II - Brudna sprawa.

Następnego dnia, wszystko o czym chcę wam opowiedzieć zaczęło się właściwie od mej dziennej rutyny, a dokładniej od szykowania jedzenia dla Tytanów. Tak, musiałam im aż tak bardzo usługiwać, że nawet kazali mi robić sobie śniadanie. Niektórzy z nich, głównie Bestia jeżeli was to ciekawiło, należeli do aż tak leniwych, że gdy tylko jeden papierek spadł im na podłogę, to od razu wołali mnie, abym go podniosła i wyrzuciła lub odłożyła na miejsce. Naprawdę irytowało mnie to, że uznawali mnie za służbę, a sami, jeżeli chodziło o utrzymywanie porządku w wieży, praktycznie nic nie robili. Na dodatek nie mogłam się zbuntować przeciwko takiemu zachowaniu, bowiem grozili mi, że jak się zbuntuję, to mnie zabiją. Jasne, zawsze to mogły okazać się puste groźby, ale po nieobliczalności Tytanów w stosunku do mnie mogłam się absolutnie NadWszystkiego spodziewać. Dlatego po prostu cierpliwie to znosiłam, chociaż zastanawiałam się, kiedy moja cierpliwość się skończy. Wiecie, mimo iż piastowałam rolę królowej Mary Sue, to moja cierpliwość również miała swoje ograniczenia. W tamtym momencie jednak nie wiedziałam jak duże, bowiem jasne, kiedyś już zostałam wyprowadzona z równowagi, nie przez Tytanów jak coś, ale wyglądało na to, że moja cierpliwość posiadała nieregularne stopnie wytrzymałości. Wszakże z Tytanami użerałam się już dziesięć lat, a nawet nieco więcej, więc no.


Jednak, obecnie robiłam po prostu im to nieszczęsne śniadanie, bowiem co miałam począć. Nawet nie wiecie, jak mnie kusiło, aby dać Bestii na śniadanie jakieś mięso. Wiem, że on prowadził wegetariański styl życia i o to chodziło, właśnie dlatego nieziemsko miałam ochotę dać mu mięso na śniadanie. Nie robiłam tego właściwie tylko dlatego, że obawiałam się, iż dostałabym solidny wpierdol z samego rana, a tego chciałam uniknąć. Chociaż, jak możecie się domyślić, czasami i na dzień dobry któryś z Tytanów dawał mi wpierdol. Obecnie jednak żaden z nich nie znajdował się w głównym pomieszczeniu, więc miałam od nich spokój. Nie opiszę wam, co każdy z Tytanów jadał na śniadanie, bowiem umówmy się, co to kogo obchodzi? To stanowiłoby niepotrzebny wypełniacz, bowiem ta informacja i tak by się do niczego w przyszłości nie przydała. Jedyne co, to najbardziej cringe wyglądało śniadanie Tristitii. Z pozoru nie wchodziło w jego skład nic cringe, ot sałatka z kurwa mozzarellą, ja pierdolę, kto to gówno z własnej woli by jadł, nie mam słów na jej pierdolca. No i jeszcze herbata kurna oczyszczająca, of course, o tym bym zapomniała. Jednak cringe zaczynał się wtedy, gdy wiedziało się, z jakiego powodu Tri jadła takie, a nie inne śniadanie. Po prostu ta parówa chciała najwidoczniej załatać ubytki w jej inteligencji udając taką cool i w ogóle fajną tylko dlatego, że na śniadanie je sałatkę i pije herbatę oczyszczającą. Szczerze to nie wiedziałam jak ona mogła tę herbatę pić. Spróbowałam ową kiedyś i smakowała jak gówno. Nie wiem jak smakuje gówno jak coś, ale wiecie, po prostu tak okropnie smakowała. Ja bym się nie umiała poświęcić i pić tej herbaty codziennie tylko po to, aby udawać cool osobę. Pomińmy fakt, że nie musiałam, bowiem jako królowa Mary Sue i tak każdy wiedział, że byłam, jestem i będę fajna.


No i tak robiłam mym oprawcom śniadania, nudząc się niemiłosiernie, bowiem robienie tego samego dzień w dzień i to na dodatek tak monotonnej czynności potrafiło nudzić. Aż w pewnym momencie przypadkiem potrąciłam, na szczęście jeszcze pusty, kubek, w którym zamierzałam zrobić Tristitii herbatę. Na całe szczęście tym razem to zauważyłam i udało mnie się owy przedmiot chwycić psychokinezą przed upadkiem. Kiedy to nastąpiło, aż odetchnęłam z ulgą. Ufff, już się bałam, że z samego rana dostałabym bezpodstawny opierdol. Wiecie, w tym wypadku to jeszcze bardziej, bowiem Tri pewnie by uznała ten kubek za swój ulubiony, mimo iż wszystkie jej kubki są kurna takie same. No ale przekonaliście się, że w sumie dostawałam po mordzie z gówno powodów. Dlatego właśnie taka mała rzecz jak chwycenie kubka psychokinezą przed upadkiem stanowiła dla mnie powód do ulgi. No ale po złapaniu go, po prostu postawiłam owy przedmiot na blacie kuchennym i kontynuowałam przygotowywanie śniadania. Mój Nadboże z rewolwerem, niech w końcu wydarzy się jakaś akcja dnia, niech nawet ktoś próbuje okraść sklep jubilerski, byle bym mogła na chwilę przerwać tą nudną czynność.


Cóż, co prawda to nie akcja, ale w pewnym momencie jakbym została wysłuchana, bowiem zadzwonił mój komunikator. Jeżeli to jakieś istotne połączenie, a nie telemarketerzy, to przynajmniej uprzyjemniłoby mi to wykonywanie mej codziennej rutyny. Dlatego też na chwilę przerwałam me czynności i wyjęłam z kieszeni przedmiot. Okazało się, że dzwonił do mnie Gregory, więc to kwalifikowałam jako ważne połączenie. Widząc to, po prostu odebrałam i faktycznie ujrzałam mego najlepszego przyjaciela. Wiecie, zawsze ktoś mógłby mu ukraść telefon i uznać za dobry prank dzwonienie do każdej osoby z jego listy kontaktów. Ludzie, szczególnie w Opkolandii, potrafili mieć na serio pokurwione pomysły. Zaś po odebraniu ujrzałam, że mój przyjaciel siedział obecnie w swym domu, oparty o tylne oparcie swojego łóżka.

– Dzień dobry, Andromedo. – przywitał się, kiedy postawiłam komunikator niedaleko zlewu – Jak tam ten wybitnie pochmurny poranek? – spytał, gdy włożyłam torebkę herbaty do kubka Tri.

– Tak jak zwykle. – odpowiedziałam, na chwilę zwracając wzrok w stronę ekraniku komunikatora – Muszę robić śniadanie dla każdego z Tytanów. – sprecyzowałam, wstawiając wodę na herbatę.

– Musi to być strasznie nudne zajęcie. – skomentował, kiedy woda zaczęła się gotować, a ja podeszłam do chlebaka – Jasne, ja też sam sobie robię śniadanie, ale robienie śniadania dla jednej osoby, a dla łącznie ośmiu osób to znaczna różnica. – dodał, gdy wyjęłam bułki i po zrobieniu tego zajrzałam do lodówki, po czym wyjęłam z niej boczek oraz pomidor, bowiem bez tego śniadanie dla Cyborga nie mogło zostać nazwane śniadaniem dla niego.

– Dla siedmiu. – poprawiłam go, zamykając lodówkę i ponownie na chwilę zwracając wzrok w stronę ekraniku – Ja sobie śniadań nie robię, bowiem i tak nie zdążyłabym ich zjeść. – wyjaśniłam, podchodząc do szuflady ze sztućcami i biorąc z niej nóż do krojenia chleba oraz nóż do masła – Zazwyczaj jakaś akcja dzieje się rano plus często rano dostaję opierdol, że niby wieczorem czegoś nie zrobiłam, więc nie miałabym czasu. – dodałam, podchodząc do blatu i zaczynając krojenie chleba, gdy za oknem dało się usłyszeć mocniejszy wiatr oraz fakt, że zaczął padać deszcz, na razie jedynie kropiąc.

– Mam nadzieję, że cię tam nie głodzą. – powiedział z niepokojem, kiedy równo przekroiłam jedną bułkę, bowiem gdybym pokroiła ją o nanometr krzywo, to Cyborg pewnie by mnie spalił na stosie.

– Nie no, bez przesady, skoro chcą mnie trzymać jako swoją służbę, to logiczne, że nie powinni chcieć doprowadzić do mej śmierci. – odparłam, krojąc kolejną bułkę oraz psychokinezą biorąc nóż do masła i zaczynając smarować już pokrojone połówki – Obiad i kolację mam czas zjeść. – dodałam, odkładając nóż na bok i nadal smarując połówki jednej z bułek masłem.

– To i tak trochę za mało, dziennie powinno się jeść śniadanie, obiad i kolację minimum. – stwierdził, gdy na chwilę gwałtownie odwróciłam się w prawą stronę, bowiem znowu miałam to irytujące uczucie, że ktoś mnie obserwował – Ja tam nie wyobrażam sobie jeść tylko obiad i kolację. – dodał, kiedy nikogo tam nie ujrzałam, więc na moment zwróciłam wzrok w stronę ekraniku.

– Da się do tego przyzwyczaić. – stwierdziłam, przy czym wzruszyłam ramionami jakby nic się nie stało – Szczególnie, że jestem królową Mary Sue i każdy to wie. – dodałam ten NadOczywisty NadFakt, kończąc smarowanie bułek i kładąc na nie boczek.

– Niby tak, ale nadal jesteś człowiekiem. – stwierdził, gdy położyłam na nie kolejną warstwę boczku, bowiem Cyborg to taki mięsożerca, że kanapki z czterema warstwami boczku jadł – Powinnaś coś więcej jeść choćby z faktu, żeby mieć energię na resztę dnia. – zauważył, kiedy z komunikatora usłyszałam, że za oknem mieszkania Gregory'ego powiał mocniejszy wiatr oraz jakieś ptaki zaczęły śpiewać.

– Nie martw się, dziesięć lat dałam sobie radę, to dam sobie radę jeszcze dłużej. – zapewniłam go, kładąc trzecią i czwartą warstwę boczku, po czym krojąc łącznie cztery połówki pomidora – Co prawda z każdą chwilą wzrasta chęć wysłania ich na wieczorną wycieczkę do Moonlight Acres, ale jeszcze tego nie zrobiłam, bowiem jestem dobrym człowiekiem. – stwierdziłam, kładąc połówki na dwóch bułkach, po czym idąc do lodówki po mleko. Dodatkowo psychokinezą wyjęłam z jednej szafki mleko, a z drugiej płatki kukurydziane.

– A propos Moonlight Acres – rzekł, gdy wróciłam do blatu stołu i wlałam mleko do stojącej miski – to dzisiaj sprawdzałem licznik śmierci i z dziewięćdziesięciu tysięcy ośmiuset kipnięć rano skoczył do dwustu tysięcy czterystu. – obwieścił tego niespodziewanego newsa, kiedy aż spojrzałam zdziwiona w kierunku ekraniku komunikatora, przy okazji psychokinezą wstawiając miskę z mlekiem do mikrofalówki i ustawiając na dwie minuty – Nie wiem co w lesie przy Moonlight Acres zabija ludzi, ale ostatniej nocy to cokolwiek tam jest musiało być bardzo głodne. – zakończył, zginając, z mojej perspektywy, lewą rękę w bok, a ja psychokinezą wyłączyłam gwiżdżący czajnik i podniosłam owego.

Szczerze to mnie to zdziwiło. Jasne, to nie stanowiło niczego niemożliwego, wszakże kiedyś wydarzyła się akcja, że ze stu ofiar licznik podskoczył następnego dnia do pięciuset, ale to stało się stosunkowo dawno. A dzisiaj wychodziło na to, że cokolwiek w tamtejszym lesie zjadało ludzi, obecnie zjadło sto dziewięć tysięcy sześćset, czyli jedną trzecią osób, które w Moonlight Acres mogły w jednym momencie przebywać. Cokolwiek się tam znajdowało, musiało mieć niezłą kolację.

– Albo licznik się zjebał – wysnułam jedną z hipotez, wlewając wodę do kubka z herbatą dla Tristitii – albo cokolwiek zjada tych wszystkich ludzi miało niezłą kolację. – dodałam, odstawiając czajnik na miejsce i czekając, aż herbata się zaparzy.

– W sumie to nie jest takie nieprawdopodobne, bowiem ostatnio ten licznik cztery miesiące stał w miejscu, a wiesz przecież, że on aktualizuje się zawsze, gdy są nowe ofiary. – wyjaśnił, gdy mikrofalówka skończyła podgrzewanie mleka, dlatego też psychokinezą otworzyłam drzwiczki, wyjęłam miskę i nasypałam do niej odpowiednią ilość płatków – Ja po czterech miesiącach bez jedzenia też byłbym wybitnie głodny. – zakończył, kiedy rzeczywistość puściła cicho w tle nutę „Public Enemy" Little Big.

– Szczerze to nie zauważyłam tego, jakoś od dawna nie mam już fazy na codzienne sprawdzanie tego licznika. – stwierdziłam, zginając lewą rękę nieco w bok, gdy z korytarza dało się słyszeć czyjeś kroki, ale nie mogłam jeszcze wywnioskować, w którym kierunku zmierzały – Ale i tak, mimo wszystko to strasznie dużo ofiar jak na jedną noc. – zauważyłam, opuszczając rękę i wyjmując dużą łyżkę z szuflady ze sztućcami – Wszakże to jedna trzecia maksymalnego obłożenia Moonlight Acres. – podkreśliłam, wkładając łyżkę do miski i trochę wpychając nią płatki do mleka.

– Faktycznie, nie zwróciłem na to uwagi, bardziej skupiłem się na tym, że sama liczba skoczyła i to znacznie. – rzekł, gdy za oknem przeleciał jakiś człowiek na drewnianej sklejce, najwidoczniej kolejny z tych, którzy speedrunują życie, standard w Opkolandii.

Nie zdążyłam jednak nic memu przyjacielowi odpowiedzieć, bowiem w tym momencie usłyszałam rozsuwające się drzwi wejściowe do głównego pomieszczenia. Słysząc to, rzekłam do niego:

– Poczekaj chwilę. – powiedziałam, wyjmując słuchawki.

– Spoko, mam czas. – odparł, kiedy odwróciłam wzrok w kierunku drzwi.

Okazało się, że do pomieszczenia weszła Tristitia. Opisywałam wam już tego pałąga ostatnio, więc nie muszę tego robić ponownie. Wątpię, abyście posiadali pamięć złotej rybki, więc na sto procent pamiętacie, jak ona wyglądała. No ale po wejściu rozejrzała się, po czym, widząc mnie, powiedziała:

– Jak mogłaś o tym zapomnieć? – spytała z wyrzutem, gdy nie miałam zielonego pojęcia o co jej chodziło – Jak można być takim ignorantem jak ty? – zapytała, kiedy odruchowo rozejrzałam się na boki.

– O co ci chodzi z samego rana? – zapytałam, zginając ręce w boki.

– Nie udawaj, że nie wiesz. – powiedziała, opierając ręce o biodra.

– Jak mi nie powiesz, to się nie domyślę. – rzekłam zgodnie z prawdą, zakładając ramię na ramię – Wiesz dobrze, że nie umiem czytać w myślach. – stwierdziłam, dzięki psychokinezie unosząc się nieco nad podłogą.

– Jak mogłaś nie wyrzucić butelki po płynie do płukania zębów?! – zapytała, wymachując rękoma jak wkurzone postacie w anime.

Serio? To uważała za szczyt ignorancji? Jasne, mogła sobie w ten tani sposób ze mnie bekę robić, ale po niej nie zdziwiłabym się, gdyby wszystkie jej wypowiedzi mówiła na serio. Poza tym, gdy ostatnio korzystałam z płynu do płukania zębów, to jeszcze trochę go zostało. Musiało to oznaczać, że któryś z Tytanów zużył resztki i zapomniał wyrzucić opakowania. No ale ta kretynka zamiast albo dowiedzieć się, kto faktycznie zostawił to opakowanie, albo sama wyrzucić je jak normalny człowiek wolała się do mnie przyczepić. Dlaczego mnie to nie dziwiło. A nawet jakbym to ja zostawiła tę butelkę, to nie stanowiło to końca świata. Często się zdarzało, że któryś z Tytanów zapomniał zabrać z łazienki czegoś, co nie powinno się tam znajdować. No ale w tej drużynie wiadomo, jeżeli ktoś nie wiedział kto co zrobił, to winę zwalano na mnie.

– Zacznijmy od tego, że kiedy ja ostatnio używałam tego płynu to zostały jeszcze jego resztki. – zaczęłam próbę bronienia się, odwracając wzrok na chwilę w prawą stronę, bowiem znowu miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwował – Oznacza to, że po prostu skończył owy płyn ktoś inny z tej drużyny. – zauważyłam, znowu zwracając wzrok w stronę mej rozmówczyni, bowiem nikogo tam nie zauważyłam – A nawet gdybym ja go zużyła, to zapomnienie o butelce nie jest tragedią. – wyjaśniłam, kiedy mimo iż to logiczne, to Tristitia nie wydawała się przekonana – Wy też wielokrotnie zapominaliście o rzeczach, które w łazience nie powinny się znaleźć, a jakoś nikt nie miał z tym problemu. – zakończyłam, wyjmując z kubka torebkę herbaty i unosząc ją nad kubkiem w oczekiwaniu, aż herbata z owej spłynie do kubka, wszakże nie chciałam ubrudzić podłogi wyrzucając ową torebkę.

– Ale ty tu jesteś służącą, więc powinnaś wszystko robić za nas, oczywiście pomijając fakt, że kłamiesz i, że to na sto procent ty zużyłaś płyn. – rzekła to najbardziej debilne zdanie na dzisiaj, gdy stanęłam normalnie na podłodze i na chwilę zwróciłam wzrok w stronę torebki.

Ją chyba pizgło i to do reszty. Zaczynając od początku, oni prędzej traktowali mnie jak niewolnika, aniżeli służącą. No a nawet jakby to i tak uważałam i do dzisiaj uważam to za debilne. W tak wielkiej wieży oraz w drużynie superbohaterów chyba każdy powinien sobie pomagać oraz powinniśmy mieć jakiś podział obowiązków, co nie? To wydawało się najlogiczniejsze i w sumie w każdej przeciętnej drużynie superbohaterów raczej się tak robiło. No ale najwidoczniej nie tutaj, tutaj znaleźli sobie kozła ofiarnego w postaci mnie i musiałam to jakoś przeżyć. Oczywiście dodając do tego fakt, że musiałam znaleźć jakiś sposób, aby bez skończenia dwa metry pod ziemią uciec z tego miejsca i wrócić do mego prawilnego domu. A poza tym, ile ja miałam jej powtarzać, że to nie ja zużyłam płyn do płukania zębów? Oczywiście pomijając fakt, że to debilny powód do wszczynania kłótni. Posiadałam wręcz stuprocentową pewność, że chciała znaleźć byle jaki powód, aby dać mi wpierdol. Chociaż na dobrą sprawę po takiej idiotce jak ona to nigdy nic nie wiadomo.

– Nie jestem waszą służącą. – powiedziałam, starając się zachować spokój, aby nie powodować niepotrzebnej kłótni – Jesteście gorsi do przekonania niż dwunastolatki w Internecie. – trafnie porównałam, opierając się dłońmi o blat kuchenny – Plus wy traktujecie mnie prędzej jak waszą niewolnicę, aniżeli służącą. – zauważyłam, kiedy rzeczywistość dla odmiany przełączyła nutę na „Surviving The Game" Skilleta – Dodatkowo--- – zaczęłam, ale ta parówa nie dała mi dokończyć, bowiem zamachnęła się i kopnęła mnie w twarz tak, że aż przewróciłam się na podłogę, odruchowo chwytając się za szczękę, w którą to dostałam.

– Zamknij mordę, jebany podczłowieku. – powiedziała jakże kulturalnie i miło, mimo iż jedyny podczłowiek jakiego w tamtym miejscu widziałam to ona – Ciągle tylko kłamiesz, a potem masz pretensje do innych, że słusznie dostajesz w twój niedojebany ryj. – rzekła, przy okazji uderzając mnie odłamkiem lodu w ramię, przez co aż krzyknęłam, bowiem wyobraźcie sobie ból jaki towarzyszy przebiciu jakiejkolwiek części ciała przez pędzącą, ostrą rzecz – Gdyby nie fakt, że przyjemnie się ciebie wykorzystuje, to już dawno z wielką chęcią bym cię zajebała. – zakończyła, kiedy z moich oczu spłynęły łzy oraz poczułam, że z ust poleciało mi trochę krwi i nie dziwne, bowiem nie dość, że miała mocnego kopa, to jeszcze posiadała stosunkowo ciężkie buty.

Po tej wypowiedzi i tym dostaniu wpierdolu z samego rana, z tego co usłyszałam po jej krokach oraz dźwięku drzwi wyszła z tego pomieszczenia. No i widzicie, praktycznie codziennie tak mnie traktowali absolutnie bez powodu. Nie, nie uznawałam ich dennych argumentów za faktyczne powody do takiego traktowania mnie. Ja też zasługiwałam na szacunek, nawet chociażby z faktu, że piastowałam rolę królowej Mary Sue. W sumie dobrze, że została mi dana taka rola, bowiem sądziłam, że gdyby nie to, to już dawno wąchałabym kwiatki od spodu. Nawet mimo iż znajdowałam i nadal znajduję się w Opkolandii, w której NadWszystko wydarzyć się może. Nie wiedziałam, co miałam zrobić, aby zaczęli mnie szanować przynajmniej. Może powinnam zdobyć jakoś więcej nadprzyrodzonych zdolności? Tylko jak? Nie posiadałam dostępu do konsoli rzeczywistości, nie powstałam z Czystej Zajebistości lub NadCzystej NadZajebistości, aby móc się tam legalnie dostać. A nawet jakby, to nie znałam żadnego kodu na jakąkolwiek dodatkową supermoc. Jasne, zawsze mogłam się tam włamać, wszakże posiadałam NadOP gen MS, ale i tak, najpierw musiałam poznać chociaż kilka kodów na dodatkowe nadprzyrodzone zdolności, które przy okazji reprezentowałyby coś sobą. W końcu co by mi na przykład przyszło z Prehensile Tail* lub Immutability**, co nie? Tytani wtedy nadal by mnie nie szanowali, bowiem te moce nie przydawałyby się na polu walki. Znaczy ta druga to jeszcze miałaby jakieś zastosowanie, ale i tak wątpiłam, aby tacy ludzie jak Tytani uznali to za użyteczne.


Dopiero w tym momencie przypomniałam sobie, że powinnam kontynuować moją rozmowę z Gregorym, bowiem nie wyłączyłam połączenia po przyjściu tej pierdoły życiowej. Dlatego też, psychokinezą, chwyciłam komunikator i tą samą zdolnością wkładając sobie słuchawki do uszu, postawiłam go na podłodze.

– J-Już jestem... – powiedziałam roztrzęsionym i nadal zapłakanym głosem patrząc w ekranik komunikatora.

– Andromedo? – spytał ze słyszalnym niepokojem w głosie – Znowu cię pobili? – zapytał, gdy przełknęłam ślinę.

– Tak... – odpowiedziałam wciąż roztrzęsionym i zapłakanym głosem – Dokładniej zrobiła to ta szmira Tristitia. – doprecyzowałam, te dwa ostatnie słowa mówiąc ciszej, aby jeszcze tu nie wróciła i nie skopała mnie bardziej – Ubzdurała sobie, że to ja zużyłam resztki płynu do płukania zębów oraz nie wyrzuciłam butelki. – wyjaśniłam ten debilny powód, którego użyła, aby spuścić mi wpierdol i zacisnęłam powieki – Oczywiście pomijając fakt, że to nie ja zużyłam resztki, to ten powód jest idiotyczny. – mówiłam dalej, otwierając oczy, z których spłynęło więcej łez.

– Ja nie mogę, co jest z nimi nie tak. – powiedział z niedowierzaniem, zwracając wzrok w, z mojej perspektywy, prawą stronę – Dupa z nich, a nie superbohaterowie, superbohaterowie nie powinni nigdy nikogo w ten sposób traktować. – powiedział ten wręcz NadOczywisty NadFakt, kiedy resztkami sił wstałam, bowiem jeżeli nie chciałam kolejnego wpierdolu, to musiałam kontynuować robienie śniadania – To nie filmy Zacka Snydera, tylko prawdziwy świat. – podsumował, ponownie zwracając wzrok przed siebie.

– Nie mam zielonego pojęcia, jaki jest prawdziwy powód takiego ich zachowania. – rzekłam, ocierając łzy ręką i, jako iż prawa ręka od uderzenia odłamkiem lodu bolała mnie, zaczęłam kontynuować moją pracę przy użyciu psychokinezy – Oni prędzej nadają się do bycia grupą złoczyńców, aniżeli superbohaterów, nie jestem jedynym argumentem za tym, że minęli się z powołaniem. – zaczęłam tłumaczyć, oczywiście mówiąc to ciszej, bowiem nie mogłam mieć pewności czy za stwierdzenie tego faktu nie dostałabym wpierdolu tysiąclecia od wszystkich Tytanów – Jednym z przykładów może być sytuacja w Moonlight Acres. – kontynuowałam, gdy za oknem niebo nieco rozpogodziło się, ale jako iż prognoza pogody na dzisiejszy dzień nie zwiastowała poprawy pogody to sądziłam, że słońce nie wyszło na długo – Mówiłam im wiele razy, że powinniśmy zainterweniować, bowiem cokolwiek siedzi w tamtejszym lesie na sto procent nie jest niepokonane. – kontynuowałam, na chwilę zwracając wzrok w prawo, bowiem znowu miałam to irytujące uczucie obserwowania mnie, ale nikogo tam nie zauważyłam – A szczególnie mając takie NadOP osoby w drużynie jak Raven, Gwiazdka i Tristitia mieliśmy ogromne szanse na uratowanie przyszłych ofiar czegokolwiek, co zamieszkuje tamtejszy las. – opowiadałam, znowu zwracając wzrok w kierunku ekraniku komunikatora i, dla klimatu, zginając prawą rękę oraz dłoń w bok – No ale oni zawsze mieli to w dupie, bowiem uważali, że nie powinniśmy się w to angażować, bowiem po chuj. – zakończyłam tę opowieść, opuszczając rękę, bowiem ramię zaczynało mnie już trochę boleć oraz na chwilę kierując wzrok w stronę okna.

Znaczy jasne, dzisiaj miałam inne podejście do sytuacji, która działa się w Moonlight Acres, ale o tym powiem wam w przyszłości, aby zbytnio nie spoilerować już na samym starcie. Jednak wtedy uważałam to za idiotyczne, że w ogóle nie zamierzali reagować na fakt, że w jednym z miejsc Stanów Zjednoczonych coś lub ktoś morduje tylu ludzi. Ja wiedziałam, że Moonlight Acres nie znajdowało się w Jump City, ale bez przesady. Jako superbohaterowie powinniśmy angażować się w każdą sytuację, której nikt inny poza nami nie mógł rozwiązać. Właśnie dlatego uważałam, że Tytani to tak naprawdę złoczyńcy, których jedyne co różniło od naszych wrogów to fakt, że próbowali udawać tych dobrych. Zastanawiało mnie w sumie czemu zachowywali się jak typowi hipokryci. Nie, ale serio, nawet w samym Jump City zdarzały się misje, na które szli jakby za karę, najczęściej polegające na uratowaniu kogoś lub zatrzymaniu obrabowania jakiegoś miejsca. Przekonacie się w przyszłości, że takie misje istniały, nie chcę wam spoilerować w tym momencie. Powinni przejść na stronę zła, bowiem nawet jeżeli kiedyś zachowywali się jak prawdziwi superbohaterowie to już dawno przestali.

– Czemu oni jeszcze udają, że są tymi dobrymi w takim razie? – spytał zdziwionym głosem, wyrywając mnie z zamyślenia, kiedy zorientowałam się, że powoli kończyłam śniadania dla każdego z Tytanów – Przecież jako superbohaterowie powinniście zająć się taką sprawą, macie w drużynie Raven, Gwiazdkę i Tristitię, bezproblemowo dalibyście sobie radę. – zauważył ten NadOczywisty NadFakt, gdy na chwilę spuściłam wzrok, a po paru sekundach uniosłam go i, kładąc lewą dłoń na blacie, spojrzałam w stronę ekraniku.

– Nie mam zielonego pojęcia, ale szczerze mówiąc to mnie to irytuje. – zwierzyłam się, nieco unosząc się nad podłogą i odwracając wzrok w prawo, bowiem znowu miałam to denerwujące wrażenie, że ktoś mnie obserwował – Nie dość, że się nade mną znęcają, co w przypadku superbohaterów powinno być nie do pomyślenia, to mają w dupie taką sprawę jak Moonlight Acres i, jak ci opowiadałam, zdarzają się akcje, na które widać, że idą jak za karę. – wymieniłam, odwracając wzrok w stronę ekraniku, bowiem po prawej stronie nikogo nie zauważyłam oraz przy okazji, w celu dodania klimatu, te trzy sprawy wyliczyłam na palcach, biorąc przy tym wszystkie talerze moją psychokinezą – Nawet jeżeli kiedyś byli dobrzy, to dobro już dawno z nich wywietrzało. – wyjaśniłam, opuszczając lewą rękę i psychokinezą chwytając komunikator, po czym wychodząc z aneksu kuchennego – Mogliby albo się zmienić, albo przyznać, że w rzeczywistości są złoczyńcami. – zakończyłam, ustawiając komunikator naprzeciwko siebie i idąc w kierunku pierwszego z pokoi zamieszkanych przez Tytanów.

Swoją drogą, tak trochę nie w temacie rozmowy, to takie momenty stanowiły kolejne, w których doceniałam moją telekinezę. Nie wiem jak w jednym momencie rozniosłabym Tytanom jedzenie na przykład, gdyby nie ta umiejętność. Dodatkowo generalnie pomagała w życiu codziennym, na przykład mogłam łatwiej się myć, podnieść jakiś przedmiot leżący na drugim końcu pomieszczenia nie podchodząc do niego i tak dalej, i tak dalej. Jeżeli nie posiadaliście tej nadprzyrodzonej zdolności to szczerze wam współczuję, ja nie wyobrażałam sobie bez niej życia. Jasne, gdybym jej nie miała to przyzwyczaiłabym się i do życia bez niej, ale i tak. Lubiłam ją, co nie zmieniało faktu, że chciałam posiąść nieco więcej mocy. Nie musiałam dużo, z dwie dodatkowe by wystarczyły, abyście nie pomyśleli, że ze mnie jakiś zachłanny człowiek czy coś. Jednym z powodów tego to oczywiście fakt, że wierzyłam, iż gdybym zdobyła jeszcze kilka potężnych supermocy to Tytani przynajmniej zaczęliby mnie szanować. Nie musieli mnie lubić, ale chciałabym, aby chociaż traktowali mnie jak człowieka, a nie worek treningowy.

– Szczerze, jak tak z tobą na temat tego wszystkiego rozmawiam – wtrącił się w me myśli Gregory, kiedy zauważyłam, że powoli dochodziłam do drzwi prowadzących na korytarz – to żałuję, że mamy tak spierdolonych superbohaterów jako obrońców naszego miasta i kraju. – mówił, gdy ustawiłam talerze w dwóch rzędach obok mnie, aby zmieścić się z nimi w drzwiach – Dobrze, że chociaż pomniejsze grupy jak Tytani Wschodu, Północy, Południa oraz honorowi Tytani wydają się sensowni. – rzekł, kiedy zauważyłam, że na chwilę zwrócił wzrok w, z mojej perspektywy, drugie prawo a.k.a lewo oraz usłyszałam, że w miarę możliwości, bowiem nadal siedział na łóżku, założył nogę na nogę.

– Tego nie wiem, akurat nie miałam okazji poznać żadnego z nich. – odparłam, widząc, że mój przyjaciel zwrócił wzrok przed siebie – Jednak nie wyciągaj pochopnych wniosków tylko na podstawie tego, jak prezentują się w mediach. – poradziłam, wchodząc po schodach i, gdy drzwi otworzyły się, weszłam do korytarza – Jak jeszcze nie należałam do Tytanów i nie znałam ich, widząc ich w mediach też miałam wrażenie, że to spoko ludzie i jak to się skończyło. – przypomniałam, idąc powoli w stronę pierwszego z pokoi, tego w którym mieszkał Zjeb Niedojebany a.k.a Robin, a od pewnego momentu uniosłam się nad podłogą i zaczęłam przesuwać się w przód – Anyway, ja już muszę kończyć, muszę tym pierdołom roznieść śniadania. – powiedziałam, to przedprzedostatnie słowo mówiąc oczywiście ciszej, bowiem nie chciałam znowu dostać wpierdolu, jeden starczył.

Jednak, po tej wypowiedzi, zauważyłam, że Gregory uśmiechnął się i powiedział:

– No to cześć, do kiedyś tam. – pożegnał się, gdy powoli zbliżałam się do odpowiednich drzwi.

– Cześć – pożegnałam się, po czym połączenie zakończyło się.

Naprawdę lubiłam rozmawiać z Gregorym, o czym jeszcze nie raz i nie dwa się przekonacie. Po prostu to mój jedyny najlepszy przyjaciel, jakiego w tym kraju miałam, więc też nie dziwne. No i generalnie przyjemnie się z nim rozmawiało oraz spędzało czas. Dodatkowo gdyby nie on, to na pewno nie dałabym sobie rady bez możliwości mówienia komukolwiek o tym, jak traktowali mnie Tytani. No ale obecnie nie zdążyłam dłużej się na ten temat zastanowić, bowiem szybko dotarłam pod drzwi do pokoju Robina. Po stanięciu przed nimi, wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Wiadomo, Tytani mogli nawet do mego pokoju wchodzić bez pukania, mimo iż do mnie to rzadko kto przychodził, a ja musiałam pukać przed wejściem do pokoju któregoś z nich. Sprawiedliwość pełną kurwą, normalnie nie ma co.


Jednak, ten czerwony fajfus otworzył stosunkowo szybko, dlatego też, widząc go, powiedziałam po prostu:

– Śniadanie przyniosłam. – wyjaśniłam, wyciągając w kierunku niego jeden z unoszących się talerzy.

– Co tak wolno? – spytał słyszalnie niezadowolony, biorąc talerz – Codziennie się wleczesz z robieniem tego jedzenia. – dodał, kiedy przewróciłam oczami z NadZażenowaniem.

I tak miałam codziennie, mimo iż w rzeczywistości się nie wlokłam i roznosiłam im jedzenie o standardowej porze. Serio podejrzewałam, że potrzebowali więcej idiotycznych powodów, aby móc się nade mną wyżywać. Dobrze, że chociaż Gwiazdka zmieniała do mnie swoje nastawienie. Co prawda nie wiedziałam czy po prostu w ten tani sposób nie chciała mnie do czegoś wykorzystać, ale i tak. Warto powoli zyskiwać chociaż jedną znajomą wśród tej drużyny.

– No sorki, ale zawsze przynoszę wam posiłki o tej samej godzinie. – wyjaśniłam, dla klimatu opierając ręce o biodra oraz też dlatego, że to popularny gest w Opkolandii – Ósma to typowa pora śniadaniowa, powinniście to wiedzieć. – przypomniałam, psychokinezą odgarniając me włosy, które pewnie tylko w celu dodania klimatu opadły mi na lewą stronę twarzy.

– Każdy normalny jada śniadania najpóźniej o siódmej trzydzieści, kretynko. – powiedział to WTF zdanie, kiedy aż rzeczywistość, w sensie otoczenie, stało się szare i pojawiły się znaczki buforowania, widzisz, Robin, nawet rzeczywistość uznawała cię za skończonego idiotę.

To jedna z największych głupot na dzisiaj, no ewidentnie. Kurde, każdy jadł śniadanie o takiej godzinie, na jaką miał ochotę. Edward na przykład w weekendy czasami jadł śniadanie o dziewiątej i nie należało to do nie wiadomo jak nienormalnych rzeczy. Plus niektórzy w dni wolne też późno wstawali, więc to logiczne, że jedli późno śniadanie. Istnieli też ludzie, którzy na przykład musieli wstawać o piątej rano i na siódmą być w pracy, więc wiadomo, że oni z kolei jedli je wcześniej. Świat nie kręcił się wokół niego, więc to, że on jadł śniadanie o takiej a nie innej godzinie nie sprawiało, że wszyscy ludzie zaczną jeść je o siódmej trzydzieści.

– No wyobraź sobie, że nie. – skomentowałam jego debilną wypowiedź, prostując ręce – Istnieją ludzie, którzy wstają na przykład o dziewiątej, więc wiadomo, że jedzą później śniadanie. – mówiłam, gdy z głębi bazy dało się słyszeć czyjeś kroki, jednak nie zmierzające w naszym kierunku oraz z zewnątrz powiał mocniejszy wiatr – Także są ludzie, którzy muszą wstawać na przykład na siódmą do pracy, więc--- – zaczęłam, ale nie mogłam dokończyć, bowiem poczułam, że Robin z całej siły uderzył mnie pięścią w twarz, normalnie aż, zgodnie z prawami Opkolandii, upadłam na podłogę.

– Nie pyskuj, szmato. – powiedział, kiedy do mych oczu napłynęły łzy – Masz mi przynosić śniadanie na siódmą trzydzieści albo cię zapierdolę, kurwo. – rzekł, po czym usłyszałam, że drzwi zamknęły się, a ja, chcąc nie chcąc, musiałam wstać.

I tak właściwie codziennie wszyscy Tytani witali mnie przynoszącą im śniadania. Nawet jeżeli przynosiłam je równo o godzinie, o której owe zazwyczaj jedli, to zawsze znajdowali jakiś pseudo powód, aby mi najebać lub po prostu mnie opierdolić. Nawet nie wiecie jak mnie to wkurzało, bowiem po prostu nie zasłużyłam na takie traktowanie. Nigdy nie zrobiłam im nic złego, aby traktowali mnie gorzej od zwierzęcia. Jeżeli chcieli się nad kimś znęcać, to mogli wziąć psy ze schroniska, ich i tak nikt normalny by nie żałował, w końcu to podzwierzęta. Oczywiście pomijając fakt, że akurat Tytani nie powinni się nad nikim znęcać, ponieważ to grupa superbohaterów. Ich zadanie to bronienie tego miasta przed przestępczością, więc ta drużyna powinna się składać z dobrych ludzi. No a tymczasem się tak nie działo, co nie pomagało. Na dodatek teraz, gdy roznosiłam jedzenie pozostałym Tytanom, to od każdego, poza Gwiazdką, zebrałam opierdol i jeszcze dwa razy dostałam w twarz, raz od Terry, a drugi raz od Tristitii. Serio chciałabym się dowiedzieć, dlaczego traktowali mnie w ten sposób. Chciałabym jednak poznać faktyczny powód, a nie taki gównopowód jakim jest to, że niby byłam najsłabsza, bowiem posiadałam jedną nadprzyrodzoną zdolność. To nic, że na NadOP poziomie, mów do słupa, a słup jak dupa.


No ale w pewnym momencie skończyłam roznosić mym oprawcom jedzenie. Po tym, normalny człowiek poszedłby do swego pokoju i zajął się po prostu sobą. Jednak, jak pewnie mogliście się domyślić, ja nie mogłam doświadczyć takich luksusów. Musiałam wrócić do aneksu kuchennego i umyć naczynia, które zostały z ostatniego wieczoru. Szkoda, że nie umiałam się teleportować, to znacznie ułatwiłoby mi życie. No i gdybym miała taką zdolność nadprzyrodzoną, to mogłabym i siebie, i Tytanów teleportować na misje i potem z powrotem do wieży. Może wtedy by mnie chociaż szanowali. Naprawdę, nie musieli mnie lubić, ale chciałam, aby chociaż traktowali mnie jak człowieka. Tak żałowałam, że nie mogłam o tym wszystkim powiedzieć memu mężowi. Znaczy teoretycznie mogłam, bowiem Tytani nie grozili mi, że mnie zabiją, gdy ktoś się dowie, co mi robią. Najwidoczniej wychodzili z założenia, że i tak by mi nikt nie uwierzył, bowiem inaczej raczej chcieliby to zachować w tajemnicy przed osobami z zewnątrz. Ja jednak obawiałam się, że nim Edward zdążyłby mi pomóc, to oni najpierw zabiliby jego, a potem mnie. Tak, mój ukochany posiadał potężne nadprzyrodzone zdolności, no ale Raven, Gwiazdka i Tristitia razem wzięte stanowiły znacznie większą potęgę pod względem mocy od niego. Ech, musiałam odnaleźć jakiś sposób, aby uciec z tego miejsca, ale jednocześnie tak, aby nie przypłacić tego życiem. Wierzyłam, że to dało się zrobić, w Opkolandii NadWszystko okazywało się możliwe.


Powracając jednak do teraźniejszości, w pewnym momencie dotarłam do mego celu. Po znalezieniu się tam, po prostu zaczęłam myć naczynia, pomagając sobie w tym psychokinezą. Poza tym, co jakiś czas czułam się obserwowana z prawej strony, jednak gdy odwracałam wzrok nikogo nie widziałam. Zastanawiałam się, skąd to uczucie tak nagle się do mnie przywlekło. Zwykle nie czułam się obserwowana, dlatego wydawało mnie się to nietypowe. Jasne, w Opkolandii niewidzialność to jedna z najpopularniejszych supermocy, więc ktoś posiadający takową mógł mnie obserwować. Tylko po co? Jasne, piastowałam rolę królowej Mary Sue, ale nie uznawałam, że nadawałabym się do czyichś, prawdopodobnie, złych celów. Zacznijmy od tego, że nie potrafiłam w stu procentach podążać złą ścieżką. Jasne, wiem co kiedyś zrobiłam, ale nie robiłam tego regularnie, tylko raz i to też dlatego, że moje otoczenie źle na mnie wpłynęło. Sądziłam, że bardziej dało mnie się zakwalifikować do miana osób neutralnych. Po drugie, posiadałam tylko jedną nadprzyrodzoną moc. Jasne, na NadOP poziomie, ale i tak. Sądziłam, że jeżeli ktoś zły chciałby mnie przeciągnąć na swoją stronę, to wolałby mieć po swojej stronie osobę posiadającą więcej potężnych zdolności niż tylko jedną.


Me rozmyślania przy myciu naczyń przerwał dźwięk alarmu, który spowił całą wieżę, przy okazji włączając czerwone, obracające się prawdopodobnie w celu dodania klimatu, światło. Widząc to, od razu przerwałam moją czynność i, używając psychokinezy, przeleciałam nad blatem i podleciałam do komputera. Tytani również bardzo szybko się zjawili. Raven dostała się tu przez wytworzony przez siebie portal, Gwiazdka po prostu przyleciała, a całą resztę Tytanów, w tym i siebie, przeteleportowała Tristitia. Po znalezieniu się tutaj, przed komputerem standardowo zasiadł Robin, bowiem niby kurwa kto inny. Kiedy natomiast go włączył, na ekranie ujrzeliśmy, że dzisiaj mieliśmy zetrzeć się ze Slade'em, bodaj największym przeciwnikiem naszej drużyny. Z tego, co dało się zauważyć na monitorze, najwidoczniej miał w planach przejąć kontrolę nad pobliską fabryką, znajdującą się nad rzeką. Tak, jak możecie się domyślić po jej lokalizacji jak nakazywały prawa Opkolandii z owej fabryki odpady lądowały w wodzie. Wnioskowałam, że chciał przejąć kontrolę nad tą fabryką, bowiem inaczej jego roboty, które już tam dotarły, raczej nie mordowałyby pracowników. Jeżeli Slade chciał coś ukraść, to po prostu wysyłał tam swe roboty i owe po prostu zabierały co należało, a mordowały ewentualne osoby, które chciały w tym przeszkodzić. Nie miałam zielonego pojęcia, czemu zależało mu na przejęciu tej fabryki. Nie produkowała ona nie wiadomo czego, jedynie części do różnorakich sprzętów elektronicznych. Chociaż może to stanowiło powód, może po prostu chciał wytworzyć odpowiednio dużo części do czego tam bądź i chciał to zrobić tanim kosztem. W sumie to też ciekawe, bowiem Slade dawno, ale serio DAWNO się nie udzielał. Ostatnio jakieś, ja wiem, siedem lat temu? Szczerze to mnie zdziwiło, co tak nagle wyszedł ze swej bazy, musiał szykować coś naprawdę ogromnego. Chociaż w sumie mógł też się z jakimiś ludźmi przez ten czas dogadywać i dodatkowo szykować jakiś rozległy plan. To też na pewno sporo czasu pochłaniało.

– Slade wrócił... – powiedział oczywistą oczywistość Robin, przerywając moje ciekawsze od jego wypowiedzi przemyślenia.

– Właśnie widzę. – odparła Raven, patrząc w kierunku ekranu – Musi planować stworzenie czegoś naprawdę dużego. – rzekła kolejną kurwa oczywistość, nadal patrząc w stronę monitora – Zwykle nie wysyłał aż tylu robotów. – zakończyła, ogarniając nas wzrokiem.

Kurde, czy dzisiaj mieliśmy dzień oczywistości? To chyba logiczne, mimo wszystko wątpiłam, aby Tytani mieli pamięć złotej rybki i pamiętali, co działo się chociażby podczas ostatniej walki z tym pomarańczowym kartoflem. A nie, chwila, nie uprzedzajmy faktów, heh. No chyba, że walenie oczywistościami to też coś popularnego w Opkolandii, a ja akurat o tym nie wiedziałam. Taka opcja też istniała, wszakże nie posiadałam wiedzy absolutnej.

– Tej, w ogóle te roboty to coś inaczej nieco wyglądają. – zauważył Cyborg, także patrząc w stronę monitorów, ej, pacany, może byśmy jakoś na to wszystko zareagowali – W sensie niby tylko są trochę węższe oraz niektóre elementy mają ciemnofioletowe, ale i tak, to dość nietypowe. – dodał słuszny fakt, kiedy aż zdziwiona przyjrzałam się temu i faktycznie, wszystko co powiedział Cyborg to tam zauważyłam.

Tak w ogóle, to generalnie nie wyglądają tak cringe jak ostatnio, tylko jak faktyczne maszyny do zabijania. – dodał Robin, wstając i nadal patrząc w kierunku monitorów, gdy faktycznie i tutaj miał rację, czyżby Slade zaliczył jakiś progres w ich tworzeniu, a może znalazł sobie jakiegoś sojusznika?

Znaczy jasne, od dawna się nie ujawniał, a przez tyle lat wszystko mogło się zmienić. Jednak i tak, co skłoniło go do tego, aby zmienić ich wygląd oraz dodać im trzeci kolor? Plus jasne, o ile ciemnofioletowy pasował do czarnego, to do brązowego już tak średnio, więc no. Chociaż w sumie racja, Slade to facet, a takowi, przynajmniej w Opkolandii, często mają wyjebongo w to, jakie kolory do czego używają. Jednak i tak, bardziej zaciekawiła mnie sama budowa tych robotów. Musiał mieć jakiś powód, aby zmienić ich wygląd, a wątpiłam, aby z jakiegoś powodu nie pasował mu stary. W końcu skoro stary działał, to po co go zmieniać, c'nie?

– Trzeba mu najebać. – skwitował krótko Bestia, przerywając moje ciekawsze od niego myśli.

– To wiadomo. – dodał Robin, po czym odwrócił się w naszym kierunku – No to lecimy, co tak będziemy stać. – zakończył, po czym odwrócił się i, jak to miał w zwyczaju, kopniakiem wyjebał szybę, po czym przez ową wylecieliśmy i zaczęliśmy lecieć w odpowiednim kierunku.

Szybę jak coś zawsze kulturalnie naprawiała rzeczywistość, więc nie mieliśmy obaw o to, że by nam ktoś rozbitym oknem do wieży wbił. Znaczy tak, ja też uważałam za idiotyczny fakt, że nie mogliśmy po prostu wybiec przez drzwi lub Tristitia bądź Raven nie mogły nas do celu przeteleportować. Jasne, wiedziałam, że przedostanie się gdzieś wybijając szybę wyglądało cool, ale i tak, to debilne, nawet jak na standardy Opkolandii. No ale wolałam nawet nie poruszać tego tematu, bowiem obawiałam się o ewentualny wpierdol. Czasami wolałam siedzieć cicho, niż skazywać się bez powodu na opierdol.

– No i przez to, że się tak wlokłaś – zaczął Robin, kierując te słowa oczywiście do mnie i wyrywając mnie z zamyślenia – nie zdążyliśmy zjeść śniadania, szmato jebana. – dodał, standardowo mnie obrażając, bowiem jak widać dzień bez wyzywania mnie to dzień stracony.

– Naprawdę? – spytałam lekko zażenowanym głosem, odwracając wzrok w jego stronę – To jest waszym problemem na dzisiaj, a nie fakt, że nasz największy wróg powrócił do działalności? – zapytałam, ogarniając wzrokiem otoczenie w dole, aby nie patrzeć w stronę tego czerwonego krasnala.

Naprawdę, czasami zastanawiałam się, na jakiej podstawie oni stanowili grupę superbohaterów, a nie superzłoczyńców. Skoro ich największy problem dnia to taka drobnostka, to ja wolałam o nic nie pytać. Powinni bardziej przejmować się tym, że Slade wrócił oraz być może nawiązał z kimś sojusz. Wypadało się też dowiedzieć z kim, bowiem warto wiedzieć, jakie ma się szanse. No ale nie, lepiej przejmować się tym, że nie zdążyli zjeść śniadania. No po prostu bez komentarza.

– Nie, ale rano wypada zjeść śniadanie, aby mieć siłę na cały dzień. – odpowiedział Cyborg, kiedy zwróciłam wzrok w jego kierunku, gdy rzeczywistość puściła cicho w tle nutę „Moskau" Dschinghis Khan, bowiem brak klimatu należało zachowywać – A przez ciebie nie mieliśmy tej możliwości, bowiem jak zwykle robisz wszystko wolniej niż ustawa przewiduje. – dodał, kiedy skręciliśmy w drugie prawo a.k.a lewo i w sumie powoli zbliżaliśmy się do fabryki, bowiem ona aż tak daleko od wieży się nie znajdowała.

– Możesz się ogarnąć? – spytałam nieco poirytowana, bowiem naprawdę, denerwowało mnie takie bezpodstawne traktowanie mnie gorzej od zwierzęcia – To nie jest teraz najważniejsze, jak wrócimy z misji to je dokończycie. – dodałam, ponownie spuszczając wzrok w kierunku o wiele ciekawszych widoków z lotu ptaka – Teraz najważniejsze jest to, aby pokonać Slade'a i jego maszyny. – zauważyłam, ogarniając mych oprawców wzrokiem.

– Ja tu mówię, co jest w danej chwili najważniejsze, szmato. – rzekł bardzo kulturalnie, normalnie tysiąc na dziesięć po prostu, Robin.

– Jesteśmy. – przerwała rozmowę Gwiazdka, gdy faktycznie zauważyliśmy, że u dołu zaczęła wyłaniać się fabryka.

– Masz szczęście, kurwo. – zakończył na tę chwilę rozmowę Robin, kiedy zaczęliśmy lądować.

I tak miałam codziennie, w sumie nadal nie wiedziałam dlaczego. Jeżeli ze względu na to, co zrobiłam w przeszłości, to nadal uważałam to za debilne. Wtedy potraktowałam mych przeszłych oprawców tak, jak na to zasługiwali. Nie krzywdziłam niewinnych osób, nie miałam w tym celu plus, przynajmniej w tamtym momencie, nie umiałabym tego celowo zrobić. Dodatkowo przez pierwszy tydzień po mym dołączeniu do tej drużyny zachowywali się wobec mnie normalnie, dopiero od drugiego tygodnia coś im odjebało. Nadal nie uznawałam ich argumentu, że to dlatego, bowiem jedyną moc jaką posiadałam to psychokineza. Robin na przykład nie posiadał nadprzyrodzonych zdolności i jakoś z tego powodu nikt z drużyny go nie gnoił. Dobrze, że chociaż teraz nie mieli ani czasu, ani możliwości, aby mi wpierdolić, bowiem obawiałam się, że tak by się stało.


Nie zdążyłam się dłużej zastanowić, bowiem bardzo szybko wylądowaliśmy przed drzwiami prowadzącymi do fabryki. Owe zostały wywarzone, więc nawet nie musieliśmy tego robić. Właśnie dlatego po prostu weszliśmy do środka. Tam z kolei, dało się zauważyć, że wszyscy, którzy ewentualnie próbowali przeszkodzić naszemu przeciwnikowi zostali zamordowani. No kurwa, widząc to miałam ochotę najebać Tytanom, gdyby nie fakt, że nie miałam odwagi. Może gdybyśmy się tu przeteleportowali oraz nie debatowaliby jak debile, to dałoby się chociaż trochę z tych ludzi uratować. Kolejny dowód na to, że Tytani bardziej kwalifikowali się do drużyny superzłoczyńców, a nie bohaterów. Slade z kolei obecnie robił coś na komputerze obecnym w tym miejscu, nie wiedziałam co i nie miałam pojęcia czy powinnam wiedzieć. Widząc to, Robin rzekł najbardziej sztampowe zdanie, jakie można powiedzieć widząc złoczyńcę:

– Poddaj się, Slade! – rzekł, gdy jebłam facepalma, ale tak, aby nikt nie usłyszał i generalnie nie zauważył – Nie masz już żadnych szans. – dodał, kiedy Slade odwrócił się w naszą stronę.

– Oh, Tytani. – powiedział ze słyszalną pogardą w głosie, kiedy obecne tu roboty również odwróciły się w naszą stronę – Niestety, ale to wy jesteście na przegranej pozycji. – rzekł, gdy Tytani nie wydawali się przekonani, a ja w sumie miałam to gdzieś, bowiem cokolwiek by się nie wydarzyło, to i tak my byśmy wygrali – Jestem ciekaw jak sobie poradzicie z jedną z waszych OP znajomych walczącej przeciwko wam. – zakończył tym zdaniem, które nas zdziwiło, bowiem z tego co wiedzieliśmy, to nikt z Tytanów nie stał po stronie Slade'a.

I jasne, mieliśmy rację, nikt z nas nie przyłączył się do niego i nie działał jako podwójny szpieg. Slade'owi chodziło o coś innego i coś, co w sumie do niego tak niezbyt pasowało z tego, co po nim wiedzieliśmy. Otóż, po wypowiedzeniu tego zdania, spojrzał w kierunku swego robota i powiedział:

– Przedstaw Tytanom naszą najnowszą broń. – rzekł, gdy oczy robota, do którego skierował te słowa, zabłysły na ciemnofioletowy kolor.

Ogólnie to spojrzał on w stronę Tristitii jak coś i, kiedy jego oczy zabłysły na fioletowo, dało się usłyszeć jakiś taki dziwny dźwięk. Nie umiałam go określić, nie stanowiło to szumu ani buczenia, bardziej taki...no nie potrafiłam nazwać tego dźwięku, nie brzmiało podobnie do niczego, co kiedykolwiek w życiu słyszałam. Jednak okazało się, że te roboty posiadały PIERDOLONY MIND CONTROL. Tak, coś, czego kompletnie nie spodziewałabym się po robotach Slade'a i z tego co widziałam po NadZs(z)okowanych wyrazach twarzy pozostałych Tytanów, to też nie spodziewali się tego. A najbardziej to nie spodziewaliśmy się tego, że ten mind control zadziała na Tri, wszakże ona również posiadała taką zdolność nadprzyrodzoną. No ale zadziałał, bowiem po kilku sekundach jej oko zmieniły kolor na ciemniejszy fioletowy niż miały zazwyczaj oraz stały się nieco świecące. A parę sekund potem chciała nas zaatakować.


Ej, ale jakby tak na to nie spojrzeć, to dość bekowe. Wiecie, jeżeli spotkają się dwie osoby posiadające mind control, to ta z silniejszą wolą może przejąć kontrolę nad drugą stroną. Oznaczało to, że nawet roboty posiadały silniejszą wolę od tego paszczura. Zawsze wiedziałam, że Tristitia to najgorsza osoba wśród Tytanów, a dzisiejszy dzień mi to uzmysłowił. No ale nie zdążyła nam nic zrobić, bowiem szybko wystrzeliłam z mego AR2 kulą energetyczną w stronę robota. Owy nie zdążył zareagować i, gdy owy pocisk go trafił, zdezintegrowało go na miejscu. Dzięki temu Tri została uwolniona. Wy nawet nie wiecie jak mnie kusiło, aby to ją ustrzelić. Nie, ale serio mówiłam, jedyne co mnie powstrzymało to fakt, że bym się potem źle czuła z faktem zabicia kogoś, nawet z Tytanów oraz, że chciałam uniknąć NadWpierdolu za zabicie jednego z członków drużyny. A roboty można niszczyć bezproblemowo, wszakże to nie ludzie ani nie zwierzęta. No ale po uwolnieniu Tristitii spod mind controlu, rzuciliśmy się do walki ze Slade'em i jego pozostałymi robotami, bowiem po co zwlekać.


Pierwsza ze Slade'em zaczęła walczyć Terra, a my przez ten czas zajęliśmy się rozgramianiem jego mechanicznych pomocników. Szczerze, akurat to mimo wszystko prosto poszło. A no i każdy z nas zdążył zaliczyć potraktowanie mind controlem, a że ja nie jestem każdy, to mnie to nie dotknęło. Nie, ale serio mówię w tym momencie, ja nie zostałam przejęta przy użyciu tej zdolności. Znaczy jeden z robotów próbował użyć na mnie mind controlu, ale na nic mu się to nie zdało. Na serio tylko ja wśród Tytanów miałam silniejszą wolę od robotów? To aż wydawało się niepojęte. Tak, pełniłam rolę królowej Mary Sue, jednak bądźmy poważni, naprawdę? Miałam aż takich słabiaków pod względem psychicznym w drużynie? Musiałam w takim razie sama jakoś zdobyć mind control i w ten sposób bym się bezproblemowo uwolniła od nich. Widzicie, każdego dnia się czegoś uczymy, nawet od robotów wyposażonych w mind control. Chociaż to też trochę dziwne, bowiem te roboty posiadały mind control, ale jako takiej własnej woli nie wykazywały. To oznaczało, że to, co dodawało im mind control, musiało emitować fale mózgowe ich stwórcy, czyli w sumie na dobrą sprawę Slade'a, bowiem kto inny mógłby te maszyny stworzyć. Czy to oznaczało, że miałam silniejszą wolę od Slade'a? No raczej, bowiem kto inny mógłby stworzyć te roboty? Gdyby stworzył je jakiś wspólnik Slade'a to powinien raczej tutaj z nimi przybyć. Kurde, to mi poprawiło humor, nie, naprawdę, dowiedzenie się, że jako jedyna z Tytanów miałam silniejszą wolę od Slade'a mnie ucieszyło.


Powracając jednak do walki, w pewnym momencie, gdy Tytani nadal zmagali się z robotami, bowiem Slade przysłał ich tu od zatrzęsienia, ja zaczęłam z naszym wrogiem walczyć. Walka ze Slade'em należała do trudnych zadań, bowiem nie dość, że typ posiadał supersiłę, to jeszcze chyba cheatował, bowiem jakimś cudem dzisiaj miał jebane nadprzyrodzone zdolności. Nie wiem jakim cudem, kiedy ostatni raz z nim walczyliśmy to owych nie miał. No cóż, może znalazł sobie kogoś, kto miał legalny dostęp do konsoli rzeczywistości bądź sam się włamał i stąd supermoce.

– Wiesz, zaimponowałaś mi. – powiedział to...niespodziewane zdanie, kiedy zaczęliśmy ze sobą walczyć – Nie podejrzewałem, że da się mieć silniejszą wolę od niego. – dodał, gdy chciałam kopnąć go w maskę, ale chwycił mnie za nogę i rzucił w kierunku ściany.

– Od niego to znaczy kogo? – zapytałam, nie mając pojęcia, kogo miał na myśli, strzelając w jego kierunku wiązkami telekinetycznymi z mych oczu.

– Dowiesz się w swoim czasie, czyli już stosunkowo niedługo. – rzekł, gdy wiązki uderzyły w niego i odepchnęły na pewną odległość, ale jako iż jedna z jego nadprzyrodzonych zdolności to latanie, to zatrzymał się w powietrzu.

– To po co mówiłeś w swej pierwszej wypowiedzi to drugie zdanie, skoro nie chcesz mi powiedzieć, od kogo mam silniejszą wolę? – zapytałam tym logicznym pytaniem, otaczając się żółto-czarną poświatą i wyskakując w powietrze z zamiarem zaatakowania Slade'a, przy tym wyjmując moją kosę.

– Abyś wiedziała, że wbrew temu, co myślą o tobie Tytani jesteś wyjątkowa. – odpowiedział, osłaniając się przed ciosem z kosy barierą stworzoną przy pomocy jego pirokinezy, drugiej z czterech zdolności jakie teraz posiadał – Nigdy nie spotkałem się z kimś i to na dodatek nieposiadającym mind controlu, kto miałby silniejszą wolę od niego. – rzekł, ponownie odnosząc się do tego tajemniczego kogoś, od kogo silniejszą wolę posiadałam, strzelając w mym kierunku wiązkami ognia ze swych rąk, ale ja, korzystając ze swego marysueizmu, dłońmi chwyciłam ową wiązkę i to naprawdę nic, że to nie solidny obiekt, odbiłam się od powietrza i robiąc półobrót przeskoczyłam nad nią, przy okazji kopiąc Slade'a – Nadawałabyś się do mego celu jak mało kto. – powiedział, poprawiając swą maskę, którą mój kopniak nieco przekrzywił.

– No chyba cię jebło jeżeli myślisz, że przejdę na twoją stronę i na stronę tego tajemniczego kogoś o kim wspomniałeś już dwa razy. – skwitowałam jego ostatnią wypowiedź, przechylając się w lewą stronę i unikając ciosu, który Slade chciał mi zadać pięścią, którą używał pirokinezy przy okazji.

– A dlaczego nie? – zapytał, kopiąc mnie w brzuch, przez co zgięłam się z bólu – No na sto procent u mnie będzie ci lepiej niż u Tytanów. – zapewne skłamał, kiedy dzięki memu marysueizmowi ujrzałam, że wyjął pistolet i chciał mnie postrzelić.

– Skąd ty niby możesz wiedzieć, co się dzieje na co dzień u nas w wieży? – zapytałam, psychokinezą chwytając i wyrywając mu pistolet oraz odwracając go w jego kierunku i strzelając – A nawet jeżeli, to nie stanę po stronie zła tylko i wyłącznie dla osobistych korzyści. – stwierdziłam ten fakt, gdy osłonił się barierą stworzoną z, o, Indigo Spectral Frequencies?

Nie spodziewałam się, że mógł sobie za pomocą konsoli rzeczywistości dodać Spectrokinezę***. Z tego co wiedziałam, oczywiście ze słyszenia, bowiem dostępu do konsoli rzeczywistości to ja nie miałam, to dla Spectrokinezy jest w ogóle jakaś inna i bardziej skomplikowana do zapamiętania komenda niż te standardowe. W sumie nie dziwne, bowiem kontrolując Spectral Frequencies można by komuś bardzo łatwo spalić mordę. Musiał albo wybitnie NadCHeatować życie, albo mieć niezłe znajomości. W każdym razie, nie dał mnie się dłużej zastanowić, bowiem odpowiedział na moją wypowiedź:

– Myślisz, że wasza wieża ma aż tak dobre zabezpieczenia? – zapytał, kiedy obok nas przeleciała odepchnięta przez wybitnie silnego robota Terra – Już dawno włamałem się do systemu waszych kamer i co jakiś czas podglądam co tam u was, aby wiedzieć, kiedy najlepiej zabrać się za swoje plany. – wyjaśnił tego NadDramatycznego newsa, który w sumie mnie nie zaniepokoił, bowiem może to stanowiło odpowiedź na pytanie, dlaczego od jakiegoś czasu czułam się czasami obserwowana – A, że czasami trafiałem na momenty, kiedy się nad tobą znęcali, to wiem. – dodał, gdy strzeliłam w jego kierunku kulą energetyczną z mego NadEpickiego AR2 – A poza tym, już nie udawaj takiej dobrej. – mówił, unikając uderzenia kulą energetyczną, przez co owa poleciała gdzieś dalej i zdematerializowała jednego z robotów – Każdego da się przekonać, nawet jeżeli trwa to długo. – dodał, po czym wystrzelił w moim kierunku wiązkami Red Spectral Frequencies ze swoich oczu.

Jednak, ku jego zdziwieniu, bowiem skąd mógł wiedzieć, że tak potrafiłam, wyciągnęłam przed siebie rękę z uniesioną i ustawioną prosto dłonią. Dzięki temu Red Spectral Frequencies nie trafiły we mnie, tylko się zatrzymały. Umiałam tak od wieku nastoletniego, nie miałam zielonego pojęcia czemu. Wszakże nie posiadałam Spectrokinezy, więc technicznie nie mogłam tak zrobić. Plus nie mogłam kontrolować tylko kilku Spectral Frequencies, bowiem w ich wypadku albo kontrolowało się wszystkie, albo nie kontrolowało się żadnych. Niemniej lubiłam tę moją nietypową zdolność, nawet mimo iż nie miałam za często okazji do jej wykorzystywania. W sumie nie dziwne, bowiem Spectrokineza nie należała do najczęstszych zdolności nadprzyrodzonych. W każdym razie, po zatrzymaniu czerwonych Spectral Frequencies rzekłam:

– Po prostu pogódź się z faktem, że nigdy z własnej woli nie przejdę na twoją stronę. – powiedziałam, widząc jego wręcz NadZs(z)okowanie tym, że potrafiłam ot tak o zatrzymać Spectral Frequencies – Znajdź sobie innego naiwniaka. – dodałam, po czym skierowałam wiązkę Spectral Frequencies w jego stronę.

Miałam pewność, że go nie zabiła, wszakże zazwyczaj Spectral Frequencies nie zabijały osoby, która je kontrolowała. Znaczy przy takiej zdolności jaką ja miałam to mogło się czasami zdarzyć, ale w niewielu przypadkach, a ten ewidentnie się do tego nie zaliczał. Opowiem wam o innych przypadkach kiedy nadarzy się okazja, po co mam was zasypywać nieistotnymi informacjami, skoro mogą się wam nie przydać, co nie? W każdym razie, wiązka Red Spectral Frequencies odepchnęła Slade'a tak mocno, że wyleciał przez ścianę, robiąc efektowną dziurę i poleciał daleko, daleeeko. No to po pokonaniu go oczywiście pomogłam Tytanom rozprawić się z resztą robotów, które jeszcze nie zostały zniszczone. Kurde, a Tytani niby uważali mnie za taką najsłabszą, a tymczasem w pojedynkę pokonałam ich największego wroga. Znaczy wiadomo, nie ostatecznie, ale na ten moment. A oni tymczasem nie potrafili sobie poradzić z garstką robotów, no normalnie szlag mógł człowieka trafić. W każdym razie, kiedy im pomogłam to bardzo szybko z owymi się rozprawiliśmy, dzięki czemu to tyle z misji powstrzymania Slade'a i jego robotów przed przejęciem fabryki.


Kiedy natomiast skończyliśmy pozbywania się problemów i staliśmy, przed powrotem do wieży Robin rzekł:

– Jak mogłaś tak po prostu go potraktować Spectral Frequencies?!?! – zapytał tak NadDramatycznie, że aż drugi wykrzyknik i znak zapytania przyszły zobaczyć, co się działo – I w ogóle jakim cudem mogłaś zrobić to, co zrobiłaś, skoro nie masz Spectrokinezy? – dodał, opierając ręce o biodra, bowiem popularne w Opkolandii gesty należało kultywować, a ja po prostu przewróciłam oczami.

– Nie mam pojęcia, potrafię tak od wieku nastoletniego, mimo iż nieczęsto mam okazję tej zdolności używać. – wyjaśniłam spokojnym głosem, mimo iż zaczynało mnie irytować, że zawsze, po każdej misji, w której mnie się coś udawało dostawałam opierdol – A poza tym, gdybym wiedziała, że go to zabije, to bym mu tego nie robiła, przecież nie zależy mi na tym, aby umarł. – odpowiedziałam, ogarniając Tytanów wzrokiem z ewidentnym NadZażenowaniem w oczach, związanym z ich postawą – W końcu on sam posiada Spectrokinezę, powinieneś widzieć, że najpierw on wystrzelił w moim kierunku wiązkę Red Spectral Frequencies. – zauważyłam ten fakt, zaczynając nieco unosić się nad podłogą dzięki mej psychokinezie, a za nami przetoczył się wór marchewek, ale jako iż w Opkolandii to norma, to nikt nie zwrócił na to uwagi.

– Przestań kłamać, przecież widzieliśmy, że strzeliłaś w niego wiązkami Red Spectral Frequencies. – wtrącił się do rozmowy Cyborg, kiedy zwróciłam wzrok w jego stronę.

Kurna, on naprawdę zaliczał się do aż tak głupich, czy tylko udawał? Przecież wiedział, że nie posiadałam Spectrokinezy, więc nie mogłam w nikogo strzelić żadnymi wiązkami Spectral Frequencies. Jedynie zatrzymałam wiązkę, którą Slade we mnie strzelił i tyle. Plus gdyby istniała szansa, że go to zabije, to bym nigdy w jego kierunku nie strzeliła. No ale dyskutowanie z Tytanami w sumie mogłoby stanowić niezły trening dla przyszłych rodziców. W końcu dzieci tak samo słuchają rodziców jak Tytani logicznych faktów.

– Przecież wiesz, że nie posiadam Spectrokinezy, nie mogłabym z własnej woli w nikogo strzelić z jakichkolwiek Spectral Frequencies. – zaczęłam nieco poirytowana tym, że ciągle drążyli ten sam temat, mimo iż na sto procent wiedzieli, jak wyglądała moja dzisiejsza walka z Slade'em i przy okazji wskazując w kierunku Cyborga – To Slade strzelił we mnie tym wiązkami, ja je tyl--- – zaczęłam, jednak nie mogłam dokończyć, bowiem poczułam, że Tristitia z całej siły kopnęła mnie w twarz.

Kopnęła mnie tak mocno, że aż upadłam na podłogę. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować lub cokolwiek pomyśleć, usłyszałam, że Tri rzekła:

– Zamknij mordę, dziwko. – powiedziała tak ultra NadKulturalnie, że aż dało się usłyszeć, że rzeczywistość jebła facepalma, a nawet cztery, nie pytać, to rzeczywistość, ona mogła – Zawsze wiedzieliśmy, że jesteś nic nie wartą szmatą, a teraz tylko to udowadniasz. – dodała, kiedy do moich oczu napłynęły łzy oraz przy okazji poczułam, że twarz zaczęła mnie bardziej boleć.

Nie zdążyłam nawet chociażby się odwrócić w ich stronę, bowiem po słowach Tristitii wszyscy, oprócz Gwiazdki, zaczęli mnie bić i generalnie maltretować. Jedyne co mogłam zrobić, to zasłonić sobie twarz, aby chociaż w nią nic mnie się nie stało. Po prostu mimo wszystko Tytani posiadali znacznie większą OP-ność ode mnie, więc w starciu z nimi nie miałam żadnych szans. Zastanawiał mnie też jeden fakt, a mianowicie taki, dlaczego Gwiazdka w ogóle nie reagowała. Przecież ona mogłaby bezproblemowo odciągnąć Tytanów ode mnie, wszakże jako bodaj jedyna z nas posiadała supersiłę. Wiedziałam, że ona tylko udawała, że zmieniała się w stosunku do mnie. Na sto procent chciała osiągnąć jakieś osobiste korzyści i udawała, że stawała się moją koleżanką. Nie zasługiwała na szacunek, wszakże bezproblemowo mogła mi pomóc, a tego nie robiła. Oczywiście nie zamierzałam dawać po sobie znać tego, że zaczynałam ją za to nienawidzić, bowiem mimo wszystko warto mieć w drużynie kogoś, kto zachowuje się wobec ciebie normalnie, co nie? Co prawda posiadałam wręcz stuprocentową pewność, że nie robiła tego bezinteresownie, ale i tak. Musiałam znaleźć jakiś sposób, aby stać się potężniejsza od nich, to może chociaż zaczęliby mnie szanować. W Opkolandii dało się otrzymać nadprzyrodzone zdolności na milion różnych sposobów, a najprostszy to włamać się do konsoli rzeczywistości, ówcześnie poznając kody na jakieś OP moce. Chociaż...po co się włamywać? Przecież moi dwaj wujkowie mieli legalny dostęp do konsoli rzeczywistości, mogłam jakoś się z nimi skontaktować i poprosić ich, aby mi jakieś dodali. Że też wcześniej nie przyszło mi to do głowy, chociaż w sumie też nie dziwne. Najprostsze pomysły potrafiły najpóźniej się ujawnić.


W każdym razie, wracając do teraźniejszości, nie wiedziałam ile mnie bili i generalnie znęcali się nade mną przy użyciu swych nadprzyrodzonych zdolności. Miałam wrażenie, że trwało to wieczność, wszakże bolało jak zwykle. No ale w końcu przestali, ja nie mogę, myślałam, że biliby mnie aż do śmierci. Kiedy natomiast odeszli ode mnie, usłyszałam, że Tristitia przeteleportowała ich wszystkich jak gdyby nigdy nic do wieży, zostawiając mnie samą. Leżałam na podłodze i płakałam jeszcze przez jakiś czas. Tak mnie masakrycznie wszystko bolało, że myślałam, że umrę z bólu. Nie wiedziałam, czym zasłużyłam sobie na takie traktowanie, ale chciałam to jakoś zmienić. Nie miałam jednak zielonego pojęcia jak, obawiałam się, że nawet jeżeli zdobyłabym supermoce potężniejsze od tych Tytanów, to nadal by mnie nienawidzili. Chociaż w sumie, wtedy mogłabym im bezproblemowo najebać, gdyby próbowali dać mi kolejny wpierdol. Naprawdę, musiałam się jakoś skontaktować z jednym z mych wujków i poprosić go, aby mi jakieś OP moce dodał poprzez konsolę rzeczywistości. Jak dobrze jest mieć znajomości, to przynajmniej nie musiałam się trudzić z włamywaniem się do konsoli rzeczywistości. W sumie to dziwiłam się tak na dobrą sprawę, wracając do kwestii maltretowania mnie przez Tytanów, że jeszcze nic poważniejszego mnie się nie stało. Wszakże bili mnie praktycznie codziennie, jeżeli trafił się dzień bez znęcania się nade mną to można szampana wyjmować i imprezę robić. Przez to powinnam już zaczynać odczuwać nie wiem, jakieś uszkodzenia czegokolwiek, co miałam w sobie, na przykład jakichś organów. Chociaż w sumie racja, przecież piastowałam rolę królowej Mary Sue. W takim wypadku to faktycznie nie dziwne, że nic poważniejszego mnie się nie stało.


No ale w pewnym momencie, podniosłam się z podłogi, jeszcze trochę płacząc i wyszłam obolała z tej fabryki. Musiałam w końcu wrócić do wieży Tytanów, nie mogłam wieczności spędzić w tamtym miejscu. Chociaż szczerze mówiąc wolałabym mieszkać gdziekolwiek, byle nie pod jednym dachem z tymi sadystami. Mówiłam wam już jednak, dlaczego mimo chęci nie mogłam odejść z tej drużyny. Szczerze to zaczęłam żałować, że do nich dołączyłam. Gdybym mogła cofnąć się w czasie, to nigdy bym się nie zgodziła na propozycję Robina. Miałam teraz wrażenie, że oni po prostu szukali kozła ofiarnego i dlatego zaproponowali mi wstąpienie do ich drużyny. Nie widziałam innego powodu, wszakże inaczej raczej by się nade mną nie znęcali. Serio miałam wrażenie, że oni w rzeczywistości piastowali rolę superzłoczyńców, którzy jedyne co to udawali superbohaterów. Wszakże superbohaterowie nie powinni zachowywać się tak jak oni. I tak mimo wszystko najgorsza wydawała się Gwiazdka, bowiem ona ewidentnie jedyne co robiła to udawała, że mnie lubiła. Gdyby faktycznie zmieniała swoje nastawienie do mnie, to powinna nie wiem, jakoś pogadać z Tytanami, aby chociaż zaczęli traktować mnie jak człowieka. W końcu miała znacznie lepszą relację z Tytanami niż ja. Dodatkowo powinna ich jakoś powstrzymywać przed biciem mnie. A tymczasem biernie przykładała się do mojego cierpienia. W sumie jak na razie jedyna miła sytuacja dzisiaj jaka mnie spotkała to fakt, że jako jedyna nie zostałam przez roboty Slade'a ani razu potraktowana mind controlem. Zastanawiałam się jednak, kogo Slade określał mianem niego, od którego niby miałam silniejszą wolę. Musiałam sprawdzić w Internecie jakieś nazwiska znanych złoczyńców, posiadających mind control, to może na podstawie tego mogłabym wysnuć wnioski, z kim się Slade zgadał. Najprostszy przypadek jaki przychodził mi do głowy to Brother Blood, ale szczerze wątpiłam, aby Slade zgadał się z nim. Zacznijmy od tego, że oni obaj mieli sprzeczne ze sobą cele. Wszakże Slade chciał przejąć władzę nad Jump City, a Brother Blood w sumie czasami po jego niektórych akcjach miałam wrażenie, że chciał rozpiździć Jump City w drobny mak. Właśnie dlatego współpraca ich obu wydawała mnie się niemożliwa. Jeszcze kojarzyłam jednego złoczyńcę z mind controlem, a mianowicie Miss Radioactive. No ale z nią to już na tryliard procent Slade nie współpracował, bowiem ich cele się ze sobą gryzły. Chociaż w sumie z tego co wiedziałam, to Miss Radioactive miała cele sprzeczne same ze sobą, więc no. W końcu ta różowa pokraka chciała zniszczyć cały świat oraz ze względu na jej charakter szczerze wątpiłam, aby kwapiła się do współpracy z kimkolwiek. Plus od kiedy dostała w mordę od Nadbogów, to jakoś tak słuch o niej zaginął, nie zdziwiłabym się, gdyby się ukrywała. Tak poza tym to nie znałam żadnych innych sławnych lub minimalnie sławnych złoczyńców posiadających mind control. Plus nowy ziom Slade'a nie mógł okazać się kobietą, bowiem Slade mówił o tym kimś w rodzaju męskim. Kurde, naprawdę mnie ciekawiło o kogo chodziło, aż uznałam, że musiałam czym prędzej poznać więcej znanych złoczyńców mających tę nadprzyrodzoną zdolność.


No tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam, kiedy zaczęłam dolatywać do wieży Tytanów. Wiem, że nie wspomniałam, iż wzbiłam się w powietrze w celu powrotu do domu, ale umówmy się. Psychokineza to jedyna nadprzyrodzona zdolność jaką posiadałam, a chyba nie sądziliście, że bym z buta wracała do wieży. To by mi zajęło mnóstwo czasu, a po co tracić dzień, skoro można latać. W każdym razie, kilka chwil później wleciałam przez szyby do pomieszczenia głównego. Tam, na szczęście, nie zauważyłam nikogo i dobrze, bowiem już się bałam, że znowu znaleźliby sobie jakiś bezsensowny powód do traktowania mnie gorzej od zwierzęcia. Jednak, kiedy chciałam zasiąść do głównego komputera, aby poszukać informacji o jakichś znanych złoczyńcach mających mind control, usłyszałam otwierające się drzwi do miejsca, w którym się znalazłam. Słysząc to, ze strachem, odwróciłam się w tamtym kierunku. Szczerze, ilekroć słyszałam jak te drzwi się otwierały, to czułam, jak serce mi szybciej biło. Obawiałam się, że któryś z Tytanów się nudził i przyszedł z pseudo powodem do maltretowania mnie. Na szczęście tym razem okazało się, że się myliłam, bowiem do tegoż miejsca weszła Gwiazdka, mająca przewieszoną przez ramię torebkę. W sumie ona zawsze lubiła gdzieś wychodzić, najlepiej z kimś, więc a i nie dziwo, że zastałam ją z torebką.

– O, akurat cię szukałam. – powiedziała, schodząc po schodach – Wybieram się do sklepu, chciałabyś pójść razem ze mną? – zapytała, kiedy rozejrzałam się na boki.

Szczerze, nie miałam ochoty. Niedawno dostałam srogi wpierdol od jej kolegów, a ona przyszła do mnie z tym pytaniem jak gdyby nigdy nic. Serio kwalifikowała się do aż tak naiwnych, że myślała, iż po potraktowaniu mnie gorzej od zwierzęcia jakiś czas temu miałam ochotę z kimkolwiek gdziekolwiek iść? Jedyne o czym marzyłam to o tym, aby pójść do pokoju i najlepiej, w miarę możliwości, spędzić tam resztę dnia. Oczywiście wiedziałam, że to niemożliwe, bowiem Tytani w końcu by mi kazali coś zrobić, ale przynajmniej spędziłabym w owym pokoju większość czasu.

– Nie. – odpowiedziałam, stosując kropkę stanowczości i chcąc ruszyć w kierunku drzwi.

Jednak, Kori, bowiem tak zdrabniało się prawdziwe imię Gwiazdki jak coś, najwidoczniej zadała to pytanie tylko po to, aby w jakiś sensowny sposób zacząć rozmowę. Bowiem odejść mi nie dała, zagradzając mi przejście w stronę drzwi. Zaś kiedy przystanęłam, powiedziała:

– Nie daj się prosić. – rzekła, przy okazji mając taki wyraz twarzy jak typowa, szczęśliwa postać z anime – Zawsze to jakaś wspólna rozrywka po misji. – dodała ten dupny argument, kiedy nadal nie miałam ochoty nigdzie wychodzić.

– Nie rozumiesz, że nie mam ochoty? – zapytałam jeszcze spokojnie, zginając nieco lewą rękę jakbym na owy brak ochoty chciała wskazać – Twoi koledzy niedawno potraktowali mnie gorzej od zwierzęcia, na serio wierzysz, że po czymś takim mam ochotę gdzieś wychodzić? – spytałam tym najdłuższym zdaniem na dzisiaj, przy okazji prostując rękę w akompaniamencie przelatującego za oknem Nyan Cata.

Naprawdę, szczerze to nawet nieco mnie śmieszyło i z obecnej perspektywy nadal śmieszy podejście Gwiazdki. Przed jej poznaniem nigdy nie trafiłam na tak naiwną osobę jak ona. Czy serio myślała, że ktokolwiek po brutalnym pobiciu chciałby ot tak o wyjść na miasto? Może istniały takie osoby, w Opkolandii nigdy nic nie wiadomo, ale ja się do nich nie kwalifikowałam. Jedyne o czym myślałam to o tym, aby odpocząć w samotności i ewentualnie zadzwonić do Gregory'ego. Jednak Gwiazdka najwidoczniej nie zamierzała pozwolić mi na spędzenie popołudnia w taki sposób, na jaki miałam ochotę, bowiem kontynuowała:

– Ale spędzenie czasu z przyjacielem po takim wydarzeniu na pewno poprawi humor. – rzekła, najwidoczniej odważnie zakładając, że uznawałam ją za przyjaciółkę, przy okazji zaczynając unosić się nad podłogą, jak to ona miała w zwyczaju – Plus wiem, że czasem lubisz wychodzić do galerii handlowej. – dodała ten w sumie fakt, gdy na chwilę spuściłam wzrok.

Miałam wrażenie, że nie dałaby mi spokoju, dopóki bym się nie zgodziła. Ja nie mogę, czy ona musiała wykazywać się aż taką nachalnością? Nie wiem, może na jej planecie, bowiem nie wiem czy wam wspominałam, ale Kori pochodziła z planety Tamaran, mieszkańcy sobie niczego nie odmawiali. Jednak obecnie już od, z tego co wiedziałam, kilku dekad przebywała na Ziemi, więc powinna poznać chociaż podstawowe ziemskie zasady. No a na tej planecie odmawianie komuś stanowiło normę. Ciekawiło mnie czy zachowywała się tak nachalnie też wtedy, kiedy ktoś miał coś ważnego zaplanowanego na dany dzień. W każdym razie, po jej słowach, westchnęłam z niechęcią i, przewracając oczami, rzekłam:

– No dobra, niech ci będzie. – powiedziałam z niechęcią, otaczając się żółto-czarną barierą i unosząc nad podłogę.

– Wiedziałam, że szybko się zgodzisz. – skomentowała moją wypowiedź szczęśliwszym głosem.

Po tej rozmowie, ja wyleciałam przenikając przez szybę, a ona po prostu otworzyła okno i wyleciała przez nie. Tak, okna w naszej wieży dawało się otwierać, ale nikt tego nie robił. Generalnie, z tego co wiedziałam, to poza możliwością lepszego obserwowania terenu zostały one stworzone tak a nie inaczej tylko po to, aby prezentować się cool. Ja tam niczego cool w dużej ilości okien nie widziałam, ale w sumie to norma w Opkolandii, więc nie ważne. Jakiś sens musiał w tym istnieć.


Przechodząc jednak do teraźniejszości, przez jakiś czas lotu nie rozmawiałyśmy ze sobą, bowiem nie wiedziałyśmy o czym. Ja tam się bardziej zastanawiałam nad tym, z kim zaczął współpracować Slade. Oczywiście dowiedzenie się tego musiało zaczekać, bowiem Kori, jak rasowa nachalna laska, musiała wyciągnąć mnie do galerii handlowej. No ale nadal mnie to interesowało, bowiem jak wam już wspominałam, znałam jedynie dwóch złoczyńców posiadających mind control. Jednak żaden z nich nie pasował do ewentualnego współpracownika Slade'a. No chyba, że chcieli coś osiągnąć na tym, więc ze Slade'em współpracowali i potajemnie trzymali go mind controlem. Chociaż nadal Miss Radioactive odpadała, ponieważ po pierwsze to kobieta, a Slade mówił o tym kimś w rodzaju męskim. Po drugie, tak zadufana w sobie osoba jak ona na sto procent nie zdecydowałaby się na współpracę z jakimś losowym typem. No i do Brother Blood też to nie pasowało, bowiem on jeżeli chciałby Slade'a wykorzystać do jakiegoś celu, to mind controlem przeciągnąłby go na swoją stronę. Nie na odwrót, to wydawało się nie w stylu Brother Blood. Nikt inny nie przychodził mi do głowy, naprawdę po powrocie do wieży musiałam spytać wujka Google o najbardziej znanych złoczyńców posiadających mind control.

– Nad czym się tak zastanawiasz? – przerwała me rozmyślania w pewnym momencie Gwiazdka.

W tym momencie dopiero zauważyłam, że patrzyłam w dół. Dlatego też od razu uniosłam wzrok i odwróciłam go w kierunku Kori, która patrzyła w moim kierunku. Następnie zaś odpowiedziałam:

– Zastanawiam się po prostu z kim obecnie może współpracować Slade. – wyjaśniłam najkrócej jak się dało, kiedy powiał mocniejszy wiat(e)r – W końcu on mind controlu nie posiada, a jego roboty już tak, więc no. – stwierdziłam, na chwilę zwracając wzrok w dół.

– Może z Brother Blood, to jedyny złoczyńca posiadający mind control, którego kojarzę. – zaproponowała Tamaranka, gdy uniosłam wzrok i odwróciłam go w jej kierunku, patrząc w stronę Gwiazdki z nieprzekonaniem.

– Wiesz, wątpię. – odparłam, patrząc w prawo i lewo – W końcu gdyby Brother Blood chciał jakoś Slade'a wykorzystać do swoich celów – zaczęłam, kiedy obok nas przeleciał jakiś człowiek na drewnianej sklejce, najwidoczniej speedrunujący życie, ale jako iż w Opkolandii to norma, to nie zwróciłyśmy na to uwagi – to za pomocą mind controlu przeciągnąłby jego na swoją stronę, a nie na odwrót. – mówiłam, ponownie patrząc w stronę Kori, w czasie, kiedy skręciłyśmy w prawo – Ja tam kojarzę jeszcze ze złoczyńców mających mind control Miss Radioactive, ale ona kompletnie nie pasuje. – kontynuowałam swój wybitnie długi wywód, na chwilę kierując wzrok w dół, ale u dołu nie ujrzałam nic ciekawego, jedynie po prostu ulice miasta, na których nie działo się nic interesującego – W końcu tak zadufana w sobie osoba jak ona nigdy nie zdecydowałaby się na współpracę z losowym typem. – stwierdziłam ten NadSłuszny NadFakt, gdy nie wydarzyło się nic ciekawego, ale dodaję ten dopisek, aby nudą nie wiało – No i po tym jak dostała w mordę od Nadbogów to już od ponad dekady o niej nie słyszeliśmy, więc no. – zakończyłam, kiedy rzeczywistość puściła cicho w tle nutę „Bangladesh" Taito, a chmury zaczęły z nudów falować, jednak to też stanowiło normę w Opkolandii.

– Może zmieniła zdanie i z jakiegoś powodu uznała, że współpraca z Slade'em przyniesie korzyści jej celowi. – wysnuła tę naiwną hipotezę Tamaranka, gdy zaczęłam się zastanawiać czy ona faktycznie należała do tak NadNaiwnych istot, czy tylko udawała.

Na serio Gwiazdka myślała, że życie wyglądało tak prosto i słodko? Każdy wiedział, że w rzeczywistości życie, nawet w Opkolandii, nie prezentowało się tak pięknie. Ba, zwłaszcza w Opkolandii i to tej części, w końcu tutaj zawsze coś mogło nas wybić. Chociażby mogło to zrobić Tyberium, gdyby się jeszcze bardziej rozrosło lub, jeżeli nie ono, to jakiś złoczyńca z NadOP mocami lub godny konsoli rzeczywistości bądź umiejący się do niej włamać. Co do Miss Radioactive to na serio, taka osoba jak ona nigdy by nie podjęła współpracy z Slade'em, bowiem po co jej to. Sama mogła doprowadzić do rozpierdolenia świata i w sumie jej na tym zależało. No a to kłóciło się z celami Slade'a, które polegały na przejęciu władzy nad światem. Dodatkowo, z tego co dało się bardzo łatwo dowiedzieć, posiadała NadZbyt NadWysokie ego, więc nigdy nie podjęłaby się współpracy z kimkolwiek. No i również dostała w ryj od dwóch Nadbogów i najwidoczniej dało jej to coś do myślenia, skoro od ponad dziesięciu lat się nie udzielała.

– Naprawdę w to wierzysz? – spytałam z lekkim zażenowaniem, na chwilę odwracając wzrok w prawo – Ona posiada NadZbyt NadWysokie ego, aby w ogóle przez sekundę pomyśleć o współpracy z kimkolwiek. – przypomniałam, odwracając wzrok w jej stronę i w miarę możliwości krzyżując nogi, bowiem popularne w Opkolandii gesty należało kultywować – No i dodatkowo ich cele się kłócą, wszakże Miss Radioactive chce zniszczyć świat, a Slade przejąć nad nim władzę. – wypowiedziałam ten żelazny argument, który chyba dał Kori do myślenia, bowiem na chwilę spuściła wzrok jakby zastanawiała się nad tym, co właśnie powiedziałam.

– A, to tego nie wiedziałam, w takim razie to faktycznie ma sens. – przyznała, unosząc wzrok w moim kierunku, kiedy niebo z nudów zmieniło kolor na fioletowy, ale to również nie stanowiło niczego dziwnego w tym świecie – To w takim razie nie wiem kto, może jakiś mniej znany złoczyńca mający mind control. – wysnuła już bardziej prawdopodobną hipotezę, gdy zza chmur na chwilę wyszło słońce oraz ponownie powiał mocniejszy wiat(e)r – Albo jakiś nowy, którego Slade przeciągnął na swoją stronę. – dodała kolejną prawdopodobną hipotezę, kiedy jakaś chmura na chama wbiła na niebo i zasłoniła słońce.

– Z jednej strony to miałoby sens, ale z drugiej jednak nie do końca. – mówiłam, ponownie spuszczając wzrok, bowiem szczerze to tak się po prostu wygodniej leciało – Bowiem kiedy walczyłam ze Slade'em, fakt, że żaden z jego robotów nie był w stanie przejąć mnie swym mind controlem skomentował, cytuję, „Wiesz, zaimponowałaś mi. Nie podejrzewałem, że da się mieć silniejszą wolę od niego.". – wypowiedziałam to najdłuższe zdanie na dzisiaj, gdy skręciłyśmy w lewo oraz pod sobą ujrzałam, że na środku miasta wyrosła lipa, ale jako iż w Opkolandii to norma, to nie zainteresowałam się tym – Jednak nie chciał powiedzieć, kogo miał na myśli mówiąc o NIM – opowiadałam dalej, przy okazji to ostatnie słowo wypowiadając głośniej, kiedy przez ulice miasta przejechały na sygnale dwa wozy straży pożarnej oraz karetka – oraz powiedział, że dowiem się tego w swoim czasie, czyli stosunkowo niedługo. – zakończyłam, gdy rzeczywistość zmieniła muzykę w tle na „partizan" длб.

– Czyli to jednak musi być ktoś znany, skoro Slade powiedział takie zdania. – wysnuła ten oczywisto-oczywisty z dodatkiem sosu oczywistości wniosek Tamaranka, kiedy odwróciłam wzrok w jej kierunku – Trzeba naprawdę sprawdzić w Internecie, bowiem nie znam więcej złoczyńców posiadających mind control. – podsumowała, na chwilę zwracając wzrok w lewo, gdy na horyzoncie dało się zauważyć wyłaniający się budynek galerii handlowej.

Może wam go opiszę, bowiem jeszcze kilka razy trafię do tej galerii handlowej. Wypadałoby, abyście mogli sobie ją wyobrazić, co nie? Wyglądała nieco podobnie do Dworca Centralnego w Warszawie, a przynajmniej od frontu na pierwszy rzut oka mogła się z tym skojarzyć. Jednak w sumie już w tym względzie wbrew pozorom wyróżniała się od frontowego wyglądu Dworca Centralnego. Otóż, z prawej strony, fasada nieco zwężała się. Posiadała kolory szaro-niebieskie oraz sporo szyb w przedniej wnęce. Również widniało we wnęce przed szybami trochę krzeseł, stołów i parasolek należących do części gastronomicznej tejże galerii handlowej. Sama galeria handlowa należała do bardzo długich, generalnie gdyby ją zlikwidować, to dałoby się postawić w tym miejscu przeciętne, duże amerykańskie osiedle. Przed ową galerią handlową znajdował się duży parking ze szlabanami, bowiem owy parking kosztował. Znaczy dwie godziny parkowania dla klientów tegoż sklepu nic nie kosztowały, ale umówmy się, większość ludzi i tak przychodziła tutaj na więcej niż dwie godziny. Znajdował się tutaj również zjazd do parkingu podziemnego, który, z tego co wiedziałam, miał łącznie cztery tysiące miejsca parkingowe. Teraz możecie sobie wyobrazić, jak wielką galerią handlową dysponowało Jump City. Generalnie jej otwarcie przyciągnęło mnóstwo klientów oraz długo mówiono o niej w gazetach, bowiem to chyba największa galeria handlowa w USA w obecnym czasie. Jednak mimo tego, ambitnej nazwy to ta galeria nie posiadała. Nazywała się bowiem Grand Delta Mall, więc no. Autor tej nazwy za bardzo się nie wysilił, ale w sumie dało się ją łatwo zapamiętać, więc cel został osiągnięty.


Szczerze mówiąc, to lubiłam Grand Delta Mall, ponieważ jako iż należał do ogromnych galerii handlowych, to miał wiele sklepów, restauracji, kawiarni i innych takich. Dzięki temu dało się przyjemnie spędzić tutaj czas, a jako iż samochodem czy innym pojazdem nigdy tutaj nie przyjeżdżałam, to nie musiałam się obawiać, że rachunek za parkowanie wyniósłby niebotyczną sumę. W sumie pamiętam, że Cyborg raz przyjechał tu swym samochodem i tak się zasiedział, że koniec końców jego rachunek za parkowanie stanowił liczbę trzycyfrową. Ale potem narzekał, normalnie szczerze mówiąc ledwo powstrzymywałam śmiech. No co, zasłużył, mógł się wobec mnie zachowywać normalnie, to bym mu tego nie życzyła.

– Ciągle nie mogę uwierzyć, jak wielka jest ta galeria handlowa. – skomentowała Gwiazdka, przy okazji wyrywając mnie z zamyślenia, kiedy odwróciłam wzrok w jej stronę.

– I, że znajduje się w naszym mieście. – dodałam, gdy obie zaczęłyśmy lądować na chodnik przed wejściem – Taka wielka galeria handlowa raczej powinna być w Waszyngtonie, w końcu to stolica. – zauważyłam ten słuszny wniosek, na chwilę rozglądając się w prawo i lewo, bowiem znowu poczułam się obserwowana.

– Może w Jump City taki wielki teren kosztuje mniej. – wysnuła w sumie sensowną hipotezę Kori, kiedy znalazłyśmy się w połowie lądowania.

– Nie no, to na sto procent, ale i tak taka wielka galeria handlowa bardziej pasuje do stolicy USA. – stwierdziłam, gdy zaczęło nieco kropić i w sumie dobrze, że akurat wtedy, gdy lądowałyśmy, bowiem uwierzcie, lot podczas deszczu nie należał do niczego przyjemnego – W sumie najważniejsze, że jest, to przynajmniej jest w tym mieście gdzie zrobić wielkie zakupy bezproblemowo. – zakończyłam, kiedy wylądowałyśmy i weszłyśmy do budynku.

Po wejściu, ujrzałyśmy, jak zapewne się możecie domyślić, wieeelką przestrzeń handlową. Przed nami rozciągały się podwyższenia ze szklanymi barierkami stanowiącymi łącznie dziewięć pięter ze sklepami. Oczywiście znajdowały się tu również cztery windy, dwie jadące w górę i dwie w dół. Jak przystało na wielką galerię handlową nie zabrakło tutaj również schodów ruchomych, bowiem jak widać na bogato. Stały tu nawet trzy sztuczne palmy, cholera wie po co, bowiem palmy to tak średnio pasowały do Jump City. No ale stały, bowiem najwidoczniej właściciel Grand Delta Mall nie miał na co hajsu wydawać. Na parterze także znajdowało się trochę sklepów oraz jakaś kawiarnia, dla której chyba nie starczyło miejsca w części gastronomicznej. Widniała tutaj również spora fontanna, bowiem w tej galerii handlowej znajdowało się chyba wszystko. Sufit z kolei został w większej części wykonany ze szkła, normalnie widać na prądzie oszczędzali. No ale nie żeby coś, ładnie wyglądał szklany sufit, dodatkowo przynajmniej więcej naturalnego światła się tutaj dostawało. Znaczy dzisiaj i tak panowała pochmurna pogoda, więc taka trochę chujnia, ale w słoneczne dni to najlepiej wyglądało.


Ładnie wyglądała ta galeria handlowa, tak szczerze mówiąc. No i co najważniejsze znajdowało się tu naprawdę dużo sklepów, więc w tym miejscu nie dało się nudzić. Jak wspominałam, lubiłam tutaj przychodzić, bowiem mogłam w jednym miejscu załatwić wszystkie sprawy. No a jako iż, zgadliście, ja musiałam zaopatrywać Tytanów w produkty pierwszej potrzeby oraz wszystkie ich zachcianki, to miejsce wydawało się idealne do robienia tak wielkich zakupów. Przechodząc jednak do teraźniejszości, nie ma sensu, abym dokładnie ze szczegółami opisywała wam, co robiłyśmy podczas wizyty w Grand Delta Mall. To okazałoby się zbędnym zapychaczem, a ja nie mam celu w zanudzaniu was. W końcu chcę, abyście wysłuchali mej historii, a nie zwiewali drzwiami i oknami. Dlatego też opiszę wam to w streszczeniu. Po prostu przez kilka godzin sobie chodziłyśmy po różnych sklepach i robiłyśmy zakupy. Również w pewnym momencie zaszłyśmy do części gastronomicznej, bowiem obiad również warto zjeść. Lubiłam chodzić do części gastronomicznej w tym miejscu, bowiem to jedyny moment, kiedy mogłam zjeść jakiś większy obiad. Zwykle w wieży Tytanów nie miałam czasu, aby zrobić sobie jakiś większy obiad, plus przypadało mi dojadanie resztek. Dlatego też właśnie lubiłam urywać się na obiad do Grand Delta Mall, mimo iż nieczęsto miałam ku temu okazję. No cóż, musiałam siedzieć w wieży, bowiem taka rola członka Młodych Tytanów, aby zawsze jak najszybciej zareagować na wieść, że jakiś zły znowu robił rozpierdol.


Szczerze, przyjemnie mnie się spędzało czas z Gwiazdką, ale nadal nie potrafiłam uwierzyć, że ona tak ot tak się wobec mnie zmieniła. Naprawdę podejrzewałam, że takim zachowaniem wobec mnie chciała osiągnąć jakiś osobisty cel. W końcu przez kilkanaście lat się nade mną znęcała plus nie zdarzyło się nic, co mogłoby zmienić jej nastawienie do mnie o sto osiemdziesiąt stopni. Na razie nie poruszałam tego tematu, bowiem umówmy się, podejrzewałam, że ona by mi odpowiedziała, że sama z siebie się zmieniła. No a nieważne co by się wydarzyło, ja po prostu nie potrafiłam w to uwierzyć. Niby miło, że w końcu chociaż jeden z Tytanów traktował mnie jak człowieka, no ale nie zmieniało to faktu, że wydawało się to cholernie podejrzane. Dlatego też postanowiłam, że nie zamierzałam jakoś wchodzić w bardziej przyjacielskie relacje z Kori. Wolałam podchodzić do tego wszystkiego ostrożnie, to potem, gdyby w końcu Tamaranka ujawniła swoje prawdziwe intencje, nie odczuwałabym zbytniego bólu psychicznego. Chciałam ilość owego jak najbardziej zmniejszyć, już za dużo tego typu bólu przeżyłam w swoim nie jakoś specjalnie długim życiu.


Jednak, podczas takiego przeciętnego popołudnia w Grand Delta Mall, wydarzyły się dwie ciekawsze i warte dokładniejszego opisania akcje. Pierwsza z nich to szybka walka z Gizmo i Mamutem. Otóż, w którejś chwili, gdy obie wyszłyśmy ze sklepu Tous****, ujrzałyśmy, że Gizmo i Mamut terroryzowali RTV Euro AGD znajdujący się po skosie. Dało się zauważyć, że po prostu chcieli ukraść znajdujące się tam komputery, najwidoczniej nie ogarniając, że te sprzedawane w RTV Euro AGD nie należały do jakichś super zajebistych. Wszystko zależy oczywiście od gustu, ja tam nigdy nie przepadałam za laptopami Lenovo bądź HP. Widząc to, od razu, bez gadania, poleciałyśmy tam, bowiem to nasza rola zapobiegać takim sytuacjom i potem przypilnować delikwentów do czasu przyjazdu policji.

– Serio chce wam się kraść jakieś tanie laptopy? – zapytałam z lekkim zażenowaniem, gdy wleciałyśmy do sklepu.

Słysząc mnie, Gizmo oraz Mamut przestali wrzucać komputery do torby i odwrócili się w naszym kierunku. Widząc nas, Gizmo powiedział:

– Cholera. – rzekł jakże ultra kulturalnie, kiedy dało się słyszeć, że rzeczywistość puściła cicho w tle „Glow in the Dark" Smash Into Pieces, najwidoczniej wyczuwając zbliżającą się napierdalankę – Idźcie zająć się czymś innym, a nie ludziom przeszkadzacie. – powiedział, najwidoczniej nie ogarniając, że nasza w tym rola, aby ich powstrzymać, gdy przy okazji oparłam ręce o biodra – A poza tym Lenovo jest zajebiste. – dodał najśmieszniejsze zdanie na dzisiaj, kiedy rzeczywistość nieco podgłośniła nutę, jakby chcąc dać nam do zrozumienia, abyśmy zaczęli się napierdalać.

– No nie, sorki, Lenovo to gówno, które rozpada się w tydzień. – zauważyłam, zakładając ramię na ramię i odgarniając moją psychokinezą włosy, które opadły mi na twarz – Tylko Dell Latitude się liczą. – dodałam ten słuszny fakt, kiedy Gizmo nie wydawał się przekonany do mojej opinii.

– Nie no, co ty, ostatnio Dell Latitude mnie się rozpadł po dwóch tygodniach. – wtrącił się do naszej epickiej debaty o komputerach Mamut, gdy chyba wiedziałam, jak bez napierdalania się przytrzymać ich do przyjazdu policji – A takie Lenovo do dzisiaj mnie się trzyma, a mam go od trzech lat. – dodał, kiedy Gizmo odwrócił się w stronę swego kolegi i chyba nie ogarniali, że miałam cel w prowadzeniu tej rozmowy o komputerach.

– Jesteś pewien, że ci się na sto procent rozpadł? – zadałam to pytanie, nieco unosząc się nad podłogą dzięki mej epickiej mocy – Może to wina baterii? – zapytałam, gdy na chwilę spuścił wzrok.

– No tak, kompletnie nie chce mnie się włączyć. – odparł, unosząc wzrok w moim kierunku.

– Bez przesady, włącza ci się, ale bez zasilacza to ni chuja. – sprecyzował Gizmo, odwracając wzrok w kierunku swego kolegi.

– No, wystarczy wymienić baterię i to nawet nie jest wina tego, jak ten komputer używałeś. – stwierdziłam, prostując ręce, kiedy Gizmo zwrócił wzrok w moją stronę – Dell znowu jest w niżu w kwestii produkowania baterii, ich oryginalne mają po prostu zjebane ogniwa.***** – wyjaśniłam, gdy szczerze mówiąc Mamut spojrzał w moim kierunku z widocznym zaciekawieniem, ewidentnie nie wiedział, że to tego wina – Po prostu w Dellach trzeba wymieniać szybko baterie. – dodałam, opierając ręce o biodra.

– O, to tego nie wiedziałem. – powiedział Gizmo, wyprzedzając w wypowiedzi swego kolegi.

– Też nie wiedziałam, dopóki nie poczytałam na forach. – stwierdziłam, prostując ręce i stając na podłodze – Najpierw jednak trzeba przeprowadzić diagnostykę w BIOS-ie, aby na sto procent upewnić się, że to bateria jest zjebana. – poradziłam, kiedy rzeczywistość, ewidentnie zawiedziona tym, że nie szykowała się napierdalanka, zmieniła nutę na „Eins Zwei Polizei" Mo-Do – Zawsze lepiej się upewnić, mimo iż ten przypadek to ewidentnie problem baterii. – zakończyłam, ponownie zakładając ramię na ramię, bowiem popularne w Opkolandii gesty należało kultywować.

– No dzieńdoberek, kurwa. – usłyszeliśmy głos policjanta, który ostatnio przybył zaaresztować Gizmo, Mamuta i Jinx, gdy przy okazji odwróciliśmy się – Zapraszam na radosną przejażdżkę niebieską limuzyną. – dodał, kiedy odeszłam nieco w bok, aby nie przeszkadzać w aresztowaniu.

– Pierwszy raz spotykam się z przypadkiem, aby przytrzymać złodziei do przyjazdu policji rozmową. – wtrąciła się jedna z kobiet, które pracowały w obsłudze tego sklepu, nim obie zdążyłyśmy opuścić to miejsce.

Słysząc ją, ja i Gwiazdka odwróciłyśmy się, po czym powiedziałam:

– Szczerze mówiąc, to nie wierzyłam, że to się uda. – przyznałam, przy okazji opierając ręce o biodra, bowiem kultywowanie popularnych gestów należało podtrzymywać – Podejrzewałam, że będzie to krótka rozmowa przed walką, więc można uznać to za sukces. – dodałam, zaczynając nieco unosić się nad podłogą dzięki mej psychokinezie.

– Gdyby to zawsze działało, to może sklepy unikałyby niszczenia w wyniku walki. – wtrącił się inny gościu z obsługi, kiedy ja i Kori od razu odwróciłyśmy wzrok w jego kierunku.

– Niestety obawiam się, że to już więcej razy nie zadziała. – stwierdziłam ten fakt, prostując ręce i stając na podłodze – No ale w sumie fajnie, że chociaż raz zadziałało, to zawsze jakieś urozmaicenie w życiu. – powiedziałam, na chwilę odruchowo rozglądając się w prawo i lewo i widząc, że policjanci właśnie wyprowadzali Gizmo i Mamuta.

– O to na pewno, przynajmniej chociaż raz nie będziemy musieli sprzątać po walce. – przyznała kobieta z obsługi, opierając ręce o blat, przed którym stała – A to już jakiś sukces. – dodała, odwracając na chwilę wzrok w stronę monitora.

– Można powiedzieć, że wszyscy na tym skorzystali. – podsumowałam i uznałam, że już czas wyjść, bowiem rozmowa nam się zbytnio nie kleiła – W każdym razie, my już musimy iść. – powiedziałam, odwracając się w kierunku wyjścia – Do widzenia! – pożegnałam się i ja, i Tamaranka, po czym wyszłyśmy ze sklepu.

– Do widzenia! – pożegnali się rozmawiający z nami ludzie z obsługi.

Szczerze, można powiedzieć, że to spotkanie z naszymi wrogami na serio należało do wyjątkowych. Nie podejrzewałam, że dało się ich tak łatwo zatrzymać rozmową, zwykle jak coś to mieliśmy jedynie rozmowy przed walką. Chociaż na dobrą sprawę czego oczekiwać, skoro piastowałam rolę królowej Mary Sue. Mnie miało się nie udać? No bez przesady. Znaczy wiedziałam, że to nie zadziałałoby ponownie, bowiem wątpiłam, aby Gizmo i Mamut należeli do takich debili, żeby dać się drugi raz na to samo złapać. No ale miło, że zadziałało chociaż raz, bowiem szczerze to dzisiaj nie chciało mnie się już z kimkolwiek walczyć. Jedna akcja na dzień w zupełności wystarczy. Plus po dostaniu wpierdolu po akcji ze Slade'em kompletnie nie chciało mnie się angażować w walkę z kimkolwiek. Szkoda, że nie dało się rozwiązywać w ten sposób sprawy wszystkich złoczyńców. To na sto procent ułatwiłoby życie.

– Też nie spodziewałam się, że takie zatrzymanie naszych wrogów jest w ogóle możliwe. – wtrąciła się w me przemyślenia Gwiazdka, przerywając je, a ja odruchowo odwróciłam się w jej kierunku.

– Nie dziwne, bowiem to wydawało się nieprawdopodobne. – przyznałam, odwracając na chwilę wzrok przed siebie – Szkoda, że na co dzień nie możemy tak rozwiązywać walki ze złoczyńcami, to by ułatwiło życie. – stwierdziłam, ponownie kierując wzrok w stronę Kori.

– Trzeba tego spróbować, jak nie sprawdzimy to się nie przekonamy. – powiedziała, a ja zaczęłam się na serio zastanawiać, czy ona na serio taka wręcz NadNaiwna, czy tylko udawała.

Ona naprawdę myślała, że to by zadziałało? Na takich złoczyńców jak na przykład Slade czy Brother Blood to NIGDY by nie podziałało. Z nimi to co najwyżej można przed walką pogadać i tyle. Jak już to mogłoby to zadziałać jedynie na złoczyńców pokroju Gizmo i Mamuta, ale serio wątpiłam, aby drugi raz to również na nich pomogło. Wszakże już się przekonali, że moja rozmowa z nimi miała ich jedynie przytrzymać do momentu przyjazdu policji, więc więcej razy na sto procent by nie dali się na to złapać. Ewidentnie Tamaranka postrzegała życie jako zbyt proste niż jest faktycznie. Nie wiedziałam ile ona przebywała na Ziemi, ale z dwie dekady plus minus pewnie by już wyszły. No a mimo tego czasu jeszcze nie zorientowała się, że życie tutaj nie należało do aż tak prostych?

– Naprawdę myślisz, że na innych złoczyńców to by podziałało? – spytałam z lekkim współczuciem nad jej NadNaiwnością w głosie – Na złoczyńców typu Gizmo i Mamuta to jeszcze może, ale na takiego Slade'a czy Brother Blood to NIGDY – mówiłam, to ostatnie słowo wypowiadając głośniej, kiedy przy okazji skręciłyśmy w lewo i weszłyśmy na schody ruchome – by nie zadziałało, oni aż tacy naiwni nie są. – zakończyłam, odwracając na chwilę wzrok w prawo.

– Na Slade'a czy Brother Blood to może faktycznie nie, ale na tych mniejszych można by tego spróbować. – powiedziała, ewidentnie nie dając za wygraną, gdy odwróciłam wzrok w jej stronę i przy okazji zauważyłam, że dojeżdżałyśmy już do końca schodów.

– Szczerze, mimo wszystko nie liczyłabym na to, że to zadziała. – rzekłam bardziej realistycznie od jej wyobrażeń, kiedy dojechałyśmy do końca schodów – Sądzę, że to była bardziej jednorazowa sytuacja. – dodałam, kiedy ruszyłyśmy w kierunku drugich schodów ruchomych i stosunkowo szybko na nie weszłyśmy.

– Spróbować zawsze warto, a nuż się uda. – mówiła, gdy zaczęłyśmy jechać w górę, bowiem nie w dół.

Nie mogę, jak Tytani wytrzymywali z jej NadNaiwnością tyle lat? Jakbym pełniła rolę lidera tej drużyny to bym ją wyjebała na zbity pysk już dawno. To aż wydawało się nieprawdopodobne, aby cechować się taką naiwnością. Ona serio ewidentnie brała życie jako zbyt łatwe i kolorowe niż w rzeczywistości się prezentowało. Niby miło, że zaczęła mnie traktować jak człowieka, ale z drugiej strony wolałabym, aby jak człowieka zaczął traktować mnie ktoś normalny. Ciężko szło się dogadać z laską posiadającą jako NadCechę naiwność.

– Nie psuję ci wiary w to, ale serio, to się nie uda. – powiedziałam, kiedy z głośników dało się usłyszeć jakieś ogłoszenie o tym, że jakiś bachur czekał na swego rodzica gdzie tam bądź – Życie nie jest takie proste, mimo iż żyjemy w Opkolandii. – powiedziałam, gdy dojechałyśmy do końca schodów i ruszyłyśmy w kierunku jednej z kawiarni.

Chciałabym szczerze mówiąc spotkać jakiegoś znajomego, bowiem nie chciało mnie się na ten temat dyskutować z tą naiwną idiotką. No a podejrzewałam, że ona chciałaby mnie przekonać, że jednak ma rację, mimo iż owej w tym momencie nie posiadała. Z praktycznie żadnym złoczyńcą nie dało się dyskutować, jedynie może pogadać przed walką. Dzisiejszy przypadek to sytuacja jednostkowa, a ta się tym zajarała jak jakaś pojebana. Na szczęście najwidoczniej Opkolandia uznała, że stanie dzisiaj po mojej stronie, bowiem nim Kori zdążyła cokolwiek powiedzieć, usłyszałyśmy za sobą znajomy głos Gregory'ego:

– O, hej Andromedo! – zawołał, kiedy przystanęłyśmy i odwróciłyśmy się.

Faktycznie, ujrzałyśmy, że szedł w naszym kierunku niosąc przy okazji torbę wypełnioną zakupami. Szczerze po nim nie zdziwiłabym się, gdyby w skład tych zakupów wchodziło osiemset tysięcy ton kawy. Po takim fanatyku tego napoju jak on absolutnie wszystkiego dało się spodziewać. W każdym razie, gdy podszedł do nas, powiedziałam słyszalnie zaskoczona:

– O, cześć. – powiedziałam, gdy rzeczywistość puściła cicho w tle nutę „Slavic Man VPN" Uamee, bowiem brak klimatu należało zachowywać – Nie spodziewałam się zobaczyć cię tutaj. – powiedziałam, nieco unosząc się nad podłogą, bowiem po co nogi męczyć – W ogóle, poznaj Gwiazdkę o której ci czasem opowiadałam. – rzekłam, wskazując w kierunku Kori.

– Cześć! – przywitała się Tamaranka, robiąc taką minę jak szczęśliwe postacie w anime.

– Hej. – przywitał się Gregory – Miło poznać któregoś z Tytanów. – powiedział, krzyżując nogi i stając w pozornie niewygodnej pozycji.

– To nawet nie widziałeś żadnego z Tytanów? – zapytałam zdziwiona, bowiem sądziłam, że w Jump City spotkanie przypadkiem któregoś z Tytanów to norma.

– Nope. – odpowiedział mój przyjaciel, zwracając wzrok w mym kierunku – Nie kręcę się w miejscach, w których może odjebać się coś niebezpiecznego, więc no. – wyjaśnił, zginając prawą rękę, jakby chciał wskazać w stronę owych niebezpiecznych miejsc.

– Ale i tak to wydaje się nieprawdopodobne jak na Jump City. – stwierdziłam nadal zdziwiona, poprawiając włosy, które opadały na moją twarz – Nawet przypadkiem, wszakże każdy z Tytanów czasami wychodzi z wieży. – zauważyłam, nieco zginając lewą nogę, bowiem dlaczego nie.

– Najwidoczniej wychodzę z domu akurat w momentach, w których wszyscy siedzicie w wieży. – zauważył, zginając na chwilę obie ręce w bok, w czasie, gdy dało się zauważyć, że na zewnątrz nieco rozpogodziło się – Albo najczęściej chodzę w inne miejsca niż którykolwiek z was. – dodał, opuszczając ręce.

– To teraz jak już któregoś z nas spotkałeś, to pewnie będziesz nas widział co chwilę. – stwierdziła w sumie zgodnie z prawami Opkolandii Gwiazdka, również zaczynając unosić się nad podłogą.

– W sumie racja, praw Opkolandii się nie przeskoczy. – zauważył, odwracając się w stronę Kori – No ale też zobaczymy, bowiem mimo wszystko Opkolandia potrafi być nieprzewidywalna. – stwierdził kolejny fakt, kiedy na chwilę spuściłam wzrok.

– Ale też bez przesady, Opkolandia również ma odwieczne prawa. – przypomniałam, unosząc wzrok w kierunku mego najlepszego przyjaciela – A to należy do jednych z nich. – przypomniałam, zakładając ramię na ramię, bowiem popularne gesty należało kultywować.

– Nigdy nie wiadomo czy ktoś czegoś nie zmienił. – powiedział Gregory, również zakładając ramię na ramię i ewidentnie nie dając za wygraną.

– Bez przesady, po co ktoś miałby zmieniać odwieczne prawa Opkolandii? – zapytała Gwiazdka, gdy oboje zwróciliśmy wzrok w jej stronę.

– Po Nadbogach NadWszystko jest możliwe. – stwierdziłam, stając na podłodze.

– Eee, nie sądzę, aby mieli cel w zmienianiu odwiecznych praw Opkolandii. – rzekła naiwnie Kori, kiedy na chwilę spuściłam wzrok.

No może i Gordon by nie miał celu w zmienianiu tego, ale po Zardonicu NadNadNadWszystkiego dało się spodziewać. Nie, serio, z obu Nadbogów to Federico wydawał się najbardziej nieprzewidywalny. No ale oczywiście Gwiazdka mogła tego nie wiedzieć, wszakże z tego co wiedziałam to nie znała osobiście żadnego z Nadbogów. No a w moim wypadku i jeden, i drugi pełnili rolę mych wujków, więc no. Jak coś to chyba wiadomo, że bardziej wolałam Gordona niż Zardonica.


W każdym razie, aby was nie zanudzać tą rozmową, to powiem po prostu, że tak teraz sobie gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Ten temat stanowił właściwie wyjście do debaty o wszystkim i o niczym. Przez ten czas, chodziliśmy sobie również po galerii handlowej, bowiem jak mielibyśmy stać, to by nam chyba nogi odpadły. Dodając do tego fakt, że rozmawialiśmy bodaj z trzy i pół godziny to ten no. Przez ten czas, gdy tak sobie rozmawialiśmy, zauważyłam, że Gregory bardzo dobrze dogadywał się z Kori. To nic złego oczywiście, w sumie miło, że się dogadywali. Przynajmniej dzięki temu panowała przyjemna atmosfera. W sumie to też i nie dziwne, bowiem Tamaranka należała do bodaj najbardziej optymistycznych z Tytanów. W sumie to szczerze mówiąc czasami mnie to niepokoiło. A fakt, że chyba nigdy nie było jej widać na co dzień w innym nastroju nie pomagał. Powracając jednak do tematu, to tak sobie chodziliśmy i gadaliśmy przez te trzy i pół godziny, co jakiś czas zaglądając do jakiegoś sklepu. Również w pewnym momencie poszliśmy sobie do kawiarni i tam spędziliśmy jakiś czas. Generalnie mogę powiedzieć, że to popołudnie w centrum handlowym należało do naprawdę przyjemnych i nie chciałam, aby się kończyło. Oczywiście wiedziałam, że w końcu koniec musiał nastać, ale bardzo mnie się podobało to, jak popołudnie przebiegło. No ale w którymś momencie Gregory musiał wracać do domu, dlatego też pożegnałyśmy się z nim, po czym ruszył w kierunku wyjścia.


Ja i Gwiazdka w sumie też niedługo po nim wyszłyśmy z centrum handlowego, po czym uniosłyśmy się i zaczęłyśmy lecieć w stronę wieży. W końcu kiedyś wypadałoby wrócić do domu, nie mogłyśmy całej wieczności spędzić w Grand Delta Mall. W czasie lotu przez jakiś czas panowała cisza, w czasie której rozmyślałam o wszystkim i o niczym. No ale mimo tego moje myśli koniec końców sprowadziły się do zastanawiania na temat tego, z kim obecnie współpracował Slade. Wiecie, po prostu mnie to ciekawiło, bowiem Slade nie chciał powiedzieć, kogo miał na myśli mówiąc o nim. Serio po powrocie do wieży musiałam sprawdzić jacy złoczyńcy posiadający mind control istnieli na tym świecie poza Brother Blood i Miss Radioactive. Może dzięki temu miałabym chociaż hipotezę, z kim mógł zmówić się Slade.

– Fajny ten Gregory. – powiedziała w pewnym momencie Kori, przerywając moje przemyślenia.

– To miło, że go polubiłaś. – odparłam, odwracając wzrok w jej stronę – Też bardzo go lubię, ba, jest moim najlepszym przyjacielem. – przyznałam, na chwilę zwracając wzrok w dół.

– O, czyli masz w Jump City jakichś najlepszych przyjaciół. – powiedziała, jakby to należało do czegoś dziwnego, że znalazłam sobie przyjaciela spoza drużyny – Szczerze, myślałam, że masz tylko ewentualnych kolegów. – dodała, gdy zwróciłam wzrok w jej kierunku.

Za kogo ona mnie miała? Przecież pozwalali mi wychodzić z wieży, więc to logiczne, że w końcu poznałabym jakiegoś przyjaciela. Wiedzieli, że należałam do grona ambiwertyków, więc o ile lubiłam samotność, to czasami kontaktu z ludźmi również potrzebowałam. Nie ale serio, jej wypowiedź zabrzmiała dość nieprzyjemnie, mimo iż z tego co dało się wywnioskować to ona tak nie sądziła. Brzmiała tak, jakby sądziła, że nie potrafię sobie znaleźć przyjaciół, mimo iż powinna wiedzieć, że dla mnie to nie problem. Oczywiście nie zamierzałam poruszać tego tematu, ale powinna trochę bardziej neutralnie wypowiadać tego typu zdania.

– Oczywiście, że mam, to chyba normalne. – powiedziałam, kiedy skręciłyśmy w lewo – W końcu nie zabraniacie mi wychodzić z wieży, więc wiadomo, że prędzej czy później znalazłabym sobie przyjaciół. – dodałam, gdy dalej leciałyśmy przed siebie oraz przy okazji zwróciłam wzrok w stronę Gwiazdki.

– Po prostu myślałam, że przez sytuację z Tytanami jesteś bardziej nieśmiała. – usprawiedliwiła się, kiedy w miarę możliwości skrzyżowałam nogi, a w tle powiał mocniejszy wiatr – Niektórzy tacy się stają, będąc tak traktowanymi. – dodała w sumie fakt, kiedy rzeczywistość puściła cicho w tle kurwa czwarty Housebreak DJ-a Chillouta, kurde, nie wiedziałam, że rzeczywistość lubiła stare hity.

W sumie może miała rację, niektórzy faktycznie mogli się tacy stać po nadmiarze znęcania się. To miało sens. Ja jednak nie należałam do takich osób, plus Gregory to na dobrą sprawę stał się moim najlepszym przyjacielem jeszcze długo przed mym dołączeniem do Tytanów. Dodatkowo zawsze znalazłabym sobie jakiegoś przyjaciela, aby nie czuć się samotna. Wszakże zawsze warto mieć kogoś zaufanego, komu można się wyspowiadać ze swych wszystkich problemów. Jasne, niby miałam męża, ale z nim nie miałam możliwości codziennie rozmawiać. On miał swoją pracę plus szefował ogromną korporacją, więc mógł nie mieć czasu, aby do mnie dzwonić. No a ja z kolei nie chciałam mu przeszkadzać.

– Nie no, ja taka nie jestem. – powiedziałam po chwili, prostując nogi – Zawsze wolę mieć przynajmniej jednego przyjaciela, warto mieć się komu wygadać. – dodałam, na chwilę zwracając wzrok w lewą stronę, gdy przy okazji skręciłyśmy w prawo.

Po tej wypowiedzi w sumie nasza rozmowa na ten moment się skończyła. Po prostu żadna z nas nie wiedziała jak miałyśmy pociągnąć ten temat. W sumie to i dobrze, to mogłam się skupić na swoich myślach. Jakoś tak szczerze mówiąc Kori mnie nie przekonywała. Naprawdę obawiałam się, że ona zadawała się ze mną dla jakichś osobistych korzyści. W końcu czemu po tylu latach tak nagle miała się zmienić? Jasne, każdy mógł się zmienić, ale w tym wypadku to trochę nie miało sensu. W końcu ona nie miała powodu, aby zmienić swoje nastawienie do mnie. Nie stało się nic, co mogłoby ją do mnie przekonać, szczególnie, że pozostali Tytani nadal się nade mną znęcali. Po drugie, ona nic nie robiła, aby mi pomóc. Gdyby faktycznie z jakiegoś powodu mnie polubiła, to powinna pogadać z Tytanami na temat tego jak mnie traktowali. W końcu miała z nimi znacznie lepsze relacje niż ja z nimi, więc powinna to wykorzystać. No a tymczasem nie robiła tego, co dodawało argumentów do tego, że zadawała się ze mną dla osobistych korzyści. Podejrzewałam, że w końcu wbiłaby mi nóż w plecy, jak to zwykle się działo w mym życiu, gdy komuś zaufałam. Właśnie dlatego nie zamierzałam jej ufać, bowiem nie chciałam znowu cierpieć. I tak wystarczająco w swym życiu się nacierpiałam oraz w sumie nadal cierpię. Chciałam zmienić swój los, ale najwidoczniej Opkolandia nie stała po mojej stronie. Nie wiadomo co robiłam nic to nie dawało lub kończyło się jeszcze gorzej niż wcześniej. Szkoda, że nie posiadałam wiedzy absolutnej lub możliwości widzenia przyszłości, to sprawdziłabym, kiedy przestałabym się cierpieć. A no i oczywiście sprawdziłabym też, kiedy ponownie spotkałabym się ze swymi biologicznymi rodzicami. Nadal wierzyłam, że to w końcu by nastąpiło. W końcu, nawet w Opkolandii, nie istniały rzeczy niemożliwe. Najbardziej oczywiście zależało mi na spotkaniu z mym biologicznym ojcem. W końcu w dzieciństwie najwięcej czasu spędzałam z nim, dlatego nie dziwne, że najlepszą relację miałam z nim.


No ale dłużej to ja zastanowić się nie mogłam, bowiem stosunkowo szybko na horyzoncie zaczęłam zauważać tę przeklętą wieżę Tytanów. Chyba możecie domyślić się dlaczego przeklętą, co nie? Nie chciałam tam wracać, ale wiedziałam, że musiałam. W końcu gdybym odeszła, to bałam się, że by mnie zamordowali. No a policjanci by nie uwierzyli, że tacy superbohaterowie mieliby na tyle okrucieństwa w sobie, żeby nad kimś się znęcać. Serio jak na razie znajdowałam się w czarnej dupie i kompletnie nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić. Musiałam skontaktować się jakoś z Gordonem, mym wujkiem. On powinien wiedzieć, jak miałam wybrnąć z tej sytuacji, w końcu pełnił rolę jednego z Nadbogów. W każdym razie, po jakimś czasie do wieży wleciałyśmy i rozeszłyśmy się w swoje strony. Ja, jak zapewne się domyślacie, usiadłam przed głównym komputerem i włączyłam w nim przeglądarkę. Oczywiście wcześniej upewniłam się, że nikt z Tytanów na sto procent tu nie przebywał. Chciałam mieć spokój podczas swego osobistego researchu.


W przeglądarce, w Google oczywiście, wpisałam magiczne hasło „Złoczyńcy posiadający mind control." i nacisnęłam przycisk Enter. Oczywiście, jako iż Google nigdy nie zawodziło, pierwszy link jaki ujrzałam to kategorię na Wikipedii ze spisem wszystkich złoczyńców mających ową supermoc. Dlatego też weszłam tam, bowiem to najwiarygodniejsze źródło informacji w takich kwestiach. Zobaczyłam tam baaardzo długi spis złoczyńców, nie znałam żadnego z nich. Jednak, przez długi czas pseudonimy bądź imiona i nazwiska żadnych nie brzmiały jakoś ciekawie lub tak, że bym podejrzewała danego ktosia o współpracę ze Slade'em. Aż w końcu doszłam do...ciekawego przypadku. Otóż, gdy doszłam do litery Y, ujrzałam link prowadzący do artykułu o jakimś typie, który miał na imię Yuri. No ale nazwiska nigdzie nie widziałam, jedynie to imię. Nawet jak weszłam w artykuł, to przy prawdziwym imieniu i nazwisku tegoż typa widziałam tylko imię. To wyglądało ciekawie, bowiem zwykle przy opisie złoczyńców widniało ich prawdziwe imię i nazwisko. No chyba, że ani jedno, ani drugie nie zostało poznane, kilka takich przypadków się trafiało, jak na przykład Miss Radioactive właśnie. Dodatkowo sam artykuł o Yurim nie należał do długich, co znowu nie należało do rzeczy normalnych. W końcu zwykle przy złoczyńcach przynajmniej zakładka z historią danego ktosia została rozpisana na minimum jedną stronę Worda, a w tym wypadku może z dziesięć lub piętnaście zdań zostało napisanych. No i z tego co widziałam, to w sumie tenże Yuri mógłby współpracować ze Slade'em. Oczywiście z tego co dało się wywnioskować po jego historii to jedynie dla własnych korzyści i tak długo jak Slade by mu się przydawał do realizacji jego celu, ale nadal. Typ pasował. Nie miałam oczywiście stuprocentowej pewności, że to o nim wspominał Slade, bowiem jak potem przejrzałam pozostałe artykuły na temat złoczyńców posiadających mind control, to nie tylko Yuri pasował do kogoś, kto by mógł ze Slade'em współpracować. No cóż, Yuri najbardziej mnie zaciekawił, bowiem na jego temat Wikipedia nie posiadała za wiele informacji. Szczerze to chciałam się dowiedzieć, czy to on współpracował z Slade'em, czy nie, ale zastanowić się nad tym nie mogłam. W pewnym bowiem momencie usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi do pomieszczenia.


Od razu, słysząc to, szybko zminimalizowałam przeglądarkę i ze strachem odwróciłam się w lewo. Okazało się, że do pomieszczenia wszedł ten debil Robin. No to miałam przesrane i przez chwilę, nim zauważyłam, kto wszedł, liczyłam na to, że Gwiazdka. Szczerze nie chciałam znowu dostać wpierdolu, ale najwidoczniej to nieunikniona kolej rzeczy nawet dzisiaj.

– Jak zwykle zjebałaś, szmato. – powiedział tak kulturalnie jak tylko się dało na wejściu.

– Co niby zjebałam? – zapytałam, wstając z krzesła.

– Nie udawaj, że nie wiesz, suko. – odpowiedział, kiedy założyłam ramię na ramię, bowiem popularne w Opkolandii gesty należało zawsze kultywować.

– Jeżeli mi nie powiesz, o co ci chodzi, to się nie domyślę. – rzekłam, krzyżując nogi, bowiem to następny popularny gest w Opkolandii.

Kurde, powinien wiedzieć, że nie posiadałam ani żadnej formy telepatii, ani wiedzy absolutnej, więc nie mogłam wiedzieć, o co mu chodziło. Rozumiałam, że z jakiegoś nieznanego powodu Tytani mnie nienawidzili i traktowali jak kozła ofiarnego. Jednak mimo tego, powinni zachowywać się logicznie i wiedzieć, że nie mogłam ot tak o domyślić się, co im chodziło po głowie.

– Miałaś obezwładnić Slade'a, a nie traktować go Spectral Frequencies. – wytknął mi, gdy nieco z zażenowaniem westchnęłam i przewróciłam oczami.

Och no, a on znowu o tym samym. Przecież Slade'owi nic złego się nie stało, wszakże to on posiadał Spectrokinezę. W związku z tym, nawet jeżeli użyłam jego Spectral Frequencies przeciwko niemu, to nic mu się nie stało. Znaczy mogłoby mu się coś stać, ale to ja używając przeciwko niemu jego Spectral Frequencies musiałabym tego chcieć. Jednak nie chciałam tego, wszakże mimo iż stanowił on naszego największego wroga, to nie zamierzałam go zabijać. Czy Robin nie mógłby przyjąć do swego pustego łba tego prostego faktu?

– Przecież nie stało mu się nic złego. – zauważyłam, odwracając się na chwilę w lewo, bowiem miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwował – Używając przeciwko komukolwiek jego własnych Spectral Frequencies, aby zrobiły jego użytkownikowi coś złego, osoba używająca ich przeciwko właścicielowi musiałaby tego CHCIEĆ. – wyjaśniłam ten oczywisty fakt, zauważając, że w rzeczywistości nikt mnie nie obserwował i ponownie odwracając się w kierunku lidera Tytanów, przy okazji psychokinezą odgarniając włosy opadające mi na twarz – A ja nie chciałam, aby umarł czy coś, więc jest cały i zdrowy, jedynie wypchnęło go poza fabrykę. – kontynuowałam, stając prosto i nieco zginając prawą nogę.

– I jeszcze kłamiesz, dziwko jebana. – powiedział turbo NadKulturalnie, normalnie chyba bardziej się nie dało, kiedy z głębi wieży dało się słyszeć kroki, ale niezmierzające w kierunku głównego pomieszczenia – Plus pozwoliłaś mu uciec, a powinniśmy wsadzić go do więzienia. – rzekł w tym wypadku najbardziej debilne zdanie na dzień dzisiejszy, gdy wyprostowałam ręce.

– Naprawdę myślisz, że takiego złoczyńcę jak Slade da się bezproblemowo wsadzić do więzienia? – zapytałam z lekkim zażenowaniem w głosie, zaczynając nieco unosić się nad podłogą, bowiem po co stać, skoro można latać – On by w kilka chwil uciekł, w ten sposób nie da się go nawet spowolnić. – dodałam ten odwieczny fakt, prostując nogę – To jest jeden z tych nielicznych typów złoczyńców, mamy pecha po prostu. – zakończyłam, kiedy zza okna dało się słyszeć dźwięk przelatującego Nyan Cat.

– Na sto procent dałoby się go spowolnić, ale ty jak zwykle wszystko spierdoliłaś. – upierał się przy swoim, zakładając ramię na ramię, bowiem kultywowanie popularnych w Opkolandii gestów to konieczność – Jakbyś nie mogła chociaż raz zrobić czegoś dobrze. – dodał ze słyszalnym wyrzutem w głosie.

No jego chyba jebło i to ostro. A kto ostatecznie obezwładnił ostatnio Jinx, Gizmo i Mamuta? Kto nie dał się przejąć mind controlem robotów Slade'a? Kto ostatecznie uratował dzisiejszą walkę? Czy on naprawdę zaślepiony swoją bezpodstawną nienawiścią do mnie nie widział, że to mi najwięcej zawdzięczało to miasto? Umówmy się, ich nie dało się zakwalifikować do miana superbohaterów, nie ważne, że na takich kreowali się wśród masowej publiki. Dobry przykład to nadal to, że mieli w dupie to, co działo się w Moonlight Acres. Przecież taka Raven mogłaby tę sprawę w kilka chwil rozwiązać, a sama Tristitia mogłaby spalić cały las i pozbyć się mieszkającego tam problemu zabijającego ludzi. Jednak nie, lepiej się opierdalać i jedynie udawać tych dobrych.

– Że co proszę? – spytałam ze słyszalną irytacją w głosie, podlatując nieco bliżej – A kto podczas ostatniej akcji ogłuszył Jinx, Gizmo i Mamuta, w czasie, gdy nie potrafiliście sobie z nimi poradzić? – zapytałam z rosnącą irytacją w głosie, w sumie bojąc się, jak mogła się zakończyć ta moja wypowiedź, ale jednocześnie czując potrzebę wygarnięcia mu kulturalnie jakim zjebem się urodził – A kto jako jedyny nie dał się dzisiaj ani razu przejąć przez mind control robotów Slade'a? – spytałam, stając na podłodze, kiedy za oknem dało się słyszeć dźwięk przelatującego międzygalaktycznego pociągu wiozącego turystów na wycieczkę chuj wie gdzie – A kto dzisiaj pokonał Slade'a w czasie, gdy wy mieliście problemy z jego robotami? – zapytałam słyszalnie niezadowolona, widząc rosnące wkurwienie na twarzy Robina i już czując ten wpierdol, ale tym razem ze świadomością, że będzie warto – Tak naprawdę nie różnicie się niczym od naszych wrogów. – stwierdziłam tą oczywistą oczywistość, słysząc, że na zewnątrz deszcz zaczął nieco kropić – Idealnie pokazuje to przypadek Moonlight Acres, o którym staram się wam już od dawna powiedzieć. – rzekłam ten żelazny argument potwierdzający skurwysyństwo Tytanów, stając prosto i krzyżując nogi – Sama Tristitia mogłaby tamten las w chwilę spalić i zakończyć problem ginących ludzi. – powiedziałam ten NadFaktyczny NadFakt, opierając ręce o biodra – Jednak najwidoczniej po co zachowywać się jak ci, na których kreujecie się wśród opinii publicznej. – zakończyłam, prostując ręce i na chwilę odwracając się w stronę okna, za którym panowała pochmurna pogoda.

Szczerze, nigdy nie spodziewałam się, że wygarnęłabym któremuś z Tytanów to, co o nich na serio myślałam. To wymagało minimum odwagi, a w miejscu, w którym dzień w dzień się nade mną znęcano ciężko o odwagę z mojej strony. Jednak ostatnia wypowiedź Robina już naprawdę mnie zirytowała. W końcu każdego by niedocenienie w końcu zdenerwowało, także ja miałam prawo się wkurzyć. Wszakże większość przypadków, o czym jeszcze nie raz się przekonacie, udanych misji to moja zasługa. Nie dziwne, bowiem piastowałam rolę królowej Mary Sue, ale i tak. Tytani powinni mnie chociaż minimalnie szanować, bowiem skoro odnoszą się skurwysyńsko do królowej Mary Sue, to jak traktują istoty nade mną? Nadbogów też nie szanują i gdyby mogli to też traktowaliby ich tak jak i mnie?


Jednak, po tej wypowiedzi, w odpowiedzi lider Tytanów jedynie zdzielił mnie dłonią w twarz. Szczerze, obstawiałam, że dostałabym solidny wpierdol, więc to i tak delikatne potraktowanie mnie z jego strony. No ale cóż, skoro tak się zachował, to musiało oznaczać, że nie potrafił zaakceptować brutalnej prawdy. Udowodniły to też jego ostatnie na tę rozmowę słowa:

– Zamknij mordę, kurwo i nie wypowiadaj się na tematy, o których nie masz pojęcia. – zakończył tę dyskusję, którą w sumie ciężko nazwać dyskusją, z nienawiścią w głosie i wyszedł z pomieszczenia.

Po jego wyjściu, pokręciłam głową z niedowierzaniem nad tym, jakim niedojebem mógł się okazać. Następnie zaś, mimo iż od uderzenia policzek jeszcze mnie bolał, ruszyłam w stronę swego pokoju. W tym pomieszczeniu i tak zrobiłam na dzisiaj wszystko, co miałam. No a wolałam nie zajmować głównego komputera, bowiem zawsze Cyborg i Bestia mogli chcieć na nim pograć. Ja z kolei nie chciałam dostać wpierdolu za to, że raz na jakiś czas korzystałam z wspólnego komputera, więc wolałam się ulotnić.


W czasie drogi do pokoju, jako iż w korytarzu nie znajdował się nikt, kto mógłby mi dać wpierdol bądź bezpodstawnie mnie obrażać, zaczęłam się zastanawiać na różne tematy. Główny temat jaki przelatywał mi przez głowę to fakt, że zastanawiałam się, jak mogłam odmienić swój los. To, co przychodziło mi do głowy jako pierwsze, to zdobycie jeszcze kilku dodatkowych, potężnych supermocy. Tylko nie wiedziałam po pierwsze jak, a po drugie czy to zadziała. Rozumiecie, mogłoby się okazać, że Tytani tak się zafiksowali na maltretowaniu mnie, że nawet potężne nadprzyrodzone zdolności nie sprawiłyby, że zaczęliby mnie szanować. Znaczy to w sumie pokazałoby ich niemożebną głupotę. Wszakże gdybym na przykład umiała wysadzać ludzi myślą, a oni nadal by mnie maltretowali, to sami ściągnęliby na siebie śmierć. Chociaż z drugiej strony po Tytanach absolutnie NadWszystkiego mogłam się spodziewać. Oni z każdym dniem pokazywali coraz bardziej swój debilizm i przy okazji skurwysyństwo w jednym. A co do zdobycia nadprzyrodzonych mocy, to w sumie fakt, konsola rzeczywistości. Tylko ja do niej legalnego dostępu nie miałam, musiałabym poprosić Gordona, aby mi jakieś moce dodał. Tylko nie miałam zielonego pojęcia, jak się z nim skontaktować. Umówmy się, od bardzo, BARDZO dawna się z nim nie widziałam oraz nie posiadałam z nim żadnego kontaktu. Musiałam w sumie na przykład na Facebooku go znaleźć. Co prawda nie wiedziałam, czy miał Facebooka, ale umówmy się. Znaczna większość ludzi, nawet w Opkolandii, posiadała konto na tym portalu. Podejrzewałam, że mój wujek w tej kwestii się nie różnił. Pamiętałam jak wyglądał, więc mogłam go bez problemu znaleźć też po zdjęciu, gdyby się okazało, że nie tylko on na Facebooku miał takie a nie inne imię i nazwisko. Dobrze, że istniało coś takiego jak tenże portal społecznościowy. Osoby z niego korzystające czasem potrafiły irytować, ale jak widać sam portal mógł również ułatwiać życia. Nie wiedziałam, jak inaczej miałabym się z nim skontaktować.


Brawo ja, zamyśliłam się tak, że aż nie zorientowałam się, kiedy weszłam do pokoju, usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać jedną z posiadanych przeze mnie książek. W sumie nie dziwne, nie miałam z kim za bardzo porozmawiać, więc pozostałam sama ze swoimi myślami. Szkoda, że Gregory nie należał do Młodych Tytanów, to miałabym z kim porozmawiać o moich problemach. Dobrze chociaż, że się z nim przyjaźniłam, to kiedykolwiek mogłam się komukolwiek wygadać z moich problemów. No ale obecnie zajęłam się czytaniem książki, bowiem co innego mogłam robić. Nie miałam za wiele rzeczy do wykonywania w wolnym czasie. Jednak mój spokój długo nie trwał. Otóż w którejś chwili, niespodziewanie, poczułam, że czas zatrzymał się...

______________________________________________

*Prehensile Tail – posiadanie ogona, którego można też używać jako dodatkową kończynę.

**Immutability – bycie odpornym na jakiekolwiek zmiany wywołane przez siłę zewnętrzną.

***Spectrokineza – wymyślona przeze mnie nazwa na obecną w Retconningverse umiejętność kontrolowania Spectral Frequencies. Wyróżnia się ona też tym, że można kontrolować albo wszystkimi Spectral Frequencies, albo żadnymi. Nie ma tak, że można manipulować tylko kilkoma z nich.

****Tous – sklep z biżuterią i akcesoriami.

*****To akurat jest zgodne z rzeczywistością. Jeżeli macie nowy komputer Della i bateria trzyma wam mniej niż minimum pięć godzin, to już wiecie czemu. Wtedy trzeba po prostu kupić nową baterię i ją wymienić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top