41. Ryzykujecie Swoje Życie
-Ciężka sprawa - zaczęła się drapać po głowie - straciła dużo krwi.
-Ale żyje?
-Tak, żyje. Była w ciężkim stanie, ledwo co kontaktowała, porwałam swoją bluzkę i zatamowałam krwawienie.
-Całe szczęście, a wiesz może czy Paulina dalej jest w tym samym miejscu, w którym byłyście?
-Mówili coś, że w tym tygodniu wyjadą z nią za granicę. Nie jestem stuprocentowo pewna, ale to chyba będzie w tą sobotę.
-Musimy tam jechać, uratować ją.
-To dosyć daleko, oni są niebezpieczni.
-Jeśli nie chcesz to nie, pojadę sama.
-Sama sobie nie dasz rady. Jest ich za dużo.
-Mam paralizator.
-Szczerze mówiąc to gówno on ci da.
-To nie wiem, wezmę sobie ekipę.
-Lepiej nikogo w to nie wciągać.
-To chodźmy na policję, założysz zeznania i oni to sprawdzą.
-Wolę nie mieć doczynienia z policją.
-Czemu?
-Przez narkotyki i te sprawy.
-No dobra, sama coś wymyślę, dzięki, że mi powiedziałaś.
-Spoko, ja już pójdę.
-Zanim pójdziesz, powiesz mi, gdzie leży ten magazyn?
-Wiesz, gdzie jest cmentarz komunalny północny?
-Tak, kojarzę mniej więcej.
-No i za nim jest droga w las. Musisz iść prosto i w pewnym momencie będzie taka ścieżka w prawo. Jak tam skręcisz to idź prosto do momentu, gdy znajdziesz się na skrzyżowaniu, wtedy skręć w lewo. Idź cały czas prosto. Później znajdziesz się pod ogromnym budynkiem, ten budynek to stary magazyn jakiejś firmy z meblami.
-Dzięki.
-Uważaj na siebie - widziałam, że powiedziała to szczerze.
Nie wiem czemu, ale przytuliłam ją, co odwzajemniła. Odprowadziłam Martynę do drzwi, a następnej wróciłam na górę.
Sprawdziłam lokalizację na google. Czarnowłosa się nie myliła, znalazłam dokładnie taką samą drogę, o której mi mówiła.
Zaczęłam dokładnie planować pójście tam. Muszę się przygotować, jutro po południu jadę tam.
Planowanie przerwał mi mój dzwonek, video rozmowa na grupie. Postanowiłam odebrać.
-Hej ludzie - odezwałam się jako pierwsza.
-Cześć Gabi, czemu cię nie było w kinie? - zapytał Kuba.
-Miałam niespodziewanego gościa.
-Jakiego gościa?-zapytała Natalia.
-Chyba wiem, gdzie jest Paula. Dacie radę przyjść do mnie teraz? Bo to nie rozmowa na telefon.
-Jasne, za chwilę będę - powiedział Tomek.
Dosłownie po dziesięciu minutach w salonie była cała ekipa.
-Śmierdzi tutaj jak w szpitalu - powiedziała Jabłonka.
-Jakoś trzeba było usunąć krew Pauliny - odezwał się Mateusz.
-No dobra, o co chodzi? - zapytała Natalia.
Opowiedziałam im całą historię od A do Z.
-I ty chcesz tam jutro jechać? - zapytał Maks.
-Tak.
-Sama? - zapytała Zuza.
-Tak.
-Nie ma mowy, jadę z tobą - odezwał się Tomek.
-To jest dosyć ryzykowne. Martyna mówiła, że są bardzo niebezpieczni.
-Postanowione, jedziemy z tobą - powiedziała Natalia.
-Nie!
-Tak, powiedz nam co trzeba zabrać i spotykamy się tutaj jutro o 13 - zadecydowała Natka.
-Ryzykujecie swoje życie.
-Paulina wiele nam poświęciła, nie możemy jej zostawić - powiedział Kuba.
-Tyle ile ona dla mnie zrobiła, nie zrobił nikt. Także nie ma mowy, że zostawię ją samą w takiej sytuacji - powiedziała Zuza.
-No dobra. To jutro o 13 tutaj i nikomu o tym nie mówicie. Najlepiej będzie jak wyłączycie lokalizację w telefonach.
Pożegnałam całą ekipę i wykonałam wieczorną rutynę. Położyłam się do łóżka, chociaż oczywiste dla mnie było, że dzisiejszej nocy nie będę spać.
* * *
O godzinie 10 zeszłam na dół w piżamie. Zrobiłam sobie sałatkę owocową i kawę. Potrzebowałam pobudzenia.
Rodziców Pauli już nie było, zapewne wrócą o 21 jak zwykle. Nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie, idzie mi to na rękę.
Razem ze swoim śniadaniem udałam się na górę, gdzie wyszłam na taras. Jedząc rozkoszowałam się tym ciepłym porankiem.
Po zjedzeniu odłożyłam naczynia do zmywarki i postanowiłam się ogarnąć.
Wybrałam czarne rurki z wysokim stanem i biały top z adidasa. Na szybkości wykonałam poranną rutynę. Po dwudziestu minutach wyszłam z toalety. Zostało mi się tylko pomalować i wysuszyć włosy.
Zaczęłam od malowania. Tradycyjnie korektor, puder, bronzer, rozświetlacz i tusz do rzęs.
Następnie wysuszyłam włosy.
O godzinie 12:11 skończyłam prostować włosy. Odłożyłam wszystko na swoje miejsce i chwyciłam za plecak.
Spakowałam do niego paralizator, gaz pieprzowy, bejsbol, scyzoryk i power bank. Zabrałam plecak, schowałam telefon do tylniej kieszeni spodni i wyszłam z pokoju.
Chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi. Będąc święcie przekonana, że to ktoś z ekipy, poszłam otworzyć drzwi. Jednak za nimi nie stał nikt z ekipy...
Kto to? Dowiecie się już niebawem. Tymczasem chciałam wam powiedzieć, że zostały jeszcze dwie części do końca tej książki 🖤.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top