Rozdział 30 | 3131 słów

Jeongguk

Saya znalazła sobie kolejnego fagasa... Tym razem niby na „całe życie", jak się zarzekała. Ale znając jej charakter i szczęście do facetów, początkowo nie sądziłem, aby potrwało to długo. A jednak miesiące mijały, a ona nadal z nim była, ostatecznie zapowiadając swój przyjazd i oficjalne przedstawienie go mnie i Jiminowi. I tak umówiliśmy się w jednej z restauracji BBQ. Choć osobiście wolałem mniej publiczne miejsce, aby w razie czego móc sobie z nim poważnie pogadać i trochę nastraszyć. Bo choć już od kilku lat nie walczyłem w High MMA, skupiając się na malowaniu, korzystając z moich Instagramowych zasięgów, nadal ćwiczyłem, wyglądając tak samo groźnie, jak te kilka lat temu. I miałem zamiar to wykorzystać przy tym spotkaniu, aby typiarz ani przez chwilę nie pomyślał o skrzywdzeniu Sayi.

Z tego co młodsza mi mówiła, poznali się w Bostonie. Typiarz też jest Koreańczykiem i był tam po prostu przejazdem, czy tam na wakacjach, więc jest szansa, że po studiach to właśnie tutaj się przeprowadzi, układając sobie życie. O ILE frajerzyna nie okaże się jakimś petkiem jebanym.

Ubrałem się specjalnie pod tę okazję. Obcisła bokserka, włosy zaczesane do tyłu i groźny wyraz twarzy, aby speniał już na wejściu, jeżeli faktycznie jest jakimś śmietnikiem niewartym serca mojej siostry. Przyszedłem tutaj oczywiście z Jiminem, co było warunkiem koniecznym od Sayi, bo chyba spodziewała się, że może mnie trochę ponieść.

Szatyn, w przeciwieństwie do mnie, jak na sierpniowe upały przystało, założył po prostu jakąś koszulkę z krótkim rękawem i spodenki. A gdy już dotarliśmy do lokalu, zaciągnął mnie na jedną z kanap, pozostawiając tę naprzeciwko pustą, zapewne dla tego fagasa i Sayi.

Ułożyłem to sobie jako tako w głowie. I oczywiście na wszystko przygotowałem. Dlatego teraz ze swojej kieszeni zacząłem wyciągać kolejno: scyzoryk, zapalniczkę, gaz pieprzowy, kastet i nożyk z ząbkami.

Ciekawe na co frajerzyna sobie zasłuży...

Jimin oczywiście zaraz się tego dopatrzył. No w sumie dziwne, gdyby tego nie zrobił, siedząc tuż obok mnie, przeglądając sobie na spokojnie menu.

- Chyba sobie żartujesz. Chowaj to natychmiast - stwierdził z niedowierzaniem. Ale jego słowa nie zmusiły mnie do jakichkolwiek działań.

- Nie mogę. Wszystko jest mi dzisiaj potrzebne. Zależy, jak się będzie zachowywał i do czego się przyzna - oznajmiłem mu spokojnie, choć w środku troszeczkę się gotowałem, nastawiając bojowo do tego spotkania.

- Dobrze ci radzę, schowaj to i nie strasz jej faceta, bo nie będzie seksu przez miesiąc - zaczął mi grozić starszy. Ale akurat przy takich okolicznościach nie zamierzałem się ugiąć.

Siedziałem dalej w tej samej pozycji, podpierając łokcie na stole i szturchając palcem jeden z wyciągniętych przedmiotów.

W sumie gdyby tak podgrzać nożyk zapalniczką... To chyba będzie najlepsza...

Nawet nie zdążyłem dokończyć myśli, bo Jimin widząc moją upartą postawę, sam nagle zgarnął wszystko do swojego plecaka, zabierając go jak najdalej ode mnie. A ja mogłem po prostu patrzeć na niego, niedowierzając, że aż tak ingeruje w moje decyzje. Może nierozsądne, ale POTRZEBNE.

- To MOJA siostra... i poniekąd córka. Muszę zastraszyć trochę złamasa, żeby się jakoś zachowywał - mruknąłem, oburzony tym działaniem, już wyciągając ręce po ten plecak.

- Jest starszy, więc nie spodziewaj się jakiegoś głupiego chłopaczka. Wierzmy w to, że będzie dojrzały i k... - Jimin przerwał swoją wypowiedź, nagle zawieszając wzrok gdzieś na wejściu do restauracji. - Kurwa, nie wierzę - dokończył, porzucając początkowy temat. A kiedy powędrowałem spojrzeniem za jego wzrokiem, zrozumiałem dlaczego.

BO OTO KIEROWAŁA SIĘ W NASZĄ STRONĘ SAYA Z... PIERDOLONYM MIN YOONGIM?!?!?!?!?!!??!??!

JA TEŻ KURWA NIE WIERZĘ?!

Saya chyba wiedziała, co się dzieje obecnie w mojej głowie. Bo zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć lub zrobić, wyciągnęła palec wskazujący, machając nim ostrzegawczo.

- Ani się waż cokolwiek mu robić - oznajmiła, kiedy już dotarli pod nasz stolik. - Jiminnie oppa, Kookie oppa, tak, to mój wymarzony chłopak - Min Yoongi, którego zapewne nawet nie musiałam wam przedstawiać.

JA PIERDOLE? NIE WIERZĘ?

- Co jest kurwa? Ukryta kamera? - zdołałem wymruczeć, wpatrując się w nich niedowierzająco. To na Sayę, to na MIN YOONGIEGO.

NO JA JEBIĘ?! NA PEWNO TO JAKIEŚ JAJA SĄ!

- Mimo wszystko prosiłbym bez wulgaryzmów. Miło was widzieć po takim czasie - odezwał się ten fagas, który jak najbardziej zasługiwał na którąś z przyniesionych przeze mnie zabawek!

Najpierw ma ze mną kosę przez wszystkie lata studiów, a teraz wyrywa moją siostrę?! No kurwa tak nie będzie!

- Jakim cudem? Jak? Wy... Znaczy pan i Saya...? - Jimin też nadal w to wszystko niedowierzał, chyba próbując to ogarnąć.

- Przeznaczenie, któremu co prawda trochę musiałam pomóc, ale udało się - wyjaśniła Saya, szczerząc się do tego debila Mina...

No ja mu przecież zaraz kark skręcę?!?!?!?

W końcu usiedli. I na szczęście Saya wiedziała, jak ich usadzić, abym nie miał go w zasięgu ręki. Bo inaczej możliwe, że już by oberwał w nochala.

Mój wzrok nie odrywał się od niego. Nadal pamiętałem tę krzywą mordę z zajęć z rysunku, która zawsze podnosiła mi ciśnienie.

- Doskonale wiedziałeś, że to MOJA siostra. Postanowiłeś poigrać z ogniem? - zauważyłem, zachylając się trochę w jego stronę. Niestety Saya była bliżej mnie niż on, przez co zaraz oberwałem od niej w klatę, zapewne po to, abym powrócił do normalnej pozycji. Ale jedyne, co tym spowodowała, to przeniesienie mojego złowrogiego spojrzenia na nią.

- Przestań. To jedyny normalny chłopak jakiego kiedykolwiek miałam - stwierdziła, chyba przez przypadek, bo jeszcze nigdy nie przyznała mi się wprost do posiadania jakiegoś fagasa? Zawsze się domyślałem, albo dowiadywałem przypadkiem...

- Taaak? To dobrze wiedzieć, że jednak jakichś miałaś? - wytknąłem jej ten brak szczerości, na co zaraz się oburzyła, marszcząc przy tym brwi.

- A co? Myślałeś, że do czegokolwiek ci się przyznam? Żebyś mieszał się cały czas w moje związki? To moje życie i moje problemy, których nie musisz cały czas rozwiązywać pięścią - oznajmiła, niezadowolona. I już chciałem coś na to odpowiedzieć, wytykając jej coś z przeszłości, ale na szczęście Jimin wtrącił się w naszą wymianę zdań:

- Może zamówmy coś. Na pusty żołądek za dużo nerwów się włącza - mruknął, podsuwając mi menu, na czym nie miałem zamiaru się teraz skupiać.

I w sumie nie tylko ja emanowałem jakimiś mocnymi emocjami. Bo zarówno Min, jak i Jimin unikali swojego wzroku jak tylko mogli.

Ja pierdole. Jednak muszę mu skręcić ten kark?! NIE MYŚL O MOIM JIMINIE, ŚMIETNIKU!!!

Ani na sekundę nie miałem zamiaru odrywać od niego groźnego spojrzenia, zwłaszcza, gdy po chwili zwrócił się do Sayi dość dziwnym zwrotem:

- Tak, zjedzmy. Moja Pani, podasz mi menu?

I nie dość, że on wyskoczył z tym „Moja Pani", to Saya, jak na szaloną nastolatkę przystało, odpowiedziała mu coś wielce uchachana prosto na ucho. Zapewne specjalnie, abym tego nie usłyszał...

Dobra, najpierw poruszę najważniejsze tematy.

- Jesteś od niej dużo starszy. Trochę przesada, co? - zauważyłem, mocno niezadowolonym tonem. Bo nawet jeżeli Saya miała już te dwadzieścia jeden lat, dla mnie nadal zachowywała się i wyglądała jak nastolatka. A Min Yoongi... stary oblech.

Niech go tylko spotkam sam na sam. SKRĘCĘ MU KARK!!!

- Też mnie to często martwi, ale staram się nie przejmować, ponieważ robię wszystko, by Saya czuła się dobrze w naszej relacji - wybełkotał, na co jeszcze bardziej zmrużyłem oczy.

- To i tak nieodpowiednie. Kiedy cię poznała miała 16 lat? - podkreśliłem, a moje ręce już chciały się wyrwać i zacisnąć wokół jego szyi.

- I co z tego? Nawet mnie wtedy nie lubił, bo byłam jeszcze głupią nastolatką - wtrąciła się Saya, próbując go usprawiedliwić, ale mało mnie to interesowało. Fakty mówiły same za siebie!

- Zresztą, Saya mieszka w Bostonie, a ty jesteś tutaj? Więc jak do tego doszło, że z nią jesteś? - zauważyłem, oburzony. BO MOŻE JĄ STALKOWAŁ?!

- A czy to ważne, jeśli oboje są szczęśliwi? - tym razem to Mimi się wtrącił, ale jego komentarz też zignorowałem, nadal wpatrując się w Mina.

TŁUMACZ SIĘ, ŚMIECIU.

- Byłem w Bostonie na otwarciu mojej wystawy. I tam się spotkaliśmy ponownie. Nie patrzyłem na twoją siostrę w niestosowny sposób. Ani wcześniej, ani teraz. Uważam Sayę za wartościową kobietę, o którą zamierzam dbać, i którą będę kochał jak nikogo innego na świecie - stwierdził, bardzo dyplomatycznie. Ale jako profesorek potrafił takie rzeczy. Zwłaszcza, gdy na koniec złapał ją delikatnie za dłoń i oboje posłali sobie delikatne uśmiechy. W dodatku Saya dołożyła do tego pocałunek w policzek, chyba niezbyt przemyślany, bo widziałem, że zrobiło jej się po tym głupio i zerknęła niepewnie w moją stronę.

No dobra... Chyba muszę zejść trochę z tonu. Skoro twierdzi, że jest z nim szczęśliwa.

Uduszę go... jeżeli popełni choć jeden mały błąd.

- Pojebane - podsumowałem to po prostu, choć zrezygnowanym już tonem, na razie rozwieszając białą flagę. Ale to nie oznaczało, że zakończyłem przeprowadzać z nimi wywiad. Dlatego zaraz to kontynuowałem: - I co? Przeprowadzisz się do niej? Jakie plany? Mówić i to szybko - oznajmiłem twardo, patrząc to na moją siostrę, to na Mina. Bo związki na odległość nie działają na dłuższy okres czasu.

- Nie rozmawialiśmy o tym jeszcze, bo spotykamy się dopiero cztery miesiące - stwierdził Min, a mnie to znów niezbyt zadowoliło.

Sranie w banie.

- Jeon Jeongguk, wybierz coś w końcu z menu i złóżmy zamówienie - znów wtrącił się Jimin, trochę zdesperowany, zapewne licząc, że już skończę ten temat. A przecież po to się tutaj spotkaliśmy?! - Proponuję największy zestaw mięsa, by się wszyscy najedli.

Zignorowałem go, nadal wpatrując się w Mina i odpowiadając na jego stwierdzenie:

- "Dopiero"? Chyba "AŻ" cztery miesiące... Powinniście już... - chciałem przedstawić mu plan na ich najbliższą przyszłość. Aby był na miejscu i mieć na nich oko, ale Saya postanowiła mi przerwać, najpierw dając pstryczka w czoło. Czego chyba nauczyła się od Jimina...

- Nie zachowuj się tak, bo przez ciebie skończę jako stara panna - mruknęła, już trochę zrezygnowana. A widząc jej smutne spojrzenie, znów byłem zmuszony się trochę ogarnąć.

Westchnąłem ciężko, bo po raz kolejny miałem okazję zobaczyć na własnej skórze, że bycie starszym bratem i ojcem jest w chuj trudne...

Czoło trochę zaczęło piec, bo jej uderzenia nigdy nie były tak delikatne jak te Jimina, ale oczywiście to zignorowałem.

- Dobra. Ale niech chociaż raz się przez ciebie popłacze... - ostrzegłem jeszcze Mina, grożąc mu palcem. Facet ścisnął na to dłoń Sayi, uśmiechając się do niej, choć jak tylko jego wzrok powrócił na moją osobę, spoważniał.

- Nie dam jej ku temu powodu. Chyba, że z radości - zapewnił, a ja musiałem mu się jeszcze przez chwilę poprzyglądać, niepewny tej deklaracji. Bo to w końcu Min Yoongi. Gbur i frajer.

Ja pierdole. Min Yoongi w mojej rodzinie. Pojebało kogoś...

Jimin w końcu sam zamówił dla nas jakieś mięso, zupę i dodatki. Ja dorzuciłem do tego tylko soju, którym się zająłem, rozlewając wszystkim po równo. No, może sobie trochę więcej, żeby w ogóle znieść jakoś towarzystwo Mina.

Przez cały posiłek przypatrywałem się uważnie ich dwójce, jeszcze dopytując o kilka rzeczy. Choć nie tak nachalnie, jak na początku. I ostatecznie stwierdziłem, że możeeeeeeeeeeeeeeee za jakieś kilka lat, jak zda moje wszystkie testy, zaakceptuję go jako chłopaka Sayi. Ale MOŻE. Bo chuj wie, jak to wszystko się potoczy.





Jimin

Jak się okazuje - ukończenie studiów to mały pikuś w porównaniu z ogólnym życiem jako dorosły i samodzielny facet. Dobrze, że od tych kilku lat jestem w szczęśliwym związku z Jeonggukiem, bo sam bym chyba dostał pierdolca, mając tylko pracę w głowie.

Pierwszym bardzo ważnym krokiem w naszym wspólnym życiu było wspólne zamieszkanie. Po tym, jak Saya została wyprawiona na studia do Bostonu, Jeongguk zaczął wynajmować ich mieszkanie i wprowadził się do mnie, gdzie tak jak obiecałem, dostał cały pokój na pracownię, a także miejsce w sypialni na gamerski sprzęt. Cieszyłem się, że nie bierze już udziału w walkach, zwłaszcza, że jedna z jego ostatnich była naprawdę niebezpieczna. Jego przeciwnik zachowywał się, jakby w furii zamierzał zabić mojego ukochanego. Na szczęście skończyło się tylko siniakami. I złamaną szczęką tego furiata, o co Jeon zadbał.

Jeśli zaś chodzi o moją pracę, to naprawdę kochałem moje zajęcie, co odbijało się trochę na życiu prywatnym, gdy potrafiłem zarwać nocki w biurze, chcąc dokończyć projekty. A to bywało powodem do kłótni między mną a ukochanym, jednak wiedziałem, że to tylko dla mojego dobra, bym się nie zaharował. Dlatego starałem się jak mogłem, by wracać do domu możliwie najszybciej. Zresztą, po całym dniu rozłąki, zawsze chciałem się znaleźć w jego ramionach, najlepiej natychmiast po wstaniu od biurka. Tak, jak Jeon wspierał mnie w mojej pracy, tak samo ja starałem się być wsparciem dla niego. Często używałem jego obrazów w moich projektach, proponując je klientom jako uzupełnienie aranżacji, na co chętnie przystawali. Dawna myśl o obrazach, które byłyby podpisem moich projektów, teraz stanowiły podkreślenie, że nie ma mnie bez Jeongguka. I to było dla mnie piękne.

Ale nie tylko kariera była polem, na którym starałem się mu pomagać. Była jeszcze Saya, dla której stałem się drugim, choć oczywiście mniej ważnym, bratem. A dzisiejsze spotkanie z jej nowym facetem, którym okazał się nasz dawny wykładowca Min Yoongi, nieco mną wstrząsnęło. Widziałem, jak starał się unikać naszego wzroku i rozumiałem, że jest to dla niego podwójnie niekomfortowe z uwagi na naszą przeszłość, jednak jeśli mieliśmy wszyscy zostać rodziną (a z relacji Sayi wywnioskowałem, że takie są plany), to musimy zapomnieć o tym, co było i iść dalej. Jednak to wcale nie było łatwe, zwłaszcza dla Jeongguka, który zaraz po powrocie do mieszkania poszedł prosto do swojej pracowni, trzaskając lekko drzwiami.

Dałem mu chwilę czasu, aby ochłonął, bo przez te wspólne lata nauczyłem się, że tego potrzebuje, po czym przebrany poszedłem do niego, zaglądając ostrożnie do środka. Na szczęście nie zastałem takiego chaosu, jak się spodziewałem. Jeongguk siedział przed sporym płótnem i malował na nim czerwone plamy.

- Kochanie, jak się czujesz? - zapytałem łagodnie, gdy zobaczyłem, jak sięga po nóż i zaczyna rozcinać materiał, sprawiając, że wcześniej namalowane plamy zaczęły przypominać rozcięte rany. Nieco niepokojące...

- Czemu akurat ten idiota? Tyle facetów jest na świecie... - mruknął, patrząc na swoją pracę.

Od razu ruszyłem w jego stronę i usiadłem za nim, wtulając się w jego plecy.

- Może to takie samo przeznaczenie, jak nasze? - zapytałem spokojnie, opierając podbródek na jego ramieniu.

Młodszy prychnął, ale położył swoją dłoń na mojej.

- Bez przesady, Mimi. Jeszcze z Min Yoongim?

- Saya co nieco mi opowiadała - przyznałem. - I wygląda to trochę tak, jakby też spotkali się w poprzednim wcieleniu.

Poczułem, jak ciało mojego ukochanego się spięło.

- Czy chociaż w poprzednim wcieleniu miałem okazję obić mu mordę? - zapytał, zerkając na mnie z ukosa. - A tak na serio - czemu niby? Co ci mówiła? - dodał, przesuwając mnie po podłodze tak, bym mógł usiąść przed nim i się wtulić w to wiecznie kuszące mnie ciało. Z czego oczywiście z przyjemnością skorzystałem.

- Opowiadała, że wystawa, na której się spotkali, pokazywała fragmenty ich wspólnego życia.

- Jaka wystawa? Ta Mina?

- Tak.

- Trzeba na nią zerknąć - mruknął i przesunął nas po podłodze w stronę stolika, skąd wziął swój telefon. Nadal trzymałem go w moich objęciach wiedząc, że tego potrzebuje i cierpliwie czekałem.

- To chyba dawno się spotkali... Dziwne to wszystko - stwierdził, odkładając na podłogę urządzenie, po czym sam się położył, ciągnąc mnie za sobą tak, bym mógł leżeć na nim. - Mógłbym to faktycznie uznać za zemstę, ale... wygląda na to, jakby faktycznie ją kochał i o nią dbał - mruknął i choć dla nas obu była to dobra informacja, młodszy wyglądał na wyraźnie niezadowolonego. W duchu wiedziałem, że wolałby mieć dobry powód do obicia szczęki "przyszłego szwagra".

Ponownie dałem mu chwilę na przemyślenia, jednak myśli Jeona chyba szły w złą stronę. I to nie dlatego, że jego dłoń zawędrowała pod moją koszulkę.

- Dbał... o moją żeńską kopię. To w chuj dziwne. Ale... Jeżeli był z nią w jakimś poprzednim życiu, to może... był tak naprawdę ze mną? Nie! Nic z tych rzeczy! - Jeongguk aż się otrzepał z obrzydzenia, wywołując moje rozbawienie.

- Może i był, kto wie. Ciekawe, kto wtedy był na górze - dokuczyłem mu, ale zaraz spoważniałem, chcąc, by podszedł do tematu rozsądnie. - Ale tak poważnie - nikt nie kombinowałby aż tak bardzo, aby się zemścić. A Saya faktycznie za nim szaleje od czasów, gdy była nastolatką. Więc niech się cieszą sobą, są dorośli.

Ciężkie westchnienie Jeongguka wcale nie przekonywało, by to zaakceptował.

- Może to i lepiej, że nie wybrała jakiegoś bezmózga z Ameryki - starał się przekonać samego siebie.

- No widzisz - pochwaliłem, głaszcząc jego policzek. - Będzie dobrze. Sam widziałeś, jak ją traktował.

Czy Jeongguk w ogóle usłyszał, jak przy stole Saya nazwała Mina "Wasza Wysokość", kiedy zwrócił się do niej "Moja Pani"? Czy to tylko mi się wydawało? Lepiej nie dopytywać...

- A spróbowałby inaczej...! - warknął, od razu się nakręcając niepotrzebnie.

- Skup się na tym, że twoja siostra jest szczęśliwa. Tak jak my - przypomniałem, dając mu buziaka w policzek.

- Zobaczymy, czy jest. To dopiero pierwsze spotkanie z nimi. Muszę jeszcze przeprowadzić z nimi wywiady. Na osobności.

Nie odpuści...

- Kochaaaaaaanie. Nie strasz Mina - zacząłem marudzić.

- Nieee, muszę sobie z nim pogadać - zawziął się młodszy, a mówił to takim tonem, jakby już planował przypalać mu stopy, by wydobyć z naszego dawnego wykładowcy wszystkie jego sekrety.

- Powiem Sayi, by go nie puściła do ciebie.

Jeongguk wykonał dziwny ruch, przewracając się na bok, by następnie odwrócić mnie do siebie plecami i znów przenieść na siebie. Ale zaraz wyjaśniło się, po co to zrobił, bo poczułem, jak jego ręce obejmują mnie szczelniej, nie pozwalając na najmniejszy ruch.

- Tak? W jaki sposób? - zapytał cwanym tonem.

- No przecież nie będziesz mnie więził w swoim uścisku całą wieczność - zauważyłem rozbawiony.

- Aha. Przyjmuję ten challenge. Myślisz, że nie jestem w stanie trzymać cię w ramionach całą wieczność, Park Jimin? Gdybym mógł, robiłbym tylko to - zapewnił, nadal z nutą cwaniactwa.

- Wolałbym, byś jednak chodził czasem do toalety. I mnie do niej puszczał - rzuciłem, jak zawsze nie mogąc powstrzymać żartów w takich sytuacjach.

- Taaak? A już myślałem, że jednak nasze łóżko jest ważniejsze od toalety.

Poczułem, jak uścisk nieco zelżał, jednak nie dał mi nic skomentować, bo jego niegrzeczne dłonie zawędrowały ponownie pod moją koszulkę, a palce od razu zaczęły drażnić moje sutki. Doskonale wiedział, że to moja słabość, przez co jęknąłem natychmiast, czując, jak tak prosta zabawa zaczyna mnie podniecać.

- Ty to masz kondycję... siedem dni w tygodniu byś się chciał bawić w łóżku - wyjęczałem, skupiając się na przyjemności.

- Chłopaku... To nie moja wina, tylko twoja - stwierdził unosząc biodra, przez co wyraźniej poczułem, jak jego ptaszek cieszy się na moją bliskość.

- Moja? Bo jestem tak seksowny? - wymruczałem.

- Tak. Bo jesteś tak cholernie seksowny, Park Jimin - zapewnił niskim tonem, przez który ponownie jęknąłem.

- Chodź do łóżka, bo zaraz znowu cali będziemy w farbach.

- Tak. Choć raczej tylko ty, Mimi. W białej - zapewnił, zostawiając jedną dłoń na moim torsie, podczas gdy druga zawędrowała w moje bokserki, pocierając mojego gotowego już penisa. Nadal też kontynuował ocieranie się o moje pośladki, przez co moja głowa szalała.

- Wejdź we mnie, błagam. Dość tortur.

Jednak młodszy nie posłuchał. Przez tyle lat razem nasz apetyt na seks nie malał, więc wszelkie małe zaczepki zwykle kończyły się orgazmem. I nie inaczej było tym razem, kiedy po dwóch minutach wygiąłem się lekko, brudząc moją bieliznę i spodnie. Również Jeongguk dołączył do mojego uniesienia, co poczułem pod pośladkami.

- To idziemy na drugą rundę? - zapytał lekko zdyszany, ale nie czekał na moją decyzję, tylko zaraz podniósł nas i wziął mnie na ręce, by zanieść do sypialni.

- Z tobą zawsze - zapewniłem, wtulając się w jego silne ramiona.

Czyli na dzisiaj temat Sayi i Mina został zamknięty. Braciszkowie muszą się pobawić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top