I - Standardowa misja.
Kilka sekund potem, Cyborg wyważył drzwi przy użyciu strzału ze swego działka sonicznego. Szczerze, spodziewałam się, że weszlibyśmy do środka w jakiś efektowniejszy sposób, jak na przykład podczas ostatniej misji, kiedy to Terra zniszczyła szklany dach przy użyciu kawałków ziemi i wskoczyliśmy do środka akurat, gdy roboty Slade'a, czyli naszego największego złoczyńcy jak coś, już chciały wynosić części do jakieś tam maszyny. No ale cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Na szczęście obecnie zdążyliśmy wejść akurat, kiedy Jinx, Gizmo i Mamut, jedni z naszych pomniejszych złoczyńców, pakowali biżuterię i pieniądze do worka i pewnie planowali zwiać na Antarktydę, ale w sumie kij jeden wie, w Opkolandii to nigdy nic nie wiadomo. Nie skończyli swej czynności, gdyż odwrócili się słysząc dźwięk wyważanych drzwi.
Hmmm, może wam ich opiszę, bowiem podczas opowiadania przeze mnie całej mej historii oni jeszcze nie raz się pojawią. Zacznijmy od Jinx, bowiem kobiety mają pierwszeństwo. To, co pierwsze rzucało się w oczy to jej różowe włosy ustawione na kształt rogów, a przynajmniej tak trochę wyglądały, związane dwiema czarnymi gumkami. Również należała do bardzo chudych osób, normalnie tak jak Terra, aż dziwiło mnie się jak jej się wszystkie kości i narządy mieściły, no ale cóż, Opkolandia, tego nie zrozumiecie. Posiadała również wyglądającą na szarą skórę oraz różowe oczy z kocimi źrenicami. Nie, z tego co wiedziałam to nie stanowiła hybrydy kota i człowieka, po prostu z jakiegoś nieznanego mi powodu miała takie oczy. No cóż, żyliśmy w Opkolandii, więc może miała ona jakieś swoje wytłumaczenie. Poza tym, na szyi nosiła naszyjnik w postaci fioletowego kamienia. Na sobie nosiła...hmmm...nie wiedziałam dokładniej jak nazywał się jej ubiór górny. Wyglądało to jak bardzo krótka i wąska sukienka, chociaż w sumie mogło też zostać stworzone jako płaszcz czy coś w tym stylu, naprawdę ciężko określić co ona tam nosiła, w kolorze czarnym z dwiema fioletowymi narzutkami na ramionach. Poza tym posiadała czarno-fioletowe rajstopy i takie same buty na koturnie.
Po jej prawej stronie stał niski chłopak, czyli Gizmo. Posiadał on nie wiedziałam czy naturalne, czy czymś zasłonięte białe oczy oraz gogle na swej łysej głowie. Nosił na sobie ciemnozielony, jednoczęściowy kombinezon, z jakimś metalowym prostokątem z czterema zielonymi prostokątami pośrodku. Poza tym, dało się zauważyć, że posiadał przewieszony przez ramię, szary i prawdopodobnie metalowy pasek, a na plecach nosił wykonany z tego samego materiału i w tym samym kolorze plecak. Tak poza tym, to nie wyróżniał się niczym szczególnym. Na szczęście obok niego stał typ wyróżniający się wyglądem, a mianowicie Mamut. Posiadał sięgające mu nieco za ramiona, rude włosy i krótką, wyglądającą z tej odległości na kozią, bródkę w tym samym kolorze co włosy. Na sobie nosił jednoczęściowy, czarno-złoty kombinezon bez rękawów i z, przynajmniej na tak wyglądające z mej odległości, połączonymi złotymi butami. Na swych ewidentnie umięśnionych rękach, a dokładniej na nadgarstkach, nosił dwie złote bransolety.
No, przynajmniej teraz mieliście obraz tego, jak nasi dzisiejsi przeciwnicy wyglądali. Dzięki temu możecie sobie łatwiej wyobrazić, z kim przyszło nam dzisiaj walczyć. No ale widząc nas, Jinx stanęła prosto i nieco szyderczo się uśmiechnęła.
– Oh, Tytani. – rzekła krótko, na chwilę opierając ręce o biodra.
– Poddajcie się, powinniście wiedzieć od dawna, że z nami nie macie szans. – rzekła to najsztuczniejsze na świecie, normalnie tak sztuczne, że aż najsztuczniejszy materiał świata wydawał się przy tym naturalny zdanie Tristitia, czyli jedna z członkiń Młodych Tytanów, czyli zespołu, do którego należałam.
Po tym zdaniu, Jinx nieco zaśmiała się, przy okazji opuszczając ręce i powiedziała:
– Nic z tego. – rzekła, po czym wycelowała rękoma w naszą stronę i wystrzeliła w nas różowo-białe wiązki prądu.
Widząc to, wszyscy odskoczyliśmy na boki, dzięki czemu wiązki prądu trafiły jedynie w ścianę za drzwiami. No cóż, nie wiedziałam czy Claire, bowiem tak brzmiało imię Tristitii, liczyła na to, że coś tym zdaniem zdziała, ale jako iż jest głupią idiotką, to w sumie nie zdziwiłoby mnie, gdyby czegoś oczekiwała. No ale po kilku sekundach, rzuciliśmy się do walki z nimi.
Ja na początku zaczęłam walczyć jedynie z Jinx. Na początku chciałam ją pochwycić psychokinezą, czyli moją jedyną mocą, smuteczek i rzucić ją w kierunku ściany tak, aby ją jedynie ogłuszyć. W końcu nie chcieliśmy ich zabijać, tylko sprowadzić do więzienia. Nie udało mnie się to, bowiem Jinx zdążyła wystrzelić w moim kierunku wiązką prądu i odepchnąć mnie. Ja jednak, bardzo szybko otoczyłam się żółto-czarną poświatą stworzoną z mej psychokinezy, dzięki czemu zatrzymałam się w powietrzu. W tym momencie moją mocą chwyciłam jedną ze sztabek złota znajdujących się niedaleko sejfu, z którego owe pieniądze wynosili, po czym rzuciłam w jej kierunku. Ona jednak, odskoczyła na bok, efektownie odbijając się nogami od podłogi, robiąc półobrót, odbijając się rękoma od podłogi, lądując na nogach i tak jeszcze dwa razy. Hej, ja też tak potrafiłam, ale nie chwaliłam się tym na prawo i lewo. Nie mogłaby po prostu normalnie odskoczyć, a nie się wydurniać? No ale cóż, spróbuj ty zrozumieć członków H.I.V.E Academy. To mogli osiągnąć chyba tylko dwaj Nadbogowie. No ale po nieudanym ataku sztabką złota, wyskoczyłam w powietrze i zaczęłam lecieć w jej kierunku z zamiarem kopnięcia jej. Oczywiście, tym razem normalnie, odsunęła się w lewą stronę, po czym, kiedy wylądowałam, nim zdążyłam cokolwiek zrobić, uderzyła nie w głowę. Dobrze, że zrobiła to ona, a nie Mamut, bowiem on uderzeniem w głowę mógłby kogoś chyba nawet wbić w podłogę. Co prawda zabolało to, ale ja nie przejęłam się tym, tylko od razu odwróciłam i chciałam ją kilka razy uderzyć w twarz, ale ona za każdym razem się uchylała. Jakiś czas potem, nieco szyderczo uśmiechnęła się i potraktowała mnie wiązką prądu. Oczywiście nie poraziła, tylko odepchnęła. Tym razem nie zdążyłam się zatrzymać, przez co uderzyłam w ścianę i opadłam pod nią. Oczywiście nie zamierzałam się poddać, zamierzałam wreszcie pokazać Tytanom, że ja też potrafiłam coś dobrze zrobić, bowiem mimo iż udowadniałam im to co misję, to oni ewidentnie nie potrafili tego zrozumieć. Dlatego też wystrzeliłam w jej kierunku wiązkami psychokinetycznymi z moich oczu. Tym razem nie zdążyła przed nimi uciec, więc odepchnęło ją to w kierunku jednej z metalowych podpór kładki, która znajdowała się nieco nad nami i nie zdziwię się, jeżeli została stworzona tylko po to, aby fajnie wyglądać. No i w tym momencie zakończyłam naszą krótką walkę, bowiem podniosłam się, uniosłam jeden z worów z pieniędzmi moją telekinezą i rzuciłam w kierunku Jinx tak aby ją ogłuszyć. Nie zdążyła w żaden sposób zareagować, przez co wór uderzył ją i pozbawił przytomności.
Gotowe, jedna trzecia problemów rozwiązana. Teraz pozostało pomóc Tytanom w walce z Gizmo i Mamutem. Dlatego też psychokinezą chwyciłam Gizmo i uderzyłam nim o ścianę, jednak jedynie tak aby go ogłuszyć, a nie zrobić mu coś poważniejszego. W tym samym czasie wzięłam również przy pomocy mej mocy wyważone drzwi i uderzyłam nimi odpowiednio mocno Mamuta. Dzięki temu ogłuszyłam go i po problemie. Nie zrozumcie mnie źle, nie stanowiłam jakieś Deus Ex Machiny wśród Młodych Tytanów, bowiem nie posiadałam aż takiej potęgi. Jasne, piastowałam rolę królowej Mary Sue, ale i tak posiadałam tylko jedną nadprzyrodzoną zdolność, czyli psychokinezę. Jasne, akurat posiadałam ją na najwyższym możliwym poziomie, dzięki niej mogłam nawet latać czy przenosić pojazdy bądź budynki, ale to nadal tylko jedna moc. Deus Ex Machiną mogłam w sumie nazwać Raven i Gwiazdkę. Dzisiaj po prostu uznałam, że im w ten sposób pomogę, bowiem dlaczego nie. Skoro już należałam do ich drużyny, to powinnam im pomagać, czyż nie? Szczególnie, że skoro wyjątkowo szybko udało mnie się pokonać Jinx, bowiem jak widać dzisiaj Opkolandia uznała, że stanie po mojej stronie, to postanowiłam im pomóc z problemem jaki, z tego co widziałam, stanowili dla nich Gizmo i Mamut.
– Co ty zrobiłaś?! – zapytał z wyrzutem Bestia, odwracając się w moją stronę.
W sumie powinnam wam po kolei też i Tytanów opisywać, bowiem z nimi ciągle miałam styczność, wszakże należałam do ich drużyny. Jak przytoczę wypowiedź danego z nich, to pojawi się opis, dlatego teraz macie opis Bestii. Nie należał on do jakoś specjalnie wysokich osób, w sumie stanowił najniższego członka naszego zespołu. To, co go wyróżniało, to jego cała zielona skóra, krótkie włosy w tym samym kolorze i zielone oczy. Jasne, zielone oczy to nic nadzwyczajnego nawet w Opkolandii, dużo ludzi takowe miało, ale pasowały kolorystycznie do jego skóry i włosów. Na sobie nosił jednoczęściowy, czarny kombinezon z fioletową częścią pośrodku. Nosił także srebrny i wyglądający na metalowy pasek oraz szaro-czarne rękawice. Na stopach posiadał fioletowo-szaro-czarne buty. Jeżeli ciekawi was jaką moc posiadał, to potrafił transformować się w dowolne zwierzę, nawet w takie zwierzęta, które kiedyś istniały na Ziemi, ale już wyginęły, jak na przykład w dinozaury. Rozumiecie, taka ograniczona wersja zmiennokształtności, bowiem nie mógł przybierać postaci innej niż zwierzęta i jego oryginalna.
No, to już możecie sobie wyobrazić jak Bestia wyglądał. Przechodząc więc do teraźniejszości, to o co mu chodziło? Przecież ja nie zrobiłam naszym wrogom absolutnie nic złego, nadal żyli oraz ich nie okaleczyłam. Jedynie ogłuszyłam ich aby do czasu przybycia policji nie zrobili nic głupiego lub po prostu nie zawinęli się razem ze złotem i biżuterią, kiedy akurat byśmy nie patrzyli. Podejrzewałam, że skoro Opkolandia dzisiaj stała po mojej stronie, to ona przypilnuje aby nasza trójka złodziei się nie obudziła przedwcześnie. Ja bym zrozumiała, gdyby zaczął się pieklić, gdybym na przykład ich jakoś poważnie okaleczyła czy nawet zabiła, ale tak? Zachowanie Bestii nie miało w tym momencie najmniejszego sensu, czepiał się o coś, o co nie powinien.
– O co ci chodzi? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, przy okazji zdziwionym głosem – Przecież ja nic złego im nie zrobiłam, tylko ich ogłuszyłam aby nie zawinęli się stąd ze złotem i biżuterią do czasu przybycia policji. – wyjaśniłam, zginając prawą rękę w bok, w kierunku wywarzonych drzwi i przy okazji podnosząc owe psychokinezą aby wstawić je w zawiasy.
– Nie mogłaś ich po prostu jakoś inaczej obezwładnić? – zapytała Terra, kiedy zwróciłam wzrok w jej stronę.
Terra z kolei należała do stosunkowo wysokich i, co rzucało się w oczy od razu, bardzo chudych osób. Ja serio nie wiedziałam, jak mieściły się w niej kości, mięśnie, organy wewnętrzne i inne takie. Zgodnie z prawami logiki w tak chudej jak ona osobie nie powinno się nic zmieścić, ale racja, żyliśmy w Opkolandii. Skoro Jinx radziła sobie bezproblemowo posiadając podobną sylwetkę do Terry, to nic nie stanowiło przeszkód. Terra posiadała długie, sięgające jej do połowy pleców i rozpuszczone, blond włosy i niebieskie oczy. Na sobie nosiła crop top z długimi rękawami. Owy posiadał kolor czarny oraz żółte koło pośrodku z literą „T" w takim samym kolorze. Na dłoniach, co również dało się łatwo zauważyć, nosiła trochę za duże, jasnobrązowe rękawice. Na nogach z kolei miała żółte, krótkie spodnie przytrzymywanie jasnobrązowym paskiem z kieszonkami. Z kolei na stopy codziennie wkładała jasnobrązowo-szare buty. Jej moc z kolei to po prostu geokineza, nic specjalnego pozornie, ale w sumie geokineza to fajny żywioł nawet. A na sto procent najpotężniejszy ze wszystkich żywiołów.
No ale skoro już możecie sobie wyobrazić drugą z ośmiu Tytanów, licząc też mnie oczywiście, to przejdźmy do teraźniejszości. Teraz to już kompletnie nie wiedziałam, czemu się do mnie doczepili. Jasne, codziennie znajdowali nawet najdrobniejszy szczegół aby mnie ochrzanić, nawet jeżeli nie mieli za co, ale bez przesady. W tym wypadku ogłuszenie naszych wrogów kwalifikowało się do miana niezbędnych. W końcu to najprostszy sposób aby ich obezwładnić w oczekiwaniu na przybycie policji. Podejrzewałam, że gdyby na przykład to Raven dzisiaj ratowała sytuację, to postąpiłaby tak samo jak ja. No ale nie, po co użyć mózgu, lepiej przyczepić się do Nadbogu ducha winnej mnie. Niby to stanowiło codzienny standard dla mnie, ale i tak nie potrafiłam z tym tak po prostu normalnie żyć.
– A jak sobie to wyobrażasz? – ponownie odpowiedziałam pytaniem na pytanie, wpasowując drzwi w zawiasy – Nie ma tutaj żadnej ciężkiej rzeczy, którą na przykład mogłabym im skutecznie przygnieść nogi i jednocześnie nie połamać ich. – wyjaśniłam, drugą ręką wskazując na to całe pomieszczenie, a prawą wkładając drzwi w zawiasy – Ogłuszenie w tym wypadku było niezbędne, a przecież im nic nie jest, niedługo się obudzą. – zauważyłam, lewą ręką wskazując w stronę nieprzytomnych przeciwników – Czepiacie się mnie zupełnie bez powodu. – odparłam, opierając lewą rękę o biodro, a prawą kończąc naprawę wywarzonych drzwi – Nie zrobiłam nic złego. – zakończyłam, psychokinezą zamykając wstawione w zawiasy drzwi.
– Sam fakt, że jesteś z nas najsłabsza jest wystarczającym powodem aby z każdego powodu się ciebie czepiać. – wtrącił się Robin, nasz lider jak coś, przy okazji zakładając ramię na ramię, w końcu teraz mógł bezproblemowo, bowiem nie musieliśmy z nikim walczyć.
Robina też wam opiszę, bowiem może wśród was jest ktoś, kto nie kojarzy jak on wygląda. Także tak, należał do średniego wzrostu chłopaków i przynajmniej nie posiadał przesadnie chudej sylwetki. Miał czarne włosy postawione na żel, a oczy zasłaniał czarno-białą maską. Szczerze to głupio w niej wyglądał, jeżeli już chciał sobie zasłonić oczy, to mógł stworzyć sobie jakąś półmaskę. W niej na stówę wyglądałby sensownie. Poza tym, posiadał czarno-żółtą pelerynę, kij jeden wie po co. Zawsze się dziwiłam, że owa nie przeszkadzała mu w walce oraz ani razu się nie porwała. Ja bym nie dała rady walczyć w pelerynie, poza faktem, że akurat do mego kombinezonu by nie pasowała. Poza tym, nosił na sobie czerwoną bluzkę z trzema żółtymi prostokątami po środku i czarnym kołem z żółtą literą „R" po, z mej perspektywy, prawej stronie. Owa bluzka miała krótkie, zielone rękawy, co szczerze wyglądało tak średnio pasująco, jeżeli interesuje was moja opinia. Do tego nosił jeszcze żółte, nieco za duże rękawice, spodnie w tym samym kolorze i żółty pasek z czarną częścią pośrodku. Tak szczerze, to mógłby się ubrać jakoś ładniej, Bestia czy Raven posiadali ładniejsze ubrania, więc się dało. Ba, nawet mój kombinezon wyglądał ładniej.
No, to skoro już wiecie jak wyglądała osoba, która wypowiedziała najbardziej debilne zdanie na dzisiaj, to mogę przejść do teraźniejszości. Co to za debilny pogląd? To, że posiadałam najmniej mocy z tej części Tytanów, która moce posiadała, nie oznaczało, że zaliczałam się do najsłabszych. Mogłam w takim razie powiedzieć, że Robina dało się zakwalifikować do najsłabszych, bowiem mocy nie posiadał. Oczywiście to nie prawda, bowiem potrafił perfekcyjnie walczyć oraz miał przeróżne gadżety. Jasne, posiadaliśmy w drużynie OP postacie jak Raven, Gwiazdka czy ta niedojebana suka Tristitia, której nikt z funkcjonującym mózgiem nie lubił, ale w sumie nie mieliśmy najsłabszych członków drużyny. Każdy z nas okazywał się najlepszy w czymś innym, ale nie wiem czemu oni uparli się, że to ja pozostawałam najsłabsza.
– Co to za popierdolony pogląd? – spytałam z niedowierzaniem i lekkim wkurzeniem w głosie, zakładając ramię na ramię – Wychodząc z tego założenia mogłabym powiedzieć, że ty – mówiłam, przy tym słowie wskazując w kierunku naszego lidera – jesteś najsłabszy, bowiem mocy nie posiadasz. – zakończyłam, nieco zginając lewą nogę.
– Ale ty masz najsłabszą moc z nas wszystkich. – odparła Tristitia The Zjebson, kiedy odwróciłam wzrok w jej stronę.
Ta niedojebana idiotka, którą każdy normalny chciałby spalić na stosie należała do średniego wzrostu, szczupłych kobiet. Miała białe, długie włosy, które obecnie spięła w kucyka znajdującego się nie z tyłu głowy, a z boku, co wyglądało debilnie tak szczerze mówiąc. Część włosów z tyłu i tak jej wypadała, co wyglądało jeszcze gorzej. Lewe oko miała fioletowe, a prawego nie miała, gdyż posiadała je zasłonięte czarną opaską na oko. Na sobie nosiła czarno-biały kombinezon, który szczerze mówiąc wyglądał jak pasy na przejściu dla pieszych. Może to przez to, że składał się w sumie z czarnych i białych pasów oraz ze względu na ich ułożenie tak wyglądał. Jeden pas, ten odchodzący od ramienia do ramienia, miał kolor złoty. Załączyły jej się chyba lata dziewięćdziesiąte do kwadratu, bowiem nosiła dwa złoto-srebrne naramienniki. Pośrodku tułowia miała również metalową, złoto-srebrną część. Na nogach nosiła po prostu glany. Nie posiadała jakiegoś tragicznego wyglądu zewnętrznego, ot przeciętny wygląd superbohaterki, ale głupia się urodziła i głupia pozostała, nie ważne co o sobie samej sądziła. Najbardziej jej nie lubiłam, w sumie chyba nikt z naszej drużyny jej nie lubił. Nie wiem czemu Robin ją przyjął do Tytanów.
Jednak skoro już opisałam wam jej wygląd i możecie ją sobie wyobrazić, to wypadałoby przejść do skomentowania jej wypowiedzi. No chyba ją suty piekły jeżeli tak sądziła. Jasne, miałam tylko psychokinezę, ale posiadałam ją na najwyższym możliwym dla człowieka i jednocześnie osoby z najbardziej wykokszonym genem MS na świecie poziomie. Dzięki niej mogłam latać oraz przenosić budynki, pojazdy, dosłownie góry i inne tego typu sprawy, mimo iż nie posiadałam nadnaturalnej siły. Poza tym, posiadałam też OP as fucking fuck broń, a mianowicie AR2*. Jasne, nie korzystałam z niej często, gdyż przy jej pomocy dało się kogoś bardzo łatwo zabić, a ja nie chciałam zabijać naszych wrogów. No ale nie zmieniało to faktu, że czasem, ostrożne bo ostrożnie, ale jednak, jej używałam. Potrafiłam również w sumie perfekcyjnie walczyć, bowiem tytuł królowej Mary Sue wymagał. Jasne, trochę nauczyli mnie Tytani, ale jednak sporo nauczyłam się sama. Nie zaliczałam się pod względem mocy do OP ludzi, ale pod względem umiejętności oraz wykokszenia mej psychokinezy już tak. No ale oni z jakiegoś powodu ubzdurali sobie, że jestem najsłabsza z nich, mimo iż to wierutne bzdury.
– No chyba cię coś boli. – odparłam, prostując ręce, gdy przy okazji usłyszeliśmy kroki dochodzące z korytarza – Przecież wszyscy wiecie, że posiad--- – zaczęłam, jednak nie dokończyłam wypowiedzi, gdyż usłyszeliśmy wywarzane drzwi.
Słysząc to, oczywiście odruchowo odwróciliśmy się w kierunku źródła dźwięku. Okazało się, że to policjanci wbili, dosłownie, z buta do pomieszczenia. Wywarzyli drzwi tak, że wyleciały z zawiasów, poleciały w kosmos robiąc dziurę w suficie, ale wróciły i same wstawiły się w zawiasy, najwidoczniej doszły do wniosku, że wypada raz na jakiś czas wykazać się kulturą. Tak, policjanci tak zawsze wchodzili do danych pomieszczeń, to norma w Opkolandii, dlatego nikt z nas się tym faktem nie przejął.
– Policja, wy pseudokibicu! – powiedział policjant znajdujący się po środku grupy złożonej z czterech policjantów – Co tu się odjaniepawliło? – zapytał, opierając ręce o biodra i rozglądając się w prawo i drugie prawo a.k.a lewo.
– Zatrzymaliśmy Jinx, Gizmo i Mamuta przed okradnięciem tego sejfu. – wyjaśniła Gwiazdka, wskazując w kierunku tria, którego członkowie właśnie zaczęli się budzić, bowiem Opkolandia najwidoczniej uznała, że to najwyższy czas aby ich obudzić.
Gwiazdka w sumie należała do osób dość wysokich oraz szczupłych. Posiadała zielone oczy oraz długie, rude, a przynajmniej z mej odległości tak wyglądały, włosy i charakterystyczne, dość krótkie brwi. Akurat to mnie nie dziwiło, wszakże pochodziła z Tamaranu, takiej planety. Jej ubiór tak bardzo nie pasował do superbohaterki, że to aż Nadszok. Miała bowiem założony fioletowy crop top bez rękawów. Nosiła również szary, metalowy kołnierz z zielonym kamieniem pośrodku. Na prawej ręce posiadała jakieś metalowe coś, wyglądające jak jakaś część rękawa czy coś w tym stylu. Nosiła również trochę długie rękawiczki bez palców, również w kolorze szarym. Na nogi wkładała fioletową spódniczkę z szarym paskiem oraz dłuuugie, fioletowo-szare buty. Wyglądała bardziej jak nastolatka idąca na imprezę niż superbohaterka, nawet jak na standardy Opkolandii. Serio, dziwiło mnie, że na przykład ta spódnica nie przeszkadzała jej w walce. No ale w sumie skoro Robinowi i Raven nie przeszkadzały peleryny, to co ja tam wiedziałam.
No, przynajmniej już mogliście sobie i ją wyobrazić. Nie martwcie się, koniec końców opiszę wszystkich pozostałych Tytanów, gdyż każdy z nich się jeszcze nie raz pojawi. Przechodząc jednak do teraźniejszości, po szybkim wyjaśnieniu od Tamaranki, policjant stojący po prawej tego, który wywarzył drzwi, przewrócił oczami i powiedział:
– Mój Nadboże z rewolwerem, znowu oni? – zapytał, wyjmując oczywiście kajdanki – Chciałbym wreszcie zaaresztować jakiegoś celebrytę złoczyńców, że tak powiem, na przykład Slade'a. – odparł, kiedy we czworo podeszli do Jinx, Gizmo i Mamuta oraz kazali im wstać.
– Jego się chyba nie da złapać. – odparł ten z policjantów, który stał po lewej stronie niszczyciela drzwi, kurde, szkoda, że nie znałam ich imion, bowiem pierwszy raz się akurat z nimi spotykaliśmy – A przynajmniej nie słyszałem nigdy aby ktokolwiek go wsadził do pierdla. – dodał, gdy chciałabym wysłuchać ich rozmowy do końca, ale w tym momencie ujrzałam, że Raven otworzyła portal do naszego domu.
Jej w sumie nie mogłam za bardzo opisać. Na głowę miała założony kaptur, który zasłaniał jej większą część twarzy. Widziałam jedynie, że jej skóra wyglądała na szarą. Dało się zauważyć też jej oczy, ale nie myślcie, że z tej odległości widziałam ich kolor. Miała na sobie generalnie granatowy ubiór wyglądający jak płaszcz. Przez to, że sięgał jej aż do stóp, nie mogłam opisać jej ubioru, który miała pod spodem, szczególnie, że teraz owym płaszczem się zasłaniała.
No ale przynajmniej teraz wiedzieliście, jak wyglądała kolejna z Tytanek, dzięki czemu możecie sobie ją teraz i w przyszłej części mej opowieści wyobrazić. Pozostał mi do opisania jeszcze tylko Cyborg, ale na opis jego za nie tak długo przyjdzie czas, więc cierpliwości. Nie zapomniałam o nim jak coś. No ale przechodząc do teraźniejszości, po otworzeniu przez Raven portalu, po prostu przeszliśmy przez niego grzecznie i dzięki temu znaleźliśmy się w głównym pomieszczeniu wieży, w której to mieszkaliśmy. Fajnie, że posiadaliśmy w drużynie osobę umiejącą otwierać portale, to ewidentne ułatwienie przy dostawaniu się w miejsce, w którym mieliśmy skopać tyłek jakiemuś złemu i z powrotem do wieży. Kiedy jednak znaleźliśmy się w głównym pomieszczeniu wieży, Robin odwrócił się w moim kierunku.
– No, Andromedo, wiesz co masz teraz robić. – rzekł, wykonując popularny w Opkolandii gest, czyli opierając ręce o biodra – Naczynia myć i do garów. – odparł, wskazując w kierunku aneksu kuchennego znajdującego się w tym miejscu.
– Tak, wiem, ciężko zapomnieć. – odparłam, idąc w kierunku aneksu, gdy lider naszej drużyny opuścił ręce.
Musiałam to robić czy tego chciałam, czy nie, bowiem Tytani wykorzystywali mnie jak swoją służącą, o czym jeszcze nie raz w trakcie akcji mej opowieści się przekonacie. Jeżeli mieliście dla mnie radę abym po prostu w takim wypadku od nich odeszła, to muszę was zmartwić, ale nie mogłam, mimo iż chciałam. Zawsze, gdy próbowałam, to grozili mi tym, że mnie zabiją, a ja bałam się, że faktycznie by to zrobili. Wolałam nie ryzykować, gdyż miałam dopiero czterdzieści lat i mnóóóstwo życia przed sobą, w końcu rola królowej Mary Sue i jednocześnie Slav Queen wymagała. Jasne, zawsze mogłam zadzwonić do mego męża, on posiadał znacznie OP moce ode mnie i mógłby im najebać, ale zbytnio się bałam. Obawiałam się, że na przykład któryś z Tytanów znajdowałby się wtedy poza wieżą i po powrocie odkryłby bądź odkryła, że jego/jej koledzy nie żyją. No i bałam się, że wtedy dany/a Tytan/ka by mnie zajebał/a. Nie wiedziałam czym zasłużyłam sobie na taki los i na dodatek nie zrobiłam w czasie mego życia nic aż tak poważnie złego aby traktowali mnie jako najsłabszą z ich drużyny tylko dlatego, że posiadałam jedną zdolność nadprzyrodzoną i to mega pospolitą i jednocześnie wykorzystywali jako służącą. Ehhh...Musiałam to jakoś przeżyć, liczyłam na to, że w końcu mogłabym niezauważenie nawiać, oczywiście ówcześnie niszcząc komunikator Tytanów, który każdy z nas miał po jednym, żeby nie mogli mnie zlokalizować. Znaczy bez komunikatora i tak na przykład Cyborg mógłby mnie namierzyć, ale zajęłoby to znacznie więcej czasu i może zdążyłabym uciec z powrotem do Czech, w których mieszkałam przed przybyciem do Stanów Zjednoczonych.
Me rozmyślania przerwał dźwięk dzwonienia mego komunikatora. Słysząc to, od razu na chwilę odstawiłam obecnie mytą patelnię i wyjęłam go, po czym oczywiście sprawdziłam najpierw, kto dzwonił. Rozumiecie, nawet na nasze komunikatory dzwonili telemarketerzy, to chyba jakaś plaga. Nie wiedziałam jakim cudem udawało im się łączyć z naszymi komunikatorami, skoro nie zostały one zarejestrowane w żadnej istniejącej sieci telefonicznej tylko mieliśmy własną, ale jeżeli czytacie to poza Opkolandią, to cieszcie się. Uwierzcie, w Opkolandii telemarketerzy to najgorsze co może przytrafić się światu zaraz po polskim ministrze zdrowia. No ale na szczęście tym razem to nie ci karakańce, okazało się, że dzwonił do mnie Edward Harvey, czyli jak zapewne wiecie po mym wstępie do tej opowieści mój mąż. Widząc to, jako iż w sumie dawno nie rozmawialiśmy ze sobą, od razu odebrałam, oczywiście dając go na głośnomówiący. Tytani rozeszli się, przebywali w głębi bazy w swych pokojach, więc mogłam bezproblemowo rozmawiać z nim w trybie głośnomówiącym. A poza tym, czasami Tytani też tak rozmawiali przez komunikator i nikt nie miał z tym problemów. No ale jako iż połączenia w komunikatorze Tytanów, jak nakazywały prawa Opkolandii, to połączenia wideo, niezależnie od tego, w jaki sposób druga strona dzwoniła, to wypadałoby abym wam opisała jak Edward wyglądał, szczególnie, że to nie jedyny raz, kiedy się pojawi.
Należał do szczupłych i średniego wzrostu mężczyzn. To, co od razu wyróżniało go z tłumu, to naturalnie czerwone włosy i żółte oczy. Znaczy w Opkolandii włosy i oczy w tego typu kolorach to nic nadzwyczajnego, jak coś. Jednak mimo tej powszechności, jak na ironię losu rzadko spotykało się osoby z nienaturalnym kolorem włosów lub oczu, a z jednocześnie nienaturalnym kolorem włosów i oczu to już w ogóle. Dlatego napisałam, że to wyróżniająca go cecha. Obecnie, a przynajmniej po tej jego części, którą dało się zauważyć w komunikatorze, miał na sobie założony czarny garnitur. A i nie dziwo, bowiem siedział w swojej firmie, z tego co widziałam po wielkiej szybie oraz oparciu fotela za nim. To znaczy jak coś, to w jego firmie nie obowiązywał dress code, mimo iż patrząc na niego i na jego asystenta dało się odnieść mylne wrażenie, że jednak jakiś obowiązywał. On chodził do pracy w garniturze, bowiem uwielbiał ten ubiór. Serio, w naszym domu jedna szafa została zawalona garniturami, więc to już o czymś świadczyło.
No ale widząc go, kontynuując szorowanie wybitnie upartej i nieskłonnej do współpracy patelni, uśmiechnęłam się i rzekłam:
– Hej. – powiedziałam, patrząc w kierunku ekranu i pucując patelnię – Dawno ze sobą nie rozmawialiśmy. – stwierdziłam oczywistość, nieco zginając prawą nogę, gdy za oknem znajdującym się za Edwardem ujrzałam, że przeleciał Nyan Cat, standard opkolandyjski.
– Nie miałem po prostu nawet chwili wolnego w ostatnim czasie, a nie wymagam od ciebie abyś ty dzwoniła, bowiem rozumiem, że możesz mieć dużo zajęć. – odparł, obracając się na fotelu nieco w prawo i lewo oraz, z tego co widziałam, rękoma opierając się o blat biurka – Tak w ogóle, to jak się czujesz? – spytał, kiedy wyprostowałam nogę.
– Dobrze, tak jak zwykle. – skłamałam najnaturalniejszym głosem jakim umiałam, jak dobrze, że mój mąż nie potrafił perfekcyjnie wykrywać kłamstw – A ty? – spytałam, powoli kończąc szorowanie patelni.
Bałam się mu powiedzieć prawdę, naprawdę. Obawiałam się, że Tytani mogliby mu coś zrobić. Wbrew pozorom, jego dało się pokonać, nawet jeżeli zajmowało to sporo czasu, o czym już kiedyś się przekonał. Pal licho czy by mi coś zrobili, ale zależało mi na tym aby nie dobrali się do niego. Właśnie dlatego musiałam kłamać abyśmy oboje pozostali bezpieczni.
– A normalnie. – odpowiedział Edward, przerywając moje rozmyślania – Żyję sobie z dnia na dzień tak jak żyłem, jedynie ostatnio miałem wybitnie dużo pracy i tyle. – wyjaśnił zapewne po to aby nie było, że odpowiedział tylko dwoma słowami, gdy zaczęłam płukać patelnię – A co teraz robisz? – spytał, bowiem tak w sumie zawsze zaczynaliśmy rozmowę, od pytania o to jak się czuje i co robi druga strona, a potem przechodziliśmy do ambitniejszych tematów.
– Gary myję. – odpowiedziałam krótko, wylewając wodę z patelni do zlewozmywaka.
– Słuchaj, nie chcę nic mówić, ale ilekroć do ciebie dzwoniłem po twoim dołączeniu do Tytanów, to zajmowałaś się jakąś pracą typowej gospodyni domowej. – zauważył, z tego co widziałam opierając łokcie o biurko i splatając razem palce – Jesteś przekonana, że cię nie wykorzystują oraz serio biorą cię na różne akcje? – zapytał, gdy jeszcze raz płukałam patelnię aby zmyć w stu procentach płyn do mycia naczyń.
– Biorą mnie na różne akcje, o to nie musisz się martwić. – zapewniłam go i tu nie kłamałam, w końcu już przekonaliście się, że uczestniczyłam razem z Tytanami w ich misjach – Niedawno na przykład powstrzymaliśmy Jinx, Gizmo i Mamuta przed kradzieżą złota i biżuterii. – streściłam, odkładając patelnię na suszarkę i biorąc ulubiony kubek Gwiazdki – A co do wykorzystywania, to spokojnie, nie wykorzystują mnie, najwidoczniej masz po prostu pecha i zawsze trafiasz w takie momenty. – skłamałam najnaturalniejszym głosem jakim umiałam, a że piastowałam rolę królowej Mary Sue to bez problemu mnie się to udało – W końcu żyjemy w Opkolandii, więc to akurat jest możliwe. – zakończyłam, płucząc kubek z resztek herbaty, którą w owym kilka godzin temu Gwiazdka piła.
– Fakt, tutaj to akurat możliwe, że może po prostu mam pecha i trafiam w takie momenty. – przyznał mi rację, opuszczając ręce i kładąc je na biurku – Po prostu cię kocham i nie chciałbym abyś przeżywała tam nie wiadomo co. – dodał, kiedy zaczęłam zmywakiem szorować kubek, co nie należało do trudnych rzeczy, ale chciałam po prostu aby nie zostały w nim jakieś brudy, bowiem picie z zasyfionego kubka nie należało do rzeczy przyjemnych – Szczególnie, że pamiętam jaka podekscytowana byłaś, gdy przyjęli cię do swej drużyny. – przypomniał, nieco obracając się na swym fotelu w prawo i drugie prawo a.k.a lewo, gdy przy okazji zauważyłam, że za oknem przesunęła się platforma, na której znajdowała się ekipa myjąca szybę w wybitnie wysokim biurowcu Hexcen Company.
Tak, pamiętałam w sumie nawet bez tego przypomnienia, że bardzo się cieszyłam, kiedy Robin wręczył mi komunikator Tytanów obwieszczając, że oficjalnie należę do szefowanej przez niego drużyny. Odkąd ich poznałam to w sumie chciałam do nich dołączyć i móc razem z nimi bronić miasto przed złem. W końcu posiadałam jedną supermoc na maksymalnym poziomie, dwie bronie, z czego jedną potężną i już wtedy umiałam walczyć. Chciałam to wykorzystać do czynienia dobra, bowiem nigdy nie uważałam się za czarny charakter. Zwykle starałam się żyć jako osoba neutralna, ale ludziom zawsze pomagałam. Wiadomo, nie należałam do osób idealnie dobrych, również popełniałam złe uczynki, ale chyba każdy tak miał. Jednak po jakimś czasie przebywania wśród Tytanów zaczęłam rozumieć, że są skurwysynami wobec mnie. Nie streszczę wam, co mi dokładniej robili poza niedocenianiem mnie, chciałabym abyście sami to uświadczyli, a okazja niedługo się nadarzy. Dodatkowo w rzeczywistości na serio wykorzystywali mnie jako służącą, mimo iż powinniśmy się dzielić obowiązkami. Jasne, piastowałam rolę Mary Sue, ale to nie oznaczało, że nie miałam swojego życia poza pracami typowej gospodyni domowej. No i na dodatek nie mogłam się im przeciwstawić, bowiem Tytani mieli w swoich szeregach Gwiazdkę i Raven, dwie bardziej OP kobiety ode mnie. Nie mogłam również poprosić Edwarda o pomoc, bowiem naprawdę się bałam, że coś by mu zrobili. Nie chciałam aby coś mu się stało, więc wolałam przyjmować wszystko na siebie.
– Jednak jeżeli by się okazało, że cię wykorzystują – przerwał me rozmyślania mój mąż, udowadniając, że jeszcze nie skończył swej wypowiedzi – to po prostu mi o tym powiedz i ja im najebię. – odparł tak ultra humanitarnie, że to aż NadSzok, kiedy odkładałam kubek na suszarkę – Jasne, ty teoretycznie też mogłabyś sobie poradzić, ale jednak oboje wiemy, że Gwiazdka i Raven są znacznie potężniejsze od ciebie i mogłyby cię łatwo zmasakrować. – stwierdził oczywistość, gdy brałam stos widelców, bowiem stos sztućców zawsze myłam razem aby oszczędzić czas.
– OK, to wiadome, że o takiej sytuacji bym ci powiedziała. – stwierdziłam, najpierw spłukując z owych widelców ciepłą wodą resztki jedzenia – W ogóle, zmieniając temat na nieco bardziej przyziemny – zmieniłam temat jak zawodowy zmieniacz tematów gąbką i płynem do mycia naczyń szorując widelce – to może trochę głupie pytanie, ale Alexander to w ogóle żyje? – zapytałam, patrząc w prawo ile jeszcze naczyń miałam do umycia i całkiem sporo – Bowiem nie miałam od dawna czasu do niego zadzwonić, a praktycznie w ogóle o nim nie słyszałam. – wyjaśniłam, zmywając płyn do mycia naczyń ze sztućców i odstawiając je do wyschnięcia.
– Tak, dlaczego miałby nie żyć? – odpowiedział, przy okazji po moim pytaniu nieco zaśmiał się, na chwilę patrząc za ekran – Wszystko jest u niego w porządku, po prostu nie wie kiedy ma do ciebie się odezwać, bowiem nigdy nie wiadomo, czy na przykład nie jesteś zajęta. – wypowiedział to wybitnie długie zdanie, kiedy usłyszałam w głębi wieży kroki któregoś z Tytanów, ale na szczęście nie zmierzające do głównego pomieszczenia.
– To dobrze, bowiem trochę zaczęłam się niepokoić czy na sto procent wszystko u niego OK. – odparłam, biorąc jedną z misek i ciepłą wodą zmywając z niej resztki sałatki, którą dzisiaj na drugie śniadanie jadła Tristitia.
– Jesteś po prostu przewrażliwiona na jego punkcie, w sumie tak jak czasami na moim. – stwierdził Edward, gdy kątem oka spojrzałam w jego kierunku – Nic mu nie będzie, przecież wiesz, że posiada swoją drugą formę, w której ma wszystkie moce NadWszystkiego, dzięki temu nikt mu nie podskoczy. – wyjaśnił, kiedy zaczęłam wiadomo jakimi dwoma rzeczami myć miskę i słysząc jak za szybą naprzeciwko mnie przeleciał Nyan Cat.
– Wiesz, po prostu na nim też mi bardzo zależy, więc to logiczne, że się o niego martwię. – odparłam, bardzo szybko domywając miskę, bowiem umycie czegoś z resztek sałatki nie należało do wymagających czynności – Nie chciałabym aby na przykład okazało się, że któryś z Nadbogów się na niego uwziął i teraz ma przesrane. – dodałam, po czym na chwilę spuściłam wzrok, przypominając sobie wszystkie przyjemne chwile, które spędziłam z Alexandrem i żałując, że nie mogłabym obecnie tego znowu powtórzyć.
– Nieee, spoko, nie wiem co musiałoby się stać aby któryś z Nadbogów ot tak się na niego uwziął. – stwierdził Edward, gdy rzeczywistość puściła z nudów cicho w tle nutę „Rock-Paper-Scissors" Little Big – Po prostu nie przejmuj się nim, da sobie radę, a nawet jeżeli z jakiegoś powodu by sobie miał rady nie dać, to zawsze ja mu pomogę. – wyjaśnił, kiedy z tego co zauważyłam i usłyszałam naciskał jakieś przyciski na klawiaturze.
– Wiem o tym, ale to nie jest takie łatwe. – skwitowałam, odkładając miskę na suszarkę i biorąc kolejną porcję sztućców, tym razem składających się z dużych łyżek.
– Wiem, ale postaraj się, aby nie zamęczać się tymi myślami. – odparł, gdy wodą spłukiwałam zawartość jedzenia i różnych napojów z owych łyżek – No ale ja już muszę kończyć, za pięć minut kończy mnie się przerwa w pracy. – wyjaśnił, kiedy na chwilę przerwałam mycie sztućców i spojrzałam w kierunku ekranu komunikatora – Cześć, zadzwonię w najbliższej chwili. – pożegnał się, przysuwając klawiaturę bliżej.
– No, hej. – pożegnałam się z nim, po czym połączenie zakończyło się.
Po rozmowie z mym mężem, westchnęłam. Tak bardzo chciałabym mu powiedzieć prawdę na temat mego życia tutaj, ale bałam się. Bałam się, że gdyby się dowiedział, to przeteleportowałby się tu aby najebać Tytanom i oni coś by mu zrobili. Znaczy prawdopodobnie przesadzałam, bowiem Edward potrafił naprawdę bardzo dobrze walczyć, posiadał zdolności nadprzyrodzone oraz jeszcze stanowił hybrydę człowieka i demona, ale i tak, obawiałam się. No i też każdy z Tytanów, poza Robinem i Cyborgiem, posiadał nadprzyrodzone zdolności oraz Tri również urodziła się jako hybryda człowieka i demona. Także tak, to powodowało, że jeszcze bardziej obawiałam się czy z ewentualnej walki mój mąż wyszedłby cało. Po prostu rozumiecie, bardzo go kochałam i nie chciałam aby coś mu się stało. Po wysłaniu mnie do przyszłości przez mych biologicznych rodziców w sumie stał się pierwszą osobą, dzięki której moje życie zaczynało zmieniać się na lepsze. No i poza tym po prostu uważałam go za fajnego, mimo tego jaki miał charakter nie dało się go nie lubić.
– TRZASK! – me rozmyślania przerwał dźwięk tłuczonego talerza, który to przypadkiem upuściłam na podłogę.
Cholera, cholera, cholera! Aż z przerażeniem spojrzałam w prawo i lewo, szukając jakieś możliwości ekspresowego naprawienia tego naczynia. Wiem, że to może wydać się dla was dziwnie, że zareagowałam strachem na przypadkowe stłuczenie talerza, których mieliśmy w wieży Tytanów od zarąbania. Jednak wiecie, Tytani potrafili się naprawdę wkurzyć na zwykłe potłuczenie czegokolwiek. Dlatego też czułam, że serce mi waliło oraz ja sama szybciej oddychałam ze strachu. Dobrze, że nie trzymałam w ręce nic poza szmatką, bowiem zaczęły mnie się trząść ze strachu. Oczywiście podniosłam szczątki naczynia z podłogi i chciałam wyrzucić je do kosza na szkło. Nie zdążyłam tego zrobić, gdyż usłyszałam dźwięk biegnięcia, a następnie zauważyłam, że to Tytani najwidoczniej znajdowali się niedaleko głównego pomieszczenia, gdyż usłyszeli trzask. No to miałam przerąbane, teraz nic by mnie już nie uratowało przed negatywnymi skutkami potłuczenia talerza.
– Co ty zrobiłaś?! – zawołał słyszalnie niezadowolony Cyborg, widząc jaki talerz potłukłam – To był mój ulubiony talerz! – zawołał, gdy psychokinezą otworzyłam drzwiczki znajdujące się pod zlewozmywakiem.
O, akurat nadarzyła się okazja abym opisała wam wygląd jedynego nieopisanego dotąd Tytana. Owy, jako jedyny z naszej drużyny, należał do czarnoskórych osób. Należał do wysokich mężczyzn, to dało się zauważyć na pierwszy rzut oka. To, co go wyróżniało od innych, to fakt, że większą część ciała posiadał mechaniczną, w kolorach niebieskim, szarym, białym i czarnym. Przez to posiadał znacznie szerszą posturę od pozostałych członków tejże drużyny. Również, przez mechaniczną część głowy, jako jedyny z nas nie posiadał włosów. Jego mechaniczne oko miało kolor bardzo edgy, bowiem czerwony, a naturalne niebieski, a przynajmniej z tej odległości wyglądało na niebieskie.
No, to już możecie wyobrazić sobie Tytana, który zaczął od ochrzanienia mnie. Poza tym, szczerze wątpiłam, że to jego ulubiony talerz. Zawsze, gdy czasem przypadkowo zdarzało mnie się stłuc jakieś naczynie, to nagle stawało się ono ulubionym przedmiotem któregoś z Tytanów. Podejrzewałam, że po prostu szukali kolejnego pretekstu aby mnie nienawidzić i szczerze mnie to trochę irytowało. Rozumiecie, przez dziesięć lat szukali codziennie byle pretekstu aby mnie ochrzanić, powoli każdego by to zaczęło denerwować. Nie umiałam się jednak zbuntować, bowiem posiadałam znacznie mniejszą potęgę niż chociażby Raven czy Gwiazdka. Jednak, jako iż musiałam choćby z kultury jakoś odpowiedzieć na jego pytanie, rzekłam:
– Każde naczynie, które przypadkiem stłukę, nagle staje się ulubionym któregoś z was. – zauważyłam, psychokinezą wrzucając szczątki potłuczonego talerza do śmietnika, po czym tą samą mocą zamykając drzwiczki – A poza tym, każdemu może zdarzyć się coś potłuc. – zauważyłam, zwracając wzrok w ich stronę – Jak ostatnio Terra – zaczęłam, przy wypowiedzeniu tego pseudonimu wskazując w kierunku odpowiedniej Tytanki – przypadkiem potłukła mój ulubiony kubek, to nie miałam do niej z tego powodu pretensji. – przypomniałam, opuszczając ręce i opierając je o biodra.
– Bowiem Terra jest lepsza od ciebie, więc jej ma prawo zdarzyć się coś potłuc, w sumie tak jak pozostałym z nas. – odparł ten idiota Robin, kiedy odwróciłam wzrok w jego kierunku, przy okazji krzyżując nogi i stając w pozornie niewygodnej pozycji – A ty jesteś z nas najgorsza, więc nie masz prawa nic źle zrobić w kwestii domowych obowiązków. – zakończył, gdy przewróciłam oczy, słysząc jego debilną logikę.
Naprawdę? On naprawdę nie posiadał nawet połowy spleśniałego orzecha pod kopułą czy tylko udawał? Każdemu mogło się zdarzyć coś potłuc, jak w takim razie zareagowałby, gdyby koło niego pięciolatek przypadkiem stłukł coś szklanego? Każdemu mógł się jakiś przedmiot wyślizgnąć z dłoni, więc nie należało oceniać ludzi tylko pod tym względem! Poza tym, tak naprawdę ubzdurali sobie to, że niby pozostawałam z nich najsłabsza. Jeżeli oceniali innych tylko pod względem posiadanych mocy czy umiejętności wykraczających poza naturalne możliwości, to Robin powinien z tej drużyny wylecieć z hukiem. Jasne, nie urodziłam się jako tak potężna osoba jak Gwiazdka, Raven, Tristitia The Niedojeb czy Terra, ale nadal nie dało się mnie zakwalifikować do miana najsłabszych osób! Posiadałam jedną moc, ale na najwyższym możliwym poziomie. Jako bronie posiadałam AR2, który dało się określić jako jedną z najbardziej OP broni palnych oraz kosę. Poza tym, umiałam bardzo dobrze walczyć, wszakże nauczyłam się trochę sama, a trochę nauczyli mnie Tytani, gdy przyjęli mnie w swoje szeregi. Poza tym, posiadałam też najbardziej wykokszony gen MS na świecie, co czyniło mnie królową Mary Sue. Już z tego ostatniego faktu nie dało się określić mnie mianem najsłabszej. Ciągle nie rozumiałam, czemu sobie ubzdurali, że to ja stanowiłam najgorszy element ich drużyny. Na sto procent musieli mieć jakiś sensowny powód, bowiem bez przyczyny nawet w Opkolandii nie dało się nic zrobić, tylko nie chcieli mi go wyjawić.
– Ty jesteś taki głupi czy tylko udajesz? – spytałam, podchodząc nieco bliżej blatu kuchennego i nadal patrząc w kierunku lidera naszej drużyny – Każdemu może zdarzyć się coś potłuc, niezależnie kim się jest. – wyjaśniłam, opuszczając na chwilę ręce i odkładając szmatkę na drążek, znajdujący się nad piekarnikiem i służący właśnie do wieszania tam szmatek czy innych tego typu przedmiotów kuchennych – Nawet król przypadkiem mógłby upuścić trzymaną szklankę. – zauważyłam fakt, zginając lewą rękę w bok jakbym chciała wskazać na jakiegoś króla – Jakbyście w takim razie z takim poglądem zareagowali, gdyby koło was jakieś pięcioletnie dziecko przypadkiem upuściło i zbiło kubek? – zapytałam, opuszczając rękę oraz ogarniając wszystkich zebranych Tytanów wzrokiem.
– Spuściłabym mu wpierdol. – odpowiedziała jakże kulturalnie i miło Tristitia The Niedojeb.
– Nie mam zielonego pojęcia jak w takim razie jesteś niby bohaterką, skoro maltretowałabyś Nadbogu ducha winne dziecko za czysty przypadek. – odparłam ze słyszalnym niedowierzaniem, ale też i trochę złością, słysząc tę wypowiedź tej skończonej idiotki, przy okazji zwracając wzrok w jej stronę – W każdym razie, nie możecie mnie obwiniać za jakiś głupi talerz. – powróciłam do głównego tematu, ponownie ogarniając Tytanów wzrokiem – Takich samych jest milion w losowym sklepie, w każdej chwili możecie pójść i kupić ich kilka. – zakończyłam, opuszczając ręce i na chwilę spuszczając wzrok w kierunku podłogi, a potem znowu unosząc go w stronę członków drużyny.
– Możemy i będziemy. – odezwał się na nowo Cyborg uruchamiając działko soniczne w swej, z mojej perspektywy, prawej ręce – Nie ma zbrodni bez kary. – wypowiedział to obecnie niepasujące do sytuacji zdanie, bowiem nie popełniłam żadnej zbrodni, a następnie wycelował w moim kierunku swym działkiem sonicznym.
Nie zdążyłam w żaden sposób zareagować, ba, nawet nie zdążyłam się przestraszyć, gdyż bardzo szybko uruchomił je, strzelając w moim kierunku. Nie strzelił taką wiązką, która mogłaby kogokolwiek zabić, dlatego po prostu odepchnęła mnie w kierunku znajdującej się za mną ściany. Po uderzeniu w nią, opadłam na podłogę, jednak nawet nie zdążyłam się podnieść ani zareagować w żaden sposób, bowiem w tej sekundzie ujrzałam i poczułam zresztą też, że Robin z całej siły kopnął mnie w głowę. Nie na tyle, żebym straciła przytomność, jedynie upadłam na podłogę. W tym samym momencie, w którym Robin mnie kopnął, Tristitia The Niedojeb przebiła mi ramię długim i ostrym odłamkiem lodu, ale tak, abym się nie wykrwawiła ani nic, tylko dodatkowo cierpiała. Aż krzyknęłam z bólu, gdyż mimo wszystko przebicie czymkolwiek bolało jak jasna cholera. Po tym przebiciu, chwyciłam się za ramię, ale nie na długo. Bowiem w ułamek sekundy Raven podniosła mnie przy użyciu swej psychokinezy i rzuciła w kierunku ściany po prawej stronie pomieszczenia, ale nie puściła mnie. Uderzała mną bardzo mocno kilkukrotnie o ściany, podłogę i sufit, ale tak, abym nie zemdlała tylko cierpiała.
Naprawdę nie wiedziałam, czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie. Nie zrobiłam w życiu nic złego, bowiem bym o tym pamiętała. Tak, raz w podstawówce spuściłam srogi wpierdol jednemu z chłopaków z mojej klasy przy użyciu psychokinezy. Nie zrobiłam tego jednak z premedytacją, tylko w samoobronie, bowiem nie chciałam pozwolić na to, aby do końca szkoły on i jego koledzy się nade mną znęcali. Także nie sądziłam, że tym sobie na to zasłużyłam, wszakże samoobrona to nic złego. Musiałam zrobić coś innego, nawet jeżeli nie w tym życiu to w poprzednim, że los się tak na mnie mścił i jeszcze żaden z dwóch Nadbogów mi nie pomógł. Nie mogłam jednak dojść do tego, co mogłam zrobić. Obstawiałam jakąś zbrodnię niewybaczalną, ale wątpiłam, abym w którymkolwiek z mych poprzednich żyć potrafiła się tego dopuścić. Jasne, nie wiedziałam jako kto żyłam w poprzednim wcieleniu, ale i tak. Chciałam aby to wszystko się skończyło, ale odejść z Tytanów nie mogłam, gdyż mi grozili, że jeżeli bym spróbowała, to od razu by mnie zabili. Na policję też nie mogłam tego zgłosić. Nikt by mi nie uwierzył, że grupa superbohaterów mogłaby się nad kimkolwiek z premedytacją znęcać. A poza tym, co policjanci mogli zrobić wobec grupy dobrze wyszkolonych w walce nastolatków z supermocami? Jasne, w tym świecie policjanci również posiadali nadprzyrodzone zdolności i to nie stanowiło niczego dziwnego. Jednak do policji nie przyjmowano osób ze zbyt OP mocami jak na przykład Absolute Psionic Power, Apocalyptic Force Manipulation, Mind Control i tak dalej, i tak dalej. Rozumiecie, to mogłoby się źle skończyć, a każdy chciał tego uniknąć. Edwardowi nie mogłam o tym, jak mnie traktowano, powiedzieć, bowiem bałam się o niego. Obawiałam się, że któryś z Tytanów by go zabił nim zdążyłby jakkolwiek zareagować. Sama również obronić się nie mogłam, bowiem posiadałam tylko jedną moc i to na dodatek psychokinezę. Co ja mogłam nawet NadOP psychokinezą zrobić wobec znacznie potężniejszych nastolatków ode mnie? Musiałam po prostu cierpliwie to wszystko znosić z nadzieją, że kiedyś wszystko by się skończyło.
No ale obecnie musiałam wytrzymać kolejne maltretowanie mnie. Szczególnie, że w którejś chwili Raven rzuciła mnie w kierunku ściany znajdującej się koło wyjścia z tego pomieszczenia. Po uderzeniu w ową, krzyknęłam z bólu i osunęłam się na podłogę. Zdążyłam tylko unieść wzrok i już zobaczyłam lecący w moją stronę kawałek gruntu rzucony przez Terrę The Szmirę. W końcu ona jedyna z naszej drużyny posiadała geokinezę. Od razu osłoniłam się rękoma, dzięki czemu nie uderzył bezpośrednio w moją twarz, tylko w ręce, przy okazji raniąc je, co również zabolało. Potem z kolei, Cyborg z całej siły kopnął mnie w bok ciała, co zabolało tak, że aż krzyknęłam, a do moich oczu napłynęły łzy oraz przewróciłam się na podłogę. Teraz w sumie to już mnie tylko kopali oraz w różny sposób ranili fizycznie swymi nadprzyrodzonymi zdolnościami lub gadżetami Robina. Okropnie to bolało, przynajmniej po twarzy za bardzo nie dostawałam, bowiem osłoniłam ją sobie rękami. Chociaż to też nie zawsze działało, gdyż czasami Raven odsłaniała me ręce i po twarzy też dostawałam. No ale przez większość czasu to działało, więc zawsze coś. Nie mam pojęcia ile się nade mną znęcali, to mogło trwać ledwo kilka minut, ale ja i tak miałam wrażenie, że minęły całe tysiąclecia. Nie dziwne, bowiem okropnie to bolało, wyobraźcie sobie maltretowanie z dodatkiem supermocy. No ale w końcu najwidoczniej albo im się znudziło, albo uznali, że na dzisiaj już starczy, bowiem w którejś chwili po prostu przestali się nade mną znęcać i, jak gdyby nigdy nic, odeszli skąd przyszli.
Ja oczywiście nie od razu wstałam, jeszcze przez jakiś czas leżałam przerażona i płacząca na podłodze, nadal zasłaniając sobie twarz, mimo iż na razie już nic mi nie groziło. Tak sądziłam, wszakże do tej pory znęcali się nade mną fizycznie jedynie raz dziennie. Psychicznie to zależy, jak mieli ochotę, czasami obchodziło się bez, a czasami potrafili wielokrotnie się nade mną w ten sposób znęcać. Nadal nie potrafiłam zrozumieć, czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie. Ja chciałam tylko żyć jak dobry człowiek i pomagać innym ludziom. Dlatego z wielką chęcią dołączyłam do Młodych Tytanów, gdy Robin mi to zaproponował. Gdybym wiedziała, że ta drużyna działała pod tym względem jak Kraina Grzybów, czyli łatwo dało się do niej wejść, ale z wyjściem już trochę gorzej, to nigdy bym nie przystała na propozycję dołączenia tutaj. No ale nie wiedziałam tego, wszakże nie posiadałam wiedzy absolutnej. Każdy dzień stanowił tutaj dla mnie mękę, o czym jeszcze nie raz się przekonacie. No ale odejść nie mogłam, bowiem nie chciałam w tak młodym wieku zakończyć swego życia przez jakichś sadystów. Na dodatek przez nich faktycznie czułam się jak gówno, mimo iż jedna nadprzyrodzona zdolność w Opkolandii to nic dziwnego, dużo ludzi posiadało tylko jedną moc. Poza tym, moja psychokineza znajdowała się na NadOP poziomie, więc to nie tak, że nie mogłam nią zrobić praktycznie niczego i tylko zawadzała. Swoją drogą, kiedy dzisiaj się nade mną znęcali oraz opierdalali mnie z debilnych powodów to zauważyłam, że Gwiazdka się nade mną nie znęcała oraz nie przyłączyła się do opierdalania mnie bez powodu. W sumie hej, teraz uświadomiłam sobie, że już od dwóch-trzech tygodni się nade mną nie znęcała. Zastanawiałam się w sumie dlaczego. Czyżby zmieniała swoje nastawienie do mnie? No ale nawet jeżeli tak, to dlaczego nie starała się mi pomóc? Przecież ona posiadała moce OP jak jasna cholera, mogłaby bezproblemowo spuścić wpierdol Tytanom. W końcu jedna z jej supermocy to nadnaturalna siła, więc tym bardziej. A nawet jeżeli nie chciała znęcać się nad swymi kolegami z drużyny, to mogła spróbować z nimi porozmawiać. W końcu ona miała z nimi znacznie lepsze relacje niż ja. No ale w sumie racja, najważniejsze, że się już nade mną nie znęcała. Spróbujcie sobie wyobrazić, co musiałam codziennie przeżywać, gdy Gwiazdka jeszcze mnie maltretowała, przypominam o jej supersile. No właśnie.
Me przemyślenia przerwał dźwięk dzwoniącego komunikatora, który spowodował, że aż się wzdrygnęłam. No ale sądząc, że to coś ważnego, od razu odebrałam. Okazało się, że dzwonił do mnie mój jedyny najlepszy przyjaciel, jakiego zyskałam po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych, Gregory Turner. Dobrze, że teraz zadzwonił, to przynajmniej mogłabym porozmawiać z kimś, kto traktował mnie jak człowieka. Znaczy Edward, z którym rozmawiałam przed niefortunnym stłuczeniem talerza, też traktował mnie jak człowieka, to logiczne, ale rozumiecie o co mi w tamtym momencie chodziło. Dlatego też od razu odebrałam to połączenie.
No cóż, jako iż nigdy wcześniej nie dostaliście jeszcze opisu Gregory'ego, to wypadałoby, abym go wam opisała. Posiadał on krótkie włosy, których kolor wyglądał na jakąś odmianę brązowego. Nie znałam się na fachowych nazwach milionów odcieni jednego koloru. Zaliczałam się po prostu do jednej z tych kobiet, które nie rozróżniały na przykład fiołkowego od innych odcieni bardzo jasnego fioletowego. Dlatego wybaczcie, ale musicie się obejść u mnie zwykłymi nazwami kolorów, no chyba, że kiedyś trafiłby się limonkowy czy łososiowy, to wtedy spoko. Wracając jednak do opisu, posiadał szare oczy. Szczerze mówiąc, Gregory to jedyny człowiek z szarymi oczami, którego znałam. Tak, nawet w Opkolandii wśród normalnych kolorów oczu szary stanowił rzadkość. Po tej jego części, którą widziałam na ekranie komunikatora, założył na siebie czarno-szarą bluzę, którą to często nosił. Serio, ilekroć do mnie dzwonił lub się z nim spotykałam, to miał założoną tę bluzę. Czasami zastanawiałam się, czy ją w ogóle prał, ale kiedyś mi powiedział, że miał kilka takich samych bluz w domu. Mogłam w to uwierzyć, wszakże na przykład Edward też posiadał całą masę tak samo wyglądających garniturów. Dało się zauważyć, że znajdował się obecnie na mieście, a dokładniej siedział na jakieś ławce.
No ale teraz przynajmniej możecie go sobie łatwo wyobrazić, a to najważniejsze. Jednak, widząc najprawdopodobniej mój stan oraz fakt, że leżałam na podłodze, spytał ze słyszalnym niepokojem:
– Andromedo? – zapytał, kiedy na chwilę spuściłam wzrok – Co ci się stało? – spytał, ze słyszalną troską w głosie, gdy do moich oczu napłynęły łzy na wspomnienie tego, co się niedawno stało.
– Znowu... – odpowiedziałam, starając się nie brzmieć jakbym miała się zaraz rozpłakać.
– Znowu cię pobili?! – spytał ze słyszalnym niedowierzaniem, mimo iż wiedział, jak traktowali mnie Tytani, gdy uniosłam wzrok w kierunku ekranu – Za co tym razem się na ciebie uwzięli? – zapytał, kiedy westchnęłam, starając się powstrzymać moją chęć rozpłakania się.
– Przypadkiem rozbiłam jeden z talerzy. – wyjaśniłam, nieco unosząc się, ale jeszcze nie wstając całkowicie, tylko siadając pod ścianą – No i, jak to zwykle bywa po stłuczeniu naczynia w tym miejscu, tym razem Cyborg uznał go za swój ulubiony. – dokończyłam tą krótką opowieść, w miarę możliwości krzyżując nogi, gdy za oknem dało się usłyszeć, że przeleciał Nyan Cat.
– Ja nie mooogę... – zaczął ze słyszalnym niedowierzaniem, jak ktokolwiek mógłby okazać się wobec kogokolwiek tak okrutny – Przecież to zwykły talerz, jeżeli faktycznie go lubił, to zawsze mógłby kupić nowy. – stwierdził NadFakt, gdy dało się z głębi wieży słyszeć kroki któregoś z Tytanów, ale na szczęście niezmierzające w stronę głównego pomieszczenia – Talerze to nie są drogie rzeczy. – zauważył kolejny NadFakt, kiedy ponownie spuściłam wzrok, przy okazji obserwując część mego czarno-żółtego kombinezonu z wieloooma specyficznie wyglądającymi wzorami, które na dobrą sprawę nie wiedziałam i nie wiem, co oznaczały.
– Wiem o tym, ale oni z jakiegoś powodu się na mnie uwzięli. – stwierdziłam, unosząc wzrok w kierunku ekranu komunikatora – Jasne, mam tylko psychokinezę, ale posiadam ją na NadOP poziomie wręcz, oraz mam OP as fucking fuck broń. – zauważyłam, gdy z zewnątrz dało się usłyszeć, że przeleciał międzygalaktyczny pociąg wiozący turystów wolałam nie wiedzieć gdzie oraz powiał lekki wiatr – Więc nie wiem tak naprawdę, czemu akurat mnie maltretują, a nie na przykład tę idiotkę Tristitię. – zakończyłam, końcówkę tego zdania mówiąc ciszej, aby mieć pewność, że by mnie nie usłyszała.
Słysząc, jak określiłam Tri, Gregory zaśmiał się. No ale w sumie mówiłam prawdę, Tristitia to największy zjeb, nie zdziwię się jeżeli największy zjeb Opkolandii. Podtrzymywałam teorię, że Robin przyjął tę parówę do swego zespołu tylko ze względu na fakt jej OP-ności. No, bo wiecie, ona posiadała chronokinezę**, witakinezę***, pirokinezę****, Demon Physiology***** umiejętność klonowania się, kontrolę nad wiązkami dezintegrującymi, możliwość zamieniania się w niematerialnego orła, z posiadanym przez nią naszyjnikiem miała też cyrokinezę******, gyrokinezę*******, kwintesencję********, Cat Physiology*********, a z jednym z jej pierścionków miała mind control**********, którego kurde nigdy nie używała, lol, zawsze mnie to w sumie śmieszyło, że takiej OP mocy nigdy nie wykorzystywała, psychokinezę, telepatię, teleportację, lewitację, chodzenie po wodzie, bariery telekinetyczne, hallucikinezę*********** i NadOP pamięć fotograficzną. A, no i jeszcze bransoletkę dającą jej nieśmiertelność posiadała. Czy już widzicie, jaką OP szmirę mieliśmy w zespole? A z charakteru prezentowała się jako płytka, wkurwiająca idiotka. Normalnie aż odechciewało się żyć w jej towarzystwie. No ale powracając do rozmowy z mym BFF-em, to powiedział:
– Oby cię nie usłyszała, bowiem się wkurwi do sześciennego sześcianu. – stwierdził, przy czym, z tego co zauważyłam, lewą, z mojej perspektywy oczywiście, ręką oparł się o tylną barierkę ławki – No ale nad nią nie znęcają się pewnie właśnie z tego powodu, że mogłaby na danym oprawcy na przykład mind control użyć i dupa ze znęcaniem się nad nią. – zauważył zbyt logiczny jak na tę płaską idiotkę fakt, kiedy wstałam i ruszyłam w kierunku sofy znajdującej się niedaleko ekranu głównego komputera.
– Ten fakt jest zbyt logiczny jak na tę parówę. – rzekłam, oczywiście tak, aby ta debilka mnie nie usłyszała, przy okazji na chwilę zwracając wzrok w kierunku okna – Ona nigdy nie użyła mind control, mimo iż w sumie podczas walki z przestępcami można by tego jakoś ciekawie użyć. – zauważyłam fakt, przy czym kichnęłam, w sumie cholera wie czemu, bowiem nie czułam się chora ani nic.
– Na zdrowie. – kulturalnie powiedział, gdy usiadłam na sofie.
– Dzięki – podziękowałam, siadając tak, że opierałam się plecami o podłokietnik – W każdym razie, nie wiem czy ona w ogóle wie, że ma mind control dzięki temu pierścionkowi. – zakończyłam przerwaną przez kichnięcie wypowiedź, w miarę możliwości krzyżując nogi.
– Ja pierdolę, co za marnotrawstwo takiej mocy. – skomentował, kiedy gwałtownie odwróciłam się w stronę aneksu kuchennego, bowiem miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwował – Jakbym ja miał mind control, to bym używał go na każdym, kto by mi jakoś poważniej podpadł. – stwierdził jakże miło, gdy okazało się, że tylko mnie się wydawało, bowiem w okolicy aneksu kuchennego nikt nie przebywał – A na tej szmacie, która pracuje w osiedlowym warzywniaku to już w ogóle. – zakończył, kiedy słysząc to przewróciłam oczami i westchnęłam z zażenowaniem.
– Ja nie mogę, co ty od tej kobiety chcesz? – spytałam, zginając lewą rękę w bok, jakby chcąc wskazać na panią Ann, bowiem to popularne imię nosiła znienawidzona przez Gregory'ego sprzedawczyni z warzywniaka.
– Szmata po prostu nie zna się na zamawianiu towarów. – odpowiedział, opuszczając rękę – Ilekroć u niej chcę kupić jakiś nabiał, to jest tylko mleko z czasów komuny, to nic, że w USA nigdy komuny nie było, czyli to bio gówno, niezdatne do jedzenia jogurty wyglądające gorzej od ryja obecnego prezydenta czy jajka prawdopodobnie wrzucone na ostatnie trzydzieści lat pod szczątki czwartego reaktora w Czarnobylu, takie niezdatne do jedzenia są. – wymienił, na chwilę zwracając wzrok w, z mojej perspektywy, drugie prawo a.k.a lewo, kiedy ja przy okazji na chwilę spuściłam wzrok – Dziwię się, że FDA************ jeszcze się tym warzywniakiem nie zainteresowało, bowiem ta dziwka ewidentnie truje ludzi. – zakończył, znowu ultra kulturalnie odnosząc się do pani Ann, przy okazji znów zwracając wzrok w moją stronę, gdy usłyszałam, że u niego powiał wiatr.
– Musiałoby się coś poważnego stać, aby FDA interweniowało w sprawie zwykłego warzywniaka z przeciętnego, amerykańskiego osiedla. – stwierdziłam, chwytając komunikator psychokinezą i zakładając ramię na ramię, bowiem popularny w Opkolandii gest należało kultywować – Oczywiście nikomu nic nie życzę, ale jasne, to dziwne, że ta kobieta jeszcze nie zmieniła dostawców. – rzekłam w sumie słusznie, krzyżując nogi oraz słysząc kroki dochodzące z wnętrza wieży, na szczęście niezmierzające w kierunku głównego pomieszczenia.
– Bowiem jest zjebana, aby pojąć, że jej dostawcy dostarczają do jej warzywniaka nieświeże jedzenie. – stwierdził super kulturalnie Gregory, normalnie aż przewróciłam oczami z NadZażenowania – Albo chce lecieć po taniości, mając gdzieś jakość. – wysnuł już prawdopodobniejszą hipotezę, kiedy znowu miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwował od strony aneksu kuchennego.
– Bardziej obstawiam to drugie, bowiem najczęściej sprzedawcy pod tym względem chcą lecieć po taniości. – rzekłam, odwracając się w kierunku aneksu, ale nadal nie widząc tam nikogo – Znaczy sporo sprzedawców zwraca też uwagę na jakość, ale trafiają się też tacy, którzy mają w to wyjebongo. – dodałam, ponownie zwracając uwagę w stronę ekranu komunikatora.
– Ja tam i tak jej, i jej warzywniaka nienawidzę, mogłaby ogarnąć, że tak podchodząc do sprawy za wiele hajsu nie zarobi. – odparł, kiedy dało się słyszeć, że rzeczywistość puściła cicho w tle kompletnie niepasującą do klimatu nutę, czyli „Ping Kills" Uamee – Dziwię się w sumie, że ona jeszcze daje radę się utrzymać, nie wierzę, że są ludzie, którzy kupowaliby u niej więcej niż raz. – dodał, gdy zgięłam nogi w kolanach oraz na chwilę zwróciłam wzrok w kierunku szyb.
– W Opkolandii żyjemy, więc może ma jakieś wyjaśnienie w tej kwestii. – stwierdziłam fakt, kiedy za oknem dało się usłyszeć przelatujący odrzutowy śmietnik na bioodpady.
– Jest zbyt zjebana, na sto procent Opkolandia nie chciałaby takiemu fajfusowi jak ona pomagać. – stwierdził normalnie tak miło, że aż zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem się jeszcze przyjaźnimy.
– Ja nie mogę, ja rozumiem, że wkurza cię fakt jej podejścia do klienta, ale ilekroć nasza rozmowa zejdzie na temat pani Ann to ją cholernie wyzywasz. – zauważyłam, prostując ręce i krzyżując nogi, przez co usiadłam w pozornie niewygodnej pozycji, no ale jako iż jam królowa Mary Sue, to mnie to nie przeszkadzało.
– Bowiem wkurwia mnie to, że nie szanuje swoich klientów. – odparł, ponownie opierając się o oparcie ławki – Tak w ogóle – zmienił temat jak zawodowy zmieniacz tematów – to może spotkalibyśmy się dzisiaj? – zaproponował, kiedy usiadłam na sofie normalnie, czując, że niedługo połączenie zakończyłoby się i musiałabym wstać – Ostatni raz widzieliśmy się dwa tygodnie temu. – zauważył fakt, gdy poprawiłam opadające na moją twarz włosy.
– OK, możemy, tylko gdzie i o której? – zapytałam, opierając się o oparcie sofy.
– Może w tej samej kawiarni co zwykle. – zaproponował, opuszczając ręce – A co do godziny, to możemy nawet teraz, jeżeli masz czas. – rzekł, kiedy na chwilę zwróciłam wzrok w lewą stronę.
No cóż, Tytani nie mówili, abym dzisiaj z jakiegoś powodu nie mogła wyjść z wieży. Dobrze, że chociaż pozwalali mi z niej wychodzić, to przynajmniej na jakiś czas mogłam się uwalniać od tej toksycznej drużyny. No i też jakby coś ode mnie chcieli, to ja zawsze miałam przy sobie mój komunikator, więc mogli do mnie zadzwonić. Jak coś, to robili to, jeżeli mnie potrzebowali, a akurat znajdowałam się poza wieżą. Dlatego też uznałam, że po co mieliśmy zwlekać. Jeżeli oboje mieliśmy czas w tym samym momencie, to bezproblemowo mogliśmy się spotkać.
– OK, może być. – potwierdziłam miejsce i termin naszego spotkania, wstając – To niedługo tam będę. – dodałam, chwytając komunikator w dłoń.
– OK – stwierdził krótko, również wstając z ławki, z tego co zauważyłam – To widzimy się niedługo. – powiedział, z tego co widziałam ruszając przed siebie – Cześć – pożegnał się, gdy moje oczy zabłysły na żółto.
– Cześć – również się pożegnałam, po czym połączenie zakończyło się.
Cieszyłam się, że w tym kraju miałam chociaż jednego najlepszego przyjaciela. Nie wiedziałam, jak poradziłabym sobie, gdybym nie miała tu absolutnie nikogo bliskiego. Najgorsze i tak wydawało mnie się to, że nie mogłam odejść z tej toksycznej drużyny, bowiem grozili mi śmiercią. W końcu wiecie, gdybym mogła odejść, to już dawno bym to zrobiła i prawdopodobnie wróciłabym do Czech, bowiem nic by mnie nie trzymało przy USA. Znaczy jasne, miałam tu Gregory'ego, ale zakładając, że bym go nie znała. No ale obecnie starałam się o tym nie myśleć za długo, bowiem to nieprzyjemny temat. Dlatego też, po rozmowie z mym przyjacielem, schowałam komunikator do kieszeni i otoczyłam się żółto-czarną barierą. Następnie zaś, wyleciałam przez szybę, przenikając przez nią i zaczęłam lecieć w kierunku odpowiedniej kawiarni.
W czasie lotu tak sobie myślałam czemu w sumie dwa razy czułam się dzisiaj obserwowana. Jasne, niektórzy tak mieli, że czuli się obserwowani ot tak, nawet jeżeli nikt ich nie obserwował. No ale ja do tej pory tak nie miałam, dopiero tamte dwa razy czułam się obserwowana. Jasne, żyliśmy w świecie, w którym każdy praktycznie posiadał supermoce. Mogło się więc tak zdarzyć, że z jakiegoś powodu ktoś posiadający niewidzialność sobie wbił do wieży Tytanów i mnie śledził. Tylko po co? Nie należałam do jakichś aż tak ważnych osób, aby mnie śledzić. Jasne, piastowałam rolę królowej Mary Sue, ale wątpię, aby o to komukolwiek chodziło. Znaczy jasne, na sto procent każdy chciał mieć królową Mary Sue po swojej stronie, ale i tak. Nie sądziłam, aby ktokolwiek mnie potrzebował do swych celów. Chociaż z drugiej strony może to też spowodowało przewrażliwienie spowodowane życie pod jednym dachem z takimi toksycznymi ludźmi jak członkowie Młodych Tytanów dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu. No ale koniec końców uznałam, że nie powinnam się aż tak bardzo tym przejmować. Nie posiadałam dowodów na to, że obserwował mnie ktoś posiadający niewidzialność, zawsze to mogło okazać się czystym przypadkiem.
No ale w którejś chwili zaczęłam zauważać Costę Coffee, w której to często z Gregorym się spotykałam. Widząc to, oczywiście podleciałam bliżej i wylądowałam, po czym przestałam używać mej psychokinezy. Następnie zaś, jak każdy normalny człowiek planujący udać się do kawiarni by postąpił, weszłam do środka i rozejrzałam się.
Owa kawiarnia w tym miejscu należała do serio dużych. Po wejściu oczywiście naprzeciwko dało się zauważyć miejsce do składania zamówień. Za ladą oczywiście kręciło się dwóch baristów, czyli w sumie standard w tym miejscu. Ilekroć tu przychodziłam, to za ladą zawsze przebywało dwóch baristów. Nie zdziwiłabym się, gdyby świat wybuchł, jeżeli przebywałby tam tylko jeden. Po prawej i lewej stronie znajdowały się półkola, przez które dało się przejść. Tam bowiem znajdowały się miejsca siedzące i to całkiem wygodne. Znaczy normalnie w Costa Coffee mieli wygodne miejsca siedzące, ale w tym konkretnym oddziale tej kawiarni to wybitnie. Zostało tu również, co logiczne, zapalone światło. Nie wiedziałam ilu ludzi obecnie tutaj przebywało, bowiem w głównej części kawiarni akurat nikt nie przebywał, wiadomo poza baristami.
Nie opiszę wam tej kawiarni jakoś super dokładnie, bowiem po co, drobne szczegóły nie są wam do szczęścia potrzebne. A nawet jakby, to z perspektywy tak wielu lat nie pamiętam już jakichś drobnych detali, jak na przykład ułożenia lamp czy czegoś w tym stylu. No ale obecnie uznałam, że przed znalezieniem Gregory'ego zamówię sobie to, co zwykle, czyli kawę Americano, oczywiście bez mleka, bowiem kawa z mlekiem to gówno na kółkach i jakieś ciasto.
– Dzień dobry! – przywitała mnie jedna z baristek, jak w sumie bariści mieli w zwyczaju w tej kawiarni.
– Dzień dobry. – odpowiedziałam kulturalnie, podchodząc nieco bliżej i patrząc w kierunku oszklonych półek, na których stały ciasta i różne inne jedzenie.
No ale w sumie miło, że się witali. Zawsze mogli mieć głęboko gdzieś, że kolejny klient przychodzi zasilić Costa Coffee hajsem. Ja też zawsze odpowiadałam, bowiem nie chciałam wyjść niekulturalnie. W sumie chyba każdy normalny odpowiadał na dzień dobry. Znaczy Gregory czasem miał wyjebane, jak ktoś nieznajomy mówił do niego dzień dobry, ale on to dziwny człowiek był. Znaczy pod niektórymi względami oczywiście, bowiem tak to nie odstawał jakoś specjalnie od społeczeństwa.
Przechodząc jednak do rzeczy, po chwili podeszłam do kasy i po prostu zamówiłam to, co sobie ustaliłam. Jako ciasto zamówiłam sobie tartę z czekoladą i orzechami, którą zjadałam szybciej niż widzę. Serio, to chyba najlepsze cokolwiek, co dało się zjeść i co sprzedawali w tej kawiarni. Kiedy zaś zapłaciłam już i miałam trochę czasu w oczekiwaniu na zamówienie, obeszłam kawiarnię w poszukiwaniu mego przyjaciela. Mimo wielkości nie zajmowało to dużo czasu, bowiem ową kawiarnię serio szybko dało się przejść. No ale ku mojemu zdziwieniu, jeszcze tutaj nie przybył. Zwykle to on przychodził pierwszy, nawet jeżeli ja przybyłam kilka minut przed czasem, dlatego mnie to zdziwiło. Serio, on należał do bardzo punktualnych ludzi, o czym jeszcze niejednokrotnie się przekonacie. Nie zdziwiłabym się, gdyby kiedyś mi powiedział, że na pociąg przyszedł pół dnia przed godziną odjazdu. Ja tam tego nie rozumiałam. Znaczy racja, też nie lubiłam się spóźniać, ale również nie dramatyzowałam, jeżeli raz na jakiś czas zdarzyło mnie się później gdzieś przyjść. Znaczy z wiadomego powodu bałam się spóźniać tylko jeżeli się umówiłam na konkretną godzinę z Tytanami. No ale tego akurat możecie się bardzo prosto domyślić, nawet mimo iż dopiero co zaczynam wam opowiadać moją historię.
Wracając do teraźniejszości, jako iż nie znalazłam Gregory'ego, to poszłam jeszcze sprawdzić, czy moje ulubione miejsce nie zostało zajęte przez jakiegoś niegodziwca. Moje ulubione miejsce siedzące w tym miejscu to taki stół z czterema czarno-czerwonymi fotelami, znajdujące się obok niewielkiej ścianki zrobionej ze szklanych kwadratów. Lubiłam owe miejsce, bowiem fotele po prostu należały do wygodnych, dało się na nich siedzieć dzień i noc. I nawet poduszkę miały! Dobrze, że po chwili okazało się, że nikt tam nie siedział, to wiedziałam, że mogłabym owe miejsce zająć. I po chwili tak też zrobiłam, bowiem w pewnym momencie moje zamówienie zostało przygotowane, więc po prostu wróciłam po nie i razem z nim poszłam do wyznaczonego przez siebie miejsca.
Kiedy już usiadłam, w oczekiwaniu na przyjście mego przyjaciela zaczęłam sobie rozmyślać. Nie wzięłam nic do roboty, miałam przy sobie jedynie schowane do kieszeni komunikator Tytanów, portfel i telefon. Jasne, mogłabym coś robić na telefonie, ale w sumie nie miałam co. Większość rzeczy robiłam na komputerze lub tablecie, telefon służył mi do sprawdzania maili, wiadomości ze świata, dzwonienia i SMS-owania z osobami, które nie znały numeru mego komunikatora oraz czasami do przeglądania Internetu. Wiem, że to może zabrzmieć szalenie w dwudziestym pierwszym wieku i to jeszcze w Opkolandii, no ale co ja poradzę. Po prostu telefon wydawał mnie się cholernie niewygodny do robienia czegokolwiek. Zbyt mały ekran i w ogóle, a pisanie na klawiaturze telefonu to już w ogóle masakra. Pół biedy, jeżeli pisałam po angielsku, bowiem owy język nie posiadał ogonków przed ą, ę i tak dalej. No ale gdy pisałam po polsku, to już miałam ochotę wyjebać telefon przez okno przez te ogonki. Wiem, że mogłabym pisać bez nich, ale bez nich tekst wyglądał na serio niechlujnie i jakby wyjęty z roku dwa tysiące ósmego, gdzie ludzie nie umieli jeszcze napisać polskich znaków na komputerze czy telefonie. Dlatego teraz po prostu sobie siedziałam i, powoli jedząc tę przepyszną tartę, myślałam sobie. Chciałabym w sumie jeszcze kiedyś spotkać się ze swymi biologicznymi rodzicami. W wielkim skrócie, jeżeli nie znacie mej historii, po prostu w pewnym momencie zostałam przez mych biologicznych rodziców wysłana do przyszłości, bowiem świat, z którego pochodziłam, zaczął się walić i chcieli mi zapewnić bezpieczeństwo. Szczególnie, że wtedy miałam cztery lata, więc wiecie. Akurat możecie mi wierzyć na słowo, to jest jedna z normalniejszych historii w Opkolandii. Bałam się, że już nigdy nie spotkałabym się z mymi rodzicami, a szczególnie po mej przeszłości w tych czasach tęskniłam za nimi. Jasne, wiedziałam, że mój ojciec powiedział mi, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Jednak, wraz z upływem czasu, zaczynałam mieć wrażenie, że on powiedział mi to tylko po to, aby mnie nie martwić, a sam nie miał pewności, czy kiedykolwiek znowu byśmy się spotkali. Nawet nie wiedziałam, jak miałam spróbować go odnaleźć i w tym tkwił problem. Na dodatek moje obecne życie nie ułatwiało mi w ogóle zastanowienia się, jak miałam ich odnaleźć. Ba, podstawowe pytanie to czy oni w ogóle jeszcze żyli, a nie na przykład zginęli z jakiegoś powodu. Starałam się myśleć, że żyli, nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że mogliby zginąć.
– Hej. – Me rozmyślania przerwał znajomy głos Gregory'ego dochodzący z prawej strony.
Słysząc go, od razu wyrwałam się z zamyślenia i odwróciłam w kierunku źródła dźwięku. Po zrobieniu tego i zauważeniu go, rzekłam:
– Hej. – powiedziałam, kiedy podszedł do jednego z foteli naprzeciwko mnie – Nic sobie nie zamówiłeś? – spytałam, gdy zauważyłam, że siadał z pustymi rękoma.
Bowiem wiecie, Gregory zawsze sobie coś zamawiał, normalnie nawet jeżeli sekundę przed wejściem do kawiarni wypiłby cały ocean. Ja nie zawsze sobie zamawiałam w kawiarni cokolwiek chociażby z faktu, że nigdy nie przychodziłam tutaj sama. Zawsze do owego miejsca przybywałam spotkać się z mym najlepszym przyjacielem, no i czasami po prostu nie miałam ochoty nic zamówić. Jedynie sobie ewentualnie wodę kupowałam, aby nie wyglądało to podejrzanie, że wchodzę do kawiarni i zajmuję miejsce przy stole niczego nie zamawiając. Jasne, piastowałam rolę Mary Sue oraz żyliśmy w Opkolandii, więc nikt nie powinien na to zwrócić uwagi, ale wolałam nie ryzykować.
– Nie no, oczywiście, że sobie zamówiłem. – odpowiedział, przerywając moje epickie i ambitne myśli, kiedy usiadł w fotelu – Nie jestem takim psycholem, aby nic sobie nie zamawiać. – dodał, gdy spojrzałam w jego kierunku nieco zażenowanym wzrokiem – No co? – spytał, przy czym szeroko uśmiechnął się jak postacie w anime.
– Nic, nic. – odpowiedziałam nieco zażenowanym głosem, przy czym zaczęłam patrzeć w jego kierunku normalnie – Anyway, jak tam życie? – zmieniłam temat na bardziej przyziemny, opierając się o oparcie krzesła.
– Normalnie, przez ten krótki czas raczej niewiele mogło się zmienić. – odpowiedział, kładąc ręce na stole i na chwilę zwracając wzrok w stronę szyby.
– W Opkolandii to nie jest takie pewne. – zauważyłam, zakładając ramię na ramię.
– No ale też bez przesady, w takim względnie spokojnym mieście jak Jump City? – zapytał, ponownie zwracając wzrok w moją stronę, kiedy rzeczywistość puściła cicho w tle nutę „Polski Rave" Gopnika McBlyata, bowiem jak nieklimatycznie czymś jebnąć to po całości – Znaczy jasne, przestępczość tutaj to Gotham wersja mega light, mimo iż nadal owej dużo, ale i tak. – zauważył w sumie słuszny fakt, kiedy na zewnątrz dało się usłyszeć przelatujący samolot, który ze względu na to, jak dźwięk silników się rozchodził, leciał pionowo na wspak. To Opkolandia, tutaj stanowiło to normę – Jakbyśmy w Gotham mieszkali, to faktycznie, w każdej sekundzie ktoś by nas mógł zaciumkać. – zakończył, również siadając normalnie, czyli opierając się o oparcie (#sens) krzesła.
– Tutaj też nas w sumie znienacka może jakiś snajper ustrzelić. – zauważyłam, nieco zsuwając się na owym krześle, ale miałam to głęboko gdzieś – Jasne, jest to mniej prawdopodobnie niż w Gotham, ale nadal częstsze niż w innych miastach. – dodałam, jeszcze bardziej się zsuwając i nadal mając to głęboko gdzieś, widząc, że Gregory ewidentnie zaczynał patrzeć w moim kierunku z lekkim zażenowaniem.
– Akurat wątpię, aby w Jump City na przykład na takiego randoma jak ja ktoś chciał się uwziąć. – powiedział, nadal patrząc w moją stronę z zażenowaniem, bowiem zsunęłam się jeszcze bardziej, normalnie prawie głową i częścią tułowia leżałam na części siedzącej krzesła – Czy ty jesteś jakaś pojebana? – spytał zażenowanym głosem, widząc jak coraz bardziej się zsuwałam.
Słysząc to pytanie, uśmiechnęłam się jak postacie w anime i odpowiedziałam:
– Nie, jestem kwintesencją normalności. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, siadając prosto, mimo iż wszyscy wokół mieli to gdzieś, bowiem nie stanowiło to niczego nadzwyczajnego w tym świecie.
– No chyba w innej części tego multiwersum. – rzekł nadal zażenowanym głosem, gdy usiadłam prosto.
– Ale zawsze! – zawołałam, nieco unosząc palec wskazujący prawej ręki, przy okazji ową zginając.
W tym momencie, mój przyjaciel ewidentnie chciał coś więcej odpowiedzieć, zważając na jego wzrok zapewne zażenowanym głosem, jednak nie zdążył. Otóż w tym momencie, usłyszeliśmy głos jednej z baristek:
– Zapraszam po duże cappuccino i Americano z mlekiem! – zawołała, kiedy Gregory odwrócił wzrok w odpowiednią stronę i wstał.
– ZW. – rzekł skrótem, po czym, nim zdążyłam skomentować jego zamówienie, ruszył je odebrać.
Kto normalny zamawiałby sobie dwie kawy? Nie mógł po prostu zamówić jednej w rozmiarze XL? No chyba, że nie mógł się zdecydować. Akurat on w odniesieniu do kaw zachowywał się jak stereotypowa kobieta w sklepie z ubraniami. Pójdź z nim kupić kawę, to zmarnujesz pół dnia w centrum handlowym, bowiem się nie zdecyduje. A fakt, że posiadał w domu ekspres i do kawy ziarnistej, i do tej w kapsułkach w niczym tu nie pomagał. Obym miała w przyszłości okazję wam przedstawić, jakiego pierdolca Gregory miał na punkcie kaw. Jak dla mnie to wydawało się dziwne, ja miałam dwie ulubione na krzyż i tylko je piłam. A ten psychol lubił nawet cappuccino, którego ja z kolei nienawidziłam i uważałam wszystkich, którzy ową kawę lubili za pojebów. W przypadku Gregory'ego akurat się nie myliłam, bowiem do zbyt normalnych to on się nie zaliczał.
A mówiąc o tym pojebie w pięciu smakach, mimo to ciągle go lubiłam jak coś, to chwilę potem wrócił.
– No ty to jakiś niedojebany jesteś. – skomentowałam, widząc, że zamówił sobie cappuccino i Americano w rozmiarze XL – Kto normalny zamawiałby na raz dwie takie wielkie kawy? – zapytałam, kiedy postawił tacę z owymi kawami na blacie stołu.
– Ja. – odpowiedział, stosując kropkę stanowczości, siadając przy stole.
– Pytałam, kto normalny. – rzekłam zażenowanym głosem, gdy wziął jeden z kubków.
– No ja. – odparł, ewidentnie nie znając definicji słowa „normalny".
– Czego w słowie „normalny" nie rozumiesz? – zapytałam, przy czym uśmiechnął się szeroko jak postacie w anime.
– Moja wina, że NadKocham kawę? – odpowiedział pytaniem na pytanie, po czym wziął łyka owej.
– Masz na jej punkcie ewidentną obsesję. – doprecyzowałam, przy czym zjadłam kawałek tarty, którą sobie zamówiłam, bowiem prawie bym o niej zapomniała, a to NadIdealne jedzenie jest – Najgorszy sort kawy, czyli tę w kapsułkach, legitne dwie godziny możesz wybierać. – przypomniałam, po czym znowu zjadłam kawałek tarty, bowiem to takie ciasto, że zjesz jeden kawałek i możesz zjeść w sekundę cały kontener.
– Bowiem chcę mieć pewność, że mój ekspres nie będzie musiał przetwarzać jakiegoś gówna. – rzekł, gdy jebnęłam facepalma, akurat w rytm przejeżdżającego za oknem śmietnika na bioodpady – No i też nie zamierzam pić jakiegoś barachła, dlatego zawsze staram się znaleźć najlepszą kawę, nawet z najgorszego sortu. – wyjaśnił, po czym znowu wziął łyk swego ukochanego napoju, a ja, krzyżując nogi, zjadłam kolejny kawałek tego boskiego ciasta.
– Dla mnie kawa to kawa, ważne aby smaczna była. – wyłożyłam swoją filozofię odnośnie kaw, na chwilę spuszczając wzrok w kierunku talerza.
– Bowiem ty jesteś królową Mary Sue, więc sobie możesz. – rzekł, gdy dało się usłyszeć, że ktoś wszedł do kawiarni, ale nie zwróciliśmy na to większej uwagi – Ja z kolei jestem normalnym człowiekiem, więc wolę nie niszczyć sobie zdrowia jakąś barachłowatą kawą. – dodał, kiedy zjadłam już ostatni kawałek tarty, smuteczek, a on wziął większego łyka swego kochanego napoju.
– Powiedział typ mający w domu ekspres kapsułkowy, a kawa w kapsułkach to jak herbata w torebkach. – porównałam tym inteligentnym, szczególnie, że prawdziwym porównaniem, zaczynając pić zamówioną kawę – Lub, nie daj Nadboże, jak herbata granulowana, którą tylko pojeby piją. – powiedziałam mega kulturalnie, normalnie CULTURE 3000, odstawiając kubek.
– Japa tam w tle. – skomentował nieco zażenowanym głosem, gdy cicho zaśmiałam się – A poza tym, w głównej mierze ekspres kapsułkowy mam dla gości oraz jak matka przyjeżdża mnie odwiedzić, to lubi wypić taką kawę. – usprawiedliwił się, bardziej przesuwając swe nogi w przód i przez to zmniejszając przestrzeń mych nóg, a widząc zażenowanie na mej twarzy jeszcze bardziej się z tymi girami pchając – Wiesz przecież, że ja piję tylko dziesięć na dziesięć kawę. – odparł jakże przepięknie, kiedy psychokinezą sunęłam jego nogi, aby dał mi też moje wyprostować – Ej no! – skomentował to, co zrobiłam.
– Co marudzisz, pchasz się z tymi gicami tak, że ja miejsca nie mam. – wyjaśniłam, a on, słysząc to, szeroko jak postacie w anime uśmiechnął się – Anyway, wracając do tematu, to powiedz matce, że nie jest normalna. – skomentowałam fakt, że Melanie, bowiem tak miała na imię matka Gregory'ego, piła kawę z kapsułek, przy okazji znów biorąc łyka kawy.
– Taaa, też uważam, że to porąbane. – przyznał mi rację, gdy rzeczywistość puściła w tle nutę „Tank" Alana Azteca i Karate, bowiem najwidoczniej brak klimatu to podstawa – Jasne, ja sam czasami napiję się takiej kawy, ale bez przesady, żeby taki chłam na co dzień pić. – dodał, kiedy w okno jebnął ptak, co zazwyczaj oznaczało, że w Zarządzie sobie w Angry Birds na żywo grali, szczególnie dodając do tego fakt, jak ptak jebnął w szybę – No ale w sumie czego mam oczekiwać po osobie, która pije tylko herbatę granulowaną, a inne paliłaby świętym ogniem? – zadał to retoryczne pytanie, gdy powoli zaczęłam przesuwać nogi w przód, aby tym razem jemu zabrać miejsce na ich wyprostowanie.
–
; ;
; ;
; ;
;____; – odparłam na to pytanie, szpanując moją umiejętnością mówienia piętrowymi emotikonkami.
– Taaa, też nie mogę zrozumieć, jakim cudem jeszcze jej układ pokarmowy nie wybuchł. – odpowiedział na moją piętrową emotikonkę, na chwilę spuszczając wzrok w kierunku kubków i biorąc wręcz NadŁyk kawy – Herbata granulowana jest tak NadChujowa, że na mnie to działa jak zajebisty środek przeczyszczający. – wyjaśnił, kiedy przesuwałam nogi tak, że prawie w ogóle nie miał miejsca na ich wyprostowanie, ale ewidentnie dzielnie starał się to ignorować.
No ale zignorować nie mógł już tego, że w pewnym momencie oparłam me nogi o jego kolana. W kawiarni nikt nie zareagował, bowiem w Opkolandii to norma do sześciennego sześcianu. No ale widząc i czując to, spojrzał w moim kierunku z NadZażenowaniem i takim samym głosem powiedział:
– Zdejm te giry. – rzekł, gdy szeroko jak postacie anime uśmiechnęłam się.
– Nje. – odpowiedziałam, kiedy przewrócił oczami – Jestem królową Mary Sue, więc będę robiła co chcę. – rzekłam, zakładając ramię na ramię i odwracając się na chwilę w prawo z zamkniętymi oczami.
Słysząc i widząc to, westchnął z NadZażenowaniem i powiedział:
– Jak Edward z tobą wytrzymywał? – zapytał, gdy spojrzałam w jego kierunku.
– Normalnie. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, prostując ręce – Po prostu się kochamy i wytrzymujemy wszystko, co druga strona by nie wymyśliła. – powiedziałam, po czym napiłam się łyka tej wyjątkowo smacznej kawy.
– W sumie, z tego co opowiadałaś, to na początku waszego związku wytrzymywał, gdy chciałaś mu rozkurwić łeb siekierą, więc po nim NadWszystkiego mogę się spodziewać. – skomentował, kiedy założyłam ramię na ramię i, w miarę możliwości, oparłam się o oparcie krzesła, a za oknem przeleciał odrzutowy worek z ziemniakami, no ale w Opkolandii nikogo to nie obeszło.
– Zasłużył. – stwierdziłam jak gdyby nigdy nic – Mimo iż go kocham, to nigdy mu nie wybaczę tego, jak on i Alexander mnie traktowali na początku naszej znajomości. – wyjaśniłam poważniejszym głosem, na chwilę spuszczając wzrok, ale po chwili znowu unosząc go w stronę mego przyjaciela – Jakby traktował mnie jak normalnego człowieka, to nie chciałabym mu rozjebać łba. – zakończyłam, bardziej przesuwając się w przód i kładąc nogi na udach Gregory'ego, co ten dzielnie starał się ignorować.
– A właśnie, a propos okrutnego traktowania. – powiedział, biorąc kolejny potężny łyk kawy – Jak się czujesz tak w ogóle? – zapytał, odstawiając kubek – Bowiem tak, jasne, jesteś królową Mary Sue, ale to nie dodaje ci niezniszczalności. – zauważył ten fakt, opierając się łokciami o blat stołu, gdy przechyliłam nieco stopy w prawo.
– Tak...Średnio. – odpowiedziałam, bowiem w sumie nie wiedziałam do końca jak się czułam – Brzuch i nogi mnie najbardziej bolą, ale to da się przeżyć. – wyjaśniłam, po czym wzięłam głębszy oddech.
– Może chciałabyś, abym zapisał cię na jakieś prześwietlenie? – zaoferował się, splatając dłonie razem i opierając o nie głowę – W końcu po tym, co ci Tytani robią oraz co zdarza się podczas waszych misji możesz być wbrew pozorom nielicho poturbowana. – zauważył ten słuszny fakt, kiedy odwróciłam wzrok w prawą stronę, bowiem miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwował.
W sumie, to sensowna rada i z jednej strony może faktycznie powinnam się udać na jakieś prześwietlenie. W końcu po tym wszystkim, co spotykało mnie ostatnie dziesięć lat, mogłam mieć na przykład jakieś niedoleczone, poważniejsze rany. Z drugiej jednak strony uznawałam, że nie mogłam. Nigdy nie wiedziałam, kiedy wydarzyłaby się jakaś nowa misja. W końcu złoczyńcy mogli zaatakować tak właściwie w każdej chwili. No a znając podejście Tytanów do mnie, spuściliby mi po powrocie do wieży solidny wpierdol za to, że mnie nie było. Nawet jeżeli zdawaliby sobie sprawę, że przebywałam wtedy na prześwietleniu.
– Wiesz...Nie mogę. – powiedziałam, spuszczając wzrok – Nigdy nie wiadomo, kiedy znowu złoczyńcy nie zaatakują. – wyjaśniłam, na nowo unosząc wzrok – A wiesz, że przy podejściu Tytanów do mnie solidnie by mi najebali, gdybym nie była na którejś misji. – usprawiedliwiłam się, prostując nogi i stawiając je na podłodze oraz patrząc w stronę mego przyjaciela – Nawet, gdyby od samego Nadboga dowiedzieli się, że w tym czasie byłam na prześwietleniu. – zakończyłam, siadając w miarę prosto i spuszczając wzrok, po czym wzdychając.
– A, no faktycznie. – odparł ze słyszalnym smutkiem, słysząc moją wypowiedź – Szczerze mówiąc, to ci współczuję. – powiedział, gdy uniosłam wzrok w jego stronę – Co ty im zrobiłaś, że tak cię traktują? – spytał, prostując ręce i biorąc łyk kawy.
– Nic i właśnie w tym jest problem. – odpowiedziałam, unosząc wzrok w jego kierunku – Zawsze starałam się być wobec nich normalna, nigdy nic nie zrobiłam któremuś z nich i ogólnie zachowuję się wobec nich po prostu normalnie. – wymieniłam, przy czym też wzięłam łyk kawy i skrzyżowałam nogi, w czasie, kiedy za oknem przejechał śmietnik na bioodpady – A tymczasem oni ot tak, bez powodu, torturują mnie i grożą mi. – odpowiedziałam, przy czym westchnęłam ze smutkiem, a do moich oczu napłynęły łzy.
– Szkoda, że nie możesz tego zgłosić na policję. – rzekł, chwytając mnie za prawą dłoń – No i też żałuję, że nie mogę ci pomóc, bowiem jednak z tego co opowiadałaś na przykład taka Raven jest znacznie potężniejsza ode mnie i oboje moglibyśmy zginąć. – powiedział, gdy na chwilę zwróciłam wzrok w prawą stronę, gdyż miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwował, ale nie ujrzałam tam nikogo, poza jakąś nastolatką wybierającą, jaki napój chciałaby dzisiaj zamówić – Co ty tak patrzysz często w tę prawą stronę? – zapytał, kompletnie zmieniając temat, kiedy spojrzałam w jego stronę.
– Nie wiem czemu, ale od pewnego momentu, w którym rozmawialiśmy przez komunikator, czasami czuję, że ktoś mnie obserwuje. – wyjaśniłam, gdy wziął jeden z kubków i wypił łyk kawy, a ja w sumie zrobiłam to samo podczas tego wytłumaczenia – Jednak jak się odwracam, to nie widzę nikogo podejrzanego. – dodałam, odstawiając kubek na stół.
– Wątpię szczerze mówiąc, aby ktoś posiadający niewidzialność cię śledził, mimo iż w Opkolandii nie jest to niczym nierealnym. – stwierdził, również, prawdopodobnie odruchowo, zwracając wzrok w prawą stronę i najwidoczniej też nie widząc niczego ani nikogo podejrzanego, bowiem po prostu znowu spojrzał w moją stronę – Jasne, jesteś królową Mary Sue, więc pewnie wielu złoczyńców chciałoby przeciągnąć cię na swoją stronę, ale obstawiałbym tylko złoli, którzy są waszymi wrogami. – mówił, przy czym jak to on wziął kolejny łyk, tym razem dla odmiany drugiej, kawy, a ja na moment spuściłam wzrok w kierunku stołu i wyprostowałam nogi – A z waszych przeciwników to, z tego co mi opowiadałaś, nikt nie posiada niewidzialności. – zauważył ten NadFakt, odstawiając kubek na blat i przy okazji opuszczając rękę, którą trzymał mnie za dłoń – Więc nie zdziwię się, jeżeli zaczęło ci się po prostu wydawać z przewrażliwienia. – stwierdził w sumie najsensowniejszą hipotezę w mojej sytuacji, kiedy dało się usłyszeć, że za oknem jakieś drzewo z nudów się przewróciło – Dużo osób tak ma, w końcu się do tego przyzwyczaisz. – zakończył, gdy oparłam się o oparcie krzesła.
W sumie, może mówił prawdę. Wszakże w Opkolandii wielu ludzi czuło się obserwowanych, ale nie wiązało się to z niczym niebezpiecznym. No a skoro oni normalnie z tym wrażeniem żyli, to tym bardziej ja, królowa Mary Sue, dałabym radę. Dodatkowo za dnia posiadałam więcej problemów niż jakieś głupie uczucie pozostawania obserwowanym, więc to powinno mi w tym pomóc. Swoją drogą, naprawdę się cieszyłam, że miałam w tym mieście przynajmniej jednego przyjaciela i to najlepszego. Jasne, mogłam się zawsze spotykać z mym mężem, wszakże on potrafił się teleportować, więc w sekundę mógłby się tu pojawić. No ale ze względu na fakt, że szefował międzynarodową, w chuj wielką, korporacją to nie zawsze miał czas. No i ja to oczywiście rozumiałam, bowiem należało zarabiać na życie. Dlatego cieszyłam się, że znalazłam tu sobie przyjaciela, bowiem szczególnie w mojej sytuacji miałam się dzięki temu komu wygadać. Jasne, zawsze mogłam iść do psychologa, ale to nie to samo. Zawsze lepiej jest móc wygadać się przyjacielowi bądź przyjaciółce, co nie?
Powracając jednak do teraźniejszości, porozmawialiśmy ze sobą o wszystkim i o niczym tak około dwie godziny. Stanowiło to standardową ilość czasu, przez który się ze sobą spotykaliśmy. Przez ten czas na szczęście żaden złoczyńca nie postanowił zacząć działać, prawdopodobnie to zasługa rzeczywistości Opkolandyjskiej, więc naszej rozmowy nie przerwał dźwięk dzwoniącego komunikatora. Przyjemnie mnie się z nim rozmawiało, w sumie gdybym nie lubiła z nim spędzać czasu, to bym się po prostu z nim nie zadawała. No ale Gregory to na serio fajny człowiek, o czym jeszcze nie raz podczas mej opowieści się przekonacie. Po tym czasie, po prostu wstaliśmy i wyszliśmy z kawiarni, oczywiście kulturalnie mówiąc „Do widzenia" baristom. Na zewnątrz natomiast pożegnaliśmy się i rozeszliśmy w swoje strony. Mój przyjaciel poszedł prosto, w kierunku przejścia dla pieszych, a ja otoczyłam się psychokinetyczną barierą i odleciałam w stronę wieży Tytanów.
W czasie lotu, zastanawiałam się co by mnie spotkało w wieży Tytanów. Jak mówiłam, to nie tak, że nie mogłam wychodzić, na szczęście pozwalali mi opuszczać nasz dom. Oczywiście wiadomo, jeżeli przynajmniej jeden z Tytanów też znajdował się w wieży, ale to logiczne, bowiem któryś zawsze musiał stać na straży. W teorii, bowiem jak mieli w planach wyjść, to zawsze starali się robić mi na złość i mnie uziemić. Typowe zachowanie jakże dobrych superbohaterów, co nie? No ale dzisiaj wszyscy Tytani w wieży przebywali, więc bezproblemowo mogłam sobie wyjść spotkać się z mym przyjacielem. Jednak podejrzewałam, że bez kolejnego opierdolu by się nie obeszło i w najlepszym wypadku dostałabym tylko z kopa w twarz lub w jakąś inną dowolnie wybraną przez mych oprawców część ciała. Jak ja kurde żałowałam, że nie posiadałam Anti-Energy Manipulation*************. Dzięki temu mogłabym owej mocy zawsze użyć, gdyby chcieli się nade mną znęcać i oni mogliby mnie tłuc ile wlezie, a ja nic bym nie czuła. Dobrze, że wśród Tytanów nikt nie posiadał Nullify**************, to gdybym posiadała Anti-Energy Manipulation, to nikt by mi owej zdolności nie mógł zablokować. No ale tejże mocy nie posiadałam, więc musiałam po prostu przeżyć to wszystko z nadzieją, że w końcu Tytani nie wiem, wpadliby pod koła międzygalaktycznego pociągu i miałabym od nich spokój. Wiem, że nie powinnam życzyć nikomu śmierci, ale przekonaliście się i przekonacie, że oni na to zasługiwali. Nie mogłam doprowadzić ich na dożywocie do więzienia. Nawet jeżeli jakimś cudem zostaliby skazani, to nawet bez mocy pewnie by sobie poradzili z ucieczką. Oczywiście pomijając fakt, że policjanci nie uwierzyliby, że grupa superbohaterów broniąca Jump City mogłaby dopuszczać się takich okrutnych czynów. Umieli się ustawić, skurwysyni, to należało mym towarzyszom z drużyny przyznać.
Dłużej nie zdążyłam się zastanowić, bowiem ujrzałam wyłaniającą się na horyzoncie wieżę Tytanów. W sumie ciekawe, kto ją ufundował. Obstawiałam Batmana, w końcu to Robin znajdował się na czele tej drużyny. No a taki Batman to mógłby nawet ufundować budowę nowego kraju, więc taka wieża stanowiłaby dla niego problem? Nie żartujcie sobie. Mimo wszystko, ta wieża ładnie wyglądała, prawdopodobnie przez duuużą ilość szyb. Owe co prawda uznawałam w takiej ilości za niepotrzebne. Wszakże posiadaliśmy komputer, który informował nas o każdorazowym zagrożeniu. Jasne, te szyby ładnie wyglądały, no i Tytani mogli mnie zmuszać pod groźbą śmierci, abym przy użyciu mej psychokinezy je myła, ale praktyczności to ja tu nie widziałam. Jedyne co, to widoczki ładne dało się z głównego pomieszczenia dostrzec. No ale nad tym też długo się nie zastanowiłam, bowiem bardzo szybko wleciałam do środka, do salonu i wylądowałam, przy okazji przestając używać mej psychokinezy. Nie zdążyłam nawet nic sensownego zrobić czy nad czymś się zastanowić, bowiem bardzo szybko usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi do tegoż pomieszczenia. No a słysząc to, z przerażeniem odwróciłam się w odpowiednim kierunku.
Po zrobieniu tego, zauważyłam, że do pomieszczenia wszedł Bestia. Nie wyglądał na zdenerwowanego czy coś w tym stylu, w sumie on jedyny z naszej drużyny chyba najrzadziej się denerwował. Jednak, gdy zwrócił wzrok w moją stronę, od razu na dzień dobry spytał:
– Dlaczego nie zrobiłaś prania? – zapytał, wskazując w moim kierunku i pochodząc bliżej – Przecież wiesz, że to twój obowiązek. – dodał, kiedy przewróciłam oczami słysząc to.
– Przecież powinieneś bezproblemowo zauważyć, że kosz na brudne ubrania świeci pustkami. – stwierdziłam zgodnie z prawdą, opierając ręce o biodra i, dzięki mej psychokinezie, nieco unosząc się nad podłogą – A jeżeli obecnie jest tam jakieś pranie, to najwidoczniej ktoś wrzucił tam coś na długo po tym, jak zrobiłam pranie. – dodałam, gdy za oknem dało się słyszeć mocniejszy wiatr oraz fakt, że Nyan Cat przeleciał od dołu w górę, no ale w Opkolandii to standard, więc nikt się tym nie zainteresował.
– Nie kłam, bowiem nikt ci nie wierzy. – rzekł, podchodząc jeszcze bliżej i również opierając ręce o biodra, bowiem widać to jeden z popularniejszych gestów w Opkolandii – Jest tam ubranie moje, Terry i Tristitii i do teraz nie jest uprane, a wrzuciliśmy je godzinę temu. – dodał, kiedy wyprostowałam ręce oraz dało się usłyszeć z korytarza kroki któregoś z Tytanów, ale niezmierzające w stronę głównego pomieszczenia.
– Przypominam, że pranie mam zgodnie z tym, co mi kazaliście, robić raz na tydzień, a kiedy wrzucałeś swoje ubranie powinieneś zauważyć, że albo nie było w środku niczego, albo było podejrzanie mało ubrań. – próbowałam się bronić, zakładając ramię na ramię, stając na podłodze i nieco zginając prawą nogę, przy okazji błądząc wzrokiem po pomieszczeniu, aby nie nawiązać kontaktu wzrokowego z Bestią – Na dodatek, skoro ci to tak przeszkadza, to może zacznij sam sobie prać rzeczy, a nie mnie wykorzystujesz tak jak twoi koledzy? – zaproponowałam propozycję, która wiedziałam, że w tej drużynie na nic by się nie zdała, ale starałam się brzmieć odważniej.
– Nie pyskuj, szmato. – rzekł, stosując standardowe określenie wobec mnie, którym zwracano się do mnie chyba codziennie – Twoim obowiązkiem jest robienie prania, a tymczasem się z niego nie wywiązujesz. – powiedział to wierutne kłamstwo, bowiem powinien się zorientować, że zrobiłam to jebane pranie i pooddawałam innym ich ubrania, gdy owe wyschły.
– Jesteś cholernie uparty. – stwierdziłam oczywisty fakt, prostując nogę – Przecież wiesz, że grzecznie wykonuję wszystkie obowiązki domowe, które mi kazaliście robić. – przypomniałam, zakładając ramię na ramię, bowiem popularne gesty w Opkolandii należało kultywować.
– Ale prania nie zrobiłaś. – upierał się, prostując ręce, w czasie, gdy ja ponownie przewróciłam oczami.
– Ile mam ci powtarzać, że zrobiłam pranie? – zadałam to retoryczne pytanie już nieco podirytowanym głosem, bowiem denerwowało mnie, że obwiniał mnie o coś, co w rzeczywistości wykonałam – Wczoraj jeszcze kosz na brudne ubrania był przepełniony, a dzisiaj przed akcją zdążyłam go całkowicie opróżnić. – wyjaśniłam, na chwilę odwracając wzrok w lewo, gdyż znowu miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwował, ale jako iż nikogo tam nie zauważyłam, to ponownie spojrzałam w kierunku mego rozmówcy – Kolejne pranie powinnam wykonać za tydzień we wtorek. – przypomniałam, prostując ręce.
– Skończ wreszcie kłamać i weź się za swoje obowiązki. – powiedział, po czym z całej siły zdzielił mnie z plaskacza w twarz i jak gdyby nigdy nic wyszedł z pomieszczenia.
Nie wiedziałam, czym sobie akurat teraz na to zasłużyłam, przecież do jasnej cholery zrobiłam to nieszczęsne pranie. Jasne, wiem, że wy tego nie widzieliście, ale umówmy się, kogo obchodziło obserwowanie tego, jak ktoś wstawia ubrania do pralki i myje ręcznie to, czego do pralki nie należało wrzucać? Nie miałam zielonego pojęcia, hehe, co chciał tym Bestia osiągnąć. Jasne, przekonaliście się, że Tytani z błahego powodu potrafili się nade mną znęcać, ale tak bez powodu? Jasne, przed tym dzisiejszym wydarzeniem czasami się to zdarzało, ale to nie zmieniało faktu, że nie rozumiałam takiego podejścia. Chciałam uciec, ale jednocześnie nie chciałam, aby mnie za to zabili, co by nastąpiło. W końcu Tytani mieli nieograniczone wręcz możliwości namierzenia kogoś, a fakt, że posiadaliśmy w drużynie Robina i Cyborga, którzy na komputerach znali się jak mało kto, tylko w tym pomagało. Właśnie dlatego wiedziałam, że ich groźby na sto procent by zrealizowali. Jak wspominałam wcześniej, dobrze, że chociaż Gwiazdka już od długiego czasu się nade mną znęcała. Uwierzcie, bicie przez osobę z supersiłą nie należało do przyjemnych rzeczy, możecie to sobie łatwo wyobrazić.
Obecnie jednak, po tym spoliczkowaniu, ze łzami w oczach ruszyłam do swego pokoju, bowiem co więcej miałam robić w tymże salonie. Znaczy tak, teoretycznie mogłabym sobie w coś zagrać na komputerze, ale posiadałam dziewięćdziesięciodziewięcioprocentową pewność, że któryś z Tytanów by akurat w tym momencie pilnie potrzebował skorzystać z komputera. Praktycznie zawsze tak się działo, gdy z owego musiałam lub chciałam skorzystać. Właśnie dlatego po prostu ruszyłam do mego pokoju. Chciałam zadzwonić do Edwarda, ale nie mogłam mu się pokazać w takim stanie. Wspominałam już wcześniej, dlaczego nie chciałam powiedzieć mu, jak traktowali mnie Tytani. Żałowałam w sumie, że nie posiadałam jeszcze chociaż jednej nadprzyrodzonej zdolności i to takiej, dzięki której mogliby się mnie bać. Nie wiem, na przykład Destruction*************** już spełniłoby taką rolę, bowiem nikt normalny nie chciałby igrać z osobą posiadającą ową moc. No ale nawet w Opkolandii tą konkretną zdolność posiadało niewiele osób i nie dziwo ze względu na to, jak owa działała.
Nie zdążyłam się specjalnie długo zastanowić, bowiem bardzo szybko doszłam do mego pokoju i otworzyłam drzwi do niego. Wypada, abym wam go opisała, bowiem jeszcze niejednokrotnie w nim zawitam, jeżeli nie w tej wersji tego pokoju, to w podobnej. Owy pokój posiadał wymiary sto dwadzieścia jeden, na sto dziewięćdziesiąt cztery na sto osiemdziesiąt dwa centymetry. Tak, nie przesłyszeliście się, posiadałam pokój wielkości przeciętnej budki ogrodowej, wiem, bowiem sprawdziłam to w Internecie. Z owego też wiem, jakie wymiary mój pokój posiadał, to nie tak, że to policzyłam czy coś w tym stylu. Posiadał żółte ściany, oczywiście nie żarówiaste, z jedną ciemnożółtą. Znaczy ściana naprzeciwko mnie to jedna, wielka szyba, zza której dostawało się popołudniowe słońce. Dzięki temu przynajmniej mogłam sobie pooglądać, co działo się na zewnątrz. Znaczy widoków zbyt ciekawych nie miałam, jedynie woda i bloki w oddali oraz niebo, no ale to zawsze coś. Na ścianie koło drzwi widniał panel z różnymi przyciskami. Jeden z nich otwierał drzwi, ale to akurat standard, każdy pokój w wieży Tytanów otwierał się albo na fotokomórkę, albo po naciśnięciu odpowiedniego przycisku. Drugi z kolei chował biurko, które obecnie stało pod lewą ścianą i wysuwało jednoosobowe łóżko. W drugą stronę to też działało oczywiście. Po prostu pokój należał do tak małych, że gdyby dać tutaj jednocześnie i biurko, i łóżko, to w ogóle nie mogłabym się po owym pomieszczeniu poruszać.
Tyle. Na serio, dosłownie mój pokój zawierał tylko tyle rzeczy, więc możecie sobie wyobrazić, że nie siedziałam w nim jakoś specjalnie długo w wolne chwile. Wolałam przebywać szczerze mówiąc w głównym pomieszczeniu, chociaż wiadomo, że najczęściej okupowali go Cyborg i Bestia, i wspólnie grali w jakieś wyścigówki na głównym komputerze. Znaczy ostatnie dwa miesiące mieli jakąś fazę na gry wyścigowe, wcześniej to sobie grali w różne gry. Ja jak miałam okazję to też grałam na komputerze, oczywiście wiadomo, że sama, bowiem który z Tytanów chciałby ze mną grać na komputerze. Skoro mnie nienawidzili, to chyba logiczne. Ja tam z kolei najbardziej lubiłam FPS-y, wyścigówki zawsze mnie wkurzały i to niemiłosiernie. Jak w nie raz na jakiś czas grałam, to jedyne na czym mi zależało, to na wygrywaniu coraz to kolejnych wyścigów. A, że nigdy nie należałam do osób dobrych w ten gatunek gier, to bardzo szybko je rzucałam w cholerę. Po co miałam się użerać z czymś, w co wygrana zajmowała mi naprawdę dużo czasu i nie sprawiała przyjemności? No ale generalnie najbardziej i tak lubiłam słuchać muzyki oraz rysować krajobrazy. Ludzi też umiałam, jak coś, ale nie przepadałam za rysowaniem postaci. Ostatnio nie robiłam tego za często, bowiem po prostu albo wychodziłam się spotkać z Gregorym, albo musiałam brać udział w jakichś akcjach polegających na powstrzymaniu jak do tej pory jedynie zwykłych henchmanów, pokroju właśnie Jinx, Gizmo i Mamuta lub korzystałam sobie z Internetu przeglądając coraz to nowsze wiadomości na temat kolejnych zniknięć ludzi w Moonlight Acres czy w okolicach.
W sumie te wiadomości mnie ostatnio ciekawiły, bowiem tak naprawdę nikt nie wiedział, dlaczego ludzie tam znikali jak lody Ekipy z randomowego sklepu. W sumie nawet nie miałam żadnej hipotezy, bowiem to wydawało się dziwne, że akurat tam i tylko tam ludzie znikali prawie codziennie. W sumie jak trafił się dzień, kiedy nikt z osób robiących sobie wypad na wakacje w tamte rejony nie zaginął, to dało się święto zrobić. Raz nawet trafiłam na stronę o dumnej nazwie Moonlight Acres Death Count, na której jedyne co się znajdowało, to zdjęcie Moonlight Acres i pośrodku licznik, który codziennie naliczał ile osób już tam zaginęło. Jasne, teoretycznie nie wiedziano, czy ci zaginieni umierali, ale umówmy się, nigdy nie zostali odnalezieni. No i też ze wszystkich wiadomości dało się dowiedzieć, że od strony lasu, który otaczał Moonlight Acres, dochodziły krzyki ludzkie. Zastanawiałam się, czy nie powinniśmy spróbować coś z tym zrobić. Policja podobno dawno olała tamto miejsce, bowiem tracili zbyt dużo ludzi i wozów, więc uznali, że nie ma sensu się tam pakować. W sumie nawet, z tego co wiedziałam z opowieści przeczytanych w Internecie, w przewodnikach turystycznych znajdowały się ostrzeżenia, aby omijać tamto miejsce. No ale skoro licznik Moonlight Acres Death Count codziennie naliczał nowe cyferki oraz wyskakiwały co rusz kolejne wiadomości, to oznaczało, że ludzie mieli w to wyjebongo oraz mimo wszystko tam jeździli, co ja uznawałam za pojebane. Ja bym tam nigdy nie pojechała. Co prawda piastowałam rolę królowej Mary Sue, więc pewnie i tak bym tam nie umarła, jak przystało na Mary Sue, ale obawa jednak pozostała. W sumie próbowałam kilkukrotnie przekonać Tytanów, że może powinniśmy sprawdzić tamto miejsce w poszukiwaniu kogoś lub czegoś, kto bądź co mordował/o turystów, bowiem my mieliśmy największe szanse na przeżycie. Wszakże posiadaliśmy nadprzyrodzone zdolności, poza Robinem i Cyborgiem, ale akurat tego pierwszego to bym chętnie na pożarcie zostawiła, a także dwie OP jak cholera osoby, czyli Raven i Gwiazdkę. No ale Tytani zawsze mówili, że nie, po cholerę, kogo obchodzą jacyś debile, którzy sami pakują się na pewną śmierć. Wspaniali z nich superbohaterowie, co nie? Normalnie powinszować, aż dziwiło mnie, że chciało im się udawać tych dobrych. W końcu po takich opiniach czy nawet czymś tak prostym jak zachowanie wobec mnie przeczyli opinii, że są superbohaterami.
– JEBS! JEBS! – me rozmyślania przerwał dźwięk pukania do drzwi.
Dopiero teraz się zorientowałam, że już od jakiegoś czasu siedziałam na łóżku. Kurde, pierwszy raz aż tak bardzo się zamyśliłam, że nie zorientowałam się, kiedy wysunęłam przyciskiem łóżko i na nim usiadłam. No ale w sumie nie dziwne, jeżeli przebywałam sama i akurat nie robiłam nic konkretnego, to lubiłam sobie porozmyślać o wszystkim i o niczym. Jednak, jako iż usłyszałam pukanie, od razu wstałam i podeszłam do drzwi. W końcu gdybym zignorowała pukanie któregoś z Tytanów, to z całą pewnością w najlżejszym przypadku dostałabym z plaskacza w twarz. No i wcześniej musiałabym słuchać miliona wyzwisk skierowanych w moją stronę.
Przechodząc jednak do teraźniejszości, kiedy otworzyłam drzwi, ujrzałam, że przyszła do mnie Gwiazdka. No kurde, może chciała mnie zatłuc tak, że nie odróżniałabym nóg od rąk? Ze względu na jej supersiłę mogłaby do tego doprowadzić, więc to akurat nie takie nierealistyczne, szczególnie w Opkolandii. Jasne, jak do tej pory już od jakiegoś czasu nie biła mnie w towarzystwie Tytanów, ale może po prostu czekała na odpowiednią chwilę, aby mnie na przykład na śmierć zatłuc. Wśród członków tej drużyny NadWszystkiego mogłam się spodziewać. Właśnie dlatego, widząc ją, od razu chciałam zamknąć jak najszybciej drzwi. Nie posiadała ani noclippingu, ani teleportacji, więc przez zamknięte drzwi nie dostałaby się do mego pokoju. Jednak, nie udało mnie się to, bowiem Kori przytrzymała drzwi ręką.
– Nie martw się, nie chcę cię bić tak jak pozostali Tytani. – zapewniła, gdy założyłam ramię na ramię, nie wiedząc czy mogłam jej ufać.
– Nie mam powodu, aby ci wierzyć. – skomentowałam, psychokinezą odgarniając włosy, które prawdopodobnie dla klimatu opadły mi na twarz – Też kiedyś się nade mną znęcałaś, więc nie mam podstaw, aby wierzyć, że się zmieniłaś. – stwierdziłam zgodnie z prawdą, na chwilę odwracając się za siebie, bowiem znowu miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwował, ale okazało się to złudne.
– Przecież już od dawna się nad tobą nie znęcam. – przypomniała, nieco unosząc się nad podłogą, a ja skrzyżowałam nogi – Więc to powinno ci dać do zrozumienia, że zmieniam swoje nastawienie wobec ciebie. – dodała, ale ja wciąż jej nie wierzyłam oraz przy okazji na chwile spuściłam wzrok, a po paru sekundach znowu uniosłam go w jej kierunku.
– Co nie zmienia faktu, że jednak przez wiele lat zachowywałaś się wobec mnie tak, jak twoi przyjaciele. – odparłam, z lekko słyszalną nienawiścią w głosie, nieco zginając prawą nogę, gdy na zewnątrz dało się usłyszeć mocniejszy wiatr – Zachowujesz się inaczej mniej niż chociażby pół roku. – powiedziałam kolejny fakt, kiedy Tamaranka stanęła na podłodze – Skąd mam mieć stuprocentową pewność, że nie próbujesz zdobyć mego zaufania, aby na przykład potem mnie zatłuc na śmierć? – zapytałam, kiedy rzeczywistość puściła cicho w tle najbardziej niepasującą do sytuacji nutę, czyli „Squat Party" Gopnika McBlyat i Uamee.
– Dlaczego miałabym chcieć to zrobić? – zapytała nieco zdziwionym głosem, nieco zginając ręce w boczne boki – Gdybym chciała cię zabić, zrobiłabym to od razu. – stwierdziła, ale nadal mnie nie przekonywała, bowiem czemu miałam ufać jednej z mych dawnych oprawczyń – Poza tym, nam nie zależy na zabiciu cię. – zakończyła najśmieszniejszym zdaniem na dzisiaj, jakie przeczytacie.
Po tej wypowiedzi, spuściłam wzrok i pobłażliwie uśmiechnęłam się. Ona naprawdę myślała, że trafiła na taką idiotkę? Przecież Tytani tłukli mnie niemiłosiernie, co któregoś dnia mogło się, nawet przypadkowo, zakończyć moją śmiercią. Jeżeli faktycznie by im nie zależało na mojej śmierci, to by się nade mną nie znęcali i to jeszcze dodatkowo w sposób, który mógł do tego doprowadzić. Znaczy rozumiałam, że mogli nie chcieć mnie zabić, bowiem zależało im na znęcaniu się nade mną, a nie na mej śmierci. No ale żaden z Tytanów nie potrafił manipulować prawdopodobieństwem, więc nie mogli posiadać stuprocentowej pewności, że bym nie kipnęła któregoś dnia takiego tłuczenia mnie.
– Naprawdę myślisz, że jestem taką idiotką? – zapytałam, unosząc wzrok w jej stronę, nadal pobłażliwie uśmiechając się – Żaden z was nie potrafi manipulować prawdopodobieństwem – mówiłam, przestając się uśmiechać i patrząc się w jej stronę nieco z nienawiścią – więc nie możesz mieć pewności, że któregoś dnia na przykład przypadkowo nie zatłuką mnie na śmierć. – dodałam, zakładając ramię na ramię i dzięki mej psychokinezie nieco unosząc się nad podłogę.
– Jednak przez dziesięć lat nikt z nas cię nie zabił. – zauważyła ten NadFakt, nadal pokazując, jaka z niej naiwna NadIdiotka – A poza tym, jakbym chciała, to dalej bym cię razem z nimi biła. – dodała, ale nadal mnie to nie przekonywało, bowiem Gwiazdka po prostu po tylu latach znęcania się nade mną nie zasługiwała na zaufanie.
– Nie zasługujesz na to, aby ci ufać. – zauważyłam, stając na podłodze – Przez dziesięć lat mnie maltretowałaś razem ze swymi przyjaciółmi, jedno pół roku wiosny nie czyni. – dodałam, prostując ręce, po czym zatrzasnęłam tej suce drzwi przed twarzą i udałam się na łóżko.
Zastanawiałam się, czy ona faktycznie urodziła się jako taka naiwna NadIdiotka, czy po prostu udawała to dla swoich korzyści. Na serio myślała, że po pół roku ot tak magicznie bym jej wybaczyła? To nie opko typowej aŁtoreczki, w którym główna bohaterka wybacza swemu oprawcy w jednym zdaniu ot tak o. Jasne, mogła się zmieniać, nie należało to do rzeczy niemożliwych, ale po prostu po tak krótkim czasie jak sześć miesięcy jeszcze nie zasługiwała na zaufanie. Na dodatek nie robiła nic, aby owe zaufanie we mnie wzbudzić. Ona miała o niebo lepsze kontakty z resztą zespołu niż ja. Jeżeli faktycznie zmieniała swoje nastawienie wobec mnie, to powinna na przykład spróbować z nimi porozmawiać. Gdyby nie fakt, że to w ciul niemoralne, wrzuciłabym wszystkich Tytanów do lasu w Moonlight Acres. Chociaż kurde, gorzej z Tristitią. Ona należała do wręcz NadNadNadIdiotów i to dodatkowo NadPłytkich, nic by nawet nie chciało takiego ścierwa ludzkiego zjeść. Ba, pewnie nawet kanibale by jej nie zjedli. NadNikt jej nie lubił, w sumie z tego co wiedziałam, to w tej drużynie trzymano ją tylko ze względu na jej NadOP-ność. W końcu nigdy za dużo OP postaci w drużynie superbohaterskiej, co nie? Gdyby nie to, to pewnie byśmy ją sprzedali do cyrku, aby się na coś przydała. No ale zastanawiałam się też, co ja zrobiłam w życiu, że zasłużyłam na taki los. Jasne, kiedyś, wieeele lat temu, znęcałam się nad Edwardem, ale to dlatego, bowiem zasłużył. Kiedyś on maltretował mnie, więc miałam prawo się na nim mścić. Zabiłam też wszystkich moich oprawców z przeszłości, no ale jeżeli by się nade mną nie znęcali, to nie miałabym powodu, aby ich mordować. Tak poza tym, nie zrobiłam nic złego, aby oni teraz, zupełnie bez powodu podkreślam, mnie maltretowali. Naprawdę chciałam odejść, ale bym nie zdążyła, bowiem grozili mi natychmiastowym zabójstwem, gdybym odeszła. No a Tytani potrafili zlokalizować dowolną osobę na Ziemi dzięki umiejętnościom Robina i Cyborga, więc by mnie odnaleźli, nawet jeżeli bym komunikator zniszczyła. A sądziłam, że faktycznie by swoją groźbę zrealizowali, gdyż przekonaliście się, że ta drużyna superbohaterska to tak naprawdę drużyna młodocianych złoczyńców, którzy jedynie walczyli ze złem po to, aby udawać takich praworządnych dobrych przed światem zewnętrznym.
Ech...Uznałam, że dzisiaj już przestanę o tym myśleć i po prostu przyszykuję się do snu oraz pójdę spać jak normalny człowiek. Dlatego też po prostu wzięłam spod poduszki piżamę i ruszyłam w kierunku łazienki. Na szczęście w czasie drogi do owej nie zastałam żadnego z Tytanów. To o tyle dobrze, że chciałam dzisiaj uniknąć poniżania, bicia lub tego i tego. Wystarczyła mi dzisiejsza dawka maltretowania fizycznego i psychicznego, chciałabym odpocząć. Sądziłam, że następnego dnia znowu by się do mnie przyczepili z byle powodu lub ot tak o. W końcu jeżeli przez te dziesięć lat trafił się dzień, w którym Tytani się nade mną nie znęcali, to mogłam wyjąć szampana i robić imprezę, tak praktycznie w ogóle się to nie działo. Pozostało mi wierzyć, że kiedyś wynajdę sposób na ucieczkę od Tytanów bez obawy, że by mnie zamordowali. W końcu, a szczególnie w Opkolandii, nie istniały rzeczy niemożliwe. Najprostsze rozwiązanie to jakoś dodanie sobie Tracking Evasion****************, dzięki czemu za Chiny Ludowe by mnie nie odnaleźli albo Crash!*****************, żeby nie mieli nawet żadnej możliwości na próbę zlokalizowania mnie. Tylko jak? Przecież nie posiadałam dostępu do konsoli rzeczywistości, bowiem nie należałam do osób godnych. Chociaż w sumie, zawsze dało się do owej konsoli włamać. Mój biologiczny ojciec, a przynajmniej z tego, co mi jeden z mych wujków opowiadał, niejednokrotnie to osiągnął. Może odziedziczyłam po nim zajebistość, a w sumie raczej na pewno, skoro piastowałam rolę królowej Mary Sue, więc powinnam mieć możliwość włamania się tam. Tylko...nie znałam kodu, który mógłby dodać mi jedną z tych mocy. Nosz kurde, czyli nie dość, że musiałam dowiedzieć się, jak włamać się do owej konsoli, to jeszcze musiałam poznać kod na jedną z tych zdolności nadprzyrodzonych. Czy kiedykolwiek coś mi w życiu pójdzie łatwo?
Przechodząc jednak do teraźniejszości, w łazience nie robiłam nic wartego opisywania i to dokładniejszego. Umyłam się jedynie, przebrałam w piżamę i wykonałam wieczorną toaletę, tyle. Po zrobieniu tego, wzięłam swój kombinezon, który na co dzień nosiłam i ruszyłam w kierunku mego pokoju z nadzieją na spokojne dojście do mej klitki, która spełniała rolę mego pokoju. Niestety, nie doszłam tam spokojnie, bowiem gdy znalazłam się w połowie drogi, usłyszałam za sobą Terrę, która mówiła ze słyszalną wyższością w głosie:
– O. – rzekła, kiedy przystanęłam – Debilka w pełnej okazałości. – obraziła mnie, gdy się odwróciłam.
– Dlaczego mnie obrażasz? – zapytałam słyszalnie niezadowolonym głosem, nieco zginając ręce w bok – Przecież nic złego ci nie zrobiłam. – zauważyłam słuszny fakt, opuszczając prawą rękę, przez którą nie przewiesiłam sobie kombinezonu.
– Bowiem jesteś nie dość, że debilką, to jeszcze najsłabszą w drużynie. – powiedziała, opierając dłonie o biodra, co akurat ona miała w zwyczaju – Przez ciebie ciągle mamy problemy, chociażby podczas akcji. – skłamała, patrząc w moim kierunku z nienawiścią w oczach.
Co ona, chlała na noc, że takie głupoty wygadywała? Przecież na przykład dzisiaj, o czym się przekonaliście, to tak naprawdę ja uratowałam sytuację. W końcu to nie oni ogłuszyli Jinx, Gizmo i Mamuta, tylko ja. Dzięki temu uratowałam sytuację, bowiem Tytani ewidentnie sobie z tą trójcą nie radzili. Można powiedzieć, że to oni należeli do tych słabych, bowiem ze zwykłymi henchmenami sobie nie radzili. Znaczy z Jinx to jeszcze bym w miarę zrozumiała, bowiem ona jednak walczyć umiała oraz posiadała dość potężne moce. Jednak pozostała dwójka, mimo pozornej potęgi, nie należała do ciężkich do pokonania celów.
– Najebałaś się na noc, że takie głupoty wygadujesz? – zapytałam, psychokinezą chwytając mój kombinezon i zakładając ramię na ramię – Przecież chociażby dzisiaj to ja tak naprawdę uratowałam sytuację. – zauważyłam, zaczynając nieco unosić się nad podłogą dzięki mej psychokinezie.
Szczerze to nie lubiłam się chwalić, no ale obecnie w sumie musiałam. Wszakże gdyby nie ja, to prawdopodobnie byśmy się użerali z Jinx, Gizmo i Mamutem znacznie dłużej. Jak ja nienawidziłam, gdy odbierało mnie się to, co wnosiłam do działania tej drużyny w kwestii pokonywania naszych przeciwników. Ja rozumiałam, że oni zupełnie bez powodu mnie nienawidzili, ale nie powinni odbierać mi mych zasług. No ale w sumie Terra to również debilka, oczywiście mniejsza niż Tristitia, ale nadal. A weź tu z debilami próbuj dyskutować, to chyba wręcz NadNiemożliwe.
– Ale ostatnim razem zawiodłaś, suko. – powiedziała jakże kulturalnie, podchodząc nieco bliżej.
– Ostatnim razem wszyscy zawiedliśmy. – przypomniałam, nieco cofając się – Przypominam, że walczyliśmy z Brother Blood, a on jest ciężki do pokonania ze względu na jego moce. – przypomniałam, zginając lewą rękę w bok, jakbym na naszego przeciwnika chciała wskazać i przy okazji opuszczając prawą – Przy nim dopiero wszyscy razem mogliśmy coś zdziałać. – dodałam, opuszczając lewą rękę.
– Ale jednak ty poradziłaś sobie najgorzej. – nie dawała za wygraną, ewidentnie nie mając lepszych argumentów.
Nie, umówmy się, obiektywnie mówiąc to Tri poradziła sobie najgorzej, co potem razem z Gregorym poszłam opić. Na serio, nie wiecie nawet jak się cieszyłam, podejrzewam, że pozostali Tytani też. W końcu Claire nikt nie lubił, pewnie dlatego Slade ją wyjebał ze swojej bazy, gdy jeszcze piastowała rolę jego uczennicy. Rozumiałam go, też bym ją wyjebała na jego miejscu, wolałabym zostać zjedzona przez Woodcrawlera niż mieć ją jako uczennicę.
– Przecież to Tristitia wtedy poradziła sobie najgorzej. – zauważyłam, gdy Terra The Zjeb opuściła ręce – Wiem, że wy też jej nie lubicie, więc na stówę byś o tym nie zapomniała tak łatwo. – dodałam, kiedy dostrzegłam, że nad głową Terry pojawił się znaczek buforowania.
Oho, to ewidentnie oznaczało, że miałam sensowne argumenty i od tego, w tym wypadku, mózg Terry musiał się załadować. Tak to się objawiało w Opkolandii, tutaj to jak najbardziej normalne. No ale mówiłam prawdę, ja przy walce z Brother Blood poradziłam sobie normalnie. Na sto procent nie dało się powiedzieć, że najgorzej, ale jednocześnie nie twierdziłam, że poradziłam sobie najlepiej. Co by nie mówić, najlepiej to poradziła sobie Raven, no ale czego oczekiwać po najbardziej OP osobie w całej drużynie. W sumie to ciekawiło mnie, dlaczego akurat ona posiadała największą OP-ność w całej drużynie. Jasne, urodziła się jako w połowie człowiek, a w połowie demon, ale wątpiłam, aby to na to wpływało. W końcu w Opkolandii istniała cała masa hybryd ludzi i demonów, a nie wszyscy takowi urodzili się tak OP jak Raven czy nawet Tri, która również posiadała shybrydyzowane geny.
– Ale i tak na stówę ty poradziłaś sobie najgorzej. – odezwała się Terra, której mózg najwidoczniej już się załadował, przerywając me epickie przemyślenia – Jesteś największą zakałą tej drużyny. – obraziła mnie, krzyżując nogi – Masz tak słabą moc, że to aż szok. – dodała, kiedy rzeczywistość puściła cicho w tle najbardziej niepasującą nutę, czyli „Oktoberfest" DJ-a Blyatmana i Russian Village Boys.
No ewidentnie najebała się na noc. Tak, posiadałam jedynie psychokinezę, ale na NadOP poziomie, wszakże potrafiłam za jej pomocą latać, przenosić budynki, inne mega ciężkie przedmioty i tak dalej. Mogłam nawet kogoś ową psychokinezą pochwycić i rzucić. Jasne, to moja jedyna nadprzyrodzona zdolność jaką posiadałam, ale nadal, zawsze mogłabym za jej pomocą jedynie przysunąć do siebie dany przedmiot i to też tylko o określonej wadze. Dodatkowo posiadałam jako broń AR2, jedną z OP broni jakie kiedykolwiek powstały. No i też piastowałam rolę królowej Mary Sue, więc nie mogłam pozostawać najsłabszą.
– No ewidentnie się najebałaś. – rzekłam, chwytając mój kombinezon – Przecież posiadam psychokinezę na NadOP poziomie, plus jako broń posiadam AR2. – wymieniłam, opierając prawą rękę o biodro oraz psychokinezą odgarniając włosy, które opadły mi na twarz – Tak naprawdę to Robin jest najsłabszy, bowiem jedynie posiada gadżety oraz walczyć umie. – powiedziałam, kierując się ich logiką tego, że potęga zależała od tego, ile supermocy się miało – A skoro dla was wyznacznikiem potęgi jest ilość supermocy, to powinnaś jego uznawać za najsłabszego. – zakończyłam, kiedy dało się usłyszeć, że na zewnątrz przeleciał jakiś człowiek na drewnianej sklejce, ewidentnie speedrunujący życie.
– Tyle, że Robin jest naszym liderem. – wypowiedziała ten what the fuck argument, gdy dało się usłyszeć, że rzeczywistość jebła facepalma.
– No i co z tego? – zapytałam tym retorycznym pytaniem, poprawiając rękaw mej piżamy – To nie czyni go od razu NadOP. – dodałam, na chwilę zwracając wzrok w lewo.
– Ale czyni go--- – zaczęła, ale nie dokończyła.
– TEEERRAAA!!! – usłyszeliśmy wołającego Terrę Cyborga z głębi bazy – Chodź tu na chwilę! – dodał, kiedy Terra odwróciła wzrok w kierunku, z którego dochodził głos.
– Już idę! – krzyknęła, na chwilę stając na palcach – Dobrze, że mnie zawołał, to nie muszę tracić czasu na takiego podczłowieka jak ty. – powiedziała, idąc w kierunku, z którego zawołał ją Cyborg, kiedy wodziłam za nią wzrokiem.
No i tak miałam praktycznie codziennie, czyli albo bicie mnie, albo obrażanie, a najczęściej jedno i drugie. Jak ja miałam to przeżyć to nie wiedziałam, ale wytrzymałam z nimi dziesięć lat, więc NadWszystko wydarzyć się mogło. Nadal nie rozumiałam, jaki naprawdę mieli powód nienawiści do mnie, ale wątpiłam, że chodziło o moje moce. Wszakże posiadałam je...tak naprawdę dwie. Tylko ta druga to dość specyficzna oraz opierająca się na naprawdę rzadkiej umiejętności w Opkolandii. Abym mogła ją wam zaprezentować, potrzebowałabym kogoś z ową pełną umiejętnością, a jak na razie nie natknęłam się na kogoś takiego. Może kiedyś trafi się ktoś, przy kim ową umiejętność wam pokażę. No ale tak poza tym, to posiadałam NadOP psychokinezę, NadOP broń i jeszcze walczyć umiałam. Szczerze mówiąc, to bardziej stanowiłam przeciętnego członka Młodych Tytanów, aniżeli najgorszego. W sumie nie potrafiłam wyłonić żadnego najgorszego Tytana. Teoretycznie Robin, ale on posiadał pierdylion gadżetów oraz został wytrenowany w walce przez Batmana, więc bezproblemowo radził sobie w walce ze złoczyńcami. Znaczy jasne, polegał w przypadku takich czarnych charakterów jak na przykład Brother Blood, ale z nim to wszyscy mieliśmy w sumie problem. Mówię, nie posiadaliśmy tak naprawdę najsłabszego członka w tej drużynie. Prędzej posiadaliśmy najbardziej irytujących, a mianowicie Tristitię, ale to logiczne, Terrę i Robina. Najbardziej nijakich też mieliśmy, Bestię i Cyborga mianowicie. Nie dziwiłam się w sumie, że się przyjaźnili, pod względem nijakości idealnie do siebie pasowali. No i mieliśmy też NadOP członków, czyli Gwiazdkę i Raven, o których niejednokrotnie do tej pory wam wspomniałam. I oni wszyscy bez powodu mnie nienawidzili. Znaczy Gwiazdka niby się zmieniała, ale na razie nie miałam podstaw, aby jej ufać. Zbyt mało czasu minęło od początku jej przemiany po prostu. Zawsze mogła starać się zdobyć me zaufanie, aby potem mnie zdradzić, co nie? No i na dodatek, gdyby faktycznie mnie lubiła, to powinna jakoś postarać się porozmawiać z Tytanami. W końcu ona posiadała z nimi najlepsze relacje, więc może by ją wysłuchali. Ja nie miałam co nawet próbować, przekonaliście się i jeszcze nie raz przekonacie, że Tytani gdyby mogli, to by mnie najchętniej zabili zapewne. Cudownych superbohaterów posiadało Jump City, normalnie nie ma co.
No ale przechodząc do teraźniejszości, w pewnym momencie zorientowałam się, że już weszłam do mego najmniejszego pokoju w historii budownictwa mieszkań. Zauważyłam też, że odłożyłam już kombinezon na miejsce, czyli złożyłam i położyłam na jednej półce biurka, a obecnie siedziałam na łóżku. Cóż, nie dziwne, że się zamyślałam. Wszakże nie miałam tak naprawdę z kim porozmawiać, jeżeli akurat nie rozmawiałam przez komunikator z Edwardem lub Gregorym, bądź nie spotykałam się z tym drugim. Przynajmniej nie czułam się tak płytka jak Tristitia, która na pewno nawet minimalnie nie analizowała w głowie danej sytuacji. Na sto procent tak wyglądała rzeczywistość, w końcu należała do głupich jak but osób, mimo iż sama siebie uważała za inteligentną do sześciennego sześcianu. Obecnie jednak, po prostu postanowiłam zrobić to, co każdy w nocy, czyli pójść spać. Dlatego po prostu położyłam się i, po jakimś czasie, zasnęłam mocnym snem...
Chciałam, aby to wszystko wreszcie się skończyło. Jednak, z drugiej strony, zdawałam sobie sprawę, że to nie mogło należeć do takich łatwych. W końcu skoro przez dziesięć lat praktycznie nic się nie zmieniło, to na sto procent nie zmieniłoby się to w jeden dzień, co nie?
_____________________________________________________
*AR2 – broń z Half-Life 2 używana przez Overwatch Elite, czyli elitarną część wojsk Kombinatu, jeżeli ktoś by nie wiedział. Charakteryzuje się w głównej mierze tym, że poza standardowym trybem strzału ma też alternatywny, strzelający kulami energii, które dematerializują żywy obiekt, którego dotkną.
**Chronokineza – umiejętność manipulowania czasem.
***Witakineza – umiejętność szybkiego leczenia kogoś, nawet bez dotknięcia danej osoby/danego zwierzęcia.
****Pirokineza – umiejętność manipulowania ogniem.
*****Demon Physiology – posiadanie cech i/lub umiejętności demona, możliwość transformowania się w takowego lub po prostu bycie owym.
******Cyrokineza – umiejętność manipulowania lodem.
*******Gyrokineza – umiejętność manipulowania grawitacją. OP wersja gyrokinezy nazywa się Gravity Lordship.
********Kwintesencja – umiejętność manipulowania piorunami.
*********Cat Physiology – posiadanie cech i/lub umiejętności kota, możliwość transformowania się w owe NadZwierzę lub po prostu bycie owym NadSłodziakiem.
**********Mind Control – umiejętność kontrolowania umysłami innych.
***********Hallucikineza – umiejętność stwarzania iluzji. OP wersja hallucikinezy ma jakże ambitną nazwę, czyli Absolute Illusion.
************FDA – amerykański odpowiednik polskiego sanepidu.
*************Anti-Energy Manipulation – umiejętność manipulowania energią, która anihiliuje pozostałe formy energii.
**************Nullify – umiejętność blokowania nadprzyrodzonych zdolności innych osób.
***************Destruction – umiejętność niszczenia wszystkiego i wszystkich przy użyciu na przykład jedynie myśli.
****************Tracking Evasion – umiejętność bycia niewykrywalnym przez cokolwiek i kogokolwiek.
*****************Crash! – umiejętność niszczenia lub po prostu zakłócania działania technologii i wszystkich rzeczy z nią powiązanych na danym terenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top