, że jakoś to będzie. Bardziej martwiło mnie pogodzenie wszystkich moich obowiązkowych i tych nieobowiązkowych zajęć.
Na wykład oczywiście się spóźniłem. Może przez budzik, który nie wiedzieć czemu wyłączał się kilkanaście razy z rana. Może przez korki, które nawet motorem czasami ciężko było ominąć. A może przez ogólną niechęć do słuchania nudnego biadolenia jakiegoś profesorka. Bo tak jak na praktykę nie mogłem się doczekać, od małego coś sobie bazgrając, czerpiąc z tego sporo przyjemności, tak na teorii wiedziałem, że będę zasypiał.
Trochę się zagubiłem na tej uczelni. Była ogromna, a każdy korytarz wyglądał podobnie. Na szczęście w końcu trafiłem pod prawdopodobnie naszą aulę. A po otwarciu drzwi i ujrzeniu tak różnorodnych kolorów włosów, fitów i makijażu, wiedziałem, że dobrze trafiłem. Ukłoniłem się tylko profesorkowi, który posłał mi niezadowolone spojrzenie. I postarałem się o szybkie zlokalizowanie osób, które poznałem już w trakcie wakacyjnych integracji. Hoseok, Yugyeom, Jennie, Jisoo, Jackson, Youngjae, Han i Lisa siedzieli oczywiście na samym tyle. Niektórzy z nich byli mocno zakręconymi wariatami, więc pasowali mi idealnie. Poleciałem do nich szybko, zajmując miejsce przy Hoseoku.
- Siema - rzuciłem, witając się z nim sztamą. Reszta ziomków też machnęła do mnie ręką albo trochę się podniosła, aby przywitać tak samo, jak z Hobim. Jen siedziała przed nami, dlatego z nią, jak to zazwyczaj z dziewczynami, mogłem przywitać się lekkim objęciem jej ręką, co oczywiście wywołało u niej uśmiech.
- Coś mnie ominęło? - zwróciłem się w końcu ponownie do Hobiego, który wyglądał już na mega znudzonego tymi zajęciami.
Chłopak był od nas o kilka lat starszy. Ukończył już dwa inne kierunki, teraz decydując się na kolejne dwa. Trochę szalone, ale przecież sam miałem równie zapchany grafik. W końcu w naszym kraju tylko w taki sposób byliśmy w stanie zrealizować swoje cele lub marzenia. Zapierdalając, ile tylko się da.
I choć jego charakter trochę różnił się od tych naszych, nadal nieco infantylnych przez młodszy rocznik, był tak wesołą i imprezową osobą, że szybko złapaliśmy wspólny język, gadając o wszystkim i o niczym.
- Zaczynamy z grubej rury od historii. Także wszystkich nas to ominęło - stwierdził, mocno znudzonym tonem głosu. Czyli chyba też niezbyt słuchali tego profesorka. Co zresztą potwierdził zaraz potężnym ziewnięciem. - Też nie mogłeś wstać?
Rozszyfrował mnie. No w sumie poniekąd, bo nie tylko niechęć do wstania z łóżka spowodowała moje spóźnienie.
- Staaary, na wykłady? Piętnaście razy włączałem drzemkę - przyznałem się do pierwszego z tych czynników, zaraz poruszając nieco ważniejszy temat: - Jest jakaś lista? Czy jeszcze nie było?
W międzyczasie sięgnąłem do plecaka, wyciągając tablet, który miał mi pomóc w zabiciu nudy.
- Gdzieś krąży, ale do nas jeszcze nie dotarła - oznajmił i już chciałem włączyć jakąś gierkę albo Corelka, aby coś porysować, gdy nagle dodał: - Ej, co ci wystaje spod czapki?
Westchnąłem ciężko, nie spodziewając się tak szybko tego pytania.
Czy ludzie muszą być aż tak spostrzegawczy?
Już wczoraj na treningu jedna z dziewczyn z grupy zauważyła tę niewielką zmianę. A teraz przyszedłem na pierwsze zajęcia i mój nowy kumpel od razu to wyhaczył.
Damn it...
- Nawet nie pytaj - mruknąłem, poprawiając tę czapkę tak, aby dobrze ukrywała wszystkie kosmyki moich włosów. Bo już widziałem zaciekawiony wzrok Jennie, który też zaczął mi się przyglądać. - Tooo jest efekt bycia podatnym na prowokacje przeciwników - wytłumaczyłem pokracznie. - Obiecałem się przefarbować, jeśli przejebię pierwszą rundę z ostatnim typkiem, z którym walczyłem. No i przejebałem. Ale dwie kolejne oczywiście wygrałem - dodałem szybko, aby nie było.
MMA niestety cechowało się takimi zadymami. Publika to uwielbiała. Obietnice nokautów, jakieś zakłady, przebieranki, rzucanie „mięsem" w przeciwników. Bo właśnie cała ta oprawa sprawiała, że nasze pojedynki były ciekawe dla widza. Dlatego czasami tak kombinowaliśmy.
No i sobie wykombinowałem...
Na tym na szczęście zakończyły się dopytywanki. I już zacząłem zajmować się moim tabletem, gdy nagle poczułem, jak mój beanie znika mi z głowy! A winowajca oczywiście siedział tuż przy mnie, zacieszając wesoło.
No co za...!
Od razu próbowałem mu ją odebrać, ale Hoseok był cwany, szybko się odsuwając.
- Aj ty...! - zacząłem, choć trochę za głośno, zwracając tym uwagę kilku rzędów studentów przed nami.
No zajebioza! Nie chciałem, żeby ktokolwiek to zobaczył, a teraz wszyscy to zobaczyli!!!
Dałem nura pod ławkę, ale pewnie i tak było już za późno.
- Dawaj to - mruknąłem przez zęby, szczypiąc Hoseoka w udo i sięgając po moją czapkę. Ale teraz jego ręka była przecież za wysoko.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Uuu, Dżej Kej, ale lala z ciebie - dołączył się do tego Yu, który tuż po moim lekkim wyłonieniu zza tej ławki postanowił poczochrać moje RÓŻOWE włosy.
Walnąłem go za to w ramię, oczywiście nie za mocno, aby mi się później nie skarżył, że go chciałem do szpitala wysłać. Choć może powinienem za te podśmiechujki!
Chłopak zdążył mi cyknąć fotę, zacieszając przy tym do swojego telefon. Na co mogłem jedynie wywrócić oczami, pokazując mu fucka.
- Ale sobie igrają. Dobra, śmiało. Zobaczymy się w oktagonie - ostrzegłem ich, posyłając ostrzegawcze spojrzenia każdemu z paczki, kto szczerzył się teraz do mnie, rozbawiony całą tą sytuacją.
Hoseok w końcu oddał mi czapkę, też się śmiejąc. Jednak zanim zdążyłem ją założyć, poprawiając rozczochrane włosy, dotarł do nas inny głos, którego jeszcze nie mieliśmy okazji poznać:
- Może przestaniecie pajacować? Przedszkole jest ulicę dalej.
Zapewne wszyscy popatrzeliśmy w jego stronę, natrafiając na blond chłopaka. I tak jak zazwyczaj mój język od razu szykował się do jakiegoś punchline'a, tym razem miałem pustkę w głowie. Bo te oczy... wydawały się znajome. I choć wyglądały teraz na groźne, jakoś nie miałem nic przeciwko temu, żeby się tak we mnie wpatrywały... Ewentualnie to inne uczucie, którego nie potrafiłem rozszyfrować. Chciałem, aby się wpatrywał, ale... po to, abym miał powód do zaczepienia go i... przywalenia mu?
Chłopak zaraz się odwrócił, przestając na mnie patrzeć, a ja starałem się go skojarzyć.
Te oczy... Blond włosy... Ta twarz...
- Kojarzę tego typa - mruknąłem do Hoseoka, dzieląc się z nim moimi przemyśleniami. - Chyba z jakiejś imprezy. Hmmm... - W mojej głowie pojawiły się jakieś pojedyncze sceny.
Ja z jakąś dziewczyną. Tańczyliśmy. A później przyszedł on i mnie zaczepił? Ale po co...? Chyba się wkurzyłem. Powiedział mi coś zgryźliwego...?
- Z tego, co pamiętam, trochę mi podpadł, a teraz znowu się niepotrzebnie wyrywa - podsumowałem to.
Najwyraźniej jego kujonkowaty wygląd nie oddawał jego prawdziwego charakteru. A skoro jest taki wyrywny...
Sięgnąłem po długopis Jen, bo sam takowego nie posiadałem. Zresztą, potrzebowałem szybkiej akcji, nie chciało mi się za nim grzebać w plecaku. Wycelowałem w tył głowy blondyna iiiiii RZUT. Do tego idealnie w jego kark. Jennie się zaśmiała, uderzając mnie lekko w ramię.
- Głupek - mruknęła, choć była tym tak samo ubawiona, jak ja i Yu, który też się z tego chichrał.
Blond kujonek oczywiście się odwrócił, a ja postanowiłem grać aniołka, podpierając podbródek na ręce i patrząc w bok.
Co złego to nie ja.
- Taki z ciebie cwaniak, bo dajesz sobie gębę oklepywać? - rzucił znowu w moją stronę, prychając, po czym zebrał się, przesiadając z jakimś swoim kumplem.
I dobrze, że to zrobił, bo moja krew zawrzała, a pięść miała ochotę obić jego gębę.
Podniosłem się, chcąc za nim ruszyć, ale Yu, Hobi i Jen kazali mi nie odwalać maniany i siąść na tyłku. Mieli rację, bo jako zawodnik MMA nie mogłem wdawać się w bójki. Przynajmniej nie w takie z mojej winy.
- Co to za śmieć? Znacie go? - warknąłem, zwracając się do najbliżej siedzących znajomych. Bo może jeśli mi go przedstawią, to jakoś bardziej skojarzę tę sytuację?
- Park Jimin. Studiuje na trzecim roku architekturę wnętrz. Na pierwszym roku dostał nagrodę za najlepszy debiut na swoim kierunku projektem biura przyszłości - wyjaśnił mi spokojnie Hobi, nadal trzymając mi rękę na barku, abym się znowu nie poderwał do góry. - Daj spokój i ogarnij się, bo profesor się za bardzo nami zainteresuje - dodał, przez co mój wzrok od razu spoczął na starym profesorku, który faktycznie zerknął w naszą stronę. Tak jak kilku innych studentów.
Nie potrzebowaliśmy teraz uwagi, więc odwróciłem od nich wzrok, patrząc bardziej w stronę Hoseoka. A moje dłonie już automatycznie zaczęły się nieco zaciskać, jakby przygotowywały się do bitki.
- Park Jimin - powtórzyłem to sobie. A jego imię i nazwisko brzmiało mi tak znajomo, wywołując we mnie to dość dziwne uczucie, które powiązałem z tym nieprzyjemnym wspomnieniem z imprezy, że moje oczy znów powędrowały w stronę tego frajera. - I co on tu robi? Zabłądził? I skąd go znasz? - zasypałem mojego kumpla pytaniami, obserwując tę już mało widoczną, blond czuprynę.
- Zapominasz, że już tu studiowałem. O tych nagrodach jest głośno co roku, więc każdy zna zwycięzców z poszczególnych lat i kierunków. Był z nami na integracji, nie pamiętasz? On i jego kolega Taehyung, ten, co siedzi obok. Stwierdzili, że zrobią razem drugi kierunek - wytłumaczył mi wszystko. A to by się przecież zgadzało z moimi wspomnieniami.
Czyli jednak sobie u mnie przejebał. Oooo chłopieeee...
- I ma taki cięty język? Cwaniaczek - mruknąłem, uśmiechając się do siebie z politowaniem, bo nawet nie wiedział, w co się wpakował.
Biedaczyna...
- Dobra. Idę spać. Obudź mnie, jak się skończy - dodałem jeszcze do Hobiego, bo poziom adrenaliny powoli opadał i zaczynało mnie morzyć. A nie ma co marnować energii na takiego petka. Lepiej odespać.
Choć jak tylko moja głowa wylądowała na ławce, specjalnie odwrócona w drugą stronę, bo moje oczy pozostawały otwarte, nie mogłem przestać o tym myśleć.
Park Jimin. Od dzisiaj chyba będziemy mieli często ze sobą styczność, cwaniaczku.
Jimin
Zawsze, kiedy życie daje mi w kość, zaczynam się zastanawiać, czy robi to w ramach zemsty za wybór innej ścieżki, niż ponoć była mi przeznaczona, czy to po prostu tak po złośliwości.
Od dziecka wychowywałem się w domu pełnym muzyki. Moi rodzice poznali się w szkole muzycznej - tata już od lat był rozpoznawany wśród koreańskich elit jako jeden z najlepszych pianistów, wygrywając masę konkursów na całym świecie, a mama zachwycała swoim wokalem i talentem do skrzypiec w narodowej orkiestrze. Często wyjeżdżali razem na tournée po Ameryce, Azji i Europie, nawet gdy się urodziłem, przez co dużo czasu spędzałem z opiekunką, mogąc tylko raz na jakiś czas im towarzyszyć w podróżach, czy też różnych nudnych uroczystościach śmietanki towarzyskiej. Jednak, choć miałem ewidentny talent zarówno do śpiewu, jak i gry na instrumentach - nie byłem w stanie obrać takiej ścieżki, jak mama i tata. Nie widziałem się w roli poważnego śpiewaka operowego, a możliwość pójścia do jakiejś wytwórni i zostania idolem wprawiała mnie w przerażenie. Aż za dobrze wszyscy wiedzieli, jak wielka jest rywalizacja, aby zadebiutować, a ja byłem na to po prostu zbyt delikatny i wrażliwy. Dlatego, kiedy szedłem do liceum, postanowiłem sobie, że chcę robić w życiu coś, co pozwoli, by moje nazwisko zostało zapamiętane, jednak niekoniecznie w świecie muzyki. Zdecydowałem się na aranżację wnętrz, uznając ogólną architekturę za zbyt nudną. Wychowałem się w tak estetycznym otoczeniu, że pragnąłem dzielić się tym „dobrym smakiem" z całym narodem. A skoro rodzice mają wtyki u ważnych osób, to nietrudno będzie mi rozkręcić taką karierę. Oczywiście nie zamierzałem korzystać tylko z moich „pleców", lecz pokazać, że naprawdę coś potrafię. Dlatego wkręciłem się całkowicie w temat, wybierając studia, które dodadzą wiarygodności moim działaniom, choć już pracowałem przy pierwszych zleceniach, głównie dla moich szkolnych znajomych, a czasem ich kuzynostwa. Oni robili coś dla mnie, a ja projektowałem im pokoje, które idealnie odpowiadały potrzebom.
W ten sposób poznałem Taehyunga, z którym najpierw dokonałem wymiany w postaci „ja ci urządzę mega pokój projektanta mody, a ty mi dobierzesz ubrania, które podkreślą moją urodę", a później się zaprzyjaźniliśmy. Chłopak zamierzał pokazywać swoje ciuchy na wybiegach całego świata, więc potrzebował moich pomysłów na zagospodarowanie swojej przestrzeni, aby zwykły pokój zmienił się w prawdziwą pracownię projektowo-krawiecką.
Nie ma co ukrywać - jako bananowe dzieci mieliśmy łatwy start z realizacją naszych marzeń, więc wybraliśmy sobie tę samą Akademię Sztuk Pięknych, przy czym każdy poszedł na swój kierunek. I obaj dawaliśmy czadu - ja zdobywając pierwsze nagrody za projekty, zostając nawet najlepszym debiutantem, a Tae nie tylko brał udział w pierwszych pokazach w Chinach i Japonii, ale także dorabiał jako model, występując w reklamach mniejszych firm. Czuliśmy, że to jest jednak trochę za mało - kiedy skończyliśmy drugi rok, siedząc w pokoju naszego „akademika premium" (nie wybraliśmy mieszkania, bo chcieliśmy być blisko naszych pracowni oraz innych studentów, z którymi chętnie się integrowaliśmy), doszliśmy do wniosku, że zaczniemy jeszcze jeden kierunek, tym razem wspólnie - malarstwo. Taehyung chciał w ten sposób rozwinąć swoją kreatywność do tworzenia nowych projektów, a ja wymyśliłem sobie, że w każdym wnętrzu, które projektuję, będę wieszał obraz mojego autorstwa, jako swoisty podpis zaprojektowanego wnętrza. I tak skoczyliśmy na nieco głębszą wodę, biorąc na swoje barki nowe wyzwania i jeszcze więcej pracy. A przecież zaliczenie naszych głównych kierunków jest tuż za rogiem.
Jednak studia nie były moim jedynym obowiązkiem. Jak mówiłem - muzyka towarzyszyła mi praktycznie od zawsze, więc nie mogłem tak po prostu jej wyrzucić za drzwi mojego życia. Nie chcąc utracić pięknego wokalu, dbałem o głos, chodząc na zajęcia do szkoły muzycznej dwa razy w tygodniu, gdzie ćwiczyłem zarówno śpiew, jak i grę na skrzypcach (co prawda ojciec wolał, bym grał na fortepianie, ale no umówmy się, że skrzypce łatwiej trzymać w pokoju w akademiku). Jednak było to tylko hobby, które pomagało w lepszym skupieniu i wyrażeniu siebie. No ale dobrze, miałem malutkie marzenie - bardzo chciałem, by któregoś dnia zauważył mnie ktoś z wytwórni filmowych i zaprosił do nagrania piosenki do jednej z animacji Disneya. Oczywiście, że wystarczyło, bym powiedział o tym rodzicom, by dotrzeć do odpowiednich osób, jednak to marzenie chciałem spełnić bez niczyjej pomocy.
Wracając jednak do życia i jego niemiłych niespodzianek - ostatni tydzień przed nowym semestrem był istną katastrofą. Zaczęło się od zniszczenia telefonu, który wpadł mi do toalety. Potem musiałem wyrzucić sporo jedzenia, bo znalazłem w nim jakieś robaczki i jaja, które zdążyły tam złożyć (okazało się, że sąsiad zza ściany zrobił niezły chlew w swoim pokoju i pół budynku wymagało dezynfekcji), a na koniec niedomknięte okno w mojej i Tae pracowni sprawiło, że zabłąkany gołąb rozwalił moją nową makietę z projektem pokoju gamera. I kiedy myślałem, że kumulacja pecha już za mną - zgubiłem bransoletkę ze złotymi zawieszkami, którą dostałem od rodziców! I to przez jakiegoś typa, który podsłuchiwał mnie pod salą po zajęciach.
No czy mogło być gorzej?
Jak się okazało - może. Nauczka na przyszłość : nigdy nie pytaj o takie rzeczy, bo życie potraktuje to jako wyzwanie.
Już na pierwszych zajęciach na nowym kierunku okazało się, że mamy w grupie paczkę debili. Takie jednostki zwykle zdarzały się na wcześniejszych etapach edukacji, a potem odpadały, bo nie zdawały egzaminów. Jednak ASP jest pełne przeróżnych... osobliwości. I oczywiście, że są tutaj inteligentne, kreatywne osoby, lubiące wyrażać swoją indywidualność. Ale jak się okazało - w tej grupie mamy też przedszkolaka.
Wiedziałem, do kogo „ośmieliłem się" odezwać. Jeon Jeongguk zwrócił uwagę wszystkich na integracji przed rozpoczęciem roku. "Młody gniewny" chyba najlepiej by tutaj pasowało. Ale znałem już takich typów i wiedziałem, że lepiej trzymać się od nich z daleka. Naprawdę - przekonałem się o tym na własnej skórze na początku studiów. Nawet jeśli wyglądali tak, że ma się ochotę złapać ich na przód koszuli i przyciągnąć do pocałunku, to najczęściej byli po prostu toksycznymi dupkami, którzy zrobią wszystko, by ci dojebać i psychicznie się nad tobą znęcać.
W każdym razie chamskie odzywki i brak szacunku pokazały mi, że nie warto dalej przerzucać się z nim pustymi słowami. Dlatego zebrałem swoje rzeczy i przeniosłem się nieco dalej od tego różowowłosego pacana. Taehyung oczywiście ruszył za mną, więc zrobiliśmy małe zamieszanie, ale zaraz wróciłem do robienia notatek na moim tablecie. Raczej byłem z tych "nowocześniejszych" typów kujonków, bo mój charakter pisma pozostawiał nieco do życzenia. Specjalistą od notatek papierowych był stanowczo mój przyjaciel, który na jednej stronie otwartego notesu pisał, a na drugiej szkicował kolejny niesamowity sweter, który - miałem nadzieję - będę miał okazję założyć bliżej listopada.
- Nie spodziewałem się, że będzie tu aż tyle dziwaków... I podejrzanych typków - szepnął Tae, gdy zrobiło się już spokojniej na sali.
- Takich trzeba od razu temperować, bo inaczej na głowę wejdą.
- Albo unikać, Minnie - zauważył, nieco wystraszony.
Reszta wykładu minęła nam w spokoju i liczyłem na to, że ta nieprzyjemna wymiana zdań się zakończy. Niestety życie nadal miało swoje chamskie plany względem mnie, przez co, kiedy ruszyłem już ze swoimi rzeczami z auli po zakończonym wykładzie, nagle oberwałem dość mocno z bara, przez co wyleciały mi z rąk trzymane rzeczy. W tym - o zgrozo - tablet. Od razu kucnąłem, by zacząć je zbierać. Sprawca tego zatrzymał się przy mnie, ale oczywiście nie po to, by mi pomóc i przeprosić.
- Ups. Jako przedszkolak czasami wpadnie mi się w jakiś słup. Sorry - Jeon Jeongguk zaśmiał się, pochylając na chwilę nade mną, po czym ruszył dalej, niezwykle z siebie zadowolony.
- Głupi gówniarz - fuknąłem do siebie, po czym z szybko bijącym sercem uniosłem tablet.
Oczywiście całe szkło zabezpieczające było jedną wielką pajęczyną, ale samo urządzenie raczej nie ucierpiało. Nieco mnie to uspokoiło, jednak kiedy panika opadła - narosła wściekłość.
- Ja pierniczę, co za tydzień...
Obok mnie Tae westchnął ciężko i pomógł mi zabrać resztę rzeczy.
- Co za idiota głupi... Niech teraz za to zapłaci. Złapiemy go na następnych zajęciach.
- Oj już mnie popamięta - zapewniłem i ruszyliśmy razem pod salę, gdzie mieliśmy mieć pierwsze ćwiczenia z rysunku.
Natychmiast skierowałem swoje kroki w stronę (z)Je(b)ona, który stał tam ze swoją paczką znajomych. Taehyung zatrzymał się obok mnie, gotów do interwencji, ale wyraźnie wystraszony.
- Wyskakuj z kasy - warknąłem, pokazując mu na mój uszkodzony sprzęt.
- Ho, ho, ho, patrzcie państwo, jaki odważny kujonek - zakpił gówniarz, po czym zafundował mi dość bolesnego pstryczka w czoło. - Najpierw naucz się chodzić i nie wpadaj na ludzi, dobra? - dodał przekomicznie poważnym tonem.
- Ojej... wiesz, jak chcesz coś sobie wytłumaczyć, to nie musisz tego mówić na głos. Ale tak, masz rację, powinieneś nauczyć się chodzić i nie wpadać na ludzi. A teraz kasa, nie mam całego dnia.
Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami. Założę się, że gdyby to było jakieś anime, to w tym momencie ciskalibyśmy w siebie piorunami. Jednak wzrok Zjebona zawędrował nieco niżej i zaraz wywrócił oczami z kpiącym uśmiechem.
- Po co zaczynasz? Przecież wiesz, że położę cię jednym ciosem, kurdupelku.
- Minnie, chodź, daj spokój - Tae wyraźnie zmienił zdanie odnośnie do uzyskania kasy na naprawę i spróbował mnie zabrać od tego kretyna, ale ja byłem nieustępliwy.
- Twoje argumenty siły pokazują tylko, jakim jesteś troglodytą. Oj, przepraszam, przecież jesteś dzieciaczkiem. Za trudne słowo, prawda? - stwierdziłem i zaraz zrobiłem łagodną minę, jakbym mówił do małego dziecka. Również mój ton głosu przerodził się w istną parodię. - No już dzieciaczku, nie martw się. Jak dorośniesz, to nauczysz się używać mózgu.
Jeden z chłopaków z paczki Zjebona zaczął się śmiać. Jung Hoseok - widziałem jego pracę dyplomową z ceramiki w zeszłym roku. Najwyraźniej nie tylko ja i Tae postanowiliśmy spróbować swoich sił na innym kierunku.
Nim adresat mojego komunikatu się odezwał, Jung zareagował:
- Dobra Kook, daj mu tę kasę i zakończmy te wygłupy.
O, czyli mają głos rozsądku w swojej ekipie.
- Niee, dlaczego? - zapytał Zjebon, znów uśmiechając się kpiąco. - Przecież chłopaczek się dobrze bawi, na swoim poziomie przedszkolaka. Nie będziemy mu przerywać zabawy, bo się popłacze i pójdzie naskarżyć na mnie mamusi.
Gówniarz nachylił się do mnie i zrobił niby-smutną minkę.
- No dalej, kochanie, jak mi jeszcze pociśniesz?
Już miałem mu odpyskować, gdy nagle między naszymi twarzami pojawiła się blokada w postaci czarnej podkładki na dokumenty. Zaskoczony spojrzałem w bok i poczułem, jak ciepło zalewa moje policzki. Stał przy nas Min Yoongi - młodziutki doktor, za którym szalała połowa moich koleżanek z grupy z architektury. W tym trochę ja...
- A wam mam specjalne zaproszenie wysłać, czy wejdziecie łaskawie na salę? - zapytał spokojnie.
Moje kolana prawie się ugięły od jego niskiego, seksownego głosu. Kątem oka widziałem, jak reszta, w tym Tae, od razu ruszyła do otwartej sali. Przeniosłem znów spojrzenie na Jeona, chcąc już tylko posłać mu dezaprobujące spojrzenie, ale ten pajac ukłonił się nieco, wyciągając rękę, by wskazać mi wejście.
- Piękne panie przodem.
- No to na co czekasz? Wchodź.
Nasza krótka wymiana zdań zakończyła się dość niespodziewanym ruchem ze strony pana Mina. Wsunął sobie podkładkę pod pachę i złapał nas za uszy, ciągnąc za sobą do sali. Przez grupę przeszły ciche śmiechy, gdy prowadzący posadził najpierw Jeona przy sztaludze w pierwszym rzędzie najbliżej drzwi ze słowami „Jeden siada tu", a mnie zaprowadził pod okna, również do pierwszego rzędu ("A drugi tu"). Najwyraźniej zamierzał mieć na nas oko.
- Wszyscy wyciągają ołówki i koncentracja na mnie. Ok?
Zerknąłem jeszcze na Zjebona, który dla odmiany patrzył wkurzony na pana Mina. Jung Hoseok zajął miejsce tuż za nim, podobnie jak Tae za mną.
Przestałem się już skupiać na tym debilu i oddałem pełną uwagę prowadzącemu, mając ochotę ćwiczyć swój warsztat, by jak najlepiej przenieść na obraz jego przystojną twarz. Niestety mieliśmy zacząć od jabłka na podwyższeniu...
Przez resztę zajęć siedziałem i szkicowałem owoc, starając się słuchać mini-wykładu pana Mina, ale w pewnym momencie trafiła do mnie złożona karteczka z napisem „Dla pięknej damy". Domyślałem się, od kogo może ona być, więc przedarłem ją na pół i wrzuciłem do torby.
Oczywiście byłem zbyt ciekawski, by jej nie otworzyć, ale musiało to zaczekać na mój powrót do akademika, by nie dawać Zjebonowi satysfakcji.
Po zajęciach z rysunku pożegnałem się z Tae, bo musieliśmy iść na różne zajęcia ze swoich drugich kierunków, a kiedy wieczorem wypakowywałem rzeczy z torby, natrafiłem na rozerwane połówki kartki. Prawie ją wyrzuciłem, ale jednak ciekawość była silniejsza. Czy raczej efekt zdechłego kota - nie chcesz patrzeć, a i tak patrzysz.
Na małej karteczce była narysowana karykatura jakiegoś krasnoludka, z podpisem „Park Jimin xoxo".
Ja pierdolę, co za Zjebon.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top