Rozdział 3 | 3516 słów
Jeongguk
Już dawno nikt mnie tak nie wkurwiał jak Smark Jimin. Zwłaszcza z jego gabarytem i mięczakowatym, a nawet zbabiałym wyglądem! Zresztą, jego kumpel nie był wcale lepszy i chyba powinienem w końcu wpaść na jakiś dobry pomysł, aby ich obu zgasić jak dwa petki, którymi byli. I niestety nie mogłem tego zrobić w zbyt oczywisty sposób. Po pierwsze - ze względu na bycie zawodnikiem High MMA, a po drugie - ze względu na statusy społeczne tych wypierdków. Bo jak jeden z moich ziomków mi powiedział, pokazując przy tym Instagram jednego z nich, zarówno Kim Srehyung, jak i Srak Jimin, pochodzili z bogatych rodzin. A seulskich elit lepiej nie tykać. Bo niepotrzebne mi zaczynać z jakąś mafią. Miałem za dużo do stracenia, aby się w to pakować.
Dlatego choć początkowo, tuż po opuszczeniu sali w trakcie zajęć z malarstwa, miałem ochotę poczekać na duo tych kiepów, aby przypierdolić i jednemu i drugiemu, szybko się opamiętałem. Bo jednak... po co mu dokuczałem w trakcie malowania? Czy nie dlatego, że mój palec sam się do niego rwał? I o dziwo nie po to, aby go skrzywdzić? Chyba po prostu... nie pasowało mi, kiedy mnie olewał? I chciałem zwrócić na siebie jego uwagę? Co zapewne było kwestią nudy po oddaniu mu sztalugi. Teraz mogłem jedynie liczyć, że na następnych zajęciach nie zostanę do niego przydzielony. A akurat o to jak najbardziej się postaram, ściągając choć na te zajęcia moją czapkę, pod którą nadal kryły się różowe włosy, i ubierając jakąś białą kurtkę, zamiast czarnej.
Po powrocie do domu całkowicie wyrzuciłem z głowy tę sytuację. Wolałem skupić się na planie, który zacząłem już knuć z Hoseokiem, w czasie ostatniego spotkania u mnie.
Bransoletka. Syreni głos. Tajemnicza dziewczyn. To mnie w tej chwili interesowało.
I jak zapowiedziałem Hobiemu, napisałem na Insta tej szkoły, oczywiście z dodatkowego konta, aby czasem mnie nie sprzedali właścicielce tej bransoletki. A po umówieniu miejsca i godziny spotkania, mogłem się szykować na spotkanie z nią twarzą w twarz, będąc tego naprawdę ciekawym. Bo z kim miałem do czynienia? Z jakimś dzieciakiem? Czy może z kimś z mojego wieku albo nieco starszą dziewczyną? Będzie ładna czy niezbyt? Ułożona czy szalona? Chyba tak dawno nie randkowałem, że naprawdę już mi odbijało.
Wystroiłem się, jak mrówka na święto lasu. Czarne spodnie, czarna koszulka i moro kurtka oczywiście były podkreślone licznymi futurystycznymi wstawkami. Powszywane paski, klamry, zapięcia i kieszenie, dodawały tak zwykłym ubraniom naprawdę fajnego klimatu. I nawet różowe włosy, które skrupulatnie ułożyłem na bok, aby jako tako wyglądały, pasowały do tego fitu. Dodałem jeszcze tylko trochę biżuterii w postaci nieśmiertelnika na szyję, jakiegoś krzyża i kółka oraz wiszących, srebrnych kolczyków i było idealnie. Przypominałem jakiegoś cool żołnierza z anime. Bo raczej nikt poza animcami i idolami nie nosił tak pokręconego koloru na głowie.
Na miejscu miałem się pojawić po zajęciach jej grupy. Umówiłem nas na recepcji, dzięki czemu mogłem usiąść w strefie wypoczynku na jeden z kanap, z maseczką na twarzy i telefonem w ręku, starając się nie rzucać w oczy.
W końcu wybiła godzina naszego spotkania. Obserwowałem uważnie ludzi wychodzących z windy. I tak, jak wspominałem Hoseokowi - większość z nich faktycznie wyglądała, jakby chodziła co niedzielę do kościoła. Ale nie osoba, która zatrzymała się przy recepcji! Bo choć dziewczyna o ciemnych włosach wyglądała przeciętnie, to nie prezentowała się jak jakiś bogobojny cudak! A tylko to mnie interesowało!
Działamy!
Schowałem telefon, czekając chwilę, aż reszta ludzi opuści budynek, by dopiero po tym zdjąć maseczkę, chowając ją do kieszeni i ruszyć do dziewczyny.
Miała ładny, prosty styl ubierania. Wyglądała zwyczajne, jak co druga studentka w moim wieku. Oczywiście poza moim kierunkiem, bo akurat tam było szaleństwo stylów.
- Hej. Przyszłaś po bransoletkę? - zapytałem, kiedy w końcu do niej podszedłem. Musiałem się jeszcze upewnić, bo może po prostu na kogoś tu czekała?
- Hej. Tak, zgadza się. Musiałam ją upuścić - potwierdziła, a jej głos... był naprawdę ładny.
Więc to na pewno ona!
Dobra, na spokojnie, działamy!
I choć można się było po mnie spodziewać, że jestem dość bezpośredni do dziewczyn, to na pewno nie do TAKIEGO typu dziewczyn. Z nią musiałem być ostrożny.
Wyciągnąłem bransoletkę z kieszeni, podając ją właścicielce.
- Przepraszam, że cię wtedy wystraszyłem. Nie chciałem. Jestem Jeongguk tak w ogóle - przedstawiłem się spokojnym tonem, posyłając jej przy tym niewielki uśmiech. Łagodny i stonowany. Aby nie przesadzić.
Moje oczy chętnie wpatrywały się w jej spojrzenie, które od razu skupiło się na wręczanej jej zgubie.
No. To teraz lecimy za to na kawę? A później... zaśpiewasz dla mnie?
Plan, który już tworzyłem sobie w głowie brzmiał idealnie na dzisiejszy wieczór! Teraz tylko dobrać odpowiednią bajerę.
- Hari. Bardzo miło mi cię poznać - przyznała, również się do mnie uśmiechając, w czym widziałem swoją szansę na sukces! - Dobrze, że się znalazła. Jest dla mnie bardzo ważna.
- Hari - powtórzyłem jej imię, które choć było krótkie, to naprawdę ładne. Tak jak jego właścicielka i jej głos! - Mam nadzieję, że to nie prezent od chłopaka? - rzuciłem, w sumie w żartach, licząc, że zaraz się na to zaśmieje, od razu zaprzeczając.
Iiiiii nie myliłem się. PONIEKĄD. Bo dziewczyna owszem, posłała mi niewielki uśmiech, ale... przepraszający!
- Cóż... tak, od mojego chłopaka. Wybacz, ale czeka już na mnie, więc muszę iść - stwierdziła, a ja nie zamierzałem ukrywać swojego rozczarowania, cmokając kącikiem ust.
Ale przecież chłopak nie ściana? Poza tym na pewno to jakiś lamus. Czym ja się przejmuję...
- No cóż... Przychodzę tu na zajęcia, więc może się jeszcze kiedyś spotkamy. Do zobaczenia, Hari - pożegnałem się, na razie nie mając zamiaru jej na nic namawiać.
Mrugnąłem jej na pożegnanie, posyłając jeszcze jeden ładny uśmiech, o którym miałem nadzieję, że łatwo nie zapomni, po czym opuściłem budynek. I nie, nie zamierzałem jeszcze wracać do domu. Najpierw zająłem miejsce na moim motorze, zakładając kask, aby nie rzucać się w oczy, i uważnie obserwowałem wyjście z budynku. Nie minęło pół minuty, a w końcu ich zobaczyłem. Hari z... ze Smarkiem?!
Co jest kurwa?!
Szybko strzeliłem im fotkę, od razu wysyłając ją Hobiemu, bo nie wierzyłem własnym oczom!
„Moja niedoszła dziewczyna z moim wrogiem. Rozumiesz?!?!?"
„O stary, ale ci zemstę nieświadomie zafundował xD"
„Chłopie, zniszczę tę landrynę za to (◣_◢)"
Aż zacisnąłem wolną rękę, mając ochotę w coś nią piznąć. Ale do głowy wpadł mi ciekawy pomysł, na który uśmiechnąłem się zadowolony.
Zamieściłem tylko na Insta ładny cytacik. Pasujący i do mnie i do tej sytuacji:
„You want battle? I will give you war".
No to wojna, Srak Jimin!
Jimin
Nie mam pojęcia, co znowu się odwaliło. A przecież wszystko powinno być już normalnie!
Gdy tylko zobaczyłem na Instagramie naszej szkoły wokalnej informację o znalezionej bransoletce, zgodnie z radą Taehyunga, ubłagałem jedną z dziewczyn, by mi pomogła. Hari była naprawdę sympatyczna, a jej barwo głosu w śpiewie przypominała moją, więc zgodziła się pomóc mi w zamian za postawienie jej ulubionego bubble tea. Jeszcze w drodze do kawiarni streściła mi rozmowę, którą miała ze Zjebonem i aż miałem ochotę ryknąć śmiechem, gdy zdradziła mi, że chyba liczył na jakiś romansik z nią. Już pomijając fakt, że naprawdę miała chłopaka, (który swoją drogą dołączył do nas w kawiarni i był serio spoko), nie wiedząc o moim dręczycielu za wiele, uznała, że to jest gość zupełnie nie w jej typie, a ilość tatuaży na jego rękach była dla niej wielką czerwoną flagą. Kiedy opisałem jej, jak ten czub się zachowuje na uczelni oraz, że walczy w oktagonie - od razu uznała, iż nawet, gdyby była wolna, to stanowczo nie dla niej.
Odkąd wróciłem z zajęć wokalnych, szczęśliwy z powodu odzyskania mojej zguby, telefon po prostu oszalał. Dostałem tak zawrotną ilość spamu, telefonów od botów i dziwnych ofert, że zaczęło mnie to przerażać. Postanowiłem wyłączyć urządzenie, wysyłając jeszcze tylko wiadomość do mamy i taty, w razie gdyby chcieli się ze mną skontaktować, żeby dzwonili na numer Taehyunga. Oczywiście moja rodzicielka od razu zainteresowała się powodem takiej wiadomości, więc musiałem jej wyjaśnić, co się wydarzyło. Uznała, że mój numer pewnie trafił na jakieś podejrzane strony i powinienem uważać, by nie włamano mi się przy okazji na konto bankowe.
I jeśli myślałem, że problem rozwiązany, to... JAK BARDZO MOGŁEM SIĘ MYLIĆ!
Zaczęło się od jakichś dziwnych dźwięków, a potem następowało pukanie do drzwi. Ani ja, ani Taehyung nie zamierzaliśmy otwierać. Bo cholera wie, kto się tam czaił! Ale godziny mijały, a nas ciągle ktoś budził.
Miarka się przebrała, kiedy zegar wskazał drugą w nocy. Pomimo błagań Tae, bym odpuścił, wziąłem miotłę i przekręciłem klucz w drzwiach, czekając na kolejne pukanie. I po kilkunastu minutach, kiedy prawie przysypiałem na stojąco - doczekałem się. Ktoś zapukał, a ja od razu otworzyłem i zamachnąłem się, waląc prosto w ten pusty łeb. Zdążyłem tylko zauważyć, że intruz ma na sobie czapkę i maseczkę, które skutecznie utrudniały zidentyfikowanie go, bo koleś stracił równowagę.
- Kurwa! - zagrzmiał męski, obcy mi głos, a jego właściciel próbował z poziomu podłogi zasłonić się, kiedy znowu się zamachnąłem, by mu przyłożyć.
- Kurwa?! KURWA?! TO JA MAM PRAWO UŻYĆ TEGO SŁOWA WZGLĘDEM CIEBIE, BY ZAPYTAĆ, CO TY KURWA ODPIERDALASZ CAŁĄ NOC! - wrzasnąłem, budząc chyba wszystkich w budynku.
Niestety moje kolejne zamachnięcie było nieudane i skończyło się złapaniem przez tego typa kija, a tym samym zostałem pozbawiony mojej broni.
- Gnębię zjebanych lamusów - stwierdził z głupim zacieszem i nagle sypnął mi czymś prosto w twarz, przez co potwornie zaczęły szczypać mnie oczy.
Krzyknąłem, cofając się o krok, a tymczasem intruz nawiał.
- Koniec tego. Dzwonię na policję - powiedział Tae, który zjawił się obok mnie.
- Dzwoń. Mamy tu monitoring, będą widzieć, gdzie pobiegł - zgodziłem się, zalewając łzami. Oczy cholernie szczypały, ale miałem nadzieję, że trochę tego proszku wypłaczę.
Mój przyjaciel pomógł mi skierować się do łazienki, bym spróbował je przemyć, jednocześnie rozmawiając z przedstawicielem władz przez telefon.
Pół godziny później, kiedy było mi już nieco lepiej, przyjechali policjanci i opowiedzieliśmy im, co się wydarzyło. Poruszyłem też temat dziwnego spamu, bo jakoś nie wierzyłem, że to mógł być przypadek. Funkcjonariusze obiecali to sprawdzić, jednak sądząc po ich minach nie byli zbyt zaangażowani w sprawę.
KIEDY W KOŃCU ZACZNĄ NAS TRAKTOWAĆ POWAŻNIE?! TO NIE SĄ KURWA SZCZENIACKIE, STUDENCKIE WYGŁUPY!
Dopiero przed świtem udało nam się z Tae położyć spać. Wróciliśmy do sypialni i każdy z nas legnął na swoim łóżku. Choć mieliśmy dwa osobne pokoje, postanowiliśmy spać w jednym, robiąc sobie miejsce do nauki w drugim.
- Myślałem, że gdy odzyskam bransoletkę, to znowu będę miał szczęście - wyznałem cicho, patrząc na biżuterię leżącą na szafce nocnej.
Wiem, to głupie, ale byłem trochę przesądny. A z drugiej strony, zgubienie mojej ozdoby nie było pierwszym z nieszczęść, jakie mnie dotknęło w ostatnim czasie.
- Sądzę, że to nie kwestia szczęścia, Minnie. A pewnej osoby - uznał Taehyung, mówiąc na głos to, czego się najbardziej bałem. - Bo kto inni by cię teraz atakował? I po co?
- Ale po co miałby to robić? Co ja mu zrobiłem, że w ogóle zaczął mi dokuczać? Bo go upomniałem na wykładzie? Aż takiego ma małego ptaka, że musi manifestować swoją "wielkość"?
- To pseudo bokser, więc pewnie chce w ten sposób podkreślić swoją dominację nad nami. Albo lubi się po prostu wyżywać na słabszych - uznał Tae, wzdychając ciężko. Ostatnio często wydawał z siebie ten dźwięk. Chyba przysparzałem mu jako przyjaciel za dużo zmartwień... - Może poprosimy go, żeby dał nam spokój? Bo zaczynam się o ciebie bać. Nie wiadomo, co następnym razem wymyśli. Może cię zaatakuje w jakiejś ciemnej uliczce... - dodał smutny, na co od razu się spiąłem.
- Niech spróbuje. Mama i tata go pozwą - mruknąłem oburzony.
- O ile będziemy mieli dowody, Minnie.
- Znajdą się. Nie ujdzie mu to na sucho. Może powinienem iść jutro na policję i powiedzieć, kto to mógł być? - zaproponowałem, choć pewnie i tak pokiwają tam tylko głowami i stwierdzą tak, jak chwilę wcześniej "dobrze, zajmiemy się tym".
- Hmmm... Nie wiem, czy przy takim zgłoszeniu wezmą to pod uwagę. Ale możemy spróbować.
Kiwnąłem głową i ziewnąłem, owijając się nieco szczelniej kołdrą.
- Nie wiem, jak wstanę za te dwie godziny... - mruknąłem i niemal od razu odpłynąłem.
Nie było szans, byśmy z Tae obudzili się na poranny wykład. Dlatego wstaliśmy dopiero po dziewiątej, zbierając się nieco mozolnie, by chociaż mieć obecność na ćwiczeniach.
Przez cały czas czułem niepokój związany z tymi wydarzeniami. Bo dokuczanie dokuczaniem, ale co, jeśli Zjebon naprawdę jest niebezpieczny i może mi zrobić realną krzywdę? Czy... może powinienem zrezygnować, by widzieć go rzadziej?
Jeongguk
I miał cwaniaczek za swoje.
Tak jak sobie obiecałem - nie uciekałem się do przemocy czy bezpośrednich wyzwisk. Wystarczyło trochę uprzykrzyć mu życie. A niech ma nauczkę. Bo jak poprzednim razem wycofałem się z tej obiecanej mu kary, tak teraz niestety pałka się przegła. Skoro miał taki tupet, aby odebrać mi najpiękniejszy głos na świecie! Oczywiście jeszcze pozostawało udawanie się na ich próby albo wkręcenie do ich grupy. Ale jeżeli ta jego Hari już mnie znała i kojarzyła, na pewno zaraz by mu o tym doniosła, więc to było bez sensu. Jeszcze by rozpuścił plotę, że „ten wspaniały fighter High MMA, Jeon Jeongguk, przychodzi słuchać, jak śpiewa moja dziewczyna, bo sam nie może sobie nikogo znaleźć" albo coś podobnego. I nawet jeżeli nie było to prawdą, bo byłem singlem Z WYBORU(!), pewnie połowa uczelni by to łyknęła. A później jakieś cwaniaczki rozpuściliby to po sieci i już. Miałbym większe dymy na galach i konfach, niż zazwyczaj. A to nie jest mi aż tak potrzebne.
Mój ziomek, mieszkający w tym samym akademiku co te dwa głąby, doniósł mi nad ranem, że przez chwilę było gorąco. Nawet oberwał miotłą od Smarka Jimina, ale za usługę, jaką mu za to obiecałem, w ogóle nie był zły. Poza tym to niezły wariat, więc bawił się przy tym wyśmienicie, jeszcze mi dziękując za tak ekscytującą noc. I jedyne, co mnie w tym wszystkim martwiło, to wezwanie policji przez tych dekli. Ale nasza seulska policja była beznadziejna, więc i tak nic nie ustalili.
A na pierwszych ćwiczeniach, widząc zmęczenie tej dwójki po nieprzespanej nocy, byłem z siebie baaaardzo dumny. Aż miałem ochotę wyłożyć nogi na ławce, nalać sobie whiskey, odpalić cygaro i powiedzieć: „Zemsta to potrawa, która smakuje najlepiej, kiedy jest zimna".
Jednak starałem się zachować tę ekscytację dla siebie. Bo o takich akcjach nikomu nie opowiadałem. Nawet Mingyu. Jeszcze by mnie z chaty wygonił.
I z tego, co zauważyłem na pierwszych wykładach, tych dwóch cwaniaczków nie było. A przecież nie byłbym sobą gdybym o to nie zapytał. W dodatku właśnie tej dwójki.
Początkowo po prostu wygłupialiśmy się z moją paczką, robiąc mały konkurs najciekawszych rysunków, oczywiście takich nieco zbereźnych. Ale kiedy wykładowca po raz kolejny nas upomniał, przypominając, że jesteśmy poważnymi, dorosłymi ludźmi na studiach i czasy szkolne się już skończyły, więc powinniśmy potrafić zachować powagę, daliśmy sobie z tym spokój. Bo inaczej wiedzieliśmy, że w końcu wywaliłby nas z auli. I choć to kusząca perspektywa, zapewne później na zaliczeniu specjalnie dojebałby nam za to jakieś ciężkie pytania. Także... musiałem sobie znaleźć lepsze zajęcie, wykorzystując odwróconego wykładowcę, aby przenieść się na krzesło obok Smarka.
Wieśniacki sweter, wieśniackie spodnie. Wszystko się zgadza, dobrze trafiłem.
- Zanotowałeś ostatnie? Bo się zgubiłem - rzuciłem, rozbawiony, zaglądając mu w tablet, którego już sobie chyba naprawił. Przynajmniej szybko porzucił trucie mi dupy o oddanie mu kasy.
- Spierdalaj - odwarknął mi, ale pozostałem na to niewzruszony, przyglądając się jego wątłej osobie.
I to jest facet? Dobre sobie...
- Ale z ciebie kolega z kierunku... - zacząłem narzekać, kręcąc ostentacyjnie głową i śmiejąc się. Ale oczywiście nie przyszedłem tu po jakiekolwiek notatki, bo od tego miałem moją piękną Lisę, która obiecała mi je udostępnić. Wiadomo, że przyszedłem tu jeszcze ich trochę powkurzać, dlatego zaraz jeszcze rzuciłem: - Co tam, zaspaliście biedactwa? - Specjalnie się przy tym nieco wysunąłem do przodu, aby zerknąć też na tego drugiego cwaniaka, który patrzył na mnie morderczym wzrokiem.
Ha! Zaorani!
Obserwowałem palce tej blond szproty, która zamiast kontynuować notowanie słów nudnego wykładowcy, włączyła na tablecie dyktafon.
Oho, policja się znalazła. Ale jesteś przebiegły, woooo, propsy!
- Co jeszcze nam opowiesz o nasyłaniu na nas ludzi bez powodu? - zapytał, a jego gniewny wzrok w końcu na mnie wylądował. I może niepotrzebnie, bo nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja miałem jakieś głupie déjà vu. Siedzieliśmy już tak kiedyś. A Park Jimin tak samo na mnie spojrzał. Te same blond włosy, te same oczy, ale inne... uczucie.
Zmarszczyłem brwi, nie lubiąc takich sytuacji, bo zawsze odpływałem gdzieś przez to myślami. Choć przy tej wyszło to na moją korzyść. Bo Smark zapewne założył, że się zastanawiam, o co mu chodzi.
- Nasyłaniu ludzi? Nie widziałem was na pierwszym wykładzie, więc założyłem, że zaspaliście? - stwierdziłem, uczepiając się tego faktu. - Ale dawajcie ploteczki, chętnie posłucham. Zadarliście z jakimś mafiozą? - dociekałem, posyłając im wesoły uśmieszek, nadstawiając do nich ucho. Choć moja ręka czekała w gotowości, gdyby któryś z nich postanowił mnie uderzyć.
Na szczęście do niczego takiego nie doszło. Chłopaczek to łyknął, wracając do wykładu. Ale ja nadal się nudziłem, więc jeszcze tu zostałem, krzyżując ręce na torsie i obserwując, co za głupoty tam pisze.
Chwilę tak siedzieliśmy, dopóki jego ręka nie zmieniła tak pozycji, aby zmusić sweter do całkowitego odsłonięcia jego nadgarstka. I wszystkiego się tam spodziewałem, nawet jakichś emo kresek, ale nie BRANSOLETKI HARI?!
Nie, chwila! Może to nie ta sama?!
Złapałem jego rękę, podnosząc ją nieco, aby przyjrzeć zawieszkom, które nosiłem przez kilka dni, mogąc je dzięki temu dobrze poznać i zapamiętać. A przez to mogłem się upewnić, że tak, to są one!
- Nosicie ją na zmianę z tą dziunią? Czy o co tu chodzi? - mruknąłem, tak samo wkurwiony, jak przed chwilą Smark.
- Odwal się ode mnie - odpowiedział na to takim samym tonem i z tymi samymi emocjami, próbując oczywiście wyrwać swoją rękę z mojego uścisku, ale jeszcze przez chwilę mu na to nie pozwalałem, obserwując tę bransoletkę. - Co cię obchodzi moje życie? Idź do swoich kumpli i daj mi spokój.
Zapienił mnie. Nie swoimi słowami, a po prostu tą ozdobą. Bo jakim cudem jeszcze wczoraj wręczałem ją tej całej Hari, a teraz ma ją Park Jimin?!
Puściłem go w końcu, poważniejąc jeszcze bardziej. A moja twarz zbliżyła się do tej jego.
- To nie podskakuj do mnie, dobra? - powiedziałem niższym tonem, oczywiście nie specjalnie, w takich momentach przychodziło mi to naturalnie.
- Trzymaj się z daleka ode mnie, to ja będę się trzymał z dala od ciebie, śmieciu - mruknął, na co kącik moich ust lekko się uniósł, bawiąc mnie takimi tekstami.
- Uuu. Kluseczka się odpala? - Mój wzrok znów rozglądał się po jego twarzy, jak przy każdym moim oponencie, znajdując po prostu moje ulubione miejsce, które wybiorę jako cel dla mojej pięści. - Próbujesz jakoś ubarwić swoje nudne, monotonne życie? I postanowiłeś mnie zaczepić, tak? Tylko chyba nie przewidziałeś, że jeżeli mnie zaczepisz, przylepię się do ciebie jak rzep i już nigdy nie odczepię - uświadomiłem go, posyłając mu pładniutki uśmieszek. Bo gdyby nie ta odzywka na pierwszych wykładach, może nigdy nie zmienilibyśmy ani słowa.
- Lubię moje nudne, monotonne życie, więc wypad z niego - pomruczał jeszcze do siebie, co już niezbyt mnie obchodziło, bo zdążyłem już wstać, kierując się z powrotem na moje miejsce. Aby podzielić się ZAJEBISTĄ nowiną z Hoseokiem.
- Nosi bransoletkę tej całej Hari. Pojebana sytuacja - zdradziłem mu, jak tylko zająłem swoje miejsce.
- Może mu o tym opowiedziała i robi ci specjalnie na złość, by pokazać, że to jego dziewczyna? Ale nie mówiłeś, że ona ją od niego dostała? Może zerwali i mu ją oddała? Albo mają takie same? Wiesz, jak to pary. - Hoseok zaraz znalazł mi milion prawdopodobnych scenariuszy, które raczej były prawdziwe. Choć to niczego nie zmieniało. Nadal nienawidziłem tego blond smroda.
Westchnąłem na to wszystko ciężko, kręcąc głową.
- No nic, tyle po romansach w moim filmie akcji - stwierdziłem rozbawiony, choć to była dość gorzka prawda. - Ale jeszcze może wbiję nielegalnie na ich zajęcia i pogadam z tą jego dziewczyną... Przy okazji posłucham sobie jej głosu - zdradziłem mu mój plan, wpatrując się w tył głowy Smarka.
- Serio chce ci się bawić w odbijanie mu dziewczyny na złość?
- Nurtuje mnie to - mruknąłem, wkurzony.
- Co dokładnie?
No co niby?! Wszystko, co się dzieje, odkąd usłyszałem jej głos!
- Pogrywanie ze mną w ten sposób, jeśli chodzi o Park Jimina. I głos jego dziewczyny, czy tam ex dziewczyny, jeśli chodzi o tę Hari - wyjaśniłem pokracznie.
- Nadal nie rozumiem.
Ajjj, jak to mówi moja psycholożka - neurotyp tego nie ogarnie.
- Masz za bardzo poukładane w głowie, Hobi, żebyś rozumiał to, co się dzieje w mojej - pocisnąłem sam siebie, bo przecież uwielbiałem stwarzać sobie takie problemy. A jak!
Hobi westchnął na to ciężko, już chyba nie chcąc dociekać, bo rzucił tylko jeszcze:
- Niech ci będzie.
- Ale masz rację, niepotrzebnie zajmuję się takimi głupotami - mruknąłem, powracając w końcu do mojego tableta, na którym bazgrałem sobie kolejnego potworka z rogami. - Ale jutro piąteczek, wpadamy do mojej miejscówy. Piszesz się? - zmieniłem temat, próbując się czymś pocieszyć. Zwłaszcza po TAKIM tygodniu.
- Sorki, stary, mam robotę do odwalenia. Czeka mnie zrobienie zamówionych kubków. Może za tydzień - przyznał, na co cmoknąłem niezadowolony. Ale nie chciałem go namawiać, bo rozumiałem, że każdy miał swoje obowiązki poza uczelnią.
- Ajjj... No dobra, to wpadaj za tydzień - zachęciłem go jeszcze, klepiąc po kumpelsku po plecach, pamiętając, aby ograniczyć siłę, żeby mu nie nabić siniaka. Po czym wróciłem do mojego potworka. - Ja muszę się jutro wyszaleć - dodałem, znów zerkając na tył głowy Smark Jimina, który był powodem mojego „ciężkiego tygodnia".
- To imprezuj za nas dwóch - rzucił jeszcze Hobi, po czym skupiłem się już na moim rysunku. A ten powoli przybierał postać tego diabła Smark Jimina, którego ostatecznie roztopiłem dorysowując kwas padający z nieba zamiast deszczu. Czyli jak zawsze kreatywnie!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top