Rozdział 28 | 3689 słów

Jeongguk

Nawet po tak poważnym incydencie, który szczerze mnie zabolał, nie było mi łatwo zrobić sobie przerwę od Jimina. Głównie po to, aby przemyśleć niektóre rzeczy i zmienić spojrzenie na całą tę sytuację. Bo jak na razie mój mózg codziennie krzyczał: Jimin dobrowolnie spotkał się z Christianem i wylądował z nim w łóżku. Więc bez sensu by było, gdybym po wszystkim normalnie rozmawiał z Jiminem i gdyby dalej u mnie pomieszkiwał. Bo nie potrafiłem zachowywać się tak, jak przed tym incydentem. Byłem zbyt drażliwy i podburzony. Czasami wręcz wściekły, że w ogóle do tego doszło. I miałem ochotę znaleźć tego szmaciarza i zafundować mu odpowiednią karę za mieszanie w moim i Jimina życiu... Ale nie mogłem. Wolałem usunąć się w cień, dając Jiminowi rozwiązać tę sprawę na własną rękę. I dając moim uczuciom się wyciszyć i powrócić na odpowiednie tory.

Mój kontakt z Jiminem ograniczył się do wysyłania mu emotki serduszka na Kakao, za każdym razem kiedy za nim tęskniłem. Nie tłumaczyłem tego. Mógł się domyślać lub nie. Ale powiedziałem mu wprost - to tylko „ciche dni", żadne zerwanie, żadna przerwa. Dlatego nawet pomimo całej tej wściekłości moje serce tęskniło do niego, chcąc się codziennie upewnić, że na pewno wszystko z nim w porządku. Ale jeszcze się przed tym powstrzymywałem. Na razie musiałem ograniczyć się do serduszek, wysyłanych co najmniej dziesięć razy dziennie. Bo choć moje myśli krążyły wokół niego dniami i nocami, nie zawsze miałem czas, aby wejść na Kakao, stąd tak niska liczba tych emotek. Bo gdybym mógł, wysyłałbym je co minutę. Jak nie co sekundę...

W końcu nadarzyła się okazja, aby znów się z nim spotkać. Albo chociaż zobaczyć go na żywo, a nie tylko na zdjęciach, które przeglądałem codziennie przed snem. Bo jakoś tydzień po jego wyjściu ze szpitala czekało go zaliczenie pierwszego stopnia swoich studiów. A konkretniej pokaz, który organizował z Taehyungiem. Samo wydarzenie nie miało być tylko zwykłym zaliczeniem przed kadrą profesorów. Był to legitny pokaz mody, nawet na wyższym poziomie niż te wszystkie Diory i Chanele. Zwłaszcza, że sam też miałem w tym wszystkim swój niewielki wkład w postaci namalowania kilku obrazów związanych z tematyką ich pokazu.

Saya również dostała zaproszenie na to wydarzenie, dlatego zjawiliśmy się tam we dwoje. Na szczęście doskonale wiedziała, jaka jest sytuacja i że nie może poruszać tematu Jimina i tego, co się między nami stało. Ale widziałem, że aż ją nosi, aby coś powiedzieć... I chyba tylko wpuszczenie nas w końcu na wynajętą przez Taehyunga i Jimina salę na tę pokaz, oderwało ją od tego pomysłu.

Oprócz naszej dwójki zjawiło się tutaj sporo studentów z kierunku Jimina. Byli też wykładowcy, wśród których znalazł się i Min, który samym swoim widokiem psuł mi humor... Do grona licznych gości zaliczali się również rodzice chłopaków, ich znajomi spoza uczelni i jakieś kompletnie nieznane mi twarze, którymi zapewne były jakieś szychy ze świata mody, o których zaproszeniu wspominał mi kiedyś Jimin. Ale nie przywiązywałem do nich większej uwagi. Wolałem skupić się na sali, którą w końcu mogliśmy zobaczyć.

Było dość bajkowo. Zdecydowanie w stylu Jimina. Samo wyjście na wybieg znajdowało się między prawdziwymi drzewami, wokół których rozrastały się wysokie trawy. Matka Taehyunga ogarnęła im faceta, który tworzył chmury w pomieszczeniach, unoszące się teraz nad tym wszystkim. Krzesła przypominały pieńki, a światło słoneczne z pomocą luster nakierowali tak, by służyło za naturalne oświetlenie. Cała masa mchu pokrywała ściany, a Hobi zadał o naczynia, z których pili goście - zwykłe kieliszki zastąpili jakimiś grzybami. Widać było w tym wszystkim włożony ogrom pracy, który serio zasługiwał na pochwałę. I oczywiście ją otrzymali. Nie tylko od ich znajomych i studentów z roku, a również od komisji, od której otrzymali najwyższe oceny. A przynajmniej tak mogłem stwierdzić po ich reakcji, którą przyuważyłem na zapleczu, na które udaliśmy się po wszystkim z Sayą, kiedy rozmawiali z jakimiś profesorkami.

Moja siostra jako pierwsza się do nich wyrwała, kiedy już te ważniaki sobie poszły. Rzuciła się wyprzytulać Jimina, od którego mój wzrok nie mógł się oderwać, odkąd tu przyszedłem. Ale jakoś tak... jeszcze się powstrzymywałem przed otwartym powitaniem go i pogratulowaniem, stając pod ścianą. I oczywiście to Saya przymusiła mnie do ruszenia dupy, łapiąc w końcu za rękę i ciągnąc do Jimina. W sumie na samym przyciągnięciu do starszego się nie zakończyło, bo nasze ręce zostały przez nią złączone. Na szczęście na chwilę, chyba jako chęć podkreślenia jej braku cierpliwości do naszej dwójki i chęci wykrzyczenia: „OGARNIJCIE SIĘ I JUŻ POGÓDŹCIE". Bo Saya zaraz się od nas oddaliła, zostawiając samych. Moja ręka niestety musiała szybko się wycofać, nawet jeżeli miała ochotę przenieść się gdzieś na pas Jimina i przyciągnąć go do mnie blisko. Ale nie przy tylu kręcących się wokół nas studentach, ich znajomych, tak samo jak modelek i modeli.

Jimin patrzył na mnie trochę niepewnie, zapewne nie wiedząc jakie obecnie mam do niego podejście. Ale... nie chciałem się już na niego złościć. Chyba nie potrafiłbym po ponownym spotkaniu go znowu się odciąć i tęsknić za nim codziennie, non stop.

Westchnąłem tylko na Sayę i jej pomysły, zaraz zwracając się do Jimina, cichym tonem, aby tylko on mnie usłyszał. Nawet jeżeli nie było to nic osobistego.

- Ładnie to wszystko wyglądało. Gratulacje, Mimi.

- Dziękuję. Bez wsparcia by się to wszystko nie udało. Moje biuro ostatecznie sporo zasponsorowało, by wyszło jeszcze lepiej - przyznał, posyłając przy tym lekki uśmiech, który tak dobrze było znów widzieć. Tak samo, jak słyszeć jego delikatny głos. I móc patrzeć w to ciepłe spojrzenie. - Cieszę się, że jesteś tu ze mną w tak ważnym dniu - dodał, choć na tym akurat nie zamierzałem się skupiać, bo to było oczywiste, że powinienem się pojawić, choćby na chwilę. Dlatego wolałem skomentować te wypasione dekoracje, które pewnie kosztowały krocie.

- No zauważyłem. Te chmury z Harry'ego Pottera i inne bajery... Jak się czujesz? Już lepiej? - zapytałem, dość troskliwym i zmartwionym tonem, bo ostatnio tylko to chodziło mi po głowie. Mogłem być zły i wściekły, ale nadal martwiłem się o mojego ukochanego.

- Tak, jest w porządku. Choć jeszcze się goi - przyznał, co niezbyt mi się spodobało...

- To wracaj szybko do domu, powinieneś odpoczywać.

- Nie mogę, muszę dopilnować wszystkiego i zabrać się za wstępne sprzątanie.

No chyba nie????

- Nie będziesz nic sprzątał, Jimin. Masz odpoczywać - oznajmiłem stanowczo, od razu krzyżując przy tym ręce na torsie, bo znów zaczynał mnie denerwować swoimi pomysłami i olewczym podejściem do swojego zdrowia.

Starszy westchnął na to, postanawiając mnie olać, bo zaraz rzucił tylko:

- Baw się dobrze, dołożyliśmy przekąski i alkohol. - I już się odwracał z zamiarem udania się do swoich znajomych. Ale nie miałem zamiaru na to pozwolić, szybko łapiąc go za przedramię i zatrzymując.

- Jimin... - Mój ton znów był łagodny. Ale i trochę błagalny, bo znając go już pewnie wystarczająco się nadwyrężył przez ten tydzień, kiedy mnie przy nim nie było. Skoro musieli pracować z Taehyungiem nad tym projektem.

- Mam swoje obowiązki, Jeongguk. Oczywiście, że wolałbym odpocząć, ale musimy to posprzątać, by można było oddać ten magazyn właścicielowi bez płacenia kar.

- Dobrze, ale akurat ty nie musisz tego robić. Jest wiele rąk do pomocy - zauważyłem, nie zamierzając go puszczać. Oczywiście trzymałem go delikatnie i gdyby chciał, mógłby się wyrwać z mojego uścisku, ale wtedy zamieniłbym go na coś skuteczniejszego. Możliwe, że nawet na objęcie w pasie.

- Nie będę się szarpał z niczym ciężkim, bo nie chcę sobie zaszkodzić. Nie martw się.

Nooo... Jasneeeee... Juuuuuuuuż... Jakby to było w ogóle możliwe.

- Będę się martwić - oznajmiłem mu, bo przez ten tydzień swojego nastawienia do niego nie zmieniłem. I ZAWSZE będę się o niego martwić. - Odwiozę cię do mieszkania, a później wrócę tu pomóc Taehyungowi i reszcie, ok? - zaproponowałem, choć miałem ochotę po prostu mu to zakomunikować.

- Zostanę tu z wami. Potem, jeśli będziesz chciał, mogę z tobą pojechać... - stwierdził, do tego dość cicho, chyba obawiając się powiedzieć to głośniej.

- Ale nic nie będziesz robił - oznajmiłem, już stanowczo, nie mając zamiaru godzić się na jakiekolwiek jego aktywności. Nie w takim stanie.

- Umyję naczynia.

- Posiedzisz sobie. - I zanim w ogóle to przeanalizowałem, moja ręka już zaczęła go ciągnąć w stronę jednego z krzeseł, chcąc tam posadzić.

- Stanie mniej boli - uświadomił mi spokojnym tonem, w drodze do tych krzeseł, dlatego zatrzymaliśmy się tuż przed nimi. Musiałem westchnąć ciężko i przewrócić oczami, bo nie szło to po mojej myśli...

- To stój i nic nie rób - zadecydowałem w końcu, zabierając go pod jedno z tych krzeseł. I znów - trochę tego nie przemyślałem, bo chłopak owszem, stanął tam grzecznie, ale posyłał mi rozbawione spojrzenie i delikatny uśmiech, zaraz o czymś przypominając:

- A pamiętasz, że trwa jeszcze impreza? - Jego dłoń zaraz wskazała mi na ludzi, którzy faktycznie znajdowali się w niewielkich odległościach od nas, gadając a to w parach, a to w grupkach. Ale jakoś mój mózg usunął ich z tego otoczenia, uznając za zbędnych NPC, bo obecnie widziałem tylko mojego Minniego.

Cmoknąłem na to, lekko zirytowany, bo w ten sposób wytknął mi kolejne głupstwo. Ale zamierzałem brnąć w to dalej, stając po prostu przy nim.

- To będziemy razem stać i nic nie robić.

Skrzyżowałem ręce, marszcząc lekko brwi i patrząc przed siebie na jakąś grupkę ludzi, którzy nadal byli dla mnie jedynie tłem.

Jimin zaśmiał się na te moje głupie działania, szturchając lekko łokciem, na co od razu lekko się odchyliłem, udając, że prawie mnie tym obalił.

- Rozchmurz się i ciesz ze mną. Skończyłem studia.

Uśmiechnąłem się. W sumie nie przez jego słowa, a przez ponownie usłyszenie tego ślicznego śmiechu, który uzdrawiał moje stęsknione za nim serce.

- Chciałbym ci pogratulować buziakiem, ale nie mogę, bo uparcie chcesz tu siedzieć - zauważyłem, lekko rozbawiony, bo faktycznie, gdyby przyszło co do czego i miałbym go naprawdę odwieźć do domu, to gdy tylko wylądowalibyśmy przy moim motorze, zaraz zaatakowałbym jego usta swoimi, nie mogąc się od nich oderwać przez długieeeeeeeeee minuty.

- Jestem otwarty na późniejsze wspólne świętowanie.

- Nie wiem, czy później będę równie dostępny co teraz - stwierdziłem, chcąc się z nim troszeczkę podroczyć, co oczywiście starszy zaraz podłapał, w dodatku schodząc na jeszcze bardziej ryzykowne tematy:

- No moje tyły też na razie nie będą dostępne, ale jeśli będziesz grzeczny, to może usta...

AHA?

Zaśmiałem się na to, starając udawać, że to wcale nie wpłynęło na moje stęsknione za nim ciało.

- Dopiero co się pogodziliśmy, a moja dzidzia już mi lodzika proponuje - podsumowałem to rozbawiony, a moje palce już łapały jego nosek, przyglądając się przy tym jego ustom, które początkowo posyłały mi uśmiech, choć zaraz zamieniły to na buziaka.

- Nie mów, że ci nie tęskno do tych... jak to było? Wary-obciągary? - stwierdził, przywołując jeden z moich słabych pocisków, które na niego wymyśliłem, kiedy jeszcze byliśmy na etapie "Cholernie mi się podobasz Park Jimin, ale robię wszystko, aby tego nie pokazać."

- Jak mi nie tęskno? Do całego ciebie mi tęskno. Zwłaszcza do tych war-obciągar - przyznałem, a mój wzrok znów na nich zawisnął, nie mogąc nacieszyć się ich widokiem. Bo kto niby jeszcze na całym świecie miał tak piękne usta jak Park Jimin?

Starszy trochę to wykorzystał, chyba też chcąc się ze mną podroczyć, bo zaraz przysunął się do mojego ucha, rzucając tylko:

- No to do wieczora.

I już uciekł mi do NPC, których postanowił pozabawiać rozmową. A ja ograniczyłem się do pilnowania Sayi i śledzenia go wzrokiem przez następne kilka godzin, pilnując, aby faktycznie niczego nie dźwigał.




Jimin

Przez cały tydzień, kiedy Jeongguk nie chciał ze mną rozmawiać, wysyłając tylko serduszka, na które bałem się odpowiadać, czułem się jak największe gówno. Gdyby nie zbliżający się termin zaliczenia pewnie leżałbym tylko w mieszkaniu i gnił na materacu.

Wziąłem wolne w pracy, by móc wszystko dopiąć na ostatni guzik, ale tylko z uwagi na Tae dałem z siebie tak wiele. Bo bez Jeona nic dla mnie nie miało sensu, a już zwłaszcza tak błahe rzeczy, jak praca dyplomowa.

Wszystko było zaplanowane wcześniej, więc musieliśmy głównie nadzorować przygotowanie miejsca. Choć i małe katastrofy się zdarzyły, gdy na przykład jedna z modelek zbiła swoją koronę. Na szczęście Hoseok okazał się tak zapobiegawczy, że przygotował każdy egzemplarz w dwóch sztukach, co szybko rozwiązało problem.

Nic mnie jednak aż tak nie ucieszyło, jak pojawienie się Jeongguka na evencie. Bałem się, że nie będzie jeszcze gotowy na spotkanie i rozmowę, dlatego kamień spadł mi z serca, gdy zobaczyłem go wśród zaproszonych gości. Starałem się za często nie patrzeć w jego stronę, jednak tęsknota za nim była silniejsza. Wyglądał jak zawsze niesamowicie seksownie, choć zdawał się mocno przygaszony. W pewnym momencie naszły mnie wątpliwości, czy Saya nie zaciągnęła go tutaj siłą i tak naprawdę wolałby być z dala ode mnie. Jednak nadszedł moment naszej rozmowy za kulisami, która przeszła lżej, niż zakładały moje wyobrażenia.

Przez resztę wydarzenia czułem ciepło rozlewające się po moim ciele na myśl, że znów będziemy mogli spędzić razem czas. Tylko Jeongguk i ja. Nawet nie musieliśmy skończyć w łóżku. Najważniejsze, bym mógł przytulić się do niego i poczuć te silne ramiona, które zapewniały mi bezpieczeństwo.

Tak, jak młodszy zapowiedział, po całym pokazie nie pozwolił mi nic dźwigać, więc moje zadanie ograniczyło się do składania ubrań, zapakowania szklanych ozdób oraz umycia wszystkich naczyń. Odpowiednia firma zajęła się dekoracjami, więc z czystym sumieniem mogliśmy spisać z właścicielem magazynu protokół zdania tego miejsca.

Jeongguk oczywiście został dłużej i kiedy opuściłem miejsce wydarzenia, podjechał po mnie swoim motorem, podając bez słowa kask z etui kota. Założyłem go i zająłem miejsce pasażera, po czym ruszyliśmy do mojego mieszkania, mijając auta tłoczące się w korkach przez wieczorne powroty do domu.

Przez całą drogę z parkingu aż po przekroczenie progu mojego mieszkania milczeliśmy. Jeongguk nawet nie wziął mnie za rękę, a ja bałem się zrobić pierwszy krok, dlatego nie wiedziałem, co powinienem teraz powiedzieć. Na szczęście młodszy rozwiązał mój dylemat.

- Noooo... to odwiozłem cię bezpiecznie do mieszkania, będę uciekał - powiedział zupełnie poważnie, przez co zrobiło mi się naprawdę smutno. Patrzyłem, jak odwraca się na pięcie, a wtedy przyszedł mi do głowy dość głupi i nieco ryzykowny pomysł. Ale... Wcześniej, za kulisami, brzmiał, jakby wszystko już było w porządku, więc dlaczego miałbym nie spróbować?

- Na pewno musi już pan iść? - zapytałem, starając się brzmieć smutno, ale jednocześnie uroczo. - Może chociaż herbaty panu zrobię za takie pilnowanie mojego bezpieczeństwa, panie ochroniarzu?

Jeongguk próbował ukryć swoją reakcję na te słowa, drapiąc się po nosie, jednak zauważyłem uśmieszek, który pojawił się na jego wargach.

Rybka chwyciła przynętę.

- Niestety nie pijam herbaty. Chyba, że z prądem - dodał z uśmiechem, ale zaraz znów spoważniał. - To tylko praca, panie Park, nie mogę budować z panem żadnych relacji.

- A gdybym... zapłacił panu dodatkowo za ochronę w nocy? Zostanie pan ze mną?

- Hmmm... A co panu zagraża nocą? Tak wysoko i w tak chronionym budynku?

Trzeba przyznać, że potrafi świetnie grać w takie gierki.

- Potwory spod łóżka - poskarżyłem się, wydymając nieco dolną wargę.

- Taak? To chyba musi mi pan pokazać swoją sypialnię.

DZIESIĘĆ PUNKTÓW DLA PARK JIMINAAAA!

- Zapraszam - powiedziałem tylko i poprowadziłem go do odpowiedniego pokoju.

Sypialnia nieco się zmieniła - przez ten tydzień wydałem ostatnie oszczędności, by wykończyć to pomieszkanie, wyposażając je w łóżko, szafę i biurko. Dodatki jeszcze nie do końca były takie, jakbym chciał, ale musiałem czekać na wypłatę.

Jeongguk widocznie spodziewał się tylko materaca, bo odnotowałem spojrzenie, jakim mierzył sypialnię. Zaraz jednak udał, że ocenia wszystko niczym fachowiec i z poważną miną zajrzał pod łóżko.

- Wygląda na bezpieczne, ale... może niech pan się położy na tym łóżku? Sprawdzimy, czy wtedy jakiś potwór nie wyjdzie.

Mówisz - masz.

Od razu wgramoliłem się na materac, po czym grzecznie położyłem z rączkami na brzuchu.

Jestem gotów. Działaj, Jeon Jeongguk.

- Hmm... nadal nic...? - wymruczał młodszy, zaglądając ponownie pod mebel. - Chociaż w sumie... widzę tu jednego, wielkiego potwora, który chętnie podgryzie sobie pana Parka - dodał, zaczynając skradać się po materacu, by ostatecznie sięgnąć ustami mojego ramienia, które przygryzł delikatnie.

- O nie, panie ochroniarzu! To pan jest tym potworem, który się do mnie dobiera co noc? Pomocy! - jęknąłem, udając bardzo przestraszony i nieco cringe'owy głosik.

- Mvahahaha - zaśmiał się Jeon i dziabnął mnie lekko w szyję, ale chwilę później jego usta zawitały na moje wargi, gdzie złożył delikatny pocałunek. Patrzyliśmy sobie krótko w oczy, jakbyśmy chcieli upewnić się, że oboje tego chcemy, po czym nasze usta ponownie się złączyły, jednak tym razem na znacznie dłużej. A zachłanność, z jaką kontynuowaliśmy pieszczotę, była wyrazem naszej tęsknoty.

Objąłem młodszego ramionami, by przytrzymać jak najbliżej siebie.

- To zostaniesz ze mną? - szepnąłem między pocałunkami, gdy potrzebowaliśmy zaczerpnąć powietrza.

- No nie wiem - stwierdził, muskając delikatnie moje wargi. - A czy ta oferowana herbatka może być z prądem, panie Park?

- Może być. Ale najpierw do mycia - powiedziałem, uśmiechając się już radośnie. Bo miałem pewność, że jednak wszystko między nami wraca na odpowiednie tory. Na pewno długo jeszcze zajmie, by na nowo mi zaufał, ale to był krok w dobrą stronę.

- Co "do mycia"? To naturalne perfumy każdego ochroniarza, nie mogę się myć - oburzył się, od razu sprawdzając swoją pachę.

- Już mi z czystej pościeli, dopiero ją zakładałem - zacząłem marudzić, śmiejąc się jednocześnie. - Chodź, zrobię ci tego obiecanego loda pod prysznicem, panie ochroniarzu. A herbata z prądem na deser.

- Aha. No było tak od razu!

Z lekkim rozbawieniem patrzyłem, jak Jeongguk zdejmuje koszulkę i rzuca ją na podłogę, zaraz po tym biegnąc do łazienki. Zaśmiałem się na to, zabierając jego ubranie i ruszyłem za nim. Wrzuciłem koszulkę do kosza na pranie, gdzie wylądowały również moje ubrania. Jeongguk prężył się dumnie, napinając mięśnie, a widząc, że pozbyłem się zbędnej odzieży, także zdjął spodnie i bokserki. Miałem ochotę zaśmiać się na widok jego prężącego się penisa, który najwyraźniej cieszył się razem z nim.

Jeongguk złapał swoją męskość odruchowo, zabierając się za napuszczenie wody do wanny, a ja chętnie skorzystałem z okazji, by stanąć za nim i wtulić w jego plecy, chcąc zastąpić jego dłoń swoimi.

- Może ja potrzymam?

- Hm? - Chłopak przez chwilę chyba nie wiedział, o co mi chodzi, ale zaraz pozwolił moim dłoniom na nacieszenie się jego penisem. - Jest cały twój, panie Park - stwierdził zadowolony.

- Tęskniłem za nim, tak samo, jak za panem - przyznałem, całując jego bark i powoli zacząłem poruszać dłońmi.

Nagle ustawianie wody przestało być tak istotne. Ciało mojego ukochanego całkowicie się rozluźniło, a on sam pozwolił mi na usadzenie go na brzegu wanny. Dzięki temu mogłem przed nim wygodnie klęknąć, choć silne ręce Jeona na chwilę mnie przed tym powstrzymały.

- To na pewno wygodna pozycja dla ciebie, Mimi? - upewnił się zmartwiony, na co uśmiechnąłem się, szczerze wzruszony, że się przejmuje moim stanem.

- Wygodniejsza, niż siedzenie, serio.

- Ale na pewno?

- Na pewno. Daj mi go już, kotek chce mleczka.

Moje słowa go wyraźnie zaszokowały, bo na chwilę zaniemówił. Ale zaraz po tym wybuchnął śmiechem.

- No co? Przecież byłem twój kitten, nie? - przypomniałem również rozbawiony, odnosząc się do naszych wspólnych wspomnień z poprzedniego życia.

- No nic, po prostu takiego tekstu to jeszcze nie słyszałem. To smakuj go, kitten.

Dwa razy nie musiał powtarzać. Z chęcią rozchyliłem usta, by wziąć między wargi jego penisa.

Nasza zabawa nie trwała długo, a po wszystkim umyłem zęby i leżeliśmy razem w wannie, przytulając się i całując. Oczywiście Jeonggukie nie został dłużny i zadowolił mnie swoją dłonią, dzięki czemu jeszcze przyjemniej tuliło się go w łóżku, śpiewając cicho kołysankę, by mógł w spokoju przespać całą noc.

Następnego poranka obudziłem się z błogim uśmiechem. Czując silne ramiona tulące moje ciało, byłem najszczęśliwszy na świecie. Nie zdążyłem jeszcze nic powiedzieć, a Jeon już wycałował całą moją twarz.

- Tęskniłem za tobą - przyznałem cicho, głaszcząc jego policzek. - Bardzo bardzo.

- Ja też - szepnął młodszy, patrząc mi w oczy. - Nie możemy już odpierdalać takich głupot.

- Nie będzie już ku temu okazji. Więc nie ma co się martwić.

- Nie będzie?

- Christian już tu nie zawita. Jest poszukiwany.

- Poszukiwany? - Jeongguk aż nieco się odsunął, by lepiej mi się przyjrzeć.

Dowiedziałem się o tym kilka dni temu. Policja poinformowała mnie, że naćpanie mnie to jedno z niewielu przewinień, jakich się dopuścił.

- Okazało się, że ma za uszami sporo rzeczy, a policja już od dawna się na niego czaiła. Ten wyjazd na stypendium był jedną wielką ściemą i próbą ucieczki. Handel narkotykami, ludźmi i ich intymnością... Załatwiał dziewczyny do różnych klubów. Chyba myślał, że po roku wszyscy zapomnieli o tym, jak wiele osób nagrywał i sprzedawał jako porno...

Jeongguk wyglądał na szczerze zszokowanego.

- I dobrze tak chujowi. Jak tylko wróci, to go... - zaczął, ale widząc moją minę od razu wyhamował i dodał niewinnie. - Toooo nic nie zrobię oczywiście.

- Bardzo dobrze - pochwaliłem i pocałowałem go we włosy. - Mój kochany Kookie.

- Najukochańszy - przytaknął, nadstawiając policzek do pocałunku, co chętnie uczyniłem.

- Nie chciałbyś się tu do mnie wprowadzić? - zapytałem cicho, gdy znów się we mnie wtulił.

- Wprowadzić? Żebyś mógł ze mnie ściągać czynsz, co? - zapytał, udając wielkie oburzenie.

- No oczywiście. Mało tego - będę oczekiwał, że będziesz gotował i sprzątał na spółkę ze mną.

Młodszy prychnął, wyraźnie rozbawiony i przewrócił się na plecy, a ja od razu wtuliłem się w jego bok.

- To ja nawet u siebie nie sprzątam i nie gotuję - zauważył niezadowolony, krzyżując ręce na torsie.

- Nie podoba ci się opcja codziennego zasypiania i budzenia się razem? - spytałem, składając pocałunki na jego policzku, włosach i ramieniu.

- Podoba. Myślisz, że mnie tym kupisz, Park Jimin? - zapytał, przewracając nas tak, by znaleźć się nade mną z szerokim uśmiechem.

- Tak, dokładnie tak myślę.

Jego usta znalazły się na mojej szyi, gdzie ukąsiły mnie delikatnie.

- Jeśli masz tyle cierpliwości, Mimi, to mogę się tu wprowadzić - wymruczał, przejeżdżając językiem po naznaczonym wcześniej miejscu.

- Do ciebie? Oczywiście. Masz nawet miejsce w wolnym pokoju na swój sprzęt do ćwiczeń. A tutaj jest miejsce na twoje biurko. - Zadowolony patrzyłem w te czekoladowe oczy i wplotłem palce w jego włosy.

- Aha, czyli już wszystko zostało zaplanowane. Bez mojej wiedzy - zauważył, dając mi buziaka. - A gdzie będę mógł brudzić wszystko farbą?

- W wynajętej pracowni? Chyba, że sprzedasz sprzęt do ćwiczeń i będziesz korzystał z darmowej siłowni na tym osiedlu. Tylko nie wiem, czy podoba mi się opcja, by jakieś fit baby patrzyły na ciebie, gdy ćwiczysz...

- Hmmmm... - Moje słowa wywołały jego cwany uśmiech. - Zazwyczaj ćwiczę bez koszulki, więc nie wiem, czy to byłoby bezpieczne...

- No właśnie - przyznałem, robiąc niezadowolony dzióbek z ust, w którego zaraz dostałem całusa.

- Zazwyczaj maluję nocami i jak mnie najdzie wena, więc chyba będę musiał tak zrobić, Mimi. Ale chuja mnie obchodzą jakieś fit baby. Obchodzi mnie tylko Park Jimin.

- Podoba mi się to. W takim razie zapraszam tutaj, gdy tylko będziesz gotowy.

Nic więcej nie musieliśmy dodawać, bo młodszy wykorzystał swoje położenie, by ponownie zaatakować moją szyję, której nie dał spokoju, póki nie zacząłem mu jęczeć.

Oby takich poranków było w naszym życiu jak najwięcej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top