Rozdział 36
Dziękuje za wszystkie (w ogóle nie wymuszone XDD) komentarze :3 Autentycznie popłakałam się na niektórych ze śmiechu :D
Żeby wam podziękować, postanowiłam napisać jeszcze jeden rozdział. Niestety ostatni już w ten weekend <3
Gdy wbiegliśmy do miasta uderzył nas zapach siarki w powietrzu. Po paru minutach wypatrywania Edgara, zrobiło mi się niedobrze.
- Tu naprawdę nie jest bezpiecznie. - szepnął Shuu, kiedy prawie upadłam.
- Co? O co ci chodzi?
Wskazał głową na grupkę ludzi z widłami i pochodniami.
- Precz z wampirami! - krzyknął jeden z nich. Po moich plecach przebiegł dreszcz trwogi.
- Idziemy stąd. - zarządził Shuu.
- Nie! - skoczyłam na równe nogi. - Nigdzie się nie ruszę bez Edgara!
- Co wy tu robicie!? - odwróciliśmy głowy i napotkaliśmy wzrok starszej pani. - Wszystkie kobiety i dzieci powinni być teraz schowani bezpiecznie w swoich domach.
- O czym pani mówi? - spytałam.
- W tej chwili to nie ma znaczenia. - zapewniła. - Idźcie do swoich rodziców.
- Ale proszę pani..
-Ćććććć- odwróciła się na pięcie. - Do domów.
Kobieta zniknęła za tłumem.
Zamrugałam oczami i zaczęłam się od nowa rozglądać.
- Tam jest! - krzyknęłam po chwili.
Zrobiłam to wystarczająco głośno, bo chłopak się odwrócił. Gdy tylko nas zobaczył zamarł. - N-nie nie wierzę. Co wy tu robicie? To niebezpieczne!
Przez chwilę rozglądał się dookoła, jakby nie wiedział co powinien teraz zrobić.
- Shuu. - zaczął przerażony - Musimy wyprowadzić stąd Risette.
- Dlaczego? - spytaliśmy oboje. Sytuacja stawała się coraz dziwniejsza.
- Wydało się, że Blackowie to wampiry. Cały ten tłum zmierza właśnie do ich siedziby rodowej.
Zbladłam. - J-jak to?
Moi rodzice. Są w niebezpieczeństwie.
- Trzeba uciekać! - warknął. - Później się dowiemy jak to się stało!
Pokręciłam przecząco głową. - Muszę ostrzec rodzinę.
- Risette! Bądź rozsądna! - krzyknął tym razem Shuu. - Wampiry nie mają dzisiaj swoich pełnych mocy. Nie zdążymy przed tłumem.
Zaczęłam cofać się do tyłu. Jeśli ci ludzie otoczą mój dom, to będzie koniec.
- Uważaj! - krzyknęli obydwoje.
W tej samej chwili wpadłam na kogoś. Ta sama osoba strąciła mi niechcący czapkę. Moje czarne włosy rozsypały się po całych plecach.
- Przepraszam chłopcz...
Mogłabym podać dokładną sekundę w której mnie rozpoznał.
- Ludzie! To ta mała z Blacków!
Wszystkie twarze zwróciły się w naszą stronę.
O nie.
Shuu chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
Zaczęliśmy uciekać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top