Rozdział 12 | 4307 słów
Jeongguk
Nasze szaleństwo się rozpoczęło.
Tak jak zaplanowaliśmy na następny dzień, wszyscy zerwali się z łóżek o wczesnej porze. Niektórzy bardziej lub mniej markotni. Mnie standardowo rozpierała energia. Może przez ilość energetyków, które wypiłem, albo witamin, które musiałem wziąć, jak codziennie rano przed i po treningu. Ewentualnie to zasługa Yu i Jen, którzy odkąd wyczłapali ze swoich pokojów podnosili mi ciśnienie. A to jakąś randomową walką, jak to z Yu bywało, albo dziwną zaczepką ze strony Jen, dotyczącą o dziwo mojego współlokatora. Obojgu utarłem nosa, jednego pokonując w walce, a drugiej wypominając jakieś żenujące sytuacje, które odwaliła na poprzednich imprezach. Oczywiście na tym się nie skończyło, bo przy śniadaniu nadal się dochodziliśmy o jakieś sprawy, przekomarzając się i przy okazji brudząc jakimś jedzeniem, które nie wiedzieć jakim cudem wylądowało we włosach Jen, na mojej koszulce i na twarzy Yu. Ale to był standard przy naszym temperamencie.
Zjedliśmy śniadanie, ogarnęliśmy się i poszliśmy zwiedzać. Han koniecznie chciał zobaczyć kilka atrakcji, przez które byliśmy zmuszeni zrobić trochę kilometrów. Ale mnie to nie przeszkadzało. Potrzebowałem sporo ruchu przed walką, skoro przez mojego oponenta musiałem zrzucić kilka kilo. Poza tym takie piesze wędrówki umożliwiały nie tylko fajne, grupowe dyskusje o wszystkim i o niczym, a również pozwalały narobić sporo fotek na Instagrama. A w parku kamieni mieliśmy na to sporo ciekawych miejsc. Dlatego pozowałem gdzie tylko mogłem, aby później mieć czym spamować na Insta, kiedy przy intensywnych treningach przed walką będę miał ciągle obitą buźkę.
Park kamieni zaliczyliśmy jako pierwszy. Później były klify i obiad w pobliskiej restauracji, w której zamówiliśmy dużo owoców morza, wiedząc, że tutaj są najświeższe i najlepsze. A kiedy już pojedliśmy, przyszedł czas na plażę. Bo nawet z racji zimnej pory roku i tak musieliśmy ją odwiedzić, znów robiąc miliony zdjęć.
Na sam koniec powygłupialiśmy się trochę w niewielkiej ilości śniegu, który spadł. A dzięki tak dużej dawce nowych atrakcji i rozrywki, z paczką moich najlepszych ziomków, na chwilę całkowicie zapomniałem o wszelkich zmartwieniach i negatywnych emocjach. Cieszyliśmy się tą chwilą, nie przejmując na razie tym co nas czeka za tydzień, miesiąc czy kilka lat. A to była naprawdę przyjemna odskocznia od tego biegu i ciągłej pracy, które mieliśmy w Seulu.
Przy tym wszystkim starałem się nie przeszkadzać Jiminowi. Nie ignorowałem go, bo to by było głupie. Po prostu nie chciałem mu psuć wyjazdu swoją osobą, co wiedziałem, że bym zrobił, gdybym wszedł z nim w jakąkolwiek interakcję w trakcie tego zwiedzania. Bo nawet po naszej nocnej rozmowie, nie sądziłem, aby nagle zmienił o mnie zdanie. To była po prostu zwykła rozmowa, która niczego między nami nie naprawiła. Może rozładowała atmosferę, ale nic poza tym. Nadal byłem tym, który mu ciągle dokuczał, później przestał, a następnie znowu zaczął dokuczać, zmuszając go nawet do odpuszczenia sobie zajęć na studiach. I dlaczego? Przez te niesprawiedliwe oceny? Czy może po prostu przez zazdrość?
Po powrocie do naszego domku, część z nas, która nadal miała na cokolwiek energię, zebrała się i udała do sklepu po prowiant. Reszta zaczęła ogarniać w tym czasie dom, zajmując przywiezionymi przez dziewczyny dekoracjami. Zdecydowaliśmy się na świętowanie w salonie, a przynajmniej początkowe, bo na dalszą część imprezy chcieliśmy wyjść na ulice, bawiąc się z localsami i innymi turystami.
Przygotowanie domu i jedzenia nie zajęło nam dużo czasu. W końcu było nas tu sporo, a przy wygłupach i dobrych humorach działaliśmy dość sprawnie i szybko. Około dwudziestej wszystko było już gotowe. Dziewczyny wyglądały jak największe hotówy, w swoich błyszczących, mini kieckach. Sam zdecydowałem się znów na zwykłe rozpuszczenie włosów i lekkie ułożenie ich żelem, aby takie pofalowane mogły żyć swoim życiem. Do tego czarne spodnie i czarna koszula, w szare paski, z kilkoma naszyjnikami pod szyją i byłem gotowy na szaleństwo.
I tak, nie zamierzałem wchodzić z Jiminem w interakcje, ale nikt nie powiedział, że nie będę na niego patrzeć przez prawie całą imprezę. Bo jak alkohol wszedł do gry nie potrafiłem kontrolować swojego wzroku. Mogłem tańczyć z Lisą, gadać z Jen, wygłupiać się z Yu czy Jacksonem, a moje oczy i tak lądowały na blondynie. Bo ta bordowa, satynowa koszula, odsłaniająca część jego torsu przyciągała spojrzenie. On przyciągał spojrzenie. Kiedy pił, zanurzając swoje wargi w kolejnym drinku. Kiedy śmiał się, brzmiąc tak samo cudownie, jak w czasie śpiewu. Kiedy czasami niechcący na mnie spojrzał, zaraz odwracając wzrok lub po prostu posyłając mi wymuszony uśmiech.
I dlaczego tak było? Znów zadawałem sobie to pytanie. Dlaczego mi się tak cholernie podobał?
Szaleliśmy naprawdę długo. Większość niestety odpadła gdzieś około drugiej w nocy, przez zbyt dużą ilość alkoholu. A ci najwytrwalsi siedzieli prawie do czwartej. Ja zebrałem się, kiedy zniknął mi z oczu pewien ważny element tej imprezy. I kiedy Lisa za bardzo zaczęła się do mnie kleić. W innych okolicznościach pewnie zaraz wylądowalibyśmy w którymś z wolnych pokojów, ale teraz... Teraz po prostu zebrałem się, żegnając ze wszystkimi i również uciekając do swojego pokoju.
To był koniec imprezy z resztą, ale początek z Jiminem. A przynajmniej mój pijany umysł taki miał plan.
Chłopak leżał już w łóżku, w dodatku w piżamie, dlatego zaraz wbiłem tam do niego, przysuwając się blisko.
- Książę już śpiący? - zapytałem, rozbawionym tonem, a moje palce oczywiście zrobiły to, co lubiły najbardziej, zaczepiając delikatnie płatek jego ucha. Miałem ochotę zrobić to zębami lub językiem, będąc ciekawy jego reakcji. Ale jednak obawiałem się, że może go to wystraszyć.
- Yhyyy - wymruczał, tuląc się do poduszki, w której ukrywał twarz. Leżał do mnie tyłem, przez co ciężko mi było ocenić jego dokładny stan.
- Ale to jeszcze nie pora na spanie - oznajmiłem, a moja niegrzeczna ręka sama zaczęła wsuwać się pod kołdrę. I znów moją pierwszą myślą był jakiś nieco zakazany dotyk, co podpowiadał mi nie tylko alkohol, ale i te obserwacje chłopaka w czasie imprezy.
Oczywiście na nic takiego się nie zdecydowałem, po prostu gilgocząc go gdzieś po boku. I znów mogłem usłyszeć ten piękny dźwięk, którym był jego śmiech. Wiedziałem, że mógłbym słuchać go godzinami, tak samo jak jego śpiewu. Dlatego do jednej ręki, dołączyła druga, również wsuwając się pod kołdrę, aby zasypać jego ciało gilgotkami. W końcu mogłem dzięki temu przyjrzeć się jego radosnej buzi, bo próbując mnie powstrzymać przekręcił się na plecy. A to tylko sprawiło, że byłem jeszcze bardziej zawzięty, nie chcąc stracić tak pięknego widoku. Ale oczywiście nie przewidziałem jednej rzeczy, naszej pozycji. Bo kiedy Jimin przesunął się trochę w boku, próbując uciec przed kolejną falą gilgotek, zsunął się z łóżka, lądując na podłodze.
Ale narobiłem!
Szybko przesunąłem się na brzeg łóżka, wyglądając na podłogę.
- Żyjesz? - zapytałem, nieco zmartwiony, ale w sumie bardziej rozbawiony, bo raczej z takiej wysokości nic mu się nie stało. - No, ale mam magiczny dotyk. Zwala z nóg - zauważyłem, chichrając się, a widząc jak Jimin układa się na podłodze do snu, pokręciłem głową. - Dobranooooc - powiedziałem tylko, nadal rozbawiony.
Nie zmieniałem swojej pozycji, podpierając tylko głowę na rękach, aby móc go sobie obserwować. Śpiąc wyglądał jak najpiękniejszy aniołek, co już dzisiaj rano mogłem zauważyć. Ale wtedy nie miałem odwagi go poobserwować. Teraz, po alkoholu, jak najbardziej miałem!
Niestety nie zapowiadało się na to, aby blondyn poszedł spać. A widząc jak po chwili kręcenia się na tym niezbyt wygodnym podłożu, zaczyna wstawać, od razu zrobiłem mu miejsce!
Kładź się tu, szybciutko!
Chłopak powoli przeniósł się na zrobione mu miejsce, co znów wywołało mój szeroki uśmiech.
- Noo, już myślałem, że jednak umarłeś i będę musiał uderzyć w usta-usta - zażartowałem, obserwując go uważnie. A widząc jak jeden z jego kosmyków opadł na złą stronę już miałem ochotę wystartować do niego z ręką, aby to poprawić. Ale chłopak miał inne plany, nagle się do mnie przysuwając?!
OMG?!
Zresztą, to nie było tylko i wyłącznie przysunięcie, a również PRZYTULENIE!
- Potrzebuję miłości - wymamrotał uroczo, a moje ręce ochoczo objęły jego ciało. Pragnąłem go przy tym bardziej do siebie przyciągnąć, pocałować gdzieś we włosy i leżeć tak z nim godzinami, rozkoszując się jego bliskością.
Chcesz tego? Chcesz ode mnie bliskości i miłości?
- Ode mnie? Czy wołać Taehyunga? - zapytałem, pół żartem, pół serio, chcąc mimo wszystko usłyszeć choć ziarenko prawdy od pijanego Jimina. Bo może nie tylko pijany Jeongguk tak bardzo lubił pijanego Jimina... Może działało to w obie strony?
Chciałem to teraz usłyszeć. Ale czy w ogóle na to zasługiwałem?
Chłopak mruknął na to coś niezbyt zrozumiale. Nie odebrałem tego jako potwierdzenie, czy też zaprzeczenie. Ale skoro ode mnie nie uciekał, o nic więcej nie dopytywałem. Sparłem po prostu policzek na jego głowie, przymykając na chwilę oczy. Jego włosy przyjemnie gilgotały moją skórę. A trzymając go tak w swoich ramionach czułem dziwny spokój i radość, która na pewno nie była wywołana alkoholem. To była... inna radość. Taka, dzięki której wiedziałem, że jest tak, jak być powinno. Powinniśmy tu teraz leżeć, przytuleni do siebie. I czuć się przy sobie tak dobrze. Powinniśmy... być przy sobie. Być ze sobą.
I nagle, jakbym swoimi myślami wszystko zepsuł. Jimin oderwał się ode mnie, wracając na miejsce obok. Ta cudowna chwila trwała zbyt krótko...
- Nie wolno mi się tulić do Jeongguka - wymamrotał, na co zmarszczyłem brwi, niezadowolony takim gadaniem.
- Boooo? Nie jestem w twoim typie, tak? Wolisz tych ułożonych kujonków, jak Min? - wytknąłem mu, nadal zraniony tamtą sytuacją. Ale może faktycznie tak było. Może Jimin w ogóle nie lubił takich kolesi jak ja?
A kto w ogóle lubi takich kolesi jak ja? Na szybki seks spoko, na związek na pewno nie.
Mimo wszystko nadal chciałem być blisko niego. Choć tej jednej nocy, przez te kilka chwil. Dlatego przysunąłem się do niego, nachylając nad jego uchem.
- Nie mogę, bo Jeongguk mnie nie lubi - stwierdził, gadając głupoty.
To kogo na tym świecie miałbym lubić jak nie ciebie?!
- No już wczoraj to chyba przegadaliśmy - mruknąłem przy jego uchu. A widząc, jak mi znowu powoli przysypia, leżąc z zamkniętymi oczami i rozchylając powoli usta, wpadłem na pomysł. - Może... - zacząłem, zrywając się z łóżka, przez co trochę się zachwiałem, musząc rozłożyć ręce, aby odzyskać równowagę.
Oho, trzeba działać!
Szybko to ogarnąłem i zaraz dopadłem do mojej torby, wyjmując odpowiedni napój.
Oczywiście nie było to piwo, bo alkoholu obaj mieliśmy już dosyć. To energetyk miał nas teraz poratować, dostarczając kofeiny, ale i jakichś witaminek, a przy tym i niestety trochę chemii.
Wróciłem na łóżko, klękając tuż przy Jiminie.
- Proszę usiąść - wydałem mu grzecznie pierwsze polecenie, zacieszając przy tym. Zwłaszcza, gdy chłopak grzecznie podniósł się do góry, opierając o zagłówek łóżka. Rękoma oparł się o materac, a jego nogi zabawnie się rozsunęły, chyba próbując utrzymać równowagę. - Proszę wypić - wydałem kolejne polecenie, otwierając już puszkę i podstawiając mu ją do ust. Tych pięknych ust... - Dzisiaj jest imprezowa noc, nie idziemy spać po trzeciej - wyjaśniłem mu, starając się być ostrożnym, aby się nie zadławił. Jednak Jiminnie okazał się naprawdę posłuszny, powoli biorąc niewielkie łyczki. Moja druga ręka nie mogła się powstrzymać i wystartowała do jego policzka. Choć tylko jeden knykieć musnął go po tej delikatnej skórze, nie chcąc go rozpraszać. - Jaki grzeczniutki, podoba mi się - pochwaliłem go, jeszcze chwilę pojąc.
A kiedy uznałem, że raczej mu wystarczy na lekkie pobudzenie, chętnie przejąłem tę puszkę, lądując ustami w tym samym miejscu, w którym jeszcze przed chwilą były te Jimina. I, o mój boże, jak bardzo chciałem, aby to faktycznie były jego usta, a nie zimna puszka...
Dopiłem to do końca, odkładając pustą puszkę na podłogę, po czym przeszedłem do podobnej pozycji, co Jimin. Choć podłożyłem sobie jeszcze tylko poduszkę pod plecy.
Energetyk faktycznie, zaraz zaczął działać. Zapewne na niezbyt długo, ale zaczął. Jak to energole.
- To co, jak się dzisiaj bawiłeś? - rzuciłem, w czasie układania tej poduszki.
I nie spodziewałem się, że kiedy już się usadowię, nagle na moich udach wyląduje Park Jimin! Bo starszy postanowił usiąść a mnie okrakiem, a jego ręce przeniosły się na moje barki, obejmując mnie za szyję.
O ja jebię?!
Wpatrywałem się w niego zszokowany, bo co on teraz robił?! Czytał mi w myślach?! Wygłupiał się?! I czemu teraz tak wyglądał?! Jeszcze lepiej niż wcześniej?!?!?!
- Dobrze. A ty? - odpowiedział, jak gdyby nigdy nic, kiedy moja głowa, moje ciało, moje oczy, moje ręce, moje nogi, moje WSZYSTKO panikowało.
- Co ty robisz, Park Jimin? - zapytałem, starając się brzmieć na nieco rozbawionego, ale to na pewno nie brzmiało na luzie. Nie kiedy TAK siedział. Nie kiedy TAK mnie obejmował. I nie kiedy TAK cholernie pięknie przy tym wyglądał!
Te uda są dla niego stworzone, ok?! Tylko on tu może siedzieć! Nikt więcej!
- Twoja ulubiona pozycja... do rozmowy? - zapytałem, specjalnie przeciągając początkowe słowa, aby podkreślić ten podtekst seksualny. Bo tak, mój umysł powoli zaczął przywoływać mi takie myśli, nakierowując w te rejony.
Wystawiłem przy tym lekko język, zaczepnie oczywiście, a moje oczy nie mogły się oderwać od jego ciała. Bo choć miał na sobie tę uroczą piżamę, będąc w takiej pozycji, będąc tak blisko mnie... mogłem tak wiele.
Moje dłonie wylądowały na jego bokach. Zacisnęły się tam delikatnie, chcąc po prostu poczuć jego skórę, nawet przez materiał piżamy.
- Ja... jestem niegrzecznym chłopcem - zapewnił, ewidentnie ze mną flirtując. - Lubisz takich?
Aż mi dech zaparło. Cholernik wiedział, co mówić. Wiedział, jak wpłynąć na tak głupiego faceta jak ja.
- Nie wiem, czy lubię... Chyba muszę sprawdzić - stwierdziłem głupio, ale nie potrafiłem się skupić, aby wpaść na coś mądrzejszego lub zabawniejszego.
Moje oczy znów wędrowały po jego ciele, a ręce nadal grzecznie spoczywające na jego bokach, miały ochotę wsunąć się pod jego piżamę, aby w końcu poczuć tę delikatną skórę całą dłonią.
Jednak skutecznie mnie od tego odciągnął, dając pstryczka w nos, po którym jego ręce całkowicie ode mnie uciekły.
Nie byłem z tego zadowolony, zaraz mając zamiar mu to zakomunikować.
- Aj, jestem przecież grzeczny, proszę mnie nie ranić - zauważyłem, krzywiąc się lekko, jakby mnie to faktycznie zabolało. Może liczyłem w ten sposób na jakiś pocałunek na pocieszenie i uleczenie zranionego miejsca?
Jednak chyba obaj zaczynaliśmy powoli trzeźwieć. Bo Jimin nic z tym nie zrobił, ignorując tę uwagę, a moje myśli nakierowały się na nieco inne tory. Bardziej... twórcze. Bo jeszcze nigdy nie byłem z nim tak blisko. Powinienem to wykorzystać, dopóki jesteśmy w takim stanie.
Powoli sięgnąłem po jedną z jego dłoni, podnosząc ją powoli. Była mięciutka i urocza... i tak ciężka do uchwycenia aparatem.
Złapałem ją w jedną dłoń, drugą sięgając na szafkę nocną, po telefon. Jednak zanim zrobiłem coś więcej, spojrzałem na niego uważnie.
- Mogę zrobić małą sesję? - zapytałem, nie chcąc niczego robić bez jego zgody. Nawet jeżeli to były tylko dłonie.
- A co jeśli te zdjęcia ktoś ci ukradnie? Będzie, że JK też jest gejem - stwierdził, czego się nie spodziewałem. Myślałem, że znów odpowie czymś z podtekstem, ewentualnie jakimś żartem. Ale tak jak się domyślałem, powoli przemawiał przez niego ten trzeźwy Jimin.
- Jakby ktoś tu teraz wszedł, też by tak stwierdził - zauważyłem, skoro kierowaliśmy się taką logiką.
Jimin musiał to chyba chwilę przemyśleć, milcząc na razie. A mi to w ogóle nie przeszkadzało. Tak długo, jak pozostawał na moich udach, było okay.
- Racja. No to rób - oznajmił w końcu, a ja zaraz zabrałem się za małą sesję.
Jedna rączka, druga rączka. Jej wierzch, jej dół. Jego twarz, jego usta, te słodkie, urocze piegi na jego nosie i policzkach. Zauważyłem je już jakiś czas temu i chciałem dorysować do niektórych rysunków, ale na zajęcia zakrywał je kosmetykami, więc nigdy nie wiedziałem jak dokładnie są rozmieszczone... A teraz w końcu zdobyłem ten skarb!
Mvahahahaha!
Najważniejsze fragmenty jego ciała uwieczniłem, mając w końcu to, czego brakowało w moich rysunkach. Jeszcze tylko ten element...
Złapałem za dół jego piżamy, znów przenosząc na niego wzrok.
- Zdejmiesz? - zapytałem grzecznie, mając nadzieję, że nie odbierze tego negatywnie. A raczej nie założy, że to jakaś propozycja...
Jednak nie spodziewałem się, że nagle złapie za fragment tej piżamy, trzymając go dość kurczowo, jakbym zaraz miał zedrzeć ją z niego siłą?
- Nie - powiedział, bardzo stanowczo. A kiedy natrafiłem na jego wzrok, nie spodziewałem się ujrzeć aż takiego przerażenia
Czy to... przez moje wcześniejsze działania? Naprawdę jestem aż takim agresorem?
- Spokojnie, nie zmuszam - zapewniłem go, łagodnym tonem.
Chłopak szybko ode mnie uciekł, siadając na brzegu łóżka, a jego dłoń nadal kurczowo trzymała tę piżamę. Starał się unikać mojego wzrok, jakbym faktycznie miał mu coś teraz zarzucić lub nadal go do czegoś zmusić?
Nie rozumiałem tego, dlatego musiałem jak najszybciej wyjaśnić moje działania.
- Wystraszyłem cię? Po prostu niektóre moje rysunki nie są tak dokładne, jak powinny... - zacząłem, a moja dłoń sięgnęła powoli po tablet, aby go nie wystraszyć. Wiedziałem już, jak się zachowywać w takich momentach. W końcu miewałem z Sayą przeróżne epizody...
Zaraz włączyłem jeden z jego rysunków, pokazując ten bez koszulki, gdzie jego tatuaż na żebrach nie był dokończony, bo po prostu nie pamiętałem, jak dokładnie wyglądał.
- A rysunki dłoni to porażka... - wyjaśniłem, pokazując też wspomniane dzieła, które naprawdę były tragiczne... A teraz w końcu będę mógł je poprawić.
Przerzucałem kolejne rysunki, pokazując mu cały folder z jego osoby. Choć obawiając się jego reakcji, to wytłumaczyłem:
- Lubię rysować moich znajomych. Na was najlepiej się ćwiczy. - Szybko przeszedłem do innego folderu, z obrazkami Jen i Hobiego, których było zaledwie kilka. ALE BYŁY! - Widzisz? Nie masz się czego bać. Hoseokowi też zrobiłem zdjęcia bez koszulki - dodałem, posyłając mu zadowolony uśmieszek, bo to był mój mały triumf.
Jednak moje wyjaśnienia, „dowody" i lekkie, choć potrzebne kłamstwo na temat ilości jego rysunków, nic nie dało. Nie chciałem go tym namówić do rozebrania, ale on najwyraźniej tak to właśnie odebrał, rzucając po tym:
- Nie zrobisz mi żadnego zdjęcia bez ubrań.
Blondyn nie pozwolił mi już nic dodać. Wstał, idąc po kurtkę. A kiedy ją na siebie zarzucił przeszedł na balkon, zostawiając mnie mocno zdezorientowanego.
Nie chciałem, aby tak się to zakończyło. Chciałem, abyśmy choć przez kilka chwil byli... bliskimi znajomymi? Ale... udającymi parę...? Umm... Po prostu CZYMKOLWIEK, byle nie wrogami!
Dlatego zaraz się stąd zerwałem, aby ruszyć za nim na balkon i porozmawiać.
Jimin
Wydawać by się mogło, że alkohol pozwoli uciec od problemów. Bzdura. Jak dla mnie tylko je potęgował. Bo kiedy piłem razem z resztą naszej wyjazdowej paczki do później nocy, każdy kolejny drink czy kieliszek sprawiały, że moje myśli pozwalały sobie na coraz większe rozhulanie, odejmując mi rozsądku. A przy Jeon Jeongguku powinienem się wystrzegać wszelkich przejawów braku myślenia.
Dobrze, że w odpowiednim momencie oprzytomniałem na tyle, by przy propozycji zrobienia mi zdjęć półnago, natychmiast zahamować te głupie pomysły. W mojej głowie od razu pojawiły się wspomnienia wszystkich rozmów z rodzicami i prawnikami, którzy z pozytywnym rezultatem doprowadzili do sytuacji usunięcia intymnych zdjęć i nagrań ze mną w roli głównej. Na samą myśl, że znowu ktoś miałby mi coś takiego zrobić, zebrało mi się na łzy. Dlatego nie myśląc za wiele, złapałem kurtkę i wyszedłem na balkon, by dać upust swoim emocjom.
Nie minęło dużo czasu, a obok mnie zjawił się Jeon. W jednej ręce trzymał puszkę z energetykiem, a w drugiej swojego e-papierosa. Odwróciłem od niego głowę, starając się nieco otrzeć mokre policzki.
- Chill. Nie było tematu - powiedział spokojnie. Zerknąłem na niego i zobaczyłem, że wyciąga w moją stronę papierosa, jednak chyba moje łzy powiedziały mu, że palenie mi teraz do niczego nie jest potrzebne. - Co się stało? Przecież o wszystko grzecznie pytałem? - zapytał, wyraźnie zdezorientowany.
Skąd miał wiedzieć, że swoimi słowami wywoła we mnie takie płacz? Nie mógł mieć o tym za won pojęcia. A jednak czułem teraz żal do niego, że w ogóle coś takiego zaproponował.
- Gówno o mnie wiesz, Jeon Jeongguk - powiedziałem, przenosząc wzrok na horyzont. Nie mogłem zahamować łez, a skoro i tak je zobaczył, to pozwoliłem im swobodnie płynąć. Najwyraźniej to, że ja mu dawałem zeszłej nocy czas na to, by popłakał w samotności, nie oznaczało, że i on uszanuje moją potrzebę wyładowania emocji w samotności. - Więc nie zrozumiesz.
Poczułem, jak jego ręka powoli obejmuje mnie na wysokości ramion. Od razu poczułem lekką panikę, jakby chciał mi coś zrobić. Jednak ten gest... chyba miał mnie pocieszyć?
- To może pogadamy, żebym wiedział, czego nie odpierdalać? - zapytał spokojnie.
- Czemu miałbym się przed tobą otworzyć, skoro nic o tobie nie wiem?
- A co chcesz wiedzieć? Pytaj.
- Nie wiem... po prostu opowiedz mi coś. Na przykład... dlaczego wczoraj płakałeś - rzuciłem, do razu odbijając piłeczkę, by to on poczuł się niekomfortowo.
Jego ciężkie westchnienie przekonało mnie jednak, że nie ma co liczyć na wyznania z jego strony.
- Tego tematu wolałbym jeszcze nie poruszać - powiedział cicho, cofając rękę. - No co... Jestem Jeon Jeongguk, walczę sobie w High MMA, żeby trochę kaski zarobić. Tańczę, maluję, świruję. I jak każdy, staram się jakoś przetrwać na tym świecie.
- Dlaczego walczysz? Nie wolisz innej pracy?
- Wolę, ale to jest szybki zarobek. A potrzebuję pieniędzy. Iiii... Przy okazji mogę się trochę wyżyć na typkach - wyjaśnił, zaczynając uderzać pięściami powietrze.
Problemy z kasą były mi obce. Od małego miałem wszystko, na co miałem ochotę (o ile rodzice uznawali, że naprawdę było mi to potrzebne). Mogłem próbować sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy musisz się zastanawiać nad wydawaniem każdego wona, jednak nie rozumiałem, jak można posuwać się do takich rzeczy dla pieniędzy. Bo czy takie walki nie spowodują więcej problemów niż korzyści? Co, jeśli w przyszłości będzie miał jakieś problemy zdrowotne przez to? Nie znam się za bardzo, ale podejrzewałem, że kilkukrotne złamanie nosa może już być kłopotliwe.
- A gdyby nie chodziło o kasę, to co byś chciał robić? - zapytałem ocierając łzy i nie chcąc się z nim wykłócać o takie rzeczy. To była jego decyzja, a ja nie miałem prawa w nią ingerować.
- Malować. Park Jimina - odpowiedział natychmiast zadowolony.
- Znowu gadasz głupoty, zamiast być szczerym - wytknąłem mu niezadowolony.
- Ale nie no, serio. Chciałbym malować. Po co innego poszedłbym na ten kierunek? - zauważył.
- Robisz to świetnie, wiesz? - powiedziałem spokojnie. - A ja chyba rzucę ten kierunek - przyznałem wzruszając ramionami.
- Co? Czemu niby?
- W sumie nie czuję się na nim dobrze. Chyba sytuacja między nami mocno mnie zniechęciła. Lepiej skupię się na wnętrzach i zacznę szukać pracy.
Na dłuższą chwilę zapadła między nami cisza. W sumie byłem ciekaw, co ma mi do powiedzenia na ten temat. Będzie zadowolony, że pozbędzie się problemu z głowy?
- Wiem, że byłem chujem, ale obiecuję, że już nie będę - powiedział w końcu. - Daj spokój, Park Jimin. Stracę parę na zajęciach u obłąkańca... Nie możesz zrezygnować.
Wzruszyłem ramionami na jego słowa. Choć w środku poczułem pewne nieokreślone ciepło. Głupi ja chyba naprawdę liczyłem na to, że będzie chciał mnie powstrzymać.
Nic się nie nauczyłem. Wystarczy, że ma super ciało i przystojną twarz, a moje durne serce już mu chce wszystko wybaczać.
- Do końca semestru chcę podjąć decyzję. Bo na pewno będę szukał pracy i zajmę się moim projektem dyplomowym. Może zwyczajnie nie mam już siły na malarstwo - powiedziałem, nadal unikając jego spojrzenia.
- Biadolenie. Dopracujesz podstawy i zobaczysz, że się w to wkręcisz - stwierdził, poklepując mnie po ramieniu.
AHA? Czyli jego zdaniem nawet nie radzę sobie za dobrze na tym kierunku? ŚWIETNIE.
- To co? O co chodziło z tym płaczem? - zapytał, dotykając mojego policzka, co było dość niespodziewane. Ale chyba zacząłem się przyzwyczajać, że jego palce często naruszają moją osobistą przestrzeń.
- I wyszło na to, że i tak gadaliśmy o mnie - stwierdziłem nieco rozbawiony, zaczynając ocierać policzki z łez, które na szczęście przestały już ciec z moich oczu. - Może kiedyś ci powiem.
- Ale to żebym wiedział - nie mogę cię oglądać bez koszulki czy robić ci zdjęć bez koszulki?
- Żadnego robienia zdjęć i nagrywania mnie bez koszulki czy spodni.
- Czyliiiii oglądać mogę?
Spojrzałem na niego, nieco niezadowolony z wniosków, jakie wysuwał.
- Nie będę ci robił za modela, siedząc z tobą półnago w pracowni.
- Nie, nie, nie. Tylko bym sobie popatrzył.
- Po co?
- Żeby zapamiętać. Do rysunków.
Znowu westchąłem ciężko. To niby było dość niewinne. Ale fakt, jak wiele moich rysunków tworzył, był nieco niepokojący. Bo dlaczego to robił? Miał dziesiątki osób wokół siebie, w tym całą masę dziewczyn, które na pewno chętnie by się przed nim rozebrały i pozowały. A jednak na jego tablecie był cały folder poświęcony tylko mi.
Może to ta jego zazdrość czy coś? Tak, na pewno. O co miałby być zazdrosny, skoro ma o stokroć lepsze ciało ode mnie?
Mimowolnie zerknąłem w stronę pokoju. Czułem, że skok energii po energetyku już jest na wyczerpaniu i czułem się potwornie senny. Pora wracać do łóżka.
Pokręciłem głową na jego propozycję. Takie rzeczy muszę przemyśleć po prostu na trzeźwo. Kiedy moje serce będzie zagłuszone przez rozum.
- Nie dzisiaj. Może innym razem.
- Ok. Nie będę nalegał - zapewnił, targając moje włosy, po czym podał mi e-papierosa, którego od dłuższego czasu popalał. - Wracając do wczorajszej rozmowy - próbowałeś z Tinderem? Tak nie byłoby łatwiej? Chyba, że masz już kogoś innego na oku? Na przykład kogoś o inicjałach... J... J... K...
Zaciągnąłem się owocową mieszanką i przewróciłem oczami na te słowa.
Znowu zaczyna te swoje żarty.
- Nie. Chyba na razie odpuszczę sobie jakiekolwiek randkowanie. Zamiast tego pójdę w imprezy i ziółka - stwierdziłem, znów się zaciągając.
- O, właśnie. Nie miałem okazji się pochwalić! - rzucił nagle podekscytowany Jeon. Na moment zastygłem, bo zaczął unosić koszulkę, a ja już chciałem spierdolić do pokoju, bojąc się, co kombinuje. Na szczęście chodziło tylko o tatuaż pod żebrem, który nieco się gubił wśród całej masy wzorów. Był to ten sam kwiat, który pokazał mi jakiś czas temu w czasie wykładu. Ten, o którym śniłem co kilka nocy.
- Pierwszy, bestie - powiedział, ale nieszczególnie go słuchałem. Patrzyłem na ten wzór jak zaczarowany, nie kontrolując mojej dłoni, która bez skrępowania dotknęła rysunku.
"Powiedziałeś, że mnie kochasz. Gdy dwie bratnie dusze wyznają sobie uczucia, pojawia się znamię, które mówi o naszej przyszłości. Zwiędła róża... Chyba będziesz mi przynosił kwiaty do końca życia."
Wzdrygnąłem się przez tę myśl, kompletnie jej nie rozumiejąc. Przez chwilę znów czułem ciepło rozpływające się po moim ciele. Ale dalczego?
Szybko cofnąłem rękę i uciekłem wzrokiem.
- Teraz to nie wiem, czy go chcę - stwierdziłem z delikatnym uśmiechem.
- No miałem nadzieję, że już jesteś umówiony na ten tatuaż - zarzucił ze smutną miną. - Mieliśmy mieć takie same.
Przez dłuższą chwilę nasze spojrzenia znów się spotkały. Patrzyliśmy tak na siebie, a ja znów miałem mieszankę uczuć - silnego pragnienia, strachu i... nie, to nie może być miłość.
- Czasem, gdy na ciebie patrzę, mam jakieś dziwne déjà vu. Może spotkaliśmy się w innym życiu? - zapytałem cicho, choć pytanie to bardziej kierowałem do siebie.
Zobaczyłem jeszcze lekki szok na jego twarzy, po czym wróciłem pospiesznie do pokoju.
Wystarczy mi wrażeń na dziś. Idę spać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top