Był przy mnie

   Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w jasnym pomieszczeniu. Za jasnym. 

-Ala?- otworzyłam szeroko oczy z niedowierzania. Podniosłam się lekko tak, żeby usiąść,  w czym pomógł mi chłopak. 

-Mateo?- szepnęłam, wpatrywając się w jego zielone tęczówki. Wyglądał tak żywo. Ale to nie mogła być prawda. Nie. Przecież on nie żyje prawie od roku.

- Tęskniłem- jego głos. Ten, za którym płakałam każdej nocy.

-Czy ja nie żyje?

   Błagam, powiedz, że to nie jest sen. Powiedz, że umarłam i będę mogła być przy tobie już na zawsze. 

- Żyjesz- zbliżył się tak, że nasze nosy prawie się stykały- i ja również. 

  Jego wargi spoczęły na moich. Po roku łez, smutku i niesprawiedliwości on znowu był obok mnie. Całował mnie. Jakby nic się nie stało. 

- Przepraszam- szepnął- przepraszam, że musiałaś się tyle nacierpieć. 

-Czemu udałeś śmierć?- sapnęłam cicho.

-To nie ważne- chłopak uciekł wzrokiem. Złapałam go za ręce, na co on odwrócił głowę do mnie. 

-Oni mi grozili- spuścił wzrok tak, żeby na mnie nie patrzeć a ja ścisnęłam mocniej jego ręce- Grożenie to normalka w naszym życiu, ale ojciec powiedział, że to ktoś poważny. Dostawałem wiadomości, telefony. Raz nawet dostałem paczkę, w której znajdowała się prawdziwa ręka a w liściku była, że to twoja. Przeraziłem się wtedy  i to strasznie, ale ojciec zapewniał, że to nie prawda. W końcu dostawałem groźby tylko związane z tobą. Z przerażającą dokładnością pisali mi, kiedy zaczynasz lekcje, z kim jedziesz do szkoły, w co jesteś ubrana. Adrien i tata długo kłócili się co z tym zrobić. Wymyślili plan. Miałem udać swoją śmierć, żeby oni złapali, kto za tym stoi. Nie wiem, jak to miało działać, nie zagłębiałem się w to. Myślałem tylko o tym, jak ci to powiedzieć. Jednak tata zakazał mówić. Nie wiem czemu. Organizacja dowiedziała się o tym wszystkim dopiero wczoraj. Miałem udawać śmierć rok. 

  Te wszystkie informacje mnie przygniotły. To wszystko wydawało mi się tak strasznie nierealne.  

- Rok- szepnęłam- do roku zostało jeszcze kilka miesięcy. 

-Nie mogłem siedzieć bezczynnie, kiedy cię porwano. Załoga twoich braci rozpoczęła śledztwo i doszli do tego samego punktu co załoga Adriena.  

-Ale Ryder chciał Hailie nie mnie.

-Ryder jest ćpunem. Miał dojść do ciebie. Taki był przynajmniej plan ludzi, na których pracował. Zostali aresztowani. 

  Przyswajałam te wszystkie informacje powoli. Moje życie właśnie zostało, obrócone o 180 stopni. 

-Gdzie jest Hailie?- spytałam po kilku minutach- Co się wogule ze mną stało? Pamiętam tylko do jednego punktu.

-Z Hailie wszystko dobrze. Wróciła do domu kilka dni temu.

-Kilka dni temu?

-Zemdlałaś. Spotkałyście pracowników mojego brata. Kiedy zasłabłaś odnieśli cię do baru Adriena, w którym akurat na niego czekałem. 

-Ile dni już tu leże?

-5.

-Pięć dni- krzyknęłam i poderwałam się z łóżka. Momentalnie zakręciło mi się w głowie. Nie wiedziała tylko, czy przez ten natłok informacji, czy przez moje zdrowie.

  Mateo pomógł mi położyć się na łóżku. Poczułam się senna, więc zamknęłam oczy. Nie miałam siły.

-Gdzie są moi bracia?- spytałam na końcu, będąc na pograniczy snu i rzeczywistości.

-Są w korytarzu. Dali nam pogadać.

-Opowiedz mi coś. Proszę.

  I opowiedział. Nie wiem o czym, ale mówił. Nareszcie poczułam się naprawdę szczęśliwa. 

Mateo był przy mnie.

Siedział obok mnie.

Mówił do mnie.

A ja dalej w to nie wierzę.

---------------------------------------------------------

No no no. Dzieje się kochani.

(518)



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top