Prolog

Witam w moim chyba już piątym opowiadaniu. Pierwszy raz pojawia się u mnie motyw fantasy, który mam nadzieję, że wam się spodoba, bo wspięłam się na wyżyny swoich doświadczeń z tym gatunkiem. Nie chce za wiele zdradzać, bo już w opisie zawarłam większość rzeczy. Życzę wam miłej, trzymającej w napięciu, nieprzewidywalnej fantastycznej i pełnej magii przygody.

Miłego!♥


Krainy w jedną się złączą, a szczęściu nie będzie końca, lecz gdy przepowiednia się nie spełni ciemność nastanie... In perpetuum


-Panie nie możemy rozpalić ogniska, obawiam się, że bez twojej pomocy nie zdołamy tego zrobić.

-Mówiłem ci żebyś zaczął mówić mi po imieniu, bo ta pomyłka już niedługo może kosztować cię życie.

-Tak pa... Masz rację, przepraszam.

Wstałem i podszedłem w miejsce, w którym moi kompani próbowali rozpalić ognisko. Pech chciał, że w tej krainie o tej porze roku wiecznie pada, co skutkuje mokrym chrustem, nie nadającym się do niczego.

Moje moce słabną z każdym dniem, co też jest przyczyną mojej podróży, która ma na celu przywrócenie ich w pełni, a nawet zwiększenie. Niestety na to będę musiał jeszcze poczekać.

Zebrałem się w sobie i skupiłem, zamykając przy tym oczy.

Ogień.

Otworzyłem oczy i zobaczyłem czerwone płomienie, które już po chwili zmieniły się w najprawdziwszy ogień o normalnej barwie.

-Przygotujcie posiłek. Czeka nas jeszcze długa droga.

-Robi się. – Usłyszawszy odpowiedź wróciłem na swoje miejsce, by odpocząć.

Zmniejszenie mojej mocy było bardzo wyczerpujące. Każde użycie jej skutkowało natychmiastową potrzebą odpoczynku, dlatego starałem się używać jej jak najmniej. Dobrze, że nie jestem imbecylem i od małego ciężko pracuje nad swoimi umiejętnościami, które przydają się na polu bitwy oraz formą, która daje mi tę siłę, która właśnie w tym momencie zastępuje tą wewnętrzną.

Po pożywnym posiłku wstałem w celu przemówienia do kompanów.

-Ruszamy skoro świt. Niech ktoś weźmie pierwszą wartę. Wyśpijcie się, bo jutro upływa ostateczny termin, co oznacza, że nie możemy pozwolić sobie na jakikolwiek błąd... Sami wiecie, co wtedy się stanie, dlatego żądam pełnej sprawności i gotowości. Obiecuje wam, że już jutro o tej porze będziemy żyć w godnych warunkach. – Popatrzyłem po wszystkich i spodobało mi się to, co zobaczyłem. Każdy z nich zdawał sobie sprawę z rangi jutrzejszego dnia i doskonale wiedział, co ma robić. Tylko takie nastawienie i duch walki może przynieść nam upragniony sukces...


-Jadą, każdy na swojej pozycji?

-Tak pa... Każdy na swojej pozycji. Jesteśmy gotowi.

-Dobrze. Ja zajmę się nim, a wy załatwcie resztę.

-Tak jest.

Przyczaiłem się, jak prawdziwy smok, który zresztą był w herbie mojej rodziny wcale nie przypadkowo.

Mam zamiar własnoręcznie zmierzyć się z tym sławnym ,,mistrzem", który rzekomo jest najlepszym kapitanem gwardii, jakiego można tylko spotkać... No to się przekonamy....

-A dokąd to się wielki mistrz wybiera. - Wyłoniłem się z ukrycie stając twarzą w twarz z tym nieudacznikiem. I on niby ma być groźny?

-Kim jesteś? – Zauważyłem kątem oka, że kmiotek położył swoje grube łapsko na mieczu. Oj jeszcze dużo musisz się nauczyć...

-Ja? Hmmm, osobą, która zabije cię za pięć sekund?

-Zejdź mi z drogi, jeśli ci życie miłe.

-A ty co, ze średniowiecza się wielmożny rycerzu wyrwałeś?

-Zabiję cię, jeśli się nie odsuniesz, a jeśli nie ja, to moi ludzie.

-Jesteś tego pewny? Bo ja na nich właśnie patrzę i nie wyglądają na takich, którzy w jakikolwiek sposób mogą ci teraz pomóc. – Dobra, bo zaczynam się nudzić.

Mój przeciwnik obrócił głowę i właśnie w tym momencie zobaczył ludzi, ale moich, którzy nawet nie byli ubrudzeni krwią trupów, które walały im się pod nogami.

-A taka rada mała rada, w zaświatach raczej ci się nie przyda, ale teraz tak.

-Co, jaka?

-Nie zadzieraj z przyszłym władcą. – Po tych słowach tak po prostu wbiłem mu sztylet w serce, a on, jak każdy inny padł na kolana łapiąc się za to miejsce, by już po chwili umrzeć.

-Macie wszystkie ich konie?- Zapytałem, zwracając się do moich kompanów.

-Co do jednego.

-Wypuśćcie nasze, niech wrócą same do domu. Jedziemy, bo przecież nie możemy kazać im czekać za długo...


Muszę przyznać, że Królestwo Jasności jest godnie mojej uwagi. Zupełnie inne niż to, w którym mieszkam ja, ale równie piękne.

-Kim jesteś panie i co cię tutaj sprowadza? – Jeden ze strażników przy bramie prowadzącej na zamek odezwał się do mnie. Normalnie bym go zabił za taki ton, ale muszę okiełznać moją duszę, dla wyższego dobra.

-Jestem nowym kapitanem gwardii królewskiej, ja i moi ludzie przybywamy z bardzo daleka, na wezwanie samego króla.

-A więc witam. Król zostanie powiadomiony, jak najszybciej, a służba zajmie się paniczem i jego towarzyszami. Witamy w Królestwie Jasności. – Panicz? A czy ja mu wyglądam na jakąś dziewkę z pobliskiej wsi? No nie ważne, coś czuje, że nieźle się tutaj ubawię...


Na szczęście król nie zwlekał z przyjęciem mnie w swojej sali tronowej, do której właśnie wchodziłem.

Podszedłem z podniesioną głową bliżej i ukłoniłem się przed nim.

-Witam Wasza Wysokość. Nazywam się Jeon Jungkook i mam być kapitanem gwardii królewskiej. Przybyłem, aby wypełniać z godnością mój obowiązek. Królu... Jestem zaszczycony. – Dobrze, że nawet nie pomyślą o moich korzeniach. No bo kto z takim rodowodem płaszczy się przed jakim królem z innego królestwa? No właśnie, tylko ja. Przebiegły i nauczony poświęcenia, a nie tak jak ten jego syn, który by tylko zawierał pokoje i nie dopuszczał do krwawych starć... Ciekawy, nie powiem, że nie. Chciałbym go jak najszybciej poznać i intencję, którymi się kieruje również.

-Dobrze to słyszeć. Powiem wprost paniczu. Wiele o tobie słyszałem i uważam, że zasłużyłeś sobie na to stanowisko. Wszystko objaśnią ci moi doradcy, a teraz chciałbym ci przedstawić osobę, która będzie twoim priorytetem i jeśli będzie trzeba, to bez wahania zapewne oddasz za nią życie.

Drzwi się otworzyły a do ogromniej komnaty wszedł... Anioł?

-Paniczu Jeon, to jest mój syn i przyszły król - Park Jimin.    


♛♛♛♛♛

Jak wrażenia? Mam nadzieję, że wam się podobało, tak samo, jak niespodzianka. ♥

Miłego i widzimy się niedługo w pierwszym rozdziale. ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top