Rozdział I - Nadbóg Is Coming

Kornelia, po piętnastu latach obserwowania jak ludzie zachowują się w stosunku do Ziemi, doszła do wniosku, że doprowadzają oni sami do autodestrukcji naszej planety. Oczywiście nie miała ona dostatecznie dużo mózgu, dlatego nie potrafiła dostrzec faktu, że ludzkość nie jest w stu procentach odpowiedzialna za zmiany klimatyczne, które dzieją się na naszej planecie. Jej dusza ekoterrorystki kazała jej działać w najbardziej ułomny sposób. Otóż, pewnego dnia obserwacji, dziewczyna pomyślała sobie:

"Po co ludziom Ziemia, skoro nawet nie potrafią o nią dbać i sami doprowadzają do końca świata? To trzeba zmienić." – myślała, siedząc na łóżku i wpatrując się w wielki jak budynek Pentagonu ołtarzyk poświęcony jej idolowi – „Tylko jak? W końcu nie da się ot tak cofnąć wszystkich zmian, które zrobiła ta okrutna rasa, do której niestety należę." – myślała dalej, wstając ze swojego wielkiego jak zanieczyszczenia w Bałtyku łóżka – „Hmmm...Wiem! Zapoczątkuję na Ziemi nową erę." – pomyślała uradowana.

Pragnęła zapoczątkować Erę Zardonica. Po prostu chciała zgadać się z Nadbogiem, ówcześnie oczywiście dowiadując się, gdzie on obecnie mieszkał, a następnie razem z nim uratować świat przed „złymi i okrutnymi ludźmi", jak to miała w zwyczaju określać rasę, do której należała. Niestety, ten plan przeszkodziły jej dwa fakty i pozorną radość szlag trafił. Po pierwsze, Era Zardonica trwała od dawna, a mianowicie od dwudziestego drugiego października tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego roku, a zaczęła się sekundę po narodzinach Zbawcy. Nie mogła się skończyć, ponieważ Federico jako Nadbóg posiadał również nieśmiertelność. Po drugie, nie chciała ryzykować, gdyż jej rodzice zawsze powtarzali, że takiego zjebsona jak ona, Czysta Zajebistość Zardonica rozpierdoli w dwie sekundy, jak nie szybciej.

„Cholera, więc zaprzęgnięcie Nadboga do mego celu nie wchodzi w grę." – pomyślała rozczarowana – „Muszę wymyślić jakiś inny sposób, tylko jaki?" – w tym momencie podeszła do szyby znajdującej się w jej pokoju w poszukiwaniu inspiracji – „Hmmm...A, wiem!" – pomyślała, widząc pod Społem za oknem meneli napierdalających się o ostatnią butelkę taniego jabola – „Zapoczątkuję erę robotów, które dbałyby o naszą planetę, ówcześnie zabijając ludzi przy pomocy epoki lodowcowej!" – zawołała radośnie w myślach, widząc że menel w czerwonej czapce wygrał – „Jestem genialna!" – dodała to kłamstwo w myślach, odwracając się od wielkiego jak jej głupota okna.

Dalsze rozmyślania przerwały jej otwierające się drzwi, bowiem najwidoczniej ktoś uznał, że nie może siedzieć cały dzień w pokoju. Do pokoju wszedł jej brat, Dejwid, z dwoma ogromnymi pudłami w rękach. Na nich zostało napisane czarnym jak ubiór Zardonica markerem „NIEZNISZCZALNE SZKŁO. NIE RZUCAĆ, KURWA, ALBO PO MACIEREWICZA ZADZWONIĘ.". Pochodziło ono z hitlerowskiego bunkra, który Kornelia znalazła w lesie niedaleko jej chałupy. Nie wiedziała, co ono tam robiło, ale jako iż nasza partoła kwalifikowała się do miana leniwych szmat, do zabrania owego szkła zaprzęgła swego ułomnego brata.

– Cześć. – powiedział po chwili niedorozwój społeczny numer jeden –Przyniosłem ci pudła z niezniszczalnym szkłem oraz z metalem, o który mnie wczoraj prosiłaś. – wyjaśnił, stawiając przedmioty koło ołtarzyka poświęconemu Nadbogowi – A tak w ogóle, do czego jest tobie potrzebne to niezniszczalne szkło? – spytał, nieco cofając się w kierunku drzwi.

– Dowiesz się w swoim czasie. – odpowiedziała Kornelia najbardziej przereklamowanym zdaniem na świecie, jakie można wymyślić.

– Nie mogłabyś mi wyjaśnić teraz, lampucero? – spytał z zażenowaniem Dejwid – Co ci szkodzi, w końcu i tak wiem, że jesteś niedojebana, więc pewnie chcesz zniszczyć świat. – dodał, kiedy jego siostra spojrzała w jego kierunku z nienawiścią w oczach.

– Nie chcę zniszczyć świata – zaczęła Kornelia, podchodząc nieco bliżej swego brata – tylko go uratować. – dodała, nieco zginając ręce w bok – Zamierzam stworzyć epokę lodowcową, zabić nią ludzi i potem zapoczątkować erę robotów, które dbałyby o naszą planetę. – wyjaśniła radosnym głosem, gdy jej brat jebnął facepalma.

– Jesteś niedojebana, tyle ci powiem. – zaczął, opuszczając rękę – Takim sposobem zabijesz nie tylko ludzi, ale też przyrodę, którą tak bardzo chcesz chronić. – słusznie zauważył Dejwid, kiedy jego ekoterrorystyczna siostra przewróciła z zażenowaniem oczami i tak samo westchnęła.

– Ty nic nie rozumiesz. – zaczęła zażenowanym głosem – Nie zniszczę przyrody, ona sama sobie poradzi znacznie lepiej, niż gdyby ludzie mieli nadal żyć. – tłumaczyła, gdy jej braciak walnął kolejnego facepalma – Poza tym–––

Nie dokończyła, gdyż nagle usłyszeli dochodzący z salonu głos ich bezimiennego ojca:

– DEJWID, KURWA MAĆ!!! – krzyknął, kiedy Dejwid odwrócił się w kierunku drzwi – NIE POZAMIATAŁEŚ OŁTARZYKA POŚWIĘCONEGO NASZEMU NADBOGOWI!!! – krzyknął słyszalnie wściekłym głosem bezimienny ojciec.

„O chuj, jak mogłem o tym zapomnieć?!?!" – pomyślał zszokowany Dejwid.

– Już idę! – odkrzyknął, po czym odwrócił się w kierunku Kornelii – To ja idę, kretynko. – dodał, po czym wyszedł z pokoju jego siostry.

Kornelia nie przejęła się tym, jak jej brat ją nazwał, gdyż przyzwyczaiła się do tego, jak jej brat ją nazywał przez te wszystkie lata. W sumie miał rację, jednak mały móżdżek naszej głównej partoły tego nie pojmował. W każdym razie, dziewczyna spojrzała na pudła. Ze szkła od dawna chciała stworzyć swój nowy dom, do którego pragnęła się przeprowadzić. Miała przecież obecnie osiemnaście lat oraz uznała, że po co miała się uczyć, skoro ratowanie świata wydawało się ciekawszą perspektywą na przyszłość. Za budowę domu postanowiła zabrać się jutro, gdyż dzisiaj już zbliżała się noc, a poza tym wszyscy już wrócili do domu i zgodnie z prawami logiki mogli zadawać jej masę pytań o to, gdzie wychodzi. W końcu Kornelia musiała również wynaleźć sobie jakąś wymówkę, szczególnie że, dodając jeszcze więcej sztampowości do jej życia, planowała osiedlić się na Antarktydzie. W końcu tam to życie jak w Madrycie, niby zimno w kurwę, ale podatków płacić nie trzeba! Problem jednak stanowiło doprowadzenie do tamtego miejsca wody, prądu, Internetu i ogrzewania. No, ale dla naszej Mary Sue nie stanowiło to problemu, gdyż postanowiła jutro podprowadzić domowy ruter, a urządzenia generujące prąd, wodę i ogrzewanie planowała sama zbudować, jak na rasową, wyidealizowaną bohaterkę przystało. Teraz jednak, jako iż nastała już godzina, o której dobranocka się skończyła, udała się spać.


Następnego dnia, Kornelia wyszła z domu jeszcze wtedy, kiedy wszyscy spali, dzięki czemu uniknęła zbędnych pytań, skubana. Na Antarktydę udała się tym helikopterem, który z dupy pojawił się pod jej domem i który osiągał prędkość szybszą niż prędkość światła, bowiem życie musi naszej Mary Sue wszystko ułatwiać. Dotarła tam w kilka sekund, a po wylądowaniu na lodowym kontynencie i założeniu ciepłych ubrań, które w jej pojeździe, tak jak on sam, wzięły się znikąd, wyszła na zewnątrz.


Po znalezieniu się na zewnątrz, rozejrzała się, no ale za wiele nie miała do oglądania. Wokół niej panowała zamieć, a wszędzie dało się dostrzec jeszcze niestopione lodowce oraz Ocean Południowy. Ona sama znajdowała się niedaleko środka kontynentu, co wiedziała, bowiem Kornelia to Mary Sue do sześciennego sześcianu. Chwilę potem, postawiła pudło z napisem „NIEZNISZCZALNE SZKŁO. NIE RZUCAĆ, KURWA, ALBO PO MACIEREWICZA ZADZWONIĘ." i zaczęła budować dom. Zajęło jej to dwa dni, ponieważ marysueizm zawsze jej pomagał. Tyle samo czasu budowała generator prądu, wody i ogrzewania, bowiem ciągle myślała, że da radę stać się tak czystozajebista jak Zardonic, idiotka. Kiedy skończyła nadchodził wieczór, ponieważ czasoprzestrzeń tak zarządziła. Postanowiła przespać się w swoim nowym domu, bowiem idiotyzmem zdawało się spanie na śniegu, a dopiero następnego dnia zająć się planowaniem, jak mogła zapoczątkować erę robotów na Ziemi.


W tym samym momencie, gdzieś tam nie wiadomo gdzie, ale w Europie, nadal żył sobie Zardonic i swoją Czystą Zajebistością topił wszystko wokół. Obecnie, co ostatnio mu się często zdarzało, usnął przed telewizorem. Jednak no dobra, miał uzasadnienie, bowiem jakiś chuj włamał mu się do telewizora i ustawił na wszystkich kanałach TVP i działo się tak w każdym telewizorze, który Federico kupował. A, że na TVP to teraz tylko ścieki, wybory, ścieki, wybory, Brejza, wybory, PO to gówno, wybory, ścieki, OMG, NA WILNIE NOWY KANAŁ URUCHOMILI, JEEEEEEEEE, wybory, Brejza, nowa ramówka z chujowymi serialami, NOWY KANAŁ NA WILNIE, NADBOŻE KOCHANY, CZY TY TEN CUD WIDZISZ, Trzaskowski ten menda kazał ścieki do Wisły zrzucać, normalnie bombę do tego ratusza wrzucić, Jaki na stówę by tak nie zrobił i czy wspominałam o wyborach? No właśnie, więc TVP teraz emanuje nudą bardziej niż kiedykolwiek, więc nasz pan i władca często zasypiał z nudów, oglądając telewizję. Nie uważał jednak, że tego chuja całkowitego, który mu się włamał do telewizora i tę zbrodnię popełnił należało ustrzelić piorunem. No cóż, niech ten gnój zna łaskę Nadboga.


W każdym razie, przechodząc do teraźniejszości, Zardonic sobie spał, w czasie kiedy na TVP znowu mówili o tym, jakie to PO jest okropne i, że najlepiej to bombę im do siedziby partii wrzucić. Tak swoją drogą, to czy wspominałam, że nasz pan i władca seksownie wyglądał, kiedy spał? Nie? To wspomnę, bowiem wyglądał wręcz Nadseksownie, normalnie nic tylko podziwiać. No, ale po jakimś czasie, zrobiło mu się zimno, dlatego obudził się z chęcią przykrycia się oraz wyłączenia tego propagandowego pierdolenia, które leciało w telewizji. Po otworzeniu swych cudownych oczu i odwróceniu się, wziął koc, który od Czystej Zajebistości jego właściciela aż spadł z zachwytu na podłogę, a następnie przykrył się i chwycił czarny jak pustka pod kopułą Kornelii pilot, po czym wyłączył telewizor. Po zrobieniu tego, znowu chciał tak seksownie zasnąć, jednak kątem swego idealnego oka zauważył pierdolnik za oknem. W sensie śnieg zaczął padać, a przecież czerwiec mieliśmy.


Widząc to, od razu pobudził się i odwrócił. Faktycznie, za oknem zauważył śnieg i, widząc to, seksownie wstał, po czym w seksowny sposób podszedł do okna. Kiedy wyjrzał za nie, dostrzegł że ludzie obecnie przebywający na ulicy również zdawali się zszokowani tą nagłą zmianą pogody oraz jak najszybciej chowali się w budynkach, wszakże do tej pory chodzili w krótkich rękawkach. Widząc tę dziwną zmianę, Federico powiedział do siebie:

– Co jest, kurwa?

Po czym chciał użyć swych nadprzyrodzonych zdolności, a dokładniej atmokinezy, w celu przywrócenia normalnej pogody i temperatury na świecie. Niestety, ku zaskoczeniu całego Wszechświata i innych przy okazji też, nie udało mu się to. Bowiem, gdy jego przeidealne oczy zabłysły na niebiesko, czyli na kolor, w jakim ujawniała się u niego atmokineza, nagle poczuł nagłe (#sens) odepchnięcie i jak nie pierdolnął w ścianę, to prawie dom się zawalił. Na szczęście Nadbogowi nic się nie stało, bowiem jego perfekcja go chroniła.

– Ale że jakim cudem? – powiedział do siebie swym seksownym głosem, wstając z podłogi – Przecież jestem Nadbogiem! – zawołał zgodnie z prawdą, otrzepując się z części tynku, który odpadł po uderzeniu ze ściany – Chwila moment... – przy tych słowach uniósł wzrok w kierunku sufitu.

Dopiero teraz mu się przypomniało, że dzisiaj kalendarze wskazywały na szósty dzień czerwca dwa tysiące osiemnastego roku, a w tymże właśnie miał stoczyć zajebiście epicką walkę z lampucerą Kornelią, chcącą zniszczyć świat, myśląc że go ratuje.

– Echhh... – westchnął nieco zniechęcony, gdyż nie chciał tracić swego czasu na taką partołę jak Kornelia – No cóż, jestem odpowiedzialny za Ziemię. – stwierdził fakt, ponownie wyglądając za okno – Muszę ratować tych ludzi. – dodał, po czym założył swoją idealną maskę i seksownie przeteleportował się w miejsce, w którym pizda całkowita obecnie przebywała.

Kilka sekund później, kiedy niebieska poświata pojawiająca się podczas teleportacji zniknęła, Zardonic ujrzał przed sobą skutą lodem Antarktydę...

Tymczasem, rodzina Kornelii wróciła do domu. Jej rodzice oraz brat zastanawiali się, jakim cudem pogoda mogła tak gwałtownie się zmienić. W końcu pal licho zmiany klimatyczne, ale śnieg w czerwcu i to na dodatek W EUROPIE to niecodzienne zjawisko. Nie wiedzieli, co działo się z pogodą, ale obecnie trzęśli się z zimna, gdyż śnieżyca zastała ich w środku miasta, a ich pierdolec nie pozwolił im na wejście do H&M i na kupienie czegoś ciepłego. A nie, sorki, przecież w sklepach z odzieżą obecnie wisiała kolekcja letnia, zwracam nieistniejący honor. No, ale po wejściu do ich chałupy, znaleźli list od swej upośledzonej córki, w której informowała o tym, że spierdala na Antarktydę. Wiem, że o tym liście nie wspomniałam, ale od życia tej pierdoły bardziej interesowało mnie zachwalanie seksownego wszystkiego co posiada Nadbóg. Wracając do rzeczywistości, po przeczytaniu tegoż listu, bowiem ten karakan najwidoczniej wolał tracić czas niż napisać SMS-a, rodzice Kornelii powiedzieli, a w sumie to zrobił to jej ojciec:

– Jak ona mogła się od nas wyprowadzić nie uzgadniając tego z nami! – przy tym machał rękami jak postacie z anime, kiedy coś wykrzykują wkurwione na kogoś – Chociaż w sumie... – tutaj na chwilę zamyślił się, patrząc w sufit – Skoro spartoliła na Antarktydę, to może zamarznie! – zawołał uradowany – Ale super! – dodał przeszczęśliwym głosem.

– Fakt, to jest plus. – przyznał Dejwid – A poza tym, zostawmy ją! – stwierdził z pogardą w głosie, przy czym machnął prawą ręką – Ma przecież łosiemnaście lat! – zakończył, patrząc w kierunku swych gwałcicieli...eee...to znaczy rodziców.

– W sumie masz rację, po chuj nam ona, skoro pińcet plus i tak już nie dostaniemy. – stwierdziła bezimienna matka Dejwida i Kornelii.

– Tak w ogóle – zaczął bezimienny ojciec naszych dwóch popaprańców – co to za pogoda? – spytał, wskazując w kierunku okna w salonie – Zima w CZERWCU? – dodał, wskazując jeszcze bardziej, jakkolwiek to jest możliwe, w kierunku okna.

– To nie wina pogody. – stwierdził stanowczo Dejwid, gdy rodzice spojrzeli w jego kierunku – To zapewne Kornelia chce zniszczyć ludzkość za pomocą epoki lodowcowej! – zawołał, kiedy rodzice spojrzeli na niego jak na niedojeba społecznego, w sumie słusznie.

Rodzice spojrzeli na niego jeszcze bardziej jak na debila, do którego miana się kwalifikował. Tak, wiedzieli że ich córkę można, a właściwie nawet trzeba oceniać jako największego ułoma naszych i nie tylko naszych dziejów, ale bez przesady. Skąd ich równie mało inteligentny syn, dotychczas nic nie podejrzewający, wysnuł ten wniosek prosto z dupy?

– Co ty wygadujesz? – spytała ze zdziwieniem jego bezimienna matka – Co Kornelia może mieć do nowej epoki lodowcowej?! – kontynuowała, kiedy Dejwid wyjmował coś z szuflady.

– A no wiele. – zaczął, wyjmując zwinięty, stereotypowo niebieski, rulon papieru – Ona od dawna coś planowała. – kontynuował swój nudny jak Trzaskowski wywód – Patrzcie! Wczoraj znalazłem kopię jej planu co do maszyny zamrażającej Ziemię! – przy tych słowach pokazał zdziwionym rodzicom plan, który tak jak wszystko w tym opku, oprócz Nadboga, wziął się z dupy – Trzeba coś z tym zrobić nim będzie za późno! – zawołał swym pedalskim głosem.

– Nie pierdol, bo rodzinę powiększysz. – zripostował najbardziej ułomną ripostą na świecie jego bezimienny ojciec – To może być fejk. – skomentował, w końcu używając mózgu.

– Lol, idioto. – zaczęła jego kochana i miła żona – Przecież Andzia Gandzia...Eee...To znaczy Kornelia jest ekoterrorystką do sześciennego sześcianu. – stwierdziła zgodnie z prawdą, odwracając się w kierunku swego bezimiennego męża – Dejwid może mieć rację, szczególnie że widzisz, że trzyma ci przed ryjem ten plan. – zakończyła.

– Iks de, masz rację. – odparł bezimienny ojciec Dejwida i Kornelii, napierdalając emotkami na prawo i lewo – Normalnie powiedziałbym, że trzeba coś zrobić, ale może po prostu zadzwonimy pod sto dwanaście i zgłosimy przestępstwo. – dodał ułomną myśl, bo po co coś zgłaszać, jak Nadbóg i tak tym się zajmie.

– Po kiego grzyba chcesz to zgłaszać, geniuszu narodu – zaczęła jego kochana żona – skoro pan i władca czasoprzestrzeni, a po ludzku Nadbóg jest za to odpowiedzialny? – spytała, patrząc na niego jak na debila, do miana którego się kwalifikował.

– Lol, ale ze mnie debil. – przyznał słusznie bezimienny ojciec Dejwida i Kornelii, po czym uderzył się w czoło, unosząc wzrok – Ale może wyślijmy tam Dejwida, aby pomógł Zardonicowi – na pierwszą, najseksowniejszą literę w pseudonimie Nadboga nałożył taki nacisk, że aż prawie dom wyjebało – to może dzięki temu będziemy chociaż minimalnie zajebiści. – zaproponował najlepszą propozycję, jaką wymyślił w swym marnym życiu.

– K – odpowiedziała krótko bezimienna matka.

– Znajdę jej nowy dom i unieszkodliwię ją razem z naszym panem i władcą. – zaczął Dejwid, podchodząc bliżej swych rodziców – Znalezienie domu nie będzie trudne. – przyznał zgodnie z prawdą – Zapewne przeniosła się na odludzie. – zakończył, zginając lewą rękę.

– Te, serente – zaczęła jego matka – a ty jesteś świadom, że świat zawiera mnóstwo pipidówków? – spytała, bowiem nie krzyknęła.

– Ona jest tak ułomna, że na stówę jest na Antarktydzie. – przyznał jasnowidząco Dejwid.

– A, faktycznie. – zauważył bezimienny ojciec – Udaj się tam helikopterem, który pojawi się z dupy i będzie spoko. – poradził, kiedy śnieżyca za oknem zaczęła napierdalać ze zdwojoną siłą.

– Spox – odpowiedział gimbusiarsko Dejwid.

Po tej fascynującej jak konwencja Prawa i Niedojeb...eee...to znaczy Sprawiedliwości rozmowie, Dejwid wyszedł z domu, wsiadł w helikopter, który pojawił się z dupy i ruszył ratować świat.


Tymczasem, Zardonic po przeteleportowaniu się na Antarktydę, ujrzał swym przeidealnym wzrokiem, że znalazł się niedaleko jakiegoś wysokiego jak inflacja w Wenezueli, szklanego pałacu. Miał on kolor czarny jak seksowny ubiór Zardonica oraz, szczerze, nawet dla Nadboga prezentował się imponująco. Widząc to, tak seksownie podszedł bliżej budynku, normalnie ruszał się tak seksownie, że aż nie mogę się skupić na opisywaniu akcji...tak, kurde, ruszaj się JESZCZE BARDZIEJ NADSEKSOWNIE, to wtedy na stówę nie skończę tego rozdziału. No, dobra, chyba w miarę się ogarnął. Wracając do akcji, po podejściu bliżej, dostrzegł swoim idealnym wzrokiem, że no chuj, szmata tak się zabunkrowała, że nawet NadNadNadNadludzka siła Zardonica nie miała szans.

– A to szmaciura. – słusznie stwierdził na głos – Widać umie się zabezpieczyć. – dodał, po czym uznał, że taki chuj i zamieni się w gaz.

Po przemianie w ultra seksowny gaz, przeleciał przez chyba pancerne drzwi, kij jeden z tym, że zostały stworzone ze szkła i, po znalezieniu się w budynku, przemienił się w swoją jeszcze bardziej ultra seksowną, prawdziwą formę. Okazało się, że znajdował się w jakimś ciemnym korytarzu. Na ścianie po jego lewej stronie wisiały portrety różnych osób, a dokładniej jakichś ekoterrorystów, których Nadbóg znał, wszakże każdego z nich wykończył. Na samej podłodze widniał czerwony dywan.


Widząc to, od razu ultra seksownie się poruszając, ruszył w kierunku końca korytarza. Wiedział, co go spotka i ja też to wiem, ale jestem miłą osobą i nie zaspoileruję. Chwalcie mnie. Mimo wszystko, ponosił odpowiedzialność za ten świat i w sumie za całą czasoprzestrzeń, więc musiał wykonywać każdą czynność, dzięki której nie nastąpił jeszcze koniec świata. A wy myśleliście, że dlaczego w dwa tysiące dwunastym roku świat ostatecznie się nie skończył? Przechodząc jednak do teraźniejszości, Federico bardzo szybko dotarł do końca korytarza, albowiem emanował Czystą Zajebistością. Po otwarciu drzwi, zauważył wielką komnatę, wyglądającą jak skrzyżowanie kościoła z księżycową bazą nazistów z filmu „Iron Sky". Przed wieloma monitorami, stała lampucera Kornelia i obserwowała obecną sytuację na Ziemi. Słysząc jednak, że jej drzwi, wyjątkowo, seksownie otworzyły się, zdziwiona, odwróciła się.


Widząc Nadboga zamarła, szkoda że nie zmarła. Nie spodziewała się go tutaj, podejrzewała że powstrzyma ją jej upośledzony braciak, Dejwid, jak to się stało w alternatywnej rzeczywistości. No, ale najwidoczniej miała pecha, a właściwie szczęście, bowiem niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie marzy o śmierci z rąk Nadboga. Chwilę potem, kiedy doszła do siebie po tym przecudownym widoku, powiedziała uradowana do sześciennego sześcianu:

– OMN*, NADBOŻE!!! ZAWSZE CHCIAŁAM CIĘ POZNAĆ!!! – zawołała uradowana, skacząc wokół własnej osi jak niedokurw społeczny, do miana którego z całą pewnością pretendowała.

Przy tej nieukrywanej radości, Federico westchnął z zażenowaniem i powiedział równie zażenowanym głosem:

– Echhh...Ogarnij się, dziewczyno i łaskawie zdychaj od mojej Czystej Zajebistości. – mówiąc to, spojrzał w kierunku skaczącej jak pojebana Kornelii – Minęło więcej niż dwie sekundy. – słusznie zauważył, kiedy dziewczyna przestała skakać jak upośledzona.

– Lol, jestem mądrzejsza niż ci się wydaje. – powiedziała najśmieszniejszy żart, jaki dzisiaj przeczytacie – Stworzyłam sobie kombinezon chroniący mnie przed twoją Nadperfekcją. – dodała, skubana jedna, na stos.

– O ty jedna. – stwierdził swym seksownym głosem, chwytając rękojeść jego miecza, to nic, że nie wspominałam o nim wcześniej – Próbujesz zaburzyć naturalny porządek rzeczy razy dziesięć. – stwierdził fakt, seksownie wyciągając miecz zza pleców – A takie osoby, trzeba porządnie osądzić. – po tych słowach, naelektryzował miecz swoją elektrokinezą.

Po tych słowach, Kornelia przywołała swoją pirokinezę, która ujawniła się dopiero teraz. Myślała, że wprowadzi Zardonica w zaskoczenie, ale suprajs, Nadbóg wiedział o jej pirokinezie, ku zaskoczeniu nikogo. Chwilę później, rozpoczęła się walka o uratowanie świata...


---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Od poprzedniej wersji autorki

Ehhh, wiem, że ten rozdział jest znacznie dłuższy. Wcześniej chciałam dać część w pierwszym rozdziale a drugą część w drugim, jednak uwierzcie, że wtedy rozdziały byłyby takie krótkie, że nawet rozdziałami ich nazwać by się nie dało. Dlatego wyszedł taki a nie inny. Wiem, że może być on trochę niezbyt ciekawy, ale następne postaram się napisać lepiej. Chociaż długość dodaje jeszcze ten Mój tekst. :-)


Od obecnej wersji autorki

Nudny? Nudny to ten rozdział był kiedyś, lampucero z góry. Ten tutaj to KUNSZT i Czysta Zajebistość po prostu. Rozdziały z mego FanFiction „Nie jestem waszym wrogiem" (#chamska_reklama_bo_mogę) nie umywają się zajebistością z tym. Ten rozdział jest ZAJEBISTY, a kolejne będą jeszcze lepsze.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
_____________________________________

*OMN – O Mój Nadboże, po angielsku byłoby to OMO, czyli Oh My Overgod.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top