That I know you can't afford | 16


To był tylko sen.

To był tylko sen.

To był tylko...

— Co ja teraz zrobię... Jimin, słuchasz mnie w ogóle? — Wzdrygnął się, gdy przez brak odpowiedzi Yugyeom uderzył go w ramię. Mieli teraz długą przerwę, więc siedzieli na ławkach przed salą, jedząc kanapki zakupione w szkolnym sklepiku. Rudzielec nie potrafił jednak skupić się na rozmowie z kolegą, zaabsorbowany własnymi myślami.

— Mówiłeś coś? — Po chwili dumania przekręcił twarz w jego stronę.

— BamBam, ten ze sportowej klasy zaprosił mnie wczoraj na randkę. No wiesz, chłopak, którego mijamy czasem na stołówce. Mówiłem ci, że jest ładny — wyjaśnił pokrótce, czekając na jego odpowiedź.

— A tak, wspominałeś... — Żeby to było raz. Yuggie czasem nie potrafił zamknąć jadaczki, gdy ten farbowany, jasnowłosy przystojniak rzucał piłką do kosza podczas ich wspólnej gry w koszykówkę. To znowu wzdychał ciężko z tęsknoty za swoim byłym, aż Jiminowi więdły uszy od słuchania tych wszystkich problemów. 

— To co, uważasz, że powinienem się z nim umówić? Niby mi się podoba, ale nie wiem, czy to dobry pomysł.

— A co ci szkodzi? Umów się z nim, przynajmniej wyrwiesz się z domu.

— Może masz rację... Ehm, a co u ciebie? Coś nie tak z Yuną? — spytał, a chłopak spiął się z nerwów.

— Z Yuną? Co ci strzeliło do głowy? Z nami wszystko super! Jest cudowna, naprawdę cudowna! — To znaczy, może była cudowna, ale już na pewno nie Jimina. Po tym, co odwalił ostatniego wieczoru jego myśli o dziewczynie kompletnie wyparowały. Zdał sobie sprawę, że chyba zbyt szybko poprosił ją o chodzenie i wcale nie powinien był tego robić.

Oczywiście Yugyeom nie domyślał się jeszcze, co stało za jego dziwnym zachowaniem.

— Chim, przecież ona nawet nie wita się z tobą przed lekcją, nie rozmawia z tobą na przerwach i nie pisze tych słodkich liścików jak wszystkie laski z naszej szkoły! Wy się nawet nie całujecie! Nie chcę się wtrącać w wasz związek, ale nie wyglądasz przy niej na szczęśliwego...

— Co ty gadasz... O, akurat tutaj idzie! Wybacz, muszę z nią chwilę pogadać. Yuna! — Uniósł dłoń w nadziei, że dziewczyna odwróci się w jego kierunku, ale złapał ją dopiero przy szafkach.

Brunetka wyjęła słuchawki z uszu i posłała mu zagadkowe spojrzenie.

— Cześć. Chciałem pogadać z tobą już rano, ale chyba mnie nie słyszałaś.

— Jimin, słoneczko ty moje — westchnęła, nadymając swe usta i gładząc dłonią jego ramię. — Jesteśmy ze sobą dopiero od niedawna, ale... Musimy zerwać.

— Jak to, zrobiłem coś nie tak? — Zmarszczył czoło, choć z jednej strony trochę mu ulżyło. Sam nie wiedział, jak powinien się przy niej zachowywać po tym, co zrobił z Yoongim. Nie widział sensu, żeby to dłużej ciągnąć i tak bez przerwy się mijali.

— Nie obwiniaj się. Po prostu mam teraz dużo spraw na głowie, a taki chłopak jak ty to same problemy. No i moi rodzice uważają, że sprowadzasz mnie na złą drogę — dodała cicho. — Ale nadal możemy zostać przyjaciółmi! Będę pomagać ci w matematyce i przesyłać zadania do sprawdzianu... Jimin?

— Więc zrywasz ze mną, bo rodzice ci kazali?

— Wiem jak to brzmi, ale ich zdanie jest dla mnie bardzo ważne. No i obiecali, że na święta kupią mi teleskop, jeśli dostanę się do drugiego etapu olimpiady. Sam rozumiesz... — Spuściła głowę i mocno się zdziwiła, gdy po tym wszystkim, nastolatek objął ją radośnie ramionami.

— Jesteś najlepszą dziewczyną na świecie! Dzięki, Yuna!

— Z tobą to na pewno wszystko gra? — upewnił się Yugyeom, gdy po odejściu dziewczyny, rudzielec powitał go z szerokim uśmiechem na twarzy. Pierwszy raz widział Jimina w takiej euforii, którą z całą pewnością nie wywołała informacja o skróceniu im ostatniej lekcji. 

— Lepiej, jest zdecydowanie lepiej!

...

Do domu wracał w wyśmienitym nastroju, nucąc pod nosem "Treat you better". Nie mógł doczekać się, aż zobaczy Yoongiego. Teraz, kiedy oficjalnie zerwał z Yuną, albo to raczej ona zerwała z nim, mieli dużo czasu dla siebie. Mogli spędzać je na długich wieczorach przed telewizorem i wypadami do kina, i wesołego miasteczka, i...

Dlaczego nagle zaczął zachowywać się jak zakochana nastolatka z filmu o zakochanych i potłuczonych nastolatkach?

— Co ja wyprawiam... — szepnął sam do siebie, ciągnąc się za końcówki włosów i stukając parę razy w głowę, wydając przy tym pełne poirytowania dźwięki, tak, że przechodzący obok niego przechodnie posyłali mu zaniepokojone spojrzenia.

To przecież kompletnie nie pasowało do jego stylu! Park Jimin był męskim mężczyzną, a w jego żyłach płynął tylko koreański rap i hip-hop. Może czasem zdarzało mu się spać z misiem i czytać po kryjomu miłosne opowiadania, ale to przecież on był osobą, która dominowała w związku. Nie jakimś milutkim, przesłodzonym do granic i potulnym jak baranek ukesiem.

Dlatego też postanowił sobie, że nie da się kolejny raz poskromić Yoongiemu. Nie pozwoli mu na nic więcej. Żadnych zbliżeń, żadnych pocałunków, żadnych słodkich słówek. To była tylko jednorazowa chwila słabości!

Z tą obietnicą wszedł do kuchni, gdzie jego Hyung stał za kuchennym blatem i przyprawiał mięso. Nieczęsto zdarzało się go widzieć w tym wydaniu; w niebieskim fartuszku i okularach na nosie, przez które czytał przepis z książki kucharskiej.

— Hej, wcześnie dziś wróciłeś. — Uśmiechnął się na widok chłopaka, myjąc ręce pod ciepłą wodą, a następnie wycierając je o ścierkę.

— Bo odwołali nam ostatnie zajęcia. Idę na górę się przebrać — wytłumaczył szybko, ale Yoongi w ostatnim momencie chwycił go za rękaw bluzy. 

— Nie przywitasz się ze mną?

Odwrócił się, przełykając ciężko gulę w przełyku.

— A tak, hutsz, piąteczka! — Zderzył ich otwarte dłonie z głupkowatym uśmiechem na twarzy, a starszy popatrzył na niego ze zmieszaniem.

— Nie takie. Takie... — Położył dłonie na jego talii i pochylił się do pocałunku, ale nastolatek szybko zasłonił swoje usta dłonią. 

— Zapomnij! Nie nałożyłem dziś pomadki ochronnej, a po drodze do domu zjadłem cebularza. Tylko byś się zawiódł. Naprawdę muszę już iść na górę. Czeka mnie dużo pracy domowej!

— To może ci w niej pomóc? — zaproponował miękkim głosem, głaszcząc jego biodra. 

— Umarłbyś z nudów, sam sobie poradzę.

— W takim razie przyjdź do mnie, kiedy skończysz. Namjoon z Jinem odwiedzą nas wieczorem! — Usłyszał jeszcze, zanim zdołał dobiec na górę i schować się w pokoju. Przekręcił zamek w drzwiach i odetchnął z ulgą, opierając się o ścianę. Było tak blisko.

Cieszył się, że będą mieli gości, bo to z kolei zwiększało szanse na jego przetrwanie i uniknięcie ponownego zbliżenia się z Yoongim. Gdy tylko dwójka mężczyzn wparowała do ich domu, od razu uczepił się ramienia Namjoona, prosząc go o pomoc w przyrządzeniu sałatki. Tak naprawdę czekał tylko na moment, aż starszy się od niego odczepi.

— Hej, dobra robota! Widzę, że wreszcie dogadałeś się z Yoongim! — Ciemnowłosy poklepał go z uznaniem po plecach, gdy on zmusił się do uśmiechu. — A tak między nami, jak go do tego przekonałeś?

— Ja uhm... Chyba w końcu doszliśmy do porozumienia. Po co się dalej kłócić...

— Od początku wiedziałem, że bystry z ciebie chłopak! Miło widzieć go znów w takim stanie — przyznał, a Jimin z jakiś niewiadomych powodów zaczął się nagle rumienić. 

Czy Yoongi naprawdę zmienił się z jego powodu?

W trakcie jedzenia kilka razy przyłapywał się na tym, jak posyłał mu ukradkowe spojrzenia albo oblizywał wargę, wspominając jego gładkie usta. Wtedy całą swoją siłę wyładowywał na sztućcach albo pieczonym mięsie, krojąc je na drobne kawałeczki, żeby tylko oderwać się od myśli i skupić na rozmowie swoich gości. Choć spotkanie i tak minęło mu szybciej niż oczekiwał.

— Dziękujemy, kolacja była naprawdę pyszna!

— Nie zostaniecie z nami na dłużej? — Starał się zatrzymać ich wszystkimi sposobami. Obawiał się momentu, w którym zostanie z Yoongim sam na sam. 

— Niestety, Jin musi wstać wcześnie do pracy, ale zdzwonimy się później!

— Dobranoc! — Pomachał im na pożegnanie z mocno zaciśniętymi zębami i wstrzymał oddech, kiedy starszy zamknął za nimi drzwi, a następnie przekręcił dwukrotnie zamek.

Zaczął powolutku wycofywać się z powrotem do pokoju, kiedy Yoongi bez uprzedzenia przyszpilił go do ściany jak ogromny, włochaty pająk, który łapie w sieci swoją bezbronną ofiarę. 

A Jimin był tylko małą, potulną biedroneczką...

— Co ty wyprawiasz?

— Nie sądzisz, że mi też należy się chwila uwagi? Unikasz mnie przez cały dzień — oznajmił chłodno, a od samego głosu po skórze chłopaka rozeszły się dreszcze. Poczuł jak usta mężczyzny przywierają do jego odkrytej szyi, a to zdradliwe przyjemne mrowienie otula ponownie jego podbrzusze, wysyłając impulsy coraz niżej i niżej, aż w końcu...

Stop. 

Oparł dłoń na jego klatce piersiowej, nie dopuszczając do złączenia się ich ust. 

— T-To zły pomysł. — Pokręcił głową, czując na sobie jego ciepły oddech.

— Dlaczego?  

— B-Bo dzisiaj rano bolało mnie gardło i nie chciałbym cię zarazić — skłamał.   

— Więc będę miał wymówkę, żeby zostać z tobą w domu. — Starszy uśmiechnął się triumfalnie, nie trącąc dobrego humoru przy drażnieniu się z chłopakiem.

— A jeśli to wirusówka i zaczniesz haftować na lewo i prawo?! Ja cię wtedy nie będę trzymać za rękę, więc lepiej się zastanów!

— Wirusówka? Pokaż. — Przyłożył dłoń do jego czoła. — Faktycznie, jesteś rozpalony...

— Widzisz?! Mówiłem ci, że z grypą nie ma żartów! Już mam pierwsze symptomy, a co dopiero będzie potem! Już teraz musimy zrobić kwarantannę. Najlepiej, żebyś trzymał się ode mnie z dala, a już na pewno nie wchodził do mojego pokoju i...

— Zabieram cię do szpitala — odezwał się nagle śmiertelnie poważnym głosem Yoongi.

— C-Co?

— Powinni cię zbadać i zrobić zapobiegawczy zastrzyk — kontynuował, a gdy wyciągnął rękę po kurtkę, Jimin spanikował.

— Zastrzyk?! A-Ale... To naprawdę nie będzie koniecznie! Przecież nie umieram, moje ciało samo się przed tym obroni... — zaczął trajkotać, skubiąc nerwowo wargę, gdy w odpowiedzi Yoongi zaniósł się głośnym śmiechem. A tak niewiele zabrakło mu do zwycięstwa.

— Musisz nauczyć się kłamać, maluchu.  

— Ha-ha! Bardzo zabawne! Ciekawe jak ty byś zareagował, gdyby wbili w ciebie taką ogromną igłę — bąknął pod nosem i już miał się wycofać, kiedy miękkie dłonie wsunęły się pod spód jego beżowego sweterka. — Ughh, tak bardzo cię n-nie z-znoszę... — wysapał między pocałunkami i pozwolił przenieść się na łóżko do sypialni starszego, gdzie wtulił się w jego rozgrzane ciało jak swojego prywatnego, pluszowego misia, zapadając w spokojny, głęboki sen.

Bo Jimin potrzebował być kochany.

Nawet jeśli była to fałszywa miłość i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

...

A-a-a kotki dwa~

Czuję się dziwnie, bo dziś mija moja rocznica, od kiedy zaczęłam pisać na wattpadzie, więc potraktujcie ten rozdział jako mały gratis dla uczczenia tej pamięci, bo na myśl o świątecznym comebacku mój umysł dostaje świra. A tak serio, jakoś strasznie się cykam jak przed publikacją pierwszego rozdziału...

Miłego dnia i dobranoc xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top