Rozdział 13 | 3795 słów

Taehyung

Nie byłem przekonany do tego wyjazdu. Zakładałem, że Sylwestra spędzimy w wąskim gronie, najlepiej tylko naszej trójki. Ewentualnie z jednym lub dwoma przyjaciółmi moimi, Hoseoka lub Jimina. Ale nie z całą paczką Jeon Jeongguka. A raczej gangiem, patrząc na to jak się czasami niektórzy z nich zachowywali. Choćby sam wspomniany już Jeongguk. Bo nie tolerowałem jego osoby. Był bezczelny, pyskaty, eksplozywny, podły, nikczemny i egocentryczny. W tym chłopaku nie było żadnej pozytywnej emocji i cechy. Czasami zastanawiałem się czy te wszystkie osoby z jego paczki kolegowały się z nim tylko ze względu na te jego czerstwe żarty? I może jeszcze przystojną twarz? Bo to niestety większość ludzi przyciągało. Tak samo płytkich i powierzchownych jak sam wspomniany właściciel „przystojnej twarzy".

Od początku nie mieliśmy lekko z Jeon Jeonggukiem. Najpierw to dokuczanie przez zwykłe zwrócenie mu uwagi. Później nagła przemiana w naszego kumpla. A teraz znów fochy i złość z jego strony... Czy oni zawsze musieli tacy być? Czy przystojni szatyni z tatuażami, kolczykami i słabym podrywem zawsze musieli być tak chamscy i znęcać się nad słabszymi? Lub po prostu tymi, którzy wytknęli im ich błąd? Mogłem mieć po prostu nadzieję, że Jeon już zostanie przy traktowaniu Minniego jak powietrze, bo naprawdę nie chciałem powtórki z tego dupka Christiana...

Liczyłem, że na tym wyjeździe będę chociaż dzielił pokój z Jiminem, aby po całym dniu z niektórymi osobnikami, odpocząć w jego towarzystwie. Ewentualnie znajdę się w pokoju z Hoseokiem, choć na to nie wiem, czy byłem gotowy, patrząc na nasz obecny status relacji, która była wielkim znakiem zapytania. Niestety się przeliczyłem, bo jak się okazało Jennie miała inne plany. I to z nią wylądowałem w pokoju. W dodatku z łożem małżeńskim.

Minnie miał nawet gorzej. Bo znalezienia się w pokoju z Jeonem nawet największemu wrogowi bym nie życzył. A co dopiero mojego najlepszemu przyjacielowi!

Chciałem go uratować. Prosiłem Jennie o zamianę, ale się uparła, nie pozwalając na żadne zamiany. Bo jak twierdziła: „Tak jest ciekawiej i zabawniej". Jakbym nie wiedział, że to wszystko ukartowała, abym w końcu się do niej zbliżył... Nie wypominałem jej tego, jedynie postanawiając, że już nigdy nie wybierzemy się na taki wyjazd. Chyba, że zagwarantują mi, że będę w pokoju z osobą, którą sam wybiorę. A ona mnie.

Pierwsza noc jakoś upłynęła. Raczej wszyscy byliśmy zmęczeni po całym dniu i locie, dlatego nie mieliśmy problemu z szybkim zaśnięciem. Ignorowałem moją współlokatorkę jak tylko mogłem, na następny dzień ciągle trzymając się z Minniem i Hobim. Miałem nadzieję że dzięki temu da mi w końcu spokój... Jednak nawet już w czasie imprezy uniemożliwiała mi zabawę z przyjaciółmi. A przecież moje oczy nie chciały tego wieczora oglądać jakiejkolwiek dziewczyny. Pragnęły tylko jednego, posyłającego mi cały czas uśmiechy chłopaka.

W końcu nie wytrzymałem. Tańcząc po raz kolejny z Jennie, podsunąłem jej Hana, samemu uciekając między resztą tańczących znajomych. I tak trafiłem do dłoni, którą już wcześniej sobie upatrzyłem. Złapałem ją pewnie, zaciągając jej właściciela na górę. Było to... całkiem ekscytujące. Zwłaszcza, gdy tuż po znalezieniu się w jego pokoju, zamknęliśmy drzwi, w końcu będąc sam na sam.

Hobi wyglądał na dość... pijanego, uśmiechając się do mnie szeroko.

- Co tam, Taehyungie?

Jak dobrze było usłyszeć w końcu jego głos. Bez tych hałasów i gwary.

- Mam już dosyć Jennie - oznajmiłem, również po swoim głosie mogąc stwierdzić, że ja także jestem już troszeczkę podpity. Choć po tylu przetańczonych kawałkach zapewne większość alkoholu już przestała buzować w moim organizmie. - Chciałem też spędzić trochę czasu z tobą, hyung, ale w ogóle mi na to nie pozwala - pożaliłem się, wzdychając i podchodząc na razie do okna, aby je otworzyć. Bo było tu dość duszno. Ewentualnie to wina alkoholu.

Starszy zaraz do mnie podszedł, chyba nie chcąc, abym opuszczał jego bok. Zwłaszcza, gdy poczułem, jak jego dłoń łapie powoli tę moją, głaszcząc ją delikatnie kciukiem.

- Miałem nadzieję, że trafimy razem do pokoju... - zdradził, na co się uśmiechnąłem, w głębi serca licząc, że myślał dokładnie tak samo jak ja. I nie myliłem się.

- Ja też... albo chociaż z Minniem. A obaj tragicznie trafiliśmy - zauważyłem, opuszczając nieco ramiona, zrezygnowany. Jednak mleko się rozlało, nic już z tym nie zrobimy. Musieliśmy po prostu korzystać z ostatniej okazji spędzenia ze sobą czasu.

Nie puszczając jego dłoni, zaprowadziłem go na łóżko, aby usiąść i na spokojnie porozmawiać. Choć jak tylko zajęliśmy na nim miejsce, hyung od razu przeniósł wzrok na moją twarz, wpatrując się we mnie dość... intensywnie.

Przez chwilę obawiałem się, że może czymś się pobrudziłem, ale po spojrzeniu w jego oczy i ujrzeniu w nich tego zachwytu i uczucia, aż zaniemówiłem.

- Jesteś dzisiaj tak samo piękny jak codziennie - wyznał, ani na chwilę nie odrywając spojrzenia od mojej twarzy.

Zamrugałem, jeszcze nigdy nie będąc aż tak miło zaskoczony komplementem. Bo chyba nastawiałem się na luźniejszą rozmową.

Mój wzrok uciekł na chwilę na nasze dłonie, które nadal były ze sobą splecione. Chyba ani ja, ani on, nie chcieliśmy tracić ze sobą kontaktu fizycznego. Ja na pewno, niesamowicie go teraz potrzebując. Właśnie od Hobiego. A nie od dręczącej mnie Kim Jennie.

- Ty... również. Dobrze ci w takich koszulach, hyung - zauważyłem, przenosząc dłoń na jeden z jego barków, gdzie zahaczyłem palcami o kołnierzyk jego koszuli.

Nie mówiłem tego ze względu na komplement skierowany do mnie. Po prostu w takiej odsłonie naprawdę przyciągał wzrok. Zwłaszcza z podwiniętymi rękawami i tą lekko potarganą już fryzurą.

- Naprawdę? Chciałem dla ciebie trochę lepiej wyglądać. Chyba mi się udało - stwierdził, czym znów wywołał mój uśmiech.

- Udało - przyznałem, czując jak jego dłoń puszcza tę moją. Jednak tylko po to, aby przenieść się na moje ciało, obejmując mnie w pasie.

Nasze oczy znów się spotkały. Wpatrywaliśmy się w siebie chwilę, już bez uśmiechów, a po prostu z czułością.

Moja dłoń powoli przeniosła się na jego kark, gdzie zacząłem miziać jego skórę kciukiem. Starszy natomiast przysunął się jeszcze bliżej mojego ciała, przez co zacząłem już czuć jego oddech na swojej twarzy.

- Może to głupie... ale bardzo cię lubię Tae.

- To wcale nie jest głupie, hyung. Ja też... już dawno przy nikim się tak nie czułem - zapewniłem go, a mój wzrok uciekł na chwilę na jego usta, bo najwyraźniej moje ciało zaczęło się ich domagać. Ale te miesiące delikatnego dotyku, uśmiechów i niewinnego flirtu robiły swoje. Miałem ochotę wręcz rzucić się na niego, domagając ogromnej ilości pocałunków.

- Czy mogę cię pocałować? - zapytał, jak na kochanego chłopaka, jakim był, przystało.

Pokiwałem na to ochoczo, znów zerkając na jego usta.

- Nie będziesz jutro tego żałował? Nie zaczniesz mnie ignorować i ode mnie uciekać? - dopytywał, na co delikatnie się uśmiechnąłem.

- Dlaczego miałbym? Nie jestem aż tak pijany, hyung - podkreśliłem, śmiejąc się krótko. A nie chcąc już zbędnych pytań i przedłużania, sam przysunąłem się do jego ust, kolejne słowa mówiąc tuż przy nich: - Poza tym bardzo cię lubię i bardzo mi się podobasz, hyung.

Tyle mu chyba wystarczyło, bo w końcu pokonał te ostatnie milimetry, delikatnie muskając moje wargi. Tak bardzo tęskniące do jego ust. Od tylu miesięcy...

Bardzo chętnie oddałem tę pieszczotę, będąc spragniony jego ciepła. Spragniony jego bliskości. Obaj nieco zmieniliśmy swoje położenie, przesuwając się tak, aby znaleźć się przodem do siebie.

Moja dłoń wsunęła się w jego włosy, gdy druga szczelnie go objęła, przysuwając go jeszcze bliżej. A nasze usta ani na sekundę się od siebie nie odrywały. Dopiero to starszy oderwał się po jednym z kolejnych muśnięć, chcąc chyba coś powiedzieć.

- Chciałbym... zabrać cię na randkę. Ale wiem, że nie powinniśmy... - stwierdził, a ja nie rozumiałem na razie takich zmartwień, bo nie nacieszyłem się jeszcze jego ustami.

- Będziemy musieli być ostrożni. Coś wymyślimy, hyung. Damy sobie radę - zapewniłem go, posyłając delikatny uśmiech, bo przecież nie musieliśmy chodzić na randki w miejsca publiczne. Było wiele alternatyw.

Uznałem temat za zakończony, dlatego chciałem powrócić do naszych pocałunków. Hoseok jednak okazał się tym trzeźwo myślącym, wstając jeszcze szybko, aby zamknąć drzwi na klucz, za co oczywiście go pochwaliłem, bo sam w ogóle o tym nie pomyślałem.

A to działanie chyba coś w nim odblokowało. Bo nagle od delikatnych muśnięć, siedząc prawie ramię w ramię, przeszliśmy do francuskiego pocałunku, przez który aż jęknąłem mu w usta. Ale było mi zbyt przyjemnie, abym powstrzymał się od takiego odgłosu.

Nasze ciała przeniosły się do pozycji leżącej, gdy usta nadal od siebie nie odrywały. Starszy przez chwilę znalazł się bardziej nade mną, przez co moje równie mocno spragnione jego ciała dłonie, zaczęły walczyć z pozostałymi guzikami jego koszuli.

Chłopak również się na to odważył, wsuwając jedną dłoń pod moją koszulę, na co znów westchnąłem mu prosto w usta, nie spodziewając się, że aż tak zareaguję na jego dotyk.

Ostatecznie całkowicie rozpiąłem jego koszulę, rozkoszując się jego rozgrzanym torsem, po którym błądziły moje dłonie. A po tak intensywnych pocałunkach powoli obaj traciliśmy oddechy, w końcu musząc się dość niechętnie od siebie oderwać.

Jeszcze tylko dałem mu niewielkiego buziaka, po czym przeniosłem na miejsce obok. Tak, aby móc położyć się na jego barku, obejmując go w pasie i wtulając w jego ciało.

Potrzebowaliśmy dłuższej chwili, aby nasze serca i oddechy się unormowały. I dopiero kiedy to nastąpiło, odezwałem się do niego:

- Jednak dobrze, że namieszałem z tym postem. - Zaśmiałem się, miziając delikatnie jego skórę na torsie.

- Nawet gdybyś nie musiał mi pomagać z tamtymi zamówieniami, chciałem jakoś się do ciebie zbliżyć - stwierdził, a jego dłoń zaczęła bawić się moimi włosami, przeczesując je delikatnie, co było naprawdę przyjemne. - Ale przyznaję - to mi nieco ułatwiło plany.

- Na początku obawiałem się, że jesteś takim samym dupkiem jak Jeon Jeongguk. Dobrze, że jesteś jego całkowitym przeciwieństwem - zdradziłem, na chwilę wtulając się w niego bardziej, będąc wdzięczny losowi za postawienie na mojej drodze tak kochanego i czułego chłopaka.

- Oj tam... on nie jest taki zły. Kiedy używa mózgu - oznajmił, zaczynając stąpać po cienkim lodzie, bo to był dość ryzykowany temat.

- To chodzący red flag. Nie wiem, co by musiał zrobić, abym zmienił o nim zdanie. Zresztą, nie ma co o tym teraz dyskutować - zauważyłem, bo niepotrzebnie psuliśmy sobie piękną chwilę na rozmowę o tym głupku. Dlatego uniosłem się na ręce, przysuwając do jego twarzy. - Jeszcze nie mam dość twoich ust, hyung - uświadomiłem go, posyłając szczęśliwy uśmiech, który zaraz zginął gdzieś w jego wargach. Tym razem na długie, długie minuty.

Nie zamierzaliśmy już wracać na imprezę, resztę wieczoru spędzając w swoim towarzystwie. I miałam nadzieję, że po tym wyjeździe jakoś odnajdziemy się w Seulu. Już nie tylko jako dwie indywidualne osoby, a również jako para.




Yoongi

Od dawna w moim życiu najważniejsza była sztuka.

Odkąd pamiętam, moje serce przyspieszało przy samym odwiedzaniu galerii sztuki czy muzeum oraz rozpływało się przy słuchaniu tradycyjnej muzyki. Każde kieszonkowe, które dostawałem od gimnazjum, przeznaczałem na bilety wstępu na różne wystawy oraz zakup artykułów do rysowania. I choć jakimś dziwnym sentymentem darzyłem historyczne szaty, które ozdobione były ręcznym haftem, to jednak rysunek stał się moją główną miłością. Chwile, kiedy czułem pełne flow, tworząc kolejne szkice niemal jak maszyna, były najcudowniejszymi. Nic więc dziwnego, że stałem się dla moich rodziców niewdzięcznym synem, który zamiast pójść na studia przynoszące prestiżowy zawód, jak prawnik czy lekarz, wybrał ASP. Trochę mi wybaczyli, kiedy zostałem najmłodszym doktorem na tej uczelni, ucząc kolejnych studentów tajników tworzenia magii na papierze.

Ale dydaktyka stanowczo nie była dla mnie interesująca. Dużo bardziej wolałem się skupiać na własnych osiągnięciach. A było ich kilka - moje prace krążyły po międzynarodowych wystawach, a prywatni kolekcjonerzy z chęcią kupowali moje prace za niemałe pieniądze. To pozwoliło żyć na całkiem dobrym poziomie, choć nie potrzebowałem zbyt wiele. Dużo bardziej wolałem kupić kolejne rzeczy, które pomogą mi w pracy, zamiast nowych ubrań czy przedmiotów do domu. Gdyby nie moja dobra przyjaciółka - Lee Jieun, która jednocześnie była moją managerką, pewnie chodziłbym w podartych t-shirtach, zupełnie się tym nie przejmując. Jednak Jieun pilnowała, bym prezentował się jak należy, ciągle mi powtarzając, że mój zewnętrzny wygląd jest równie ważny, jak to, co wychodzi spod mojej ręki. Tak buduje się swoją personę w oczach innych, a odpowiednie "opakowanie" może być gwarantem sukcesu. Więc byłem grzeczny i zamiast starych bluz, jak za studenckich czasów, prezentowałem się zawsze w nienagannie wyprasowanych koszulach.

Zaskoczyło mnie, kiedy niedługo po objęciu przeze mnie roli wykładowcy, okazało się, że wśród moich pierwszych studentów zacząłem uchodzić postrach. Nie próbowałem naprawić tej sytuacji, a z czasem taka rola zaczęła mi się podobać. Mogli gadać za moimi plecami co chcieli na mój temat, ale dzięki temu na zajęciach miałem całkowity posłuch, mogąc przekazywać swoją wiedzę.

Jednak każdemu zdarza się popełniać błędy, a ja nie jestem żadnym wyjątkiem. Bo kiedy pierwszy raz zobaczyłem Park Jimina na moich zajęciach (a w zasadzie tuż przed nimi), wiedziałem, że jest to osoba, której uroda powinna zostać uwieczniona dla potomności. Jak "Mona Lisa" Leonarda da Vinci czy "Dziewczyna z perłą" Jana Vermeera. Bo był po prostu istnym ucieleśnieniem anioła o androgenicznej urodzie. Gdyby ktoś mnie zapytał, jak wygląda idealny człowiek, to właśnie tego chłopaka bym wskazał.

Biorąc to pod uwagę, nic dziwnego, że czułem wielką potrzebę zrobienia z niego modela na moją wystawę. Zacząłem go zapraszać na indywidualne konsultacje, chcąc nieco przekonać do swojej osoby, by nie odbierał mnie jako "przerażającego profesorka". Tak budowałem zaufanie Park Jimina.

Chciałem zacząć od uwiecznienia tych kuszących, pełnych ust, które przyspieszały serce, kiedy poruszał nimi w czasie mówienia. No i ten głos... Idealnie dopełniał jego obraz. To miał być początek, by przy innej okazji móc narysować jego portret, którym zachwyci się świat.

I przez ten zachwyt popełniłem błąd. Wcale nie mówię o jakimś zakochaniu - co to, to nie. Chłopak był mi naprawdę obojętny jako osoba, choć w rozmowach czułem się z nim dość komfortowo, widząc, że reprezentuje sobą coś więcej, niż większość młodych osób. Po prostu chciałem posmakować tych miękkich ust, które tak przyciągały mój wzrok w czasie tych wszystkich wspólnych godzin. By upewnić się, że są tak samo idealne w dotyku, jak w wyglądzie.

A kara za ten błąd przyszła natychmiast w postaci tego pajaca, Jeon Jeongguka. Słyszałem o nim w czasie obiadów na stołówce, kiedy studenci rozmawiali o jakichś walkach w klatkach czy innych głupotach. Zachwycali się, że na naszej uczelni jest jeden z zawodników. W głowie mi się nie mieściło, by osoba, która powinna być niezwykle wrażliwa, będąc tym samym idealnym twórcą, mogła brać udział w takich rzeczach. Dlatego nie uważałem, by Jeon Jeongguk traktował poważnie swoje studia, idąc zapewne na nie tylko dlatego, że nie umiał nic innego. Choć i tutaj miałem wątpliwości, bo w moich oczach jego prace były na żałosnym poziomie. Kreska była niczym u nastolatka, który dopiero zaczyna rysować, a pomysły i koncepcje przedstawiały jedynie jego infantylność. Wyrażałem więc moją ocenę jego prac bardzo dosadnie.

Do czasu aż przyłapał mnie na pocałunku z Park Jiminem.

Jego groźba sprawiła, że musiałem zacisnąć zęby i po prostu wpisywać mu oceny, na które jego zdaniem zasługiwał. Nawet, jeśli czułem, że robię tym krzywdę sztuce.

Na szczęście zbliżał się koniec semestru i prawdopodobnie uda mi się w nowym półroczu pozbyć tej kłopotliwej grupy. Będę mógł wtedy w pełni skupić się na mojej nadchodzącej wystawie.

Pocieszając się tą myślą, szedłem przez parking, kierując do budynku, gdzie znajdował się mój gabinet. Czekały mnie konsultacje, w czasie których studenci mogli omawiać swoje prace, ewentualnie dostarczać zaległości, co stanowiło dla mnie często utratę cennej godziny. I być może moje zamyślenie sprawiło, że nie zauważyłem osoby, która wyszła nagle zza jednego z zaparkowanych samochodów. Ale powodem mógł być również jej wzrost, bo choć sam nie byłem zbyt wysoki, to ona ledwo sięgała mi czubkiem głowy do torsu, o czym przekonałem się, gdy zderzyliśmy się na tyle mocno, by upadła. Sądząc po teczce zawieszonej na ramieniu - była studentką, a patrząc na młodą buzię - prawdopodobnie pierwszego roku. Jakąś taką... znajomą buzię?

- No cholera jasna! Uważaj, ahjussi!

I najwyraźniej była bardzo nieprzyjemną studentką.

Cofnąłem rękę, którą do niej wyciągnąłem, by zaoferować pomoc, patrząc tylko z góry, jak wstaje i otrzepuje się z mokrego śniegu zalegającego na płycie parkingu. O mało oczy mi z orbit nie wyszły, gdy zorientowałem się, kogo mi przypomina. Dodatkowy efekt zaskoczenia budziły jej ubrania - krótki top, skórzana kurtka i jeansy, w których więcej było dziur, niż materiału.

Będzie miała na starość chore nerki.

Jeszcze większy szok przeżyłem, gdy zwróciłem uwagę na jej oczy. Bo niebieskie spojrzenie wydawało się cholernie znajome. Przywoływało w moim sercu uczucie nostalgii, bardzo podobne do tego, gdy oglądałem haftowane szaty królewskie sprzed lat. Niezwykle dziwne doświadczenie.

Szybko doprowadziłem się do porządku, przyjmując standardową, obojętną minę, jaką zwykle miałem przy studentach.

- Młoda damo, proponuję jednak ostrożniej poruszać się po kampusie - upomniałem ją, wypominając naprawdę najlżejsze jej przewinienie.

- Z takim wariactwem ciężko się tu poruszać - mruknęła, wskazując na niesioną teczkę, po czym wyjęła telefon z kieszeni niby-spodni. - O, właśnie. Jak już na ciebie wpadłam, to może mi pomożesz. Jesteś może z malarstwa? Szukam jakiegoś Min Yoongiego - powiedziała, pokazując mi ekran, na którym zrobiony był screen rozpiski moich konsultacji.

Hmmm... Może to jednak nie jest nasza studentka? Ale w takim razie co tu robi i po co mnie szuka?

- Podobno to jakiś brzydki, starszy profesor. Cwaniak, sztywniak, żyleta - kontynuowała, wkopując się coraz bardziej. - Maaa... konsultacje w 903? Tylko... którym wejściem tam wejdę?

Brzydki, stary profesor, tak? No to zobaczymy, co zrobisz.

- Masz szczęście, bo właśnie do niego idę. Więc przy okazji mogę cię zaprowadzić - powiedziałem, starając się być niezwykle miłym i pomocnym.

Mała wiedźma.

- Oo, dobra, spoko, super - stwierdziła zadowolona, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, w jakich kłopotach się znalazła. - Przeskrobałeś coś, że musisz iść do niego na konsultacje? Czy po prostu się ciebie uczepił, jak większości studentów?

Żebym się ciebie nie uczepił. Jeśli jesteś naszą studentką, to będziesz miała przerąbane.

- Po prostu lubię rysować i lubię sobie z nim porozmawiać na temat sztuki. A ty? Za czym idziesz do Mina? - zapytałem, po czym dodałem, nie mogąc się powstrzymać: - Wyglądasz zupełnie jak żeńska wersja jednego ze studentów, których znam.

Jej ciężkie westchnienie było pewnym tropem, że nie raz mogła słyszeć podobny komentarz.

- No właśnie brat mnie do niego wysłał. Coś tam miał mu donieść - wyjaśniła, klepiąc teczkę.

Czyli siostra Jeon Jeongguka. Świetnie. To tyle, jeśli chodzi o dawanie jej nauczki.

- To przepuścisz mnie, prawda? Nie zajmie mi to dużo czasu.

- Jasne, żaden problem. Czyli nie jesteś tutaj studentką? - upewniłem się jeszcze, bo może byli bliźniakami, tylko na różnych kierunkach?

- Nie. A ty kumplujesz się z Kookiem? Znam jego znajomych, ale ciebie nie kojarzę.

- Nie. Jedynie kojarzę go z zajęć - wyjaśniłem.

W czasie tej krótkiej rozmowy weszliśmy do odpowiedniego budynku i wjechaliśmy windą na dziewiąte piętro. Oczywiście na korytarzu było już kilka osób, wyraźnie czekających na mnie, bo wszyscy się zerwali z miejsca, kłaniając. Najbliżej drzwi znajdowała się jedna z lepszych studentek, która lubiła omawiać każdą swoją pracę, przez co dobrze ją znałem.

- Dzień dobry - przywitała się grzecznie, podczas gdy ja wyjmowałem klucze.

- Dzień dobry. Panno Seol, proszę zaczekać, za chwilę panią poproszę - powiedziałem, otwierając już drzwi, po czym odwróciłem się do tej całej Jeon. - Zapraszam do środka panno siostro Jeon Jeongguka - dodałem, czując, że moje oczy wyrażają chęć mordu.

Ale satysfakcję też czułem, widząc, jak w tych niebieskich oczach pojawiło się zrozumienie, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazła. To już dawało mi nieco satysfakcji. A dodatkowo - chyba jej brat nie powiedział, na czym mnie przyłapał z Parkiem. Inaczej czułaby się dużo pewnie. Muszę niechętnie przyznać, że za to należy mu się odrobina szacunku.

- To ja może lepiej poczekam, panie profesorze - powiedziała, nagle zupełnie innym, grzeczniutkim tonem pełnym pokory. Najwyraźniej chciała się ustawić w kolejce, ale nie pozwoliłem jej na to.

- Nie, nie, skoro tylko chce pani przekazać prace brata, to długo to nie zajmie. Zapraszam - powiedziałem z naciskiem.

Dziewczyna jeszcze próbowała szukać pomocy u reszty, ale studenciaki szybko odwrócili wzrok, wyraźnie widząc, że dziewczyna nadepnęła mi na odcisk. Dobrze, może zrezygnują dzisiaj z konsultacji i będę miał spokój.

W końcu Jeon weszła do mojego gabinetu, a kiedy mnie mijała, usłyszałem, jak mówi pod nosem "ale przypał". Zamknąłem za nami drzwi i skierowałem się do wieszaka, gdzie zostawiłem płaszcz i szalik, a następnie zająłem miejsce za biurkiem.

- Poproszę te prace.

- Ummm... ogólnie to... przepraszam. Za to co wypaliłam na parkingu iii... te określenia słyszałam od... Kim Yugyeoma, nie od mojego brata. Na serio, panie profesorze - zaczęła się tłumaczyć, ale niewiele mnie to interesowało. Lepiej, żeby po prostu już stąd poszła.

Nawet, jeśli miałem jeszcze ochotę się z nią podroczyć.

Dziewczyna wyjęła rysunki i podała mi je do oceny. Jak zawsze Jeon Jeongguk nie prezentował wymaganego przeze mnie poziomu, ale za to, że przekroczył termin, mogłem mu postawić najwyżej 4+, co też uczyniłem, wpisując tę informację w elektroniczny indeks oraz zapisałem z tyłu pracy "ocena wystawiona".

- Dziękuję, że przyniosła pani tę pracę, ale proszę przekazać bratu, że następnym razem ma przychodzić je oddawać osobiście. I na czas - dodałem, oddając jej pracę, którą zaraz schowała do teczki.

- Ok! Znaczy... Dobrze, profesorze. Jeonggukie ma dzisiaj napięty grafik. Nie było szans, żeby dał radę tu przyjść. W końcu ma niedługo walkę, musi się przygotowywać - wyjaśniła z wyraźną dumą. Jakby miała powód do tego, skoro jej brak za pieniądze bił się z innymi równie bezmózgimi istotami.

- W takim razie dziękuję za dostarczenie tej pracy. Może pani iść.

I kiedy myślałem, że mam już za sobą to dziwne spotkanie, to nierozsądne młode dziewczę najwyraźniej stwierdziło, że zakładanie na ramię teczki z solidnym zamachem jest świetnym pomysłem. Większość rzeczy z mojego biurka zleciała na podłogę, robiąc bałagan. Całe szczęście nie było tam nic cennego, jedynie dokumenty i kubek z długopisami.

- Przepraszam! - krzyknęła spanikowana i od razu rzuciła się do zbierania tych rzeczy, co i ja uczyniłem z ciężkim westchnieniem. Bo najwyraźniej rodzeństwo Jeon było po prostu źródłem kłopotów.

Może wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że w pewnym momencie nasze dłonie się spotkały. Poczułem coś, jakby nagle całe życie przebiegło mi przed oczami. Ale nie moje życie. Nie mogło być moje, bo widziałem przed oczami migawki obrazów z pałacu królewskiego, w którym nigdy nie byłem. A który wydawał się tak dziwnie znajomy. Wszędzie w tych wnętrzach była wesoła twarz, której posiadacz patrzył na mnie z miłością niebieskimi oczami, w które również na żywo mogłem spoglądać. Jednak te nie wyrażały innego uczucia, niż szok.

Trwało to może dwie sekundy, bo dziewczyna jakby nagle straciła równowagę, lądując znów na swoich pośladkach. Natychmiast otrząsnąłem się z tego dziwnego uczucia, podnosząc ostatni notes z ziemi, który odłożyłem na biurko, po czym wyciągnąłem dłoń w stronę Jeon.

- Chyba na panią już pora - powiedziałem, siląc się na spokój.

Znów patrzyliśmy sobie w oczy, a ja naprawdę nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. Tym bardziej nie potrafiłem racjonalnie nazwać towarzyszącego mi uczucia, szczególnie w momencie, gdy młodsza chwyciła moją dłoń, podnosząc się. Cofnąłem rękę, nadal zaniepokojony.

- Do widzenia panno Jeon - powiedziałem jeszcze, chcąc, by już wyszła.

A jednocześnie bardzo nie chcąc.

Dziewczyna tylko coś wymruczała, zaraz opuszczajac mój gabinet. A kiedy tak patrzyłem, miałem wrażenie, jakby powiewała za nią czerwona królewska szata.

Otrząsnąłem się z tego dopiero, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Chciałem szybko wrócić na fotel i wtedy zorientowałem się, że Jeon zostawiła teczkę z pracami brata.

- Co za nierozsądne dziewuszysko... - mruknąłem do siebie, odkładając tę teczkę na bok i zaprosiłem pierwszą osobę z kolejki na konsultacje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top