0
Siedziałem na wózku inwalidzkim wpatrzony w okno. Za szybą nie widziałem niczego interesującego, ale mimo wszystko i tak obserwowałem to, co się tam działo. A na zewnątrz dało się dostrzec właściwie tylko i wyłącznie pustkowie porośnięte Tyberium oraz gdzieniegdzie bloki, niektóre zniszczone, a niektóre normalnie używane przez ludzi. Ja tam na szczęście mieszkałem w domu jednorodzinnym, którym przez pięćdziesiąt tysięcy lat mej nieobecności zajmowała się moja żona. Ważne, że miałem gdzie wrócić po tym czasie. Nie zmieniało to jednak faktu, że i tak winę za to ponosił Zardonic. Nienawidziłem go za to i pragnąłem aby zginął, mimo iż wiedziałem, że to nie nastąpiłoby. W końcu to Nadbóg, czyż nie? Właśnie, Nadbóg. Powinien być NadIdealnie dobry, a tymczasem potraktował mnie po prostu skurwysyńsko, wtrącając mnie w tamto miejsce na tyle czasu. Jasne, ostatecznie mi pomógł, ale co z tego? Przez niego straciłem pięćdziesiąt tysięcy lat i nie mogłem z tym absolutnie nic zrobić, szczególnie, że przez ten czas moje nadprzyrodzone zdolności pozostawały zablokowane. A pomyśleć, że przed tym zdążyłem sobie razem z Andromedą ułożyć normalne życie. Oboje mieliśmy siebie, trójkę dzieci i spokojne życie, a ten debil musiał się w nie wtrynić, szczególnie kiedy nie zdążyłem jeszcze unieśmiertelnić me dzieci, przez co obecnie już od wielu wieków nie żyły. Cieszyłem się, że mimo upływu wieków Andromeda nadal pozostała mi wierna i faktycznie mnie nie zdradzała. Miałem już niejednokrotnie możliwość aby przekonać się, że to prawda, więc stąd wiedziałem, że nie kłamała, kiedy po tylu latach pierwszy raz się spotkaliśmy.
Ech...Ciągle nie mogłem sobie darować straty tylu wieków. Wiedziałem, że w niczym nie zawiniłem, w końcu nie zasłużyłem na trafienie tam, gdzie trafiłem. Zacząłem się zmieniać, naprawdę się zmieniać. Przestałem żyć tak jak żyłem kiedyś, Federico powinien to wiedzieć. Zapewne wiedział, ponieważ posiadał, posiada i na sto procent nie straci swej wiedzy absolutnej, ale jak widać Zardonic to po prostu sadysta. Niby podał mi powód, dlaczego mnie tak potraktował, ale owa motywacja nie miała sensu, ponieważ od bardzo dawna nie zachowywałem się tak, jak kiedyś. A on tymczasem na pięćdziesiąt tysięcy lat oddzielił mnie od mojej rodziny, przyjaciół i normalnego życia. Przez niego nie mogłem obserwować, jak moje dzieci dorastały, przebywać z Andromedą oraz wieść normalnego życia. Na dodatek stałem się niepełnosprawny i co prawda jasne, mogłem latać, ale nie cały czas. Przez resztę dnia musiałem jeździć na wózku inwalidzkim. Kurwa, najgorsze nadal pozostawało to, że Federica nie czekała odpowiedzialność za swoje czyny. Mógł skrzywdzić mnie i tym samym moją rodzinę, ale i tak wszyscy go NadKochali. Codziennie denerwowało mnie to tak samo bardzo, bowiem to po prostu najwyższa definicja niesprawiedliwości. Czemu nie miałem prawa do szczęścia? Jasne, miałem żonę i ona przez tyle wieków pozostawała mi stuprocentowo wierna, ale rozumiecie, chodziło mi o to, że przez ten czas pozostawałem uwięziony w ośrodku badawczym pozostawiony na łaskę i niełaskę sztucznej inteligencji. A on co, żył sobie normalnie, miał rodzinę, przyjaciół oraz wszyscy nadal go NadWielbili. Kurwa mać, musiałem znaleźć jakiś sposób aby go zajebać, bowiem nie zasługiwał na życie. Uwziął się na mnie, po prostu się na mnie uwziął z byle powodu.
Cholera, musiałem się uspokoić. Codziennie tak miałem, że jeżeli przebywałem zbyt długo sam, to myślałem ciągle o straconych wiekach, szczególnie, że przez pięćdziesiąt tysięcy lat tak właściwie pozostawałem w hibernacji, więc jeszcze gorzej. Kilka sekund później, zacisnąłem dłonie na kubku z herbatą, który obecnie miałem przy sobie i spuściłem wzrok. Nie wiedziałem jak miałem się uspokoić aby już nigdy nie myśleć o tamtej przeszłości. Zabicie Federica w niczym by mi tak naprawdę nie pomogło, nawet jeżeli dałoby się to zrobić, bowiem to nie wymazałoby tego, co przeżyłem. Leki uspokajające, nawet jeżeli nadal by na mnie działały, pomagały tak naprawdę tylko na krótko. Może musiałem się po prostu komuś wygadać z moich problemów? To wydawało się najłatwiejsze, ale jednak bałem się, bowiem ta historia brzmiała nieprawdopodobnie. No ale z drugiej strony żyłem w Opkolandii, tu absolutnie NadWszystko mogło się wydarzyć.
Jedyną osobą, której mogłem na tym etapie powiedzieć o tym wszystkim to Andromeda albo moi trzej przyjaciele, którzy mimo upływu tylu wieków nadal żyli. Pierwsza osoba, która przychodziła mi do głowy, to moja żona. W końcu przez tyle czasu pozostała mi wierna, absolutnie z nikim mnie nie zdradzała i wiernie czekała aż wrócę. No i na dodatek mieszkałem z nią dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu, więc w każdej chwili mogłem jej to wszystko powiedzieć. Przekonałem się, że jak najbardziej mogłem jej ufać, zasługiwała na pełne zaufanie jak mało kto. Jednak trochę się bałem, wszakże zawsze mogła mi nie uwierzyć. Naprawdę, mimo wszystko ta historia brzmiała nieprawdopodobnie. No ale fakt, żyliśmy w Opkolandii, więc mogłem opowiedzieć najbardziej szaloną historię, a i tak dało się w nią uwierzyć. Poza tym, nigdy Andromedy nie okłamałem, więc nie miała podstaw aby mi nie wierzyć. Postanowiłem, że przemogę się i jej opowiem. Może to pomogłoby mi poradzić sobie ze wspomnieniami tamtych lat.
Me rozmyślania przerwał fakt, że usłyszałem pukanie do drzwi. Słysząc to, uniosłem wzrok i, psychokinezą, obracając wózek powiedziałem:
– Proszę.
Po tym słowie, drzwi otworzyły się. Do pokoju weszła, oczywiście, Andromeda. Wyglądała pięknie jak zawsze.
Jasne, pod względem wzrostu nadal pozostawała niższa niż ja, kiedy unosiłem się przy użyciu mej psychokinezy lub aerokinezy. Miała długie blond włosy, obecnie spięte w kucyka. Jednak, uczesała się tak, że dwa fragmenty włosów opadały jej na twarz. Posiadała również duże, fioletowe oczy oraz na szyi nosiła naszyjnik, który wiele wieków temu jej dałem. Dzisiaj ubrała się tak jak zazwyczaj, czyli miała na sobie czarny crop top z rękawami sięgającymi jej do ramion i czarne legginsy Adidasa, oczywiście z trzema paskami, bowiem wiadomo, Slav Level zawsze i wszędzie musiał się zgadzać. I również, o czym powinienem w sumie powiedzieć na początku, bowiem to najłatwiej rzucało się w oczy, na całym jej ciele widniały świecące na niebieski jak dawne logo Microsoft Edge kolor żyły jako efekt Urentylu, który miała w sobie. Ręce trzymała przed sobą i ściskała w nich szczotkę do włosów.
Przez te żyły dla osoby trzeciej Andromeda mogła wydawać się szpetna, ale dla mnie zawsze prezentowała się pięknie. No ale chwilę potem, psychokinezą zamykając drzwi, uśmiechnęła się do mnie. Widząc to, odwzajemniłem tenże gest i, kiedy zamknęła za sobą drzwi, mimo iż w sumie nie musiała tego robić, bowiem w tymże domu mieszkaliśmy tylko we dwoje, podchodząc do mnie, zaczęła:
– Anatolij...
– Tak? – spytałem, kiedy psychokinezą przyciągnęła do siebie jedno z krzeseł, które miałem w tym pokoju.
– Mogę cię uczesać? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, stawiając krzesło naprzeciwko mnie.
– Jasne. – rzekłem, obracając mój wózek inwalidzki tyłem do niej.
Kilka chwil potem usłyszałem, że usiadła na krześle, a następnie poczułem, że zaczęła mnie czesać. Jasne, nie miałem niepełnosprawnych rąk, więc mogłem się czesać sam. Ba, nie musiałem tego robić, jedna z mych zdolności nadprzyrodzonych to prehensile hair, więc mogłem je przy pomocy owej zdolności układać. Jednak widziałem, że mojej ukochanej sprawiało przyjemność opiekowanie się mną na każdym szczeblu, więc jeżeli chciała na przykład mnie uczesać czy chociażby nakarmić, to nie broniłem jej tego. Oczywiście ona wiedziała, że miałem sprawne ręce i mogłem tego typu rzeczy robić sam, ale najwidoczniej odczuwała potrzebę opieki nad kimś, więc uznała, że skoro stałem się niepełnosprawny, to mną zacznie się opiekować. Może po prostu brakowało jej po śmierci naszych dzieci kogoś, kim mogłaby się opiekować i tyle.
No ale wracając do teraźniejszości, jakiś czas przebywaliśmy w ciszy. Andromeda czesała mnie, a ja po prostu wpatrywałem się w okno i obserwowałem to, co działo się na zewnątrz, przy okazji co jakiś czas popijając herbatę. W pewnym jednak momencie, moja żona rzekła:
– Kochanie...
– Hm? – spytałem czując, że powoli kończyła mnie czesać.
– Nie chcę być nachalna – zaczęła, gdy za oknem ujrzałem, że przeleciał Nyan Cat jak gdyby nigdy nic – ale co się działo z tobą przez te pięćdziesiąt tysięcy lat? – spytała, kiedy spuściłem wzrok, a do mych oczu napłynęły łzy – Zniknąłeś tak nagle na tyle czasu, nie wiedziałam co się z tobą dzieje, a kilka miesięcy temu wróciłeś niepełnosprawny. – zauważyła, gdy usłyszałem, że odłożyła szczotkę, a następnie poczułem, że obróciła mój wózek inwalidzki w swoją stronę – Hej... – zaczęła, najwidoczniej widząc, że z moich oczu płynęły łzy – Anatolij... – mówiła, chwytając mnie za dłonie – nie wiem co przeżyłeś, ale nie mogę patrzeć jak płaczesz. – zakończyła, kiedy uniosłem zapłakany wzrok w jej stronę.
Powinienem jej powiedzieć. Ufałem jej, udowodniła, że zasługiwała na nieograniczone zaufanie. Z jednej strony się bałem, że mi nie uwierzy, ale z drugiej wiedziałem, że żyliśmy w Opkolandii, a tu absolutnie wszystko mogło się wydarzyć. Postanowiłem, że jej powiem, może opowiedzenie komuś tej historii mogło mi pomóc w pogodzeniu się z przeszłością. Dlatego też od razu westchnąłem, po czym odparłem:
– Dobrze, opowiem ci. – powiedziałem, patrząc jej w oczy – Przez te pięćdziesiąt tysięcy lat udowodniłaś, że zasługujesz na nieograniczone zaufanie. – mówiłem, gdy uśmiechnęła się do mnie, a ja przy okazji odwzajemniłem gest chwycenia rąk – Pamiętasz tamten wypadek samochodowy, po którym zniknąłem? – spytałem, na chwilę spuszczając wzrok.
Wiedziałem, że to pytanie retoryczne, wszakże jak mogła zapomnieć o wydarzeniu, przez które została sama na tyle wieków. Jakoś jednak musiałem zacząć rozmowę, a nie wiedziałem jak zrobić to lepiej. W każdym razie, od razu odpowiedziała:
– Jasne, że pamiętam. – rzekła, kiedy uniosłem wzrok w jej stronę – W końcu po tym wydarzeniu zostałam sama na tyle wieków. – dodała, gdy na chwilę odwróciłem wzrok w prawą stronę.
– To dobrze, bowiem od tego wszystko się zaczęło...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top