Tylko spróbuj księżniczko
Bal jak bal, tylko że ten był wyjątkowo nudny. Z ciekawych rzeczy, które się wydarzyły to przemowa Hailie, jak Shane znalazł sernik nowojorski i moja rozmowa z nieznośnym Szatanem. Wiecie, o kogo mi chodzi. Ale zacznijmy od początku.
Nasza rodzina weszła na ten bal jak królowie. Wszyscy patrzyli na nas z podziwem. Nie ukrywam, ale podobało mi się to. Z wysoko podniesioną głową i z uśmiechem na twarzy witałam się z wszystkimi gośćmi. Jak na idealną siostrę przystało.
Potem rozdzieliliśmy się. Vince i Will chodzili za Hailie która jako organizatorka balu musiała z wszystkimi zamienić chodziarz słowo. Ja i święta trójca zostaliśmy z tyłu, obserwując jak inni się „bawią". Jedyne co robiliśmy, to jedliśmy. Ciągle i ciągle. Osobiście znałam już na pamięć, gdzie co leży, dlatego zdziwieniem okazało się, kiedy Shane wrócił z pełnym sernikiem. Mój ulubiony.
W pewnym momencie chłopaki oddalili się, żeby popodrywać laski. Ja zostałam przy stoliku, dojadając to, co zostawili bracia, na przemian pijąc lemoniadę. Kontynuując tę czynność z niechęcią odnalazłam wzrokiem Adriena Santana. Brata Mateo. Na samą myśl o tym, jak bardzo są różni, uśmiechnęłam się i ku mojemu nieszczęściu wtedy Adrien popatrzył też na mnie. Ze swoim głupim szarmanckim uśmiechem przeprosił rozmówce i szedł w moją stronę. Prawie zakrztusiłam się sernikiem, dlatego wyglądałam jeszcze głupiej.
-Alice Monet- przemówił spokojnym głosem i z uśmiechem na twarzy.- Tak bardzo mnie lubisz, że aż zaczęłaś się do mnie uśmiechać. Co jak co ale po tobie bym się tego nie spodziewał Monet.
-To, że się do ciebie uśmiecham, wcale nie musi oznaczać, że cię lubię. Mogę na przykład wyobrażać sobie, że stoisz w płomieniach.- uśmiechnęłam się przesadnie i wróciłam do jedzenia.
-Ty się chyba nigdy nie zmienisz. Na zawsze zostaniesz siostrą Monetów. Tą bardziej sarkastyczną i wredną.- powiedział cicho.
Gdyby był tu Vince, pewnie kazałby mi uspokoić się i nic nie mówić. Jednak go tu nie było, dlatego dumnie podniosłam głowę i powiedziałam:
- Szczerze mam ochotę, przybić ci piątkę, w twarz, krzesłem.
-Tylko spróbuj księżniczko- szepnął i oddalił się z uśmiechem, jakby wygrał.
No i może faktycznie wygrał, bo zatkało mnie na dobre 5 minut, dopóki złość znowu nie wróciła. Cokolwiek to było Adrien mógł tylko dziękować niebiosom, że wtedy nie przyszedł Dylan czy Tony.
Wkrótce przyszedł czas na przemowę Hailie. Jedyne, na co czekałam. Oczywiście siostra zrobiła to z pewnym profesjonalizmem i zyskała dużo braw, z czego najwięcej ode mnie.
Z błogością przyjęłam fakt, że krótko po przemowie mieliśmy wyjść, dlatego czekałam przy wyjściu, kiedy Hailie dziękowała kilku osobom. Z chęcią przyjęłam jej prezenty, których dostała całkiem dużo i ruszyliśmy do domu.
W domu szybko wyskoczyłam z sukienki, która była prześliczna, ale też strasznie niewygodna. Jak zawsze spotkaliśmy się w salonie, gdzie Hailie otwierała swoje prezenty. Ja od razu podkradłam czekoladki, które wcinałam, kiedy siostra reagowała na podarunki. W jednej z paczek znajdowały się prześliczne perfumy. Hailie już miała wciskiwać pompkę, kiedy Will ruszył z miejsca i wytrącił go jej z rąk. Buddy zerwał się z moich kolan, na których leżał i uciekł na górę. Prychnęłam ze śmiechu na odwagę psa, jednak mój uśmiech znikł, kiedy zobaczyłam dywan. Miał dziurę. Te perfumy wypaliły w dywanie dziurę.
---------------------------------------------------------------------
Siemaneczko,
przepraszam za moje rozdziały w kratkę. Co tam u was?
(527)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top