III - Procedura zatapiania.

Nie miałam pojęcia, co się stało. Znaczy posiadanie chronokinezy lub chociażby jej fragmentu zwanego Time Stopping to nic nadzwyczajnego w Opkolandii. Jasne, nie miało którejś z tych mocy nie wiadomo jak dużo ludzi, bowiem to OP zdolność. Niemniej, nadal sporo ludzi potrafiło manipulować czasem. Szczerze, na początku podejrzewałam, że to któryś z Nadbogów coś ode mnie chciał. Wszakże Nadbogowie to jedyne dwie osoby mające chronokinezę, które znałam. Tylko nie wiedziałam, co mogliby ode mnie chcieć. Wszakże nie zrobiłam nic złego, więc raczej nie mogło im o to chodzić. No ale bardzo szybko okazało się, że to nie któryś z Nadbogów. Otóż, w którejś chwili, ujrzałam dym oraz usłyszałam dźwięk teleportacji. Jednakże ten dym posiadał kolor czarno-brązowy, co nie pasowało do koloru dymu towarzyszącemu teleportacji Nadbogów. Kiedy zaś owy dym opadł, ujrzałam Slade'a. Kurde, skoro on miał chronokinezę i teleportację jednocześnie to mieliśmy przesrane jak w ruskim czołgu. Teraz wygrana z nim stanowiłaby jeszcze większe wyzwanie niż do tej pory. A fakt, że, jak się dzisiaj przekonaliśmy, miał swoją armię robotów posiadających mind control w niczym tu nie pomagał.

– Slade... – rzekłam, odkładając książkę – Czego ode mnie chcesz? – zapytałam, nieco cofając się na łóżku.

– Zgadnij. – zaczął, podchodząc nieco bliżej – To, co podczas walki z tobą. – odpowiedział, dając mi do zrozumienia, że próba przeciągnięcia mnie na jego stronę to nie jednorazowa sytuacja.

Na serio myślał, że by mu się udało? Nie zamierzałam przechodzić na stronę zła, szczególnie, że domyślałam się, iż żyłoby mnie się jeszcze gorzej niż wśród Tytanów. Znaczy nie wiedziałam, co jeszcze gorszego Slade mógł mi robić, ale lepiej nie ryzykować. Przy jego charakterze absolutnie wszystko mogło się wydarzyć. Szczerze, wolałam zostać wśród Tytanów, nawet jeżeli wiodłam z nimi życie jakie wiodłam. Przynajmniej mimo tego mogłam działać jako ta dobra oraz pomagać ludziom. W sumie, nieskromnie mówiąc, ale przekonaliście i jeszcze nie raz przekonacie się, że mam rację, to ja stanowiłam najbardziej prawą osobę z całej drużyny. Mi przynajmniej faktycznie zależało na wszystkich misjach, które mieliśmy do wykonania, nie to, co mym towarzyszom z drużyny.

– Chyba nie myślisz, że uda ci się przeciągnąć mnie na swoją stronę. – powiedziałam ze słyszalną nienawiścią w głosie, kiedy, mimo iż czas został zatrzymany, za oknem dało się słyszeć dźwięk przelatującego Nyan Cata – Przekonałeś się już, że nie zamierzam do ciebie dołączyć. – przypomniałam, rozglądając się w prawo i lewo.

– Tylko wiesz, że ty też nie jesteś do końca dobra? – zapytał, nieco zginając prawą rękę jakby chciał wskazać ten fakt – Wiem, co zrobiłaś w przeszłości, to ewidentnie dobre nie było. – dodał, opuszczając rękę, kiedy zaczęłam się zastanawiać skąd on mógł wiedzieć o mojej przeszłości.

Nie, ale serio, skąd on wiedział, co ja w przeszłości zrobiłam w mej szkole oraz nie tylko? Znaczy dzisiaj to już wiem, ale wtedy logiczne, że mogłam nie mieć pojęcia, jakim Nadcudem on to wiedział. Telepatię też posiadał? W sumie nie miałam zielonego pojęcia ile kodów na nadprzyrodzone zdolności znał i wklepał w konsolę rzeczywistości. No a na stan tamtejszy ta hipoteza wydawała mnie się najbardziej prawdopodobna. Dodatkowo, skoro wiedział o mojej przeszłości, to powinien wiedzieć też, że dwaj Nadbogowie to moi wujkowie. No a w takim wypadku raczej nie miałabym problemu w związku z moimi przeszłymi uczynkami, czyż nie? Dodatkowo, co by nie mówić, nigdy w mym dzieciństwie nie zrobiłam niczego złego ot tak o. Zawsze miałam powód ku temu co robiłam. No a nawet jakby to chyba każdy mógł się zmienić, nie?

– Wiem, co robiłam, ale każdy może się zmienić. – powiedziałam, nadal patrząc z nienawiścią w jego stronę – Plus nie zrobiłam tego wszystkiego bez powodu. – przypomniałam, opierając się rękoma o materac łóżka.

– Co nie zmienia faktu, że jednak to zrobiłaś. – nie dawał za wygraną, zakładając ramię na ramię – A ze względu na to, co cię do tego popchnęło nie zdziwię się, jeżeli niedługo to powtórzysz. – dodał, najwidoczniej sądząc, że wiedział o mnie wszystko, gdy spuściłam na chwilę wzrok.

– Skąd ty możesz wiedzieć, co zrobię bądź nie? – zapytałam z większą nienawiścią, unosząc wzrok w jego kierunku – Poza tym, skoro tak się interesujesz moim życiem, to powinieneś wiedzieć, że w obecnym stanie najlepiej przeciągnąć na swoją stronę kogoś innego z Tytanów. – wypowiedziałam to wybitnie długie zdanie, zwracając na chwilę wzrok w stronę drzwi, mimo iż wiedziałam, że obecnie i tak by się nie otworzyły – Bądźmy szczerzy, na co dzień da się przekonać, że są złoczyńcami udającymi superbohaterów. – stwierdziłam ten fakt, starając się przemówić mu do rozsądku, że ja nie stanowiłam dobrego wyboru – Dodatkowo hej, oni są jednak potężniejsi ode mnie. – dodałam, zginając ręce w boki, jakby chcąc wskazać na Tytanów – Weź sobie któregoś z nich, ja po nich płakać nie będę. – zakończyłam, opuszczając ręce.

– No nie, jednak ty jesteś lepszym wyborem. – mówił, ewidentnie nie przyjmując moich argumentów – Jasne, oni mają więcej mocy i tego nie da się nie zauważyć. – przyznał mi rację chociaż w jednym aspekcie, prostując ręce – Jednak to ty tutaj jesteś królową Mary Sue, co oznacza, że nawet bez mocy jesteś NadOP. – zaczął swe kontrargumenty, gdy przewróciłam oczami i westchnęłam z zażenowaniem – Nie wzdychaj tak, mówię jak jest. – skomentował moją reakcję na jego poprzednie zdanie – Po drugie, masz silniejszą wolę od niego, co już jest sukcesem. – kontynuował, kiedy serio jeszcze bardziej zaczęłam się zastanawiać kogo miał na myśli – Po trzecie, potrafisz przekierowywać wiązki Spectral Frequencies nie posiadając Spectrokinezy, co wydawało się niemożliwe. – dodał, nieco zginając prawą nogę oraz ponownie zakładając ramię na ramię, bowiem popularne w Opkolandii gesty należało kultywować bez względu na to, czy piastowało się rolę złoczyńcy, czy superbohatera – A po czwarte, dołącz do nas, mamy kontener ciastek. – dodał ten argument, który normalnie każdego w Opkolandii by przekonał do wszystkiego, ale chyba nie myślał, że ze mną by mu się powiodło.

Nie no, sorki, ale już lepiej, aby znalazł sobie kogoś 2.0-update 1. Ja wiedziałam, że to naprawdę ciężkie i nie miałam pojęcia czy poza moim ojcem biologicznym istnieli inni tacy ludzie. Nie wiem, może moje biologiczne rodzeństwo miało gen 2.0-update 1, mógłby to sprawdzić. Tak, pełniłam rolę królowej Mary Sue, ale co z tego? Skoro posiadałam jedynie jedną nadprzyrodzoną zdolność, to nadal trochę taka chujnia. No i też, on posiadał znacznie więcej supermocy ode mnie, plus OP jak jasna cholera. Nie poradziłby sobie sam? Jasne, że by dał radę. No i ciastkami by mnie nie przekupił, nie ze mną te numery.

– Chyba nie myślisz, że przekonasz mnie tak prostym argumentem jak ten ostatni. – powiedziałam, również zakładając ramię na ramię i krzyżując nogi, normalnie dwa popularne w Opkolandii gesty w jednym momencie – Poza tym, co z tego, że jestem królową Mary Sue? – zapytałam, spuszczając na chwilę wzrok, bowiem podłoga wydawała się ciekawsza od Slade'a – Mam tylko jedną supermoc, więc to nadal taka trochę chujnia. – zauważyłam, unosząc wzrok i patrząc w stronę mego wroga – Sam sobie dasz radę, a jak nie to nie wiem, Raven próbuj przekabacić, bądź Tristitię. – powiedziałam, zakładając ramię na ramię i cicho licząc, że ten argument by go przekonał do faktu, aby spierdalał.

– Akurat Tristitia też byłaby dobrym nabytkiem, ale problem w tym, że już kiedyś była moją uczennicą. – zaczął opowieść życia Slade, okrążając mnie, pewnie w celu dodania klimatu znając życie Opkolandyjskie – Po ośmiu latach mnie zdradziła, więc no. – zakończył, ponownie stając naprzeciwko mnie – A nawet jakby, to ona królową Mary Sue nie jest, jest na dole hierarchii. – przypomniał, kiedy wyprostowałam ręce – Plus może i masz tylko jedną zdolność nadprzyrodzoną, ale nie zmienia to faktu, że jest na NadOP poziomie. – rzekł, gdy rzeczywistość mając w dupie fakt, że czas został zatrzymany, puściła cicho w tle nutę „Drink Drink" Alana Azteca i DeMantisa – Plus skoro jesteś królową Mary Sue, to rzeczywistość zawsze będzie po twojej stronie, więc tym bardziej mój plan by się powiódł. – zakończył, kiedy zaczęłam się zastanawiać, jak go przekonać, aby spierdalał i nie myślał, że kiedykolwiek uda mu się przeciągnąć mnie na swoją stronę.

– Może, ale ten twój nowy ziomek ma mind control. – przypomniałam, ciesząc się, że miałam jeszcze jakiś argument do dodania tej dyskusji – Więc po co ci ja? – zapytałam, zginając ręce na boki – Dzięki jego mind controlowi bezproblemowo mógłbyś osiągnąć swój cel. – zauważyłam, opuszczając ręce i mając nadzieję, że to przekona go, aby spierdalał.

– Tylko, że do naszego celu nie wystarczy jedynie jego mind control. – powiedział, utrudniając mi życie, gdy za oknem przeleciał jakiś człowiek na drewnianej dykcie, bowiem walić zatrzymany czas – Potrzeba jeszcze do tego kilka innych rzeczy, w których osiągnięciu właśnie ty jesteś potrzebna. – dodał, ewidentnie nie dając za wygraną, kiedy szczerze mówiąc nie miałam już zielonego pojęcia jak przekonać go do wypierdalania mie z mego pokoju.

W każdym razie, po jego wypowiedzi westchnęłam i rzekłam:

– Po prostu obczaj, że nie ważne co zrobisz to ja i tak nie przejdę na twoją stronę. – walnęłam prosto z mostu, bowiem skoro próba przekonania go na około nie działała, to może dosadne powiedzenie by przyniosło skutek.

To chyba przekonało go, że dzisiejszy dzień nie zakończyłby się dla niego zwycięstwem. W którymś bowiem momencie wyjął jakiś nadajnik i powiedział:

– Skoro nie chcesz normalnie przejść na moją stronę – zaczął, gdy nie bardzo wiedząc co on planował spojrzałam zdziwionym wzrokiem najpierw na nadajnik, a potem na niego – to niedługo przekonasz się, że powinnaś to zrobić z własnej woli. – zakończył, naciskając przycisk na owym nadajniku i teleportując się do swej bazy.

Nie wiedziałam, co on zrobił i jakie to miało powiązanie z jego ostatnim zdaniem na dzisiaj. Nie, serio, nie przychodziła mi do głowy nawet żadna hipoteza, która mogłaby mi jakoś odpowiedzieć na pytanie, o co chodziło. W sumie nie zdziwiłabym się, gdyby ten nadajnik w rzeczywistości nic nie robił i Slade jedynie chciał mnie nastraszyć. Obecnie po minionej akcji w fabryce mogłam się po nim wszystkiego spodziewać. Najbardziej jednak nie rozumiałam, po co mu ja. Tak, zdawałam sobie sprawę z piastowanej przeze mnie roli, ale i tak. Mimo iż rządziłam wszystkimi Mary Sue to nadal nie stanowiłam nie wiadomo jakiej potęgi. Ba, ze mną należało się liczyć tylko ze względu na mą rolę. Miałam jedynie NadOP psychokinezę, AR2, kosę i umiejętności walki. Tyle, to co każdy mógł posiadać w tym świecie, no może poza tym AR2. W końcu owa broń, szczególnie obecnie, istniała chyba w jednej lub dwóch sztukach, więc no. Jednak tak poza tym, to powinien próbować przeciągnąć na swoją stronę Raven lub Gwiazdkę, skoro Tri nie wchodziła w grę.


Jednak ostatnie na dzisiaj zdanie Slade'a zaczęło mieć sens szybciej niż przypuszczałam. Otóż, na początku stało się coś, co mogło bądź nie mieć z tym powiązanie. W którejś chwili bowiem zauważyłam, że do mego pokoju powoli zaczęła wlewać się woda. Nie wyglądała na zbyt czystą, dało się wywnioskować, że pochodziła albo z kanalizacji, albo z rur, albo z tego i tego. Zdziwiło mnie to, bowiem do tej pory kanalizacja i rury w tej wieży wydawały się szczelne. Szybko jednak uznałam, że nie miałam co gdybać i postanowiłam znaleźć Tytanów. Może oni znaliby odpowiedź na to, co się właśnie działo. Dlatego też wyszłam z pokoju i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Tytanów.


Odnalazłam ich stosunkowo szybko, najwidoczniej chwilę temu przebywali w głównym pomieszczeniu lub ich okolicach. Szli bowiem z tamtej strony, jednak wśród nich nie zauważyłam Cyborga. Nie musiałam pytać dlaczego, od razu doszłam do wniosku, że to zapewne on poszedł obczaić, co się działo. W sumie nie dziwne, bowiem on się na tego typu sprawach znał najlepiej z nas wszystkich. No ale kiedy stosunkowo szybko podeszłam do nich, zapytałam:

– Wiecie czemu nas zalewa? – spytałam, ogarniając mych katów wzrokiem.

– Właśnie nie mamy pojęcia. – odpowiedziała Tristitia, gdy zwróciłam wzrok w jej stronę – Cyborg poszedł sprawdzić, co się odjebało. – dodała coś, czego dało się domyślić, ale warto otrzymać oficjalne potwierdzenie swoich przypuszczań.

– Chociaż z tego co wiem – zaczęła Raven, kiedy zwróciliśmy wzrok w jej stronę – to do tej pory i z kanalizacją, i z rurami wszystko było w porządku. – stwierdziła ten NadOczywisty NadFakt, na chwilę spuszczając wzrok, a po tym czasie unosząc go w naszym kierunku.

– Właśnie to jest najgorsze. – powiedziałam, patrząc wszędzie, byle nie nawiązać kontaktu wzrokowego z którymś z Tytanów – Szczególnie, że nie wiem co musiałoby się wydarzyć, aby kanalizacja stała się AŻ TAK nieszczelna. – dodałam, te dwa przedostatnie słowa mówiąc głośniej i nieco unosząc się nad podłogę przy pomocy mej psychokinezy, bowiem po co miałam sobie brudzić nogi.

– Może ktoś wysadził rury. – wysnuł tę w Opkolandii prawdopodobną hipotezę Bestia, kiedy zastanowiłam się nad tym w kontekście tego, co zrobił niedawno Slade.

– Bez przesady, niby jak? – zapytała Raven, patrząc w stronę Bestii – Przecież nikogo poza nami nie ma w tej wieży. – zauważyła i no cóż, miała prawo nie wiedzieć, że niedawno przybył tu Slade.

Zastanowiłam się nad hipotezą Bestii, bowiem z mojej perspektywy miała ona największą rację bytu. W końcu Slade naciśnięciem tego przycisku mógł do tego doprowadzić. Tylko co chciał tym osiągnąć? Powinien wiedzieć, że bezproblemowo moglibyśmy w sekundę wydostać się poza wieżę i po problemie. No i też nie wiedziałam jakie to miało powiązanie z tym, że przez to przekonałabym się, że powinnam do niego z własnej woli dołączyć.

– E kurwa. – wtrącił się ultra kulturalnie Cyborg, przerywając tym samym me krótkie przemyślenia – Ktoś lub coś wysadził bądź wysadziło wszystkie rury w całej wieży. – wyjaśnił, nieświadomie potwierdzając hipotezę Bestii, gdy wszyscy odwróciliśmy się w stronę Cyborga – Tylko dzięki mocy Opkolandii cała baza nie została zalana w sekundę. – dodał, kiedy spuściłam wzrok i zaczęłam się nad tym wszystkim trochę zastanawiać.

Podejrzewałam, że właśnie to zrobił Slade za pomocą swego nadajnika. Tylko po co chciał to osiągnąć? Powinien wiedzieć, że na przykład taka Raven mogłaby nas w sekundę poza wieżę przenieść. Dodatkowo w samym Jump City znajdowało się pierdylion starych baz Slade'a, więc w którejś z nich zawsze mogliśmy się zabunkrować. Dodatkowo jako iż żyliśmy w Opkolandii, to nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że już nam którąś z baz Slade'a urządziła pod nasze potrzeby. No ale nie mogłam więcej pomyśleć, bowiem słysząc wypowiedź Cyborga Raven od razu przeniosła nas poza nasz dom, na drugi brzeg jeziora. No i właśnie o tym mówiłam, jeżeli Slade chciał nas w ten sposób zabić, to coś mu nie wyszło. Chociaż z drugiej strony Slade nie należał do idiotów, więc musiał zdawać sobie z tego sprawę. Także CO chciał osiągnąć, niszcząc nam wieżę?

– Kurwa, teraz to już przegięłaś. – powiedział do mnie Robin, wyrywając mnie z zamyślenia – Jak mogłaś nam wieżę zniszczyć?! – zapytał ze słyszalną nienawiścią w głosie, gdy odwróciłam wzrok w jego kierunku.

Kurde, czy on coś ćpał do obiadu, że takie pierdoły wygadywał? Ja wiedziałam, że oni bez powodu mnie nienawidzili, ale powinni przy tym używać logiki. Po pierwsze, JAK miałabym zalać wieżę wysadzając rury? Nie miałam takiej możliwości, wszakże moja jedyna zdolność nadprzyrodzona to psychokineza. Nie mogłam tego zrobić na odległość. Dodatkowo nie posiadałam żadnych ładunków wybuchowych, którymi mogłabym owe wysadzić. Po drugie, po co miałam to robić? Jasne, Tytani denerwowali mnie swoim podejściem do mnie, ale ta wieża to również mój dom. To chyba logiczne, że nie zniszczyłabym z premedytacją swego domu, nie?

– Czy ty coś ćpałeś do obiadu? – zapytałam z zażenowaniem w głosie, takim samym wzrokiem patrząc w jego kierunku – Niby jak miałabym to zrobić? – zapytałam, psychokinezą odgarniając opadające mi na twarz włosy – A nawet jakby, to po co miałabym to robić? – spytałam, zakładając ramię na ramię.

– Bowiem jesteś tępą idiotką. – odpowiedział Bestia, kiedy odwróciłam się w jego stronę – Na sto procent zrobiłaś to ty. – dodał, gdy przewróciłam oczami z niedowierzaniem nad ich głupotą – Jestem przekonany, że z premedytacją chciałaś zniszczyć nam dom. – dodał, kiedy ledwo powstrzymywałam się od strzelenia facepalma nad ich nieogarniętą logiką.

I co miałabym tym osiągnąć? Nie, na serio, nawet nie wiedziałam jak odpierać te zarzuty. W końcu wiało od nich taką głupotą, że to aż szok. Niby po co miałabym zalewać też i swój dom? Poza tym, w momencie wybuchu rur znajdowałam się w swoim pokoju. Powinni to wiedzieć, wszakże zdawali sobie sprawę, że po wykonaniu wszystkich obowiązków domowych przebywałam u siebie w pokoju. Dodatkowo jeżeli chcieli mnie już obwiniać o to, to powinni znaleźć sobie jakieś argumenty za tym przemawiające. Nie, stwierdzenie, że idiotka ze mnie to nie argument. W końcu to jedynie ich opinia, która nie pokrywała się z rzeczywistością. Ich bezpodstawna nienawiść do mnie to też nie argument, bowiem po pierwsze, ich nienawiść nie miała sensu. A po drugie nawet jakby, to należało przy tym myśleć logicznie.

– I co niby miałabym tym osiągnąć? – spytałam, gdy dało się słyszeć, że nad nami przeleciał helikopter – Ta wieża to również i mój dom, a z premedytacją nie zniszczyłabym swego domu. – stwierdziłam ten fakt, prostując ręce i nieco unosząc się nad ziemią.

– O, widzisz? – odezwała się Raven, kiedy wzięłam głębszy oddech – To na sto procent twoja wina. – dodała, gdy odwróciłam się w jej stronę – Udowadniasz, że jesteś egoistką, więc na sto procent ty za tym stoisz. – zakończyła kolejnym nie mającym odzwierciedlenia w rzeczywistości pseudo argumentem.

No do blyata, naprawdę? Niby na jakiej podstawie wysnuła, że cechowałam się egoizmem? Chyba pomyliła mnie ze swymi kolegami. W końcu co by nie mówić, to jednak ja zachowywałam się najbardziej przyzwoicie z całej drużyny. Najlepszy dowód, którego część już poznaliście nie tak dawno, to fakt, że oni szli na misje jak na kazanie. Kurde, skoro kreowali się na takich superbohaterów, to powinni również wykazywać się cechami typowymi dla tej profesji. A tymczasem z całej drużyny tylko ja szczerze i chętnie walczyłam z naszymi wrogami mając na względzie dobro miasta. Dodatkowo znęcali się nade mną jedynie dla własnej rozrywki, nie biorąc pod uwagę, że to złe oraz wyrządza mi krzywdę. Poza tym, nie chcieli zająć się sprawą Moonlight Acres. Dobrze wiedzieli, że sama bym sobie nie poradziła ze sprawą zaginięć w tamtym miejscu. No a taka Tristitia w sekundę mogłaby spalić tamtejszy las swoją pirokinezą i pozbyć się przesiadującego tam zagrożenia. Jednak po co ruszyć raz czy dwa ręką i uratować ewentualne przyszłe ofiary, nie? Lepiej udawać, że problem nie istniał, niż zacząć DZIAŁAĆ.

– I niby na jakiej podstawie tak twierdzisz? – zapytałam, lądując na ziemi – Jeżeli szukać tutaj egoistów, to jesteście nimi WY. – powiedziałam, to ostatnie słowo mówiąc głośniej i wskazując na wszystkich Tytanów – Prosty przykład, do teraz nie raczycie ruszyć tyłków i zająć się sprawą Moonlight Acres. – wypowiedziałam mój koronny argument na egoizm Tytanów, zakładając ramię na ramię – Tristitia mogłaby w sekundę spalić tamtejszy las razem z rezydującym tam zagrożeniem. – powiedziałam, wskazując w kierunku Tri, kiedy w oddali przeleciał Nyan Cat – Jednak po co wykazać się cechami, które powinny być normą dla superbohaterów, co nie? – zapytałam, opuszczając rękę i nieco zginając prawą nogę.

W tym momencie zauważyłam, że Raven chciała coś odpowiedzieć, jednak nie zdążyła. Bowiem chwilę potem, usłyszeliśmy huk potężnej eksplozji. Owy dochodził od strony naszej wieży. Słysząc to, z przerażeniem odwróciliśmy się w tamtym kierunku. Dzięki temu ujrzeliśmy, że nasza wieża rozpadła się całkowicie. A tym to już nie wiedziałam co Slade chciał osiągnąć. W końcu powinien zdawać sobie sprawę, że my zawsze odnajdziemy jakieś miejsce, w którym moglibyśmy się zabunkrować. Jednak teraz nie to wydawało mnie się najważniejsze. Bałam się, co nastąpiłoby niedługo. W końcu skoro Tytani obwiniali mnie, że zalałam im wieżę, to teraz chyba by mnie zabili widząc, że nasz dom został wysadzony. Przemówić im do rozsądku to jak próba wytłumaczenia fanatykowi PiS-u bądź PO, że ich ukochana partia święta nie jest.

– Ty dziwko jebana!!! – krzyknął do mnie Cyborg, gdy zwróciłam wzrok w jego stronę – Co żeś narobiła?! – znowu krzyknął, kiedy na chwilę spuściłam wzrok.

Mówiłam? Mówiłam. Wiedziałam, że to się tak skończy, wszakże dzień bez opierdolenia mnie to najwidoczniej dzień stracony. Czy oni na serio nie mogliby użyć mózgu? Nadal nie rozumiałam, czemu oni nie mogli postępować logicznie. Przecież chyba wiadome, że nie miałam możliwości doprowadzenia do takiej eksplozji.

– Czemu wy ciągle uważacie, że to moja wina?! – spytałam ze słyszalnym zdenerwowaniem w głosie, ogarniając ich wzrokiem – Użyjcie logiki, to chyba wiadome, że nie ja za tym stałam! – zawołałam, patrząc na nich z nienawiścią i gdyby nie fakt, że nie miałam z nimi szans, to bym im wtedy najebała.

– Oczywiście, że to twoja wina. – stwierdziła pewnym głosem Tristitia, gdy odwróciłam wzrok w jej kierunku – W końcu jesteś egoistyczną idiotką, więc wiadomo, że ty to zrobiłaś. – powiedziała, kiedy przewróciłam oczami z zażenowaniem i tak samo westchnęłam.

– I dlatego musisz za to zdechnąć. – powiedział Robin, po czym z całej siły kopnął mnie w twarz.

Tak, jak mogliście się spodziewać, znowu dostałam od nich wpierdol, tylko tym razem mocniejszy. Nie potrafiłam i w sumie do dzisiaj nie potrafię zrozumieć, dlaczego akurat mnie tak traktowali. Nie, ich argumentów nie uznawałam, bowiem owe nie miały sensu. Co z tego, że posiadałam tylko jedną nadprzyrodzoną zdolność? Nie zmieniało to faktu, że miałam ją na NadOP poziomie i mogłam za jej pomocą nawet latać czy przenosić budynki. Poza tym nawet jakby to znęcanie się nad kimś z tego powodu to czysty idiotyzm. Nie miałam wpływu na to z jakimi oraz iloma supermocami się urodzę. Nie miałam również dostępu do konsoli rzeczywistości, więc nie mogłam sobie dodać żadnych nowych mocy. No a tymczasem oni zachowywali się, jakby ktokolwiek mianował ich panami życia i śmierci. Dodatkowo tak naprawdę nie zrobiłam Tytanom NIC co by usprawiedliwiło takie ich zachowanie. Ja bym rozumiała, gdyby mścili się na mnie w ten sposób za me przeszłe zachowanie skierowane w ich stronę. Jednak od początku mego przynależenia do tej drużyny nic złego im nie zrobiłam. Ba, ja zachowywałam się bodaj najbardziej porządnie z nich wszystkich. Wiem, że to brzmi cholernie nieskromnie, ale jeszcze niejednokrotnie podczas mej opowieści przekonacie się, że nie kłamię.


Teraz jednak musiałam ciosy zadawane przez nich przyjmować, mimo iż to nieziemsko bolało. Nie mogłam się obronić, posiadali oni znacznie większą potęgę ode mnie. Zastanawiało mnie jednak czemu Gwiazdka nie reagowała. Tak, ona obecnie mnie nie biła, ale gdyby faktycznie zmieniała swoje nastawienie do mnie to powinna spróbować jakoś odciągnąć swych kolegów ode mnie. Posiadała supersiłę, dałaby radę bez problemu. No ale najwidoczniej, jak podejrzewałam, nie obchodził jej mój los i jedynie chciała wykorzystać mnie do swoich celów. Zaczęłam ją przez to jeszcze bardziej nienawidzić. O ile Tytanów samych w sobie nienawidziłam za to, co od dawna mi robili, to Kori nienawidziłam dwa razy bardziej. Nie dość, że kiedyś również się nade mną znęcała, to teraz w żaden sposób nie próbowała odkupić swych win. Gdyby chciała, to powinna teraz próbować mnie bronić. Dobrze wiedziała, że posiadała znacznie większą potęgę ode mnie oraz o wiele lepsze relacje z Tytanami niż ja. Mimo tego nie zamierzała tego wykorzystać do tego, aby mi pomóc. Nie zamierzałam jej tego mówić, zamierzałam to kiedyś wykorzystać przeciwko niej. No ale teraz musiałam znosić przez stosunkowo długi, znacznie dłuższy niż normalnie, czas otrzymywane od Tytanów ciosy.


Na szczęście w którymś momencie skończyli. Ja nie mogę, serio zaczęłam się bać, że dzisiaj bym tego nie przeżyła. Niby jako królowa Mary Sue miałam większą wytrzymałość, ale i tak, nie nieograniczoną. Kiedy jednak przestali mnie bić, bałam się poruszyć. Ba, nawet nie miałam siły, aby to zrobić. Z moich oczu jedynie spływały łzy, a ja sama nie odsłaniałam jeszcze dotychczas zasłoniętej przed ciosami twarzy. Bałam się, że zrobili sobie jedynie chwilową przerwę i, że za chwilę wróciliby do znęcania się nade mną. Jednak okazało się, że nie, bowiem w którejś chwili Robin powiedział do mnie ze słyszalną nienawiścią w głosie:

– Skoro już rozjebałaś nam wieżę – mówił, gdy roztrzęsiona i nadal obolała próbowałam wstać – to szukaj nam nowego miejsca zamieszkania. – rozkazał, kiedy zaczęłam zastanawiać się, gdzie mogliśmy się zatrzymać.

Szczerze, pierwsze co mi do głowy przyszło to jakaś stara baza Slade'a. Typek miał ich od zatrzęsienia w Jump City, szczególnie, że sporo baz mu już zniszczyliśmy. Oczywiście zrobiliśmy to przypadkowo, bowiem celowo nie widzieliśmy w tym sensu. Znaczy...ja nie widziałam w tym sensu, nie mogłam wiedzieć czy Tytani czasami nie niszczyli mu tych baz celowo. Po nich mogłam się tego spodziewać. Serio, oni nie nadawali się na superbohaterów, prędzej na drużynę superzłoczyńców kreujących się w opinii publicznej na superbohaterów.

– Możemy...możemy zamieszkać w którejś ze starych baz Slade'a. – powiedziałam roztrzęsionym głosem, nie odwracając wzroku w ich kierunku, bowiem co logiczne bałam się spojrzeć w ich stronę – Jest ich mnóstwo w tym mieście. – stwierdziłam ten fakt, obejmując się rękoma i lekko trzęsąc się ze strachu.

– W którejś z baz tego kasztana? – zapytała z wyrzutem Tristitia, kiedy spuściłam na chwilę wzrok – Pojebało cię? – spytała, gdy ponownie uniosłam wzrok.

– Nie mamy lepszej opcji do wyboru. – odpowiedziałam, odwracając się w jej stronę – Umówmy się, nie mamy gdzie indziej się zabunkrować. – odparłam, wodząc wzrokiem właściwie wszędzie, byle nie nawiązać kontaktu wzrokowego z którymś z Tytanów.

– Raz w życiu gada z sensem. – odezwała się dotychczas milcząca Terra, kiedy znowu spuściłam wzrok – Nie mamy gdzie indziej się podziać. – dodała, gdy od patrzenia w ich kierunku wolałam wodzić po ziemi.

– Co prawda średnio widzi mi się mieszkanie w starej bazie tego dekla – odezwał się Robin, ujawniając swój szacunek do swych wrogów, kiedy spojrzałam w jego stronę – ale faktycznie nie mamy przez tę kurwę gdzie się podziać. – stwierdził, przy tym jakże pięknym określeniu wskazując na mnie – Raven, przenieś nas tam. – powiedział, zwracając wzrok w stronę Raven.

Po tej ambitnej debacie, Raven posłusznie otworzyła portal w odpowiednie miejsce i wszyscy przeszliśmy przez niego.


Okazało się, że Opkolandia wiedziała, że trafimy do tej konkretnej bazy, bowiem urządziła nam ją. Pomieszczenie główne, w którym obecnie się znajdowaliśmy, wyglądało właściwie tak jak przed zniszczeniem tejże bazy. Została ona urządzona w klimacie science-fiction, bowiem co dało się zauważyć po starych bazach Slade'a najwidoczniej do pewnego momentu swego życia miał fazę na takie klimaty. W pomieszczeniu nie znajdowały się żadne okna, jedynie niebieskie światła dochodzące z niektórych miejsc. W sumie jedyne inne światło to pomarańczowe, które emitowała hologramowa kula ziemska umieszczona nad stołem pośrodku pomieszczenia. Obok owej kuli ziemskiej wisiał również, obecnie wyłączony, ekran hologramowego komputera. Za nami znajdowały się drzwi wyjściowe z bazy, a na ścianie równoległej te prowadzące w głąb bazy. Ściana po lewej stronie to tak naprawdę wiele centrali głównego komputera, który zasilał to miejsce.


Szczerze to podobało mnie się tutaj. Może nie szalałam na punkcie stylu science-fiction, ale podobał mnie się. Generalnie to też nie kojarzyłam tej bazy, no ale nie dziwne, bowiem skąd miałam wiedzieć, kiedy ostatni raz Slade jej używał. Niemniej nie spodziewałam się, że kiedyś tworzył swe bazy w stylu science-fiction. Obecnie wyglądały one bardziej jak jakiś steampunkowy bunkier, a za tym stylem jeszcze bardziej nie przepadałam. Mógłby pozostać przy tworzeniu baz w stylu science-fiction, to może przynajmniej posiadałby jakąś zaletę.

– Ewidentnie Opkolandia wiedziała, że tu trafimy. – skomentował wygląd tego miejsca Robin, opierając ręce o biodra i rozglądając się – Ta baza ma bodajże z dwadzieścia lat, powinna wyglądać gorzej niż ryj Andromedy. – rzekł i oczywiście nie mógł sobie darować bezpodstawnego obrażania mnie, jakby po prostu nie mógł użyć jakiegoś normalnego porównania.

Oczywiście po tym porównaniu wszyscy z Tytanów, naturalnie oprócz mnie, zaśmiali się. Nie miałam po prostu słów na ich płytkość. Skoro tak mnie nienawidzili, to powinni wywalić mnie ze swej drużyny. No ale lepiej trzymać mnie jako swoją niewolnicę do wykonywania wszystkich obowiązków, znęcać się nade mną bez powodu i mnie obrażać. Żałowałam, że nie mogłam od nich odejść, bowiem gdybym mogła to już dawno bym tych kasztanów opuściła. Na serio musiałam zdobyć więcej mocy, aby móc ich zostawić bez obawy, że by mnie bezproblemowo zabili. Hm. Hmmm...Chyba miałam pomysł co powinnam zrobić, aby się ode mnie odjebali, ale to trochę ryzykowne. Chociaż w sumie piastowałam rolę królowej Mary Sue, wszystko powinno iść na moją korzyść, co nie? A tak w ogóle, to zmieniając temat, nie wiedziałam, że ta baza miała dwadzieścia lat. To definitywnie tłumaczyło, dlaczego widziałam ją pierwszy raz na oczy.

– Anyway – zaczął ten czerwony farfocel, przerywając moje przemyślenia – to trzeba wgrać nasz system do głównego komputera. – stwierdził, ogarniając nas wszystkich wzrokiem.

– Zajebiście, ja się tym mogę zająć. – zaoferował się Cyborg i nie zdziwiło mnie to, bowiem gdy szło do robienia czegoś z komputerem głównym to biegł aż się kurzyło.

– Spoko, nie ma problemu. – powiedział Robin, zwracając wzrok w kierunku jednego ze swych kolegów – To my sobie pokoje wybierzemy, zostawimy ci jakiś spoko pokój. – rzekł, kiedy wszyscy zaczęliśmy iść w kierunku części mieszkalnej naszego nowego domu.

– OK, dzięki. – podziękował Cyborg, po czym zabrał się do roboty.

– Te, pizda. – zaczęła ze słyszalną pogardą w głosie Terra, ewidentnie kierując tę wypowiedź do mnie.

– Hm? – zapytałam, kierując wzrok w jej kierunku.

– Pamiętaj, że twój pokój to schowek na miotły. – przypomniała, kiedy na chwilę spuściłam wzrok.

– Tak, wiem, pamiętam. – odparłam, ponownie unosząc wzrok i patrząc przed siebie.

Ja nie mogę, to tak irytowało. Dlaczego według nich nie zasługiwałam nawet na takie drobnostki jak NORMALNY pokój? Czemu traktowali mnie gorzej od zwierzęcia? Chciałabym poznać ich powody i nie, te błahe, które oni podawali, się nie liczyły. Czyżby torturowali mnie po prostu ot tak, z czysto sadystycznych pobudek? Jeżeli tak to ewidentnie piastowali rolę superzłoczyńców udających superbohaterów. Umówmy się, przez takie traktowanie mnie oraz podchodzenie do swych misji tak, jak wam to do tej pory opisałam i jeszcze nie raz opiszę, tylko jednym różnili się od swych wrogów. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że takie niekonsekwentne osoby broniły Jump City. Liczyłam na to, że mój plan ucieczki od nich, do którego potrzebowałam zdobyć więcej mocy, w przyszłości by zadziałał.


Nie zdążyłam się jednak dłużej zastanowić nad czymkolwiek, bowiem przechodziliśmy obok schowka na miotły. No cóż, skoro to mój nowy pokój, to tam weszłam zamykając drzwi. W środku, przynajmniej tyle, okazało się, że Opkolandia o wszystko zadbała i tenże schowek wyglądał idealnie tak jak w wysadzonej wieży. Nawet wszystkie moje nieliczne rzeczy się tu znajdowały. Miło, że chociaż tyle dostałam dzisiaj od życia, to już definitywny sukces. Obecnie jednak uznałam, że zadzwonię do Gregory'ego. On jedyny mnie rozumiał i tylko z nim mogłam szczerze pogadać o tym wszystkim, co działo się u Tytanów. Cieszyłam się, że go miałam, bowiem bez niego już dawno bym chyba oszalała. Dlatego też wyjęłam mój komunikator i wybrałam jego numer. Jak to miał w zwyczaju, stosunkowo szybko odebrał.

– O, hej Andromedo. – przywitał się i, z tego co widziałam na ekraniku, obecnie siedział przy biurku w swym pokoju – Znowu cię pobili? – zapytał z niedowierzaniem, widząc jak wyglądała moja twarz.

– Niestety... – odpowiedziałam, po czym westchnęłam i usiadłam na łóżku.

– To aż nie do pomyślenia, aby superbohaterowie się tak zachowywali. – zauważył ten fakt nadal z niedowierzaniem, lekko obracając się na krześle w prawo i drugie prawo a.k.a lewo – Co tym razem sobie ubzdurali? – zapytał, kiedy skrzyżowałam nogi.

Po tym pytaniu, po prostu opowiedziałam mu o dzisiejszych wydarzeniach. Nie ma sensu, abym wam to powtarzała, bowiem doskonale wiecie co się wydarzyło. Natomiast po skończeniu mej opowieści dodałam:

– Nie mam pojęcia czemu mnie tak traktują. – mówiłam, czując łzy napływające mi do oczu – A najgorsze jest to, że nie mogę z tym nic zrobić, bowiem są potężniejsi ode mnie. – dodałam, czując łzy spływające po mych policzkach i wiem, że dużo płakałam, ale czy w mej sytuacji dało się mnie za to winić?

– Może po prostu zadzwoń na policję i zgłoś przemoc? – zaproponował, gdy na chwile spuściłam wzrok.

– Chciałabym, ale nie mogę. – powiedziałam, ponownie kierując wzrok w stronę ekraniku – Po pierwsze, policja gówno byłaby w stanie zrobić grupce dobrze wyszkolonej w walce grupie superbohaterów z mocami. – zaczęłam wyjaśniać, czemu jego pomysł by nie wypalił, przy okazji zwracając wzrok w lewo, bowiem ponownie miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwował – No a po drugie na sto procent nie uwierzyliby mi, że grupa superbohaterów byłaby w stanie zrobić coś takiego. – dodałam, nie widząc po lewej stronie kogokolwiek, dlatego też znowu kierując wzrok w stronę ekranu komunikatora.

– Się nieźle zabezpieczyli, skurczybyki. – skomentował moje wyjaśnienia, z tego co zauważyłam zakładając nogę na nogę.

– Generalnie Młodzi Tytani to po prostu grupa superzłoczyńców. – zaczęłam wypowiadać ten fakt, kładąc się na łóżku – Jedyne, co odróżnia ich od ich wrogów to fakt, że udają superbohaterów i są za takich uważani przez media. – kontynuowałam, chwytając komunikator przy użyciu mej psychokinezy – Żałuję, że ci wszyscy, którzy uważają Tytanów za takie uosobienie dobra nie mogą przeżyć tego, co ja. – kontynuowałam, ustawiając komunikator naprzeciwko swej twarzy i patrząc w kierunku ekraniku, nadal oczywiście leżąc na łóżku – Wtedy poznaliby prawdę na temat swego ukochanego zespołu udającego, że bronią Jump City. – zakończyłam, w miarę możliwości krzyżując nogi i słysząc, że rzeczywistość puściła cicho w tle najbardziej niepasującą do sytuacji nutę, czyli „Public Enemy" Little Big.

– Nie no, nie należy innym źle życzyć. – stwierdził Gregory, kiedy ujrzałam, że wyprostował nogi – Trzeba byłoby jakoś upublicznić to wszystko, co ci robią i zgadać się albo z którymś z Nadbogów, albo z rzeczywistością Opkolandyjską, aby każdy w te fakty uwierzył. – wypowiedział to wybitnie długie zdanie na dzień dzisiejszy, kładąc nogi na biurku, kurde, czy matka nie nauczyła go, że nie kładzie się nóg na stole?

– Tylko jak to zrobić? – zapytałam, nieco rozkładając ręce – Nie mam żadnej możliwości, aby coś takiego odjaniepawlić. – wyjaśniłam, unosząc nieco nogi i robiąc konstrukt z mej psychokinezy, po czym kładąc na owy nogi.

– Z tego co wiem, to w konsoli rzeczywistości jest takie coś podobnego do Windowsowej nagrywarki ekranu, tylko, co logiczne, działa znacznie lepiej. – odpowiedział i kurde, czy my mieliśmy dzisiaj jakiś dzień długich zdań, że tyle ich wypowiadał? – Można tym nagrywać wszystko, co się dzieje wokół istoty, która w danym momencie tego używa. – kontynuował, gdy na chwilę zwróciłam wzrok w lewo i zaczęłam zastanawiać się nad jego pomysłem – Potem nagranie to zapisuje się na koncie danego użytkownika konsoli i można je wykorzystać jak się chce. – opowiadał dalej, zginając, z mojej perspektywy, prawą rękę nieco w bok i przy okazji opierając ją o oparcie swego krzesła – Po nagraniu tego można byłoby włamać się do bilbordów w całym USA, a szczególnie do tych na Time Square i pokazać jacy naprawdę są Tytani. – skomentował, gdy poważnie zaczęłam zastanawiać się nad tym pomysłem, bowiem owy głupio nie brzmiał plus mimo iż nie miałam dostępu do konsoli rzeczywistości, to moi dwaj wujkowie mieli, więc raczej mogliby mi tego użyczyć – Znaczy taka opcja na stówę istnieje, bowiem oglądam na YouTube kanał Gordona i on tym vlogi nagrywa, przy okazji chwaląc się tym, jakie to jest zajebiste i w ogóle wybudować złoty pomnik temu, kto wpadł na pomysł czegoś takiego. – zakończył, nieco unosząc wzrok w kierunku sufitu oraz przy okazji opuszczając ręce i przy okazji łaskawie siadając normalnie, czyli bez trzymania nóg na biurku.

W sumie mówił z sensem. W końcu Młodzi Tytani byli znani w całym nie tylko Jump City, ale także i USA. No a gdyby objawić prawdę o nich chociażby na takim Time Square, to wydarzyłaby się drama tysiąclecia, że jak to tak superbohaterowie mogli się zachowywać. Tylko oczywiście najpierw musiałam się zgadać z Gordonem lub Zardonikiem, aby udostępnili mi ową opcję oraz swoje konto w konsoli rzeczywistości. Jasne, mogłabym się spróbować do owej włamać, ale po pierwsze to stanowiło coś wybitnie ryzykownego, bowiem gdyby ktokolwiek z Nadbogów się dowiedział, to miałabym pewnie przesrane, nawet mimo iż to moi wujkowie. Po drugie, włamanie się tam graniczyło z Nadcudem. No a po trzecie w tym wypadku po prostu łatwiej poprosić. Raczej zrozumieliby moją sytuację, co nie?

– Ty, w sumie to nie jest taki głupi pomysł. – przyznałam po chwili zastanowienia – Tylko najpierw musiałabym się zgadać z którymś z Nadbogów, wiesz przecież, że nie mam dostępu do konsoli rzeczywistości. – wyjaśniłam, likwidując konstrukt psychokinetyczny spod nóg i siadając na skraju łóżka – No a lepiej nie próbować się tam włamywać, bowiem to jest zbyt ryzykowne. – przypomniałam, zauważając, że przytaknął głową na znak, że rozumiał.

– Akurat w twoim wypadku nie będzie z tym problemu, wszakże Nadbogowie to twoi wujkowie, farciaro w pięciu smakach, ja też tak chcę. – powiedział, a pod koniec jego wypowiedzi szeroko jak postacie w anime uśmiechnęłam się.

– Ma się tego życiowego farta, co nie? :D – rzekłam, chwaląc się swoją umiejętnością mówienia emotikonkami.

– Zazdro, chyba każdy by chciał, aby któryś z Nadbogów był członkiem jego rodziny. – powiedział, ponownie nieco obracając się na krześle w prawo i drugie prawo a.k.a lewo – A tobie jako wujkowie trafili się obaj, normalnie aż żal dupę ściska, że w tej kwestii nie można być na twoim miejscu. – dodał, kiedy szeroko jak dwie postacie z anime razem wzięte uśmiechnęłam się i przy okazji chwyciłam komunikator – Anyway, ja już muszę kończyć. – zmienił temat jak zawodowy zmieniacz tematów – Za pięć minut muszę wyjść. – dodał, wstając z krzesła.

– K, to do następnego. – pożegnałam się, krzyżując nogi.

– No, cześć. – również pożegnał się, po czym połączenie zakończyło się.

Po tej rozmowie, schowałam komunikator na swoje miejsce. Chciałam zastanowić się nad pomysłem podsuniętym mi przez mego przyjaciela, ale nie zdążyłam. Otóż, kilka chwil po zakończeniu połączenia, usłyszałam pukanie do drzwi mego pokoju...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top