Rozdział 7 | 4096 słów
Hoseok
Wprost nie mogłem uwierzyć w to wszystko.
Kiedy obudziłem się w niedzielę i włączyłem internet w telefonie, urządzenie mało mi z rąk nie wyleciało od nieustającej wibracji przez ilość powiadomień. Z szeroko otwartymi oczami śledziłem wiadomości na Instagramie, przerażony tą nagłą falą zainteresowania. Pomijając już sam przyrost obserwujących, to prośby o zrobienie konkretnych rzeczy wręcz mnie przytłoczyły. Od razu wrzuciłem na story przeprosiny z powodu długiego czasu oczekiwania przez to nagłe zainteresowanie, ale to spowodowało jeszcze większą ilość wiadomości, z zapewnieniami, że każdy poczeka, ile będzie trzeba. Próbowałem dociec skąd to przybycie klientów i wtedy zauważyłem powiadomienie o oznaczeniu mnie przez profil thv. Od razu wszedłem w zdjęcie i przeżyłem kolejny szok. Za całym tym zamieszaniem stał nie kto inny, tylko Kim Taehyung. Musiałem przetrzeć oczy, by upewnić się, że dobrze widzę. Nigdy nie szukałem jego profilu na tym portalu, a tu się okazuje, że mój kolega z grupy jest jakimś celebrytą! Z kilkusettysięczna liczbą obserwujących! Powiązałem więc wątki i skontaktowałem się z chłopakiem z prośbą o pomoc w wyprostowaniu tej sprawy. A kiedy się udało, przez resztę dnia zajmowałem się spisywaniem listy zamówień wraz z nazwami kont i adnotacją na temat wzorów. Wieczorem zebrałem się do pracowni, gdzie postanowiłem poświęcić noc na zrobienie choć kilku największych zamówień.
W międzyczasie dużo myślałem o propozycji Taehyunga. Chciał mi pomagać, bo czuł się winny. Wyraźnie to słyszałem w naszej krótkiej rozmowie telefonicznej. Ale gdzieś w głębi serca miałem nadzieję, że to może dlatego, iż mnie lubi i chciałby spędzić ze mną trochę czasu...
Spałem może ze dwie godziny, ale stawiłem się na uczelni, upojony od rana dwoma energetykami. Starałem się jak zawsze utrzymywać moją wesołą energię, ale dwa wykłady po prostu przespałem z otwartymi oczami, nie mając siły się koncentrować. Ożywiłem się dopiero po zajęciach, kiedy Kim Taehyung podszedł do mnie, by zgodnie z ustaleniami udać się do mojej pracowni. Szybko bijące serce działało równie skutecznie co kofeina i cukier.
Podobnie, jak w przypadku innych studentów, moja pracownia znajdowała się w budynku na kampusie tuż obok akademików. Te 40 metrów kwadratowych musiałem dzielić z dwoma innymi osobami - moimi współlokatorami, co oznaczało, że wcale nie miałem za dużo możliwości ruchu. Oczywiście wyjaśniłem to mojemu towarzyszowi, trochę takim tonem, jakbym go przepraszał za tak niedogodne warunki. Zakładałem, że był przyzwyczajony do wyższych standardów, jednak mój świat wyglądał inaczej niż jego. Na szczęście nie wydawał się tym zniesmaczony czy przerażony, a bardziej zaciekawiony.
- No dobrze Tae - zacząłem, prowadząc go do mojego kąta. - Tutaj już powinny być wysuszone naczynia. Tu są przybory do zdobień, a tutaj trzeba je odkładać. Załóż proszę fartuch, nie chciałbym, byś coś sobie zniszczył.
Taehyung szybko zdjął płaszcz i sweter, które odwiesił w bezpiecznej przestrzeni przy drzwiach i posłał mi radosny uśmiech. Nawet w zwyczajnym t-shircie i jeansach wygląda jak ósmy cud świata.
- Spokojnie, hyung. Specjalnie założyłem dziś ubrania, które mogę zniszczyć. Mogę się rozejrzeć? To naprawdę ciekawe miejsce - poprosił, znów uciekając wzrokiem na leżące wokół rzeczy.
- Jasne. Tylko uważaj - moi współlokatorzy są z rzeźbiarstwa. Lubią eksperymentować i mają bardzo dziwne mieszanki, które ciężko zmyć ze skóry - ostrzegłem z uśmiechem, na który mi odpowiedział uniesieniem rąk.
- Niczego nie dotykam. Tylko pooglądam - zapewnił i ruszył wzdłuż ściany, by podziwiać ustawione tam różnej wielkości rzeźby. Szykowałem w tym czasie moje stanowisko, słuchając jego dźwięków zachwytu i widząc, jak pisze coś w telefonie.
- Oglądanie twórczości innych artystów pobudza moją wenę - przyznał zadowolony, gdy wrócił do mnie. - Czekam na polecenia, hyung.
- Zacznij proszę od tych miseczek i kubeczków. Sporo osób zamarzyło sobie wzór gwiazdek na niebie, najlepiej z zaznaczonym gwiazdozbiorem ich znaków zodiaku. Jest tam lista, ile jakich wzorów ma być no i te gwiazdozbiory.
Taehyung od razu ruszył do stołu, gdzie podparł się, by zobaczyć przygotowane przeze mnie uwagi. Na moment zagapiłem się na niego, bo wyglądał, jak rzeźba o idealnych proporcjach. Szybko się jednak ogarnąłem i usiadłem przy kole.
- Dobrze, działamy - powiedział z radosnym uśmiechem, po czym założył fartuch i zaczął coś rysować na kawałku kartki.
- Skąd dokładnie taka pasja, hyung? Bo nie wiem, czy pytałem na imprezie. Zresztą, tamte rozmowy były dość chaotyczne przez głośną muzykę - zagadał, kiedy zajmowałem się gliną, przygotowując ją do pracy na kole.
- W sumie odkryłem ją przez przypadek. W podstawówce, jakoś w czwartej klasie, zabrali nas na wycieczkę szkolną na wieś i w agroturystyce, gdzie spaliśmy, właściciel miał swoją pracownię. Zafascynowało mnie, jak jego ręce potrafiły tworzyć cuda, których jego rodzina używała na co dzień. Od tamtej pory błagałem rodziców, by pozwolili mi się tym zajmować. Z początku lepiłem rzeczy z plasteliny i próbowałem je utwardzać w piekarniku, ale kiedy prawie puściłem mieszkanie z dymem, zlitowali się i wysłali mnie na zajęcia
Moja historia rozbawiła Taehyunga, który zaśmiał się radośnie.
- To jest naprawdę dobry sposób na upartych rodziców. Czasami musimy trochę pokombinować, aby przekonać ich do naszych pasji. - stwierdził i podsunął mi bliżej kartkę, by pokazując różnej wielkości i w różnym stylu gwiazdki. - Taka chyba najlepsza, prawda? - zapytał, wskazując na jedną z tych niemal idealnie proporcjonalnych.
Uśmiechnąłem się do niego lekko, kręcąc lekko głową.
- Pamiętaj, że nie muszą być perfekcyjne. O to trochę chodzi, by tworzyć rzeczy od serca, by każda była nieco inna i tym samym unikatowa.
- Czyli lepiej malować lewą ręką? - spytał, przekładając ołówek do lewej ręki, po czym zaśmiał się i zabrał już za malowanie.
Przez chwilę oboje milczeliśmy, ale kiedy zasiadłem już do koła, by móc zaczął proces formowania naczynia, zagadałem mojego towarzysza.
- A jak to było z tobą? Pytam zarówno o wybór studiów, jak i to twoje nietypowe, zarobkowe zajęcie.
- To poniekąd przez mamę i ścieżkę jej kariery. Początkowo pomagała na backstage'u przy pokazach, później zajęła się trochę modelingiem, trochę aktorstwem. Przez pewien czas była nawet ambasadorką Chanel i Diora. Dlatego dorastałem w tym świecie, chcąc kiedyś do niego należeć. Nie poprzez koneksje, a po prostu dzięki mojemu uporowi i talentowi.
- Na pewno ci się uda. Jesteś przystojny i masz niesamowitą wyobraźnię. Widziałem twoje obrazy i widzę, jak się ubierasz. Na pewno osiągniesz swoje marzenia - zapewniłem, nim zdążyłem przerobić w głowie, że może nie powinienem tego mówić. Oczywiście było to szczere, ale teraz nie byłem pijany i powinienem bardziej się kontrolować. Ale kurde, przy Tae naprawdę było to trudne. Czułem, że chciałbym patrzeć w jego oczy i mówić same rzeczy, które podbudują go i pokażą moje wsparcie dla jego marzeń.
- Dziękuję, hyung. Miło to od ciebie słyszeć - powiedział cicho po chwili milczenia, kiedy prawie miałem zawał.
- Cieszę się, że mogę spędzić z tobą trochę czasu - dodałem nieco ciszej i z lekkim rumieńcem odłożyłem pierwsze naczynie.
Kolejną godzinę rozmawialiśmy o drobnostkach związanych z uczelnią. Dopytywałem Tae o jego drugi kierunek studiów, bo widziałem, jaką radość sprawia mu dzielenie się tymi informacjami. I tak od słowa do słowa doszliśmy do tematu jego pracy dyplomowej. Podzielił się ze mną swoim pomysłem o pokazie mody elfiej, przez co od razu wpadło mi coś do głowy. Wytarłem ręce i podszedłem do regału, na którym trzymam kilka ważnych dla mnie projektów. Wziąłem jedno z pudełek i skierowałem się z nim do Tae.
- Wiesz, w czasie wakacji zacząłem bawić się trochę szkłem, by nabrać wprawy przed rozpoczęciem roku - wyjaśniłem, podnosząc pokrywę. W środku znajdowała się niby korona zrobiona z miedzianych drutów, do której zamocowałem różne szkiełka, tworząc z nich listki, stokrotki i poziomki.
Taehyung wstał, aby lepiej widzieć i otworzył szerzej oczy ze zdumienia.
- Tak myślałem właśnie o jakichś elfach i leśnych skrzatach robiąc ją - dodałem. - Nie jest jakaś wybitna, ale spodobała mi się na tyle, bym ją sobie zachował.
- Wow, jest śliczna - zapewnił zafascynowany, przez co zrobiło mi się cieplej na sercu. Delikatnie dotknął jednego ze szkiełka. - Chyba już wiem, o czyją pomoc będę się starał przy naszej pracy dyplomowej - dodał, zerkając na mnie z uśmiechem. - Ale czy tak zręczny i rozchwytywany artysta będzie miał czas na nasze projekty? - zapytał, a w jego tonie dało się wyczuć nadzieję.
- Dla ciebie? Zawsze - zapewniłem, będąc gotowy porzucić tu i teraz wszystkie te zamówienia, by zabrać się za tworzenie, czego tylko sobie Tae zamarzy.
I wtedy przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl.
- Czy... chciałbyś ją przymierzyć? - zapytałem cicho, czując, jak na moje policzki wylewa się rumieniec.
Widziałem, jak i jego zawstydza moja propozycja, przez co twarz Tae stała się niezwykle urocza.
- Tak, chętnie - zgodził się, a ja odłożyłem pudełko na stołek, by wyjąć ozdobę. - Ale... - dodał, zatrzymując mnie na chwilę. - Poprosze od razu o kilka zdjęć, pokażę Minniemu - wyjaśnił, wyjmując telefon z kieszeni.
- Oczywiście - zgodziłem się i ująłem w dłonie tę delikatną konstrukcję. Ułożyłem ją i przeniosłem na brązowe włosy, które w dotyku okazały się niezwykle miękkie. Aż chciałem je przeczesać i głaskać, ale musiałem powstrzymać takie myśli.
Może kiedyś...
Nie, skup się, Hoseok. Takich akcji nie zwalisz na alkohol.
Kiedy model był gotowy, wziąłem jego telefon z włączonym aparatem i zrobiłem mu kilka zdjęć z różnych perspektyw, zaskoczony, że wygląda perfekcyjnie pod każdym kątem. Upewniłem się jeszcze, że są w porządku, pokazując mu je, po czym wyjąłem swój smartfon.
- Może jedno wspólne na pamiątkę dla mnie? - zaproponowałem z szybko bijącym sercem. Bo choć mogłem już podziwiać naszą wspólną selkę na jego Insta, to jednak taka pamiątka specjalnie dla mnie będzie na pewno miłym przywoływaczem tego dnia w moich wspomnieniach.
- Tak, pewnie. Lepiej robić selki twoim telefonem. Bo znów mój palec się pospieszy i nawrzuca jakieś posty na Insta - stwierdził rozbawiony, chowając swój telefon. Podszedł do mnie, podtrzymując koronę na swoich włosach i ustawiliśmy się razem do zdjęcia. Wyglądałem naprawdę słabo w porównaniu z nim i trochę mnie to zabolało. Nie dlatego, bym mu zazdrościł urody, ale... jak taka piękna osoba miałaby chcieć ze mną być? Zresztą, pewnie był stuprocentowym hetero, więc kogo ja oszukuję... To, że na imprezie i w drodze powrotnej z niej zachowywał się tak milutko, o niczym nie świadczyło. Był tak samo uroczy w stosunku do swojego przyjaciela Jimina, więc na pewno postrzegał mnie po prostu jako hyunga.
Trochę podłamany własnymi myślami, podziękowałem mu za fotkę i odłożyłem ozdobę do pudełka, które trafiło znów na szafkę. Zaraz po tym wróciłem do koła, by kontynuować pracę. Zerknąłem jeszcze na dzieła Tae. Naprawdę znakomicie mu szło. I wszystko było zgodne z moim stylem, który zapewne podpatrzył na Insta.
- Całkiem dobrze nam idzie. Świetnie malujesz - pochwaliłem, przeciągając się. I wtedy zauważyłem coś ciekawego - chłopak zdawał się nieco tęsknie zerkać na stojące przede mną koło garncarskie. A to dało mi do myślenia.
- Może chcesz sprawdzić się w robieniu kubków? - zaproponowałem, wstając, by ustąpić mu miejsca.
Taehyung
Tak jak obiecałem Hobiemu, tuż po poniedziałkowych zajęciach, udałem się z nim do jego pracowni. Współdzielił ją z kilkoma osobami, dlatego chętnie przyjrzałem się wszystkim dokończonym i niedokończonym dziełom. Wszelkie ceramiczne i szklane wyroby, a także rzeźby i obrazy pozytywnie wpływały na moją wenę twórczą. Aż musiałem zanotować kilka kombinacji, na które wpadłem przyglądając się tym niezwykłym przedmiotom. Bo czasami nawet zwykłe połączenie kilku kolorów było źródłem natchnienia na kolejne dzieło, w postaci jakiejś sukienki, swetra, czy też innego elementu ubioru.
Choć pośród tych wszystkich rzeczy, nawet kubeczków, które zdobiłem, nie odnalazłem powodu, dla którego tu dzisiaj przyszedłem. Jiminnie wiedział. Ja... chyba starałem się o tym nie myśleć, choć moje serce robiło to za mnie. A Hobi... nadal był z tym transparentny, nie ukrywając tego co myśli i czuje. A przynajmniej tak mogłem wywnioskować po niektórych jego słowach. Zwłaszcza po kolejnych komplementach, których już nie mówił będąc pod wpływem alkoholu. Dzięki czemu wiedziałem, że były one szczere, a nie wywołane wlanymi w swój organizm procentami.
A jednak nie potrafiłem flirtować z nim w taki sam sposób, jak on robił to ze mną. Może to kwestia braku doświadczenia z facetami? Lekkiego mętliku w głowie, wywołanego pierwszą taką sytuacją z osobą tej samej płci? A może po prostu to stres mnie zjadał, nie pozwalając logicznie myśleć?
Dlatego słysząc jego propozycję o wypróbowaniu jego koła garncarskiego, z jednej strony się ucieszyłem, a z drugiej lekko wystraszyłem. Bo chyba zauważył mój lekko rozmarzony wzrok, kiedy zerkałem na to urządzenie. Ale... nie potrafiłem się powstrzymać, bo w mojej głowie cały czas pojawiała się ta jedna, tak romantyczna scena z jednego z moich ulubionych filmów.
- Na kole? - odpowiedziałem początkowo, pytaniem na pytanie, bo nieco mnie tym zaskoczył. - W sumie... chętnie - dodałem, starając się brzmieć na spokojnego, choć bicie mojego serca już zdążyło przyspieszyć. Z wiadomych względów.
Odłożyłem ostrożnie malowany kubek, zerkając jeszcze na wszystkie ukończone już naczynia. Było ładnie, kolorowo, tak jak na Instagramie Hobiego. Więc chyba poszło mi całkiem nieźle, z czego się cieszyłem, wiedząc, że w ten sposób choć trochę odciążę go z nadmiaru pracy.
W końcu przeszedłem pod to koło, uśmiechając się delikatnie do szatyna. Chłopak pasował do tego otoczenia. Do kolorów ziemi, do ceramiki i garncarstwa. Widać, że był artystą. Całą duszą. Przelewając swoją pasję i talent w swoje dzieła. I choć teraz nie namierzałem go już promować, w przyszłości na pewno zachęcę choćby moich klientów, kochających sztukę, aby coś u niego zamówili. I wiedziałem, że na pewno zrobią to z przyjemnością, patrząc po tym, co dzisiaj razem tworzyliśmy.
Starałem się oderwać już od niego wzrok, zdając sobie sprawę z tego, że wpatruję się w niego trochę za długo. Ale czasami gubiłem się w tym wesołym uśmiechu i przyjaznych oczach, które tak chętnie patrzyły w te moje.
- Nigdy nie miałem z tym do czynienia, co powinienem wiedzieć, hyung? - zapytałem, kiedy w końcu zamieniliśmy się miejscami, abym mógł usiąść przy kole, powoli przenosząc dłonie na mokrą już glinę.
Moje serce nadal biło tak samo szybko. Zwłaszcza, gdy teraz Hobi stał tuż za mną.
- Przede wszystkim nie szalej nogą, bo jak nadasz za szybkie tempo obrotu, to... zaczną się dziać śmieszne rzeczy. I nie unoś rąk za bardzo w górę - poinstruował mnie, a mój wzrok starał się odnaleźć zarówno pedał, który wprawi to urządzenie w ruch, jak również miejsce, w którym powinienem umieścić moje dłonie. Nie zdążyłem jednak podjąć choćby pierwszej próby, zapewne nieudanej, bo starszy wyszedł z propozycją pomocy: - Mogę ci pokazać? Nie bój się.
Początkowo nie bardzo wiedziałem co ma na myśli. I już chciałem wycofać moje dłonie, a nawet wstać i dopuścić go do koła, aby pokazał mi jak to dokładnie robić, gdy jego ręce mnie przed tym powstrzymały. Bo tak jak w moich wyobrażeniach, jak w filmie, o którym już od wczoraj cały czas myślałem, stało się!
Jego dłonie przeniosły się na wierzch moich. Chłopak nieco się przy tym pochylił, choć nie na tyle, aby dotykać mnie swoim ciałem, zapewne nie chcąc niepotrzebnie ubrudzić. Jednak sam dotyk jego dłoni wystarczył, abym lekko spanikował.
Kontynuował dokładniejsze instruowanie mnie, tłumacząc wszystko krok po kroku. I choć moje ciało go słuchało, serce i umysł już nie bardzo. Byłem tylko w stanie wpatrywać się w nasze współpracujące dłonie, podziwiając jego długie palce, tak delikatnie ujmujące te moje. I to naprawdę była scena wyjęta prosto z filmu romantycznego!
Chyba... jeszcze się tak nie czułem. Z żadną dziewczyną i z żadnym chłopakiem. To zawsze były tylko zwykłe randki, zwykłe pocałunki, zwykłe zbliżenia... po prostu zwykłe momenty. Nigdy nie miałem okazji przeżyć czegoś tak magicznego.
I nawet nie zauważyłem, kiedy wspólnymi siłami stworzyliśmy kolejny kubeczek.
Dopiero głos Hobiego oderwał mnie od szalejących myśli i wyrwał z lekkiego odrętwienia:
- Świetnie. Teraz spróbuj sam, a ja ten przełożę.
Ale na razie nie było o tym mowy. O nie, nie.
- Już, chwilkę - rzuciłem tylko, wstając ostrożnie, aby niczego nie uszkodzić. Po czym szybkim krokiem udałem się do zlewu, na razie niczego nie tłumacząc. Ale może nie musiałem.
Początkowo opłukałem po prostu ręce, obserwując uważnie miejsca, w których jeszcze przed chwilą znajdowały się dłonie starszego. Jak bardzo były rozgrzane? Czy równie mocno co reszta mojego ciała, a zwłaszcza, zapewne cała czerwona, twarz?
Dlatego nie tylko dłonie zostały opłukane, a następnie umyte zimną wodą. Twarz także tego potrzebowała, musząc ochłonąć.
Na razie nie miałem śmiałości patrzeć w stronę Hobiego, trochę się obawiając jego spojrzenia.
- Taehyung, siedzimy tu już dość długo. Nie jesteś może głodny? - zapytał, a jego ton brzmiał nadal tak samo radośnie, więc chyba nie miałem się czego obawiać?
- Możemy coś zamówić - zaproponowałem, bo choć po tej interakcji w ogóle nie byłem już głodny, patrząc na obecną porę, wypadało coś zjeść.
Wytarłem umyte ręce i twarz ręcznikiem papierowym, po czym skierowałem się do stołu, przy którym do tej pory pracowałem. Choć zanim w ogóle zdążyłem złapać za telefon, starszy mnie z tym uprzedził:
- Ja stawiam - oznajmił, stojąc już z telefonem w ręku. - Na co masz ochotę? Pizza? Kurczak? Ramen?
- Może jjajangmyeon? - zaproponowałem, raczej nie będąc w stanie zjeść teraz czegoś na gorąco.
- W porządku. - Chłopak zajął się już zamawianiem. A ja, wykorzystując jego chwilowe zajęcie, wziąłem głęboki oddech, aby troszeczkę się uspokoić, po czym wróciłem w końcu do koła.
- Powinno być za godzinę - zakomunikował po chwili, gdy moje ręce przeniosły już kolejną kulkę z gliny, aby zacząć coś z niej formować. Tym razem samodzielnie. - Wody? - dodał jeszcze, na co chętnie przystałem. Bo po takich wrażeniach faktycznie zaschło mi lekko w gardle.
Chłopak udał się do małej lodóweczki, wyjmując z niej dwie butelki wody. I już kierując się w moją stronę, odkręcił jedną z nich, domyślając się, że przez brudne ręce nie będę w stanie tego zrobić.
Podziękowałem mu za to, chętnie ją przyjmując. Choć nie spodziewałem się, że moje dłonie będą aż tak śliskie. A żeby uniknąć upuszczenia tej wody wpadłem na wspaniały pomysł mocniejszego złapania butelki, oczywiście wylewając w ten sposób jej zawartość prosto na swoją koszulkę i fartuch...
Pisnąłem, głównie przez kontakt tak zimnej wody z moim rozgrzanym ciałem. Choć jak tylko ten pierwszy szok minął, wywołany niespodziewanym wydarzeniem, zaśmiałem się, rozbawiony takim śmingusem dyngusem.
- Masz niebezpieczne butelki, hyung - podsumowałem to, nadal rozbawiony, podtrzymując tę butelkę za jej spód, aby nie zrobiła mi kolejnego psikusa.
Wstałem powoli i ostrożnie, znów starając się, aby o nic nie zahaczyć i czegoś w ten sposób nie zniszczyć.
- Wybacz, mogłem najpierw dać ci ścierkę... Pewnie jest ci zimno. Zdejmij koszulkę, niech trochę wyschnie. Pożyczę ci moją bluzę - zaproponował od razu Hobi, przejmując ode mnie butelkę. I choć nie spodziewałem się, że przy naszym pierwszym spotkaniu sam na sam pozbędę się przy nim koszulki, nie miałem nic przeciwko temu. Jako model byłem przyzwyczajony do odkrywania tych części ciała. Zresztą, możliwe że podświadomie nawet chciałem to przy nim zrobić...
Jednak raczej ani ja, ani on nie spodziewaliśmy się, że gdy tylko pozbędę się koszulki, nagle usłyszymy czyjś zaskoczony głos:
- O KURDELE!
Obaj spojrzeliśmy w stronę drzwi, w których spodziewaliśmy się kogoś ujrzeć, ale... drzwi już się zamykały? A w zasięgu naszego wzroku nie byliśmy w stanie nikogo dostrzec.
Nie rozumiejąc, co się właśnie stało, chłopak podał mi swoją bluzę, którą od razu założyłem. Jednak głos, który przed chwilą usłyszeliśmy jeszcze się nie poddał, znów odzywając, tym razem zza zamkniętych drzwi:
- Hobiiii, choooodź na chwilęęęęęęęęęę.
A sądząc po zwrocie, jakiego użył, raczej był to jego bliski kolega, dzięki czemu mi ulżyło.
- A nie możemy porozmawiać tutaj?! - zaproponował Hoseok.
- A twój ummmmm... KOLEGA jest nadal rozebrany?!
- Już się przebrałem! - zapewniłem, rozbawiony zarówno podkreśleniem słowa „kolega", jak również powodem, przez który stąd uciekł.
Chłopak w końcu ośmielił się tutaj wejść, od razu przyglądając zarówno mi, jak i Hobiemu. Był przystojny i dobrze zbudowany, choć mój wzrok przykuły jego czerwone uszy, które zapewne zmieniły swoją barwę przez tę zawstydzającą go sytuację.
- Rzeźbisz ludzkie ciało, Hobi? - zażartował, po czym odchrząknął, kierując się do jakiegoś pudełka, po które prawdopodobnie przyszedł. - To ja w sumie... dokończę to w pokoju - stwierdził, biorąc je, uśmiechając się przy tym trochę... podejrzanie.
- Bardzo śmieszne. Seokjin, to mój kolega z grupy, z malarstwa - Kim Taehyung. Tae, to mój współlokator, który ogarnia gotowanie - Kim Seokjin - przedstawił nas sobie. A kiedy chłopak odstawił jeszcze na chwilę swoje pudełko, podszedł do mnie bliżej, abyśmy mogli uścisnąć sobie dłonie.
- Czyli rzeźbicie siebie nawzajem. Aaaa, rozumiem - podsumował to po swojemu, posyłając nam szeroki uśmiech. - Dobra, to już wam nie przeszkadzam. Miłej zaba... pracy, pracy! - rzucił jeszcze na odchodne, czym prędzej biorąc to pudełko i uciekając z pracowni.
A ja starałem się nie wyciągać z tego ŻADNYCH wniosków, po prostu uśmiechając.
- Masz prywatnego kucharza? - zapytałem, kiedy znów zostaliśmy sami. A z racji tego, że stałem obok stołu, oparłem się o niego tyłem, kładąc na nim dłonie i patrząc na Hobiego.
Starszego rozbawiło moje pytanie, ale nie miałem nic przeciwko temu, znów chętnie obserwując jego szczery i wesoły uśmiech.
- W naszym pokoju panuje jasny podział obowiązków. Ja jestem od sprzątania, Seokjin od gotowania, a Namjoon... Namjoon lepiej żeby niczego nie dotykał - wyjaśnił.
- Rozrabiaka? - dopytałem, od razu mając w głowie kogoś pokroju Jeon Jeongguka, który też „lepiej aby niczego nie dotykał" i najlepiej z nikim nie rozmawiał. A już zwłaszcza z Minniem, a bardziej DO Minniego.
- Bóg destrukcji. Jeśli myślisz, że coś jest niezniszczalne, to daj mu dziesięć sekund. Ostatnio złamał w pół patelnię. Nie pytaj - my też nie wiemy jak, choć widzieliśmy to na własne oczy - zdradził, a mi nieco ulżyło. Bo to był innego rodzaju „rozrabiaka".
- Czyli faktycznie ma jakieś boskie moce - podsumowałem to, śmiejąc się krótko. - Ale przynajmniej dzięki temu zawsze macie wesoło. Robimy kolejne podejście? - zaproponowałem, pokazując na koło. A nie chcąc ukrywać tego, o czym możliwe że obaj wcześniej pomyśleliśmy, dodałem: - Tym razem bez sceny z "Uwierz w ducha"?
Zagryzłem nieco dolną wargę, aby po prostu zamaskować w ten sposób uśmiech. Choć nie sądziłem, aby mi to wyszło. Nie w takich okolicznościach, dzieląc się z nim moimi przemyśleniami.
- W porządku - zgodził się, rozbawiony. A ja przeszedłem już pod wspomniane urządzenie.
Przez resztę późnego popołudnia dalej miło spędzaliśmy czas, nawet nie czując, że pracujemy. Chyba lubiliśmy swoje towarzystwo, a tworzenie przy tym tak pięknych naczyń dodatkowo cieszyło nasze artystyczne dusze.
Zjedliśmy, porozmawialiśmy, pośmialiśmy się, a około dwudziestej, kiedy obaj uznaliśmy, że już pora wracać do akademików posprzątaliśmy po sobie, zadowoleni z dzisiejszej pracy.
Hobi oczywiście odprowadził mnie pod akademik, każąc na razie zachować jego bluzę. A kiedy się pożegnaliśmy, a ja w końcu się znalazłem w moim i Minniego mieszkaniu, od razu wypuściłem całe powietrze z płuc, czując, jak stres ze mnie schodzi.
- No jesteś wreszcie - usłyszałem zaraz, gdzieś z salonu. Dlatego tuż po zdjęciu butów, skierowałem się tam, zastając oczywiście Jimina na kanapie.
Chłopak był już prawie gotowy do snu, siedząc w szlafroku, z maseczką oczyszczającą na twarzy. Chętnie zająłem przy nim miejsce, odkładając na razie torbę przy nogach, bo nie miałem siły zanosić jej do pokoju. A moja głowa od razu wylądowała na jego ramieniu.
- Trochę nam zeszło - przyznałem, uśmiechając się do siebie na wspomnienie mojej i Hobiego współpracy.
- Przydały się te gumki? Wrzuciłem ci do torby w razie czego na przerwie - stwierdził nagle mój przyjaciel, na co zmarszczyłem brwi, od razu się podrywając, aby to sprawdzić. I faktycznie, były tam prezerwatywy!
Oj Minnie...
Przełożyłem je pod jego szlafrok, motywując go w ten sposób, aby sam powrócił do randkowania, a nie to mi sugerował seks z nowopoznanym chłopakiem ze studiów.
- Nie piliśmy nic, więc na pewno NIE. W ogóle... z jednej strony było fajnie. Lubię z nim rozmawiać, ale... czasami za bardzo się stresuję - zdradziłem, na razie nie będąc w stanie nic więcej powiedzieć, bo moje myśli znów zaczęły krążyć wokół Jung Hoseoka.
- Czyli następnym razem muszę ci zapakować pakiet: alkohol plus gumki. Dobrze - stwierdził, a ja miałem ochotę na to westchnąć, jednak powstrzymałem się przed tym. Zwłaszcza, gdy jego wzrok zaczął mi się bacznie przyglądać, zaraz wyciągając wnioski: - Chyba jednak coś było... to nie jest twoja bluza - zauważył, a mój wzrok powędrował na dół tej bluzy, która łatwo przypomniała mi powód tymczasowej zmiany właściciela.
- Doszło do niewielkiego incydentu... Ale nie takiego jak myślisz, Minnie! - dodałem szybko, bo wiedziałem co sobie pomyśli.
- No to opowiedz, bo inaczej sam sobie dopowiem.
I choć byłem zmęczony, chęć podzielenia się tym wszystkim była silniejsza. Dlatego jak zawsze - od początku do końca, z wszelkimi szczegółami, opowiedziałem mu wszystko, na koniec pokazując nowe, równie ładne selki, do których nie mogłem przestać się uśmiechać.
- Tym razem zachowam je dla siebie - stwierdziłem rozbawiony, nie mając zamiaru popełniać już takiego samego błędu co ostatnio.
- Jak uroczooooo! - Minnie był nimi zachwycony. - I on też je ma, tak? Jak nic leci na ciebie.
Czy... leci na mnie? Czy mu się podobam? Może... tak? Chyba... Ale... raczej tak.
Uśmiechnąłem się do siebie przez te przemyślenia, czując przyjemne ciepło rozlewające się po mojej klatce piersiowej.
- Odgrywaliśmy nasze własne "Uwierz w ducha", więc... domyślam się, że tak - przyznałem, nieco ciszej, bo w sumie było to trochę zawstydzające. W końcu ten film... miał różne sceny. A sądząc po minie Minniego i po tym jak odchrząknął po chwili ciszy, mogłem się domyślać, co mu przyszło do głowy.
Nie skomentowałem tego jednak, po prostu się uśmiechając.
- Cieszę się, że się dobrze bawiłeś - oznajmił, również o nic więcej nie dopytując. Bo w sumie nie miał o co, skoro opowiedziałem mu każdy, nawet najmniejszy szczególik tego... spotkania.
Kiedy poszedłem szykować się do snu, moje myśli nie mogły przestać krążyć wokół Jung Hoseoka, za którym już zaczynałem tęsknić, chyba licząc, że następne takie spotkanie będzie jednak randką.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top