IV - Pod presją.
Domyślałam się, że to Gwiazdka coś ode mnie chciała. Wszakże nikt inny z Tytanów nie pukał do mych drzwi, tylko bez pytania robili z buta wjeżdżam. Znaczy oczywiście odkładając na bok fakt, że przeciętny członek tej drużyny nie wchodził do mego pokoju. Jak chcieli mi z jakiegoś powodu dać wpierdol, to zawsze robili to kiedy znajdowałam się poza pokojem, w sumie nie wiedziałam czemu. Może dlatego, że w moim pokoju nie mieli za dużo miejsca aby się wykazać swoim okrucieństwem, kto ci tam wiedział. W każdym razie, od razu do drzwi podeszłam i otworzyłam je. Tak jak podejrzewałam, zobaczyłam za nimi Kori.
– Hej. – przywitała się, kiedy otworzyłam drzwi.
– Hej. – odpowiedziałam, nieco krzyżując nogi.
– Może chcesz ze mną wyjść tak po prostu polatać nad miastem? – zaproponowała normalnie jakby niedawno jej koledzy nie sprzedali mi bez powodu srogiego wpierdolu – Latanie dobre na wszystko. – rzekła i to nie tak do końca prawda, bowiem istniały rzeczy, jak na przykład moja obecna sytuacja, na które latanie tak średnio mogło pomóc.
– Nie. – odpowiedziałam, stosując kropkę stanowczości – Niedawno twoi koledzy bez powodu sprzedali mi wpierdol, naprawdę myślisz, że mam ochotę gdziekolwiek wychodzić? – zadałam to najdłuższe pytanie na dzisiaj z lekkim wyrzutem w głosie, że w ogóle ma czelność aby po takiej akcji przychodzić do mnie z taką trywialną propozycją.
Naprawdę, wyjście z bazy jeżeli nie miałam do tego poważniejszego powodu w takiej sytuacji to ostatnie, o czym bym pomyślała. Chciałam po prostu usiąść i odpocząć po minionych wydarzeniach, a nie jeszcze wychodząc stąd bez konkretnego powodu. Szczególnie, że nie wiadomo kiedy kolejny złoczyńca mógłby zaatakować jakiś istotny punkt w mieście, a na ewentualną akcję nie chciałam lecieć zmęczona, bowiem to by nie pomogło.
– Oj no weź, nie bądź taka ponura. – zaczęła nie dając za wygraną, przy okazji opierając, z mojej perspektywy, lewą rękę o biodro – Wyjście na zewnątrz na sto procent dobrze ci zrobi. – rzekła, kiedy słysząc jej naiwność przewróciłam oczami.
Czy ona nie potrafiła zrozumieć, że ktoś mógł nie mieć w danym momencie ochoty na wyjście z nią? Serio, w tej kwestii zachowywała się zaborczo, co nie pomagało. Powinna zrozumieć, że mogłam nie mieć ochoty wyjść bez celu i chciałabym sobie posiedzieć w samotności. Nie należałam do typu ekstrawertyka, bardziej dało się mnie określić mianem ambiwertyka. Oznaczało to, że czasami też potrzebowałam czasu dla siebie, no. Na dodatek niech już tak nie udaje, że przejmowała się moim losem. Miała znacznie lepszą relację z pozostałymi członkami drużyny oraz doskonale wiedziała jak mnie traktowali. Gdyby faktycznie mnie lubiła to pogadałaby ze swoimi znajomymi, aby chociaż zaczęli mnie szanować. Jednak nie zrobiła tego, więc z czystym sumieniem mogłam stwierdzić, że zmieniła swoje nastawienie wobec mnie z jakichś egoistycznych pobudek.
– Mam ci przytoczyć definicję słowa „nie" ze słownika? – zapytałam lekko poirytowana i czy dało się mnie dzisiaj za to winić? Raczej nie po tym, co mnie spotkało – Nie potrafisz zrozumieć, że ktoś może chcieć spędzić czas SAMEMU? – spytałam, to ostatnie słowo wypowiadając głośniej i widząc, że Tamaranka patrzyła w moim kierunku z zszokowaniem – Dostałam bez powodu solidny wpierdol, chciałabym odpocząć, a ty tutaj wyskakujesz do mnie z tak trywialną propozycją? – zapytałam, kiedy z zewnątrz dało się usłyszeć dźwięk przelatującego Nyan Cata oraz to, że przejechała ulicą kwadratowa cysterna – Zostaw mnie dzisiaj w spokoju i przyjdź w jakiś dzień, w którym twoja propozycja będzie miała sens. – zakończyłam, po czym, nim zdążyła jakkolwiek zareagować, zatrzasnęłam jej przed twarzą drzwi.
Naprawdę, z każdym dniem stawała się coraz bardziej żałosna. Nie nauczono jej na Tamaranie, że jeżeli ktoś czegoś nie chce to nie należy go do tego zmuszać? No a na dodatek nie należy zmuszać kogoś aby wbrew swej woli spędził z tobą czas. Jeszcze bardziej zniechęcała mnie do siebie, mimo iż z tego co mogłam się zorientować, to chciała się ze mną „„„zaprzyjaźnić""".
– Andromedo, no! – zawołała słyszalnie nie dając za wygraną zza drzwi – Przecież jesteśmy przyjaciółkami, powinnyśmy spędzać ze sobą czas! – dodała, gdy uderzyłam się w twarz na kształt charakterystycznego facepalma.
Na serio uważała, że traktowałam ją jak przyjaciółkę? Nie posiadałam podstaw, aby ją za takową uważać. Sama kiedyś się nade mną bez powodu znęcała, to samo w sobie odbierało mi możliwość traktowania jej jak przyjaciółki. Plus mimo iż miała możliwości to nie starała się zrobić NIC, aby mi pomóc. Serio myślała, że jedynie zmieniając nastawienie wobec mnie i to po tylu latach coś zwojuje? Sorki, ale nie, nie miałam powodów, aby ot tak o jej zaufać.
– Dobrze ci radzę, daj mi dzisiaj spokój. – powiedziałam, otwierając ponownie drzwi – Po pierwsze i najważniejsze nie mam podstaw, aby traktować cię jak przyjaciółkę. – rzekłam, wskazując w jej kierunku i odgarniając włosy opadające mi na twarz – To, że ot tak o zmieniłaś swoje nastawienie do mnie nie powoduje, że automatycznie ci ufam. – mówiłam, zakładając ramię na ramię i psychokinezą odgarniając włosy opadające mi na twarz, które opadły chyba tylko dla dodania klimatu – Mimo iż masz możliwości, nie próbujesz robić NIC – mówiłam, wypowiadając to ostatnie słowo głośniej – aby pomóc mi w mojej sytuacji, mimo iż mogłabyś chociażby spróbować pogadać z Tytanami, aby zaczęli mnie chociaż szanować. – kontynuowałam, widząc zmieszanie i niedowierzanie na twarzy Gwiazdki, kiedy słyszała, że miałam odwagę wypowiedzieć te słowa – Także skończ pieprzyć, że niby jesteś moją przyjaciółką, bowiem ewidentnie tylko udajesz, nie zdziwię się jeżeli dla jakichś osobistych korzyści. – mówiłam, nieco unosząc się nad podłogę przy pomocy mej psychokinezy, gdy rzeczywistość puściła cicho w tle najbardziej niepasującą do klimatu nutę, czyli „USSR Kid" Nicka Saxa – Po drugie tak ciężko ci zrozumieć, że ktoś może nie mieć danego dnia ochoty, aby spędzić z tobą czas? – zapytałam, kiedy rozejrzała się w prawo i drugie prawo z widocznym zmieszaniem, a ja spojrzałam na nią z góry – Po takiej sytuacji jak dzisiaj jedyne o czym marzę to aby odpocząć w samotności, ale jak widać jesteś tak ograniczona, że nie potrafisz pojąć iż ktoś może mieć własne zdanie. – kontynuowałam, gdy podłoga z nudów zaczęła falować w rytm puszczonej nuty, no ale jako iż w Opkolandii to norma, to absolutnie nikt się tym nie przejął – A po trzecie... – zaczęłam, ale nie dokończyłam.
Otóż moją wypowiedź w kierunku Kori przerwał fakt, że usłyszałyśmy dochodzący z głównego pomieszczenia dźwięk alarmu. Słysząc to, od razu szybko poleciałyśmy w tamtym kierunku. Jak widać przez tę sukę niedorobioną to tyle z odpoczęcia po dostaniu srogiego łomotu. Serio, mogłaby przestać udawać, że jej na mnie zależało. No a jeżeli faktycznie chciała, abym zaczęła traktować ją jak przyjaciółkę, to nie wiem, może spróbowałaby mi pomóc wyjść z mej beznadziejnej sytuacji? Chociaż w sumie co ja mogłam oczekiwać po kimś tak ograniczonym umysłowo jak ktokolwiek z Tamaranu. W sumie z tego co dało się ocenić po Gwiazdce to aż dziw brał, że Tamaranie jeszcze sami się nieświadomie nie wyniszczyli. Oczywiście miało to w sumie jakieś usprawiedliwienie, przynajmniej z tego co wiedziałam, to nie tak, że cała ta rasa cechowała się niedorobieniem ot tak o. W końcu oni w głównej mierze żyli emocjami, ba, nawet ich nadprzyrodzone zdolności kontrolowały emocje. No a czego oczekiwać po kimś, kto wiecznie żyje emocjami i nie chce lub nie może ich opanować i chociaż raz pomyśleć logicznie?
Nie zdążyłam się jednak dłużej nad tą sprawą zastanowić, ponieważ doleciałam do głównego pomieszczenia. Tytani również szybko tutaj przybyli, po czym Robin, bowiem niby kto kurde inny, podszedł do komputera. Chwilę potem okazało się, że dzisiaj mieliśmy stawić czoła chyba jakiemuś nowemu złemu, który nawiedził Jump City. Ja go przynajmniej nie kojarzyłam, nie wiedziałam jak pozostali Tytani. Z tego co zauważyłam na komputerze, to jednak faktycznie to ktoś nowy. Zawsze bowiem, gdy jakiś nowy złoczyńca się pojawił w tymże mieście to na komputerze pojawiały się podstawowe informacje o nim. W sumie to logiczne, abyśmy po prostu wiedzieli, z kim walczyć. Ten tutaj z kolei posiadał chyba najbardziej nieambitny pseudonim w dziejach ludzkości, a mianowicie Black Steel. No czy nie mógł się jakoś wysilić? Ja wiem, że miałam nieambitny pseudonim, ale niemniej, akurat stanowiło go moje imię, więc nie brzmiał głupio. Nawet w pięć minut dałoby się wymyślić pseudonim, który nie brzmiałby jak dzieło przedszkolaka. No ale tenże czarny charakter, z tego co również zostało napisane, umieścił już w strategicznych punktach miasta ładunki wybuchowe, a teraz kradł części do detonatora zdolnego wysadzić je w tym samym momencie. No tego już ewidentnie popierdoliło. Jaki miał cel w wysadzeniu jednego konkretnego miasta? Na jakimś poziomie bym jeszcze zrozumiała, gdyby chciał zniszczyć świat, w końcu nawet do tego dałoby się mieć sensowną motywację. Jednak JEDNO MIASTO? Na dodatek to nie jakieś wielkie miasto czy stolica kraju, więc tym gorzej.
– Lol, ale debilny pseudonim. – skomentowała Terra, widząc pseudonim naszego nowego wroga.
– A myślałem, że to mój jest nieambitny. – dodał Cyborg, opierając ręce o biodra.
– No twój akurat jeszcze ma sens, w końcu cyborgiem jesteś. – skwitował Robin, odwracając wzrok w stronę swego kolegi z drużyny – A ten? – zapytał, wskazując na pseudonim naszego wroga znajdujący się na ekranie – Wątpię aby na przykład kombinezon miał ze stali czy coś w tym stylu. – dodał, odwracając się na nowo w stronę monitora.
– A patrzcie jaki cel ma. – rzekła Tristitia, wskazując w stronę ekranu – To już Slade miał sensowniejszy. – porównała i hej, akurat Slade sensowny plan miał, przejęcie miasta brzmiało lepiej niż zniszczenie tylko jego.
– Iks de, faktycznie. – powiedział Bestia, patrząc w stronę zdań napisanych na ekranie – A myślałem, że to henchmani pokroju Mamuta czy Doktora Light mają mehowate cele. – kontynuował zginając nieco głowę w lewo, ale nadal nie odrywając wzroku od ekranu.
– Ale w sumie lol, nic nam nie grozi, w końcu jesteśmy pod ziemią. – zauważyła w sumie słusznie Raven, podlatując nieco bliżej ekranu i przyglądając się celowi Black Steela.
– Hej, racja. – przyznał Robin, patrząc na nią – Eee, pierdolić, niech sobie miasto rozwala, będzie przynajmniej spokój od tych pokrak, z którymi musimy walczyć. – powiedział zdanie, po którym miałam ochotę mu zajebać kosą przez łeb i dobić przy pomocy strzału alternatywnego z AR2.
– Pojebało was?! – krzyknęłam z niedowierzaniem nad jego logiką – Jesteśmy superbohaterami, powinniśmy ratować to miasto bez względu na wszystko! – zawołałam, wymachując rękoma jak niezadowolone postacie w anime, gdy rzeczywistość puściła cicho w tle „Electro Crunk" DJ-a Chillouta.
– A po chuj? – zapytała Tristitia wzruszając ramionami jakby nic się nie stało – Przynajmniej jak wysadzi miasto to będzie na naszą korzyść, bowiem będziemy mieć spokój od tych cieniasów. – rzekła, zakładając ramię na ramię, kiedy z zewnątrz i najwidoczniej rzeczywistości nie obchodziło, że znajdowaliśmy się pod ziemią, dało się usłyszeć przelatującego Nyan Cata.
Nie no, dzisiaj to już definitywnie przegięli pałę. Mieli się za superbohaterów, a nie zamierzali powstrzymać czarnego charakteru przed wysadzeniem miasta, które bronili? Szczerze mówiąc to już szczyt wszystkiego. Ewidentnie piastowali rolę superzłoczyńców udających superbohaterów, tylko maskowali to przed opinią publiczną. Nie mogłam uwierzyć, jak mogli wykazywać się aż taką ignorancją. To wydawało się wręcz nie do pomyślenia.
– I co z tego? – zapytałam słyszalnie niezadowolona, opierając ręce o biodra – Ten typ robi ewidentnie coś złego, a wy tak po prostu chcecie to zignorować? – spytałam, wskazując ręką w stronę monitora oraz przy okazji ogarniając swoich towarzyszy wzrokiem.
– Jasne, co to za problem. – odpowiedziała Raven, kiedy spojrzałam w jej kierunku – Czasami trzeba coś olać, aby mieć ułatwione życie. – stwierdziła, po czym wszyscy w siódemkę odwrócili się i jak gdyby nigdy nic rozeszli się do swych pokoi.
Ja jednak nie zamierzałam tak tego zostawić. W końcu powinniśmy czynić dobro, a co za tym idzie powstrzymać wysadzenie miasta. W końcu w wybuchu zginęłoby tysiące niewinnych ludzi, a tymczasem podchodzili do tego tak egoistycznie. Od razu sprawdziłam lokalizację i nazwę laboratorium, w którym na razie Black Steela starali się spowolnić strażnicy. Natomiast po poznaniu jej otoczyłam się żółto-czarną barierą i wyleciałam poza obręb bazy.
Nie mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło niedawno. Tytani, grupa kierująca się na superbohaterów, tak po prostu olała to, że jakiś typ chciał roznieść to miasto w pył. To brzmiało mega niewiarygodnie, ale najwidoczniej okazało się prawdą. Dlaczego w takim razie udawali superbohaterów, skoro ewidentnie bliżej im do superzłoczyńców? To nie miało za bardzo sensu. Gdyby faktycznie zachowywali się jak superbohaterowie, to nie dość, że nie powinni traktować mnie tak jak traktowali, to dodatkowo teraz powinni zareagować na to, co Black Steel wyprawiał. W ogóle to jak miałam z typem wygrać? Z tego, co wyświetlało się na komputerze, posiadał cztery nadprzyrodzone zdolności, czyli ferrukinezę*, superszybkość, audiokinezę i Absolute Zero Inducement. Ja z kolei miałam jedynie psychokinezę i jasne, na NadOP poziomie, ale jak miałam sobie w pojedynkę z taką mocą poradzić wobec typa posiadającego takie zdolności? Niby piastowałam rolę królowej Mary Sue, ale umówmy się, na sto procent posiadałam jakieś ograniczenia. No cóż, jak widać pozostało mi liczyć na to, aby Opkolandia dzisiaj stanęła po mojej stronie. W sumie nie wierzyłam, że kiedykolwiek zostałabym zmuszona aby całkowicie w pojedynkę stawić czoła potężnemu złoczyńcy. Liczyłam na to, że udałoby mnie się wygrać, bowiem po prostu nie chciałam dopuścić do wysadzenia miasta oraz sama nie pragnęłam jeszcze umrzeć.
– Hej, poczekaj! – Z mych myśli wyrwał mnie głos Gwiazdki.
Słysząc ją, od razu zatrzymałam się i odwróciłam wzrok w kierunku, z którego dochodził jej głos. Faktycznie, nie przesłyszało mnie się, ujrzałam ją lecącą w moim kierunku.
– Poczekaj. – dodała, mimo iż raczej widziała, że się zatrzymałam – Polecę z tobą. – rzekła, gdy ruszyłyśmy w kierunku Soto Laboratory.
Ło kurwa, to jakiś Nadcud, że któryś z Tytanów jednak zdecydował się mi pomóc w pokonaniu Black Steela. Jednak jako iż to Gwiazdka to nie zdziwiłoby mnie, gdyby w rzeczywistości zależało jej jedynie na podtrzymywaniu relacji ze mną dla jakichś osobistych korzyści. W końcu średnio mnie się chciało wierzyć, że ot tak o nagle zmieniła swoje nastawienie do mnie. Znaczy nie żeby coś, miło, że ktokolwiek z tej drużyny uznał, że może jednak warto powstrzymać nadciągające zagrożenie, a nie je bagatelizować tylko dla własnych, egoistycznych korzyści.
– Nie wiem co im tak nagle strzeliło do głowy, aby zbagatelizować tego złoczyńcę. – odezwała się Kori, ponownie wtrącając się w me przemyślenia, gdy zwróciłam wzrok w jej stronę.
– I tak już od dłuższego czasu chodzili na większość misji jak na skazanie, więc to była tylko kwestia czasu. – stwierdziłam, spuszczając wzrok i obserwując widoki z lotu ptaka, bowiem tak się po prostu wygodnie leciało.
– Ale niemniej, zawsze i tak, i siak chodzili na misje. – kontynuowała, kiedy na horyzoncie zaczęłam zauważać wyłaniające się Soto Laboratory – Jesteśmy superbohaterami, powinni jako takowi się zachowywać. – rzekła to naiwne zdanie, gdy zaczęłyśmy lecieć w kierunku dachu laboratorium.
Ona chyba na serio posiadała jako NadCechę naiwność. Nie, twoi przyjaciele to nie superbohaterowie, tylko superzłoczyńcy udający przed opinią publiczną tych pierwszych. W końcu nie kwalifikowali się do miana tych dobrych. Nie dość, że na misje chodzili jak na kazanie, dzisiejszą olali z egoistycznych pobudek oraz ignorowali sytuację w Moonlight Acres, mimo iż mogliby rozwiązać ją w chwilę to jeszcze znęcali się nade mną psychicznie i fizycznie. To nie oznaka superbohaterstwa, tylko superzłoczyństwa. No ale mów do słupa a słup jak dupa, przemówić Tamarance do rozsądku to jak próbować wytłumaczyć fanatykowi medycyny naturalnej, że jego poglądy są szkodliwe. Szczerze mówiąc, to nawet trochę jej współczułam takiej NadNaiwności, bowiem z taką NadCechą musiało się wybitnie trudno żyć. Wyobrażacie sobie życie tak jak Gwiazdka? No ja nie za bardzo tak szczerze mówiąc, bowiem sama naiwność utrudniała życie, a NadNaiwność to już w ogóle. Nie miałam zielonego pojęcia dlaczego Robin przyjął Kori do swojej drużyny. Prawdopodobnie ze względu na jej nadprzyrodzone zdolności, bowiem je posiadała potężne i przydatne podczas walki ze złoczyńcami w dodatku. Właśnie, co do tego to w sumie dobrze, że zdecydowała się mi pomóc rozprawić się z Black Steelem. W końcu sama mogłam mieć trochę problem, bowiem NadOP psychokineza NadOP psychokinezą, ale przy mocach Black Steela to trochę problem poradzić sobie mając tylko tą zdolność. Cholera, że też typ nie mógł mieć Spectrokinezy to bym sobie z nim mogła sama poradzić. No ale na szczęście Tamaranka uznała, że warto zachować się przyzwoicie, więc nie musiałam się tym niespecjalnie przejmować.
W każdym razie, nasza droga trwała dalej w ciszy, bowiem na dobrą sprawę nie miałyśmy pojęcia o czym dalej rozmawiać. Dodatkowo znajdowałyśmy się stosunkowo niedaleko laboratorium, więc to też definitywnie powód. No a nawet jakby to mnie się średnio chciało gadać, bowiem czułam się trochę zmęczona, zgadnijcie z czyjej winy. No ale w końcu żeśmy do tego Soto Laboratory doleciały i w celu wylądowania skierowałyśmy się na dach. Poziom zajebistości w Opkolandii musiał zostać utrzymywany, a jak najbardziej epicko da się wejść jak nie przez dach, co nie? Amerykańskie filmy przyzwyczaiły nas do tego, że jak nie wejdziesz przez dach to dupa, a nie epicko wszedłeś. Przechodząc jednak do teraźniejszości, po stanięciu na dachu Gwiazdka zapytała:
– Jak się w ogóle dostaniemy do środka? – spytała rozglądając się w prawo i drugie prawo a.k.a lewo.
– Najlepiej to przez dach, bowiem tak będzie bardziej epicko. – odpowiedziałam tak szczerze jak się tylko dało, przy okazji odgarniając włosy opadające mi na twarz.
– Nie lepiej po prostu wejść przez drzwi? – zapytała zwracając wzrok w moim kierunku.
– Jakbyśmy chciały wejść przez drzwi to nie lądowałybyśmy na dachu jak helikopter. – odpowiedziałam opierając ręce o biodra i szczerze licząc na szybkie przekonanie Gwiazdki do wejścia dachem, bowiem mam nadzieję, że pamiętacie jaki cel miał nasz nowy przeciwnik – Poza tym niech ten Black Steel wie od razu, że ma przesrane jak w ruskim czołgu. – dodałam, kiedy powiał mocniejszy wiatr, klimatycznie rozwiewając moje i Kori włosy.
– W sumie faktycznie, to ma sens. – przyznała mi rację przywołując swoje nadprzyrodzone zdolności.
No i wyśmienicie, że się dogadałyśmy, bowiem mi serio zależało na tym aby to miasto nie wyleciało w powietrze. Wiem, że skoro należałam do Tytanów to obecnie też mieszkałam pod ziemią, ale co z tego? W przeciwieństwie do nich mi zależało na życiu mieszkańców Jump City, wszakże gdybym nie chciała prowadzić życia superbohaterki to nie dołączałabym do nich. Obecnie jednak, Tamaranka zniszczyła swoją kulą energetyczną część dachu i wskoczyłyśmy do środka, bowiem stały poziom zajebistości musiał zostać zachowany zawsze i wszędzie.
Okazało się, że Opkolandia postanowiła stanąć po naszej stronie, bowiem od razu trafiłyśmy do miejsca, w którym Black Steel, razem ze swymi robotami, chciał ukraść co tam bądź. Prawdopodobnie jakąś część do swego cudownego planu zrównania miasta z ziemią, bowiem co innego. W ogóle kurde, czemu każdy superzłoczyńca musiał w dane miejsce zbrodni przyłazić ze swoimi robotami? Ludzie, oryginalności trochę, ja bym się postarała o jakichś lepszych pomocników. Chociaż na dobrą sprawę nie zdziwiłabym się, gdybym teraz tak gadała a w rzeczywistości też poszła na łatwiznę. W każdym razie, słysząc dźwięk wysadzania dachu oraz fakt, że wskoczyłyśmy do środka i nasz wróg, i jego armia robotów odwrócili się w naszym kierunku.
W sumie wypadałoby, abym wam go opisała, bowiem to niejedyny raz, kiedy w trakcie mej historii Black Steel zawita. Należał do wysokich i szczupłych ludzi. Sam ubrał się w czarno-szaro-żółty ubiór, wyglądający znacznie bardziej dziwacznie niż przeciętny strój jakiegokolwiek z naszych złoczyńców. Zaczynając od początku nie dało się zauważyć jego twarzy, gdyż, co wśród złoczyńców często się zdarzało, miał ją zasłoniętą czarno-żółtą maską. To, co ową wyróżniało od przeciętnych masek to fakt, że nigdzie nie posiadał otworu na oczy. Jedynie pośrodku maski znajdował się długi, żółty pasek. Ciekawiło i na dobrą sprawę jak to wszystko wspominam to do dzisiaj ciekawi mnie jakim cudem mógł cokolwiek przez tę maskę widzieć. No cóż, prawdopodobnie ten pasek spełniał jakąś funkcję oczu czy coś w tym stylu, bowiem co innego. Dodatkowo na owej masce, w miejscu, w którym powinny znajdować się uszy, posiadał dwa, czarno-żółte, koła wyglądające jak słuchawki nauszne. Na siebie miał założony czarno-żółto-szary płaszcz sięgający mu do połowy ud. Owy płaszcz zawierał cztery czarno-żółte koła połączone ze sobą. Dało się łatwo zauważyć, że owe koła się świeciły, aż ciekawiło mnie jaką funkcję miały spełniać. Po złoczyńcach z Jump City absolutnie wszystkiego spodziewać się mogłam, dlatego nawet żadnej koncepcji na stan obecny nie miałam. Przechodząc jednak do opisu, nawet na wysokim, szarym kołnierzu miał dwa żółte koła, kurde, co to jakiś fanatyk kół, czy co? Z kolei przynajmniej spodnie i buty miał normalne, ot zwykłe czarne spodnie i glany, tyle.
No, to już wiecie, jak nasz dzisiejszy przeciwnik wyglądał, przynajmniej możecie sobie go już wyobrazić. W każdym razie, typ chyba spodziewał się większej napierdalanki i nie dziwiłam mu się, wszakże kiedy zobaczył jedynie mnie i Gwiazdkę powiedział nieco zdziwiony:
– Widzę ta wasza drużyna to tłumy jak na stadionie. – rzekł, udowadniając tym samym, że słyszał o Młodych Tytanach, a ja przy okazji przywołałam zawczasu psychokinezę.
– Nadal nasza drużyna nie jest taka mała, po prostu dzisiaj sprawy się trochę pokomplikowały. – wyjaśniła oględnie Kori, także przywołując swoje nadprzyrodzone zdolności.
– Pozostaje mi wierzyć na słowo, bowiem według Internetu jest was więcej. – dodał, także przywołując swoje nadprzyrodzone zdolności, a dokładniej chyba audiokinezę, a przynajmniej po niebiesko-białym kolorze poświat jego mocy to wnioskowałam.
No co, po prostu audiokineza najczęściej w tym świecie objawiała się właśnie w formie takich kolorów. Jasne, mogłam się mylić i na przykład mogła się to okazać ferrukineza, ale skąd wtedy miałam dokładnie wiedzieć co to za moc, nie? Po prostu gdybałam, więc hej. Dodatkowo przynajmniej normalnie wiedział o naszej drużynie, a nie szpiegował nas z satelity czy coś w ten deseń. Niektórzy superzłoczyńcy mieli naprawdę porąbane pomysły aby się o nas dowiedzieć.
No ale przechodząc do dalszych wydarzeń w Soto Laboratory to po tej bardzo długiej i ambitnej rozmowie nie owijając w bawełnę rzuciliśmy się do walki. W końcu i tak wiedzieliśmy, że to się by tak skończyło, więc po co przedłużać. Let's go i miejmy to już za sobą, bowiem na serio chciałabym chociaż TROCHĘ odpocząć po otrzymanym nie tak dawno wpierdolu. Obecnie jednak, mi przyszło walczyć z Black Steelem, kurde, Opkolandio, co ja ci zrobiłam. Wolałabym rozgramiać jego roboty, ale przypadło to Gwiazdce, farciara jedna, umiała się ustawić. Jak możecie się domyślić trochę bardzo ciężko szło mi walczenie z tym konkretnym przeciwnikiem. Znaczy jasne, psychokineza mi nieźle pomagała, na przykład w odrzuceniu lecących w moim kierunku żelaznych fragmentów budynku, obronieniu się przed uderzeniem zimna spowodowanym jego Absolute Zero Inducement czy falą dźwiękową, ale i tak. Nie mogłam za bardzo przelać szali zwycięstwa na moją stronę, bowiem co by nie mówić, potężny typ nam się trafił dzisiaj. Kori z kolei nie miała mi jak pomóc, bowiem miał tutaj przy sobie sporo robotów, które przyszło jej rozgramiać. Pozostało mi liczyć na to, że by mnie nie pokonał, wszakże ja to ja, ale czym zawinili biedni mieszkańcy miasta aby zginąć w wybuchu, co nie?
– Widzę jedyne dwie prawe osoby wśród Młodych Tytanów, co? – zapytał w pewnym momencie walki, gdy uchyliłam się przed kopnięciem z jego strony.
– Na jakimś poziomie. – odpowiedziałam, bowiem w końcu nie będę mówiła ledwo co poznanemu typowi o tym, jacy to Tytani niedojebani, ale się zrymowało w sumie – Nie wiem co im dzisiaj odjebało, ale jesteśmy jeszcze my, więc to nie będzie twój szczęśliwy dzień. – dodałam, chwytając drzwi i wyrywając je z zawiasów, po czym rzucając je w kierunku mego przeciwnika.
– Żebyś się czasem nie zdziwiła. – powiedział, przy pomocy swej superszybkości wymijając je, przez co jedynie trafiły w ścianę – Akurat ciebie będzie mi łatwiej pokonać, a potem z jedną z was to już sobie bez problemu poradzę. – rzekł optymistycznie zakładając, że udałoby mu się mnie pokonać, formując prosty i ostro zakończony fragment żelaza.
Typ ewidentnie nie wiedział, że miał do czynienia z królową Mary Sue. Powinien się dokładniej dowiadywać o tym, z kim mu przyjdzie danego dnia walczyć. Co prawda nie wiem jakby mógł się przygotować na napierdalankę z Mary Sue i to królową owych, ale wszystko w Opkolandii dało się wykombinować. Oczywiście zakładając, że Opkolandia stanęłaby po jego stronie, bowiem jeżeli nie to nawet wykombinowanie do pomocy najbardziej OP Gary'ego Stu na świecie by nie pomogło. W takim to wspaniałym świecie przyszło mi żyć.
– Nie psuję ci marzeń. – powiedziałam, kiedy wyskoczył w powietrze z zamiarem przebicia mnie – Może nie wyglądam, ale niejeden już się przekonał, że ze mną nie da się tak łatwo wygrać. – kontynuowałam, odskakując w bok, dzięki czemu jedyne co to opadł na podłogę i w ową wbił swe ostrze – Jak ze Slade'em sobie radzę, który przypominam ma między innymi Spectrokinezę i chronokinezę – mówiłam, wystrzeliwując ze swych oczu wiązki psychokinetyczne, od których nie zdążył się uchronić, przez co odepchnęły go w kierunku najbliższej ściany – to tym bardziej z tobą sobie poradzę. – zakończyłam, kiedy w ścianę nie uderzył, bowiem udało mu się wyhamować.
– Tak na dobrą sprawę, to nawet jakby – zaczął, a ja już się zaczęłam obawiać, do czego to wszystko zmierzało – to co ci szkodzi przegrać? – zadał to w sumie niespodziewane pytanie, bowiem umówmy się, podejrzewałam, że chciałby przeciągnąć mnie na swoją stronę czy coś w tym stylu – Nie chcesz się pozbyć Tytanów ze swojego życia? – zapytał, kiedy Gwiazdka ewidentnie użyła na jednym z robotów swej supersiły, bowiem tak go wyjebała, że aż dosłownie przez sufit wyleciał – Przecież wiesz jak cię traktują i tak już gorzej w twym życiu być nie może. – zakończył swoją wypowiedź, gdy podciął mi nogi, przez co mimo iż starałam się utrzymać w pionie, to i tak przewróciłam się na podłogę.
No ja nie mogę, kolejny szpiegował moje życie? Ja rozumiałam, że moja rola w rzeczywistości to królowa Mary Sue, ale dajcie wy mi już spokój. Nie mógł sobie znaleźć nie wiem, króla Garych Stu i jego śledzić? Po prostu trochę zaczynało mnie irytować to, że już drugi typ z butami wpieprzał się w moje życie. Nie zdziwiłabym się, gdyby koniec końców jakoś podprogowo chciał mnie przekonać, abym przeszła na jego stronę. Tak to brzmiało jakby właśnie do tego dążył. Oczywiście mimo tego jak traktowali mnie Tytani, to nie zamierzałam przechodzić na stronę zła. To co teraz napiszę zabrzmi zajebiście snobistycznie, ale ktoś musiał ratować dupę Jump City przed złem, a skoro Tytani nie zamierzali, to uznałam, że ja to zrobię. Dodatkowo nie zamierzałam przegrać tutaj z nim, bowiem mam nadzieję, że pamiętacie jaki szalony plan Black Steel posiadał, co nie? Nie zamierzałam dopuścić do tego, aby przez jakiegoś popierdolca tyle ludzi zginęło lub, jeżeli by garstka z nich przeżyła, aby stracili cały dorobek życia oraz miejsce zamieszkania. Mógłby tak na przykład Tristitię próbować przekonać do przejścia na jego stronę. Wszakże hej, Tristitia kiedyś stała po stronie zła, plus należała do ludzi wręcz NadOP, także idealny nabytek. No i również zaliczała się do Mary Sue, co akurat mnie nie cieszyło, bowiem swoim spierdoleniem mi rasę skażała. Także nic tylko brać. No chyba, że typ lubił wyzwania, dlatego uznał, że spróbuje przekabacić mnie.
– Zapraszam do odpierdolenia się od mojego życia. – powiedziałam, przekręcając się na plecy – Myślisz, że jesteś jedynym, który na różne sposoby próbuje mnie przekonać do przejścia na drugą stronę? – spytałam, kiedy nie zdążył w moim kierunku wystrzelić z pistoletu, który w moją stronę wycelował, ponieważ zgięłam nogi i kopnęłam go, dzięki czemu odepchnęłam go od siebie oraz broń wypadła mu z ręki – Tristitię sobie próbuj przekonwertować, nie dość, że jest wręcz NadOP, też jest Mary Sue to stała kiedyś po stronie zła, więc może łatwiej ją przekonać. – rzekłam, unosząc się za pomocą mej psychokinezy i stając w pionie, kiedy Black Steelowi ledwo udało się utrzymać w pionie.
– Tak, ale jest głupia jak but oraz irytująca, a takie osoby tylko by mi przeszkadzały. – odpowiedział, strzelając w moim kierunku dwoma wiązkami dźwięku, od których od razu osłoniłam się barierą psychokinetyczną – Poza tym, ty jesteś królową Mary Sue, więc to chyba logiczne, że byś najbardziej przydała się w mym planie. – kontynuował, ujawniając, że wiedział o mojej roli w Opkolandii, kiedy w tle Kori zniszczyła jednego z robotów swoją kulą energetyczną – Plus hej, ktoś, kto ma silniejszą wolę od niego to już w ogóle nic tylko brać. – zakończył, gdy psychokinezą wyrwałam mu jedną z jego broni z ręki i wystrzeliłam w jego kierunku, ale udało mu się osłonić.
Kurna, znowu ten tajemniczy ktoś, od kogo niby mam silniejszą wolę? Serio wydawało się, że wszyscy wokół mnie wiedzieli o kim mowa, tylko nie ja. Oczywiście wiedziałam, że to dopiero druga osoba, która o tym kimś wspomniała, ale rozumiecie o co mi chodziło. Na tym etapie to już nie wiedziałam czy powinnam pytać kto to dokładnie jest, wszakże niektóre historie powinny zostać niedopowiedziane.
– Na tym etapie nie wiem czy powinnam wiedzieć o kogo tobie i Slade'owi chodzi. – rzekłam, przeskakując nad lecącą w moim kierunku wiązką żelaza.
Prawdopodobnie, w sensie tak logika nakazywała mi myśleć, Black Steel w tym momencie chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył. Otóż okazało się, że Tamaranka już poradziła sobie ze wszystkimi robotami naszego nowego przeciwnika, bowiem ujrzałam lecącą w jego kierunku zieloną kulę energetyczną. Jako iż jej nie zauważył, uderzyła w niego i odepchnęła go w kierunku pobliskiej ściany. Po uderzeniu, oprócz huku owego również zrobiło się sporo kurzu i dymu, ale nie dziwne. W sumie miło, że mi pomogła, to szybciej miałyśmy ten problem z głowy.
– Dzięki. – powiedziałam, odwracając się w jej kierunku.
– Nie ma sprawy. – odpowiedziała, kiedy odwróciłam się w stronę, w którą poleciał Black Steel – W końcu trzeba sobie pomagać. – dodała, gdy ujrzałam, że najwidoczniej skorzystał z faktu naturalnego zebrania się kurzu i dymu, bowiem nawiał.
– Najważniejsze jednak, że na ten moment mamy tego typa z głowy. – stwierdziłam, wskazując kciukiem w kierunku, w którym poleciał Black Steel – Oby dzisiaj już nie było nowych niespodzianek. – rzekłam, psychokinezą wstawiając użyte podczas walki drzwi na miejsce.
– Tylko po co mu wysadzanie miasta? – zaczęła się zastanawiać Gwiazdka, kiedy uniosłyśmy się – Przecież ten cel jest bez sensu. – mówiła, gdy zaczęłyśmy lecieć w kierunku dziury w suficie.
– Szczerze nie mam pojęcia, są różni pojebańcy i w Jump City, i na świecie. – odpowiedziałam, patrząc w drugi dół a.k.a górę, co chyba normalne w przypadku unoszenia się – Miss Radioactive swego czasu też chciała rozpierdzielić świat z iście niedojebanego umysłowo powodu. – przytoczyłam przykład tej różowej pojebki, kiedy wyleciałyśmy poza budynek i zaczęłyśmy lecieć w kierunku bazy Tytanów.
– Wiadomo, nie popieram jej celu – zaczęła Kori, gdy patrzyłam w dół, bowiem tak nadal się wygodniej leciało – niemniej skoro została skrzywdzona w przeszłości, to mogło jej się coś w głowie poprzestawiać. – dodała, kiedy korzystając z tego, że nie widziała mej twarzy, przewróciłam oczami z wręcz NadZażenowaniem nad jej NadNaiwnością.
I weź tutaj człowieku na spokojnie z Tamaranką wytrzymaj, chyba się nie dało. Jej NadNaiwność już dawno przebiła barierę dzielącą nieskończoność i NadNieskończoność i zaczęła lecieć dalej. Ja rozumiem, że ludzie różnie reagują na życiowe traumy, niemniej w przypadku Miss Radioactive jest to po prostu rozpuszczona laska z ego wielkości Mount Everest jak nie wyższym. Ona nawet nie miała prawa pamiętać tego, co zrobili jej rodzice, ponieważ wtedy nawet roku nie miała. No a nawet jeżeli jakimś cudem mogła by to pamiętać, to powinna chcieć się zemścić jedynie na jej rodzicach, a nie męczyć dupę Nadbogu ducha winnym ludziom, którzy absolutnie NIC jej nie zrobili. Nie znałam żadnego innego przypadku kogokolwiek, kto by się zachowywał tak jak ona w takim wypadku. Nawet ja po przeszłości jaką miałam jedyne co to zemściłam się na moich oprawcach oraz ludziach, którzy dobrze wiedzieli o tym, co moi oprawcy mi robili, ale nie zrobili nic mimo iż mieli niejednokrotnie okazję jakoś mi pomóc. No i to jest sensowne oraz logiczne, że chce się zemścić jedynie na swoich oprawcach, a nie rozpierdalać świat ot tak, bo tak. Nie wiem, może na Tamaranie tak się robi bądź robiło, to jak Rosja, czyli stan umysłu. Umówmy się, nawet nie skomentowałam jej gdybania, ponieważ nie chciałam tracić czasu na dyskusję z NadNaiwną osobą. I ja, i wy przekonaliśmy się, że to nic nie warta strata czasu.
Bardziej w czasie lotu do domu zaczęłam zastanawiać się nad tym tajemniczym kimś, od kogo niby miałam silniejszą wolę. Nie miałam zielonego pojęcia, kim tenże ktoś mógł się okazać, naprawdę. Wszakże mimo iż mind control to nie najpopularniejsza zdolność nadprzyrodzona w Opkolandii, z wiadomych przyczyn, to nadal sporo osób ją posiadało, co udowodniła Wikipedia. Zastanawiałam się, czy to mógł się okazać ten Yuri, o którym na Wikipedii czytałam. W końcu o nim napisano z jakiegoś powodu najmniej, więc to logiczne, że w tym wypadku mnie to zaciekawiło. Jasne, zawsze mógł się to okazać ktoś inny, ale wiecie czemu się zastanawiałam czy to Yuri. Dodatkowo jakie miało to powiązanie z Black Steelem? Black Steel też pracował dla Slade'a? Szczerze powątpiewałam, w ogóle nie wyglądał jakby z nim współpracował. W końcu mieli sprzeczne ze sobą cele, a nawet jakby to roboty Black Steela wyglądały tryliard razy inaczej niż przeszłe czy obecne wersje maszyn Slade'a. No i dodatkowo nie posiadały mind controlu, więc to też potwierdzało, że Black Steel i Slade działali niezależnie. Może po prostu nasz nowy przeciwnik miał na pieńku z tym kimś albo z jakiegoś powodu się go obawiał? To wydawało się bardziej prawdopodobne, ale to tylko podsycało moją ciekawość na temat tego, o kim mowa. Szczerze, jednocześnie chciałam się tego dowiedzieć, ale z drugiej strony nie miałam pewności czy powinnam.
Me przemyślenia przerwał fakt, że ujrzałam na horyzoncie miejsce, pod którym znajdowała się nasza obecna baza. Kurde, jak ten czas leciał jak się człowiek zamyślił, co nie? Ledwo skończyłam rozmawiać z Gwiazdką po wyleceniu z Soto Laboratory, a tu już doleciałyśmy do domu. W każdym razie, po jakimś czasie, gdy wylądowałyśmy i znalazłyśmy się w środku, w głównym pomieszczeniu zastaliśmy Robina i Cyborga, którzy coś ogarniali w głównym komputerze. No cóż, nie dziwo, w końcu należało w stu procentach podporządkować tę bazę pod potrzeby naszej drużyny. Słysząc jednak, że ktoś wszedł do środka unieśli wzrok i odwrócili go w naszym kierunku.
– O, już jesteście? – zapytał Cyborg wyraźnie zaskoczony – Zastanawialiśmy się, gdzie się podziałyście, trochę was nie było. – dodał, kiedy odgarnęłam włosy opadające mi na twarz.
– Skoro wam się nie chciało, to my skoczyłyśmy skopać dupę Black Steelowi. – odpowiedziałam, wszakże mogłam bowiem ta wypowiedź nie została skierowana bezpośrednio do Kori.
– Ryj, pytałem się Gwiazdki, a nie ciebie, kretynko. – rzekł Cyborg do mnie, słyszalnie niezadowolonym głosem, kiedy ledwo powstrzymałam chęć jebnięcia facepalma.
Ja nie mogę, to skoro pytał się tylko jej, to dlaczego podczas swej pierwotnej wypowiedzi wziął pod uwagę też i mnie? Gdyby chciał tylko ją spytać to powinien swoje wypowiedzi sformułować w trybie pierwszoosobowym. No ale nie zamierzałam na ten temat podejmować z nim próby dyskusji, bowiem chciałam uniknąć wpierdolu. Już jeden dzisiaj dostałam i styknie na tę dobę.
– W każdym razie – odezwał się Robin, przerywając me przemyślenia – nudziło się wam? – zapytał, jakby to takie dziwne okazało się, że walczyłyśmy ze złoczyńcą chcącym wysadzić miasto – Przecież tutaj jesteśmy bezpieczni, nie ma sensu marnować czasu. – odpowiedział, kiedy zastanawiałam się czy przyjebać mu patelnią czy kuchenką mikrofalową.
Ja nie mogę, typie, przestań mnie wkurwiać. Kurna, przecież Młodzi Tytani to drużyna superbohaterów oraz wśród opinii publicznej na takowych się kreowali. Powinni w takim razie czynić dobro, a nie jedynie wtedy, gdy nie stanowi to zbyt wielkiego wyzwania i/lub przyniesie im jakieś korzyści. Nawet jeżeli kiedyś faktycznie należeli do osób dobrych, to ewidentnie się to w nich już dawno wypaliło. Teraz dało się ich zakwalifikować do miana superzłoczyńców i na dobrą sprawę to sprytnych superzłoczyńców. W końcu w opinii publicznej wykreowali się na dobrych i teraz nikt nie uwierzy, bez ówczesnego wpłynięcia na rzeczywistość, że mogli zrobić coś złego. Kurna, ci to potrafili się ustawić, ja nie mogę.
– Nie nudziło nam się – odpowiedziała Tamaranka przerywając moje ekscytujące przemyślenia – ale przypominam, że to nasza rola, aby bronić to miasto od zła. – dodała, gdy na chwilę spuściłam wzrok, bowiem podłoga wydawała się ciekawsza od Robina i Cyborga.
– Eee. – rzekł Cyborg, przy czym machnął ręką jak gdyby nigdy nic – Ważne, abyśmy co jakiś czas ratowali dupę miastu, aby opinia publiczna nie pomyślała, że coś jest nie tak. – wypowiedział to jedno z najdłuższych zdań na dzień dzisiejszy, kiedy uniosłam wzrok w jego kierunku nie dowierzając jego NadNiedojebaniu – A tak to najważniejsze, że nic by nam się nie stało. – powiedział, gdy, korzystając z faktu, że oni obaj nie patrzyli w moim kierunku, przewróciłam oczami z NadZażenowaniem.
Ja nie mogę, to chyba najgorsza drużyna, do jakiej mogłam trafić, normalnie nie rozumiałam jak mogłam kiedyś okazać się tak głupia i do nich dołączyć. Tytani powinni bronić miasta bez względu na wszystko, w końcu to ich rola. Skoro już chcieli działać jak superbohaterowie, to powinni się tak zachowywać. Jak na razie coraz bardziej utwierdzali mnie w przekonaniu, że pełnili rolę superzłoczyńców udających, że jest inaczej. Serio musiałam się jakoś od tych psycholi uwolnić, tylko nie miałam zielonego pojęcia jak. Chciałam uciec, a nie zostać podczas próby dokonania tego zabita przez któregoś z nich. Ewidentnie musiałam zdobyć więcej stosunkowo potężnych nadprzyrodzonych zdolności, aby mnie się to udało. Szkoda, że nie miałam dostępu do konsoli rzeczywistości oraz nie wiedziałam, gdzie jeden z mych wujków obecnie przebywał.
– W każdym razie – zmienił temat Robin, nie dając Gwiazdce dojść do słowa – Niedługo idziemy do restauracji, chcesz się przejść z nami? – spytał, kiedy wiedziałam, że to oznaczało tylko tyle, że musiałabym tu zostać i pilnować tego padołu, super.
– Jasne, może być fajnie. – odpowiedziała Kori, KOMPLETNIE IGNORUJĄC fakt, że jej przyjaciele to pierdoleni egoiści.
– A to oznacza – rzekł Cyborg, zwracając wzrok w moim kierunku – że masz tu zostać i pilnować bazy oraz ją wysprzątać. – powiedział, gdy cicho, aby nie usłyszał, westchnęłam z zniechęceniem – Może raz w życiu się na coś przydasz. – rzekł, po czym spojrzał w kierunku ekranu.
Sam mógłby ruszyć swoje spleśniałe dupsko i posprzątać, a nie ciągle się mną wysługiwali. Oczywiście mu tego nie powiedziałam, wszakże chciałam uniknąć wpierdolu kompletnego. Jakbym kiedyś dostała Anti-Energy Manipulation lub na przykład nieśmiertelność to z chęcią bym im to wszystko wygarnęła. Wszakże hej, wtedy mogłabym to zrobić bez obawy, że zakończyłabym swoje życie w połowie wygarniania im wszystkiego. Na razie po prostu, w pewnym momencie, ruszyłam w kierunku swego pokoju. W sumie jedyna zaleta tego, że bym sama została, to spokój. Jasne, nadal nie miałam możliwości odpocząć, ale zawsze lepiej jest móc pobyć w tym miejscu bez obawy, że dostanie się wpierdol z byle powodu lub bez nachalności Tamaranki. Serio powinnam rozważyć pomysł Gregory'ego, to powinno mi pomóc. Dodatkowo opinia publiczna poznałaby prawdę o ich ulubieńcach, wszakże rzeczywistość zmusiłaby ich do uwierzenia w to, wszakże to prawda. Jak dobrze czasami jest żyć w Opkolandii i nie musieć się obawiać, że ktoś fakty uzna za kłamstwo. Za to między innymi lubiłam świat, w którym żyłam. Poza tym fajnie też mieć jakąkolwiek nadprzyrodzoną zdolność, szczególnie na NadOP poziomie. Wątpiłam aby, w przypadku nieistnienia Opkolandii, dało się mieć nadprzyrodzone zdolności. Jasne, współczułam osobom, które miały niepotrzebne do niczego supermoce, jak na przykład tylko najniższy poziom telekinezy. Wtedy to tak średnio się przydawała. No ale tak poza tym, to też stanowiło zaletę życia w tym świecie.
Moje przemyślenia na temat zajebistości Opkolandii w wielu momentach życia przerwał fakt, że w przeciwną stronę korytarza szła Tristitia. Normalnie nie zwracałam na nią uwagi, bowiem co bym sobie takim pałągiem zatruwała oczy. Niestety, ona nie dała mi spokojnie iść dalej w kierunku mego pokoju:
– O proszę bardzo, tępa kurwa. – powiedziała jakże kulturalnie się do mnie odnosząc, kiedy przystanęłam.
– Możesz przestać? – rzekłam słyszalnie niezadowolonym głosem, opierając rękę o biodro – Nie masz podstaw aby mnie tak nazywać. – powiedziałam, psychokinezą odgarniając włosy opadające mi na twarz.
– Oczywiście, że mam. – odpowiedziała pewnie, krzyżując nogi – W końcu to przez ciebie straciliśmy wieżę. – odparła, a ja zastanawiałam się, czy jej mózg kiedykolwiek wróci z wakacji na Hawajach.
Ona naprawdę kwalifikowała się do miana aż tak głupich czy po prostu dobrze udawała? Przecież powinna wiedzieć, że zalanie i późniejsza eksplozja naszego pierwotnego domu to nie moja wina. To by nie miało sensu, gdybym ot tak o zniszczyła również i swoje miejsce zamieszkania. Nie wiedziałam czemu tak po prostu się uparła i w sumie nie tylko ona, że to przeze mnie. Podejrzewałam, że na serio nie miała ani ona, ani jej koledzy powodu aby się nade mną znęcać, to wzięli pierwszą lepszą sytuację i bez sensownych argumentów mnie z nią powiązali. Oczywiście nie zamierzałam tej tępej pale dać tak po prostu wygrać, dlatego zamierzałam się bronić:
– Nie wierzę, że wierzysz w to co mówisz. – powiedziałam, kiedy znad bazy dało się słyszeć dźwięk przelatującego Nyan Cata – Jaki to by miało sens, gdybym to ja stała za zniszczeniem naszej wieży? – zapytałam, nieco unosząc się nad podłogą dzięki mojej psychokinezie.
– Nie wiem, ale skoro to zrobiłaś, to oznacza, że jakiś sens musiałaś w tym widzieć, szmiro. – odpowiedziała, nadal nie argumentując sensownie, dlaczego uważała, że to ja stałam za rozwaleniem wieży.
– A masz jakieś sensowne argumenty popierające to, że niby to ja zniszczyłam nam dom? – spytałam, nieco przechylając głowę w drugie lewo a.k.a prawo i zakładając ramię na ramię.
– Sam fakt, że jesteś tępą pizdą jest wystarczającym argumentem. – rzekła, a ja przewróciłam oczami z zażenowaniem i tak samo westchnęłam.
– To nie jest argument. – powiedziałam, patrząc w jej stronę z zażenowaniem – To, że z jakiegoś powodu tak o mnie sądzisz nie sprawia, że jest to powodem, dla któ--- – zaczęłam, ale Claire nie dała mi dokończyć, gdyż przemieniła swoją prawą rękę w rękę demona i uderzyła mnie nią w twarz.
– Zamknij ryj, kurwo, chyba ja lepiej wiem co mówię. – zakończyła naszą nie tak długą rozmowę, po czym, jakby nic się nie stało, odeszła tam, gdzie szła.
Szczerze to uderzenie zabolało i nie dziwne. W końcu, co logiczne, Tri w demonicznej formie posiadała większą siłę niż normalnie, a jeżeli chodziło o uderzenie mnie to się nie ograniczała. Nie miałam zielonego pojęcia, co ja ogólnie Tytanom zrobiłam, że mnie tak traktowali. Nie, ale serio, nie widziałam żadnego sensownego powodu, dla którego by mnie traktowali tak, jak mnie traktowali. Skoro chcieli kreować się na praworządnych dobrych, to powinni się tak zachowywać. A tymczasem nie dość, że traktowali mnie jak kozła ofiarnego, to jeszcze mieli kompletnie gdzieś dzisiejszą misję. Dobrze chociaż, że Gwiazdka ogarnęła, że skoro już należała do Tytanów to powinna zachowywać się jak dobra osoba. Dzięki jej mocom przynajmniej nie walczyłam z Black Steelem sto lat. Na razie jednak, póki Tytani jeszcze nie wyszli, chciałam chociaż trochę odpocząć. Jeżeli ktoś by pukał do mego pokoju to zamierzałam to ignorować, bowiem oznaczało to, że Kori nie liczyła się z faktem, że nie zamierzałam dzisiaj z nią spędzać czasu. To też strasznie zaborcze podejście do znajomości, jeżeli tak zawsze do wszystkich podchodziła to współczuję jej ewentualnym dawnym przyjaciołom. To logiczne, że nie zawsze trzeba mieć ochotę na spotkania z przyjaciółmi. No ale weź wytłumacz to takiemu tępakowi jak ktoś z Tamaranu, to chyba niewykonalne.
Obecnie jednak, przed udaniem się do pokoju, poszłam do łazienki aby jakoś przywrócić mój policzek do porządku. Szkoda, że nie posiadałam healing factor, to bym się szybciej zadrapania z twarzy pozbyła. No i szybciej też by boleć przestało, a jak wiadomo ból nie zalicza się do przyjemnych. No chyba, że dla masochistów, ale ja się za takowego nie uważałam. Dlatego też po dotarciu do łazienki najpierw przemyłam ową ranę wodą utlenioną. Nienawidziłam tego pieczenia, które owa powodowała, jednak warto mieć pewność, że nie wda się mi żadne zakażenie.
– Wychodzimy! – zawołała Gwiazdka, ewidentnie kierując to słowo do mnie.
– Udławcie się w tej restauracji. – powiedziałam cicho, aby nikt poza łazienką nie usłyszał – OK! – odkrzyknęłam na jej informację.
No, czyli dupa z odpoczynku. Liczyłam na to, aby nic w nocy się nie wydarzyło, bowiem trochę mnie już zaczynało irytować, że nie mogłam dzisiaj ani chwili nic nie robić. Dodatkowo mogli sobie wynająć jakąś służącą, aby za nich robiła wszystkie domowe czynności, skoro im się nie chciało. No ale nie, lepiej wykorzystywać akurat mnie, bo tak. Jak już to powinniśmy dzielić się obowiązkami, bowiem to ma sens oraz nie jest znęcaniem się nad jedną, konkretną osobą bez powodu. Ciekawe czy kiedyś by do ich zakutych łbów przyszło, że w rzeczywistości są superzłoczyńcami udającymi superbohaterów. Szczerze powątpiewałam, chociaż z drugiej strony w Opkolandii NadWszystko wydarzyć się mogło.
Moje ekscytujące przemyślenia przerwał fakt, że usłyszałam dźwięk dzwoniącego komunikatora. Słysząc to, od razu, kontynuując przemywanie rany, psychokinezą wyjęłam go z kieszeni kombinezonu i sprawdziłam, kto dzwonił. O co za odmiana, okazało się, że dzwonił do mnie mój mąż. Z nim już od jakiegoś czasu nie gadałam, miło, że znalazł czas aby do mnie zadzwonić. Dlatego też, widząc, że to on od razu uniosłam klapkę. Jako iż mieliśmy dzień roboczy to siedział tam, gdzie ostatnim razem, gdy z nim rozmawiałam.
– O, hej. – powiedziałam pozytywnie zaskoczona, przesuwając komunikator naprzeciwko mnie – Dawno żeśmy nie rozmawiali. – rzekłam, przesuwając komunikator nieco na bok i otwierając drzwiczki szafki.
– Wiem, miałem trochę roboty, jak to zwykle u mnie bywa. – odpowiedział, z tego co widziałam opierając się o oparcie (#sens) swego krzesła – W ogóle, co ci się stało w twarz? – zapytał słyszalnie nieco zaniepokojony, widząc, że sobie ją bandażowałam.
– A, to nic poważnego. – odpowiedziałam jak gdyby nigdy nic, psychokinezą wspomagając się w bandażowaniu twarzy – Po prostu zadrapanie, którego nabawiłam się podczas dzisiejszej misji, a że trochę szczypie to je bandażuję. – odpowiedziałam tak naturalnym głosem jak tylko mogłam, psychokinezą zawiązując bandaż z tyłu głowy – Proste. – zakończyłam, opuszczając ręce.
Ja nie mogę, tak bardzo chciałam mu powiedzieć, co się u mnie działo, ale tak bardzo nie mogłam. Po prostu nie chciałam, aby któryś z OP bądź NadOP Tytanów najpierw zabił jego, a potem mnie. Jasne, Edward kwalifikował się do osób potężnych, niemniej taka Tristitia ewidentnie posiadała znacznie większą potęgę. Dodatkowo Tri to Mary Sue, a mój mąż do Garych Stu nie należał, więc to też nie pomagało. Dlatego też musiałam kłamać, dobrze chociaż, że miałam Gregory'ego, z którym mogłam na te tematy normalnie porozmawiać.
– A, OK. – odpowiedział nieco uspokojony, miło, że mi uwierzył – Bowiem po tym bandażu wygląda to na coś poważnego. – powiedział, zakładając nogę na nogę – W ogóle, komu dzisiaj spuściliście wpierdol? – zapytał, kiedy wzięłam komunikator w rękę.
– Takiemu typowi, który chciał z jakiegoś nieznanego nikomu powodu chciał wysadzić miasto. – odpowiedziałam, wychodząc z łazienki – Typ ciężki do pokonania, bowiem jedna z jego mocy to Absolute Zero Inducement. – wyjaśniłam, idąc w kierunku schowka po odkurzacz – No ale jak możesz się domyślić daliśmy sobie radę. – zakończyłam, odgarniając włosy opadające mi na twarz.
– Jak niedojebanym umysłowo trzeba być, aby chcieć wysadzić miasto, w którym się mieszka? – zapytał z niedowierzaniem, kiedy ujrzałam, że ktoś za nim przeszedł, prawdopodobnie Alexander.
– Nie mam zielonego pojęcia, dla mnie to też jest głupie. – odparłam, unosząc się nad podłogą aby trochę przyspieszyć drogę – No ale z wiadomych powodów należało go przed tym powstrzymać. – powiedziałam, unosząc komunikator za pomocą psychokinezy – W ogóle – zmieniłam temat jak zawodowy zmieniacz tematów – to co tam u ciebie? – spytałam powoli zbliżając się do schowka.
– Po staremu. – odpowiedział w sumie oczekiwaną odpowiedź, bowiem niewiele mogło się u niego zmienić – Ciągle staram się zrealizować mój cel, chociaż na razie bardziej go dopracowuję, aby w końcu się udało. – wyjaśnił, kiedy przytaknęłam głową na znak, że rozumiałam oraz przy okazji skręciłam w kierunku schowka – A u ciebie? – zapytał, obracając się na krześle lekko w prawo i lewo.
– Normalnie, codziennie coś się dzieje. – wyjaśniłam, otwierając drzwi od schowka – Jak na razie udaje nam się bronić miasto przed wpierdolem, więc to najważniejsze. – dodałam, zaczynając szukać odkurzacza i, jako iż schowek do wielkich nie należał, po chwili odnajdując go – Jedynie Slade nam wieżę w kosmos wyjebał, więc przenieśliśmy się do jego starej bazy, bo gdzieś mieszkać trzeba. – wyjaśniłam niedawne wydarzenie, kiedy ujrzałam, że Edward jebnął facepalma i nie dziwne, bowiem też nie widziałam sensu tego co Slade zrobił.
– Ja pierdolę, co za debil. – skomentował owo wydarzenie, ponownie patrząc w kierunku monitora – I na cholerę mu to, skoro i tak macie chociażby Raven, więc nic by wam się nie stało? – zapytał z zażenowaniem, gdy wzięłam odkurzacz i ruszyłam z nim najpierw do głównego pomieszczenia, aby tam zacząć odkurzanie.
– Nie mam zielonego pojęcia, złoczyńcy w tym mieście są na serio pojebani. – odpowiedziałam, unosząc odkurzacz psychokinezą, aby nie hałasował za bardzo i nie przeszkadzał podczas rozmowy – Chociaż Slade to się wykoksił ostatnio, jak wrócił to nie dość, że z nowymi supermocami takimi jak na przykład Spectrokineza i chronokineza – mówiłam, kiedy widziałam, że mój mąż patrzył przed siebie w sumie z zainteresowaniem, bowiem wiedział, że kiedy ostatnio mieliśmy do czynienia ze Slade'em to takich mocy nie miał – to jeszcze z robotami mającymi pierdolony mind control. – zakończyłam, widząc, że po stronie Edwarda za oknem przeleciał Nyan Cat.
– Typ się chyba serio na was wkurwił, skoro się tak wyboostował. – skomentował ową opowieść Edward, gdy znad bazy usłyszałam dźwięk przelatującego samolotu – Pomijając fakt, że na sto procent włamał się do konsoli rzeczywistości, w końcu twój ojciec biologiczny udowodnił, że się da – mówił, tę końcówkę mówiąc zażenowanym głosem, kiedy szeroko jak postacie w anime uśmiechnęłam się, przy okazji wchodząc do głównego pomieszczenia – to skąd znał kod na Spectrokinezę? – zapytał jak gdybym ja to miała wiedzieć – Przecież ze względu na to czym ta moc jest to, z tego co wiem, jest dodatkowo zabezpieczona. – zakończył, gdy zaczęłam wzrokiem szukać po głównym pomieszczeniu jakiegoś kontaktu.
– Szczerze to nie wiem, ale jak podczas ostatniej walki z nim przyszło mi z nim gadać – mówiłam, zauważając kontakt na dole centrali komputera, normalnie Opkolandia pełną parą nie ma co – to z jego wypowiedzi dało się wywnioskować, że znalazł sobie jakiegoś wspólnika, od którego ten mind control w robotach był. – wyjaśniłam, pochylając się i podłączając odkurzacz do gniazdka, a po zrobieniu tej arcytrudnej czynności wyprostowałam się i włączyłam urządzenie – Więc może ten sam typ wiedział jak dodać sobie Spectrokinezę. – wyjaśniłam, widząc, że mój mąż przytaknął głową na znak, że rozumiał.
– Ewidentnie Slade się na was wkurwił, że tyle razy go pokonywaliście. – podsumował te wspaniałe wiadomości Edward, gdy rzeczywistość kulturalnie ściszyła hałas odkurzacza tak, aby nie przeszkadzał mi w rozmowie, jak miło – Kurwa mać, ja się chyba tam zaraz do was przejdę i tym Tytanom spuszczę wpierdol. – skomentował, słysząc i widząc, że zaczęłam odkurzać główne pomieszczenie, a ja szeroko jak postacie w anime uśmiechnęłam się – Znowu robisz roboty domowe? – zapytał, kiedy chwyciłam rurę odkurzacza psychokinezą.
– Jest tylko główne pomieszczenie do odkurzenia, a dzisiaj akurat przyszła moja kolej odkurzania. – wyjaśniłam jak najbardziej naturalnym głosem umiałam, stając na podłodze i zakładając ramię na ramię – Plus skoro już z tobą gadam, to uznałam, że coś pożytecznego w tle zrobię. – dodałam, radośnie odkurzając to miejsce, mimo iż nie wiedziałam z czego Tytani chcieli abym je odkurzyła, bowiem kurzu to tu za wiele nie widziałam – Dodatkowo niedługo wychodzę spotkać się z Gregorym, dawno się z nim nie widziałam, więc wypada przedtem zrobić coś produktywnego. – wypowiedziałam to ultra długie zdanie, przy okazji stając na podłodze i, nadal odkurzając, opierając się o jedną z centrali komputera.
– Jesteś na sto procent pewna, że w rzeczywistości Tytani cię nie wykorzystują? – zapytał z nieufnością, kurde, Edward, uwierz mi, bowiem nie umiałam znaleźć na szybko nie wiadomo ile wymówek brzmiących naturalnie – Ostatnio jak do ciebie dzwoniłem to myłaś gary, a teraz odkurzasz. – podsumował, zaczynając w tym samym czasie pisać coś na komputerze, nie zdziwiłabym się, gdyby komuś odpisywał.
– Nie, no co ty, jaki by mieli cel w wykorzystywaniu mnie? – spytałam, wiadomo nadal naturalnym głosem, zastanawiając się, jak długo jeszcze będę mogła ukrywać przed nim prawdę – Po prostu jak widać trafiasz najczęściej na momenty, w których jest moja kolej dbania o nasz dom. – odpowiedziałam, nieco krzyżując nogi i zastanawiając się, jakim cudem uda mnie się wysprzątać całą bazę od A do Z przed powrotem Tytanów – W Opkolandii jesteśmy, powinno to być normalne. – podsumowałam zdaniem zamykającym mordy, jak się cieszyłam w takich momentach, że żyłam w Opkolandii, normalnie że weź.
– Racja, w takich momentach o tym zapominam. – przyznał mi rację, dzięki Nadboże, to nie musiałam szukać nie wiadomo ilu wymówek – Najważniejsze, że się nad tobą nie znęcają czy coś w tym stylu. – powiedział i jak ja bym chciała, aby jego wersja rzeczywistości pasowała do tej prawdziwej.
– Weeeź, to są superbohaterowie, a nie superzłoczyńcy, wątpię aby kiedykolwiek przeszło im przez głowę, aby się nad kimkolwiek znęcać. – powiedziałam, przy czym machnęłam ręką, widząc na ekraniku, że za oknem firmy mego męża przeleciał jakiś człowiek na europalecie speedrunujący życie, co ci ludzie mieli z tym speedrunowaniem życia to ja nie wiedziałam – Sądzę, że jesteś po prostu zbytnio przewrażliwiony na moim punkcie. – rzekłam coś, co w sumie do niego pasowało, bowiem Edward serio bywał przewrażliwiony na punkcie osób, na których mu najbardziej zależało.
– Być może, ale po prostu za bardzo cię kocham. – powiedział, kiedy zauważyłam, że po mojej stronie podłoga zaczęła z nudów falować, no ale w Opkolandii to NadNormalna norma** – Także nie dziwne, że przejmuję się twoim losem. – dodał, gdy usłyszałam po jego stronie dźwięk zatrzymującej się windy.
– Wiem, ale powinieneś trochę wyluzować czasami. – zauważyłam, zakładając ramię na ramię i odkurzając nawet najmniej widoczne kąty, chcąc uniknąć wpierdolu po powrocie Tytanów – W końcu jestem królową Mary Sue, więc zaw--- – mówiłam, ale najwidoczniej rzeczywistość uznała, że czas przerwy na chwilę.
– Czekaj moment, zaraz dokończysz. – powiedział Edward, gdy przytaknęłam głową na znak, że rozumiałam.
– OK – rzekłam krótko, po czym zaczęłam czekać, aż mój mąż będzie mógł ponownie rozmawiać.
Przez ten czas, zaczęłam się trochę zastanawiać jeszcze bardziej nad pomysłem Gregory'ego odnośnie zmiany mojego życia. Naprawdę nie brzmiał głupio, tylko najpierw musiałam zgadać się z Gordonem. Nie wiedziałam czy miał Facebooka, ale w sumie w dzisiejszych czasach każdy posiadał owy portal społecznościowy. No a nawet jeżeli jakimś cudem by nie miał, to może posiadał chociaż Twittera bądź Instagrama, to mogłabym za jego pomocą z nim się zgadać. W końcu jak inaczej odmienić mój los? Musiałam wykorzystać fakt, że moi wujkowie to dwaj Nadbogowie, w końcu wypadało korzystać z darów od losu.
– Słuchaj, zadzwonię do ciebie później. – powiedział Edward, przerywając moje krótkie przemyślenia – Jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie musiało zdarzyć się coś, co wymaga mojej interwencji. – rzekł odwieczne prawo Murphy'ego, wstając zza biurka i ruszając w kierunku windy.
– OK. – rzekłam, bowiem w jego wypadku to normalne i zrozumiałe – To do zobaczenia kiedyś tam. – powiedziałam, stając prosto.
– No, do zobaczenia. – pożegnał się, po czym połączenie zakończyło się.
Po tej rozmowie, po prostu zamknęłam komunikator, schowałam go do kieszeni i już w ciszy powróciłam do odkurzania.
Nienawidziłam wiecznego wykonywania obowiązków domowych i chyba nie dziwne. Jeżeli Tytani naprawdę pełniliby w tym mieście rolę superbohaterów, to powinniśmy dzielić się obowiązkami domowymi. No i dodatkowo nie powinni się nade mną znęcać bez powodów. Tymczasem po prostu ujawniali, że jeżeli kiedyś faktycznie stanowili tych dobrych, to obecnie owo dobro już dawno z nich wyparowało. Najdobitniej pokazała to dzisiejsza sytuacja z Black Steelem, nie wiedziałam jak Tytani z czystym sumieniem mogli postąpić tak egoistycznie. Na serio coraz bardziej zaczynałam się skłaniać w kierunku pomysłu Gregory'ego, bowiem opinia publiczna musiała poznać prawdę o swoich ulubieńcach. Dodatkowo to mogło mi pomóc, bowiem może wtedy istniałaby szansa, że ktoś by mi pomógł. Oczywiście to plany na przyszłość, bowiem trochę bym musiała nagrywać sytuacje negatywne z udziałem Tytanów, ale zawsze to jakaś opcja. Do tej pory nie widziałam innej szansy na zmianę mego losu, więc miło, że w końcu jakąś opcję dostałam. Uznałam, że w wolnej chwili spróbuję znaleźć w Internecie Gordona i się z nim zgadać w tej kwestii.
Moje przemyślenia przerwał fakt, że usłyszałam ponownie dźwięk komunikatora. Wątpiłam, aby dzwonił do mnie Edward, sądziłam, że jeszcze nie uporał się z czym tam bądź. Mimo wszystko, od razu komunikator wyjęłam, gdyż mogło się to okazać coś ważnego. Faktycznie, miałam rację, bowiem tym razem dzwonił do mnie Gregory. Widząc połączenie od niego od razu odebrałam, bowiem sprzątanie rozmawiając z kimś zawsze wydawało się przyjemniejsze.
– Hej – przywitałam się z nim, unosząc komunikator psychokinezą.
– Cześć. – również się przywitał oraz przy okazji zauważyłam, że obecnie siedział na krześle obrotowym przy swym biurku – Jak życie? – zapytał, kurna, Gregory, znajdź ty sobie milsze pytania do zadawania na początek rozmowy.
– Wyjdź. Najlepiej oknem. – powiedziałam, stosując kropki stanowczości i kończąc odkurzać główne pomieszczenie.
– Aż tak? – zapytał, gdy wyłączyłam odkurzacz.
– Zaczynając od początku, Tytani są jeszcze bardziej popierdoleni niż do tej pory sądziliśmy. – zaczęłam opowieść o dniu dzisiejszym odłączając odkurzacz od prądu i psychokinezą unosząc go, jak dobrze jest posiadać tę moc – Akurat dzisiaj mieliśmy akcję, że miasto nawiedził Black Steel, nowy złoczyńca, który chciał wysadzić to miasto z jakiegoś powodu. – mówiłam tym wybitnie długim zdaniem, idąc w kierunku korytarza do części mieszkalnej bazy i widząc na ekraniku, że mój przyjaciel przytaknął głową na znak, że rozumiał – Pomijając fakt, jaki ten cel jest bez sensu, to w misji wzięłam udział jedynie ja i Gwiazdka, która najwidoczniej poszła po rozum do głowy – kontynuowałam i chyba na serio mieliśmy dzisiaj jakiś dzień długich zdań, bowiem wypowiedziałam kolejne w cholerę długie – bowiem Tytani uznali, że skoro nic im nie grozi, o tym za chwilę – opowiadałam, widząc, że Gregory przytaknął głową na znak, że rozumiał – to jebać fakt, że jakiś typ chciał zabić tysiące ludzi, chodźmy grać w CS-a czy coś. – kontynuowałam,
Widziałam, że Gregory nie mógł uwierzyć, że Tytani mogli okazać się aż takimi skurwysynami do potęgi nie wiadomo której. Nie dziwiłam mu się, gdybym znajdowała się na jego miejscu to też bym teraz przeżywała niemałe zszokowanie. Wszakże Tytani w oczach opinii publicznej kreowali się na takich praworządnych dobrych, a tymczasem to po prostu grupa superzłoczyńców udających tych dobrych. To wydawało mnie się jeszcze gorsze, ponieważ gdyby faktycznie pełnili rolę superzłoczyńców to po pierwsze by przynajmniej nie zachowywali się jak hipokryci. Po drugie, nie dołączyłabym do nich, bowiem bym wiedziała, że absolutnie NadWszystko wydarzyć się mogło. Dlatego o Tytanach z czystym sumieniem dało się powiedzieć, że to cwani skurwysyni, a to nie za bardzo dobra cecha jeżeli chodzi o jasną stronę mocy.
– Ja pierdolę. – skomentował z NadNiedowierzaniem w głosie tak szczerze jak się tylko dało – I oni mają czelność nazywać się tymi dobrymi? – zapytał, kiedy w sumie miło, że rzeczywistość nadal ściszała dźwięk odkurzacza, abym mogła pogadać z mym przyjacielem.
– Ogólnie można powiedzieć, że to są cwane skurczybyki. – mówiłam, jeszcze bardziej ciesząc się, że miałam psychokinezę, bowiem to znacząco ułatwiało prowadzenie roli gospodyni domowej – W końcu przed opinią publiczną kreują się na praworządnych dobrych i normalnie cud, miód i orzeszki – mówiłam, odgarniając włosy, które radośnie opadły mi na twarz – przez co tak naprawdę mogą robić co chcą, a opinia publiczna i tak nie przestanie ich NadWielbić. – kontynuowałam, widząc, że Gregory przytaknął głową na znak, że słuchał i rozumiał – No i też dobrze wiedzą, że gdybym zgłosiła na policję to, co mi robią, to policjanci i tak by nie uwierzyli, więc mogą mi robić co chcą. – mówiłam dalej, słysząc, że na zewnątrz przeleciał helikopter oraz, chwilę później, Nyan Cat.
– Oni tacy od początku byli? – zapytał, nadal z NadNiedowierzaniem w głosie.
– Nie, z tego co wiem to kiedyś zachowywali się normalnie. – odpowiedziałam, opierając prawą nogę o ścianę i żałując, że nie miałam brudnych butów, to przynajmniej ufasoniłabym temu ułomowi ścianę – Dodatkowo przez tydzień czy tam dwa po przyjęciu mnie też zachowywali się normalnie. – mówiłam dalej, żałując w sumie, że sobie herbaty bądź kawy nie zrobiłam, to miałabym się teraz czegoś napić podczas tych jakże emocjonujących czynności – Dopiero od pewnego momentu coś im odjebało. – zakończyłam, zakładając ramię na ramię.
– Jest takie powiedzenie, nie pamiętam dokładniej jak ono brzmi – zaczął, z tego co zauważyłam kładąc nogi na blacie stołu czy tam biurka, przy którym siedział, normalnie brak kultury, że aż szok – ale sens jego jest taki, że możesz odejść jako bohater lub pozostać na scenie na tyle długo, że aż w końcu sam staniesz się złoczyńcą. – powiedział i w sumie hej, miał rację, to powiedzenie idealnie pasowało do tego, co odpierdalali i tym bardziej dzisiaj odpierdolili Tytani – Ewidentnie Tytani przegapili moment, w którym powinni zejść ze sceny i teraz mamy tego efekty. – zakończył swoją jakże wybitnie długą przemowę, a ja dla pewnośc zaczęłam też odkurzać największe zakamarki pokoju lidera Tytanów z nadzieją, że by się do mnie o nic nie przypierdolił.
– Ewidentnie trzeba zacząć realizować twój pomysł na to, aby zmienić moją sytuację. – podsumowałam to, o czym dotychczas gadaliśmy, prostując nogę i ponownie poprawiając me wybitnie uparte włosy – Ten pomysł z kamerką jest chyba jedyną opcją na poprawę mej sytuacji. – rzekłam, zaczynając nieco unosić się nad podłogą i powoli kończąc odkurzanie pokoju, wszakże to normalne, że dzięki psychokinezie szło mi w tym znacznie szybciej.
– Zgadaj się z Gordonem w takim razie, skoro to twój wujek, cheaterze pierdolony – odparł, te dwa ostatnie słowa mówiąc zażenowanym głosem, a ja, słysząc to, szeroko jak postacie w anime uśmiechnęłam się – to ewidentnie powinien ci to umożliwić, wiedząc, co cię spotkało. – zakończył, kiedy przytaknęłam głową na znak, że rozumiałam, mimo iż wiedziałam, że nie mógł tego zauważyć, wszakże gadał ze mną przez normalny telefon.
– Spoko, tylko jak mam się z nim skontaktować? – zapytałam, bowiem w sumie cholera wie, ile Freeman miał portali społecznościowych i na których wykazywał się największą aktywnością.
– Spróbuj przez Instagrama. – zaproponował i dobrze, że chociaż on tyle siedział w tych portalach społecznościowych, to mógł mi teraz doradzić – Z portali społecznościowych, przez które można wysyłać prywatne wiadomości, na Instagramie jest najbardziej aktywny. – wyjaśnił tym mega długim zdaniem, kiedy zaczęłam liczyć na to, że NadGordon zrozumiałby moją sytuację oraz faktycznie by mi pomógł w jej rozwiązaniu.
Znaczy w sumie czemu miałby mnie zbyć? Wszakże NadFreeman to jeden z Nadbogów, więc wiedział czy ktoś kłamał, czy nie. Dodatkowo to mój wujek, więc tym bardziej powinno mu zależeć na tym, aby pomóc mi szczególnie przy takim problemie. Oczywiście wiadomo, zamierzałam się z nim zgadać, jednak zaczęłam obawiać się, że by mnie zbył.
– OK, dzięki. – podziękowałam memu przyjacielowi, wyłączając odkurzacz – Tylko co jeżeli Gordon mnie zbędzie? – zapytałam, odłączając odkurzacz od gniazdka i podnosząc go psychokinezą.
– Bez przesady, szczególnie ciebie na sto procent nie zbędzie. – zapewnił Gregory, przy czym ujrzałam, że machnął ręką – Jesteś jego siostrzenicą, farciarzu – mówił, gdy po tym ostatnim słowie szeroko jak postacie w anime uśmiechnęłam się, kompletnie ignorując fakt, że nie mógł mnie teraz ujrzeć – plus to jeden z Nadbogów, więc wie, kiedy ktoś kłamie, a kiedy nie. – dodał ten odwieczny NadFakt, kiedy wyszłam z pokoju i ruszyłam dalej w celu wykonania radosnego procesu odkurzenia bazy na błysk – Także nie ma się co bać, wystarczy do niego napisać i tyle. – zakończył swoją przemowę, wreszcie zdejmując te nieszczęsne nogi z blatu, niekulturalny karakan jeden.
– W sumie raczej na pewno tak zrobię, po prostu się obawiałam, że mi nie pomoże. – dodałam, idąc w kierunku następnego z pokoi, w sumie nie miałam zielonego pojęcia czyjego, poznałabym po wejściu.
Bowiem jakby co, to każdy z pokoi Tytanów dało się przypisać do danego członka po charakterystycznym wyglądzie. Dla przykładu w pokoju Bestii panował bałagan tysiąclecia, nie ważne ile bym sprzątała, po kolejnym wejściu zawsze panował burdel, a w pokoju Raven panował mrok. W sumie to też spoko, bowiem w takich sytuacjach jak na przykład dzisiaj zawsze wiedziałam, do czyjego pokoju w danym momencie trafiłam. A propos, obecnie doszłam do pokoju Tristitii The Ułoma jeżeli was to interesowało.
– Nadbogiem jest, tak przypominam, a Nadbogowie z natury rzeczy nie są okrutni. – powiedział i w sumie niby miał rację, ale w mojej sytuacji obawy nie stanowiły niczego dziwnego.
– Niby wiem, ale wiesz czemu w mojej sytuacji zawsze można się obawiać. – powiedziałam, wchodząc do pokoju tej karakanki i podłączając odkurzacz do gniazdka.
– Wiem, jednak powinnaś być mniej przewrażliwiona. – mówił dalej, z tego co widziałam otwierając szufladę i szukając w niej czegoś – I tak, wiem, że łatwo powiedzieć, trudno zrobić. – dodał, zamykając szufladę i najwidoczniej nie znajdując w niej tego, czego szukał.
– Staram się, ale to nie jest takie łatwe. – mówiłam, włączając odkurzacz i psychokinezą zaczynając odkurzać – W każdym razie, jak Gordon nazywa się na Instagramie? – zmieniłam temat jak zawodowy zmieniacz tematów, rozglądając się po pokoju.
– True_Hotness123 – odpowiedział, a ja aż jebnęłam facepalma słysząc ten nick.
– Skromnie w chuj... – powiedziałam NadNadNadZażenowanym głosem.
– Wiem, ale pasuje do niego. – odpowiedział, kiedy opuściłam rękę – Jak spojrzysz na to, jaki kontent dodaje na swego Instagrama – mówił, a mi szczerze mówiąc zaczynało nudzić się już to odkurzanie, jednak specjalnie wyboru to ja nie miałam, jeżeli chciałam uniknąć opierdolu i/lub wpierdolu – to ogarniesz, że brak skromności do niego pasuje. – mówił dalej, z tego co widziałam wstając z krzesła – Anyway, ja już muszę kończyć, zaraz muszę wyjść. – powiedział, kiedy chwyciłam komunikator w rękę.
– OK, to do następnego. – pożegnałam się, palcami chwytając klapkę.
– No hej. – pożegnał się, po czym połączenie zakończyło się i schowałam komunikator do kieszeni.
Dobrze, że miałam z kim pogadać, bowiem gdybym pozostała sama na pastwę losu, to bym już chyba dawno oszalała. Naprawdę żałowałam, że nie mogłam o tych konkretnych problemach pogadać z moim mężem, to może rozwiązanie ich nastałoby szybciej. No ale niemniej, kochałam go i po prostu nie chciałam, aby Tytani zrobili coś najpierw jemu, a potem mnie. Cóż, najważniejsze, że w końcu widziałam jakieś światło w tunelu, oby nie okazało się, że to Pendolino. Po prostu pozostało mnie się zgadać z Gordonem i zrealizować pomysł zaproponowany przez Gregory'ego. Jednak najpierw, przed napisaniem do niego, musiałam dokończyć to co robiłam.
Jednak, kiedy tak odkurzałam, w pewnym momencie, nagle, ponownie zauważyłam, że czas się zatrzymał. No już się bałam, czego tym razem Slade by ode mnie chciał. Ciekawiło mnie czy kiedykolwiek by ogarnął, że nigdy nie przeciągnąłby mnie ot tak o na swoją stronę.
_______________________________________________
*Ferrukineza – umiejętność kontrolowania żelazem.
**NadNormalna norma – coś tak normalnego, że nie da się tego w żaden sposób spaczyć bądź zakwestionować normalności tego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top